Przejdź do zawartości

Ideał (Lemański 1906)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Ideał
Pochodzenie Nowenna
Wydawca Książnica Polska
Data wyd. 1906
Druk Piotr Laskauer i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa — Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IDEAŁ

VI.



Niech tam szczęścia niedowiarki
Usychają, jak sucharki.
Nasze hasło innej marki.

Póki tli się w źrenic próchnie,
Używajmy dóbr miluchnie,
Aż circumferencya spuchnie!

Nie rozumiem ja — ma foi! —
Po co tyle wieków truła
Ludzi świętych ksiąg bibuła?

Dość tej głupiej gospodarki!
Nim nam przetną życie Parki,
Pijmy rozkosz z pełnej czarki!

Nim zaświeci dnem szkatuła,
Użyj, niechby dusza czuła,
Że nie darmo tu się tuła!

Przy kieliszku i dziewuchnie
Siądź, i mile, rozkoszniuchnie
Gruchaj, póki śmierć nie gruchnie!



VII.



Jeśli żyć chcesz, jak wypada,
Niech ci służy moja rada.
Mienie miej, a zkąd? — któż bada?

Czy dziedziczy się z pradziada,
Czy zagrabia się, czy skrada —
Głupstwo! Szczęsny ten, kto włada.

W wąsy ojce, w ręce matki
Całuj, w czółka drobne dziatki,
A w buziak — piętnastolatki.

Damom służ! Nie służysz — wada.
(Dama damie opowiada):
Oto życia jest rulada.

Zwódź (dla tradycyi) mężatki.
Jeśliś do tego nie chwatki,
To podejrzane zadatki.

Łam wigilijne opłatki!
Jajkiem się dziel! Tańcz w ostatki!
Oto do szczęścia masz kładki.



VIII.



Dobrze to jest być dziedzicem.
Sprzedał żyto lub pszenicę
I przyjeżdża do stolice.

Hotel. Fryzjer goli lice,
Sztafirkuje wąsy w szpice.
Dobra. Teraz — na ulicę.

Zdrów, syt, wolen melancholii,
Człek nabywa prezent z kolii,
I podąża z tem do Loli.

Przy śliczniutkiej tej podwice,
By nie zaschło człeku w grdyce,
Jakąś golnie się szklanicę.

Potem?.. Potem — na co kolej:
Człowiek w dryndę się dryndoli.
— Wal w Aleje! (Cwał sokoli).

Ludzie gapią się, atoli
W dryndzie z Lolą człek swawoli...
Nie masz milszej w życiu doli!



IX.



Mielim ongi sławnych króli;
Mielim świętych w aureoli...
Było!.. Niema!.. Z Bożej woli!

Mielim hen — koło Pomorza,
Przed wiekami łachę morza...
Było! Niema!.. Wola Boża!

Morze, pełne głębin chlustu,
Nie przypadło nam do gustu,
Widać — z Bożego dopustu!

Morska woda smak ma gorzki;
Nam od Bogów — słodsze bożki;
Drwimy z świętych, my — świętoszki.

Co tam! Siedźmy w cichej wiosce,
W zgodzie z życiem, w snu beztrosce,
I dziękujmy Matcebosce...

Głębin zanik, wyżyn opust
Zapomina człek w mięsopust.
Było! Niema!.. Boży dopust!



X.



Dajmy na to, że się dom ma.
Wielka własność nieruchoma,
Z renty tysiącami stoma.

Jakbym żył? To rzecz wiadoma.
Trochę posiedziałbym doma,
Potem Paryska Sodoma.

Na lato by mię popędy
Popędzały do Ostendy,
Na gołych niewiast oględy.

Gołość kobiet — rzecz łakoma.
Ta ma to, a tamta to ma...
Psia krew! Sacré bleu!.. Oskoma!

Tiens! Tej chciałbym zyskać względy.
Radź, na Boga, jak, którędy
Się przedostać do jej grzędy?

Takbym żył tam, tu i wszędy.
Miałbym rzędy, czcił urzędy,
Kupony i dywidendy.



XI.



Żeby na kuchni się znała,
I na me zdrowie chuchała...
Daj taką żonkę mi, Ałła!

Higienicznych docieczeń
Żeby grunt znała i leczeń,
I smaczną piekła mi pieczeń!

Niech ma smak pieprzów i cykat.
O, Ałła! Daj ten unikat
Szczęścia i nad niem kacykat!

Niech żona czci me ukazy,
Niech jej usteczka i zrazy
Wzbudzają we mnie ekstazy!

Niech umie smażyć mi ptysie
I niech ładniutkie ma pysie...
Taką daj, o Ozyrysie!

W mężobojności i strachu
Niech żyje, nie śniąc o gachu...
Daj taką żonkę, Allachu!



XII.



Szczęściem byłoby (i wielkiem):
Ziemską ogródka mieć dzielkę
I prząść tam życia kądzielkę.

Nadziać kapelusz­‑umbrelkę,
Surduty z siebie zdjąć wszelkie
I w pólku gmerać rydelkiem.

Kopie się, sadzi się, schyla,
Zlewa się, gnojem zasila...
Wyrosną kwiatki: pons, lila.

Pot ścieka pod kamizelkę.
Attendez! Trzeba zdjąć szelkę.
Dość! Odpoczynku kropelkę.

Napracowało się tyla!
Teraz wytchnienia jest chwila.
Człeku się obiad przymila.

Człek się za chwilę posila,
Żołądek jadłem uila,
Niewinny, zdrowy, jak lilia.



XIII.



Przepych gór, mórz, oceanów —
Zagraniczny lux dla panów.
Ty plebeju, masz Pacanów!

Siedź tu, haruj, znoś niedolę,
Tęsknot cierp do świata bole:
Świat mam — ja, bo mam obole.

Gnijcie w Pyzdrach, golcy, chmyzy!
Ja tam biorę za walizy,
I koczuję, jak Kirgizy.

W upojeniu koczowniczem,
Jedzie sobie człowiek blitz‘em,
Jedzie, nie myśli o niczem.

Z żoną, lub nie­‑żoną w parę,
Ma sobie coupé separé.
Jazda! Puszczaj całą parę!

Póki złota jest, jak lodu,
Podtrzymujmy splendor rodu,
Chlubę i Dumę narodu!



XIV.



Ku pożytkowi mięs,
Żyć sobie, jako prince:
To byłby szczęścia kęs!

Na obiad potraw sześć
Zamieniać w ciała treść...
Ach, takie życie wieść!

Jak Gontran, albo Guy,
W dzień pięćkroć zmieniać strój:
To jest ideał mój!

Koński mię wozi kłus;
Samochód, blitz’a wóz;
W banku mam złota stós.

Chce się zabawić człek,
Realizuje czek,
I puszcza złoto w bieg.

Mniej więcej w taki sens
Jabym w tem życiu grzęzł,
I ugrzązłbym, jak prince.



XV.



Znającą się na kredensie,
Na jarzynach, cieście, mięsie,
Jeśli znasz panienkę — żeń się!

Żeń się i na wszystko dmuchnij!
Szczęśni duchem ubożuchni:
Zdrój żywota płynie z kuchni!

Strzeż się żon à la Burne Jones.
Polka niech wie, co polonez,
Rosół, bigos i majonez!

Do rosołu pietruszeczka
Idzie i pieprzu troszeczka:
O tem niechaj wie dzieweczka!

W jakim stosunku i co się
Konglomeruje w bigosie —
Wiedzą z „Tadeusza“ Zosie.

Rad zaś co do majoneza
Nie dajem (ni poloneza):
To za trudna dla nas teza.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lemański.