Zgrzebna kantyczka/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Berent
Tytuł Przedmowa
Pochodzenie Zgrzebna kantyczka
Wydawca Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“
Data wyd. 1922
Druk Zakłady Graficzne „Biblioteka Polska”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZEDMOWA.

Czy jest na świecie bardziej posępne cmentarzysko, nad tę grobnicę nadziei najbardziej zapowiednych, nad tę dolinę błędnych ogników Polski?.. Z poddaszy i „czwartaków” nędzy studenckiej, za tę krew bezpłodnie chlustającą z gardeł, wysyłała troska rodziny lub współczucie „bratniaków“ — tu, do stóp niebosiężnego grobowca Tatr.
Niezachwiana od lat kilkudziesięciu wiara w Zakopane nie potwierdzała się jakoś cudami ozdrowienia; wiara trwa, śmierć czyni swoje.
I pogrzebała nam w ziemi ogromną część tego, czego zdołałby dokonać trud pokolenia, Myśl zabłąkaną między te krzyże przeraża ilość mogił chłopięcych! Jakążto bitwę walną stoczyliśmy tutaj w czasach pokoju? z jakiemi czasów upiorami?
A ilużto z nas nie otarło się zamłodu o wrota tego właśnie cmentarza? Kto z nas nie wspomni, kto nie wywoła w pamięci?
Te postaci młodzieńcze na leżakach, w bezruch spowite, w niemoc zatulone, jak trwoga śmierci sama — szeregiem, pokotem oto leżące pod wejrzeniem śpiącego na podniebiu rycerza, w granitowym zarysie skał. On to może sprawiał, — plemiennych sił legendarne widmo, — że niech hen, z dolin, rozległa się była pobudka do dziejowego czynu, ci tu zrywali się zawsze pierwsi w Polsce całej — najbardziej zbędne ofiary bezsiły własnej. Tak było w roku 1905‑tym, tak też i w 1914‑tym. Tylko nagminna gorączka zdrowych mogła była czynić istotnie bojowców i żołnierzy z tych ciał najwątlejszych. Żywe jedynie były te głowy tylko, objęte ogniem podwójnej gorączki: własnej i powszechnej; żywe były te serca chore, niemocą dwojaką: własną i gromadzką: — dusze jak struna napięte i czujne duchem, jak te, żórawie plemienia. Tylko usta ich zamilkłe — zdrajcę rozterki młodzieńczej! — na wargach niemych był krzyk!...
Idące z gór, samarytańskie tchnienie rzeczy wiecznych, niosło nakaz tej ostatecznej pracy ducha, której z dnia na dzień odkładać już nie była pora. Ale te dusze nie stać było na opanowanie w sobie wichru zdarzeń dalekich, dalekiego zgiełku rzeczy wszelkich. Zgiełkliwością wewnętrzną urzekło pokolenie i samotną tę ciszę podgórską najbardziej oddalonego zakątka! — Dusze nie stać było na uładzenie wewnętrzne, na skupienie spowiedne i ten dar jego ostatni, wiarę...
Daremnie przynaglał każdy zachód słońca, dla niejednego wszak ostatni. W zawierusze czasów, niby strzygi w zamieć, odlatywały w zaświaty te dusze młode.
Ludwik Staff[1] był dzieckiem w roku 1905, umarł przed wojną. Urodził się zaś i dojrzał w najmniej podówczas zgiełkliwym Lwowie, kędy młode dusze urabiał nie urbaniczny nerw ulic; nie grube używanie kosmopolitycznego motłochu z „duszą tłumów“ naprzemian, lecz spokojne nad miastem largo uniwersyteckiego tonu. Mają zaś wszędy miasta takie w zakamarkach murów swoich, w swych ustroniach ciszy, coś z klasztornego tchnienia. Tam to wszak odmówił Kasprowicz za pokolenie całe swoją „Pieśń wieczorną“, tam powstawały, niby ciche pacierze harmonji, śpiewne nad życiem zadumy Leopolda Staffa. W tej atmosferze i pod jej stygmatem napisaną została przez Ludwika świetna wręcz nowela „Dwie Pieśni“, — rzecz tak przedziwnie dojrzała w opanowaniu i równowadze środków. Pisał ją chłopak osiemnastoletni.
Bywa, ze ledwie wysadzona szlachetna płonka, która przez lat kilka jeszcze owocować nie powinna, daje w pierwszym zaraz roku owoc wprawdzie jedyny, lecz tak soczysty i pełny, że się pod nim załamać gotowa drzewina młoda. Ogrodnicy takim owocom dojrzewać nie pozwalają, — jako złowróżbnym ponoć. Nie pozwolił tej dojrzeć Najwyższy Ogrodnik.
Dalszego ciągu tej twórczości szukać już nam pod poduszką dogorywającego w Zakopanem. Po nagłym wyskoku w dojrzałość, nastąpił, w tych warunkach, oczywiście, powrót ku młodzieńczości — i w formie poniekąd. Szczerym i dogłębnym tonem uderzają te karty, z których przemawia DUSZY ZADANIE GŁÓWNE i „wówczas“ jedynie już tylko rzetelne: — czego nie dokonali w duszy tamci zatraceńcy, stało się upiorem i strzygą zakopiańskiego cmentarza, szukającą swego sumienia i głosu. Za nich to wszytkich kołacze ten jeden do drzwi ostatnich, w uporczywem — za nich i za siebie — dobijaniu się do wiary. I w mimowolnej spowiedzi — za siebie i za nich — za wiary dawny brak w piersiach.
Za cały cmentarz mogił chłopięcych mówi tu przesmutna młodzieńcza powaga w obliczu śmierci.

W. B.



  1. Ludwik Marja Staff, urodzony 19-VII, 1890, we Lwowie, — zmarł 17-I 1914 w Zakopanem. Poza książką niniejszą, napisał dwutomową powieść p. t. „Grzeszne Gołębie“ i tom nowel p. t. „Dwie Pieśni“. Cykl p. t. „Zgrzebna Kantyczka“ sam przygotował do druku w grudniu r. 1913.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Berent.