Przejdź do zawartości

Intruz/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriele D’Annunzio
Tytuł Intruz
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Aleksandra Callier
Tytuł orygin. Intrus
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

Nic nowego w Badioli. Moja nieobecność trwała bardzo krótko. Powitano radośnie mój powrót. Pierwsze spojrzenie Juliany wyrażało wdzięczność nieskończoną.
— Dobrześ zrobił, żeś przyjechał tak prędko — powiedziała mi matka z uśmiechem. — Juliana tu nie miała już spokoju. Spodziewamy się, że już nas teraz nie opuścisz.
I dodała, czyniąc aluzyę do jej stanu:
— Nie uważasz, jak bardzo już postąpiło? A czy też pamiętałeś o koronkach? Nie? Jak można było zapomnieć!
Od pierwszej więc chwili moja męczarnia rozpoczynała się nanowo.
Jak tylko pozostałem sam z Julianą, powiedziała mi:
— Nie spodziewałam się, że powrócisz tak prędko. Jakżem ci za to wdzięczna!
W pozie jej, w głosie była taka nieśmiałość, taka pokora wielka i tyle serdecznego uczucia zarazem. Nigdy tak bardzo nie uderzał mnie kontrast między jej twarzą i resztą postaci. Na tej twarzy bezprzestannie widocznym był dla mnie szczególniejszy wyraz głębokiej zgryzoty, zdradzający bunt bezustanny kobiety przeciw tej ciężarności hańbiącej i bezczeszczącej, którą dotknięte było jej ciało. Ten wyraz nie opuszczał jej ani na chwilę; przeświecał on widocznie poprzez różnorodność innych wyrazów i wrażeń przelotnych, które jakąkolwiek była ich moc, nie zdołały nigdy zatrzeć tamtego; był on stałym i wrosłym w tę twarz i budził we mnie litość, oraz rozpraszał wszelki żal do tej kobiety, wszelką urazę zasłaniał przedemną fakt brutalny, zbyt widoczny już teraz w godzinach ironicznej przezorności.
— Coś robiła przez te dni wszystkie? — spytałem ją.
— Czekałam na ciebie. A ty?
— Nic. Pragnąłem powrócić.
— Czy ze względu na mnie? — spytała nieśmiało i pokornie.
— Tak, ze względu na ciebie.
Przymknęła na wpół powieki i odblask uśmiechu drgnął na jej twarzy. Czułem, że nie byłem nigdy jeszcze tak kochanym, jak w tej chwili właśnie.
Po przerwie powiedziała mi, patrząc na mnie wilgotnemi oczyma.
— Dziękuję ci.
Ton, uczucie wyrażone w tem słowie, przypomniały mi inne podziękowanie, owo „dziękuję“ wypowiedziane przez nią w dniu rekonwalescencyi, w ten ranek pierwszej mojej zbrodni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gabriele D’Annunzio i tłumacza: Aleksandra Callier.