Szedł osieł utrudzony i stąpał powoli,
— Tyle obelg! o Boże! jakże serce boli!
A wtem wybiega chłopczyk, wskazał kłapoucha: — Hej, widzieliście leniucha!
Osieł.
— Niegrzecznyś! mówią wprawdzie, że jestem leniwy,
Ależ ty bądź sprawiedliwy.
Pomnij: krzywdzić się nie godzi.
Prawda, że osieł zbyt szybko nie chodzi;
Ale idzie z powagą, powoli, zostrożna,
I żadnych mu wybryków zarzucić nie można.
Ta powolność jest z zasad — nie z lenistwa wcale: Kto nosi po urwiskach, kto się pnie po skale?
Jednak sami przyznacie: czy zrzuciłem kogo?
Tego mi i niechętni zarzucić nie mogą. Że się tam trochę spóźnię, o! to nic nie szkodzi:
Czy przyjdę dziś, czy jutro, to się to nagrodzi;
Wszak lepiej przybyć później, a mieć całe kości?
Nikt jeszcze nie żałował swojej powolności,
A pośpiech i narowy przypłacano drogo.
Że się też poznać ludzie na osłach nie mogą!
Wierzcie mi, nie godzi się ujmować nam sławy.
— To prawda — rzecze chłopczyk — dobrze bronisz sprawy,
Kiedy kogo sądzimy, na bok uprzedzenie: Istotnie! osieł, widzę, nie głupie stworzenie.