Przejdź do zawartości

Bronzownicy/Listy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Listy
Pochodzenie Bronzownicy
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój“
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Do redaktora Wiadomości Literackich nadesłano następujący list:
W związku z artykułem Boya-Żeleńskiego p. t. Sfinks towianizmu („Wiadomości Literackie“, nr. 286) podaję niektóre wyjątki z listów Emilji Sczanieckiej, wybitnej Polki XIX w., do Benigny Małachowskiej, w których korespondentka pisze bardzo źle o towianizmie.
Emilja Sczaniecka mieszkała stale w Poznańskiem i w Berlinie, utrzymywała jednak ścisły kontakt z emigracją za pośrednictwem Klaudyny Potockiej. Po śmierci Potockiej, Sczaniecka znalazła innę korespondentkę-przyjaciółkę, osobiście sobie nieznaną generałową Benignę Małachowską. W r. 1843 Sczaniecka pielgrzymuje w towarzystwie Konstancji Łubieńskiej i Marji Bolewskiej okrężną drogą przez Ostendę, Londyn do Paryża, gdzie osobiście poznaje Małachowską.
Sczaniecka naogół wydaje ostrożne sądy o swych bliźnich i ich czynach; w powtarzaniu plotek jest powściągliwa. Nie można pominąć tych cech przy ocenie wartości świadectw, zawartych w jej listach.
Listy Sczanieckiej do Małachowskiej przechowuje archiwum rapperswylskie pod nr. 767.

I
20. 11. 1841

Pan Plichta był u mnie w Berlinie, zgadało się o panu Towiańskim — i ja Mu powiedziałam, że przed paru laty był w Dreznie, ale ja nieszukałam jego znajomości, bo byłam źle o nim uprzedzoną przez jedną młodą Polkę, która mi powiadała, że jest przez niego przyjętą do związku, i że zasadą tego jest, żeby wszystko, co tylko wie, powiedziała tak o sobie jak o drugich, żeby starała się być w towarzystwie i żeby wróciwszy do Niego albo sama albo listownie wszystko mu wynurzyła, żeby każdy list mu zakomunikowała, nawet od kochanka, i do tego przez przysięgę była zmuszoną. — Widziałam niektóre modlitwy, to wszystko bardzo mi nie odpowiadało, — zapytał mnie się Pan Plichta, czy może to powtórzyć, i ja nie miałam nic przeciw temu, ale, żeby to ja była ta osoba, to nie prawda, i pewno tego Pan Plichta nie mógł powiedzieć, tylko każda rzecz kiedy przechodzi z ust do ust jest defigurowaną...

II
13. 12. 1943 (z Paryża)
Gdybym Ci była pisała wczoraj rano, byłabym Ci napisała, że myślę, że Marinia może ujdzie Towiańszczyźnie, ale po wczorajszej z nią rozmowie mam moralne przekonanie, że już jest tak daleko, że trudno ją ochronić. — Wszystkie ich (Towiańczyków) zdania podziela z uniesieniem, rozumie ich, w(e) wszystkie ich śmieszności nie wierzy, a zawsze cytuje brata, nie można jej tyle mówić jak w innym przypadku. — Wczoraj chciałam ją tym przekonać, że ona dlatego jest w sądzie parcialną, że brata kocha, wysoko jego umiejętność sądzi, więc przypuścić jest jej trudno, żeby był w błędzie; na to mi odpowiedziała — o nie, ja z uprzedzeniem tu przyjechałam przeciw towiańszczyźnie, ale teraz się przekonuję i rozumiem co to jest, zupełnie o mego brata jestem spokojna. — Wybiera się w tych dniach do Mickiewicza — smutno mi na sercu, bo chciałabym była, żeby nie pod tym urokiem tam była poszła, teraz ulegnie nieomylnie, to jest pewne, że to jej w niczem nie zmieni co do charakteru, ale jeżeli z czasem uzna, że była w błędzie, będzie jej przykro — to co piszę, tylko dla Ciebie i do Ciebie piszę, bo może się mylę, co daj Boże...
III
22. 2. 1844

Co mi donosisz o Maryi, tego się spodziewałam, bo widziałam już przed odjazdem, że bliska bardzo jest tego, bo z wielką egseltacią o nich (Towiańczykach) mówiła — Czy to jest chwila mówić i myśleć o tem, kiedy Polska jęczy (w) więzach tak okropnych i kiedy siły nasze takie małe...

Marja Bolewska wróciła do Księstwa Poznańskiego w r. 1846 i nadal była gorliwą wyznawczynią Towiańskiego.

N. N.


W związku z artykułem Drogi geniuszu i wynikłą zeń polemiką, nadszedł do redaktora Wiadomości Literackich następujący list:

Władysław Mickiewicz, cytując z listu Adama Mickiewicza do Bułharyna, ogłoszonego po raz pierwszy przez Chmielowskiego w r. 1886 (nie w r. 1898), ustęp, w którym wspomina o koronacji Mikołaja I w Warszawie, usiłuje wytłumaczyć ultralojalne wyrażenia Mickiewicza ironją, z jaką je jakoby pisał. Pan Leon Płoszewski w artykule „Mickiewicz a Rosja“ (Wiadomości Literackie, nr. 306) podziela to mniemanie Władysława Mickiewicza i również dopatruje się w liście do Bułharyna ironji. Tymczasem list ten pisał Mickiewicz zupełnie serjo; czy szczerze, to inna sprawa. W liście z zagranicy, wysłanym do Rosji, Mickiewicz nie ośmieliłby się pisać o cesarzu panującym, którego był poddanym, i o uroczystościach dworskich, z ironją. Gdyby sobie na to pozwolił, miałby drogę do powrotu do państwa rosyjskiego, a więc i do kraju, zamkniętą. Wiedział przecież, że żandarmerja rosyjska wszystkie listy, z zagranicy do Rosji przesyłane, otwierała i czytała. Pisał zresztą do Bułharyna! Wyjeżdżając w r. 1829 za legalnym paszportem rosyjskim zagranicę, Mickiewicz przed wybuchem powstania listopadowego nie miał jeszcze zamiaru osiedlania się na stałe na obczyźnie; meldował się w konsulatach rosyjskich w krajach, przez które przejeżdżał, bywał na przyjęciach w salonach posłów rosyjskich (Gorczakowa, Gagarina) i przez przedstawicielstwa Rosji zagranicą nie był uważany, aż do roku mniej więcej 1832, za emigranta. W listach musiał się wyrażać bardzo oględnie. Wiemy przecież, jak ostrożnie redagował listy swoje do matki Słowacki. Gdyby Władysław Mickiewicz dostał do ręki list ojca do Bułharyna, alboby go, w obawie niemiłych komentarzy, zniszczył, albo ogłosił w tendencyjnie zmienionem brzmieniu. Ale że go już wydrukował Chmielowski (Adam Mickiewicz, wyd. pierwsze, z r. 1886), nie pozostawało mu nic innego jak tendencyjnie go tłumaczyć. Rzecz zadziwiająca, że niektórzy historycy literatury naszej wciąż jeszcze traktują poważnie to wszystko co opowiadał i pisał o ojcu swym Władysław Mickiewicz. A jednak, przynajmniej w połowie, relacje jego, podobnie jak relacje Odyńca, podejrzane są lub mało na wiarę zasługują.

Gabrjel Korbut





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.