Zazulka/Rozdział szósty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Zazulka
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1915
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa – Kraków
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. Abeille
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ SZÓSTY.
CO ZOBACZYŁY DZIECI ZE SZCZYTU WIEŻY ZAMKOWEJ.

Niedługo potem, dzieci niepostrzeżone przez nikogo wydrapały się krętymi schodkami na sam szczyt wieży wzniesionej pośrodku zamczyska. Kiedy znalazły się na rozległej platformie, poczęły krzyczeć i klaskać w ręce z uciechy.
Z wieży roztaczał się rozległy widok na wzgórza i doliny poznaczone ciemną i zieloną kratką pól uprawnych, na ciemne bory i góry, ciemniejące na dalekim widnokręgu.
— Spójrz, spójrz, siostrzyczko, jaka ta ziemia ogromna — wołał w zachwycie Jantarek.
— Bardzo ogromna — przyznała Zazulka.
— Moi mistrzowie zapewniali mnie wprawdzie nieraz, że ziemia jest bardzo wielka, ale, jak mówi nasza ochmistrzyni Gertruda, żeby w coś uwierzyć, trzeba to ujrzeć na własne oczy.
Dzieci kilkakrotnie okrążyły platformę.
— Wiesz, braciszku, co jest najdziwniejsze — wykrzyknęła nagle Zazulka. Zamek nasz stoi pośrodku ziemi, więc my, którzy stoimy na wieży, zbudowanej w samym środku pałacu, stoimy i pośrodku całego świata ha! ha! ha!
Rzeczywiście, widnokrąg otaczał dzieci olbrzymiem kołem; osią jego była wieża zamkowa.
— Stoimy w samym środku świata, ha! ha! ha! — śmiał się serdecznie Jantarek.
Dzieci zadumały się na chwilę.
— To źle, że świat jest taki duży — rzekła Zazulka. Możnaby zabłądzić i na zawsze stracić z oczu tych, co nas kochają.
Jantarek wzruszył ramionami.
— Ależ to właśnie dobrze, że świat jest taki wielki, bo łatwo o różne ciekawe przygody. Wiesz, Zazulko, jak będę duży, zdobędę te wielkie góry, które są tam, na samym końcu świata. Widziałem nieraz, jak wschodzi z poza nich księżyc. Po drodze zdejmę go z góry i przyniosę ci go w podarunku.
— Ach to będzie świetnie! zaraz go wepnę we włosy — wykrzyknęła Zazulka.
Potem zaczęli wyszukiwać niby na karcie gieograficznej miejsc i przedmiotów znanych.
— Wiem już teraz wszystko doskonale — rzekła Zazulka, (która zupełnie nic nie wiedziała), ale nie mogę odgadnąć, co to są te małe czworokątne kamyczki, rozsypane na tamtem wzgórzu?
— To są, siostrzyczko, domy murowane, z których się składa stolica księstwa Żyznych Pól. Pamiętasz to wielkie miasto, przez które przejeżdżaliśmy, udając się na nabożeństwo do Pustelni? Są w niem aż trzy ulice, a jedna jest nawet kołowa.
— A ten strumyczek, co się tam srebrzy?
— To rzeka. O, a tam dalej nieco stary most kamienny.
— Czy to ten, pod którym łowiliśmy ze Szczerogębą raki?
— Tak, to ten sam. W jednej z jego framug stoi posąg „Pani bez głowy“. Ale stąd go nie widać, bo jest za mały.
— O, pamiętam go doskonale. Ale dlaczego ta pani nie ma głowy?
— Pewnie dlatego, że ją zgubiła.
Niewiadomo czy Zazulce wystarczyła ta odpowiedź, bo w milczeniu przyglądała się krajobrazowi.
— Jantarku — wykrzyknęła nagle. Czy widzisz, co tam błyszczy pod samymi górami! To jezioro!
— Tak, to jezioro!!
I na wyścigi poczęli sobie przypominać, co im księżna opowiadała o tej wodzie tak pięknej a tak zdradliwej i o Boginkach, wciągających przechodniów w głąb kryształowej toni.
— Och, chodźmy tam! — westchnęła nagle Zazulka. Życzenie to tak zdumiało Jantarka, że przez chwilę patrzał na nią z otwartymi w osłupieniu ustami.
— Ależ Zazulko — zawołał wreszcie — wiesz dobrze, że księżna-matka zabroniła nam wychodzić samym z zamku. Jakżebyśmy zresztą trafili do tego jeziora, które jest na samym końcu świata, skoro wcale nie znamy doń drogi?
— Ach ja nie wiem wcale, jakbym do niego trafiła ale tyś to powinien wiedzieć, ty, który jesteś mężczyzną i uczysz się gramatyki.
Jantarek, dotknięty uwagą tą do żywego, odpowiedział dość ostro, że można być nietylko mężczyzną, ale nawet dzielnym mężczyzną, a mimo to nie znać jeszcze wszystkich dróg na świecie, ale Zazulka odęła wzgardliwie usteczka.
— Nigdy się nie chwaliłam, że zdobędę błękitne góry i zdejmę z nieba księżyc. I choć wcale nie znam drogi do jeziora i tak zapewne do niego trafię.
— Ha! ha! ha! — próbował zaśmiać się Jantarek, czerwony po uszy ze wstydu.
— Waćpan się śmiejesz, jak korniszon — rzekła Zazulka.
— Ależ Zazulko, korniszony nie mogą się ani śmiać, ani płakać.
— Ale gdyby się śmiały, to śmiałyby się z pewnością jak waćpan. Jutro wybiorę się nad jezioro. I podczas, gdy będę podziwiać kryształową wodę, w której głębi mieszkają zdradliwe Boginki, waćpan prząść będziesz wełnę z pannami służebnemi. Zostawię ci na pamiątkę mój kołowrotek i moją lalkę. Pamiętaj bardzo o nie dbać, Jantarku. Pamiętaj bardzo dbać o nie!
Jantarek miał swoją dumę. Nie mogąc znieść dłużej tego wstydu, z głową spuszczoną i ściągniętymi w zasępieniu brwiami rzekł głucho:
— Dobrze więc! Pójdziemy nad jezioro!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jacques Anatole Thibault.