Zabawki poetyckie rozmaitym wierszem polskim napisane/Oda VII. Z Sarbiewskiego tłumaczona
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zabawki poetyckie rozmaitym wierszem polskim napisane |
Data wyd. | 1775 |
Druk | Antoni Piller |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy raz przy Iſtrze, ktory wpada w morze
Szukaiąc bogactw nayprawdziwſzych w roli,
Tłuſtą Galezus ziemię pługiem porze,
Znayduie ſzable, ſzyſzaki powoli.
A gdy y ſłońce po ſwym dziennym biegu
Rzucaiąc grube na horyzont cienie,
Do podziemnego bierze ſię noclegu,
Wyprzągłſzy wołki takie nuci pienie:
Paście ſię teraz paście wołki moie,
Nikt iuż na waſzą zgubę dziś nie dybie,
Uſtały krwawe kiedy Marsa boie
Iedna zoſtaie troſkliwość o ſkibie.
Doſyć boiazni. Potyscie ſię bali
Straſzney Bellony zaiadłego żniwa,
Już Polak wſparty na hartowney ſtali
Po długich pracach ſobie odpoczywa.
Dzielne twe ſerce, y twoy umyſł męſki
Polaku bitny! ktore wieczność święci,
Znaczne Turczynow pokazuią klęſki,
Y z ludzkiey nigdy nie wyidą pamięci.
Tędy w odważnych ſzedł Sarmata ſzykach,
Tu Biſurmańſkie lezały ſzałaſy
Pamiętam dobrze gdyż w Tureckich łykach
Byłem więziony dzieckiem w owe czaſy.
Tu ſię ścierały oba woyſka razem
Pułki Tureckie przyſtroione w złoto
Polacy zbroyni zwycięſkim żelazem
Y niezawodną męſtwa ſwego cnotą.
Długo ſię ſzczęście na ſtrony ważyło
Turczynow Polſka trwożyła odwaga,
Ci naſze woyſko złamać chcieli ſiłą
Męſtwo na reſzcie Polakow przemaga.
Każdy z Polakow dotrzymywał kroku,
Na Turka ſzyie miecz każdy natęża,
Każdy chce widzieć y zrzenicę w oku
Tak tarcza tarczę, y mąż ſięga męża.
Lecz czyliz mogły zniewieściałe duchy
Z tobą co wſkorać przez ſiłę y zbroie,
Ktory ich gniotłeś iak bezſilne muchy,
Y harde nogą deptałeś zawoie.
Właśnie wezbraney iako rzeki Fala
Grążąc w korycie, co tylko napada,
Rzeczy naytrwalſze z korzeniem obala
Nieſie ſtodoły, budynki y ſtada.
Tak rownym kſztałtem tu woyſka do znaku
Złączony z Ruſią y waleczną Litwą,
Niezwyciężony złomałes Polaku
Nieſpracowaną z Trakami gonitwą.
Pułki Tureckie Marſem ſzczerym chnące
Pſuieſz, y mieſzaſz żelazem ich ſzyki.
Łamieſz bunczuki, y dumne mieſiące,
Na wſzyſtkie rzucaſz poſtrach przeciwniki.
Cnota na woynie nie mnoſtwo wygrywa,
Cnotą y ſława w potomności kwitnie,
Wſzak częſto widzim to na świecie bywa:
Jedna ſiekiera wiele laſow wytnie.
Tu na tym mieyſcu poległ Turczyn dumny,
Tu Arab leży ſtrzałami przeſzyty,
Tu ziemię gryzie Karak nierozumny
W dole nikczemnym z hardością zakryty,
Ktory wieczerzą dać w Polſkim namiocie
Obiecał Turkom, lecz płonne nadzieie,
Nędzny hardego Turczyna kłopocie,
Z pyſznych proiektow fortuna ſię śmieie.
Dokąd mię chciwa, myśl moia unoſi,
Rzecz tę opiſać nie moiey to głowy,
Niechay tę woynę dokładniey ogłoſi
Ktory z rozumnych wybornemi ſłowy,
Doſyć powieści o tey krwawey woynie,
Nadchodzi widzę coraz wieczor ſpory,
Ptaſzki na drzewach iuż ſiedzą ſpokoynie,
Spieſzcie ſię y wy wołki do obory.
Zobacz też: przekład tej ody autorstwa Ludwika Kondratowicza