Z dziedziny estetyki

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Seredyński
Tytuł Z dziedziny estetyki
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Z DZIEDZINY ESTETYKI.


Od trzech tysięcy lat trudzi się ludzkość badaniem piękna, a jednak dotąd nie doszła do pewników. Różnica zdań o piękności nie daje nam wcale tego spokoju, z jakim zachowujemy się wobec różnicy zdań o prawdzie n. p. matematycznego twierdzenia. Jeśli nam kto prawdy, dającej się udowodnić, nie uznaje, nie oburzamy się wcale; lecz jeśli nam zganią to, cośmy uznali za piękne, nie mamy pokoju, który jest skutkiem pewności zwycięstwa, czujemy nawet niechęć i urazę. Uznanie, że suma kątów w trójkącie równa się dwom prostym, nie rozwesela nas wcale, gdy zgodność czyjakolwiek w naszem upodobaniu sprawia nam prawdziwą rozkosz. Skąd to pochodzi, że na tem uznaniu tak zależy? Czemu tak różne jest zachowanie się nasze wobec prawdy od zachowania się wobec piękna? Czyż piękno nie jest tak oczywiste, jak prawda? Ono jest dla każdego oczywiste; pytanie tylko: czy się daje tak wydemonstrować jak prawda, inaczej: czy mamy środki, by zdobyć uznanie przeciwnika.
Jeśli nam brak tych środków, to przykrość ze sprzeczności a radość ze zgodności zdań psychicznie jest wytłómaczoną. Obadwa te uczucia bowiem płyną z jednego źródła, a mianowicie z wątpienia: czy sąd nasz o piękności zjawiska zdobędzie sobie uznanie, lub nie? Pragnienie tego uznania jest niezmiernie żywe, braknie go, to nam przykro, a jeśli je zyskamy, to arcy-miła dla nas niespodzianka.
W czem tkwi istota piękności? — dotąd nie wiemy. Usiłowanie zdobycia ogólnego pojęcia o pięknie dotąd okazało się bezowocnem, nie zdobyliśmy dotąd pewnej, wszystkich przekonywającej miary na jej ocenianie w zjawiskach, przyczyny jej dotąd dobadać się nam nie udało, a tak kiedy metafizyka, logiczna abstrakcja, olbrzymi zasób empirji i przyrodnicza metoda nas zawodzą, i nie dozwalają rozedrzeć tajemniczej przed nią zasłony, badanie skutku, jaki piękno wywiera, wzrasta do olbrzymiego znaczenia. Skutek ten jednak jest różny, sąd pod jego wpływem wydany o piękności jest sądem indywidualnym, subjektywnym, a przecież, jak to widzimy z doświadczenia, żąda bezwzględnego uznania. Na jakiej podstawie rości sobie sąd estetyczny, który płynie z podmiotowego źródła, prawo do podmiotowej wartości i bezwzględnego uznania?
Dwa są tedy pytania kardynalne, które rozwiązać winna filozofja piękności, jeżeli estetyka ma być umiejętnością: jedno odnosi się do poznania istoty (pojęcia znamion i przyczyn) piękności, drugie do wartości bezwzględnej naszego subjektywnego o niej sądu. Wszystkie inne pytania wobec tych są drugorzędnego znaczenia, i znajdą odpowiedź w rozwiązaniu tych, jako zasadniczych.
Pierwsze z nich to Platońskie, bo u niego pierwszy raz jasno występuje; drugie to Kantowskie, bo przed nim nikt nawet go nie przeczuwał, a jest ono najważniejszem wydarzeniem w dziejach świadomości i filozofji piękna.
Obadwa jednak wykluczają się nawzajem. Kantowskie nie będzie miało racji bytu, jeśli Platońskie rozwiązane zostanie: zdobywszy poznanie istoty piękna, sąd nasz przestanie być subjektywnym, gdyż będzie jedynie zastosowaniem ogólnej miary do szczególnych wypadków.
Jeśli za Kantem uznamy, że piękno nie może być przedmiotem wyrozumowanego poznania, czyli, że pytanie Platona nie jest do rozwiązania, to zbadać trzeba, czy i o ile subjektywny sąd może rościć sobie prawo do powszechnego uznania?
Według Kanta pytanie Platona nie jest do rozwiązania; nigdy on też nie zapuszczał się w badanie istoty piękna; w „Krytyce czystego rozumu“ wątpi o ogólnem jego pojęciu, celu jego ani przyczyn nie śledzi, a w „krytyce rozsądku“ zastanawia się wyłącznie nad obserwującym podmiotem: wywody jego nie odnoszą się do jakości i natury piękna, lecz dotyczą jedynie zdolności pięknych przedmiotów do wywoływania upodobań w tych, którzy je obserwują.
Lecz przez to Kant nie usunął Platonowego zagadnienia, nie dał nam bowiem na swe pytanie tak niezbitej odpowiedzi, jak umiał je jasno postawić. Upodobania i sądu niezależnego od indywidualności w tej mierze, jak chce Kant, uznać nie podobna, a więc pytanie Platona o istocie i pojęciu piękna wysuwa się ciągle na pierwszy plan.
Czy też badacze po Kancie znaleźli podstawę w śledzeniu istoty piękna, której zbywało wszystkim od początku aż do jego czasów? Zobaczmy. Każdy z nich czuje potrzebę zaczynania swych badań od początku, zamiast budowania na tych podstawach, które założyli poprzednicy, jak to się dzieje w innych umiejętnościach. Już sama ta okoliczność świadczy, że fundamenta nauki estetyką zwanej, są bardzo chwiejne; ale, co więcej, początek jej nawet każdy badacz komu innemu przypisuje.
Arnold Ruge odnosi go do Platona, Robert Zimmermann w Baumgartenie widzi założyciela umiejętnej estytyki; filologowie dzisiejsi cofają się dalej po za Platona wstecz bo aż do Demokryta, kiedy Edward Hartman Kanta uznaje twórcą tej umiejętności; tamci do Schellinga, owi do Winkelmana przywiązują początek umiejętnej estetyki, a chwiejność ta musi znowu budzić poważne wątpliwości: czy nauka ta jest ścisłą umiętnością? Wszystko to jednak nie może zrażać badaczy, a chociażby trudy ich opłacić się miały zwątpieniem, nie byłoby ono bez korzyści, zwłaszcza dla tych, którzy, sądząc, iż wszystko w tej nauce jest w porządku, spokojnej oddają się drzemce. Ależ ta dogmatyczna drzemka, o której mówi Kant, jest i w dziedzinie estetyki równie szkodliwą, jak i w innych umiejętnościach i naukach ścisłych.
Co więc zostaje do czynienia? Skoro żadne z tych fundamentalnych pytań estetyki dotąd nie jest rozwiązane, przystąpić należy do ich rozwiązania na nowo. Jeśli się uda rozwiązać pytanie Platona, to wszystko będzie dokonane, gdyż pytanie Kanta staje się zbytecznem; jeśliby zaś drugie rozwiązać się dało, w takim razie nad pierwszem czasu i trudu tracić nie potrzeba: ale jedno lub drugie musi być z całą ścisłością rozwiązane, jeśli dla filozofji piękna gruntowną chcemy zdobyć podstawę. Dopóki to nie stanie, wszystkie nasze sądy o piękności będą dowolne, i nic nie zdoła przeszkodzić temu, by tego, co jeden w tej mierze białem, drugi czarnem nie nazwał — szopka, która wprawdzie nie jest pozbawioną komicznego żywiołu, ale ze stanowiska nauki, a zwłaszcza ze względu na rozwój naszej świadomości, wcale nie jest zabawką.

Tarnów.Dr. Władysław Seredyński.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Seredyński.