Przejdź do zawartości

Kościół Panny Maryi w Paryżu/Księga dziesiąta/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Kościół Panny Maryi w Paryżu
Podtytuł (Notre Dame de Paris)
Rozdział Matka
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Skotnicki
Tytuł orygin. Notre Dame de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cała księga dziesiąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.
Matka.

Sądzę, że niema przyjemniejszej myśli dla serca matki nad tę, jaka się budzi na widok trzewiczka dziecięcia; mianowicie, kiedy ten trzewiczek jest świąteczny, niedzielny, albo też w którym dziecię ochrzczono; trzewiczek wyhaftowany cały, w którym dziecię jeszcze nie zrobiło kroku. Trzewiczek ten, tak mały i wdzięczny, zdaje się matce zupełnie przypominać dziecię. Uśmiecha się doń, całuje go, przemawia i, patrząc nań, wyobraża sobie całą słabą istotę. Jest pewna, że widzi swe dziecię wesołe, delikatne, z okrągłą główką, maluchnemi rączkami i błękitnemi oczkami. Jeżeli to zima, a dziecię czołga się po kobiercu, matka drży, aby się nie zbliżyło do ognia. Jeżeli lato — dziecię bawi się na dworze, w ogrodzie zrywa kwiatki, łapie owady, przygląda się psom i koniom. Wszystko się uśmiecha, wszystko błyszczy, wszystko igra wokoło niego, jak i ono samo. Trzewiczek przypomina to wszystko matce i, jak ogień wosk, roztapia jej serce.
Lecz kiedy dziecię zginie, tysiące śmiejących się obrazów tyleż wywołuje bolesnych wspomnień. Mały haftowany trzewiczek jest narzędziem cierpienia, które ustawicznie nurtuje serce matki.
Pewnego ranka, kiedy słońce majowe wzniosło się na czystym błękicie, jakiego Garofolo używał na tło do swoich obrazów, przedstawiających zdjęcie z krzyża, pustelnica z Tour-Roland posłyszała turkot wozów, tętent koni i szczęk żelaztwa na placu de Grève. Mało na to zwracała uwagi; włosami obwinęła uszy, aby mniej słyszeć i, ukląkłszy, zaczęła się wpatrywać w przedmiot, który od piętnastu lat czciła. Mały trzewiczek, o którymeśmy mówili, był dla niej całym światem; jej myśli w nim były zamknięte i z niego dopiero z jej śmiercią miały się wyzwolić. Ile posłała ku niebu gorzkich wyrzekań, bolesnych skarg, łkań i płaczu, patrząc na to haftowane cacko, tylko mury jej celi wiedzą. Nigdy nie wylano więcej łez rozpaczliwych na przedmiot tak drobiazgowy. Tego poranku zdawało, się, że boleść jej jest jeszcze gwałtowniejszą, niż zwykle, i z ulicy nawet słychać było żałosne jej wyrzekania i płacz, rozdzierający serce.
— O! moja córko, — mówiła — moja córko, moje biedne dziecię, już cię więcej nie ujrzę! a przecież zdaje mi się, że cię dopiero wczoraj utraciłam. Mój Boże, kiedyś miał tak prędko mi ją odebrać, na co mi ją dawałeś. Ty wiesz, o Boże, że dziecię matce najmilsze i że to jedyna jej na świecie pociecha i, kiedy je utraci, nie dba więcej o życie. Ach! ja nieszczęsna, nacóżem wychodziła dnia tego! O! Panie, Panie, chyba, że nigdy nie widziałeś, kiedym ją ogrzewała na mojem łonie, kiedym ją własną piersią karmiła, kiedym ją po małych całowała nóżkach! O! gdybyś, Panie, to widział, nie byłbyś mię jej pozbawiał, nie byłbyś tylu i tak ciężkich zsyłał na mnie boleści. Niestety! oto trzewiczek, a gdzie jest nóżka, gdzie moje dziecię? Panie, powróć mi moje skarby. Wszak przez piętnaście lat, kalecząc kolana, pokutująca, modliłam się do Ciebie, Panie! Powróć mi ją na jedną godzinę, na minutę! a potem potęp mię na wieki. Panno Maryo, królowo niebios, dzieciątko Jezus, ulitujcie się nademną, powróćcie mi moje dziecię. Panie, ja nie chcę rozkoszy tego świata, skaż mię na wszelkie cierpienia, udręczaj głodem i pragnieniem, ale powróć mi moje dziecię. Boże, ja byłam grzesznicą; lecz ona czyniła mię pobożną: ją kochając, kochałam ciebie, w jej uśmiechu widziałam otwarte niebo i ciebie błogosławiłam. O! gdybym raz jeszcze mogła zobaczyć moje dziecię, umarłabym z rozkoszą, wysławiając ciebie, o Matko Boża! Piętnaście lat! ileż to łez! i ty się nie ulitowałeś, o Panie!
Nieszczęśliwa rzuciła się na trzewiczek, już teraz jedyną jej pociechę, i rozpacz, od tylu lat ją nękająca, szarpała boleśnie jej wnętrzności, jak pierwszego dnia straty. Bo boleść matki po utracie dziecięcia nie starzeje, bo, chociaż drą się suknie żałobne, serce czuje jednako.
W tej chwili świeże i wesołe głosy dziecięce odbiły się o celę. Ilekroć widziała, albo słyszała dzieci, tylekroć kryła się w najciemniejszy kącik, aby ich nie widzieć, ani słyszeć. Tym razem wyprostowała się i chciwie słuchać zaczęła. Jeden z chłopców mówił:
— To cygankę dziś będą wieszali.
Jak pajak, czatujący na muchę, pobiegła do okienka, które, jakeśmy powiedzieli, wychodziło na plac de Grève. W rzeczy samej stały schodki przy szubienicy i mistrz zawieszał łańcuch. Wokoło tłum zaczął się zgromadzać.
Gromadka dzieci była już daleko. Pokutnica szukała oczyma, kogoby mogła zapytać. Oko jej padło na mężczyznę, czarno ubranego, który, mając książkę pod pachą, patrzał na szubienicę; byłto Klaudyusz Frollo.
— Panie, — zapytała pokutnica — kogoto mają wieszać?
Mężczyzna nic nie odpowiedział; powtórzyła pytanie, na które dopiero odrzekł:
— Nie wiem.
— Dzieci tutaj mówiły, że cygankę.
— Zapewne — odpowiedział.
Pakietta Chante-fleurie roześmiała się jak hyena.
— Moja siostro, — rzekł Klaudyusz — jak widzę nie lubisz cyganów?
— Nie cierpię, bo to są upiory, wiedźmy, które pożerają dzieci. Oni mi porwali dziecię, jedyne moje dziecię! i, razem z nią, serce moje zjedli.
Straszną była; mężczyzna patrzał nań obojętnie.
— Jedną z nich szczególniej przeklinam, — mówiła — jednej najbardziej nienawidzę; to ta młoda dziewczyna, w której wieku byłaby moja córka, gdyby jej matka nie była ją pożarła. Ilekroć ta jaszczurka przechodzi około mej celi, aż krew wre we mnie i wszystkie wnętrzności się przewracają.
— A więc ciesz się, moja siostro, — rzekł Klaudyusz — tę małą zobaczysz dziś na szubienicy.
Głowę skłonił na piersi i oddalił się powoli.
— Przepowiedziałam jej to! Bóg ci zapłać, panie, za tę radosną nowinę.
I zaczęła szybkim krokiem chodzić po celi, jak lwica wygłodzona, której mają żer podać.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Marceli Skotnicki.