Przejdź do zawartości

Św. Mikołaj

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Żuławski
Tytuł Św. Mikołaj
Pochodzenie Kuszenie Szatana
cykl Okruchy
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów, E. Wende i Spółka
Data wyd. 1914
Druk Zakł. graf. Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚW. MIKOŁAJ.


Każdą nową prawdę kupuje się za cenę jakiejś złotej bajki, ułudy, która jest zazwyczaj piękniejsza od tej prawdy, co brutalnie i nieodwołalnie jej miejsce zajmuje. Zdobywając prawdę, tracimy wiele, czasem więcej, niż zdobywamy. A przecież dobrowolnie nikt z tej drogi nie wraca.
Byłem w wieku, kiedy się jeszcze wierzy w Anioły, stojące nocami przy łóżeczku i w Świętych, schodzących na ziemię po promieniach zorzy. Wierzyłem i w świętego Mikołaja, który w noc grudniową odwiedza dzieci i zostawia im niepostrzeżenie podarunki pod głową. Ale to już były chwile przełomowe. Skeptyczny szatan zwątpienia, rodzic wiedzy i boleści, coraz częściej szeptał mi do ucha słowa zimne, które rozpalają w człowieku namiętność najgorętszą i najniebezpieczniejszą: żądzę poznania.
On to nie dał mi spać w noc świętego Mikołaja. „Zobacz, — mówił do mnie po cichu — a potem uwierzysz“. Bałem się tego podszeptu — zdawało mi się świętokradztwem pilnować z nieufnością chwili, kiedy Święty ma schodzić na ziemię, ale nie mogłem się oprzeć... Czekałem z gorączkową niecierpliwością.
Wtem usłyszałem szelest i lekkie skrzypnięcie drzwi. Serce uderzyło mi gwałtownie: teraz! teraz! Owładnęła mną niepohamowana żądza: zobaczyć i przekonać się — a jednak nie miałem odwagi odwrócić się ani otworzyć oczu. Bałem się tego, co chciałem wiedzieć i czego się spodziewałem. W uszach mi szumiało.
Tymczasem lekki krok zbliżał się ku mnie; usłyszałem szelest poruszonej poduszki, pod którą coś włożono, ale oczu nie otwarłem. Dopiero gdy krok się oddalił i drzwi znów skrzypnęły, przemogłem się, siadłem gwałtownie na łóżeczku i spojrzałem za siebie. Wystarczyło. W zamykających się drzwiach drugiego, jasnego pokoju, zobaczyłem... matkę.
Rzuciłem się twarzą na poduszki i zacząłem gorzko płakać. Ściskał mię żal niewysłowiony.
Przypominam sobie nieraz ten płacz, zdobywając w życiu prawdy wciąż nowe i coraz smutniejsze.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Żuławski.