Zdrowy rozsądek/Aneks

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Paine
Tytuł Zdrowy rozsądek
Wydawca nakładem tłumaczki
Data powstania 1776
Data wyd. 2016
Tłumacz Teresa Pelka
Tytuł orygin. Common Sense
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ANEKS


OD CZASU publikacji pierwszego wydania tego pamfletu, czy raczej tego samego dnia jak wyszedł, w mieście [Filadelfii] pojawiła się Mowa Królewska. Gdyby narodzinami tego utworu rządził był duch przepowiedni, nie mógłby on przynieść tej pracy w bardziej zdatnym momencie, w czasie bardziej potrzebnym. Krwawa mentalność jednego człowieka ujawia potrzebę podążania za nauczaniem drugiego. Ludzie czytają jak dla odwetu. A Mowa, zamiast przerażać, przygotowała drogę dla ludzkich zasad Niepodległości.

Uroczyste zachowanie, a cisza też, jakiekolwiek ich przyczyny, mają szkodliwą tendencję, kiedy udzielają najmniejszego nawet kontenansu nikczemnym a bezecnym wystąpieniom. Jak by to przyjąć za prawidło, naturalnie wynika, iż Mowa Królewska, jako egzemplarz zgotowanego łotrostwa, zasługiwała i nadal zasługuje na ogólne odsądzenie od czci zarówno przez Kongres, jak naród. Jednakowoż, domowy spokój narodu zależy wielce od cnotliwości tego co właściwie nazwać można NARODOWYMI MANIERAMI, a często lepiej jest pominąć niektóre sprawy z cichym pogardzeniem, niż użytek czynić z takowych nowych metod niechęci które wymagałyby najmniej innowacji względem owej strażniczki naszego spokoju i bezpieczności. Być może głównie dzięki tej rozważnej delikatności, Mowa Królewska nie doznała dotąd publicznej egzekucji. Jeżeli da się ją nazwać mową, jest niczym lepszym niż zamierzonym i zuchwałym paszkwilem przeciw prawdzie, wspólnemu dobru, oraz istnieniu ludzkości; a jest formalnym i pompatycznym narzędziem składania ofiar z ludzi na rzecz pychy tyranów. Lecz takowa ogólna na ludzkości masakra jest jednym z przywilejów oraz efektów królewskich; gdyż tak jak natura ich nie zna, oni jej nie znają, a chociaż są istotami z naszego własnego utworzenia, nie znają nas, a stali się bogami swoich twórców. Mowa ma jedną zaletę, mianowicie, nie ma na celu oszukać, ani my nie możemy, nawet gdybyśmy chcieli, dać się jej oszukać. Brutalność i tyranię okazuje ona otwarcie. Nie przynosi też poczucia straty: każda linijka przekonuje, nawet w chwili czytania, że ten co poluje w lasach dla zdobyczy, goły i nieuczony Indianin, jest dzikusem mniej niż Król Brytanii.

Sir John Dalrymple, domniemany ojciec skamlącego jezuickiego produktu, złudnie nazwanego  „Odezwą narodu Anglii do mieszkańców Ameryki”, być może próżnie zakładając, że ludzie tutaj bać by się mieli pompy i deskrypcji króla, dostarczył poglądu (choć z jego strony bardzo niemądrze) na prawdziwy charakter obecnego władcy: „Ale”, mówi autor, „jeżeli jesteście skłonni prawić komplementy administracji, na którą my się nie uskarżamy” (mając na myśli markiza Rockingham przy uchylaniu ustawy skarbowej), „bardzo nieuczciwie z waszej strony jest odmawiać im tego księcia, za którego SKINIENIEM GŁOWĄ TYLKO wolno im było robić cokolwiek”. To toryzm który ma świadka! To bałwochwalstwo nawet bez maski. A ten kto spokojnie może słuchać, a trawić taką doktrynę, zaprzepaścił swoje prawo do racjonalizmu — jest apostatą od szyku ludzkości — a powinien być uważany za takiego, co nie tylko właściwą godność ludzką poddał, ale spadł poniżej zwierząt w randze, a pożałowania godnie pełza po tym świecie jak jaka glista.

Teraz bardzo mało to jednakowoż znaczy, co król Anglii powiada, czy działa; nikczemnie złamał on każde moralne czy ludzkie zobowiązanie, podeptał naturę i sumienie pod swymi stopami; a w nieprzejednanym i przyrodzonym duchu arogancji i okrucieństwa zyskał sobie powszechną nienawiść. Teraz interesem Ameryki jest zadbanie o samą siebie. Ma już ona dużą a młodą rodzinę, którą się zajmować jest jej większym obowiązkiem, niż swoją własność dawać na wsparcie siły, co się stała przyganą nazwaniom ludzi i chrześcijan — WY, co macie za swój obowiązek czuwanie nad narodowym moresem, jakakolwiek wasza grupa wyznaniowa, czy jakiekolwiek wyznanie, zarówno jak wy, co bezpośrednio straż trzymacie nad publiczną swobodą, jeżeli chcecie uchować wasz kraj rodzimy od zanieczyszczenia Europejską korupcją, musicie po cichu życzyć sobie separacji. — Ale pozostawiając moralne rozważanie prywatnej refleksji, kontynuował będę moje dalsze uwagi głównie pod następującymi tytułami.

Pierwszy. Jest interesem Ameryki odseparowanie się od Brytanii.

Drugi. Jaki plan jest najłatwiejszy a najbardziej praktyczny, REKONCYLIACJA, czy NIEPODLEGŁOŚĆ? A to z paroma uwagami przy okazji.

Na wsparcie pierwszego, mógłbym, uznawszy to za właściwe, przedstawić opinię niektórych najzdolniejszych a najlepiej doświadczonych ludzi na tym kontynencie, a których skłonności w tym temacie jeszcze nie są publicznie znane. Jest to w rzeczywistości stanowisko co się samo usprawiedliwia: żaden naród w stanie obcej zależności, ograniczony w swoim handlu, a spętany i utykający względem zdolności prawnych, nie ma jak osiągnąć materialnej znakomitości. Ameryka nie wie jeszcze, czym jest zamożność; a chociaż postęp który zrobiła nie ma porównania w historii innych narodów, to jeszcze dzieciństwo, w porównaniu z tym o co może iść w zawody, mając zdolność prawną w swoich rękach. Anglia się teraz z pychą łakomi na coś co jej dobrze nie zrobi, jeśli to osiągnie; a Kontynent waha się nad sprawą której zaniedbanie skończy się jego ostateczną ruiną. To handel a nie podbój Ameryki jest zyskiem dla Anglii, a w ogromnej mierze zyskiwałaby dalej, gdyby obydwa kraje były od siebie  niezależne, jak Francja i Hiszpania; to dlatego, że gwoli wielu artykułów, ani jeden ani drugi nie ma po co szukać lepszego rynku. Teraz jednak niepodległość tego kraju od Brytanii, czy jakiego innego, jest głównym obiektem wartym walki, a który, jak wszystkie inne prawdy odkryte w potrzebie, jawił się będzie jaśniej i silniej każdego dnia.

Po pierwsze, bo dojdzie do tego o jednym czasie lub innym.

Po drugie, ponieważ im dłużej jest opóźniana, tym trudniej ją będzie osiągnąć.

Często zabawiałem się w towarzystwie, publicznym i prywatnym, w duchu obserwowaniem zwodniczych omyłek tych, którzy mówią bez refleksji. A pomiędzy wieloma z tych które słyszałem, następujące zdają się najpowszechniejsze, jak owa, że gdyby obecne przerwanie relacji nastąpiło za czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, zamiast teraz, Kontynent miałby więcej zdolności zrzucić zależność. Na co ja odpowiadam, że nasza militarna zdolność, czasu obecnego, ma źródło w doświadczeniu zyskanym w ostatniej wojnie, a które za czterdzieści czy pięćdziesiąt lat zupełnie zaniknie. Kontynentowi nie pozostanie wtedy ani generał ani oficer z tych czasów, a my, czy ci co przyjdą po naszym czasie, będą tak niewiadomi spraw wojskowych jak starożytni Indianie. A ta jedna opinia, jak z bliska się nią zająć, bezsprzecznie dowiedzie, że czas obecny jest preferencją nad jakimkolwiek innym. Argument jest następujący — przy zakończeniu ostatniej wojny, mieliśmy doświadczenie, ale braki w liczbie; za czterdzieści czy pięćdziesiąt lat będziemy mieć liczbę, ale bez doświadczenia; takowoż, właściwym momentem w czasie musi być jakiś moment pomiędzy tymi dwoma skrajnościami, w którym wystarczająco byśmy mieli pierwszego, a właściwy wzrost w drugim osiągnięty: a tym momentem w czasie jest czas teraźniejszy.

Niech czytelnik mi wybaczy tę dygresję, jako że nie należy ona poprawnie z tematem którym rozpocząłem, a do której wracam tym stwierdzeniem, mianowicie:

Jeżeli sprawy z Brytanią zostałyby załatane, a miała ona pozostać siłą rządzącą, suzerenem nad Ameryką (co wedle okoliczności obecnych, mijałoby się z celem zupełnie), pozbawialibyśmy się właśnie tych środków którymi by zatopić dług co byśmy mieli, lub zaciągnęli. Wartość ziem w głębi lądu, których są po cichu pozbawiane niektóre prowincje niesprawiedliwym poszerzaniem granic Kanady, wyceniona tylko na pięć funtów szterlingów za sto akrów, urasta do ponad dwudziestu pięciu milionów, w walucie Pensylwanii; zwolnienie z obróbki daje pensa szterlinga za akr, do dwóch milionów rocznie.

To sprzedażą tych ziem możemy dług topić, bez ciężaru dla kogokolwiek, a zarezerwowana na nich opłata za zwolnienie będzie zawsze zmniejszać, a z czasem całkiem pokryje roczny koszt rządu. Nie jest istotnym jak długo zadłużenie jest w spłacie, kiedy stosuje się na jego uiszczenie sprzedaż ziem; ażeby właściwie owo zamierzenie wykonać, na czas odpowiedni, Kongres będzie Kontynentalnym powiernikiem.

Przechodzę teraz do tytułu drugiego, czyli jaki plan jest najłatwiejszy i najbardziej praktyczny, Rekoncyliacja czy Niepodległość, z paroma uwagami przy okazji.

Ten kto ma naturę za swą przewodniczkę, nie jest łatwy w swoim argumentowaniu do pokonania, a na tym gruncie ja ogółem powiadam — aże NIEPODLEGŁOŚĆ jest JEDNĄ PROSTĄ LINIĄ którą w sobie mamy, a rekoncyliacja to sprawa wyjątkowo zawiła i skomplikowana, w której zdradliwy i kapryśny dwór przeszkadzać będzie, daje to odpowiedź niewątpliwą.

Obecny stan Ameryki jest prawdziwie alarmujący dla każdego człowieka zdolnego do refleksji: bez prawa, bez rządu, bez jakiegokolwiek innego modusu władzy, prócz tego co ustawione i udzielane z łaskawości. Trzymana razem bezprzykładnym współprzejawianiem się sentymentu, który jednakowoż zmieniać się może, a który każdy ukryty wróg przedsiębierze strwonić. Nasza obecna kondycja jest jak następuje. Legislacja bez praw; mądrość bez planu; konstytucja bez imienia; a co dziwnie zaskakuje, perfekcyjna niezależność co się stara o uzależnienie. Przypadek ten nie ma precedensu; takiej sprawy nigdy przedtem nie było; a kto przewidzieć potrafi, jakie będzie następstwo? Niczyjej własności nie zabezpiecza, obecny niestabilny system. Umysł zbiorowości jest rozproszony, a nie mając ustalonego obiektu przed sobą, ludzie gonią za tym co fantazja czy mniemanie podpowiada. Zbrodni pojęcia nie ma; nie istnieje coś takiego jak zdrada; każdy myśli, że mu wolno robić co się podoba. Torysi nie śmieliby się zebrać w swoją ofensywę, gdyby wiedzieli, że tym samym zawierzają żywota państwowym przepisom. Należy nakreślić linię podziału, między angielskimi żołnierzami wziętymi w bitwie, a mieszkańcami Ameryki powołanymi pod broń. Pierwsi są więźniami, ale drudzy zdrajcami. Jeden traci wolność, drugi głowę.

Niezależnie od naszej mądrości, jest pewna słabowitość w niektórych naszych procedurach, co daje zachętę niezgodzie. Pas Kontynentalny jest zapięty za luźno. A jeżeli czegoś nie zrobimy póki czas, będzie za późno by zrobić cokolwiek, a popadniemy w stan w którym ani Rekoncyliacja ani Niepodległość nie będą praktycznie możliwe. Król i jego bezwartościowi poplecznicy zajęci są swoją starą grą dzielenia Kontynentu, a nie brakuje pomiędzy nami drukarzy, co zajęliby się rozpowszechnianiem pokrętnych kłamstw. Ów zręczny a hipokryzyjny list, który pojawił się kilka miesięcy temu w dwóch z nowojorskich gazet, a podobnie w dwóch jeszcze innych, dowodzi iż są ludzie którym by trzeba zarówno osądu jak uczciwości.

Łatwo w kulki pogrywać i manewrować, a mówić o rekoncyliacji. Ale czy ludzie tacy poważnie zważają, jak trudne to zadanie, jak niebezpiecznym się może okazać, jeśli Kontynent się potem podzieli? Czy przyjmują w swoją perspektywę wszystkich tych różnego rodzaju ludzi, których sytuacje i okoliczności, na równi z własnymi, trzeba rozważać? Czy siebie stawiają w miejscu cierpiącego: co mu było wszystkim, już przepadło; a żołnierza, co wszystko zostawił, dla obrony swojego kraju? Jeżeli ich oparta na błędnym osądzie moderacja będzie odpowiadać tylko ich prywatnym sytuacjom, a nie uwzględniać innych, następstwa przekonają ich, że „rozumują bez gospodarza”.

Niektórzy mówią, przejdźmy na tę sama stopę jak w roku 1763. Na to ja odpowiadam, że nie jest teraz w mocy Brytanii taki wniosek przyjąć, czego też ona nie zaproponuje; a jeżeli byłby taki, na co nawet powinno się pozwolić, pytaniem moim rozsądnym jest, jakimi środkami tak skorumpowany i wiarołomny dwór przy zobowiązaniach trzymać? Inny parlament, ba, nawet obecny, może potem uchylić zapewnienie, pod pretekstem że siłą uzyskane, bądź niemądrze dane. A w takim wypadku, gdzie nasza reperacja? — Do praw narodów się nie zwrócimy; prawnikami Koron są armaty; a miecz, nie gwoli sprawiedliwości, a wojną rozstrzyga sprawę. Aby na stopie z 1763 być, nie starczy przepisy do owego stanu przyprowadzić, ale także nasze okoliczności; nasze spalone i zniszczone miasta zreperować albo odbudować, nasze prywatne straty wynagrodzić, nasze publiczne długi (na obronę zaciągnięte) wyrównać. Inaczej, o miliony będziemy się mieć gorzej niż w tak oto zazdroszczenia godnym okresie. Takie życzenie, gdyby go rok temu usłuchano, zdobyłoby serce i ducha Kontynentu. — Lecz teraz jest za późno: „Rubikon został przekroczony”.

Poza tym, chwytanie za broń, byle wymusić uchylenie prawa finansowego, na uzasadnione prawem boskim nie wygląda, a na tak ohydne ludzkim uczuciom, jak chwytanie za broń by wymusić mu posłuszeństwo. Cel, z obydwu stron, nie usprawiedliwia środków, bo ludzkie życie za wiele warte, aby je dla takiej małostki porzucać. To przemoc zadawana naszym osobom i którą się nam grozi, niszczenie naszej własności siłą zbrojną, oraz inwazja na nasz kraj ogniem i mieczem, usprawiedliwiają, wedle sumienia, użycie broni. A w momencie kiedy taki modus obrony stał się potrzebnym, ustać powinno było wszelkie wobec Brytanii poddaństwo; a niepodległość Ameryki powinna była zostać rozważona jako æra co się datuje, a to publikacją, od czasu kiedy pierwszy raz wypalono przeciw niej z muszkietu. Taka linia to linia spójnej konsekwencji; ani nie dyktuje jej kaprys, ani rozciąga ambicja, ale wytwarza ją łańcuch wydarzeń których kolonie nie były autorami.

Zakończę te uwagi paroma na czasie sugestiami, w których dobre mam intencje. Powinniśmy przemyśleć, że są trzy różne drogi jakimi niezależność możemy uskutecznić; że jedna z owych trzech będzie jednego czy innego dnia losem Ameryki, to jest, prawny głos narodu w Kongresie, siła militarna, bądź bunt tłumu. Może nie być to zawsze, że nasi żołnierze są obywatelami, a duża liczba — zbiorowym ciałem rozsądnych ludzi; walor, jak już nadmieniłem, nie jest dziedziczny, ani też nieustający. Jeżeli pierwszy z tych sposobów miałby przynieść niepodległość, mamy przed sobą każdą sposobność oraz zachętę aby uformować na obliczu tej Ziemi przenajszlachetniejszą a bez wady konstytucję. Mamy w naszej mocy rozpocząć ten świat od nowa. Do teraz, sytuacja podobna do obecnej nie zdarzyła się od dni Noego. Narodziny nowego świata leżą w zasięgu naszych rąk, a plemię ludzkie, być może liczne tak samo jak Europa cała mieści, otrzymać może swój udział w wolności, za następstwem paru miesięcy. Refleksja jest niemiłosierna — z tego punktu widzenia, jakżeż trywialnymi, śmiesznymi, małostkowymi i drobnostkowymi wyglądają wyrzekania kilku słabych a interesownych ludzi, kiedy ważone przeciw biznesowi jakiego świata.

Jak byśmy mieli zaniedbać ten obecny, sprzyjający i ośmielający czas, a Niepodległość miałaby innymi środkami być potem zaprowadzona, obarczać konsekwencjami musielibyśmy siebie, czy też tych, których ciasnota a przesąd ducha typowo się temu posunięciu opierają, bez dochodzenia czy refleksji. Są względy na rzecz Niepodległości które ludzie raczej prywatnie powinni obmyśleć, niż publicznie omawiać. Nie powinniśmy teraz debatować, czy mamy być niezależni czy nie, ale niecierpliwić się, aby swoje osiągnąć na podstawie solidnej i honorowej, a martwić się, że  jeszcze żeśmy nie zaczęli. Każdy dzień zapewnia nas o potrzebie. Nawet Torysi (jeżeli takie istoty zostają jeszcze między nami) powinni, spośród wszystkich ludzi, najstaranniej sprawę promować; bo tak jak wyznaczenie komisji z początku uchowało ich od powszechnego gniewu, tak mądrze i dobrze ustanowiona forma rządu będzie jedynym zapewnieniem ich dalszej bezpieczności. Takowoż, jeżeli cnoty dość nie mają aby być Wigami, powinni być dość roztropni by chcieć Niepodległości.

Pokrótce, Niepodległość jest jedyną WIĘZIĄ która nas potrafi razem utrzymać. Ujrzymy wtedy nasz obiekt, a nasze uszy będą prawowicie zamknięte na spiski intryganckiego, jak i okrutnego, wroga. Będziemy też wtedy na właściwej stopie, aby traktat zawrzeć z Brytanią. Jest powód wnioskować, że pycha tego dworu mniej będzie urażoną negocjowaniem warunków pokoju i akomodacji z amerykańskimi Stanami, niż ludźmi których nazywa „zbuntowanymi podwładnymi”. To nasze zwlekanie dodaje śmiałości jej nadziei na podbój, a nasze zacofanie może wojnę jedynie przedłużyć. Jako że już powstrzymaliśmy nasz handel, bez dobrego skutku, aby reperację za nasze krzywdy otrzymać, spróbujmy teraz alternatywy, niezależnie naszym urazom sami zaradzając, a potem oferujmy otwarcie handlu. Merkantylna i rozsądna część Anglii nadal będzie po naszej stronie, bo pokój, z handlem, jest lepszy niż wojna bez niego. A jeżeli ta oferta nie zostanie zaakceptowana, możemy się zwrócić do innych dworów
.
Na takowym gruncie ową sprawę opieram. To, że nikt nie zaoferował zastrzeżeń do nauczania zawartego w poprzednich wydaniach tego pamfletu, albo dowodzi negatywnie iż nauczania tego odrzucić się nie da, albo stronnictwo co je woli zbyt licznym jest, by mu opór stawić. Takowoż, zamiast patrzeć jeden na drugiego podejrzliwie, czy z ciekawością taką co wątpi, niech każdy z nas wyciągnie do swojego sąsiada dłoń serdeczną i przyjazną, a zjednoczy się we wskazaniu linii, co jak akt niepamięci, poprzednią niezgodę w zapomnieniu schowa. Niechże imiona Wig czy Torys zanikną, a niech nie pojawią się między nami żadne inne, jedynie dobrego obywatela, szczerego i rezolutnego przyjaciela, a cnotliwego stronnika Praw Ludzkości oraz WOLNYCH I NIEPODLEGŁYCH STANÓW AMERYKI.

**********


Do przedstawicieli religijnego stowarzyszenia ludzi nazywanych kwakrami, bądź tak wielu z nich jak było zaangażowanymi w publikację niedawnego utworu, o tytule „Starożytne świadectwo oraz pryncypia ludzi zwanych kwakrami, odnowione, z uwagą na Króla i Rząd, a tyczące niepokojów co teraz przeważają w tych i innych częściach Ameryki, adresowane do ogółu ludzi.”

Pisarz tej tu rzeczy, jest jednym z tych niewielu co religii nigdy nie zniesławiają, czy wyśmiewaniem, czy wyrzekaniem jakkolwiek na jakie wyznanie. Bogu, a nie człowiekowi, względem religii ludzie odpowiadają. Takowoż, epistoła ta nie odnosi się do was na tyle poprawnie jako religijnej, jak politycznej zbiorowości, a para się materiami, w które wyznawany spokój waszych pryncypiów instruuje się nie mieszać.

Jako że postawiliście siebie, bez właściwego autorytetu, w miejsce całej kwakierskiej zbiorowości, tak pisarz tej tu rzeczy, aby na równi się z wami plasować, zmuszony jest siebie postawić w miejsce wszystkich tych ludzi co aprobują te właśnie pisma oraz pryncypia przeciwko którym wasze świadectwo jest skierowane. A wybrał on tę tu pojedynczą sytuację, abyście mogli w nim odkryć owo zarozumialstwo w charakterze, którego w sobie samych dostrzec nie potraficie. Powodem, iż ani on ani wy nie macie jak sobie rościć tytułu politycznej reprezentacji.

Kiedy ludzie oddalają się od dobrej drogi, nie jest dziwnym, że potykają się i upadają. A jest wyraźnym po sposobie na jaki władacie swoim świadectwem, że polityka nie jest wam (jako religijnej zbiorowości) ścieżką właściwą; a jakkolwiek zdawać się wam ono może dobrze przystosowane, niemądrze złożyliście razem rzeczy dobre i kiepskie, a wniosek jaki zeń wyciągacie jest zarówno nienaturalny jak niesprawiedliwy.

Na pierwsze dwie strony (a całość nie ma czterech) wam ufamy, a spodziewamy się po was takiej obywatelskiej uprzejmości, jako że zamiłowanie a pragnienie pokoju nie przynależy z kwakryzmem jedynie, a jest naturalnym, jak też religijnym życzeniem ludzi wszystkich wyznań. Na tym gruncie, jako ludzie co pracują by naszą niezależną konstytucję ustanowić, więcej mamy niż inni nadziei, celowości i namysłu. Naszym planem jest pokój na zawsze. Zmęczyły nas konkury z Brytanią i nie widzimy innego im końca niż ostateczna separacja. Działamy spójnie, ponieważ to dla zaprowadzenia wieczystego i nieprzerwanego pokoju cierpimy zło i ciężary dnia obecnego. Podejmujemy się i będziemy dalej się statecznie podejmować separacji oraz zaniechania owej koneksji, co już naszą ziemię napełniła krwią, a która, póki zachowywana choćby z imienia, będzie fatalnym przyczynkiem szkód dla obydwu krajów.

Nie walczymy dla zemsty, ani dla podboju; ni z pychy, ni z roznamiętnienia; nie robimy z naszych flot i armii zniewagi dla świata, ani nie dewastujemy globu dla łupu. W cieniu własnej winorośli atakowani jesteśmy; we własnych domach i na własnych ziemiach, stosuje się na nas przemoc. Postrzegamy naszych wrogów jak przy drodze rabusiów, a do domostw włamywaczy, a nie mając od nich dla siebie obrony prawem cywilnym, obligowani jesteśmy ukarać ich prawem wojskowym, a użyć miecza, w tych właśnie przypadkach gdzie stryczek przedtem stosowano. — Być może współczujemy ludziom w każdej części kontynentu, co zrujnowani i zelżeni cierpią, z ową dozą delikatności która do waszych serc drogi jeszcze nie znalazła. Bądźcie jednak przezorni, aby błąd nie okazał się podstawą waszego świadectwa. Nie nazywajcie oziębłości serca religią, ani stawiajcie bigot w miejsce chrześcijanina.

O wy, stronniczy służebnicy sobie uznawanych zasad. Byłożby broni noszenie grzesznym, pierwsze na wojnę pójście byłoby tym bardziej, przez różnicę całą między umyślnym atakiem a nieuniknioną obroną. Jeżeli naprawdę wedle sumienia głosicie, a nie li żeby politycznego konika ze swej religii robić, świat przekonajcie, proklamując wasze nauczanie naszym wrogom, bo oni takoż broń noszą. Dowiedźcie waszej szczerości, publikujcie u Świętego Jakuba, do dowódców naczelnych w Bostonie, admirałów i kapitanów, co jak piraci pustoszą nasze wybrzeża, a do wszystkich morderczych kreatur, co działają z ramienia władzy której wy głosicie służbę. Mielibyście uczciwego ducha Barclaya, kazalibyście o pokucie waszemu królowi; wymienilibyście Królewskiemu Niegodziwcowi jego grzechy, a ostrzegali o wiecznej ruinie. Nie mierzylibyście waszymi stronniczymi inwektywami jedynie w rannych i zelżonych, ale, jak wierni służebnicy, głośno byście zakrzyknęli, nie szczędząc nikogo. Nie mówcie, że was prześladują, ani próbujcie nas mianować autorami tej przygany, co ją sami na siebie ściągacie; bo my wobec wszystkich świadczymy, że nie skarżymy się na was bo jesteście kwakrami, ale dlatego że kwakrów udajecie.

„Zakosztowałeś pomyślności i niepowodzenia; wiesz jak to jest, być z kraju rodzimego wygnanym; jak jest być rządzonym, a jak rządzącym i wyniesionym na tron; po opresjach masz wiedzę zasadną, jak nienawistnym jest oprawca, Bogu zarówno jak człowiekowi. Jeżeli po wszystkich tych przestrogach a przejawieniach nie zwrócisz się do Pana całym swoim sercem, a zapomnisz o tym, który o tobie w strapieniu pamiętał, a poddasz się i prym dasz zmysłom i próżności, na pewno wielkie będzie twoje potępienie. — Przeciwko którym to sidłom i pokusom tych, którzy mogą bądź też będą ciebie raczyć, a do złego namawiać, najznamienitszym i powszechnym lekarstwem jest do siebie odnosić ową światłość Chrystusa co w twym sumieniu błyszczy, a która ni może, ni chce tobie schlebiać, czy cierpieć cię w grzechu zadowolonego.”

— Mowa Barclaya do Karola II.


Niestety! Pewna część waszego świadectwa, a częściowo reszta waszego postępowania, robią wrażenie jakoby wszelki grzech dał się pojmować bądź sprowadzał do noszenia broni, a tylko kiedy przez ludzi. Widać nam, pomyliliście partię z sumieniem, bo ogólnej wymowie waszych działań brak zwartości. Szczególnie trudno nam dawać wiarę owym wielu waszym udawanym skrupułom, bo widzimy jak się co do  nich zastrzegają ci sami ludzie, którzy tak samo jak krzykiem przeciw mamonie tego świata protestują, tak za nią gonią pomimo wszystko, a to krokiem stałym jak Czas, a z apetytem wyostrzonym jak Śmierci.

Cytat którego dokonujecie z Księgi Przysłów, na trzeciej stronie waszego świadectwa, iż „kiedy męża drogi Panu miłe, nawet wrogowie jego chcą z nim pokoju”, bardzo niemądrze wybraliście, ponieważ urasta on do dowodu, że drogi Króla (którego pożądacie wspierać) nie są Panu miłe; w innym przypadku, panowanie jego pokojowym by było.

Przejdę teraz do ostatniej części waszego świadectwa, a czegoś, czemu powyższe zdaje się być jedynie wstępem, mianowicie:

„Jest naszym osądem oraz zasadą, od czasu kiedy powołani byliśmy aby głosić światłość Jezusa Chrystusa, co jawi się w naszych sumieniach po dziś dzień, iż ustanawianie oraz obalanie królów i rządów jest szczególną prerogatywą Boga, z powodów najlepiej jemu wiadomych. A nie jest naszym biznesem w tym przykładać ręki czy pomysłu, gmerać ponad nasze położenie, a tym mniej spiskować czy szykować ruinę, czy kogo obalać, ale modlić się za króla, za bezpieczność naszego narodu, a dobro wszystkich ludzi. Abyśmy mogli żywotami żyć cichymi w pokoju, w nabożności i uczciwości, pod rządem który Bogu miło było nad nami ustanowić.” — Jeżeli to rzeczywiście wasze zasady, dlaczego ich nie przestrzegacie? Dlaczego nie pozostawicie tego co Bożym Dziełem nazywacie, jego staraniu? Te właśnie zasady instruują was byście czekali cierpliwie i uniżenie na skutek wszelkich publicznych rozwiązań, aby mieć ów skutek za wolę boską względem was samych. Takowoż, jaka jest okazja dla waszego politycznego świadectwa, jeżeli w pełni wierzycie w to, co zawiera: samo publikowanie dowodzi, że albo nie wierzycie w to co głosicie, albo nie macie dość cnoty by praktykować waszą wiarę.

Pryncypia kwakryzmu mają bezpośrednią tendencję by mężczyznę czynić cichym a do ofensywy niezdolnym poddanym dowolnego, nałożonego nań rządu. A jeżeli ustanawianie i obalanie królów i rządów to szczególna prerogatywa Boga, my go z pewnością z niej nie ograbimy. Takowoż, zasada sama w sobie prowadzi was do akceptacji każdej rzeczy, która przydarzyła się kiedykolwiek, bądź przydarzyć się może królom, jako bożym dziełom. Oliwer Cromwell wam dziękuje. Karol tedy nie zginął z ręki człowieka, a jeżeli jego obecny pyszniący się naśladowca ku temu samemu nieterminowemu końcowi miałby zmierzać, pisarze i wydawcy tego świadectwa zobowiązani są, nauczaniem które zawiera, dać faktowi aplauz. Królów nie zabierają cuda, ani zmian w rządach nie przynoszą środki inne niż powszechne i ludzkie; takowych my teraz używamy. Nawet rozproszenie Żydów, choć zapowiedziane przez naszego Zbawiciela, dokonane zostało środkami zbrojnymi. Takowoż, odmawiając udziału po jednej stronie, nie winniście się po drugiej mieszać, ale czekać rozwiązania w ciszy. A o ile nie potraficie wykazać boskiego autorytetu na dowód, iż Wszechmocny który stworzył i umieścił ten nowy świat, najdalej możliwie żeby się znajdował, od wschodu i zachodu, od każdej części starego, jednakowoż nie zgadza się aby on był niezależnym od skorumpowanego i opuszczonego dworu Brytanii, o ile, mówię, tego nie umiecie ujawić, jakżeż możecie wedle waszych zasad usprawiedliwić podburzanie i roznamiętnianie ludzi „aby stanowczo się jednoczyli w odrazie dla wszystkich takich pism oraz środków, które świadczą o zamiarze i planie zerwania szczęśliwej koneksji którą się dotąd cieszyliśmy, z królestwem Wielkiej Brytanii, oraz naszego sprawiedliwego oraz potrzebnego poddaństwa królowi, oraz tych co prawem mają pod nim władzę”. Toż to policzek w twarz! Ludzie co w poprzedzającym paragrafie cicho i pasywnie zrezygnowali z wyznaczania, zmiany, oraz usuwania królów i rządów na rzecz rąk Boga, teraz przywołują swe pryncypia, aby się ustawić dla swojego udziału w interesie. Czy jest możliwym aby wniosek, który tu jest sprawiedliwie cytowany, mógł w jakikolwiek sposób wynikać z nauczania jak wyłożone? Niespójność jest zbyt jaskrawa, aby ją przeoczyć; absurd zbyt wielki, aby się z niego nie naśmiewać; a dokonanym to mogło być tylko przez ludzi którym rozumy omroczył ciasny i zrzędliwy duch zrozpaczonego politycznego stronnictwa; bo nie da się was uważać za całość kwakierskiej zbiorowości, ale jedynie za jej frakcyjną i ułamkową część.

Tu kończy się badanie waszego świadectwa (co do którego nie nawołuję by nim kto gardził, jak wy uczyniliście, ale by je przeczytać i uczciwie ocenić); do czego załączam następującą uwagę: „Iż ustanawianie i obalanie królów” ma tu z pewnością oznaczać czynienie królem tego, który nim nie jest, oraz pozbawianie tytułu tego, który jest. A rzeczcie, co to ma wspólnego z obecnym przypadkiem? Ani nie zamierzamy ustanowić ani obalić, ani koronować ani pozbawić korony, ale nie chcemy mieć z owymi nic do czynienia. Takowoż, wasze świadectwo, w jakim by je świetle widzieć, przynosi tylko dyshonor waszemu osądowi, a z wielu powodów lepiej było je sobie zostawić, niż publikować.
Po pierwsze, bo umniejsza religię i jej przygania ogółem, a jest najwyższym zagrożeniem dla społeczności, z religii stronę czynić w politycznych dysputach.

Po drugie, bo eksponuje zbiorowość ludzi, z których wielu przeczy jakoby publikowali polityczne świadectwa, bądź angażowali się w nie, czy aprobowali.

Po trzecie, bo ma tendencję zaburzania owej Kontynentalnej harmonii i przyjaźni, do których sami swymi ostatnimi hojnymi a szczodrobliwymi datkami rękę przyłożyliście, aby umacniać; a ich podtrzymanie ma dla nas wszystkich wagę najwyższą.

A tu, bez złości czy urazy się z wami żegnam. Szczerze wam życzę, abyście jako ludzie i chrześcijanie mogli zawsze się w pełni i nieprzerwanie cieszyć każdym obywatelskim i religijnym prawem, a zabezpieczali je też dla innych. Natomiast przykład który niemądrze daliście, mieszania religii z polityką, może zostać zdezawuowany i zganiony przez każdego mieszkańca AMERYKI.

FINIS.




Przekład może być udostępniony na innej licencji niż tekst oryginalny.
Oryginał
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Thomas Paine.
Przekład
Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.