Przejdź do zawartości

Dzień (Parini, 1896)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giuseppe Parini
Tytuł Dzień
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej, tom II
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Grabowski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XII. Józef Parini.
Dzień.

Jest to satyra, a raczej poemat satyryczny, malujący szczegółowo całodzienny tryb życia wielkopańskiego młodzieńca, mającego wyobrażać zniewieściałość obyczajów i płytkość pojęć tej sfery społeczeństwa włoskiego, do której z urodzenia i majątku należy. Radami i wskazówkami służy mu odpowiednio dobrany wychowawca. Dla dosadniejszego uwydatnienia myśli przewodniej poeta kreśli równolegle obrazy z życia pracowitego, lecz ciemnego i ubogiego ludu. Całość dzieli się na cztery części: Poranek, Południe, Wieczór i Noc. Oto parę krótkich ustępów z Poranku.

Z jutrzenką razem budzi się poranek
Jeszcze przed słońcem; aż i ono wschodzi
Na widnokręgu skraj, by rozweselić
Zwierzęta, pola, wody i rośliny.
Z miłego loża wstaje dobry chłopek
I wdziawszy na się uświęconą odzież,
Którą już znała Pales[1] i Cerera,
Z powolnym wołem w pole idąc, strząsa
Z krzywych gałęzi wzdłuż ścieżyny wązkiej
Rosistą wilgoć, w której, jakby w perłach,
Rannego słońca łamią się promienie.
Wstaje i kowal i swą hałaśliwą
Otwiera kuźnię, wraca do roboty
Zaczętej wczoraj; lub niespokojnego
Misternym kluczem i sprężyną kutą
Bogacza skrzynie zabezpiecza, albo
Ze srebra, złota stara się wyrobić
Klejnoty i naczynia ku ozdobie
Młodych mężatek lub jadalnych stołów....
Lecz cóż to? Widzę, zgroza cię przejmuje
I na twej głowie, jak u jeżozwierza,
Na dźwięk słów moich włosy się podnoszą?
O! inny, panie, bywa twój poranek.
Tyś nie zasiadał o zachodzie słońca
Przy skąpym stole i o szarym zmroku
Nie ległeś wczoraj spocząć w lichem pierzu,
Jak to udziałem jest podłego gminu.
Dla was, potomstwo niebios, dla was, zborze
Półbogów ziemskich, inną wskazał dolę
Łaskawy Jowisz; innem tedy prawem
Po nowej drodze muszę cię prowadzić....
Już pokojowej grzeczni słyszą odgłos
Blizkiego kruszcu, który twoja ręka
Zdaleka wprawnym potrąciła ruchem,
I śpieszą światłu wrogie porozsuwać
Zasłony, które ściśle przestrzegały,

By Febus nie śmiał wkraść się do sypialni
I dręczyć ciebie swemi pociskami.
A teraz nieco wznosisz się, podpierasz
Na tych poduszkach, które plecy twoje,
Piętrząc się zwolna, miękko podtrzymują;
A potem drugim palcem swej prawicy
Leciuchno oczu dotykając swoich,
Usuwasz mgły z nich cymmeryjskiej[2] resztki,
I ułożywszy usta w drobny łuczek
Zachwycająco, delikatnie ziewasz.

Wystrojony, wyperfumowany, połyskujący pierścieniami, ze szpadą u boku, z laską w ręku, kapeluszem pod pachą, udaje się młody kawaler pełnić służbę cicisbea[3].

A teraz śpiesz, mój panie, do swej damy
I baw ją przy obiedzie. Miły jej ministrze,
Dysponuj jadłem, stanów niewzruszone
Dla czci jej i dla podniebienia prawa.
Lecz nie zapomnij, że wielkiemu panu
Być pospolitym nie wypada w niczem.
Niech gmin ma swe granice; wam zaś dala
Przyroda umysł, serce bez zastrzeżeń.
A więc przy stole albo precz odsuwuj
A niechęcią jadło i pozyskaj sławę
Wstrzemięźliwego, albo stań się głośnym
Z obżarstwa swego. Żegnaj mi tymczasem,
Pociecho ludzi i twojego rodu,
Ojczyzny twojej chlubo i podporo!
Już ciebie dwoma uniżona poczty
Otacza służba; jedni pośpieszają
Uprzedzić wielki świat, że go obdarzysz
Swą obecnością, drudzy cię troskliwie
Rękami podtrzymują, gdy w złoconą
Karetę siadasz i poważny, niemy,
Wyciągasz się w jej rogu. Hej! na strony
Hołoto! Przejście daj tronowi, który
Mój pan zajmuje. Biada ci, jeżeli
Przez ciebie straci jedną z drogocennych
Chwil swego czasu. (Edw. Gr.).







  1. Bogini pasterstwa.
  2. Cymmerya, kraj scytyjski, gęstemi nawiedzany mgłami.
  3. W wieku XVII, a szczególniej w XVIII, panował we Włoszech zwyczaj, że damom z wyższego towarzystwa nadskakiwali t. zw. „cicisbei“ (zalotnicy, gachowie), którzy zresztą pełnili swoje poufałe obowiązki dość dyskretnie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giuseppe Parini i tłumacza: Edward Grabowski.