Przejdź do zawartości

Anielka pracuje/Zima

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka pracuje
Podtytuł Powieść dla dorastających panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Zima.

Anielka z babcią były znowu w domu. Zdawać się mogło, że jesień czekała tylko na to, bo zaraz po kilku dniach ciężkie chmury ściągnęły nad dolinę, wiatr począł dąć, a drzewa obsypały ziemię ostatniemi liśćmi. Liście te znacząc się złotą smugą, wirowały w powietrzu jak szalone. W lesie i na polach całemi nocami i dniami coś zawodziło, wszędzie było szaro, posępnie i nieprzyjemnie.
Anielka przez dłuższy czas nie zdawała sobie z tego sprawy, bo w serduszku jej jeszcze ciągle świeciło słońce, ciągle jaśniały wesołe wspomnienia niedawnych przeżyć. Prawie codziennie wieczorem biegła Anielka do Magdzi, siadała na krawędzi jej łóżka przy piecu i opowiadała bezustanku o swej podróży do Krzywicy. Codziennie przypominała sobie coś nowego i im dłużej opowiadała, tem wyraźniej wszystkie jej przygody ukazywały się oczom Magdzi. Magdzia częstokroć wyobrażała sobie nawet więcej, niż sama Anielka w Krzywicy widziała. Niejednokrotnie Anielka przynosiła ze sobą mandolinę. Dwóch nowych pieśni nauczyła się w Krzywicy i śpiewała je teraz Magdzi niezliczonej ilość razy, a pieśni te obydwu dziewczynkom za każdym razem wydawały się piękniejsze. Gdy wiatr dął za oknem, dziewczynki przysłuchiwały się jego zawodzeniu. Z roziskrzonemi oczami siadywały co wieczór pod piecem, śpiewały i marzyły o radości i słońcu.
Och, oby to wiecznie trwało! Lecz z każdym upływającym dniem słoneczne wspomnienia Anielki posępniały i tonęły w coraz gęstszej mgle. Odczuła to Anielka, nie przerywała jednak swych odwiedzin w domu grubego szewca. Ale opowiadania jej stały się mniej ożywione, barwy dawnych przeżyć wyblakły i omotywały Anielkę powoli chłodne cienie szarego codziennego dnia. Cienie te stały się całkiem rzeczywiste, gdy pewnego dnia babcia rzekła surowo:
— Musisz przecież jakoś w fabryce wytrzymać! Musisz!
Teraz dopiero zrozumiała Anielka, jakie te słowa miały znaczenie i uświadomiła sobie, że nigdy już więcej nie zazna spokoju. Musi codziennie chodzić do fabryki, codziennie, dopóki będzie żyła! Anielka usiłowała znaleźć jakieś wyjście, jakąś zmianę w tem monotonnem szarem życiu. Z dnia na dzień oczekiwała cudu, który stać się przecież musiał, choćby dlatego, żeby ją z dotychczasowego życia wyswobodzić. Z nastaniem zimy Anielka znowu poczęła chodzić rano do szkoły, a w fabryce pracowała tylko popołudniu.
Pewnego dnia, było to w czwartek, w czwartek ten najpiękniejszy dzień w całym tygodniu, kiedy dzieciom wolno było spać dłużej, bo szkoła później się rozpoczynała. Miała się odbyć lekcja rachunków. Spojrzenie Anielki poszybowało w stronę okna, za którem ujrzała wielkie płaty suchego śniegu. Wszedł nauczyciel. Uczniowie pochylili się nad zeszytami, rozłożonemi na pulpitach. Ale, gdy pan Barwicz zaczynał mówić, głowy wszystkich unosiły się mimowoli wgórę. Wszystkie ołówki i pióra zostały odłożone na bok, wszystkie oczy zawisły na twarzy nauczyciela, który opowiadał... opowiadał starszym uczniom o obcych krajach, dalekich morzach, o czarnych ludziach, wygnanych z ojczyzny, o tych nieszczęsnych niewolnikach, którzy u białych muszą spełniać najcięższą pracę. Przemawiającemi do serca słowami opisywał nauczyciel rozpacz czarnej matki, jej ból, jej gorącą tęsknotę za wolnością... Czyż to był ten sam nauczyciel? Czyż to byli jego, zawsze weseli i rozłobuzowani uczniowie? W oczach wszystkich ukazały się łzy, ręce bezwładnie opadły. Anielka nie widziała już nauczyciela, oczami wyobraźni widziała tylko nieszczęśliwą murzynkę, siedzącą na polu porośniętem trzciną cukrową, kołyszącą w ramionach małe czarne murzyniątko i śpiewającą mu tęskną kołysankę:

„Śpij, o śpij mój czarny chłopcze, któryś zrodził się na ból,
Nim zaczniesz żyć naprawdę, wesołość twa przeminie.
Śpij, o śpij, zatoń w mrokach, aby zbudzić się do złego.

Z tęczowego snu twojego, zbudzi cię rozkaz pana twego.“

A potem murzynka wznosiła ręce w błagalnej modlitwie:

„O ty wielki Duchu, coś stworzył nasze nieszczęśliwe plemię,
Ty, który czarę naszego życia napełniłeś goryczą!
Powiedz, kiedy odgonisz chmury z nieba, na które wciąż patrzymy?
Powiedz, o powiedz, kiedy skończy się krzywda twoich czarnych dzieci?“

Dreszcz przeniknął ciało Anielki i ukryła twarz w dłoniach, aby inni uczniowie jej łez nie dostrzegli. Zbudziła się w duszy dziewczynki jej własna tęsknota, jej własny ból, dzięki którym tak dobrze rozumiała nieszczęśliwą murzynkę. Dokoła Anielki z wszystkich szkolnych ławek słychać było głośne szlochanie. Płacz dzieci wzmógł się, gdy usłyszały odpowiedź na modlitwę murzynki:

„Ach, to wszystko się stanie, gdy Mississipi zacznie płynąć w przeciwną stronę,
Gdy na drzewach bawełny ukażą się granatowe liście,
Gdy aligator zaprzyjaźni się ze stadem bawołów,
Gdy biali ludzie przestaną dręczyć swych czarnych braci.“

Oszołomiona biegła Anielka tego dnia ze szkoły do domu. Było jej ciężko — lecz jednocześnie radośnie na sercu. Znalazła swój świat, w którym się czuła dobrze, w którym mogła panować, a nikt się tego nie domyślał.

Podczas następnych dni zdarzało się, że Anielce wśród roboty oczy łzami nabiegały. Cóż to było? Anielka potrząsała głową, gdy ją ktoś pytał o to.
Raz w powrotnej drodze, gdy gwiazdy poczęły mrugać nad doliną, Anielka zapytała wracające wraz z nią dzieci:
— Czy pamiętacie wiersz o nieszczęśliwej murzynce?
— Tak, trochę pamiętamy, — odparł Jakób Brzózka, zamyślając się głęboko.
Wówczas Anielka przystanęła.
— Mam go wam powtórzyć? — zapytała szeptem.
Gdy dzieci jednogłośnie zgodziły się na to, Anielka poczęła mówić i mówiła z takiem przejęciem, że nawet zawsze ironiczny Heniek kulawego skrzypka, nagle zamilkł. Niby błagalna modlitwa, wznosiły się słowa Anielki ku niebu. Ona sama wkońcu przeraziła się swego głosu. Widocznie się aż do tego stopnia zapomniała. Inne dzieci spojrzały na Anielkę ze zdziwieniem:
— Kto cię tego nauczył?... Przecież raz tylko mówił to pan nauczyciel!
Wszyscy dnia tego pod silnem wrażeniem poszli do domu i odtąd inaczej patrzyli na Anielkę.
Anielka tymczasem dalej odwiedzała co wieczór Magdzię. Tylko w towarzystwie przyjaciółki naprawdę dobrze się czuła.
— Przyszłaś wreszcie! — witała ją codziennie Magdzia zdławionym głosem. Przezroczyste wychudłe dłonie wyciągały się do Anielki, a blada twarzyczka jaśniała uśmiechem. — Wiesz znowu coś nowego? — pytała. — Opowiedz mi! Przez cały dzień cieszyłam się myślą o tem.
I Anielka zaczynała opowiadać... Najprzód powtórzyła jej raz jeszcze ów piękny wiersz o murzynce, a potem własnemi słowami opowiadała o czarnych niewolnikach, którzy z dnia na dzień walczą o swobodę, o odrobinę słońca, o błękit nieba. Podczas tego opowiadania Magdzia leżała cichutko ze złożonemi na piersiach rękami i z oczami przymkniętemi. Gdy czarna kobieta oddawała swemu mężowi dzieciątko i zanosiła modlitwę do Boga, po policzkach Anielki i Magdzi spływały łzy, łzy najgłębszej radości.
Anielka zawsze po takim wieczorze szła do domu, jak ktoś, kto przeżył coś bardzo pięknego. Magdzia również długo po jej wyjściu leżała, nie mogąc zasnąć. Przed oczami jej wyobraźni przesuwały się obrazy opowiadanych przez Anielkę historyj i Magdzia radowała się niemi i była szczęśliwa. Tylko, gdy nadchodził kaszel, znowu wszystko tonęło w mrokach, oddalało się i ciemniało. Magdzia musiała walczyć o odrobinę tchu. Ale potem znowu wszystko było dobrze... Nazajutrz przychodziła Anielka, przychodziła tak co wieczór, poświęcając przyjaciółce każdą wolną chwilę.
Magdzia codziennie rano po przebudzeniu była już uradowana na myśl o odwiedzinach Anielki.
— Matko, jeszcze tylko cztery godziny, — mówiła często w ciszy południa. — Jeszcze tylko dwie... Matko za godzinę Anielka do mnie przyjdzie.
Choćby dzień był dla Magdzi najbardziej nieprzyjemny, zazwyczaj pod wieczór oczy jej jaśniały radosnym blaskiem, a policzki się rumieniły.
— Jak na wiosnę ojciec przyjedzie, to mu opowiem o Anielce, — planowała, — na wiosnę, gdy będzie znowu ciepło i kwiaty zakwitną. Tak, na wiosnę!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.