Przejdź do zawartości

Patryotyzm i kosmopolityzm/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Patryotyzm i kosmopolityzm
Wydawca Wydawnictwa Elizy Orzeszkowéj i S-ki
Data wyd. 1880
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
Fałszywe kierunki patryotyzmu.

Mamyż, śladem bałwochwalców, twierdzić ślepo i zawzięcie, że idea, czczona przez nas, nie nosi na sobie skazy żadnej i nie zmyla nigdy z właściwej sobie drogi? Owszem; przyznajmy pośpiesznie, że, jak wiara religijna, sztuka i nauka, jak miłość, miłosierdzie, poświęcenie i sama nawet praca, patryotyzm znajdował pomiędzy ludźmi fałszywych tłómaczów, niedołężnych lub szalonych wyznawców; jak wszystkie inne, wielkie i dobroczynne same w sobie, pojęcia ludzkości, bywał on nieraz i bywa jeszcze dotąd narzędziem, którém złe lub niedołężne ręce posługują się ku złym lub niedorzecznym celom.
Fałszywe kierunki patryotyzmu rozdzielonemi być mogą na dwie kategorye:
1) Międzynarodowe nienawiści i niechęci, których objawami są: wojny, podboje, zamykanie granic, tamujące rozwój i obieg różnorodnych bogactw ludzkości.
2) Narodowe samouwielbienie, zaślepiające społeczeństwo, tak na przywary i niedostatki własne, jak na obce przymioty i zasługi.
Dla osądzenia, w jakim stosunku błędy te rozumowe i etyczne zostają do samej istoty patryotyzmu i o ile do potępienia jéj przyczynić się mogą, należy koniecznie wziąść pod pilną uwagę dwa względy:
1) Że wywołujące je przyczyny są liczne, wielce składowe, a bynajmniej nie w samej tylko istocie patryotyzmu źródło swe biorące.
2) Że patryotyzm, jak wszelkie inne uczucie i pojęcie ludzkie, wraz z modyfikacyami, którym ulega umysłowość i obyczajność powszechna, modyfikuje się, zmienia ustosunkowanie składowych swych części i przybiera w siebie składniki nowe, przez co, nie znikając bynajmniej, dokształcać się może do zgody doskonałej, ze wszelką, przebywaną przez ludzkość, fazą rozwoju.
Nikomu, bacznie śledzącemu skomplikowane nieco objawy psychiczne, obcem nie jest spotrzeżenie, iż większość ogromna ludzi, z pomiędzy mnóstwa przyczyn, sprowadzających zjawisko jakieś, dostrzega jedną tylko, najbezpośredniejszą, najbliższą, — tę częstokroć, która w wytwarzaniu zjawiska najmniejszy przyjęła udział, lecz, która łatwiejszą jest do spostrzeżenia, niż inne, czynniejsze, ale głębiej ukryte lub bardziej oddalone. Co więcej, powszednim też jest wielce objawem płytkiego sądu ludzkiego, iż za przyczynę zjawiska poczytuje on coś, co, ulegając jednemu rządowi przyczyn, do jednej ze zjawiskiem owem dokształca się natury, nie przyjmując przecież w wytwarzaniu się jego udziału żadnego. Spostrzeżeniom podobnym, niedokładnie lub całkiem błędnie przedstawiającym gruppę pewną przyczyn i następstw, ulega patryotyzm, ilekroć jemu wyłącznie przypisywanemi są wszystkie, trapiące ludzkość, klęski nienawiści, zapoznań i samouwielbień. Że w posępnej tej tragedyi rodu ludzkiego odgrywa on rolę pewną, zaprzeczać temu nie należy, lecz przypatrzyć się też godzi: o ile ważną jest rola jego w obec ról, odegrywanych przez czynniki inne, a także: kto i co wyseła go na, łzami oblaną i błędami usianą, scenę.
Rzućmy okiem po całej przestrzeni współczesnego cywilizowanego świata, uważnem spójrzeniem przebiegnijmy liczne kręgi umysłowości i obyczajności jego i stwierdźmy: że świat spółczesny rozdarty jest na poły, — dla czego? zobaczymy to później, — pomiędzy mnóstwem pierwiastków i czynników, wzajem sobie najprzeciwniejszych. Z pośród niezliczonej ilości tych, rozdzierających go, a sprzecznych z sobą, sił i czynników, istnieją dwa uczucia, które na umysłowość i etykę ludzką nieźmierne wywierają wpływy, a których walka napełnia sobą wszelkie dziedziny bytu ludzkiego, wdzierając się zarówno na najwznioślejsze szczyty, jak w najskromniejsze jego zakąty. Parą tą niezgodną, a przepotężną, są: miłość i nienawiść. Podział współczesnego świata pomiędzy dwa te pierwiastki, które z pozoru wyłączać się powinny, dokładne i energiczne znajduje określenie w następujących słowach angielskiego myśliciela.
„Pojęcia nasze wielostronnie zostałyby wyświetlonemi, — pisze H. Spencer, we wstępie swym do umiejętności społecznej, — gdybyśmy przyznać chcieli, że posiadamy dwie religije. W pierwotnej dobie istnienia swego ludzkość miała jedną tylko religję i jedną tylko mieć będzie w oddalonej przyszłości. Nasze dwie religje są sobie wręcz sprzeczne, lecz my, umieszczeni w połowie drogi, przebywanej przez bieg cywilizacyi, w obie wierzyć musimy. Dwie te religje związek mają z dwoma społecznemi koniecznościami. Jedna z tych konieczności panującą była u początku dziejów, druga zapanuje u ich końca, lecz pomiędzy początkiem a końcem, w ciągu społecznego rozwoju, musi zachodzić pomiędzy niemi rodzaj kompromisu. Z jednej strony społeczeństwo każde bronić się musi przeciw swym wrogom zewnętrznym; z drugiej — zachodzi niezbędna potrzeba współdziałania ludzi, możliwego wtedy tylko, gdy wiążące ich stosunki opierają się na ufności wzajemnej. Jeżeli konieczności pierwszej nie staje się zadość, — społeczeństwo ulega zagładzie, gaśnie lub pochłoniętem zostaje przez inną zdobywczą społeczność. Bez zadowolenia znowu konieczności drugiej, istnieć nie może ani podział pracy, ani zamiana usług, ani udoskonalenie przemysłu, ani wzrost ludności, — żaden, słowem, z postępów tych, przez które społeczeństwo staje się dość silnem, aby módz istnieć. Stosownie więc do dwu tych sprzecznych konieczności, wytworzyły się dwa kodeksy sprzecznych ze sobą obowiązków. I w ten to sposób posiadamy dwie religije: religję miłości i religję nienawiści.“
„Nie utrzymuję naturalnie, aby w mowie potocznej oba kodeksy te nosiły nazwę religji. Nie idzie mi o słowa, lecz o rdzeń rzeczy. W mowie potocznej, ludzie spółcześni mniej zapewne oddają czci kodeksowi nienawiści, jak kodeksowi miłości i przeciwnie — ten to ostatni umieszczanym bywa przez nich na miejscu poczetnem. Niemniej, przecież, cześć, oddawana kodeksowi nienawiści, zakreśla jeszcze szerokie, jeśli nie najszersze, kręgi. Wszyscy prawie ludzie w gruncie rzeczy są wyznawcami kodeksu nienawiści, a wiara wielu w nich w kodeks miłości jest bardziej złudzeniem niż prawdą. Przypomnijcie im, w rozprawie jakiej nad międzynarodowemi sprawami, np. przepisy religji, której wyznawcami się mienią, odpowiedzą wam słabem zaledwie potwierdzeniem, lecz, gdy zwrócicie rozmowę ku powstańcom Indyjskim lub sprawom Jamaiki, (ku sprawom zatem, bezpośrednio interes ich zadrażniającym), przekonacie się wnet, że słabe to zatwierdzenie przypomnianych przez was przepisów musnęło tylko ich wargi i że przepisy te, wręcz przeciwne, silnie zagłębionymi są w wierzenia ich i bronionymi z istotnym zapałem.“
Nikt nie zaprzeczy prawdziwości opisanego powyżej faktu, — faktu współczesnego istnienia w dzisiejszym cywilizowanym świecie kodeksu nienawiści i kodeksu miłości, jak też przewagi pewnej, którą pierwszy posiada nad drugim. Fakt ten niewątpliwym jest; o prawdziwości jego świadczą głębokie badania myślicieli, zarówno, jak najprostsze doświadczenia codziennego życia. Lecz, czemuż przypisać go mamy? czy patryotyzmowi? Tak zapewne, jeżeli, z pomiędzy mnóstwa złożonych przyczyn, spostrzegać możemy lub chcemy jedną tylko, najprostszą i najbardziej na powierzchni rzeczy umieszczoną; — jeżeli, co więcej, za przyczynę, wytwarzającą zjawisko, uznawać będziemy pierwiastek, który sam, przez zjawisko to, rządzonym jest i kształtowanym. Lecz, jeśli badanie nasze doprowadzić nas ma do wyników, istotnie poważnych, a skutecznie na sposób nasz myślenia i czucia wpływających, musimy spójrzeć dalej i głębiej, zajrzeć do dalekiej, mrocznej przeszłości ludzkiego rodu i do zwikłanej głębi ludzkiego ducha. W dalekiej, mrocznej przeszłości, nienawiść była tragiczną koniecznością, narzuconą ludzkiemu rodowi przez istniejący w naturze jego zmysł samozachowawczy i przez trudności potężne, niezmierne, które człowiek pojedyńczy lub zbiorowy, na drodze samozachowania się swego, napotykał. W poszukiwaniu możliwości, a potem ułatwień bytu, ludzie i ludy walczyły o wszystko: o otwór jaskini i kawał mięsa z zamordowanego źwierzęcia naprzód; o żyźniejszą od innych przestrzeń ziemi, liczniejszą trzodę, silniejszą, piękniejszą, a do pracy i obrony zdolniejszą ludność potem; o okruchę bogactwa, które rozstrzygało losy oświaty, a zatem — potęgi, o chlubę panowania, z której wytryskało mnóstwo źródeł użycia w czasach jeszcze późniejszych. Walka trwała nieustannie i na miejscu każdém; orężem jéj było wszystko, ku czemukowiek zmysł samozachowawczy popchnął myśl, i dłoń ludzką; brutalna siła pięści, przebiegły podstęp, napaść, morderstwo i pomsta. Każdy z łatwością wyobrazić sobie zdoła, jakiem niezgłębionem morzem morzem nienawiści zalanemi być musiały łona walczących. Z onej panującej konieczności bronienia się i wywalczania sobie miejsca pod słońcem, wynikała konieczność owego uczucia, obudzanego przez obronę i walkę i służącego im wzajem za arsenał bodźców i tworzących oręże pomysłów. Oto, co wskazuje nam przeszłość daleka; cóż zobaczymy dalej w głębiach ludzkiego ducha? W psychicznym ustroju, tak pojedyńczego, jak zbiorowego człowieka, istnieje niewątpliwa i nierozdzielna z nim właściwość: ta mianowicie, że pierwiastków, nabytych przez wieki, nie utraca on nigdy nagle, ani szybko. Uczucia, pojęcia, przyzwyczajenia same nie ulatują zeń, lecz w nim samym topnieją zwolna, nie pozostawiają po sobie próżni, lecz w zmniejszających się wciąż rozmiarach istnieć nie przestają dopóty, nim do zupełnego ich zastąpienia nie dokształci się pierwiastek inny, długo przez nie gnębiony, potem z niemi walczący i powoli, powoli wzrastający obok nich wtedy, gdy one powolnemu też ulegały zanikaniu. Czemu przypisać należy długotrwałość i powolność psychicznych procesów tych? Wiedzą o tem, dość już dokładnie nauki, zajmujące się fizyologicznym i psychicznym ustrojem człowieka i ludzkości; wiedzą też one i o tym, dla ludzi po za nauką stojących, zdumiewającym i wszelkie pozory cudowności posiadającym fakcie, który dość często ukazuje odradzanie się, w pełnej sile i całości, cech fizycznych lub duchowych wtedy już, gdy zdawały się one całkowicie zanikłemi, w znacznej od ostatnich pojawień się ich odległości czasu i pokoleń. Zjawisko to otrzymało w nauce nazwę atawizmu. Po za naukową nazwą tą istnieje tu świadectwo wymowne: o długotrwałości cech i pierwiastków, kiedykolwiek istniejących w cielesnym lub duchowym ustroju człowieka, — długotrwałości, wynikającej bądź z siły dziedziczenia, bądź z procesu doboru, bądź z powikłania procesów, które towarzyszą fizyologicznemu i psychicznemu rozwojowi organizmów, a oddziaływają na siebie wzajem, w sposób zwalniający postęp, tak rozkładu, jak wzrostu, — bądź jeszcze ze wszystkich tych przyczyn razem i innych, przez naukę dzisiejszą jeszcze nie dostrzeżonych.
Nienawiść tedy z konieczności powstała i potężnie rozwinięta w pierwotnej dobie ludzkich dziejów, zniknąć nie mogła nagle, ani szybko, pod wpływem żadnego z pierwiastków, które obok niej powstawały i w walce z nią rosły; uszczuplił panowanie jéj, lecz ją nie unicestwił pierwiastek miłości, tak powoli i z trudnością wstępujący w stosunki jednostek i różnorodnych grupp jednostek, jak powoli i opornie ona z nich ustępowała i ustępuje jeszcze w czasach naszych, nieledwie przed oczami naszemi. Mnogie przed nami wieki, pokolenia, doktryny religijne i filozoficzne, naukowe prace i wpływy, pracowały nad wzmożeniem się pierwiastku miłości; to też, pomimo licznych twierdzeń przeciwnych, w czasach naszych, miłość zbroi się w obec nienawiści w coraz potężniejsze oręże, a tak w pojęciach ludzi o prawdzie i szczęściu, jak w obyczajach ich, smaku i samych nawet interesach, coraz liczniejszych znajduje sprzymierzeńców. Jednak zwycięztwo jéj wielce jeszcze jest oddalonem, jeżeli nawet kiedykolwiek nastąpi w zupełności i jeżeli tu, jak wszędzie indziej, niezłomna natura rodu ludzkiego nie rozkaże mu zadawalniać się jaknajwiększem zbliżeniem się do absolutu, zupełne posiadanie go czyniąc dlań niemożliwem. Przez chwilę tylko uważnym wzrokiem potoczyć trzeba dokoła, aby ujrzeć, że nienawiść istnieje jeszcze na wszystkich punktach wszechstronnego bytu ludzkości, w najwęższych, zarówno naj najrozleglejszych, kręgach stosunków, wyżej i niżej, wszędzie, gdziekolwiek spotykają się ze sobą ludzkie interesy i namiętności, — co dziwniej, tam nawet, gdzie naprzeciw, lub obok siebie, płyną strumienie ludzkich myśli, gdzie naprzeciw lub obok siebie powstają dwa energiczne i czynne ludzkie osobniki. Któż jest wolnym i co jest wolnem od nienawiści? Religje? Zapytajmy o to kart, na których wypisane są klątwy i złorzeczenia przeciw inaczej wierzącym i ust które je wymawiają. Zapytajmy o to jeszcze serc i myśli przedztawicieli wszelkich uorganizowanych wyznań. Zadawanie męczarni, gwałcenie sumień i fizyczne tępienie przeciwników, stało się niemożliwem w obec praw i obyczajów, przedstawiających przewagę, otrzymaną częściowo nad nienawiścią przez miłość; — lecz, czy w głębiach serc i myśli wielu nie kipi, przeciw prawom i obyczajom tym, bunt głuchy; bo bezsilny? czy, gdyby zniknęły one, co jest rzeczą, na krótką chwilę tylko możliwą, męczarnie, gwałty i tępienia, w imię wiar religijnych dopełniane, nie przedstawiłyby dla wielu źródła najżywszych rozkoszy?...
W dziedzinie filozofji, tej córy mądrości, która, zda się, powstawać i wzrastać może tylko w atmosferze niezmąconego spokoju, wystarcza wymienienie kilku szkół i systematów, aby przed pamięć i wyobraźnią przywołać obraz zaciętych waśni i wstrętów nieprzejednanych. Pomijając podrzędne odrośla i drobniejsze, mniej rozgłośne, starcia, główne tylko z pośród, dzielących świat spółczesny, prądów filozoficznego myślenia, takie jak: spirytualizm i materyalizm, idealizm i pozytywizm, nie skupiająż dokoła siebie wojsk i obozów, toczących wzajemne, a zażarte, utarczki i wojny? Różnice w wywodach, wyprowadzanych z pewnych szeregów spostrzeżeń i kombinacyi, różnice w zapatrywaniach się na sprawy i naturę świata, posiadają prawo i racyę istnienia, istnieć muszą i prawdopodobnie, do pewnego przynajmniej stopnia, istnieć będą zawsze. Nie w istnieniu tedy różnic tych dopatrywać się należy pierwiastku nienawiści, lecz w sposobach, którymi przeciwnicy usiłują zwalczać się wzajem, a którymi bywają częstokroć: wzgarda i pośmiewisko, podstęp i potwarz, umyślne wykrzywianie myśli cudzej, usiłowania, dokonywane ku wyparciu jéj ze wszystkich wpływowych i zaszczytnych stanowisk. Co zaś najwyraźniej zdradza ową sprężynę, która kieruje poruszeniami ducha ludzkiego, bez wiedzy jego o tém niekiedy, to ów, najpowszechniej objawiający się, popęd do osypywania razami nie samą ideę, ale, przedstawiające ją, w świat ją wnoszące, indywidualności ludzkie. Typowy przykład tego rodzaju objawów przedstawia nekrolog Johna Stuarta Milla, wydrukowany w jednym z napoważniejszych dzienników Amerykańskich, napisany więc zapewne przez poważne pióro, a zawierający się w słowach następujących: „Pan J. St. Mill, który poszedł sobie na tamten świat dla zdania rachunków, byłby znakomitym pisarzem, gdyby nie był literackim łotrem pierwszego rzędu. Smierć jego nie przyczyniła szkody nikomu i niczemu, bo był to tylko skeptyk przyjemny i człowiek niebezpieczny bardzo. Im prędzej owe „światła myśli“, które dzielą przekonania jego, pójdą się z nim połączyć, tém lepiej będzie dla wszystkich (H. Spencer, „Intr. à la science social, . 393“). Czy w krótkich słowach tych nie brzmi nienawiść? A jednak należą one, w rodzaju tym objawów, do łagodnych i spokojnych. Bywają częstokroć sroższe, bezlitośniejsze, grubiej napiętnowane atawizmem, czyli formą, wracającą do odległych i z pozoru, zda się, zaginionych typów pierwobytu...
Jeżeli tak się dzieje w odroślach myśli ludzkiej, zamieszkujących szczyty i błękity, jeżeli tak się dzieje w religijach i filozofijach, jakiegoż, w tym względzie, stanu rzeczy spodziewać się możemy, zstępując niżej, w zawikłaną sieć pracy ludzkiej, w powszedni gwar towarzyskich stosunków, we wnętrze osobników ludzkich, posiadających średnią miarę umysłowego i moralnego wzrostu? Na polu pracy spotykamy się ze współzawodnictwem i wyzyskiwaniem, z krzykami tych, którzy wpadają w zastawione sieci, i urągliwym tryumfem zręcznych łowców, z nienawistną, jadu pełną, walką pracy, zgromadzonej przez przeszłość, z tą, która oblewa znojem swym grunt teraźniejszości. Oddawnaż z powierzchni ziemi zniknęło niewolnictwo, ów zbiornik nienawiści i pokrewnej z nią wzgardy, a ze stanu społecznego, który wywinął się z fazy dziejów, odznaczonej instytucyą niewolnictwa, nie rozpowijaż się teraz z pieluch stan jakiś nowy i czyliż objawy, towarzyszące aktowi rozpowijania się tgo, sąż objawami saméj tylko miłości?
Cóż w stosunkach towarzyskich? Pominiemy tu zażartą walkę, która na każdej piędzi społecznego gruntu, na każdym szczeblu społecznej drabiny, toczy się nie o sam byt już, lecz o namiętnie pożądane ozdoby i chluby jego; pominiemy ulatujące ze wszystkich wierzchołków, niemniej jak ze wszystkich śmiecisk świata tego, roje intryg i zawiści, a uwagę naszą zatrzymamy tylko na dwu objawach, z których pierwszym są powszechnie panujące, a drobne niby, towarzyskie nałogi, takie jak np. obmowa, wyśmiewanie, pełne głuchej niechęci szperanie w sprawach cudzych i t. d., drugim — owa tajemnicza siła, która roztrąca pewne kategorye osobników ludzkich tak, że, nakształt pewnych ciał chemicznych, nie mogą one ze sobą łączyć się i spajać. Że towarzyskie owe nałogi okryto potępieniem i pośmiewiskiem, że przeciw zarzutowi oddawania się im, bronią się uparcie i często szczerze te nawet indywidua, które najgorliwiej święcą im swe życie, dowodzi to częśiowego tryumfu, odniesionego przez pierwiastek miłości. Niemniej, przecież, nikt nie zaprzeczy, że szerzą się one wszędzie, gdziekolwiek istnieje gruppa osobników ludzkich, jakiemikolwiek stosunkami spojona, a umniejszają się w mierze, niemal niedojrzalnej. Z pozoru, są to drobiazgi tylko, śmiesznostki, mniejsze lub większe towarzyskie grzeszki; dla postrzegacza przecież, idącego do źródła i do gruntu rzeczy, odsłania się tu z pod drobnych, wiekami nawianych, pyłków, niezmiernie ciekawy ślad pierwotnego bytu; wybija się z zaplątanego rysunku przedłużenie linji, początkiem swym sięgającej w nocną przeszłość ludzkości, uszczuplającej się coraz, lecz wiecznie tej samej. Objawia się tu niewątpliwie dalszy ciąg przedwiekowej walki o byt — walki, toczonej orężami, odpowiednimi stanowi społeczeństwa, o byt pojęty w formie, utworzonej przez wyobrażenia i żądania czasu. Niegdyś orężami tymi były: pięść, maczuga, strzała, trucizna, oskarżenie, wiodące za sobą śmiertelne kary lub pomsty, a przedmiotami walki: kęs grubej żywności, piędź urodzajnego gruntu, nasycenie zmysłowej namiętności, absolutna i grubijańska władza i t. d. Dziś, w zmienionym stanie społecznym, w obec zmodyfikowanych procesów myślenia i czucia, oręże są bardziej moralnej i umysłowej, niż fizycznej, natury, a przedmoty boju w mniejszym zostają związku z podtrzymaniem fizycznego bytu, niż z zadowoleniem innych stron natury ludzkiej, takich jak: próżność, wyobraźnia, żądza używania wyrafinowanych rozkoszy umysłu i ciała. Ogromne rozmnożenie się stosunków i form bytu sprowadziło też rozmnożenie się, aż do drobnostkowości, pożądań ludzkich, jak też sposobów, którymi o zadowolenie ich walczyć można. Zacytujemy tu przykład jeden, który uwyraźni myśl naszą i przywiedzie na pamięć wielką liczbę innych. Któryż z tak zwanych, przymiotów towarzyskich większą uwagę zwraca na tego, kto go posiada i ogólniejszy zdobywa poklask nad — dowcip, ten mianowicie rodzaj dowcipu, który w komicznej i wesołość obudzającej formie, przedstawić umie przywary lub śmieszności, odznaczające nie gruppy pewne ludzkości, lub ogólną naturę ludzką, takie bowiem przedstawienie należy już do sfer artyzmu, lecz indywidualności pojedyńcze, te lub owe, mniejsza oto, byleby o którąkolwiek stronę istoty ich zaczepić mogło ostrze pośmiewiska. Są ludzie, u których specyalna ta władza umysłu, przez francuzów zwana dosadnie l’esprit de dénigrement, rozwinięta jest do stopnia wysokiego, którym też udziela ona wysokiego stopnia zadowolenia, pochodzącego z poklasku i podziwu słuchaczy. Z kolei, słuchacze, oddający dowcipowi takiemu hołd oklasku i podziwu, czynią to dla tego, że dostarcza on im używania pewnego rodzaju roskoszy umysłowej czy estetycznej. Dowcip więc jest tu orężem, a obdarzony nim osobnik zdobywa sobie ozdobę czy chlubę bytu na osobniku, obdarzonym przywarą, śmiesznością, brzydotą i t. p. Nienawiść, we właściwém znaczeniu swém, nie zawsze bywa pobudką tak popisów tych, jak oklasków, niemniej przecież wchodzą tu w grę nieodmiennie pokrewne nienawiści: bezlitość i wzgarda.
Lecz, zwróćmy się do objawu drugiego. Nie istniejąż w duchu ludzkim niechęci, uczuwane głucho, a całkiem mimowoli? i, czemu mianowicie zjawianie się ich przypisać należy? Czemu przypisać należy owe, tak zwane, antypatye, budzące się przy pierwszem spójrzeniu na oblicze jakieś, przy pierwszem usłyszeniu dźwięków jakiegoś głosu? owe wstręty do całych kategoryi ludzi, zaopatrzonych w pewne cechy powierzchowności i obejścia się? ową nad miarę wzmożoną surowość sądu i zgryżliwą podejrzliwość względem tych, którzy wstręty te obudzają? Wyjątkowo tylko bierne i z senną wrażliwością indywidua, lub takie, w których potężna refleksya i czujne sumienie wrażenia i popędy na wodzy trzymają, wolnemi są od ukłuć tych nagłych, ostrych, niepozbytych. Zkąd pochodzą one? czy nie możnaby pierwotnego ich źródła dopatrywać w instynkcie zachowawczym, który niegdyś, w zaraniu życia ludzkości, roztrącał indywidua ze sprzeczną sobie naturą, bój i szkodę nieść sobie mogące? Zrazu, wrogie uczucia, przez indywidua te przy spotkaniu się doświadczane, wyrastać musiały z gruntu ciężkich doświadczeń, z trwogi przed porażkami, powielekroć doznanemi, z chęci uniknięcia niewczesnej lub niepożądanej walki. Potem, zaginęła pamięć o doświadczeniach przebytych, lecz niechęć i trwoga, stojące pomiędzy kategoryami antytetycznych z sobą ustrojów ludzkich, nie zniknęły tak, jak nie znikają nigdy nagle, ani szybko, wszelkie popędy i skłonności, wyrobione w organizmach przez długie wieki i potężne przyczyny. Nakoniec, gdy zmieniony stan społeczny i częściowy postęp pierwiastku miłości ścieśnił niezmiernie granice wzajemnego sobie szkodzenia, gdy ustroje indywidualne, niosące sobie negdyś walkę i szkodę, mogłyby nawet miłować się i wspomagać wzajemnie, — niechęć i trwoga nie zniknęły jeszcze, lecz łagodniej tylko i wstydliwie już jakby objawiają się w formie — antypatyi. O ile prawdopodobnem jest powyższe pochodzenie antypatyi, dowodem niejakim tego może być, do dziś rozpowszechnione niezmiernie, mniemanie, że jest ona instynktem, który determinować winien przyszłe stosunki indywiduów, głosem ostrzegającym niby o zbliżaniu się istoty wrogiej, szkodliwej, co najmniej, zapowiadającej zjawieniem się swem przykrość noszenia w piersi niechętnego uczucia.
W ogólności, śmiało twierdzić można, że pierwiastek nienawiści mniej lub więcej głęboko tkwi jeszcze we wszystkich ludzkich stosunkach i sprawach. Jedyną, wolną od niego, dziedziną, jest może czysta nauka, — nauka, przebywająca w sferze zimnych cyfr i nieubłaganych faktów, a odwracająca wzrok od wszystkiego, co jest zastosowaniem i ostatecznym wynikiem zgromadzonych przez nią wiadomości. Dwaj astronomowie, z których każdy inaczej wymierzy odleglość, dzielącą ziemię z nowodojrzaną w przestrzeni gwiazdą, nie powezmą ku sobie nienawiści, ani niechęci, lecz przeciwnie badać będą pilnie obustronne obliczenia i w każdem z nich poszukiwać części prawdy. Ale, gdyby każde z obliczeń tych, w sposób różny, wpływać mogło na pojęcia ludzkie o naturze świata i człowieka, na wiarę, uczucia lub stosunki ludzkie, wnet stałyby się oba ogniskami wrogich sobie obozów, a z nauki, zstępującej w dziedzinę życiowego jéj zastosowania, opadłaby Olimpijska szata spokoju.
Smutny obraz! Smutny zapewne, lecz cóż ztąd? W życiu prywatném, w sprawach osobistej natury, wolno każdemu szukać rozweselających widoków, rwać wszystkie kwiaty, rosnące nad drogą, — lub przynajmniej, rękę wyciągać po nie, — od cieniów nocy, błądzących po firmamencie, odwracać oczy i od kolców, wyrastających z głęboko w łonie ziemi ukrytych pokładów — usuwać dłoń. Lecz, kędy ważą się sprawy ogólne, kierunek których potężnie wpłynąć może na proces kształtowania się społecznego stanu, o rozweselającą lub zasmucającą naturę przedstawianych obrazów iść nie powinno. Iść tu powinno tylko i jedynie — o prawdę. Odsłonięcie i zbadanie, smutnej chociażby, prawdy, takie pociąga za sobą następstwa, że z czasem, kiedyś, dla tych, którzy przyjdą później, sprowadzić ono może prawdę wesołą.
Obecnie, gdyśmy stwierdzili współrzędne istnienie miłości i nienawiści na wszystkich szczytach, zarówno jak we wszystkich zakątach myśli, uczuć i stosunków ludzkich, gdy ujrzeliśmy, ze nietylko interes i współubieganie się podsyca nienawiść i przedłuża trwanie jéj, lecz, że nawet na dnie każdego niemal ludzkiego ustroju spoczywa gorzka kropla, wysączona z morza tego, które niegdyś zalewało bezpodzielnie łono ludzkości, — niepodobna już nam będzie jedno wyłącznie uczucie i jedną ideę obwiniać o przechowywanie i rozniecanie w świecie pierwiastku, z którego wytryskują niesprawiedliwości, niezgody, cierpienia. W obec przez wieki toczącego się boju pomiędzy Ormuzdem i Arymanem, i w obec przedłużającej się władzy boga ciemności i klęsk, patryotyzm stoi współrzędnie ze wszystkimi innymi czynnikami bytu ludzkiego. A ktokolwiek przyczynę walki, toczącej się pomiędzy miłością a nienawiścią, i pognębienie pierwszej na rzecz drugiej, dostrzega w patryotyzmie, ten mięsza wyobrażenie i porządek przyczynowości, a powstanie i istnienie zjawiska przypisuje czemuś, co samo, przez zjawisko to, jest rządzonem. W obec wpływów, wywieranych przez toczącą się walkę miłości i nienawiści i przedłużającego się trwania tej ostatniej, patryotyzm stoi spółrzędnie ze wszystkimi innymi czynnikami ludzkiego bytu, a w tragedyi dziejowego życia ludzkości nie sam jeden tylko odegrywa rolę charakteru, zwierającego w sobie pierwiastki złe i dobre, lecz w charaktery takie zaopatrzoną jest cała ogromna gromada aktorów. Tragedya to przecież skreślona z logiką i konsekwencyą nieubłaganą; żaden charakter nie przeprowadza tam w czyn zawartych w nim pierwiastków bez przyczyn, sprowadzających wzmożenie się ich i uzewnętrznienie. W głębi sceny, przed wzrokiem wielu wzorzystemi kulisami ukryci, stoją reżyserowie i podżegacze, którzy aktorów popychają ku akcyi i rozdmuchując ogień ich wnętrza, sprowadzają jego wybuchy. Jakie czynniki, spoczywające w obecnym stanie społecznym, spełniają czynność podżegaczy względem pierwiastku nienawiści, złożonego w patryotyźmie? i które ze składowych części patryotyzmu czynność tę umożliwiają?
Przedewszystkiem przypomnieć tu musimy to, co powiedzieliśmy powyżej: że uczucie, będąc siłą twórczą i ożywiającą, potężną a wielowzględnie dobroczynną, jest zarazem żywiołem falującym i, jak fala, skłonnym do usypiania śród ciszy, do nadmiernych wzdymań się i wylewów pod miotającymi nią podmuchy; prawidłowo zaś rozwijać się, a trwale tworzyć i działać może ono wtedy tylko, gdy kojarzonem jest z pewnemi pojęciami umysłowemi i pod wodzą pewnych rozumowych prawideł postępującem. Tymczasem, na bardzo szerokich jeszcze przestrzeniach społecznych, uczucie panuje i buja — samotnie. Tłumy, całe niemal ludy, wszystko co istnieje pod szczupłą warstwą tak zwanej inteligencyi i samej inteligencyi téj jeszcze część przeważna, rządzonymi są tylko przez uczucie i fantazyę. Niezmierna ilość różnorodnych przyczyn dziejowych, wytworzyła w ludzkości olbrzymią nierównowagę pomiędzy stroną ducha ludzkiego uczuciową i rozumową, pomiędzy wrażeniem i refleksyą, popędem i wolą. Jest to do tego stopnia prawdą, że znaczna ilość jednostek ludzkich, takich nawet, które otrzymały już przystęp do źródeł oświaty i coś ze źródeł tych zaczerpnęły, niewiele lub nic wcale nie oddaliła się jeszcze od owego psychicznego stanu, t. zw. dzikich, opisywanego przez uczonych w sposób następny: „Posłuszne wzruszeniom despotycznym i z kolei po sobie następującym, nie zaś postanowieniom, wydawanym przez naradę różnych i właściwe sobie role pełniących wzruszeń, postępowanie pierwotnego człowieka jest wybuchliwem, chaotycznem, niemożliwem do obrachowania, wielce utrudniającem wszelką skombinowaną czynność“ (H. Spencer, „Principas de Sociologie“). Ztąd niezmierna wrażliwość i zapalczywość tłumów, ztąd niezrównana giętkość ich poruszeń, pod lada naciskiem sił postronnych, które, odpowiednimi sposoby, uczucie i fantazyą ich rozkołysać, a w pożądane dla siebie kierunki zwrócić umieją. Dowodem i świadkiem tego był już ongi starożytny Pnyks Ateński, owa skała naga, którą obsiadywał lud nagi, ażeby wyrokować, karać, stanowić i obalać, czynić, słowem, wszystko to, czego pragnął mówca, umiejący z największą siłą ugodzić mu w serce i najognistszemi skrzydły rozdmuchać jego fantazyę. Pod wpływem uczuć obudzanych, drażnionych i wzdymanych, dopełniały się tam wtedy niesłuszności srogie, wybuchały namiętności i powstawały popędy, które w ostatecznym wyniku swym wydawały nierzadko — niedorzeczność i zbrodnię. I dziś także, jakkolwiek z powierzchni ziemi zniknął, najwrażliwszy zapewne z pomiędzy wszystkich, starożytny lud Grecki, na wielu punktach świata istnieją mnogie Pnyksy, ze szczytu których, w nieoświecone rozumem, a wzdęte wzruszeniami serca tłumów, leją się narkotyki upojeń i spadają zarzewia pożog. Czasy i ludy różne, — różne też motywy i środki działania, lecz proceder jeden: roznamiętnić, rozmarzyć i pchnąć tłum ku celowi, upatrzonemu bądź przez prywatny interes, bądź nawet przez szczery sposób zapatrywania się na interesy ogólne. Motywów i pobudek do wzniecania w tłumach patryotycznych nienawiści w obecnym stanie społecznym istnieje niemało, jak też i środków, posługujących celowi temu. Naprzód istnieje kategorya ludzi, dziś już zresztą nieliczna, w których psychicznym ustroju nienawiść jest górującém uczuciem. Tacy oddziaływują na ogół przez samą siłę namiętności, przyoblekającej ich niekiedy szatą zapału i bohaterstwa, tém więcej czarującą fantazyę, że nie kryje się pod nią zła wiara. Następnie, — schlebianie ślepym popędom tłumu i rozniecanie w nich silnych wzruszeń, jakąkolwiek zresztą posiadają one etyczną wartość prędzej, gwałtowniej, niż każde inne działanie, dłonie ludzkie składa do oklasku, a usta roztwiera do okrzyku podziwu i dziękczynienia. Że zaś nienawiść, jak to widzieliśmy wyżej, tajemną iskrą tli jeszcze w każdém nieledwie sercu i że iskra ta, rozdmuchana w płomień, wstrząsa całą summą wrażeń, możliwych ludzkiemu ustrojowi, ci, którzy ją rozdmychają, spodziewają się otrzymać i otrzymują istotnie: popularność, sławę, zaufanie ogółu i wynikające zeń, tak wysokie stanowiska społeczne, jak materyalne korzyści. Dalej jeszcze — nieprawidłowość międzynarodowych stosunków i niedokładne określenie dziedzictwa i praw niektórych ludów, odznaczające dzisiejszy stan społeczny, sprawiają, że podżeganie nienawiści uważanem bywa za środek, wiodący do sprostowania tego, co zdaje się być wykrzywioném, i określenia tego, co zaprzeczeniom podlega. Ci, którzy środkiem tym posługują się, mniemają w dobrej wierze, iż pracują w celach prawych i społeczeństwu swemu dobre oddają przysługi.
Ilekroć zaś krzywość i nieprawidłowość stosunków owych dochodzi aż do zagrożenia bytowi, którego z organizmów społecznych, aż do paraliżowania naturalnych czynności jego i stawiania przeszków na właściwej mu drodze rozwoju, natenczas, nietylko już osobniki wyjątkowe, działające pod wpływém szczególnych motywów, lecz ogół cały uczuwać w sobie musi wzmożenie się instynktu samozachowawczego, a instynkt samozachowawczy, trwożony wciąż i do walki wyzywany, łatwo i szybko przeradza się w nienawiść. Dodać tu wypada, że ciała społeczne, w podobném położeniu zostające, bywają zwykle mniej lub więcej chore, to jest: mniej lub więcej nieprawidłowo i nierównoważnie odbywają czynności swe i ruchy; że, w skutek pożerających ich cierpień, jedne strony psychicznej ich istoty bujają nad miarę, inne usypiają całkiem, jedne drogi działalności do zbytku są wydeptywane, inne porastają chwastami; i że, w skutek właściwości, nierozłącznych z położeniem tém, przeciw chorobom swym i kalectwom używać one mogą środków nielicznych. Łatwo więc pojąć, jak i dla czego w patryotyzmie społeczeństw takich pierwiastek nienawiści wzmaga się do stopnia tak wysokiego, iż z pozoru wydawać się może, jakoby istotę jego stanowił.
Nakoniec, rozważając objawy takie, jak: wojna i utrudnianie obiegu wszechstronnych bogactw, przez rozgraniczania się i inne środki separatyzmu, posiadające pewien rodzaj politycznej organizacyi, czynności swe dokonywają w sposób mechaniczny raczej, niż przez jakiekolwiek uczucia i postanowienia podyktowany; że, zatém, źródła wyżej przytoczonych objawów, u będących w mowie społeczeństw, istnieją w zupełnej z patryotyzmem odrębności. Patryotyzm wprawdzie wzywanym tu bywa zazwyczaj do współdziałania, lecz tylko jako czynnik pomocniczy. Inicyatywa pochodzi z tak zwanej racyi Stanu lub z komplikacyi wydarzeń i stosunków, leżących daleko po za orębem wszelakich uczuć i żądań ogółu.
Jeżeli, zresztą, zagłębimy się dalej jeszcze w rozbiór zajmującego nas przedmiotu, ujrzymy wiele czynników podrzędnych, przyczyniających się do wytwarzania zjawisk, najpowszechniej, samemu tylko patryotyzmowi przypisywanych. Istnieje tu i ważną rolę odegrywa: duch korporacyi, który wykształca i spaja stan wojskowy w ten sposób, iż działania składających go jednostek przybierają pozór ofiarności i częstokroć zaciekłości patryotycznej, wtedy, gdy, w rzeczy samej, pobudkami ich jest karność, współubieganie się, żądza odznaczeń, tak osobistych, jak dla korporacyi całej zdobywanych. Jest to do tego stopnia prawdziwém, że, najpowszechniej i we wszystkich krajach, korporacya wojskowa rozpada się na liczne pomniejsze korporacye, formujące się wedle gatunku broni i innych odnośnych przymiotów i kwalifikacyi wojskowych. W taki to sposób pomiędzy np. wojskami pieszemi i konnemi zachodzą wszędzie rozdziały i emulacye, aż do nienawiści niekiedy posunięte, a pośród samej akcyi wojennej różne kategorye wojska współubiegają się o pierwszeństwo i odznaczenie, przeważnie w celu pognębienia, w oczach zwierzchników i opinji publicznej, kategoryi innych. Wyborne uplastycznienie zjawiska tego znajdujemy w utworze znakomitego pisarza (T. T. Jeż, Szandor Kowacz), przedstawiającym starego Serba, który całe niemal życie swe spędził w wojsku Austryackiém, w tém mianowicie kategoryi wojsk tych, która nosi nazwę ułanów. Serbija i Austrya były mu zarówno obojętnemi. Ułanów tylko znał, ułanów czcił i kochał, do szpiku kości czuł się ułanem i to nie innym — tylko austryackim i do pułku, odznaczonego cyfrą pewną, należącym ułanem. Za cześć i powodzenie ułanów w ogóle, a ułańskiego pułku, cyfrą pewną odznaczonego, w szczególności, byłby chętnie w chwili każdej oddał życie i majątek. O co, z kim, z jakich pobudek i dla jakich celów walczyli Austryaccy ułani, nie zapytywał nawet, lecz ukochanie to namiętne i wyłączne, dla instytucyi, pełniącej w mniemaniu większości czynność bronienia interesów krajowych, przybierała pozory gorącego patryotyzmu. W gruncie — był to posunięty do granic najdalszych duch korporacyi.
Obok ducha korporacyi, zauważyć tu należy interes pewnych stanów społecznych, — interes, który skłania je do wprowadzania w stosunki międzynarodowe urządzeń i utrudnień, przez wzgląd nie na pożytek społeczeństwa, którego część stanowią, lecz na własne swe nadzieje lub trwogi. Tak np., jeżeli przemysłowcy lub rolnicy kraju jakiego w zgromadzeniach prawodawczych czynią wnioski lub ustanawiają prawa, zmierzające do utrudniania przywozu lub wywozu pewnego działu wytworów pracy ludzkiej, więc do częściowego separatyzmu, z którego wynikają różne odcienia i stopnie międzynarodowych niechęci, — pobudką wniosków ich i postanowień głośno wyrażaną bywa zazwyczaj: pragnienie publicznego dobra, więc patryotyzm, istotną przecież, świadomie lub nawet bezświadomie niekiedy nimi rządzącą, nie jest nic innego, tylko interes osobisty lub stanowy, żądza uniknięcia strat lub zdobycia zwiększonych korzyści. Że zaś straty te nie przynoszą częstokroć krajowi istotnej szkody, ani korzyści istotnego pożytku, wiedzą o tém ekonomiści, dolegliwie odczuwa ogół, w imię którego dokonywały się patryotyczne niby usiłowania, rozumieją najczęściej ci także, którzy je dokonali.
Następnie, rzućmy okiem na jedno z najohydniejszych znajwisk ludzkości: na morderstwa, pożogi, rabunki i zadawania wyrafinowanych udręczeń, towarzyszące najczęściej międzynarodowym walkom, a dokonywane nie już w celach obrony lub zdobyczy, ale wprost przez szaloną żądzę niszczenia i poszukiwanie, w aktach okrucieństwa, dzikiej rozkoszy. Zjawisko to także bywa zazwyczaj przypisywaném patryotyzmowi. Jest to błąd, gdyż źródło jego spoczywa w fizyologicznym, zarówno jak i w psychicznym, ustroju człowieka, a objawia się i wybucha ono zawsze, ilekroć ustroj ten zostaje pod wpływami i w okolicznościach, które obezwładniają władze jego refleksyjne, a summę i natężenie wzruszeń wzmagają do stopnia najwyższego. Że nie sam tylko patryotyzm wyprowadza na jaw zjawisko to, świadczą o tém wojny domowe, w imię religijnych lub politycznych idei podejmowane, a w których summa okrucieństw i zniszczeń nie bywała wcale mniejszą od téj, którą wydały z siebie międzynarodowe walki. Dość tu będzie przypomnieć: Noc S-go Bartłomieja, tępienie Albigensów, niemiecką wojnę włościan z uprzywilejowanemi stanami w wieku XVI-m, Wandejską Szuaneryą, Wielką Rewolucyę francuską, a z czasów najnowszych: Hiszpańskich Karlistów i Paryzką Komunę. Wszystkie te, grozą przejmujące, wydarzenia dziejowe, odbywały się w imię idei religijnych i politycznych urządzeń, lub nawet pod sztandarem, noszącym imię pojedyńczej jakiejś osobistości, — patryotyzm zaś odegrywał w nich rolę niezmiernie pośrednią i podrzędną, wchodził tu w grę o tyle tylko, o ile indywidua, obudzające szalone te ruchy społeczne, mniemać mogły, iż przewaga pewnych idei religijnych i urządzeń politycznych, lub zdobycie władzy przez pewną osobistość, potędze i pomyślności kraju ich sprzyjać może. Tłumy przecież, dokonywające aktów szaleństwa, w chwili ich dokonywania, nie miały na pamięci ani idei żadnych, ani urządzeń, ani ogólnych narodowych pożytków. Czyliż bowiem podobna przypuszczać, ażeby wściekła tłuszcza, która w nocy S-go Bartłomieja uścielała ulice miasta trupami innowierców, czyniła to z samowiedném uznaniem, iż w sposób ten pracuje dla dobra religji? Czy można wyobrazić sobie, aby Szuan, piekący na wolnym ogniu podeszwy republikanina, w ciągu czynności tej, zastanawiał się nad urokami i zbawiennymi wynikami monarchicznej formy rządu, której był stronnikiem, lub, ażeby gromada sans-cullotów, która w dniach wrześniowych sprawiała rzeź arystokratów w paryskich więzieniach, składała się z republikaninów, zdających sobie sprawę z pobudek i następstw swych czynów? Wątpliwości też ulega, czy nafciarki paryskie, podpalające Tujlerye i bibljotekę, w chwili rozlewania na piękne wytwory cywilizacyi ludzkiej niszczącej materyi, miały na myśli uszczęśliwienie ludzkości za pomocą wprowadzenia w stan społeczny zystemu gminowładztwa? Rzecz zawiera się w tém, że ideę, w głowach swych i sercach, noszą przywódzcy, a do walki o nią wzywają tłumy, śród których niezmiernie wyjątkowe indywidua posiadają o idei téj jasne wyobrażenia i żywą dla niej miłość. Tłum zaś cały pociąganym zostaje ku walce wcale innemi pobudkami: duchem awanturniczości, żądzą korzyści lub chluby, głuchem niezadowoleniem z bytu swego, nadzieją jego poprawy, zawiścią lub nienawiścią, z osobistych doświadczeń najczęściej pochodzącą. W wirze zaś i odmęcie walki, w obec grożących niebezpieczeństw i w perypetyach zwycięztw i przegranych, i te nawet pobudki znikają z serc i umysłów, a gromada ludzi przemienia się w trzodę źwierząt, do pewnych tylko granic przywódzcom swym posłusznych, a despotycznie opanowanych przez instynkty samozachowawczości i nienawiści. Ilekroć w dziejach powstanie zjawisko to, tylekroć powtarza się fakt zwracania się natury ludzkiej, należącej do pewnego stanu społecznego, ku stanowi, daleko już wstecz przez ludzkość pozostawionemu; samozachowawczość i nienawiść wzbiera z taką siłą, z jaką panowała nad ludźmi, w czasach pierwotnego bytu ich na ziemi, i wznieca tę samą, co podówczas żądzę krwi, zniszczeń i zadawania męczarni. Psychiczna istota ludzi, w podobny stan wtrąconych, nie należy ani do czasu, w którym działają oni, ani do zbiorowego ciała, którego część stanowią, ani do idei, w imię której do walki zawezwanymi zostali. Jest ona wtedy, wprost i tylko, wybuchającem zbiorowiskiem źwierzęcych instynktów i żądz, które, zmodyfikowane i umniejszone przez pracę dziejów, wracają do pierwotnej surowości swej i siły. Cofnięcie się to ku odległemu w przeszłości stanowi, tłómaczy zwykle wydarzający się w wypadkach podobnych rozdział, pomiędzy inicyatorami i wykonawcami walki — rozdział, w którym inicyatorowie tracą stérownictwo obudzonego przez się ruchu i, jeśli sami porwać się przezeń nie dadzą, giną, a rozszalałego żywiołu w kierunek właściwy zwrócić i do miary właściwej sprowadzić nie mogą. Nie mogą oni dokonać tego, gdyż, w pełni lub części przynajmniej posiadając władze swe refleksyjne, przestają być rozumianymi przez tych, którzy władze te zatracili ze szczętem, a umysłem i dążeniami należąc do współczesnej fazy ludzkości, obudzają wstręt i wzgardę w tych, którzy wstąpili w stan psychiczny, całkowicie innej fazie właściwy. Dla tego to najsroższe wybuchy okrucieństwa i zniszczeń stawały się zawsze wbrew woli, a nawet przewidzeniu tych, którzy z pozoru stali na czele dokonywujących je tłumów, którzy pierwsi podnieśli sztandar idei jakiejś i wykrzyknęli hasło walki o jéj panowanie. Dla tego też idea żadna, za bezpośrednią przyczynę zjawisk powyższych uważaną być nie powinna, a patryotyzm odegrywa, względem nich, rolę bezpośredniego czynnika wtedy tylko, gdy jakieś ciało zbiorowe broni się od zagłady i zupełnej utraty bytu. W wojnach przecież międzynarodowych, niezmiernie tylko rzadko i wyjątkowo, waży się całkowity byt ludów, a zdobycie lub utrata prowincyi jakiejś, tryumf lub upadek tego lub innego dynastycznego interesu, rozstrzygnięcie tej lub innej kwestyi ekonomicznej, nie doprowadza nigdy patryotyzmu do tego stopnia natężenia, aby wprost i od razu utracił on wszystkie pierwiastki, złożone weń przez ciąg dziejów i wynaturzył się w pierwotny a samotny popęd samozachowawczości i nienawiści. Jeżeli wszystkie okropności i zbrodnie, towarzyszące wojnom, przypisywać mamy patryotyzmowi, czy jemu także przypiszemy owe finansowe nadużycia, które w czasach wojen wzbogacają jednostki, kosztem niedostatku i cierpień walczących wojsk i kosztem utrzymującego wojska te ogółu, i owe spadanie, na nocą okryte pola bitew, stad drapieżnych źwierząt w ludzkich postaciach, które odzierają rannych z odzieży, okrywającej zbolałe ich ciała i ściągają pierścienie z rąk trupów?...
Tu doszliśmy już do końca rozwag naszych: jak i o ile obwiniać należy patryotyzm o wzniecanie międzynarodowych nienawiści i niechęci, sprowadzających z kolei wojny, podboje i sztuczne tamowanie wzrostu i obiegu bogactw ludzkości. Widzieliśmy, że w obec, w szerokiej jeszcze mierze, istniejącego w stanie dzisiejszym społecznym pierwiastku nienawiści, patryotyzm nie odegrywa roli wytwórcy jego, lecz jest zjawiskiem współrzędném ze wszystkiemi zjawiskami innemi i wspólne z niemi, od pierwiastku tego właśnie, odbierającém wpływy. Z owego to pierwiastku nienawiści, trwającego w patryotyzmie, tak jak i w innych działaczach psychicznego życia ludzkości, wynikają fałszywe jego kierunki, lecz wynikają one nie inaczej, jak pod rozlicznemi wpływami, wywieranymi w celach, najczęściej patryotyzmowi postronnych, na uczuciowe władze tłumów, zostające z władzami ich umysłowemi w znakomitéj nierównowadze. Ujrzeliśmy następnie, że nie wszystko, co posiada najwybitniejsze nawet pozory patryotyzmu, a przedstawia go w świetle ujemném, jest nim istotnie; że szaty jego przywdziewają na się częstokroć: amibcya, duch korporacyi, osobisty lub stanowy interes. Nakoniec, przekonaliśmy się, że, względem wzniecania wojen i wszystkich towarzyszących im okrucieństw i zniszczeń, patryotyzm odegrywa rolę bezpośredniego czynnika nie zawsze, albo nawet wcale jéj nie odegrywa, lecz, że czynnikami takimi bywają najpowszechniej: mechanizm państwowego ustroju, interes i wola, mechanizmem tym rządzących, żądza osobistych lub stanowych korzyści i, nakoniec, pewien proces natury ludzkiej, wytwarzający, przy danych okolicznościach i wpływach, odpowiednie im stany psychiczne.
Zwróćmy się teraz ku drugiemu z punktów, rozwadze naszej przedstawionych, i postarajmy się rozstrzygnąć pytanie: jakie mianowicie modyfikacye i czynniki umysłowe, społeczne i obyczajowe, dokształcają patryotyzm do najdoskonalszej zgody z innostronnymi postępami ludzkości, a, uchylając go z pod wpływów ujemnych, fałszywym skierowaniem się jego zapobiegać mogą?
Pierwsza i źródłowa niejako modyfikacya taka spoczywa w poprawie nierównoważnego ustosunkowania uczucia i refleksyi, popędu i woli, tak jednostek składających społeczeństwa, jak, co zatem idzie, i samych społeczeństw; czynniki zaś, poprawę tę sprowadzić mogące, widzieć powinniśmy w kształceniu i wychowywaniu ludów. Kształcenie ludów znaczy w rozumieniu naszem: rozjaśnianie i wyprostowywanie pojęć ich umysłowych mocą oddziaływającej na nie nauki; wychowywanie ich, to potęgowanie i porządkowanie charakterów, a co zatem idzie, czynności i postępków, przez wzmaganie pewnych kategoryi wrażeń, a osłabianie kategoryi innych, przez poddawanie wrażeń i uczuć kontroli refleksyi i wodzy sumienia, będącego całokształtem pojęć umysłowych, rozświetlonych przez naukę i przyzwyczajeń moralnych, wyrobionych przez wrażenia.
Ktokolwiek wyobraża sobie naukę, jako zbiór wiadomości, służących tylko do zadowolenia właściwej człowiekowi umysłowej ciekawości lub ułatwiających mu zdobycie i upiększenie materyalnego jego bytu, — ten określa ją w sposób conajmniej niedokładny. Wiadomości, zdobywane i szerzone przez naukę, nie odegrywałyby w ludzkości roli przeważnej, gdyby cały zbiornik ich nie wytwarzał, w ostatecznym swym wyniku, sposobów pojmowania natury świata i ludzkości, a przez sposoby te pojmowania — nie przekształcał do głębi działania i wzajemnego na siebie oddziaływania różnych władz wewnętrznych człowieka. Bez pojęć umysłowych, wytworzonych przez naukę, czyli — przez poznanie natury świata i ludzkości, nie może istnieć owa „narada różnych wzruszeń,“ wspomniona powyżej, a w procesach psychicznych ludów pierwotnych, więc pozbawinych nauki, nie istniejąca; nie mogą też istnieć ani jasna świadomość wszechstronnej natury celów i pożądań społecznych, ani umiejętność wybierania dróg, któremi do osiągnięcia celów i zadowolenia pożądań dążyć należy.
Pojęcia, tak o naturze świata i ludzkości, jak o różnorodnych zjawiskach natury téj, wypracowywane i szerzone przez dzisiejszą naukę, sprzyjają w szczególności zaprowadzeniu równowagi pomiędzy istniejącym w patryotyzmie, tak jak i we wszelkich innych dziedzinach ludzkiego bytu, pierwiastkiem nienawiści, a powstrzymującą rozrost i wybuchy pierwiastku tego refleksyą. Tak np. pierwiastek nienawiści, zawarty w patryotyzmie, samoistnie niekiedy, częściej daleko pod naciskiem działających nań wpływów, najwybitniej i najpospoliciej jeszcze wybucha — w wojnach.
Zobaczmy, jakiem jest pojęcie o pochodzeniu, naturze i następstwach wojen, przez naukę dzisiejszą jednomyślnie zatwierdzone, a naprzeciw namiętności i popędu postawione. „Dopóki ludzkość podległą jest dzikości i pierwotnemu stanowi cywilizacyi, dopóty następstwem wojny jest: wytępianie społeczeństw słabych, a uwalnianie silnych od niedołężnych ich członków, — dopóty, w dwojaki sposób ten, odbywa się rozwój drogocennych władz fizycznych, przez wojnę, w grę wprawianych. Później jednak, w dalej już posuniętych fazach cywilizacyi, drugie z działań powyższych dokonywa się całkiem na odwrót. Skoro tylko rozwój i podział pracy ludzkiej dosięga stopnia tego, przy którym pewna tylko część dorosłych członków społeczeństwa obowiązaną jest do władania orężem, objawia się wnet dążność ku wybieraniu dla czynności tej osobników najsilniejszych i najpomyślniej utworzonych, a pozostawiania dla sprowadzania potomstwa najsłabszych i fizycznie najniższych. W Anglji, gdzie stosunkowo wojsko jest małoliczne, lekarze odrzucają znaczną część indywiduów, stających do poboru. Okazuje to, iż wojzkowość działa niezbędnie w kierunku zesłabnięcia rasy. Gdziekolwiek przez kilka lat, z kolei, pobor wojzkowy wyłącza z pośród ludzkości osobniki najpiękniejsze, — jak się to działo we Francyi, — potrzeba zniżenia miary wymagalnego wzrostu dowodzi szkodliwości wpływu, wywieranego, przez system ten, na owe przymioty zwierzęce, będące konieczną podstawą dla rozwijania się zalet wyższego rzędu. Jeżeli zaś sztuczny ten upust krwi społeczeństwu odbywa się i z innej jeszcze strony, jeżeli znaczna część prac najcięższych spada na ludność kobiecą, wyczerpywaną już przez trudy macierzyństwa, natenczas wstępuje w grę drugi jeszcze czynnik fizycznego upadku. I w ten to sposób, po przejściu pewnego, początkowego stadyum postępu, wojny, zamiast sprzyjać fizycznemu rozwojowi ludów, stają się dlań przyczyną upadania.“
„Następnie, w stosunku do pracy ludzkiej, wojny, sprzyjając pośrednio rozwojowi przemysłu, przez wytwarzanie wielkich agglomeratów ludnościowych, bezpośrednio wywierają nań wpływ pognębiający. Wpływ ten jest pognębiającym, przez zużywanie rąk i materyałów, które, w kierunek ten nie zwrócone, zasilaćby mogły przemysł; przez zmięszanie stosunków wzajemnej zależności pomiędzy czynnikami wytwarzającymi i konsumującymi; przez upłynięcie w koryto inne zdolności organizacyjnych i administracyjnych, które mogłyby stać się użytecznemi postępowi umiejętności i urządzeń przemysłowych. A gdy porównamy Spartę, urządzoną całkowicie na sposób wojskowy, z Atenami, które połowę zaledwie urządzeń tych posiadały, — albo, jeśli przypomnimy sobie wzgardę dla umiejętności wszelkich, wyznawaną przez epoki, odznaczające się duchem wyłącznie wojskowym, jak np. epoka feudalizmu, nie będziemy mogli zaprzeczyć temu, że wojny nie idą w parze ani z rozwojem przemysłu, ani z postępami umysłowymi wyższego rzędu, które wspomagają przemysł i wzajem są przezeń wspomaganymi.“
„Nie inaczej się dzieje z następstwami czysto już moralnej natury. Z jednej strony wojny wyrabiają wprawdzie przymiot karności, — przymiot zatem, który nietylko sam czasowo jest potrzebnym, ale, który jeszcze służy za środek do nabycia przymiotów, potrzebnych zawsze; z innej strony jednak, — wyrabiają one przymiot ten nie inaczej, jak kosztem przechowywania lub nawet wzmagania właściwości przeciwspołecznych. Wybuchy, spowodowywane przez pierwiastek egoizmu, niemogą być umniejszonymi przez nic innego, tylko przez pierwiastek współczucia, — otóż czynności wojenne niszczą współczucie, co więcej — rozwijają one egoizm do stopnia tego, na którym zło, sprawione innym, staje się rozkoszą. Członek społeczeństwa, który zokrutniał wśród zabijania i ranienia nieprzyjaciół, okrucieństwo to przynosi niezbędnie do ogniska społeczeństwa własnego. Zdeptane na polach bitew współczucie, nie powstaje już do życia w stosunkach cywilnych. Im więcej ludność przyzwyczaiła się, w czasie wojen, do zadawania cierpień innym, tem pewniej przyzwyczajenie to przechowa w czasie pokoju; ztąd powstać muszą, w stosunkach społecznych, nieprzyjaźnie, gwałty zbrodnicze i mnóstwo innych, mniej ważnych, niezgód, które sprowadzają dążność ku anarchji i z kolei — konieczność rządów repressyjnych. To też, przyzwyczajenia cywilizacyjne, przez uspołecznienie rozwijane, neutralizowanemi są przez przyzwyczajenia antycywilizacyjne, nabywane w wojnach; i w ten sposób, oprócz bespośrednich śmierci i cierpień, wojna sprowadza pośrednio szereg nieszczęść innych, utrzymując pośród ludności uczucia anty-społeczne.“ (Herbert Spencer, „L’introduction à la science sociale, p. 213—216“).
To i wszelkie inne, tego samego rzędu, pojęcia umysłowe, dostatecznie zrozumiane i rozprzestrzenione, utworzyć mogą summę wyobrażeń i przekonań, pełniącą, względem uczuć i popędów, rolę obrończego wału. W obec jasnej świadomości zła i dobra, szkód i korzyści, wypływających z pewnego rzędu działań i postępków, i świadomością tą zrodzonej refleksyi, uczucia stać się muszą ostróżniejszemi, a popędy utracać stopniowo gwałtowność swą i bezwzględność. Tym sposobem tylko powstać może równowaga owa pomiędzy uczuciowemi i umysłowemi władzami jednostek ludzkich, a zatem i społeczeństw, równowaga zapobiegająca przedewszystkiem może — poddawaniu się społeczeństw wpływom i parciom, na uczuciową ich stronę wywieranym. Im większą summą pojęć umysłowych zawładnie społeczeństwo i im rzeczywiściej zawładnie nią, to jest: im głębiej wnikną one we wszystkie warstwy ludności, tém większe posiądzie prawdopodobieństwo, iż patryotyzm jego pchniętym nie zostanie w kierunki fałszywe, przez umięjętnie na uczuciową stronę jego oddziaływające, a postronne mu interesy i namiętności.
Równowaga ta przecież pomiędzy uczuciowemi a umysłowemi władzami jednostek i społeczeństw, którą wytworzyć może tylko głębokie wsiąknięcie w grunt społeczny pojęć umysłowych, przez naukę wyrobionych, chwiejną i łatwemu nadwerężeniu podlegającą być musi zawsze, ilekroć, wśród samychże władz uczuciowych, nie wytworzy się i nie utrwali przewaga miłości nad nienawiścią, co najmniej, — równowaga egoizmu i współczucia. Nienawiść ustępować może miejsca miłości i współczucie, zamykać egoizm w pewnych nieprzekraczalnych granicach, tylko mocą ćwiczenia i potęgowania wrażeń kategoryi pewnych, a przerzedzania i pognębiania im przeciwnych; mocą też wyrabiania obyczaju, smaku i przyzwyczajeń, wzrostowi współczucia, a zanikaniu nienawiści sprzyjających. Działalność w tym kierunku dokonywana jest wychowywaniem ludów. Wychowanie ludów stanowi konieczną podstawę dla ich wykształcenia; w niem pojęcia umysłowe znajdują grunt, w którym silnie i trwale zakorzeniać się mogą i ochrony, które je od przemienienia się w zgłoskę martwą strzedz mają. We współczesnem nam stadyum cywilizacyi, wychowywanie ludów mniej jeszcze posiada wartości społecznej, czyli: na niższym jeszcze znajduje się stopniu rozwoju, niż ich kształcenie. Tłómaczy to jasno: dla czego w takich nawet społeczeństwach, które posiadają już znaczną summę pojęć umysłowych, pierwiastek nienawiści przeważa potężnie nad pierwiastkiem współczucia. Nie dowodzi to bynajmniej, jak chcą twierdzić niektórzy, bezsilności nauki i wytwarzanych przez nią pojęć na etyczne skierowanie się ludzkości, lecz uwyraźnia tylko związek nierozerwalny, zachodzący pomiędzy działaniami umysłów i charakterów i konieczność zaprowadzenia w charakterach równowagi egoizmu ze współczuciem dla utrzymania takiejże równowagi pomiędzy umysłem, a uczuciem. Że obecne wychowywanie ludów, dla celów i z przyczyn wielu, nad któremi rozszerzać się nie możemy, odbywa się jeszcze, w kierunku nadawania nienawiści, przewagi nad współczuciem, dowieść tego mogą dwa tylko, z pomiędzy mnóstwa innych, zaczerpnięte przykłady: panujący system historycznego nauczania i równoległe wyrabianie w młodych pokoleniach przyzwyczajeń, wręcz sprzecznej z sobą natury.
Śmiało, zda się, rzec można, że, będący dziś w użyciu powszechném, sposób nauczania historyi, umyślnie lub nieumyślnie, lecz prawie wyłącznie, zmierza do obudzania wrażeń nienawiści, do wydobywania z głębin istoty ludzkiej, przytłumionych przez cywilizacyę, popędów napaści, chciwości i zemsty. Dzieje i piśmiennictwo Greków i Rzymian, stanowiące główną osnowę kształcenia młodych pokoleń, ukazywane są przeważnie, jeśli nie wyłącznie, ze strony, napełniających je, rożnorodnych, a zawsze groźnych i krwawych kolizyi. Któraż strona dziejów Grecyi, przed pamięcią i wyobraźnią uczniów, przesuwaną bywa częściej i rozleglej: ta, która przedstawia nieustanne zawiści, współzawodnictwa, walki, czy ta, na tle której duch grecki, zgłoskami artyzmu i filozofji, nakreślił pełne łagodnej wielkości słowa: „spokój jest pięknością“? Któż mozolnie i długo nie uczył się kolei i perypetyi wojen Punickich i nie klękał duchem przed Scypjonem Afrykańskim, zasypującym w gruzach kwitnącego miasta setki tysięcy ludności, broniącej praw swych do życia i pracy? Lecz komuż przyszło na myśl, naprzeciw obrazu tego, umieścić przed młodemi oczami, obraz następstw złowrogich, które Rzym ściągnąć musiał dla siebie i ludzkości, przez zniszczenie rywalki swej, lecz też i współpracownicy? Któż pomyślał, aby wrażenie nienawiści, względem pokonanych, objawiające się radością ze zwycięztw Scypjona, przytłumić w młodem sercu wrażeniem litości, obudzonej nieźmiernym bólem okrzyku: Dolenda Cartagena! Dosyć jest posiąć summę wiadomości taką, jakiej udziela pierwiastkowe nauczanie, aby wiedzieć na pamięć: ile wojen wytoczył i ile bitew wygrał Juljusz Cezar; lecz trzeba studyować naukę prawoznawstwa w najwyższych jéj sferach, aby dowiedzieć się: co, w interesie samego Rzymu, Cezar uczynił dla ludów, przez Rzym podbitych. W nauczaniu dziejów Izraelskich zarówno, bedących znowu podstawą wychowania religijnego, Księgi Sędziów i Królów, przepełnione obrazami walk, okrucieństw i morderstw, pierwsze zajmują miejsce; lecz jakże w niewielkiej liczbie dziecięcych i młodzieńczych istot zadrga wrażenie współczucia, wywołane słowami Proroków, nauczających, jako potęga w obec słabości dobrą być powinna; jako niewola bezprawiem jest i zadatkiem upadku; jako kiedyś włócznie i dzidy zamienią się w pługi, a bazyliszek uszanuje igrającą przy gnieździe jego rękę dziecięcą. Cóż jednak, gdy nauczanie historyczne, od tej dalekiej i nikogo już bezpośrednio nie dotykającej przeszłości, przechodzi w czasy nowsze, — w czasy, z których żyjące dziś narody czerpią prawa swe, dziedzictwa i chluby! Tu despotycznie już panują obrazy i wyobrażenia natury takiej, która, w upajanych nimi ustrojach, wzniecać może wyłącznie wrażenia pychy i wzgardy, tych nasion uwielbienia samego siebie, a pomiatania prawami i wartością innych. Mniejsza o to, jakie przysługi uspołecznieniu i cywilizacyi, ledwie powstającej do życia Europy, przyniósł Karol Wielki! Niemcy i Francya w zażartym a dotąd trwającym sporze odbierają go sobie wzajem, dla tego, aby, udowodnione posiadanie go, udowodniło prawa ich do pewnych dziedzictw i chwał. Wprzód zanim młode pokolenie francuzów lub niemców dowie się o istotnych zasługach męża tego, dowiaduje się, iż obowiązaném jest do odbierania chwały wydania go przeciwnemu plemieniu, a wiadomość ta przynosi mu z sobą zawistne i nienawistne wrażenia. W ten to sposób, każdy ustęp z dziejów średniowiecznych i nowożytnych, każda wielka scena dziejowa, każda zasługa lub wina, znacząca karty życia współczesnych narodów, w kraju każdym znajduje tłómaczenie inne, a zawsze takie, że wytryskują zeń żużle wrażeń, mające w przyszłości: wzniecić pożary odpowiednich im namiętności. W ogóle, z pomiędzy dwu strumieni dziejów ludzkich, z których jeden huczy walkami, gore pożogą i grzmi złorzeczeniem, a drugi, na spokojnych falach swych, niesie naukę, sztukę, rozwijającą się wciąż i w milijony gałęzi rozrastającą się pracę i myśl ludzką, — historyczne nauczanie młodych pokoleń posługuje się jednym tylko, drugi pozostawiając w cieniu tak dalece, że oddalonym i przyćmionym widokiem swym budzić nie może żadnych wrażeń i żadnych wychowawczych wywierać wpływów. Zresztą, system taki historycznego nauczania, bynajmniej naukowym nie jest. Faktów, datt i imion własnych, zapełniających nauczanie to, a w żadną syntezę nie związanych i żadną uspołeczniającą myślą nie napojonych, zwać nie podobna umysłowemi, ani żadnemi pojęciami. Jest to zaledwie pierwszy podkład pod istotną umiejętność historyi, — podkład przecież, na którym nic już więcej wznoszoném nie bywa, a z którego unoszą się gorzkie pary owego morza, które niegdyś zalewało pierwotny byt ludzkości. Szerokie rozłożenie na przestrzeni społecznej podkładu tego wydaje się oświatą, w gruncie jednak jest jeszcze zaledwie próbą jéj, jedném z pierwszych stadyów jéj rozwoju. Czyliż więc dziwném jest, że, gdy w tak ważnym i tak szerokie miejsce zajmującym dziale wychowania, pojęcia umysłowe są nieobecnemi, a pierwiastek współczucia, przez bezczynność, w jakiej go pozostawiono uśpionym i zesłabłym, w psychicznych istotach obywateli krajów, nie odbywa się „narada wzruszeń różnych“, lecz, że podlegają oni tylko lub przeważnie jednej, najgorliwiej w nich ćwiczonej, wzruszeń kategoryi? Tu zarzucić można, że przecież wzruszenia, przywołujące do życia pierwiastek współczucia, obudzanemi są w członkach społeczeństw, przez nauczanie religijne; że nauczanie to, stawiąc przed wyobraźnią pokoleń obrazy miłości, pokory, zaparcia się, poświęcenia, samo już, bez współpomocy innostronnych czynników wychowawczych, zdolném jest wytworzyć przewagę współczucia nad nienawiścią i egoizmem.
Tak zapewne; nauczanie religijne mogłoby, w znacznej przynajmniej mierze, przyczynić się do otrzymania tych zbawczych dla ludzkości wyników, gdyby w wychowywaniu ludów nie istniał drugi czynnik, wpływający na nie w kierunku ujemnym, mianowicie: równoległe rozwijanie w nich przyzwyczajeń i upodobań najsprzeczniejszej z sobą natury moralnej.
Sprzeczność tę zauważył, w jedném z dzieł swych, John Stuart Mill, pisząc o młodych lordach angielskich, którzy po wysłuchaniu, w ścianach domowych, długich i budujących nauk o miłosierdziu i litości, wprost od nauk tych udają się do parków, kędy, ścigając i mordując źwierzęta, ku zabawie ich tam zgromadzone i najnielitościwiej dręczone, nabywają przyzwyczajeń, wręcz naukom powyższym przeciwych. Nie przeczymy, że dręczenie i mordowanie źwierząt, nie z potrzeby, lecz dla zabawy dokonywane, zaprawia tych, którzy oddają się tej zabawie, do obojętnego spoglądania na rozlew krwi i męczarnie, do znajdowania nawet w widoku tym pewnego gatunku rozkoszy. Wybitniejszy jeszcze przykład tego, niż polowania angielskich lordów, przedstawiają walki byków i kogutów, istniejące i stanowiące dotąd najpopularniejsze źródło rozrywki w wielu krajach, ludność których, pracowicie zkądinąd jest przyzwyczajaną do wstętu względem wszystkiego, co jest mordem, krzywdą i dręczeniem. Lecz, o ileż szersze i silniejsze wpływy wychowawcze niezgodność ta przyzwyczajeń wywierać musi, ilekroć znajduje się w stosunkach międzyludzkich. A znajduje się w nich ona niezmiernie często. W wychowaniu domowém pospolitym wielce bywa zwyczajem: nauczać dzieci litowania się nad żebrzącymi nędzarzami i własnoręcznego udzielania im pomocy, czyli jałmużny. Z drugiej jednak strony, najpospolitszą też pod słońcem jest rzeczą, iż dziecię, które przed chwilą litowało się nad żebrakiém i wspomagało go, z tych samych ust, które w niém litość tę i żądzę niesienia pomocy obudziły, uczy się wzgardy i nienawiści, względem licznych kategoryi istot ludzkich, względem np. niższych klass społeczeństwa lub innowierców. Codziennie, wraz po obudzeniu się i przed zamknięciem powiek do snu, dziecię powtarza wzniosłe słowa Modlitwy Pańskiej o win odpuszczeniu, piękność zresztą i słodycz przebaczenia przedstawianą mu bywa za pośrednictwem odpowiednich ustępów Ewangelji; — lecz, w innych momentach dnia i na innych kartach księgi, do nauczania go przeznaczonej, słyszy i czyta ono o piekle, dowiaduje się zatém i zwolna do myśli tej przywyka, że Bóg nie przebacza. Toż samo z pokorą. Młode pokolenia przyzwyczajanemi bywają z jednej strony do milczącej uległości i spokojnego przenoszenia zadawanych im upokorzeń, krzywd choćby; z drugiej jednak, — pilnie nauczanemi prawidła, zapisanego w kodeksie honoru, które, za niepomszczenie otrzymanej obelgi okrywa hańbą, a nawet ukorzenie się przed samą wyższością czyjąś poczytuje częstokroć za brak, tak zwanej, osobistej godności. Toż samo z ową godnością człowieczą, pojętą w stosunku nie do jednostki już, lecz do całego rodu ludzkiego. Z jednej strony, umysły ludzkie przywykają do pojmowania ludzkości nietylko w oderwaniu od całego rzędu istot organicznych, — lecz, w niezmierném, wzrokowi niedościgłem, nad nie wyniesieniu; ztąd wynika pojęcie godności człowieczej, oparte na najwyższych właściwościach ludzkiej natury, takich jak: intelligencya, zdolność do uspołeczniania się, współczucie i współpomoc. Z innej jednak strony, też same umysły, w skutek udzielanych im nauk i nadawanych przyzwyczajeń, uczą się cenić, wyżej nierównie nad istotną ich wartość, przymioty czysto źwierzęce, mianowicie: siłę i odwagę fizyczną; siłę i odwagę, pojętą nietylko jako podstawę dla rozwoju władz i przymiotów wyższych, jako środek do wykonywania prac odpowiednich, do słusznego odpierania napaści, ale także i przedewszystkiém, jako narzędzie do zadość uczynienia nienawiści i zemście, do otrzymania pożądanych, — a któż pyta: czy prawych? zdobyczy, do odnoszenia zwycięztw, w krwawych walkach, bez celu choćby, wprost dla zabawy toczonych, czego przykład przedstawia ulubione do dziś dnia w Anglji bokserstwo, a w Hiszpanji gromienie na arenach publicznych źwierząt dzikich, przez atletów, umyślnie w celu tym kształconych, a wynagradzanych pełną zapału miłością i czcią ludności.
Przykładów podobnych, przedstawiających, sprzeczne całkiem ze sobą, prądy nawyknień i upodobań, wlewane w psychiczną istotę ludów, przytoczyćby można mnóstwo. Wyżej wymienione wystarczą jednak do utworzenia pojęcia niejakiego o tém, jaki bezład i jaką chwiejność wpływy wychowawcze podobne wytwarzać muszą w charakterach i jak bardzo utrudniają one i umniejszają wpływ na charaktery te, samych pojęć umysłowych. W sprzecznych przyzwyczajeniach i upodobaniach zawarte, sprzeczne sobie pierwiastki, toczą we wnętrzach ludzkich walkę nieustanną; walkę, która, w skutek niewygasłych jeszcze w naturze ludzkiej uczuć i popędów pierwotnych, jak też w skutek wielu przyczyn, w obecnych formach bytu ludzkości zawartych, przechyla się wciąż na stronę nienawiści, egoizmu, okrucieństwa i pychy. Od ulepszeń i postępów kształcenia i wychowywania ludów, za pomocą których jedynie zaprowadzoną być może w psychicznych istotach ich równowaga uczucia i umysłu, a przewaga miłości nad nienawiścią, zależy udoskonalenie patryotyzmu, zmniejszenie lub całkowite unicestwienie fałszywych jego kierunków. Ulepszone, szerzej i harmonijniej rozwijane kształcenie to i wychowywanie znieść też musi stopniowo jedną jeszcze przeważną przyczynę, zarażającą patryotyzm pierwiastkami nienawiści i pychy, mianowicie: troskę o byt własny i trudność w rozwijaniu i udoskonalaniu bytu tego, którym społeczeństwa niektóre dziś jeszcze są podległe.
I tu właśnie jest punkt zetknięcia się patryotyzmu z kosmopolityzmem; punkt, na którym kosmopolityzm, zrozumiany jako przyznanie każdej z odrębnych grupp ludzkości praw do indywidualnego bytu, jako solidarność, współpraca i wzajemne dla siebie współczucie ludów, przynieść może patryotyzmowi ważne udoskonalenia, przez samo unicestwienie psujących go przyczyn. Dziś, w obec pewnych położeń i zawikłań, ci nawet, którzy najprzeciwniejsi są wzniecaniu w patryotyzmie ogni nienawiści, widzą się przeciw nim bezsilnymi. Siła rzeczy, nieprzeparta moc natury ludzkiej pokonywa usiłowania ich; w smutne, bo pełne srogich wątpień, zadumy wprawiają ich zadawane im pytania: ażali nie istnieją cele, pamięć o których podtrzymywaną być winna kosztem wszelakim? ażali nie ma rzeczy tak wielkich, iż chronić je od upadnięcia w gruzy godzi się za pomocą podpór, z zatrutych choćby żelazców sporządzonych? Daremnie głoszą oni, że nienawiść, czemkolwiekby natchnionemi były posługujące się nią dłonie i jakiemikolwiek byłyby ostateczne żądania rozpłomienionych przez nią serc, posiada w sobie zawsze cóś niebezpiecznego, cóś trującego, cóś, co społeczeństwa zawraca daleko wstecz... Panująca, w położeniach podobnych, niezmierna przewaga namiętności nad refleksyą i odłabiające umysł nieustanne wpatrywanie się w jeden punkt wyłączny, z pominięciem wszystkich innych punktów umysłowego i etycznego horyzontu, wprawia społeczeństwo w stan rozjątrzenia i krótkowidztwa takiego, iż tych, którzy odradzają mu nienawiść, posądza ono i oskarża o nienawidzenie, co najmniej, o lekceważenie praw jego i dążeń. Tu więc, jak wszędzie, kędy panują przyczyny wyższego rzędu, indywidualne usiłowania zdziałać mogą niewiele, poprawy zaś w zwichniętém ustosunkowaniu wewnętrznych władz społeczeństwa oczekiwać można tylko od zniesienia samychże owych przyczyn.
Z tego samego źródła pochodzi też najpospoliciej i samouwielbienie narodowe, ów fałszywy też, a niezmiernie zgubny kierunek patryotyzmu; pochodzi on ze źródła tego przez to panujące w naturze prawo oddziaływania, które w upokorzonym wznieca niezmierną żądzę wywyższenia się, a doświadczającego złej doli popycha do składania światu przeróżnych powodów, że zasługuje na dolę lepszą. Zresztą, widok cierpień i upokorzeń potęguje, w indywiduach pewnych, współczucie do stopnia tak wysokiego, że przenoszących je widzieć już one nie mogą inaczej, jak w aureoli świętości, na piedestałach bohaterstwa, w obłokach apoteozy. Potężne to współczucie rodzi niekiedy natchnienia twórcze, płody których dopomagają z kolei wzrostowi samouwielbienia; kieruje też ono piórem historyków i zmusza je niejako do malowania obrazów, w których światła skupiają się na plan pierwszy, a cienie nikną w niejdojrzalnych prawie głębiach perspektywy. Względem drugiego tego, z pomiędzy fałszywych kierunków patryotyzmu, czynnikami udoskonalenia mogą być nowe zwroty, przyjęte przez sztukę i dziejopisarstwo. Zwrót sztuki ku realizmowi, mającemu przedewszystkiem za zadanie: poszukiwanie i ukazywanie prawdy w naturze i życiu, — prawdy wszelkiej, tak jasnej, jak ciemnej, tak pocieszającej, jak smutnej, utrudnia w sposób szczególny bezwzględne idealizowanie tak przeszłości narodowej, jak współczesnego stanu społeczeństwa, a na lutnie wieszczów samych, obok strun chwalby, naciąga struny surowych upomnień. Dziejopisarstwo znowu, poddane w czasach najnowszych krytyce, badającej źródła dziejowe i porównywującej je pomiędzy sobą, wzbogacone zresztą wielkiem rozmnożeniem się źródeł tych, przez ułatwiony przystęp do zawierających je zbiorów, a także przez sprawiedliwszą wartości ich ocenę, ściślej niż kiedykowiek liczyć się musi z prawdą, lepiej niż kiedy widzialną, i samo więcej zabezpieczone od złudzeń, coraz mniejszą ich dozę w umysł społeczny wlewać może.
Takiemi są modyfikacye i czynniki społeczne, od których udoskonalenia patryotyzmu i uniemożliwienia fałszywych kierunków jego spodziewać się należy. Łudziłby się przecież srodze, ktokolwiekby mniemał, iż niezmierne a wielostronne postępy te, szybko i łatwo osiągniętemi być mogą. Szybkość i łatwość osiągania celów i pełnienia prac wewnętrznych, nie są bynajmniej udziałem ludzkości. Tu szczególniej, wszystko rozwija się wśród mnóstwa przeszkód, w tysiącznych perypetyach cofania się i mozolnego znowu wybijania się naprzód. Nauka powstaje, potężnieje, wytwarza pojęcia umysłowe i oddziaływa przez nie na psychiczny ustrój ludzkości bardzo powoli. Dla czego? Określa to w sposób następny jeden z najpoważniejszych jéj przedstawicieli. „Nauka wzrasta powoli i stopniowo, bo zadanie jéj nie ma nic wspólnego z samorzutnością ludzkiego ducha, czerpiącego wszystko z samego siebie, lub z pierwszego spojrzenia na całość wszechrzeczy; zadaniem jéj są: spostrzeżenia, metody, teorye. I wtedy dopiero, gdy zdobędzie ona stałość i potęgę bytu, a jasność widzenia, czynność jéj istotna rozpoczyna się i staje bardzo poważną, nietylko względem zastosowań, które umożliwia, ale także w dziedzinie umysłowości, a przez to i w dziedzinie etyki. Podówczas, w bezgranicznej otchłani wszechświata, wyznacza ona ziemi i ludzkości miejsce im właściwe; wskazuje człowiekowi świat, poddany wiekuistej prawidłowości, wytworzonej przez niewzruszone prawa; zadawalnia namiętność jego do cudów, przez danie mu nad przyrodą mocy panowania, a łagodząc względem niego żywioły zewnętrzne, łagodzi też własną jego istotę. Podówczas to wpływ nauki rozlewa się na wszystkie rzeczy wielkie: na religję, politykę, filozofie, wtedy to staje się ona zwieńczeniem cywilizacyi, która bez niej pozostaje w wiecznem dzieciństwie, a zatrzymuje się w rozwoju swym wraz z jéj zastojem. Nauka ukazuje się późno i postępuje powoli; wszystko też zaczyna się bez niej, a nic się bez niej nie kończy.“ (Littré, „Fragments de philosophie positice, p. 178—179.“) Nauka powoli rozlewa na ludzkość kształcące swe wpływy, nietylko jeszcze dla tego, że tworzyć musi spostrzeżenia, metody i teorye, zanim dosięgnie zwieńczenia swego, którem są pojęcia umysłowe, ale i dla tego jeszcze, że wtedy nawet, gdy pojęcia umysłowe wytworzonemi już są i na silnych podstawach opartemi, społeczeństwa przyswoić je sobie mogą tylko wtedy, gdy posiądą dostatecznie gruntowną i szeroką podstawę naukowych wiadomości. Gruntowność i szerokość podstawy tej zostaje w stosunku do przeniknięcia wiadomości naukowych we wszystkie klassy społeczeństwa, czyli: do oświaty nietylko zwierzchnich i płytkich warstw społecznych, ale całego ludu. Dla tego to zapewne, oswiecanie ludu, czyli prowadzenie go przez wiadomości naukowe do umysłowych pojęć, najwyższą posiada wagę w oczach wszystkich prawie społeczeństw nowożytnych, uwiadomionych już do pewnego stopnia o wpływie, który na szczęście ich i doskonalenie się wywrzeć może sprowadzenie lepszej, niż dotąd, równowagi pomiędzy różnemi władzami psychicznej istoty ogółu. Dla tego też, oświecanie ludu poczytywanem być powinno za najważniejszy może obowiązek patryotyzmu. Z jednej bowiem strony, zabezpieczając uczucia patryotyczne od fałszywych kierunków i zgubnych wybuchów, a z drugiej, rozniecając i utrwalając uczucia te przez rozprzestrzenienie odpowiednich pojęć, uchronić ono może społeczeństwa od dwu klęsk przeciwnych sobie, lecz zarówno im wrogich: od szału i apatyi, od samouwielbienia i samozatraty. Lecz oświecanie ludu wszędzie, w tych nawet krajach, które zwą się najoświeceńszemi, przedstawia dzieło zaledwie i od niedawna rozpoczęte. Droga przed niem długa i trudności pełna, w obec szczególnej plątaniny interesów, namiętności i dążeń różnych, które stawią przed niem sztuczne zapory. Cóż jednak z wyższemi warstwami społeczeństwa? Tym także doścignięcie i należyte przejęcie się pojęciami umysłowemi nieźmiernie jest trudném, dla przyczyn innych, z których przeważnemi są: głęboko wkorzenione a nauce przeciwne, wyobrażenia i wierzenia, i rozleniwiające umysł, a krąg widzenia ścieśniające, wpływy bogactw lub dostojeństw.
Niemniej powoli od sposobów kształcenia społeczeństw postępować i wyższej doskonałości dosięgać mogą sposoby ich wychowywania. Obie zresztą czynności te są tak ściśle związanemi z sobą i wyniki, sprowadzane przez każdą z nich, tak bardzo wpływają na wartość wyników, sprowadzonych przez drugą, że wszelkie skrzywienie lub zatamowanie czynności kształcenia krzywić i powstrzymywać musi najlepsze choćby zkądinąd wpływy wychowawcze; i na odwrót — ze złych wpływów wychowawczych wytwarzają się, dla najgorliwszego choćby kształcenia, kruche i krzywe podstawy. Skoro zaś odmiany nieprawidłowych stosunków międzyspołecznych oczekiwać można tylko od rozpowszechnienia się pojęć i uczuć zdrowego kosmopolityzmu, — pojęć i uczuć, rozwój i postęp których zależnym też jest od rozwoju i postępu kształcenia się i wychowywania ludów, rzecz prosta, iż to także źródło fałszywych kierunków patryotyzmu wielce tylko powoli wysychać i znikać może.
Wszystko tu więc, w obecnej fazie życia ludzkiego, zostaje w stanie zaczątkowym; wszystko jeszcze poddanem jest pracy wyrabiania się, wybijania się naprzód, wywalczania sobie odpowiednich dróg i narzędzi. Wszystko tu jeszcze, owinięte w tęczowe pieluchy pragnień i nadziei, na skłonie widnokręgu jaśnieje światłem wschodzącej jutrzenki. Południe jeszcze daleko, a tembardziej ten uroczysty moment dnia, w którym żeńcy usiądą w ciszy i szczęściu, aby spoczywać owoce prac i boleści, lecz czy tylko własnych? o! kędyż, w jak niezliczonych, a zapomnianych mogiłach, w jak bezpowrótnej, nieścignionej rozsypce będą podówczas ogromne tłumy tych, którzy na glebę ludzkości, przez długie wieki, potokami leli krew, pot, łzy i myśli...
Lecz mocą niezłomnych, a tym razem dobroczynnych właściwości natury ludzkiej, oddalona przyszłość ta, to według potężnego określenia poetki:

„Swit słoneczny, świt daleki,
Do którego wszystkie wieki
Wyciągają swe ramiona.
Czyn zwinięty, jak zawiązek
W tajemniczym myśli kwiecie,
Prąd, co ruchy budzi w świecie,
Wznosząc sztandar: obowiązek,

Sny narodów, ludów hasła,
Zapał walki — klęsk pociecha,
Wiara ziemi nie wygasła“...
(M. Konopnicka, „Przeszłość i przyszłość“.)

Dla czegoż więc przyszłość niema być świtem słonecznym, prądem ruchy budzącym, sztandarem obowiązku, zapałem walk i klęsk pociechą, w stosunku swym do idei jednej, skoro wszystkiem tem jest, dla wszystkich na ziemi uczuć i spraw, idei i ideałów? Dla wszystkich. Któż bowiem, w dzisiejszym stanie społecznym wskazać zdoła jedno choćby skończone w sobie i kluczem mądrości zamknięte pojęcie, albo wyrosłe do naturalnego wzrostu swego i koroną doskonałości zwieńczone uczucie? A czyliż ludzkość jest dość bogatą, aby ze skarbca swego bezkarnie wyrzucać mogła klejnoty, dla tego, iż oczyszczenie ich ze wszelkiej rdzy i skazy długiego czasu i wielkich trudów wymaga? Nie; gdyby nawet, co jest nieprawdopodobném, w skutek umowy jakiejś i zbiorowego postanowienia, uczynić to chciała i zamierzała, chęci jéj i zamiary unicestwionemi byłyby przez instynkt zachowawczy, stojący na straży wszystkiego, co byt jéj utrwalać i udoskonalać może i przez nieśmiertelny ów pociąg ku oddalonym czasu perspektywom, który rozkazuje jéj dla przyszłości pracować i cierpieć, przyszłością pocieszać się i skrzepiać.
Tu jednak zmieńmy ustawienie obrazu, aby przypatrzyć się mu ze strony przeciwnej, aby przez chwilę choćby utopić wzrok w bijących od niego blaskach, gdyśmy na skazach jego tak długie zatrzymali spojrzenie. Zobaczmy, jakie usługi wszechstronnie pojętej cywilizacyi oddają uczucia i pojęcia, zawarte w patryotyzmie, jak i o ile dopomagają one jednostkom i społeczeństwom do wdzierania się ku szczytom, zamieszkiwanym przez szczęście i doskonałość. Wpływy i przysługi patryotyzmu zapisane są na kartach dziejowych imionami całego rzędu bohaterów i wieszczów. Lecz na szlak ten gwiaździsty przelotne tylko rzucimy wejrzenie. U najbliższego nam już krańca jego, pokłonem, czci pełnym, powitamy tak czarowną, że aż przez wieki za cud uznawaną, postać Orleańskiej Dziewicy; z podziwem nad wielkością natury ludzkiej, gdy dosięga ona pełni wzrostu swego, spojrzymy na oblicze Wilhelma Orańskiego, tego nieustraszonego szermierza sprawiedliwości, którego spółcześni nazwali ponurym, bo cały żywot jego okryty był jako chmurą, niedolą miljonów; przesuniemy wzrok nasz po galeryi wielkich mężów, którzy, jak: Waszyngton, Jefferson, Franklin, u końca z. w. rozświecili drugą półkulę ziemi światłem niezmiernych zasług, połączonych z idealną bezinteresownością; przychylimy ucha ku rozpaczliwym, a jednak podniebieskim dźwiękom, wychodzącym z lutni Roberta Moora; na mgnienie oka choćby wciągniemy w pierś naszą oddech genjuszu wraz z pieśnią Adama. I jeszcze, pełne szacunku i wdzięczności wspomnienie poślemy tym wszystkim, którzy, poczynając od Herodota i Tacyta aż do Macauleya, Thiersa, Riegera, Palackiego, Lelewale i t. d., istnienia całe spędzili w pyłach księgozbiorów, w nocach bezsennych, w trudach umysłu, a umartwieniach ciała, dla tego, żeby wyświetlić i z fałszów oczyścić jakąś kartę dziejów ojczystych, mającą być dla społeczeństw ich nauką lub pociechą, przestrogą lub zachętą, a dla ludzkości całej — ziarnkiem, do zbiornika wiedzy wrzuconem; i tym także, którzy wielkie mienia swe i ogromne trudy święcili wznoszeniu zakładów i tworzeniu instytucyi, mających pchnąć naprzód oświatę, moralność lub dobrobyt rodzinnego ich kraju; i tym, którzy o interesach ogólnych myśląc wtedy jeszcze, gdy nad głowami ich wybijała godzina śmierci, obumierającą dłonią darzyli społeczeństwa swe plonami, zebranemi przez pracę całego życia; i tym nakoniec, a może najbardziej, którzy na rzecz poprawy, bezpieczeństwa i szczęśliwszej przyszłości krajów swych, zrzekali się dobrowolnie przywilejów, odziedziczonych po przodkach, a w stosunki społeczne wprowadzali reformy, przeciwne osobistym ich korzyściom i chlubom. Spójrzenie to przecież krótkie i wzmianka pobieżna; jakkolwiek bowiem, w obec tych olbrzymów ludzkości, dziwnie maleją bezimienne gromadki, protestujące przeciw temu, co było żywotów ich rdzeniem, mocą i ognistem skrzydłem, to jednak, w zapatrywaniach się socyologicznych, z powodu wyjątkówości swej, za typy, a więc i za dostateczne dowody uchodzić oni nie mogą. Były to bez wątpienia organizacye wyjątkowe, charaktery wielkie i wielkie talenty, wspomagane przytem, w większości wypadków, szczęśliwymi warunkami wielkich położeń i bogactw. Były to najwspanialsze zapewne, lecz też i najmniej liczne wcielenia tych uczuć i pojęć, które, gdyby ich tylko istnienie sprawiały, jużby przez to samo zasługiwały na cześć i straż obronną, lecz których waga cała przechyla się owszem w inną stronę, w tę mianowicie stronę, kędy, na rozległych przestrzeniach społecznych, zapanował człowiek przeciętny. Tu są przestrzenie najrozleglejsze, a na nich zamieszkuje ogromna liczebnie większość ludzkości. Tu charaktery składanemi są ze skłonności niewyraźnych, mięszanych i toczących z sobą leniwe walki; tu, na łonie powszednich trosk i drobiazgów, umysły usypiają łatwo, wielkie natchnienia przybywają rzadko, suche i ciasne samolubstwo, w pogoni za rojem drobnych interesików i zachcianek, wypracowuje odpowiednie naturze swej namiętności i przyzwyczajenia; tu też niebezpieczeństwo zastoju i rozkładu jest najgroźniejszem, a wszystko, co służyć może za bodziec do doskonalenia się i zmężniania, najbardziej potrzebnem i pożądanem. Otóż, zdaniem naszem, w sferach tych, tłumnie napełnionych ludźmi miernego wzrostu, patryotyczne uczucia i pojęcia spełniają czynności niezmiernej wagi i w których pełnieniu nic ich zastąpić nie może. Pierwszą i najważniejszą może z czynności tych jest: rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych przed oczami, które, inaczej, skłon niebios za kraniec świata poczytywaćby musiały. Pod przewodnictwem uczuć tych i pojęć ogromna większość ludzi zaprawia się do spoglądania w rozległą dal, do zataczania myślą, pragnieniem i dążnością, szerszych nierównie kręgów w przestrzeni i czasie, niż ciasny kąt ich rodzinny i krótki moment osobistego ich istnienia. Są one, dla niezmiernej większości ludzi, owym bajecznym kobiercem, który porywa ich z niziutkiego szczytu rodzinnej dzwonnicy, lub z powszedniego zamętu najosobistszych spraw i wzmocnionych, rozgrzanych, niesie w strony dalekie i w czasy dalekie, tam, kędy bogacą oni umysły swe poznaniem mnóstwa zjawisk i stosunków, kędy na sercach ich przeszłość wiekowa gra czcią i wdzięcznością, a przyszłość odległa — najwznioślejszemi z trwóg i żądań ludzkich. Przez to rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych, czyli: przez wzbogacanie umysłów i potęgowanie pierwiastku współczucia, nie tylko rozszerzają się i ulepszają psychicznie wnętrza istot ludzkich, ale także zwiększa się summa i polepsza się gatunek ludzkiej pracy. Summa pracy powiększa się przez udzielenie jéj podpory i bodźca obowiązku, a gatunek jéj ulepszonym jest przez wrzucenie w nią iskry miłości i zapału. Wiedząc o celach i przyczynach, dla których pracować powinien, człowiek miernej woli mężniej boryka się z pociągającą go ku bezczynności sennością ducha i ciała i łatwiej je przezwycięża; płonąc zaś miłością ku celom tym i żądzą, aby osiągniętymi one zostały, wlewa on w pracę całą możliwą gorliwość swą, składa w jéj dokonaniu najwyższe swoje ambicye. Obywatelskie tylko, więc patryotyczne, uczucia i pojęcia zdolne są najniższemu nawet pracownikowi udzielić téj siły ożywiającej i téj uszlachetniającej dumy, którą daje myśl o uczestnictwie w jakiemś zbiorowem dziele, o rzetelnem spłacaniu zaciągniętych długów, o wiernem a usilnem służeniu czemuś — ukochanemu. Siła ta, rozszerzająca umysł i serce, a wzmagająca gorliwość ku pracy i ułatwiająca rzetelne jéj wykonanie, jest zarazem siłą porządkującą wewnętrzne popędy, żądze i namiętności ludzi, kierownictwu jéj poddanych. Przywiązanie tylko do zbiorowej całości i znajomość natury jéj i położenia udzielić może członkom jéj takiego stopnia panowania nad sobą samymi, ażeby, na widok groźb lub pożytków ogółu, powściągać i trzymać na wodzy umieli osobiste pociągi swe i wstręty. Jest to źródło i szkoła téj karności moralnej, która, wśród najgwałtowniejszych uniesień, nakazuje ostróżność i baczność, z uśpienia budzi, z omdlenia trzeźwi, bojaźni i żałości milczeć rozkazuje. Wszystkie zaś razem wpływy te i oddziaływania uczuć i pojęć obywatelskich, nadają im moc szczególną budzenia i wyzyskiwania w istotach ludzkich wszystkich, istniejących w nich, zaczątków męztwa, wspaniałomyślności, wierności, wytrwania. Przez budzenie to i wyzyskiwanie, czyli: przez nieustanne ich ćwiczenie, słabe zrazu i o niepewnem istnieniu zaczątki nabywają częstokroć wielkiej potęgi, a ludzie, którzy inaczej nie przerośliby miary średniej, poskramiają się i wyrzekają tak niezłomnie, a tak wytrwale stoją przy tém, co z jednej strony umiłowali, a z drugiej jako obowiązek swój pojęli, że w ciszy i cieniu rozwija się długi szereg owych Wielkich Nieznanych, o których spółcześni nie wiedzą i potomni wiedzieć nie będą, lecz z których w łono społeczne leją się przecież życiodawsze i lecznicze zdroje.
Patryotyzm poczytywanym bywa przez wielu za jedną z form, w jakich objawia się pierwiastek egoizmu; i w istocie, o ile zawierają się w nim samozachowawczość i miłość własna zbiorowego ciała, o tyle mniemanie to jest słusznem. Lecz, możnaż z mniemania tego wytwarzać zarzut? Wejdźmy w głąb rzeczy. Czyliż t. zw. obywatelstwo świata, którem niektórzy patryotyzm zastąpić pragną i usiłują, mając na względzie jeden tylko ród ludzki, niebyłby też formą egoizmu, w obec zamieszkujących kulę ziemską innych organizmów żyjących? A gdyby, pomiędzy rodem ludzkim i innymi rzędami żyjących stworzeń, na podstawie podobieństw i sympatyi, wytwarzanych przez tę wielką a wspólną cechę, jaką jest życie, zawiązał się nierozerwalny węzeł miłości i solidarności, niebyłażby to znowu pewna forma egoizmu, względnie do zjawisk świata nieorganicznego, tuż przecie sąsiadującego z istotami organicznemi? Przypuśćmy jednak, iż ród ludzki dosięgnie tak wysokiego stopnia współczucia, że zdolen będzie pokład kwarcu lub bryłę granitu kochać, jak siebie samego, — miłość ta wyniknie ze wspólności miejsca istnienia ludzi i kruszców i będzie znowu formą, w jakiej egoizm mieszkańców ziemi objawi się, względem Marsa, Wenery, Jowisza i innych ciał niebieskich, do wspólnego systemu niebieskiego należących. W wypadku przecież zjednoczenia się i wzajemnego ukochania planet, do jednego systemu słonecznego należących, pozostaną jeszcze niezliczone śród przestrzeni ciała niebieskie, w obec których...
Powstrzymujemy się; bo spotkać nas tu może oskarżenie o zwalczanie twierdzeń przeciwnych, przez doprowadzania ich do absurdów. Oskarżenie to przecież nie byłoby sprawiedliwem. Twierdzenia, dokonywane bez zapoznania się z naturą ludzką, bez uwzględnienia koniecznych jéj właściwości i rozsądnego pogodzenia się z niémi, same, prostą drogą i szybkim pędem zmierzają tam, kędy, w orszaku marzeń jałowych i śmieszności, rodzących nieszczęścia, króluje — absurd. Egoizm! Niech, kto może, wyrzuci go z natury ludzkiej, a ujrzy przed sobą, zamiast ludzkiego rodu, poczet istot jakichś, całkiem innych a nowych, których przyrodzenia, ani stosunków, ani sposobów organizowania się, ani przeznaczeń, w przybliżeniu najmniejszem określić, lub pojąć choćby, nie jesteśmy w stanie. Lecz, nikt uczynić tego nié zdoła, a każdy, kto o tém marzy, zawiesza się w próżni. Iść nam nie powinno o niemożliwe rdzenne przetwarzanie natury ludzkiej, lecz tylko o stopniowe modyfikowanie jéj i ulepszanie; o modyfikowanie i ulepszanie, które nie polega wcale na całkowitem wytrąceniu z natury ludzkiej pierwiastku egoizmu, lecz na unicestwianiu, o ile to jest możliwém, najostrzejszego i najzgubniejszego spotęgowania jego, jakiem jest nienawiść i zaprowadzeniu pomiędzy oczyszczonym z nienawiści egoizmem a współczuciem ustosunkowania takiego, któreby pierwiastki oba w przynależnym im zamknęło granicach. W procesie takiego właśnie modyfikowania i ulepszania natury ludzkiej, uczucia i pojęcia patryotyczne odegrywają rolę ważną a dobroczynną. Są one egoizmem o tyle, o ile popychają indywidualności zbiorowe ku przechowaniu i wszechstronnemu polepszaniu własnego bytu, co, jeśli staje się z pokrzywdzeniem lub lekceważeniem indywidualności innych, jest nienawiścią, która zwalczaną być powinna; lecz, jeśli odbywa się za pomocą rozwijania zdolności zbiorowych na drogach pracy, nieszkodzącej nikomu, owszem — wspomagającej wielki trud powszechny, przedstawia sobą najdobroczynniejszy i najniezbędniejszy wynik egoizmu. Z tej strony przecież, egoizmem będąc, lecz egoizmem koniecznym i dobroczynnym, z drugiej, sprzyjają one czynnie rozwojowi współczucia, dla wspinania się jego ku coraz wyższym szczytom, stanowiąc jeden z najszerszych i najtrwalszych szczebli. Jest to szczebel, którego ominąć niepodobna bez zapadnięcia w duszącą ciasnotę, lub roztopienia się w mgle złudzenia. Patryotyzm bowiem stoi pomiędzy osobistemi, drobiutkiemi sprawami człowieka, które dławią go i zwężają, a ogromem wszechludzkich spraw i interesów, które wyjątkowo tylko umysłowi, sercu i dłoniom jego przystępnemi być mogą. Stoi on też, jako pośrednie stadyum w rozwoju uczuć człowieka, pomiędzy rodziną a ludzkością, poprawiając to, co rodzina posiada w sobie ciasnego i samolubnego, i to, co w ludzkości zbyt ogromnem jest, dalekiem, niejasnem i abstrakcyjnem. W ściany domowe, pośród których z powszedniemi troskami walczy lub na łonie zadowolnienia leniwieje i usypia życie rodzinne, wnosi on nieustanny a potężny bodziec do wychylania się myślą, sercem i czynem na zewnątrz, dalej, wyżej; ludzkości zaś daje przedstawicielstwo bliskie sercu człowieka, a umysłowi i ramionom jego — przystępne; przedstawicielstwo, które udziela mu perspektywy i narzędzi, przez którą patrzeć na wszechludzkość i któremi dla wszechludzkości pracować on może.
Nie przeczymy tedy bynajmniej, że patryotyzm jest jedną z form, w jakich objawia się pierwiastek egoizmu, dodajemy tylko, że jest on zarazem jednym z najpotężniejszych czynników w rozwoju współczucia. Twierdzimy także, iż forma egoizmu tak szeroka, że mieścić się w niéj może miłość nie tylko dla miljonów współcześnie żyjących, lecz dla mnogich pokoleń, które przeszły i przyjść mają, — a tak wyniosła, że w niej genjusz i bohaterstwo pełni wzrostu swego dosięgać mogą; że forma egoizmu, w której rozlega się bogata w tony gamma uczuć ludzkich i długim szeregiem jasnieją słoneczne idee obowiązku, pracy, prawdy, odwagi; — iż taka forma egoizmu, wysokiego poszanowania i gorliwego udoskanalania jest godną.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.