Ale wszystko napróżno, wszystko już zginęło!
Wsparte na świętem prawie, ginie cnoty dzieło.
Przebóg! Widzisz, jak Wisła bieli się zdaleka:
Oto przez puste grunta swe nurty przewleka,
Ach! odwróć od tej strony twoje smutne oczy:
Maciejowic nieszczęsny tam widok zaskoczy....
Tu cnota uporczywem starła się żelazem.
Boże! Umknąłeś łaski i — zginęli razem....
Widzieć te okolice gorzko nam i miło!...
Tu jeszcze męstwo Wodza Ojczyzny broniło.
Niestety biedna teraz w okropnej postaci
I ojca w nim i syna drogiego utraci.
Płacze, konając, płacze swego Bohatera!
Obywatel w rozpaczy, rycerz włos wydziera,
Tysiące ludzi we łzach. Ach! Niemasz nikogo,
W kimby ta strata duszy nie zniszczyła srogo.
Losie! Okrutny losie i niezrozumiały!
Dawco ty, ślepy zawsze, i szczęścia i chwały!....
Gardzę ślepą srogością twojego igrzyska,
Które zbrodni pomaga a cnotę przyciska!....
Ale jakież znów czucie, nowe, niedoznane,
Ssie tylą już ciosami serce skałataneskołatane?
Lada co kiedy ujrzę, czy spotkam człowieka,
Szybka z powiek spuszczonych łza tylko ucieka.
Skupi się obraz cały strat, nędzy, zniszczenia,
Chciałbym ująć, uścisnąć, przyczynić ulżenia....
Ojczyzno rozszarpana! Wszystkoż ci stracone?
Nieszczęsna Polsko! nawet twe imię zgładzone?
Święte ucichły pienia, głos na listach kona:
Dusza gorzkiem znużeniem znów martwa, uśpiona...