Przejdź do zawartości

Córka osadnika/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Lubicz
Tytuł Córka osadnika
Pochodzenie Zajmujące czytanki nr 7
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VII.
OFIARA.

Skoro świt wszczął się w osadzie indyjskiej niezwykły ruch. Jedni przyciągali kłody i drwa na ognisko, inni dźwigali ciężkie pale, część kopała doły; kobiety piekły zwierzynę i przygotowywały napoje, gdyż miała się odbyć wspaniała uroczystość. Trzech białych zginie na palu męczeńskim, krwią ich pokropią zabitych w nocnej walce Indjan, a wieczorem wódz, Wąż Prerji, wyprawi ucztę weselną z Białą Lilją. To też radość Indjan była nadzwyczajna!
Gdy pale były już wkopane i umocowane, wyprowadzono najpierw Adrjana. Blady, w obdartem odzieniu, szedł śmiało, a nawet uśmiechał się, aby ochronić się od drwin i złośliwości wrogów. Przywiązano go do pala tak, że ruszyć się nie mógł i dopiero wówczas przyprowadzono drugiego więźnia, Jana Brissona.
— Witaj i żegnaj! — zawołał Brisson.
— Nie boję się śmierci — odpowiedział Adrjan — lecz przeraża mnie los biednej Loli.
— Widziałeś ją? — spytał ojciec.
— Widziałem. Żywa i zdrowa, ale czeka ją hańba — odparł z boleścią młodzieniec.
— Niech blade twarze milczą! — wrzasnęli Indjanie — jeżeli nie chcą mieć poucinanych języków.
Przywiązano do słupa Brissona i wkrótce nadszedł trzeci więzień, Henryk Lion.
— Synu mój! — zawołał ojciec i mimo więzów rzucił się ku Adrjanowi.
Pochwycili go Indjanie i zawlekli do słupa, stojącego pośrodku.
Henryk Lion, patrząc na syna, zapłakał. Dzicy, widząc łzy, a sądząc, że płyną z obawy śmierci, zaczęli śmiać się i wołać:
— Tchórz! Blade twarze mają zajęcze serca!
— Ojcze mój! — zawołał Adrjan. — Nie płacz nade mną, wszak umrzemy razem i zobaczymy się na tamtym świecie.
— O mój synu! mój synu! — załkał Henryk Lion.
— Umierajmy mężnie! — zawołał Brisson.
— Milczeć! milczeć teraz! — krzyknęli Indjanie, widząc zbliżającego się Węża Prerji.
Na dany przez niego znak rozpoczęła się zabawa. Najpierw wystąpili łucznicy i celnemi strzałami dziurawili odzież jeńców, nie drasnąwszy ciała. Po tym popisie wystąpili Indjanie z tomahawkami. Rzucali temi siekierkami tak zręcznie, że każdy tomahawk trafiał w słup, nie raniąc związanych. Wąż Prerji uśmiechał się, rad z widoku zręczności swych wojowników.
Dał znak, Indjanie się uciszyli, a on rzekł:
— Podajcie mi mój tomahawk, a temu młodemu przywiążcie włosy do słupa.
Gdy rozkaz spełniono, Wąż Prerji stanął przed słupem Adrjana, zamierzył się i rzucił tomahawk tak zręcznie, że uciął włosy, tuż nad głową. Radosne „Hugh!“ rozległo się wokoło, a wódz z uśmiechem dumy siadł na dawnem swem miejscu.
Wtem w głębi osady podniósł się krzyk. To Lola biegła ku słupom; goniło ją kilka Indjanek.
Indjanie rzucili się, pochwycili dziewczynę i przywiedli do wodza. Na jego znak puścili ją, a ona uklękła i, wznosząc ręce w górę, zawołała:
— Wszechmocny Boże, zlituj się nade mną!
— Czego Biała Lilja chce tutaj?
— Wielki wodzu, przyszłam prosić o zmiłowanie twoje. Puść tych jeńców! Puść ich wolnymi!
— Biała Lilja nie chce być żoną Węża Prerji, a żąda wolności dla białych.
— Puść ich! puść! — prosiła Lola.
— A wówczas Biała Lilja dobrowolnie zostanie w moim wigwamie?
— Odmów! odmów! — zawołał Adrjan.
— Ja jedna tylko będę nieszczęśliwa, a was trzech uratuję — odpowiedziała Lola ze łzami w oczach.
— Wąż Prerji nie pozwala rozmawiać z więźniami! — krzyknął czerwonoskóry. — Co Biała Lilja postanowiła?
— Będę twoją żoną — odpowiedziało dziewczę pewnym głosem — tylko puść ich wolno.
— Wąż Prerji jest szlachetny i mężny, zrobi to dla Białej Lilji i puści wolno blade twarze.
Lola uśmiechnęła się radośnie przez łzy.
Wąż Prerji kazał rozciąć więzy, a gdy wykonywano jego rozkaz, wszczął się w tłumie Indjan szmer; narzekania rosły stopniowo, gdyż żal ogarnął dzikich, iż biali unikną śmierci. Wódz spochmurniał i krzyknął:
— Wąż Prerji, wódz mężnych wojowników, puszcza ich wolno. Kto się sprzeciwi, jest synem śmierci.
Szmer ustał. Wąż Prerji nie pozwolił Loli pożegnać się z więźniami, lecz wziąwszy ją za rękę, szedł do swego wigwamu.
Zaledwie trzej myśliwi wyszli z osady, gdy z lasu wysunął się oddział białych.
Byli to właśnie owi nowi osadnicy, którzy przybyli z Jeffersonu.
Dowiedziawszy się od Brissonowej, że w osadzie indyjskiej znajduje się jej córka, ruszyli cwałem.
Lecz i Indjanie spostrzegli przybywających i gotowali się do obrony.
Rozpoczęła się zacięta walka, w której biali, posiadając doskonałą i szybko strzelającą broń, wkrótce uzyskali przewagę.
Indjanie, widząc, że wielu z nich jest już zabitych i rannych i że nie zdołają wytrzymać ataku białych, rozproszyli się po całej osadzie.
Brisson i Adrjan nie brali udziału w walce, śpieszyli do wigwamu wodza, do uwięzionej Loli.
Zaledwie wpadli do wigwamu, gdy za nimi wbiegł Wąż Prerji. Walka trwała krótko, kordelas Adrjana przeszył serce wodza.
Indjanie, straciwszy wodza, poddali się dobrowolnie i prosili o pokój. Biali wypalili z nimi kalumet, fajkę pokoju, i wrócili do osady myśliwców.
W kilka dni potem, w czasie uczty wyprawionej obrońcom Loli, stary Lion wstał i rzekł:
— Przyjacielu Brissonie! Ku uświetnieniu tej uczty pozwól, bym cię poprosił o rękę twej córki, Loli, dla mego syna, Adrjana.
A gdy Brissonowie zgodzili się na to i młodzi siedli obok siebie uszczęśliwieni pozwoleniem rodziców, obecni goście krzyknęli, podnosząc kielichy w górę:
— Niech żyje młoda para!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Gruszecki.