Zakrystjanin Palica/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kasprowicz
Tytuł Zakrystjanin Palica
Podtytuł Zakrystjanin Palica i Pan Jezus na krzyżu rozpięty
Pochodzenie Mój świat
Pieśni na gęśliczkach i malowanki na szkle
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawn. „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZAKRYSTJANIN PALICA
I PAN JEZUS NA KRZYŻU ROZPIĘTY.
II.

Lat przeszło sześćdziesiąt służę
W tym naszym starym kościele,
A nie wiem, co się w nim dzieje,
A jeśli wiem, to niewiele.

Zwłaszcza mi niewiadomo,
Co jest z tym Panem Jezusem,
Co tak się kiwa i kiwa
Nad ołtarzowym obrusem.

Widać, że Pan Bóg mnie okiem
Nie obdarował zbyt biegłem,
Bo, że Pan Jezus posmutniał,
Dopiero teraz spostrzegłem.

I teraz dopiero zocyłek,
Chyba me oko nie kłamie,
Że z krzyża ramienia oderwał
Jedno swe święte ramię.

Opuścił je na dół, dłoń wygiął
Do kościelnego wnętrza,
Jakgdyby kogoś przygarnąć
Chciała ta ręka najświętsza.

Ha! myślę, — ale któż Bożą
Odgadnie tajemnicę? —
Chce podziękować staremu,
Pragnie uścisnąć Palicę.


Prawda, lat przeszło sześćdziesiąt
Służyłem Ci, Jezu, zbyt wiernie:
Nieraz i palce-m poranił,
Gdym z kurzu omiatał Twe ciernie.

Lecz za to nie myślę o żadnej
Choć zasłużonej nagrodzie:
Spełniłem swój obowiązek,
Acz lepiej, niż dziś to jest w modzie.

Ale Ci jestem wdzięczny
Za Twoją grzeczność, o Panie,
Że umiesz mnie, starowinie,
Okazać podziękowanie.

I to mówięcy, odrazu
Do jego się twarzy przytulę:
Jeszcze żadnego policzka
Nie całowałem tak czule.

O, raduj się, Panie Jezu,
Wiernego masz druha we mnie,
Lecz Chrystus się nie raduje,
Widzę, że wołam daremnie.

Wiem już, dlaczego-ś smutny,
Chciałbyś kropelkę wina;
Na Jana, mojego patrona,
Przychodzi tu pić cała gmina.

Jeno, że ja się już nigdy
Rozumu nie nauczę:
Lat służę przeszło sześćdziesiąt,
A nie wiem, gdzie ksiądz chowa klucze.


A może — ha! Cóż to ma znaczyć?
Przed sześćdziesięciu już laty
Przyszedłem Ci służyć, a widzę
Dopiero dziś, żeś brodziaty.

Ale ja złemu zaradzę,
Nie w takiej masz wisieć ozdobie,
Wyciągnę porządną skrobaczkę
I wnet Ci tę brodę oskrobię.

Masz godnie obchodzić ze mną
Święto mojego patrona,
Twa broda tak samo, jak moja,
Musi być ogolona.

Wogóle na ziemskie swe życie
Niedobrą wybrałeś ziemię:
Poco-ś się rodził nie u nas,
Lecz w obcem Betlejemie.

Stajenek u nas jest dosyć,
A znalazłby się i żłobek
Klękałby i wół, i osioł,
I gazda, i wszelki parobek.
Hej kolęda! Kolęda!

By miękko Ci było leżeć,
Mamy po strychach dość siana,
I głód byś miał czem nasycić,
Dziecino ukochana!

Nie jedna też gwiazda ogromna
Na naszem świeci niebie,
Coby trzech mędrców przywiodła,
By powitali Ciebie.


I dary by się znalazły:
Na złoto niejedna jest owca,
A gdyby szło o kadzidło,
To pełno po grapach jałowca.

Nie wiem jedynie, z tą mirrą
Co to być mogą za cuda,
Ale wystarczy, jeżeli
Bogu to wiedzieć się uda.

Podobno to jakaś żywica...
Gdzież przecie żywić nią człeka?!
Nasi mędrcowie znieśliby-ć
Dość masła, sera i mleka.
Hej kolęda! kolęda!

A są i u nas mędrcowie
Ogromnie dowcipliwi,
Choć tyle jest głupich i u nas,
Że aż się sam Pan Bóg dziwi.

Nietylko niedobrze się stało
Z Twemi narodzinami
Lepiej Ci było, o Jezu,
I umrzeć pomiędzy nami.

Tak, poco Ci było kończyć
W dalekiej Jerozolimie,
Gdzie nawet do dnia dzisiejszego
Nie wszyscy wielbią Twe imię.

A przedewszystkiem nie wiedzieć,
Zalibyś umarł tak wcześnie:

Późną ma ginąć jesienią
Kwiat wszelki, a nie we wieśnie.

Poza tem wiadomo Ci dobrze,
Jaka ta ziemia jest nasza:
Niema w niej knowań zdradzieckich,
Niema żadnego Judasza.

Lecz jeźli koniecznie Golgota
Miała być z woli Boga,
To niechby na naszą grapę
Ostatnia wiodła Cię droga.

Ja sambym się ubrał w komżę,
Wyprasowaną od święta,
I poszedł na czele pochodu,
Jakiego świat nie pamięta.“

Tak sobie dumał Palica,
Kościelny śnać wiekuisty,
Porządek robiący w kościele
W dzień Jana Ewangelisty.

Poprawił rękę Jezusa
I na te wielkie gody
Wyciągnął gnypek z kieszeni
I włosy wyskrobał Mu z brody.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.