Przejdź do zawartości

Obraz literatury powszechnej/Świat klasyczny/Hellenowie/Sofokles/Filoktet

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sofokles
Tytuł Filoktet
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Kazimierz Kaszewski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

C) Filoktet.
W tragedyi tej odmalowane są wybornie trzy charaktery: przebiegłego Odyseja, szlachetnego Neoptolema oraz zgorzkniałego i zdziczałego długim pobytem na samotnej wyspie Filokteta. Udając się na wyprawę trojańską, wodzowie Greków zatrzymali się, z rozkazu wyroczni, na pustej wyspie dla złożenia ofiary Atenie na ołtarzu, na którym niegdyś Herakles składał również obiaty Filoktet, który był na wyprawie z Heraklesem, wyszukując teraz owego ołtarza wśród zarośli, ukąszony został przez żmiję,
skutkiem czego była straszliwa rana, wydająca woń odrażającą. Odysej, w porozumieniu z głównymi wodzami, odprowadził Filokteta na bezludny brzeg wyspy Lemnos i tam go podstępnie pozostawił. Lat dziesięć nieszczęśliwy tu przebył, Gdy oblężenie Troi szło uporczywie, wyrocznia oznajmiła, że Troja zdobytą być może tylko przy pomocy strzał Heraklesa, znajdujących się u Filokteta. Odyseja wysłano na Lemnos, ażeby strzały owe wydostał. Przewiduje on, że sam we własnej osobie nie potrafi nakłonić Filokteta, któremu taką krzywdę wyrządził, więc bierze sobie do pomocy syna Achillesowego, Neoptolema, który nie był zgoła znany Filoktetowi a wspomnieniem ojca mógł poruszyć dawnego jego przyjaciela. Płyną więc do Lemnos w towarzystwie drużyny, stanowiącej Chór tragedyi. W prologu Odysej wykłada Neoptolemowi stan rzeczy pod Troją, pouczając go, jak ma sobie postąpić z Filoktetem, ażeby go podstępem zwabić na okręt. Neoptolem, jako prawy młodzian, wzdryga się na myśl o całym szeregu kłamstw, które mu nasuwa przebiegły towarzysz, ale gdy mu Odysej wystawił niepodobieństwo załatwienia sprawy w inny sposób, zgadza się, lubo niechętnie, odegrać wstrętną sobie rolę. Odysej naturalnie trzyma się na uboczu, ażeby nie budzić podejrzeń samotnego wygnańca i nie narazić się na śmiertelne strzały. Chór pozostawszy sam z Neoptolemem, ubolewa nad losem Filokteteta, który

Sam, samotny wśród swych łez!
Towarzyszem jego zwierz
Cętkowany lub kudłaty.
Godzien on litości wszelkiéj,
Bo i głód go nęka srodze
I ból mu doskwiera w nodze
I niepokój dręczy wielki.
Echem głośnem jego żal
Brzmi i idzie z dali w dal.

Gdy się ukazał Filoktet wynędzniały, w łachmanach, bosy, powłóczący nogą i gdy się dowiedział od Neoptolema, że ma przed sobą syna Achilla, wybucha skargą na swe losy i opowiada dziesięcioletnie swe męki. Neoptolem, z porady Odyseja, udaje, że ani nazwiska ani przygód Filokteta nie zna.

Filoktet.  O nienawistny bogom! o ja nieszczęśliwy!
Zatem wieść nieszczęść nie doszła do domu,
W całej Helladzie one nieznane nikomu!
A ci, co porzucili mnie tutaj nikczemnie,
Śmieją się gdzieś w milczeniu; gdy choroba we mnie
Wre i z każdym dniem sroższej wciąż nabiera siły.
O dziecię! o ty synu Achillesa miły!
Ja-m jest ten, który, jeśli rzecz ta ci jest znana,
Przyszedł do posiadania Heraklesa broni;
Zowią mnie Filoktetem, jestem syn Peana,
Którego dwaj wodzowie[1] i król Kafalonji[2]
Najbezwstydniej znęcili w te bezludne strony,
Bym tu skonał z boleści, jako ukąszony
Żądłem zabójczej żmii. — W takim stanie oni,
Samego porzuciwszy, odpłynęli w chwili,
Gdy z morskiej Chryzy tutaj na statkach przybyli.

Ja, ciągłem kołysaniem statku umęczony,
Zasnąłem na wybrzeżu w skale wydrążonéj;
Co widząc ci, z radością odemnie odlecą,
Nędznemu wygnańcowi zostawiwszy nieco
Drobiazgów, łachman jakiś i posiłek mały.
Oby im kiedyś losy wszystko to oddały!
Domyśl się, synu, jako było dla mnie miłem
Przebudzenie się ze snu, gdy ci byli w drodze!
Ilem gorzkich lez wylał, jak-em jęczał srodze,
Widząc, że wszystkie statki, na których przybyłem,
Znikły, a na tem miejscu nie było nikogo,
Coby mi radził, pomógł na chorobę srogą.
Gdzie spojrzę, nic nie mogę znaleść prócz boleści —
I tej było już tyle, co się w człeku zmieści.
Dzień schodził za dniem; wreszcie musiał przemysł własny
Zaradzać mym potrzebom w tej pieczarze ciasnéj.
Tak oto, synu, ten łuk przynosił mi jadło,
Bijąc lotne gołębie, któremi się żywię;
I kiedy pomknie strzała, biegnąc po cięciwie,
Wlokę, nieszczęsny, nogę, by podjąć, co padło,
A jeżeli spragniony potrzebuję wody,
Lub, jak w porze zimowej, gdy zalegną lody,
Potrzeba drew urąbać; ja sam nieszczęśliwy,
Czołgam się, by zaradzić. Ognia tu nie było;
Nuż tłuc kamień o kamień, by wydostać siłą
Ukryty płom, któremu zawdzięczam, żem żywy;
Boć z ogniem i poddaszem ta moja jaskinia
Daje mi wszystko, tylko zdrowia nie przyczynia.
Teraz dowiedz się więcej o całym ostrowie:
Do niego żaden żeglarz z chęcią nie zawinie,
Bo ni portu nie znajdzie, ni siądzie w gościnie,
Ni żadnego tu zysku nie mają majtkowie,
Roztropni ludzie tędy nie żeglują wcale;
Chyba wbrew woli kogoś zapędzą tu fale...
Więc jeżeli z przymusu kto tutaj zagości,
Darzy mię dobrem słowem, litując się da mi
Trochę odzieży, albo kruszynę żywności.
Ale mnie ani słuchać nie chcą, jeśli komu
Wspomnę, by mię stąd zabrał i zawiózł do domu.
Taki zabójczy żywot dziesięć lat już pędzę,
Karmiąc złe, co mię trawi, cierpiąc głód i nędzę!

Neoptolem podając się za skrzywdzonego przez Atrydów i Odyseja, łatwo zyskuje sobie ufność biednego wygnańca, w którym gorycz przeciw tymże osobom wpijała się w dusze; przez lat dziesięć, Dowiedziawszy się o śmierci najdzielniejszych mężów, a o pomyślnem życiu przewrotnych lub tchórzów, woła sarkastycznie:

Tak być musiało; gdy dotąd nic złego
Wzdy nic zginęło, bo je bóstwa strzegą;

Gdy złe przewrotne, z radością ich siła
Dobywa, z Hadu a cne tam posyła.
Co o tem trzymać? Chwalić je?.. Toż chwalę;
Lecz bóstwa złemi zdają mi się wcale.

Pozyskawszy ufność, dostaje też i łuk i owe sławne strzały Heraklesowe; a więc osiąga cel zamierzony; ale wtem Filoktet doznaje ataku cierpienia, który kończy się omdleniem i snem.

Filoktet.  Już ból się zbliża... Nieszczęśliweż życie!
Nie uciekajcie! widzicie, widzicie!
Królu Itaki! oby w twojem łonie
Zawrzał ból, który ja cierpię w tej chwili.
Wodzowie wojska, o! Agamemnonie,
O! Menelaju! obyście żywili
Ten żar tak długo, jak on we mnie płonie!
O! śmierci, śmierci codzień upragniona,
Przecz nie przybywasz na moje wołanie?
O! zacny synu, ujmij mnie w ramiona,
I spal mnie, spal mnie, szlachetny młodzianie,
Lemnejskim ogniem; tak jak moje ręce
Potomka Zeusa[3] spaliły...

Podczas snu Filokteta, Neoptolem wzruszony jego cierpieniami, nie chce podstępem zdobytej broni zabierać i uciekać, lecz pragnie samego Filokteta zawieść do Troi; postanawia mu więc odkryć prawdą i uzyskać jego przyzwolenie. Po przebudzeniu się nieszczęśliwego wszczyna się między nimi następna rozmowa:

Neopt.  Więc nic nie kryję: popłyniesz do Troi,
Gdzie z Atrydami grecka flota stoi.
Filokt.  Przebóg! co mówisz?
Neopt.  Nie jęcz-że daremnie
Lecz wprzód wysłuchaj.
Filokt.  Co chcesz zrobić zemną?
Neopt.  Chcę naprzód z twojej wygoić cię rany,
A potem z tobą burzyć Troi ściany.
Filokt.  Takież istotnie są twoje żądania?
Neopt.  Ciężka konieczność do tego mnie skłania,
Lecz ty się przeto nie gniewaj daremnie.
Filokt.  Zgubiony jestem, nieszczęśliwy, zdrada!
Gościu, ty, gościu! czemu godzisz we mnie?
Oddaj mi łuk mój jaknajprędzej.
Neopt.  Biada,
Nie mogę! Dobrem, powinnością moją
Jest tym ulegać, co na czele stoją.
Filokt.  Wszechzgrozo! ogniu, gotujący zbrodnię!
Coś ze mną zrobił? Oszukał niegodnie,
I nie wstyd tobie, że błagam zbolały,
Na klęczkach ciebie? Z tym łukiem i strzały

Życieś mi wydarł. Błagam, synu drogi,
Zwróć mi broń moją. Przez ojczyste bogi,
Nie bierz mi życia... Biada! ja daremnie
Wołam; on oczy odwraca odemnie,
Milczy, jakgdyby nie chciał oddać broni.
Zatoki! góry! goście tej ustroni,
Zwierzęta górskie! o, urwiste skały!
Coście tu zwykłych żalów mych słuchały,
Wam i obecną skargę moją zwierzę,
Bo niema duszy, którejbym mógł szczerze
Zjawić, co sprawił mi syn Achillowy.
Na wiarę dotknął ręką ręki mojej
A wziął Herakla łuk święty i chce go
Wydać Argiwom. Jak męża silnego
Ima mnie siłą; nie widzi, żem trupem,
Że widmo, dymu cień będzie mu łupem.
Co mówisz?... Milczysz?... Więc już ja na świecie
Niczem nie jestem! Znowu do mej skały
Dwudrzwiowej wrócę, bezbronny, zgłodniały?
A gdy mi łuk mój posługi nie czyni,
To ja samotny uschnę w tej jaskini;
Ni skrzydlatego ptaka nie ubiję,
Ani zwierzęcia, co na górach żyje;
Tych, z których żyłem, żywnością się stanę,
Polować będą na mnie polowane;
Za śmierć ja śmiercią zapłacę...
Nie klnę cię jeszcze... może zmienisz zdanie,
Jeśli nie zmienisz, przepadnij, młodzianie.

Wpada Odysej i zamierza zrazu użyć przemocy, chcąc zabrać wygnańca na okręt, potem pozostawia Filokteta i tylko z łukiem, będącym u Neoptolema, uchodzi; ale młodzieniec nie mógł przenieść na sobie tej krzywdy wyrządzonej nieszczęśliwemu, więc stoczywszy z Odysejem walkę na słowa, wraca do Filokteta, wraca mu łuk i zachęca, żeby dobrowolnie popłynął do Troi, ale gdy widzi w nim niczem niezwalczony wstręt do Atrydów i Odyseja, obiecuje odwieźć go na rodzinną wyspę Skiros. Zbierają się tedy do drogi, gdy w obłoku ognistym zstępuje między nich Herakles, z oznajmieniem woli Zeusa, żeby Filoktet popłynął do Troi, gdzie ma zabić Parysa. Filoktet poddaje się wyrokowi bóstwa i żegna się z miejscem swego dziesięcioletniego wygnania:

Pieczaro! coś mi użyczała schrony,
Mokrych łąk nimfy! fale, których piana
Świszczącym wiatrem z południa miotana
Wilżyła głowę mą, gdym spał znużony
Wewnątrz pieczary, Hermesowa skało,
Od której echo jęk mój odbijało,
Żegnam was! Żegnam, o likijskie zdroje,
Których opuścić nigdy nic myślałem,
Bądź zdrowa, Lemnos, otoczona wałem
Morskich odmętów! Spraw, abym pod Troję

Szczęśliwie przybył, dokąd prze mnie siła
Wielkich wyroków i przyjaciół rada,
I bóstwo, co nam te przygody zsyła,
A wszemi rzeczy nieodzownie włada.

(K. Kaszewski).
(Wszystkie tragedye Sofoklesa w pięknym przekładzie wierszowanym dał nam Kazimierz Kaszewski. Warszawa 1888. Filologicznie wierne tłómaczenie Z. Węglewskiego wyszło w Poznaniu 1875. Pojedyńcze tragedye tłómaczyli: Eliaszewicz, W. Smaczniński, A. Malecki, A. Mierzyński, Jan Czubek).




  1. Agamemnon i Menelaus.
  2. Odysej.
  3. Heraklesa





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sofokles i tłumacza: Kazimierz Kaszewski.