Przejdź do zawartości

Jana Kochanowskiego Dzieła polskie (1919)/Pieśni/Księgi wtóre/Pieśń I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Jana Kochanowskiego Dzieła polskie
Podtytuł wydanie kompletne, opracowane przez Jana Lorentowicza
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. [1919]
Miejsce wyd. Warszawa
Uwagi
Wikipedia
Wikipedia
 Zobacz w Wikipedii hasło Pieśń I
Indeks stron
PIEŚŃ I.[1]

Przeciwne chmury słońce nam zakryły,
I niepogodne deszcze pobudziły;
Wody z gór szumią, a pięnista Wilna
Już brzegom silna.[2]

Strach patrzeć na to częste połyskanie;
A prze to srogie obłoków trzaskanie
Kładą się lasy, a piorun gdzie zmierzy,
Źle nie uderzy.

Zakładaj korab, cieśla nauczony,
A kto wie, jeśli nie wrócą się ony
Nieszczęsne czasy, kiedy powódź była
Świat zatopiła.

Sześć niedziel wtenczas lał deszcz nie przestając,
A ziemia nowe źrzódła pobudzając,
Rzek przymnażała, tak, iż morskie wały
Wylać musiały.


Z ludźmi pospołu i miasta i grody
Nieuśmierzone zatopiły wody;
Nie wysiedział się pasterz z bydłem wcale
Na żadnej skale.

Ryby po górach wysokich pływały,
Gdzie ledwe przedtem pióra donaszały
Mężnej orlice, gdy do miłych dzieci
Z obłowem leci.

Ale natenczas i matkę i syny
Pożarła woda, i wszystek zwierz iny;
Sam Noe został, przy nim żona tylko,
A dziatek kilko.

Nieżyzne w cnotę, to tam były lata,
Gdzie ledwe jeden ze wszystkiego świata
Nalezion, co go Bóg wcale zachował,
Gdy nierząd psował.

Ten będąc z łaski Pańskiej ostrzeżony,
Zbudował sobie korab niezmierzony,
Na którym pływał, czasu złej przygody,
Po wierzchu wody.

A wszyscy inszy nagle zagarnieni,
I w głębokościach morskich zatopieni
Niebo a morze, te dwie rzeczy były
Świat zastąpiły.

A kiedy się już prawie dosyć stało
Pańskiemu gniewu, potrosze spadało
Wielkiego morza; aż za czasem skały
Z wody wyźrzały.

Potem i zbytnie zawarły się zdroje,
A bystre rzeki wpadły w brzegi swoje;
Ziemia ku słońcu, pełne ciężkiej rosy,
Rozwiła włosy.

A trupy wkoło straszliwe leżały,
Ludzie i bydło, wielki źwierz i mały;
Pełne ich morza, pełne brzegi były,
Boga ruszyły.

I rzekł Noemu: już teraz na ziemię
Występuj śmiele, i z tobą twe plemię;
Oto ja znowu przyodzieję lasy
Na wieczne czasy.

I będzie jako po te lata wszytki
Ziemia dawała wszelakie użytki;
Mnóżcie się, niech świat spustoszały wszędzie
Znowu osiędzie.

A w tem upewniam każdą żywą duszę,
Że nigdy potem takich wód nie wzruszę,
Któreby miały ziemię opanować,
I świat zepsować.

Włożę na niebo znakomitą pręgę,
Którą gdy ujźrzę, wspomnię na przysięgę,
Że mam hamować niezwyczajną wodę, —
I nie zawiodę.

Pomni się[3] lutni: nie twojej to głowy
Wspominać Boga żywego rozmowy;

Każ ty nam zasieść przy ciepłym kominie,
Aż zły czas minie.[4]




  1. Genezę tej pieśni wyjaśnia artykuł w „Ateneum” 1876. Tom I.
  2. już wyszła z brzegów.
  3. opamiętaj się.
  4. w pierwszem wydaniu tej pieśni (prawdopodobnie z r. 1558) zamiast strofy ostatniej jest takie zakończenie:
    Lecz to nam dawno Bóg obiecał z nieba,
    Że się takich wód bać już nie potrzeba;
    Dziękujmy Jemu już z prawego serca
    Za dobrodziejstwa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.