Na początku każdego roku każdy daje
Przyjacielowi dary, jakich mu dostaje;
Ja też, iż nie mam nad cie nic milszego sobie,
Myśliłem, coby za dar godny posłać tobie.
Nie dostawa mi złota, zdradę mnożącego,
Ani ziarn drogich piasku Morza Czerwonego;
Lecz, aczbym miał, pewnie wiem, żeć tego nie trzeba,
Dał ci tego dostatek on hojny Pan z nieba.
Dałbym ci serce moje, ale nic cudzego
Nie chcę dać: tyś jest panem, nie ja, serca mego.
Z wiarą uprzejmą trudno mam się popisować,
Bo ta już musi z sercem pospołu hołdować.
Owo zgoła ledwie wiem, coćby dać. Bo mojem
Co może być, ponieważ sam nie jestem swojem?
Niezgaszone płomienie miłości — ty swemi,
Którycheś mi nie wzięła, mogę zwać własnemi.
I tych ci po kolędzie dawam, po kolędzie;
Proszę, niech ten lekki dar wzgardzony nie będzie,
A jeśliże go zgardzisz, to ja pewnie muszę
Leda w dzień po kolędzie Bogu posłać duszę.