Z łąk i pól/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jantek z Bugaja
Tytuł Z łąk i pól
Wydawca Katolicka Spółka Wydawnicza „Prawda“
Data wyd. 1914
Druk Katolicka Spółka Wydawnicza „Prawda“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
JANTEK Z BUGAJA
Z ŁĄK I PÓL
POEZYE
KRAKÓW 1914
NAKŁADEM I DRUKIEM KATOLICKIEJ SPÓŁKI
WYDAWNICZEJ  („PRAWDY“)





PRZEDMOWA

„Poeci się rodzą“ mówi łacińskie przysłowie. Rodzą się istotnie już poetami, ale tylko ci, co mają coś do powiedzenia.
Takich jednak niewielu. Więcej znacznie, osobliwie dzisiaj — takich, co nie mają do powiedzenia właściwie nic, ale za to mają wiele do pisania i zapisują tomy całe rzeczami, które szkoda! że są napisane.
Księgarskie wystawy pełne są książeczek o dziwnych tytułach i jeszcze dziwniejszej treści, dziennikarskie sprawozdania i odcinki, pełne chwalby i reklamy dla tego tłumu wieszczów, przemawiających „myślą i mową człowieka wysokiej kultury i wydelikaconych uczuć, czy odczuć“.
Zwykły to objaw czasów, w których nic się właściwie nie dzieje, nic mózgów i serc ludzkich żadną wielką myślą nie zapładnia.
Zagadnienia „kultury“ i sztuki są i były zawsze za małe, aby stworzyć dzieła potężne, czy to w literaturze, czy w innym sztuki wyrazie...
Odwrotnie zaś, poezya wielka i wielka sztuka szczera, sztuka robiona z potrzeby i rozpędu ludzkiej duszy, prawdziwy wyraz ludzkich dążeń i marzeń, są dziećmi duszy do jakiejś myśli zapalonej i wierzącej w nią i zjawiają się w czasach wielkich zdarzeń dziejowych, albo w epokach przełomowych, gdzie nowy żywioł społeczny wchodzi w dzieje.
Że dzisiejsza mieszczańska poezya, mieszczańska sztuka, marnieją, rozdrabniają się na jakieś wyrazy osobistych uczuć zwyrodniałych dusz, albo że się gubią w gmatwaninie pustych dźwięków — nic dziwnego. Bo mieszczaństwo przeżyło już swe wielkie czasy dążeń i odrodzenia w czasach wielkiej rewolucyj, konstytucyi 3-go maja i czasu powstań narodowych. Wówczas, ożywione było potężną myślą, ogromnym patryotyzmem i wielkością swoich zadań.
Dziś mieszczaństwo żyje tylko przeróbkami cudzej, raczej międzynarodowej, kultury, nowych myśli nie ma, więc w polityce nie ma wyrazu, a w poezyi stwarza dziwolągi bezduszne.
Lud miejski roboczy, w chwilach walki o byt swój i jego poprawę, w dniach boju o ideję socyalną, miał swoją poezyę, której ślad pozostał na zawsze w potężnej pieśni o czerwonym sztandarze.
Pieśń ta pochodzi oczywiście z poza kordonu rosyjskiego, gdzie ludzie silniej, żyją, głębiej czują, bo żyją w boju, wśród tętniących a nierozwiązanych zagadnień społeczno-narodowych, wieńczeni często męczeństwem.
U nas, w szarości życia, marnocie polityki, drobnostkowości zagadnień i zadań politycznych, w braku narodowych ideałów, w nędzy ekonomicznej, ani poezyi być nie może, ani sztuki wielkiej.
Ale u nas rośnie po cichu zielone drzewo ruchu ludowego. Chłopi zwolna, wytrwale wchodzą w życie historyczne i zaczęli już ważyć na losach narodu. W ludzie też wiejskim już mieszka i przejawiać się zaczyna ogromna myśl przeobrażenia Polski na społeczeństwo chłopskie.
Choć więc ta myśl nie wybuchła grzmotem rewolucyj, choć nie brzmi w chórze rewolucyjnej pieśni, ani w huku dział, nie mniej przeto jest silną, nie mniej zapala i zapładnia twórcze mózgi.
Ci też poeci, którzy tę myśl mają i czują, ci pozostawią po sobie dzieła, które, może i niedocenione dzisiaj, będą kiedyś chlubą przyszłej Polski.
Między chłopami też zjawiają się pieśniarze, bardy i wieszcze tej rzeszy olbrzymiej, którzy, jak wróże starosłowiańscy, śpiewają męki i bóle tej rzeszy, budzą, zagrzewają, piękności ziemi opisują i swoją ku niej miłość gorącą.
Ci mają zawsze coś do powiedzenia, są prawdziwymi poetami, co „się rodzą“.
Więc kiedy się czyta coraz częściej pojawiające się książki, pisane przez chłopów, uderza natychmiast różnica między bladą, bezkrwistą, komedyancką a pretensyonalną poezyą mieszczańską a tem szczerem, silnem, męskiem słowem chłopa poety.
Myśl i porównanie takie nasuwają się same każdemu chyba, kto czyta poezye Ferdynanda Kurasia albo Jantka z Bugaja.
Leżą też przed nami jego wiersze.
I przy całem silnem szczerem uczuciu, widać w nich jedną właściwość: jego chłopską muzykalność, która sprawia, że wiersz jego jest niesłychanie rytmiczny, dźwięczny, potoczysty.
Ta zewnętrzna oznaka, ta łatwość rytmu i rymu jest oznaką talentu.
Sama jednak dla siebie nie wystarczyłaby na poetę. Posiadają tę łatwość często i wierszoklety.
Ale Jantek z Bugaja ma głowę pełną myśli, duszę pełną wrażeń zewnętrznego świata, serce pełne miłości ziemi, ludu, słońca, zbóż i wsi. Więc śpiewa dlatego, że śpiewać potrzebuje i musi, bo pieśń jest jego życiem, jego radością w szarej dobie życia.
Cieszy go pieśń i dzieli się tą radością z braćmi, wołając:

„Żebyście wy, Bracia moi, wiedzieli!...“

Cieszy go, bo wieś rodzinna mówi doń i mówią stare chaty i znojem żyźniony zagon roli“. Cieszy go pieśń, bo:

„Ma ci serce takie gorące,
Żeby nim ogrzał piersi tysiące,
Co dla Ojczyzny ostygły lodem“.

Prawdę mówisz, Jantku z Bugaja!
Masz ty i Bracia twoi serce gorące, a Bóg da, że ogrzejecie kiedyś te tysiące, „co dla Ojczyzny ostygły lodem“ dzisiaj. Ogrzejecie i zbudzicie.
Szczęść Ci więc Boże! Jantku z Bugaja! Choć na fujarze grywasz wierzbowej, pomnij i zawsze pamiętaj Bracie, że z tych wierzbowych Waszych fujarek, składa się chór ogromny, olbrzymi, jakiego Polska jeszcze nie słyszała, chór przepotężny, który kiedyś, przy graniu armat, wśród znoju i potu polskiego ludu, wyśpiewa Polsce największą i najświętszą pieśń, pieśń zmartwychwstania.

Włodzimierz Tetmajer.

Bronowice, w sierpniu 1913.






MOJA MUZA

MOJA MUZA

Moja muza nie skrzydlata,
By w słoneczne wzlatać stropy,
Lecz po fanach, w żniwne lata,
Złotokłośne wiąże snopy...

Moja muza nie bogata,
Na fujarce grywa piosnki,
Dla mej siostry i dla brata
I rodzinnej mojej wioski.

Mojej muzy czarne dłonie,
By grać w harfy struny złote,
Na fujarce — co mam w łonie
Wygram błogość, łzy, tęsknotę...

Moja muza, jak sierota
Po ojczystych wioskach chodzi,
Gdzie otworzą serca — wrota,
Tam niedolę graniem słodzi.


Moja muza nie aniołem,
Ani jak ci orły ptacy,
Ona z uznojonem czołem
Śpiewa piosnki boju, pracy...

Mojej muzy proste granie
Nie ulata gdzieś w niebiosy,
Gdzie brać moja, ukochanie...
Przez świtania... płynie rosy...

Mojej muzy znojne skronie
Nie uwieńczy laur sławy,
Ale kiedyś w braci łonie
Będzie z ich serc pomnik łzawy...

A fujarka z mojej trumny
Znów na nowo w drzewo wzrośnie.
Brat mój jasny... wolny... dumny...
Zagra na niej, przerozgłośnie...

I zbudzą się ci, w siermiędze,
Na przejasne pójdą zorze.
W pełnej chwale i potędze
Jako wielkie... żywe... morze...



I MÓWI DO MNIE WIEŚ...

I.

I mówi do mnie wieś rodzinna,
Swe tysiącletnie gadki, baśnie,
Śpiewa mi stara jej pieśń gminna,
Jak matka dziecku, aż jej zaśnie...

Mówią mi dawni jej pradziady,
Co na cmentarzu śpią ich tłumy —
Swe ciche skargi i ballady...
Przez lip cmentarnych dumy, szumy...

I mówi do mnie stara ciota...
Co w pańskim dworze na pokucie...
Jako jej harap razy miotał,
W chłopską myśl, duszę, serce, czucie...

I mówi do mnie Szeli piła...
Jako toczyła krew błękitną...
Białą siermięgę poplamiła,
Że na niej krwawe plamy kwitną...



II.

I mowią do mnie chłopskiej doli,
Czarne, zgrubiałe pracą dłonie;
Znojem żyźniony zagon roli,
Zanim złotemi kłosy spłonie...

Mówi przednówek do mnie blady,
Co głodem moje wnętrze trawi,
„Za chlebem“ we świat, tych gromady,
Gdy wiosna ciepłym deszczem łzawi...

I mówią do mnie niebios szlaki,
Gwiazdy, księżyce, słońca, zorze,
Że tam jest życie... nam biedaki...
Temu co padoł ziemski orze!...



III.

I mówią do mnie stare chaty,
Swej szarej doli pamiętniki,
Jak nazywano nas przed laty,
Żeśmy tłum chamski, ciemny, dziki.

Jak pańszczyźnianem inwentarzem
Liczono chłopskie dusze, życie...
Jak pan wszechwładnym był włódarzem,
Siedząc na barków chłopskich szczycie...

I mówi do mnie stara chata,
Ja słucham, siedząc na jej przyzbie,
Przeżywam dawne dziadów lata,
Co przeminęły w kurnej izbie...

Hej! przeminęły czasy stare,
Niech w starą chatę piorun zmierzy!!...
Na całopalną z niej ofiarę,
Dym wprost do Boga z niej uderzy!...



IV.

I mówią do mnie poniżeni,
Chłopi z odkrytą, siwą głową...
Co u drzwi stoją pańskiej sieni
Wyżebrać pańskiej łaski słowo.

Do kolan pańskich gną się kornie,
Całują pańskie białe dłonie,
Pan rzekł im słowo, dumnie, dwornie
Z wzgardą, co w licach jego płonie.

I usłyszeli pańskie słowo,
Którem zostali pokrzywdzeni,
Wyszli z odkrytą, siwą głową...
Jakby z świątyni... z pańskiej sieni...



V.

I pragnie mówić moja dusza,
Do duszy Braci mych w sukmanie,
Słowem takiego geniusza,
Jak Bóg stwarzając „Niech się stanie“.

Niech wielka dusza twoja, ludu,
Już sen odwiecznych nocy prześni,
Skąpie się z ciałem w zdroju cudu...
Rozgorze czarem życia pieśni...

Niech twoje, ludu, geniusze,
Zaklęte skarby i talenta...
W które bogate tak twe dusze,
Słońce oświaty już rozpęta.



NA FUJARCE

NA FUJARCE

Na fujarce grywam piosnki,
Pragnąc zbudzić śpiące wioski;
Moje Siostry, Braci kmieci;
Lecz mych piosnek echo leci
W ciemne bory i rozłogi,
Zamiast w Braci moich progi...

Czemuż piosnka z mego łona
W ciemnym borze echem kona?
Zamiast płynąć przez te rosy,
Gdzie mych Braci dzwonią kosy...
Gdzie pługami orzą rolę
Na chleb czarny, lepszą dolę...



GRAJ FUJARKO, GRAJ!

Graj, fujarko, graj!
Kwitnie wiosna, maj,
Kwitnie serce, kwitnie dusza,
Drga piosenką pieśń pastusza,
Echem wtórzy gaj,
Graj fujarko, graj!

Graj, fujarko, graj!
Pozdrowienie daj
Dla serduszka mej Magdusi,
Która tęsknić, kochać musi,
Gdy zakwitnie maj,
Graj, fujarko graj!

Graj, fujarko, graj,
Na dwie mile staj!
Niech w wieczornej maja ciszy
Cała moja wioska słyszy,
Co mi w sercu drga,
Błogość, tęskność, łza.


Graj, fujarko, graj,
Rzewną piosnką łkaj!
Niechaj płynie moja dola
Przez te łąki, gaje pola,
Przez zielony gaj!
Graj, fujarko, graj!

Graj, fujarko, graj,
Póki wiosna, maj!
Zanim zima śnieg rozprószy,
Pieśń zastygnie w sercu, duszy,
Zagra w smętny ton,
Pogrzebowy dzwon...



HEJ, FUJARKO MA Z WIERZBINY

Hej, fujarko ma z wierzbiny...
Czemu łzawe twoje granie,
Jak płacz sierocej dzieciny,
Jak na wieki pożegnanie?

Hej, fujarko ma grająca...
Czemu łzawe twoje echo,
Mimo wiosny, kwiatów, słońca,
Gdy świat cały drga uciechą?

Hej, fujarko łez, tęsknoty,
Czemu w dźwiękach twego grania
Brak już dawnej jest ochoty,
Wesołości z dni zarania.

Hej, bo słonko życia mego
Już się zniża ku zachodu,
Łzawa nuta grania twego,
Płynie w mroki nocy, chłodu...



HEJ, FUJARKO MA WIERZBOWA

Hej, fujarko ma wierzbowa,
Mojem tchnieniem graj!
Mojem sercem, moją duszą,
W mój ojczysty kraj!

Hej, fujarko ma wierzbowa,
Moim Braciom graj,
Gdy im serce płacze, boli,
Łzą współczucia łkaj.

Hej, fujarko ma wierzbowa,
Twój miłosny śpiew
Niechaj łączy bratnie serca,
Co rozłączył gniew...

Hej, fujarko ma wierzbowa,
Niechaj hejnał twój
Budzi sennych moich Braci,
Na ten wielki bój!...

Hej, fujarko, piosenkami
Ojczyźnie tak służ,
Aże echem ci odpowie,
Cała wszerz i wzdłuż!



MOJE GOSPODARSTWO

HEJ! JA TO SOBIE JESTEM KRÓL!

Hej, ja to sobie jestem król —
Gór, lasów, łanów, łąk i pól!
W wschodniej królestwa granicy
Mam łan złocisty pszenicy,
W zachodniej stronie od słonka
Owies grzywiasty i łąka,
Północ bór siny zakrywa,
Z południa różne warzywa.

Hej, ja to sobie jestem król —
Wśród lasów, łanów, łąk i pól
Mam elfy, skiery, chochliki,
Żabki, chrząszczyki, koniki,
Mam koralowe biedronki,
Śpiewne słowiki, skowronki,
Innych mieszkańców tysiące,
W mojem królestwie żyjące!


Królestwa mego krainę
Za niecaluśką godzinę
Obejdę w koło wszerz i wzdłuż,
Opłynę morzem fali zbóż,
Które mi biją pokłony, —
Składają w dani swe plony,
Bukiety kwiatów bogate
Makiem, kąkolem, bławatem...

Hej, jam jest władca, król i pan —
Niczem car, sułtan, cesarz, chan!
Królewska moja korona
Ze złotych kłosów spleciona....
Potęgą siły moja dłoń...
Dyadem znoju zdobi mi skroń,
Niczem dyamentów kamienie,
Co skrzą się zimnym płomieniem...

Hej, ja to sobie jestem król —
Gór, lasów, łanów, łąk i pół,
Złocistych, srebrnych łanów zbóż,
Złotego słonka, gwiazd i zórz,
Złotych, słonecznych, jasnych dni,
Duszy, co srebrne sny mi śni,
Serca, co kocha, co jak żar
Gorący chłonie życia czar.



MOJA CHATA

Nie bogata,
Lecz uboga,
Miła droga
Moja chata.

Na południe
Okieneczka,
Do słoneczka
Patrzą schludnie.

Za szybkami
W zimie, w lecie,
Kwitnie kwiecie,
Z doniczkami.

W izbie czysto
Umieciono,
Wybielono,
Uroczysto.

Ścianę całą
Zdobią święci,
Uśmiechnięci
Niebios chwałą.


Pod oknami
Stołki z stołem
Tęsknią społem
Za gościami...

Kolebeczka —
W niej matula
Dziecię lula,
Aniołeczka.

Łóżka stare
Pierzynami,
Z poduszkami.
Malowane.

Grzeczne dziatki —
Jest ich tyle,
Jak motyle,
Koło matki.

Za pałace,
Ich komnaty
Nie mieniałbym
Mojej chaty!


∗             ∗

Nad samotną moją chatą,
Szumi czarny bór,
W wiosnę, lato, pieśń skrzydlatą,
Nuci ptasząt chór.


Gdy ją w zimie śnieg zawieje,
Ściśnie zimny mróz,
Choć nam serce roztęsknieje,
Odwiedzi ją — któż?...

Odwiedzą ją jasne zorze,
Szarych wróbli rój
I zajączek ten tam w borze,
Samotny dom mój.

Lecz na wiosnę, kiedy w borze
W staną sine mgły,
Któraż chata raj mieć może,
Jak masz chato ty?..

Wtenczas, moja Magdusieńko,
Z boru ptasząt chór
Obudzi nas raniuteńko,
Pachnąć będzie bór...



Z MOJEJ WSI.

KOŚCIÓŁEK

W pośrodku wioski wzgórze z lipami,
Na nim kościółek z dwoma wieżami,
Na których szczycie złociste krzyże.
W koło kościółka lipy kwitnące,
Stoją cieniste, miodem pachnące,
Nad mogiłami szemrzą pacierze.

A ten kościołek stary, drzewiany,
Wewnątrz jak niebo jest malowany,
Trzy w nim jaśnieją złote ołtarze,
Na ścianach jego świętej struktury
Są rajskie kwiaty, aniołów chóry,
Strop z gwiazd obłoków, niebios pejzażem.


W wielkim ołtarzu święta Dziewica,
Najświętsza Panna, Boga rodzica,
Boskie dzieciątko do łona tuli.
Ludek wioskowy w świętą niedzielę
U stóp Maryi w modłach się ściele,
Jak pszczółki w ulu koło Matuli.

Święta Panienka z Panem Jezusem,
Patrzy na ludu serca i dusze,
Goi ich rany, cierpienia, smutki...
Stwórcę wszechświata, Pana nad pany,
Chóry aniołów, święte niebiany,
Mieści kościołek ten nasz malutki.



W LISTOPADZIE

W listopadzie liść opada,
Już rankami mrozy sine,
W wiosce granie — śpiew — oj dada!
Bo wesele Marysine.

Trzy lat w Janku się kochała,
Wyglądała co niedzielę,
Nareszcie go dziś dostała,
Ślubowała mu w kościele.

Już złączeni w ślubnej stule,
Ksiądz zamienił im obręcze, —
Maryś patrzy w Janka czule
I miłośnie, jakby w tęczę...

Cała wioska tańczy wkoło,
Gra muzyka i śpiewanie,
Jak wesoło, to wesoło!
Jak kochanie, to kochanie!



ZAPUSTY, JAKICH WIELE

Rżną skrzypkowie, huczą basy,
Aż się trzęsą w karczmie ściany,
Pijatyka, skoczne tany;
Polki, tramle, obertasy!

Mosiek gładzi brodę siwą
I nalewa różny trunek:
Znakomity na frasunek
Arak, wódkę, wino, piwo.

Hopsa-dana! Na bok bieda! —
To ostatki, to zapusty
Poniedziałek, wtorek trusty!
Niema groszy — płaci kreda!

Muzykanci rżną od ucha,
Aż się pocą od roboty;
Dym z cygarów, para, poty,
Jak z wulkanu z karczmy bucha!

Naraz rrrum! hurrr!... Co się dzieje?
Wre, kłębi się żywe morze,
Połyskują w rękach noże,
Bijatyka — krew się leje...


Krew trunkami rozpalona,
Na karczemny szynkwas, ściany,
Przez zadane nożem rany
Zapaśnikom trysła z łona!

To o Kaśkę z Tomkiem Florek
Ze sobą się powaśnili,
Nożami się porzeźbili,
Krwią oblali... Tłusty wtorek!...



WOJCIECHOWIE

U Wojciechów ryki w sieni,
Świnię kładą na zabicie,
Jednę zabił on w jesieni,
Druga w zapust na korycie!

Bo to Wojciech kmieć nad kmiecie,
Kamienica, jak dwór jaki,
Ot, takiemu żyć na świecie,
Nie tak, jak to nam — biedaki!

Brzuch u niego jak kandyba,
Gęba jakby u przeora...
Jednem słowem, gruba ryba,
Jako jasny pan ze dwora.

Wojciechowa, panie święty,
Jak ta kępa za stodołą,
Zjadłbyś bułkę za dwa centy,
Zanim byś ją obszedł wkoło.

Zazdrośćcie im, jeźli chcecie,
Ja im nie zazdroszczę wcale
Tej tłustości na tym świecie,
I powiem im swoje ale.


Choć w dostatkach takich siedzą,
Mają honor, że są kmiecie,
Kiełbasy i szperki jedzą,
Toć nie szczęście na tym świecie!

Cóż Wojciechom przyjdzie z tego,
Że im syto, tłusto w brzuchu,
Gdy duch wśród ciała tłustego
Ciemny, śpi bez życia, ruchu...

U Wojciechów miast gazety
Na ścianie poleć słoniny,
Pyszne, głupie ich zalety
I z biedniejszych drwiny, kpiny.

Toć to zwierzę, które w chlewie
Zawsze dla nich ładnie tyje,
By być syte, więcej nie wie...
Takiem samem życiem żyje.



ŚPIĄCA WIOSKA

Puk, puk! Zbudź się, otwórz, Bracie!
Chcę zamieszkać z tobą w chacie,
Przynoszę ci skarb bogaty,
Nie więdnące szczęścia kwiaty,
Drogie perły i kamienie,
Z szarej doli wyzwolenie...
— Ja śpię! Kto tam w okno wali?!
(Czy sie moze kady pali,
Bo mi światło razi w ocy?)
Kto to co mie budzi w nocy?..
— To ja! Czy mnie nie znasz, Bracie?
Chcę zamieszkać z tobą w chacie,
Przynoszę ci skarb bogaty,
Nie więdnące szczęścia kwiaty,
Drogie perły i kamienie,
Z szarej doli wyzwolenie...
— Nie otworzę, nie znam ja cie,
Nie mam miejsca w mojej chacie,
U mnie bieda, w izbie ciasno,
Idź do dworu, kiej’ć tak jasno!
— Puść mię, Bracie, do twej chaty,
Przynoszę ci skarb bogaty!...
— Jak byś takie skarby miała,
Tobyś do mnie nie pukała,

Bo kto by ta tak bogaty,
Niósł skarb do mej biednej chaty.
Idź, przebudzaj innych ludzi,
Ja zły, jak kto w nocy budzi.
————————
I odeszła, zapłakała,
Jako anioł jasna, biała...
W nocnych cieniach chatek szuka,
Do każdej się prosi, puka.
Lecz nie było w wiosce chaty,
By otwarto dla oświaty...
Aż za wioską, w cieniach nocy
W oknie chatki światło zoczy,
A to światło, miły Bracie,
Paliło się w mojej chacie,
Bo w tej ciemnej nocnej dobie,
Wierszyki pisałem tobie!
Przyszła do mnie pani miła,
W mej chacie się rozgościła...
I radzimy ciągle o tem,
Jak z wioski wygnać ciemnotę,
Jak to zrobić, żeby chaty,
Drzwi otwarły dla oświaty...



CHŁOPSKA NĘDZA

CHŁOP ŚPI, A W POLU MU ROŚNIE

„Chłop śpi, a w polu mu rośnie“,
Tak powiadają zazdrośnie
Gryzipiórki i mieszczuchy,
Z pensyami lekkoduchy...

Nie zazdrośćcie nam panowie!
Chłop wam na to tak odpowie:
Że kiedy przyjdzie ku wiośnie,
„Chłop śpi, a w polu mu rośnie“.

Prawda tych słów jest niezbita,
Lecz kiedy wiosna zaświta,
„Chłop śpi a rośnie mu zboże“,
Ale niema go w komorze.


Gdy nadchodzą zbożne żniwa,
Często gęsto wtedy bywa,
Chłop rozpacza, płacze, jęczy,
Bo go w młocce grad wyręczy...

Gdy mu łany grad ominie,
Tydzień, dwa, trzy z nieba płynie
Słota — jak wtedy żałośnie...
„Chłop śpi, a zboże mu rośnie!“



CHODZI PO WIOSKACH
CHŁOPSKA NĘDZA...

Chodzi po wioskach chłopska nędza,
Chuda jak szkielet, mara, jędza,
A gdzie do chaty zakołacze,
Wyciska znój, pot, łzy wieśniacze...

Wchodzi do chaty, chuda, blada,
Jako żebraczka, w kącie siada,
Zębiska szczerzy, ciężko dyszy,
W dzień i wśród czarnej, nocnej ciszy.

Siedzi po chatach chłopska nędza,
A jakoś jej nikt nie wypędza,
Aby jej nie mieć jednej chwili,
Od wieków z nią się nauczyli.

Siedzi po chatach nędza blada,
Bawi, śpi, robi z chłopem rada,
Przy chudym siada z nim obiedzie,
Chłop wzdycha do niej: „Jakoś będzie!“



CZARNY OBRAZEK
I.

Na imię onej było Małgorzata,
Sierotą była, znajduchą,
Nie znała ojca, matki, siostry, brata...
Nędza jej była piastuchą...

Niańczyła dzieci, choć była dziecięciem...
Młodsze i starsze od siebie;
Znosiła plagi rózgą lub kopnięciem,
Marzyła głodna o chlebie...

Nikt jej nie kochał, bo i brzydką była,
Jako ta brzoza na skale,
Co się z pragnienia i głodu skurczyła,
Pień pokrzywiła w burz szale...

A że i trochę głupkowatą była,
Na chlebodawce-tyrany,
Gdy była starszą, jak bydlę robiła,
Za głód i stare łachmany...


Choć była brzydką, umysłem kaleką,
Hańbiącej krzywdy doznała,
Bo ktoś rozpustą zaszedł tak daleko,
Że jeszcze matką została...

I kiedy dziecię na świat ten wydała,
Tak jej się życie skończyło...
Dziecinie życie swoje odkazała,
By za nią, żyjąc, łzy piło...


II.

Rządca dworowy
Klnie, co się zmieści,
Bo skotak chory,
Co pędził krowy
Przez lat trzydzieści
Paść na ugory.

Leży pokotem,
Jak snop dojrzały,
W stajni barłogu,
Śmiertelnym potem,
Znoi się cały,
Skarżąc się Bogu.

Hymn śmiertelności
Czarne wyschnione,
Piersi mu grają,
Ogniem wnętrzności,
Usta spalone
Wody błagają.


Co o to komu
Chodzi przy dworze,
Że skotak stary
Mrze! już nikomu
Zdać się nie może.
Czas mu na mary.

Piersi mu grają
Głębią cierpienia
Z śmiercią zawody;
Usta pałają
Ogniem pragnienia..
Nikt nie da wody.

By krowa jaka
Zachorowała,
Leki! doktory!!
Lecz o skotaka...
To szkoda mała,
Gdy zemrze chory.

Nawet księdzowi
Z Panem Jezusem
Przyjść nie kazano,
By nędzarzowi
Z Bogiem — znękaną
Pojednał duszę.

Leżał i dyszał,
Ostatnie tchnienia
Na łez dolinie;
Nikt widział, słyszał
Jego cierpienia
W śmierci godzinie.


Tylko bydlęta
Co je wypędzał
Na paszę w wiośnie,
Choć to zwierzęta,
Że skonał nędzarz,
Ryczą żałośnie...



TUŁACZE

PIEŚŃ TUŁACZA

Nie mam tyle własnej ziemi,
Co ta wierzba nade drogą,
Ani tyle, gdziebym tylko,
Jedną moją stąpił nogą....

Nie mam tyle gdziebym jednym
Własnym kwiatkiem się popieścił,
Ani tyle, by brat tułacz
Wietrzyk trawką zaszeleścił.

Nie mam tyle, gdziebym moją
Biedną siwą głowę skłonił,
Ani tyle, abym jednę
Łzę boleści mej uronił.

Nie mam tyle, gdzieby strzelił
Jeden promień słonka jasny,
Aż gdy umrę... to mieć będę,
Jeden sążeń ziemi własny...



GDY NA KRAŃCE WIDNOKRĘGU

Gdy na krańce widnokręgu
Patrzę w siną dal,
Czuję w sercu, czuję w duszy
Tęsknotę i żal.

Żal mi naszych chłopców, dziewcząt,
Co za chlebem w świat,
Poszli we świat, w obce kraje,
Z swych rodzinnych chat.

Bo oni tam na obczyźnie
U tych Niemców gdzieś,
Tracą zdrowie, siły... krasę,
Polską cześć... i pieśń.

Patrząc w krańce widnokręgu
Do tych sinych wzgórz,
Pragnę lecieć tam za nimi,
Z słowem: — Wróćcie już!

Do Ojczyzny wróćcie, dzieci!
Bo ja dobrze znam
Waszą dolę — co was czeka,
U tych Niemców, tam...



CZY WAM NIE ŻAL!...

Czy wam nie żal swojej wioski
I rodzinnej, miłej chatki,
Tej ojczystej mowy, piosnki,
I starego ojca, matki?

Czyliż nie żal wam, dziewczęta,
I wy, zuchy parobczaki,
Czyliż — niż Ojczyzna święta —
Milsi dla was są Prusaki?

Czyż wam nie żal? czy z ochoty
Idziecie tam w obce światy?
Czyż nie znacie tam tęsknoty
Do ojczystej wioski, chaty?

Już szlakami słonecznemi,
Z obcych krain ciągną ptacy,
Tęsknią do tej polskiej ziemi...
A wam nie żal jej, Polacy?

Wszak ojczysta nasza gleba
Przy rozumnej, szczerej pracy
Ma dość dla swych dzieci chleba,
Nie rzucajcie jej Polacy!



ŻAL MI

Żal mi jest kwiatów, gdy płaczące rosą,
Kosiarz na łące ścina ostrą kosą;
Lecz bardziej żal mi tych młodych serc w łonie,
Stwardłych przedwcześnie, jak od pracy dłonie...

Żal mi jest słonka, które w mgłach jesieni
Nie może ziemi przesłać swych promieni;
Lecz bardziej żal mi dusz, pełnych jasności,
Które pochłania noc grobów ciemności...

Żal mi jest sierót bez ojca i matki,
Że się tułają od chatki do chatki;
Lecz bardziej żal mi tych braci z obczyzny,
Co już nie ujrzą nigdy swej Ojczyzny...

Żal mi lilii białej złamanej,
Brutalną nogą do ziemi wdeptanej;
Lecz bardziej żal mi tych białych dziewicy,
Które bezczeszczą brudni rozpustnicy...



ŻEBYŚ WIEDZIAŁ, CHŁOPIE-BRACIE!...

I.

Żebyś wiedział, chłopie-Bracie,
Jaka w tobie siła, moc,
Jaka przyszłość czeka na cię,
Co ci kryje ciemna noc?...

Żebyś wiedział, Bracie miły
Jaki w tobie życia zdrój —
Z nadpotęgi chłopskiej siły,
Stan nad stany, chłopski, twój!

Żebyś wiedział, polski chłopie —
Zadrżał by twój każdy wróg,
Co Ojczyźnie twej grób kopie!...
Ty z jej wrogów miałbyś sług!

Byś wiedziało, chłopskie plemię,
Jaka w tobie płynie krew,
Ruszołobyś z posad ziemię,
Wolnej Polski nucąc śpiew.



II.

Nowy rok! Nowe lato!
Zbudź się ze snu polska chato,
Przeminęła północ głucha...
Nowy rok! Nowe życie
Drodzy Bracia rozpocznijcie,
Nowe życie czynu, ducha!...

Nowy rok! Nowe siły
Wytęż polski ludu miły,
Abyś zwalczył, co cię boli...
Czas już, czas, abyś wraz
Złączył siły, które masz
I wydostał się z niewoli!...

Nowy rok! lecz wróg stary!
Błędy, ciemność, gnuśność, swary...
Oby rok ten życie wlał!
Nowy rok! przyszłość nowa,
Piękna, jasna i godowa,
Gdybyś tylko ludu chciał!...



III.

Nowy rok nowemu życiu świta.
Stary rok starem życiem gaśnie;
Nowy radośnie każdy wita,
Nim jeszcze stary zaśnie.

Ale Rok Nowy nie wyleje,
Szczęścia z swej życia czary;
I w dym rozwieje znów nadzieje,
Jeśli żyć będziem, jak w rok stary...

Bej, z Nowym Rokiem, Bracie miły,
Rozpocznij życie, czyny nowe!
Wskrześ duszy, serca, dłoni sity,
Niezwyciężone — Samsonowe.

Jeśli żyć będziem jak w rok stary,
Serce i duch nasz nie stężeje;
Jak w starym roku znów na mary
Pójdzie trud, praca i nadzieje...

Hej, Bracia, Bracia! byśmy chcieli,
Rozumną pracą, silną wolą —
Raj na tej ziemi byśmy mieli,
Nie czarną nędzę i niedolę.

A więc niech Bracia w rok ten nowy
Oświecą jego jasne zorze,
Niedoli naszej zmrok wiekowy,
O, szczęść Wam Boże! Szczęść Wam Boże!



IV.

Gdy zmartwychwstaną okryci siermięgą,
Pełnią sił ducha i serc swych potęgą,
Jak jedno wielkie milionów morze —
Z Ojczyzny Matki opadną obroże.

Gdy zmartwychwstaną i krew chłopską zdrową,
Żywą, gorącą, płynącą, Piastową,
Wleją w te inne, strupieszałe stany...
Z Ojczyzny Matki opadną kajdany

Gdy zmartwychwstaną, z duchem sercem w łonie
Silnem, hartownem, jak pracą dłonie,
Wróg, co nas zakuł w kajdany ze stali,
Rzeknie z poddaniem — Oni zmartwychwstali!



OJCZYZNA

OJCZYZNA!

Ojczyzno moja! Ja pragnę ciebie,
Choć takim słaby, garnąć do siebie,
Objąć cię całą w swoje ramiona,
I jak kochankę tulić do łona...

Pragnę mieć w sobie ten ogrom siły,
Drogi, kochany kraju mój miły,
By piersi moje dla cię gorące
Stopiły twoje kajdany żrące...

Pragnę, abym ja kwiatów wolności
Tysiące wygrzał mą piersią w tobie,
Aby zakwitły, a w dniu wolności
Były koroną ku twej ozdobie!...



CZY JA CIĘ KOCHAM...

Czy ja Clę kocham, Ojczyzno mila,
Niechaj ci powie ten zagon ziemi,
Którąm, choć osty, piołun rodziła
Uprawiał, pieścił rękami swemi.

Czy ja cię kocham? — zapytaj o to
Tej tam na wzgórzu brzozy płaczącej,
Która wśród zrębu stoi sierotą...
Mych z nią o tobie marzeń tysiące...

Czy ja cię kocham, Ojczyzno święta...
Zapytaj o to Braci w siermiędze...
Wielu ich moje piosnki pamięta —
Że twoja przyszłość — jest w ich potędze...

Czy ja cię kocham, Ojczyzno miła,
Powie ci kiedyś me życie całe,
Gdy mię w twym łonie skryje mogiła,
Czym nie pracował na twoją chwałę..

Czy ja cię kocham, Ojczyzno droga,
Powie ci moja dziecina mała,
Którejm dał miłość Ojczyzny, Boga,
By cię mem sercem, duszą kochała...



OTO WASZA MATKA!

Patrz synu, córko, oto wasza Matka!
Blade jej skronie w cierniowej koronie,
Zelżywe pęta krępują jej dłonie,
A wróg się znęca nad nią do ostatka...

Patrzajcie dzieci! Nie dość wrogów męki,
Własne jej syny zadają truciznę,
Na własność wrogom sprzedają Ojczyznę...
Grosz judaszowski nie pali im ręki.

Członki swej matki, co ich wykarmiły,
Oni, Judasze, wrogom zaprzedają
Na wieczną własność, łup wrogom oddają;
Nad życie matki onym grosz jest miły...

Podnieś, o córko, synu, wzrok twej duszy
Na obraz twojej Ojczyzny-macierzy,
A jeśli ciebie jej widok nie wzruszy,
Jej córką, synem, zwać was nie należy.

O! polskie dzieci! połączmy swe dłonie
W obronie matki, zwalczając tyrany;
Z Ojczyzny-matki zerwijmy kajdany,
Koronę z ciernia, co wrosła w jej skronie!...



BÓG, OJCZYZNA, WIARA!

Bóg, Ojczyzna, święta Wiara:
Tu Polaka hasła trzy,
Którym poświecić się stara
Mienie, życie, krew, ból, łzy...

Bóg, Ojczyzna, Wiara święta,
To Polaka duszy żar...
Co niewoli topi pęta,
Obumarłych wskrzesza z mar...

Bóg, Ojczyzna, święta Wiara:
To Polaka duszy zdrój,
To napoju boska czara
Polskiej duszy w znójny bój...

Bóg, Ojczyzna, Wiara święta,
To Polaka jasna broń,
Gdy te hasła czci, pamięta,
Silny jego duch i dłoń.

Bóg, Ojczyzna, święta Wiara:
Piorunowej siły grom,
Darmo się wróg zmódz nas stara,
Twierdzą każdy polski dom!

Bóg, Ojczyzna, Wiara święta,
Nadziemska tych haseł moc
Zerwie polskim ludom pęta,
Niewoli rozjaśni noc!...



WIARĘ, NADZIEJĘ, MIŁOŚĆ,
DAJ MI BOŻE!

Wiarę, o Boże, daj mi taką żywą,
Daj taką silną, bym tej wiary cudem,
Mógł iść do Braci, na serc, duszy żniwo,
Jako posłannik Twój z krzyżowym trudem...

Nadzieję taką wlej mi w ducha, Boże,
Abym nie zwątpił pośród życia burzy,
Szedł z mymi Braćmi na przejasne zorze
I doszedł celu wiekowej podróży...

Miłość mi zapal taką w łonie, Chryste —
By serce moje jako Twoje biło,
Miłością Boską, wielką, promienistą,
Tylko dla Ciebie i Ojczyzny żyło.



DO POLSKICH DZIECI!

Chociaż wyście polskie dzieci maluśkie,
To najbardziej swej Ojczyźnie miluśkie,
I z miłością przez Ojczyznę pieszczone,
Bo jej kiedyś upleciecie koronę...

Hej! kochane polskie dzieci, wzrastajcie,
I Ojczyznę swą jedyną, kochajcie,
Hej! wzrastajcie w siłę, męstwo i cnotę,
Przez tę wielką do wolności tęsknotę...



WIELKOPOLSKIE ŻNIWA

Zaszumiały w Wielkopolsce
Złotokrośne łany,
Łzami rosy zapłakały
Na pruskie tyrany...

Zaszumiały, zapłakały
Te polskie zagony,
Z których Polak, dziedzic prawy,
Został wywłaszczony.

Zadzwoniły polskie kosy
Pogrzebowym tonem,
Nad tym łanem, polskim potem
I krwią uznojonym.

Uleciały echa skargi
Rolników w niebiosy,
Nad niwami, co ostatnie
Dały im swe kłosy...

Gdy z weselem ludzkość cała
Zbiera żniwne plony,
Polak w smutku... nad nim sępie
Wywłaszczenia szpony.



KRZYŻAKOM-TYRANOM

W proch się rozsuły przedwieczne tyrany
Rzymscy Neroni, Dyoklecyany,
A tylko pamięć krwawa z nich została...
Dziś tyran krzyżak znów jak oni działa.

Gdy dzikie zwierzę ma swe jamy, nory,
Robocze bydle stajnie i obory,
Krzyżak zakazał ustawami swemi
Polakom stawiać domy na swej ziemi.

Krzyżak zamilknąć kazał polskiej mowie,
Dzieciom modlitwy mówić w polskiem słowie,
A już tyraństwa dosięgnąwszy szczytu,
Biednym Polakom odmawia i bytu.

W ojczystej ziemi, odwiecznej Polakom,
Którą Bóg dał im, jak powietrze ptakom,
Zadrżyj, tyranie okrutny, krzyżaku!
Ten szczyt tyraństwa na biednym Polaku

Pan Bóg ukarze, wnet podniesie dłonie
Wykonać karę, jako na Neronie!
Również, jak ongi tyrany-Rzymianie,
Polak Polakiem w Polsce pozostanie!



KIEDYŻ?

Kiedyż, ach, kiedyż, nadejdą te czasy,
I, że mieszczanin, pan w dworze, chłop w chacie
Złączą swe dłonie, bez względu na klasy,
W uścisk serdeczny i z tem słowem: Bracie!

Kiedyż ta miłość bratnia się roznieci
We wszystkich sercach polskiego narodu,
Iż będziem jako jednej matki dzieci
Z wiosk, fabryki, dworu i z ogrodu.

Jedna Ojczyzna, nasza matka święta,
Jedni wrogowie w życie nasze godzą,
Jedne znosimy niewolnicze pęta;
Czemuż jej dzieci wzajem sobie szkodzą?

Kiedyż, ach, kiedyż, o polski narodzie,
Walka, niezgoda w twem łonie ustanie,
Abyś pracował w miłości i zgodzie,
Na twej Ojczyzny przyszłe zmartwychwstanie!?



JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA!

Jeszcze Polska nie zginęła!
„Chłop potęgą jest i basta“.
W jego łonie życia siła,
Z której wolna przyszłość wzrasta.

Jeszcze Polska nie zginęła!
Miliony żyją kmieci,
Którym polska ziemia miła,
Jako matka dla swych dzieci.

Jeszcze Polska nie zginęła!
Rośnie w siłę plemię Piasta,
Nie zmoże go wrogów siła:
„Chłop potęgą jest i basta!“

Nie zginęła i nie zginie!
Wolny orzeł biały wzleci,
Z milionów piersi spłynie
Hymn wolności polskich kmieci!



JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA!

Jeszcze Polska nie zginęła!
Rośnie duchem, ciałem,
Wnet zasłynie, jak słynęła,
Z wolnym Orłem białym.
Marsz, marsz, narodzie
W wolności pochodzie,
Bóg nam mocy doda
Wstanie Polska młoda!

Jeszcze Polska nie zginęła!
Polska matka żyje,
A z jej łona życia siła
Nieśmiertelna bije.
Marsz, marsz, matrony,
Dzieci miliony
Chowajcie miłośnie —
Niech Ojczyzna rośnie.

Jeszcze Polska nie zginęła!
Budzą się żołnierze,
Co ich ciemna noc zaśpiła
„Jadwigi rycerze“.

Marsz, marsz, legiony,
Szare miliony,
Rycerze siermiężni,
Wolni, wszechpotężni!

Jeszcze Polska nie zginęła!
Polska szlachta żyje,
W niej odwieczna męstwa siła
Gromem w sercach bije!
Marsz, marsz, wraz z ludem!
Wspólnej pracy cudem
Wstanie Polska młoda,
W niej wolność, swoboda!

Jeszcze Polska nie zginęła!
Żyje Bóg nad nami,
I Królowa Częstochowska
Z nami Polakami!
Marsz, marsz, wytrwale,
Ku wolności chwale,
Z żywą w piersi wiarą,
Siermięga z czamarą!...

Jeszcze Polska nie zginęła!
Od przemocy wroga;
Żyje duchem, jako żyła,
W nas Ojczyzna droga.
Marsz, marsz, narodzie,
W miłości i zgodzie,
Pierś z piersią, dłoń z dłonią,
Za Orłem z Pogonią!


Jeszcze Polska nie zginęła!
Póki krew w nas tętnie,
Która z serca by płynęła,
Za Ojczyznę chętnie!
Marsz, marsz, narodzie,
W wolności pochodzie,
Bóg da siłę, męstwo,
Na wrogów zwycięstwo!



PAMIĘCI TYCH, CO PRZESZLI

MARYI KONOPNICKIEJ

Opłakujcie, polskie łany,
Góry, rzeki i limany,
Sine bory, ptacy leśni
Skon królowej polskiej pieśni.

Zapłakajcie, złote zorze,
I ty, jasne słonko Boże,
Błonia, gronia, łąk kobierce,
Już przestało bić Jej serce.

Płaczcie wszystkie polskie strony,
Ludu polski uciśniony,
Zgasła wielka twa patronka,
Co pragnęła dla cię słonka...

Łkaj, fujarko, ty z wierzbiny,
Jak po matce, płacz dzieciny,
Załkaj, piosnko ty ludowa,
Już zamilkła twa królowa...


Zgasła Ona — słonko lasze,
Co złociło strzechy nasze...
Ponad wioski ich zagony,
„Latała, jak ptak zraniony...“

Kto was teraz piosnką wspomni,
Wy sieroty i bezdomni,
Wy najmity i tułacze,
Kto piosnką z wami zapłacze?

Jej dusza już w jasne zorze —
Uleciała w niebo Boże,
Lecz jej piosnki pozostały,
By nad Polską ziemią łkały...



ZAPŁACZ O LUDU!
(Ś. p. ks. S. Stojałowskiemu).

Zapłacz, o ludu! twój Ojciec już w grobie,
Co cię z duchowej pańszczyzny odrodził;
Całe swe życie żył dla ciebie, w tobie,
Po łzawych szlakach życia twego chodził.

Zapłacz, o ludu! twojego kapłana,
Co żywem słowem, pijąc czarę trudu,
Pierwszy w twe wioski idąc śladem Pana,
Wyrzekł te słowa: „Żal mi tego ludu!“

Zapłacz o ludu! twojego hetmana,
Co między tłumu miliony szare,
Jak grom przez chmury, szedł od dni swych rana,
Jak Chrystus życie oddał na ofiarę...

Zapłacz, o ludu! twego apostoła,
Co jak męczennik w ciernia aureoli
Szedł, budząc ciebie, przez uśpione sioła,
Aż dojrzał, jak kłos, bólem, co lud boli...


On pierwszy wskazał nam przyszłości zorze,
Ruch, życie zbudził, a te jasne kręgi,
Płyną na jasne wyzwolenia zorze,
Pełne nadziei, wolności, potęgi...

Zapłacz na jego mogile cmentarnej
Która popioły jego zimne kryje.
Niech wśród nas żyje w pieśni legendarnej,
A w sercach ludu niech duch jego żyje!



MOJEJ MATCE

I.

Wierszyk, Matko, Tobie piszę,
Polewam go łzami.
W zagrobową śmierci ciszę,
Mknę z jego strofami.

Wierszyk, Matko, Tobie tworzę,
Łzy na niego ronię,
W trumnę ci go, Matko, włożę
Na Twem zimnem łonie.

Pogrzebowe dzwony biją,
Otwarta mogiła,
W której ziemią Cię pokryją,
Matko moja miła.

Niesiemy Cię, Matko miła,
Twoje dzieci sami,
Gdzie Cię czeka grób mogiła,
Rosząc drogę łzami.


Grabarz sypie ziemi grudy
Na trumnę z łoskotem...
Zakończyłaś ziemskie trudy,
Śmierci zimnym potem...

Zamknęła się już mogiła
Aż do dnia „Onego“,
W którym mię Ty znów przygarniesz
Do łona żywego...

Spij, Matulu, ciałem w grobie,
A duszą żyj w niebie,
Nie zapomnę ja o Tobie,
Odwiedzając Ciebie.

Będą skrapiać Twoje dzieci
Grób, mogiłę łzami,
Aż zaruni się, okwieci
Darnią i kwiatami.

Wtedy „Jantuś“ Twój przy Tobie,
Tuż około Ciebie
Spocznie ciałem w zimnym grobie,
Duszą znajdzie w niebie.



II.

Tobie, Matko moja w grobie,
Śpiewam moje piosnki łzawe,
Na mogiły Twej murawę,
Tobie ronię łzy w żałobie.

Moje pieśni to są Twoje,
Tyś mi w duszę je wśpiewała,
Gdyś mię do snu kołysała,
Zdrój z swej piersi sącząc w moje..

Tobie, matko moja, w grobie,
Śpiewam łzawe kołysanki,
Te, coś Ty mi w dni mych ranki,
Łkała piersią, co dziś w grobie.



III.

Śniła mi się, śniła,
Matusieńka miła,
Co już leży w grobie...
Przyszła do mej chaty
Jak przed dwoma laty,
Kiedy jeszcze żyła,
I usiadła sobie...

I patrzy i wzdycha,
Mówi do mnie z cicha,
Jak się masz me dziecię?
Czemu mię nie witasz,
O zdrowie nie pytasz...
Czy mię już nie kochasz
Na tym drugim świecie?

Z miłością dziecięcia
Padłem w Jej objęcia:
— Matulu kochana!
Śniła mi się śniła,
Bo ona nie była,
Tylko zimna ściana,
Co mię przebudziła...



IV.

Raz idę, patrzę się
I przecieram oczy,
Przedemną babula
Jak moja matula
Dróżyną na Bugaj
Powoluśku kroczy.

Tak samo ubrana
W chuścinie pasuli,
Ta sama spódnica,
Takusieńkie lica,
Kiedy się obejrzy...
Jak mojej matuli.

Więc kroku przyspieszam
Wśród dziwnych uczuci,
Patrzę — to złudzenie!
Jej lica, odzienie.
Hej, z grobu Matula
Na Bugaj nie wróci!...



V.

Powróciły jaskółeczki,
Kochane,
Do mej chatki, do gniazdeczka,
Na ścianę.
Szczebiocą mi nad okienkiem
Radośnie,
O miłości, o kochaniu,
O wiośnie.
Powróciły moje lube
Ptaszyny,
Choć rankami nieraz jeszcze
Mróz siny...
To one się do mej chatki
Spieszyły,
Do gniazdeczka swej ojczyzny,
Co siły...
Powróciły, ja je witam
Rachuję,
Czy są wszystkie; jednej mi z nich
Brakuje...
Utonęło biedne ptaszę,
Mój Boże!
Do ojczyzny spiesząc do swej,
Przez morze...

Powróciły jaskółeczki
Kochanie,
Do mej chatki, do gniazdeczka
Na ścianie.
I gromadka, co się stało?
Dziwuje,
Że tu mojej matusienki
Brakuje...



MOJEJ ŻONIE

Pierwszy całus miłosny na dziewiczem ciele
Złożyłem na twych ustach koralu, kochanko,
Pierwszych uczuć kochania tyś była kapłanką,
Pierwszym uścisk wzajemny miał od cię, aniele.

Pierwszą boleść w mej piersi odczułem serdeczną,
Gdym zobaczył o rękę twą moich rywali.
Krążących koło ciebie, by mi cię porwali,
A mnie z tobą skazali na rozłąkę wieczną.

Pierwszą w życiu przysięgę złożyłem przed tobą,
Że cię kocham nad życie, do grobowej truny,

Że ty mi jesteś w świecie jedyną osobą.
Pierwszym dźwiękiem zagrały mojej lutni struny

O Tobie, stawiąc pieszcząc rymową ozdobą,
Pierwszy raz nas rozłączą grobowe całuny...



DO WIOSKI RODZINNEJ

Czemżeś mię ty, wiosko moja,
Tak rozkochała dla siebie
Jak matka syna,
Jak ta kochana dziewoja,
Że mi żyć, ni śnić bez ciebie,
Wiosko jedyna?!

Czemu, wiosko ma rodzinna,
Gdym odchodził w świat szeroki
Za twe granice,
Jak za matką swą dziecina
Czułem w sercu żal głęboki,
Smutek, tęsknicę?!

Czemu obce miasta, kraje,
Ich wspaniałość i dostatki,

Cuda i dziwy
Nie cieszyły serce moje,
Co rodzinnej pragło chatki,
Ojczystej niwy?

Boś ty, wiosko, ma piastunka,
Mnie powiła, wypieściła,
Twojego syna...
Bliskoś nieba, Boga, słonka,
Twoje chatki rozgościła,
Wiosko jedyna!



Wiosko droga,
Ukochana,
Rekąś Boga
Malowana.

Na twe lasy,
Łąki, łany —
Z rajskiej krasy
Bóg wziął plany.

Dzień malował
Słonkiem złotem,
Noc haftował
Gwiazd namiotem.

Na wieczory,
Ranki jasne,
Dał kolory
Zorzy krasne.

Dla przeczystych
Wód, potoków.
Wziął srebrzystych
Farb z obłoków.


Wszystko co miał
Tem malował,
W raju, w niebie,
Wiosko, ciebie!

Tu pogody
Jasne słońcem —
I swobody
Szczęściem tchnące.

Tu szeroko
Wiejską ciszą,
Przegłęboko
Piersi dyszą!

Kiedy człowiek
Słonko spije.
W biedzie żyje,
Łzy mu z powiek

Wietrzyk zwieje
Z czoła troski,
Znów się śmieje
Szczęściem wioski.



W złotej zorzy
Ranek hoży
Nad wioską zawitał
Wioskę śpiącą,
Z snu wstającą,
Całusem powitał.

Całus złoty
Na opłoty
Na chaty drzemiące,
Kładzie ranek
Jak kochanek
Na swej kochającej.

W nieboskłonie
Słonko płonie,
Sieje złote strzały,
Ptasząt chóry
Hymn natury
Śpiewają wspaniały.

Nad chatami
Kominami
Dym wprost w niebo zmierza,

Jak z ofiary
Dawnej wiary,
Od Abla pasterza.

Dzwonią kosy,
Błyszczą rosy
Na zielonej łące,
Tam w dolinie
Granie płynie
Ligawki tęskniące.

Nad potokiem,
Co pod bokiem
Wioski wstęgą płynie,
Wodę biorą,
Myją, piorą,
Dziewki, gospodynie.

Lud z kosami,
Narzędziami,
Ciągnie jak do boju...
Dróżynami
I miedzami
Do dziennego znoju.



WIOSNA I JESIEŃ

CZARODZIEJSKI, CUDNY MAJ.

Czarodziejski, cudny maj,
Wszech natury życiem dyszy,
Dusza, serce, rozkosz, raj,
Chłonie, czuje, widzi, słyszy.

Czarodziejski, cudny maj,
Pełen życia, kwiecia woni,
W dzień i w nocy kiedy gaj
Słowiczemi pieśni dzwoni.

Czarodziejski, cudny maj,
Ukochaniem w sercu płynie!
Słodkie dziewczę, buzi daj,
Póki maj nam nie przeminie.


Czarodziejski, cudny maj,
Kwiaty ściele nam pod stopy!
Chodźmy, dziewczę, rączki daj,
Zrywać kwiatów życia snopy.

Czarodziejski, cudny maj,
W przemistycznych marzeń roje,
W zakochanych idąc kraj
Zroskoszujmy życie swoje.

Czarodziejski, cudny maj,
Zieleń, kwiaty, wonie, granie...
Serduszko mi dziewczę daj,
A ja ci dam swoje za nie.

Czarodziejski, cudny maj,
Kto nie kocha żyć mu szkoda,
Lecz kto kocha, temu raj,
W grudniu kwitnie dusza młoda...



HEJ, WIOSNO!

Hej, wiosno! Powróciłaś, czarowna królewno!...
Ale to już nie taka, jaka byłaś przed laty!...
Nie mówisz mi do duszy, tak anielsko-śpiewno,
Nie tak wonne, czarowne, łudzące twe kwiaty...

Hej, wiosno, ty królewno jasna, złotokłosa!...
Już na twoje zielono-złociste kobierce
Z moich oczu się sączy łez milczących rosa...
Twe uśmiechy dla innych, nie dla cię me serce...

Hej, wiosno, tyś już nie ta, co byłaś przed laty,
Już nie ta jest twa cudność, nie ta miłość w tobie,
Kiedy jeszcze raz przyjdziesz, może twoje kwiaty
Okwiecą mię, okryją darnią w zimnym grobie...


Hej, wiosno, nie ujrzę ja wtedy twego słonka,
Ani śpiewu skowronka twego nie usłyszę,
Chyba że się Magdusia na mój grób zabłąka.
Usłyszę ja jej kroki, w zagrobową ciszę...



HEJ! WIOSNO!

Hej, wiosno życia mego, powiędły twe kwiaty!
Wiatr jesienny już w suche łodygi szeleści,
Już czar ich tysiącbarwny mych oczu nie pieści,
Smutne patrzą na biało-sine szronu szaty...

Wiatr jesienny już w suche łodygi szeleści,
Zamiast pieśni słowiczych kraczą stada wronie,
Dziwny smętek bezkreślny w duszy mojej łonie,
Za wiosną co minęła, jak echo bez wieści...

Zamiast pieśni słowiczych kraczą stada wronie,
Z niebiosów śniegu płatki padają na ziemię,
Ciałem, duchem żyjący, jak snem śmierci drzymie,
I ciemność zagrobowa w duszy mojej łonie...


Z niebiosów śniegu płatki padają na ziemię,
Wichura z nich formuje śnieżyste mogiły,
Na dni życia mej wiosny, co się już przeżyły..
A reszta życia idzie w zagrobową ziemię...

Wichura już formuje śnieżyste mogiły,
Boże daj mi gdy spocznę w ojczystym kurhanie,
Aby Ojczyzna moja i moje kochanie
Przez całą mi się wieczność, jak w dni wiosny śniły...



W JESIENI.

Smutno, ponuro, zimno na świecie,
Wiatr opadłymi liściami miecie,
W słotnej wichurze coś jakby płacze...
Precz odlatują ptaki tułacze...

Smutno na świecie, tęskno na świecie,
Powiędły zioła trawy i kwiecie,
A od zarania aż do zarania
Szara mgła smutkiem ziemię osłania.

Ranne, wieczorne pogasły zorze,
Smutno, mój Boże, tęskno, mój Boże!
Do dni wiosennych duch wzdycha skrycie,
Smutny, jak smutne nad grobem życie.



JESIEŃ.

Jesień, jesień, smętna, chłodna,
Już ten siwy szron się ścieli,
Dusza życia, wiosny głodna,
Mogiła tuż w śnieżnej bieli.

Jesień, jesień, w mgły spowita,
We mgłach płynie ptak tułaczy...
Tam, gdzie wiosna młoda świta,
Smutno skrzypi pług oraczy.

Jesień, jesień, smętna, chłodna,
Lodowemi łzami płacze,
Za tą wiosną co w kwiat płodna
Serce tęsknie mi kołacze.

Przejdzie jesień, przejdzie zima,
Znowu wiosna zajaśnieje,
Lecz choć starzec ją przetrzyma,
Czy mu wiosna pierś rozgrzeje?

Nie rozgrzeje, nie rozgrzeje,
Gdy w niej żaru, czaru wiosny

Nie rozgrzeje życia dzieje
Po których i skon radosny...

Jednym wiosna, drugim lato,
Trzecim jesień, czwartym zima,
Ale wszyscy żyjmy na to,
Że cel życia końca niema...



Smutną jesień mgły posępne,
W biały całun okutały,
Wronie stada niedostępne
Kraczą w polach przez dzień cały.

Tu i ówdzie jeszcze z roli
Resztę płodów wieśniak zbiera —
Smutniej w duszy — serce boli,
Matka ziemia obumiera...

Czasem słonko się zawdzięczy
I posępne mgły rozprószy,
Weselisko gdzieś zabrzęczy,
Smutno jednak jakoś w duszy.

Życie zbiegło jak godzina,
Choć się w wiosnę życia siało,
Nadchodzą zbiorów termina,
A owoców pracy mało.


Czyż piosenki moje biedne,
Kiedy serce mi zastygnie,
Będą czynem?... same jedne...
Dla Ojczyzny mej za dźwignie?



ŻEBYŚCIE WY, BRACIA MOI, WIEDZIELI...

Żebyście wy, Bracia moi,
Wiedzieli,
Jak się moja dusza, serce
Weseli,
Gdy się do was piosenkami
Odzywa,
Jak się z piersi moje serce
Wyrywa?

Jakbym ja miał orle skrzydła
Sążniste,
Odwiedziałbym wszystkie chaty
Ojczyste.
Śpiewałbym wam, jak się mamy
Miłować,
Dla Ojczyzny ukochanej
Pracować.


Lecz ja nie mam orlich skrzydeł
Do lotu,
Mam pierś bratnią uznojoną
Od potu, —
W której piosnka skrzydełkami
Łopota...
Bo ją do was ciągnie lecieć
Tęsknota...



Mam ci ja serce takie gorące,
Żebym nim ogrzał piersi tysiące,
Co dla Ojczyzny ostygły lodem.

Jest ci ja duszą taki bogaty,
Całą Ojczyznę ubrałbym w kwiaty,
Co mi w niej kwitną stubarwnym płodem.

Mam ci ja dłonie zgrubiałe, twarde,
Jak Samson silne, a w boju harde,
Zdolne Ojczyznę „żywić i bronić...“

Mam ja fujarkę, taką grającą,
Na której grywam Braci tysiącom,
Ażeby lepszą dolę wydzwonić.



Pragnę ja, pragnę,
Jak pszczółka na miody,
By nasze wioski,
Wieśniacze zagrody,
Miłośnie, zgodnie
Splotły ogniwa,
Idąc do pracy
Ojczystego żniwa...

Pragnę ja, pragnę,
Jako kwiaty słonka,
Gdy wiosną budzi
Ze snu śpiew skowronka,
By serca, dusze
Kwitły ludu z chaty,
Jak wiecznie żywe,
Niewiędnące kwiaty...

Pragnę ja, pragnę,
Jako kochankowie,
Wzajem się pragną:
By wielko-ludowie,
Z siermiężnej, Bracie,
Wzrośli w każdej gminie

Byli potężni
W każdej pracy, czynie...

Pragnę ja, pragnę,
Jak do matki dziecię
By wszyscy nasi
Polskich ziemi kmiecie
Szli z wyzwolenia
Jasne, złote zorze,
Jak jedno żywe
Milionów morze...



Z ROZMYŚLAN

O PÓŁNOCY.

Północna cisza, a ja przy stole;
Siedzę samotny z dumą na czole;
Ciało się skłania w senną mitręgę,
Dusza otwarła przeszłości księgę.

Czyta w niej przeszłe życia koleje,
Złudne marzenia, sny i nadzieje,
Co życie przeszłe mi wypełniły
I zmarnowały młodzieńcze siły...

Hej, wieku młody, mój przebogaty
We sny tęczowe i marzeń kwiaty,
Czemużeś zmarnił młodych lat tyle,
Na zwiędłe kwiaty, marzeń motyle!?

Sny i marzenia, co złudy żniczem
Gorzały w sercu, czem są dziś? Niczem...

Zostały po nich popioły-głogi,
Na resztę mojej życiowej drogi...

Północna cisza; noc, jak grób ciemny;
W tej nocnej ciszy, mój zegar ścienny,
Marowem tępem — tak... tak... uderza,
Sekundy reszty życia odmierza...

∗                    ∗

Hej, już się młodość nigdy nie wróci,
Przeszłość wciąż rośnie, przyszłość się króci,
Duch pragnie życia, lecz ciało senne...
Północ... gdzieście dni wiosny promienne!?

Hej, młoda siostro, młody mój bracie,
Co wiosny życia kwiaty zrywacie,
W złote sny złudne, mary nie wierzcie...
„W czynów stal“ młodem życiem uderzcie!



ŁZY I ŁZY.

Kiedy młodość płacze łzami,
Łzy te płyną, jak deszcze maju,
Za kwiatami, marzeniami,
Za wyśnionem szczęściem raju.

Kiedy młodość płacze łzami,
To rosa na kwiatach w pąku,
Która lśni dyamentami,
Wysycha w nadziei słonku.

Lecz gdy starość płacze łzami,
Łzy te płyną lodu gradem;
Nad dojrzałemi łanami,
Ból palący za ich śladem...

Kiedy starość płacze łzami,
Nadzieja łez nie osuszy...
Łzy te spływają zmarszczkami,
Z źródła bólu w sercu, duszy...



OBRAZKI.

GADU GADU, BAJU BAJU.

Bywa nieraz, dziadek gwarzą,
Gdy wspomnienia ich rozmarzą,
Gadu — gadu — baju — baju —
Jak to było dawniej w kraju.
Straszne zimy i zawieje,
Czarownice i złodzieje,
Jak pańszczyzna gniotła srodze,
Wilka spotkał bądź gdzie w drodze.
— Raz z jarmarku szedłem dzieci,
Ciemno w nocy, w tem wilk świeci
Tuż przedemną ślepiskami,
Klapie na mnie zębiskami.
Jezus! Józef! i Maryjo!
Niosłem kukieł na „wiliją“,
Gdy wilczysko pysk rozdziawił,
Ja się prędziusieńko sprawił;
„Siup“, kukiełką w gardziel wilka.

No widzicie — jedna chwilka.
I od śmiercim się wybawił,
Bo wilczysko się zadławił,
I udusił kukłą w pysku.
Przyszło na koniec wilczysku!
Bym kukiełki mu nie zadał,
Byłby mię był wilk ześniadał,
Nie zostawił Boże drogi,
Tylko po cholewy nogi.



WOJTEK URLOPNIK.

Wrócił do wioski Wojtek od landwery,
Przyniósł cesarsko-niemieckie maniery.
Dwa roki on się przy landwerze męczył,
I już się biedak całkowicie zniemczył,
Polskiej swej mowy nie pamięta wiele,
Do Kaśki mówi: — Majne libe frele!
Do ojca „fater“ z niemiecka „śprechuje“,
Nawet mu „forweć“ bajgien obiecuje.
Do matki mówi: — Ty ferśtanden muter,
Bite na menasz, flaiś, śnaps und der buter!
Kolegom mówi — bledes trynkbehery....
Ich kajser hocheit, sołdat od landwery!
Krrrucyf... nohamal, cum taifel, rekruty,
Zi bledes polniś, ich bin dajć kłaputy!
Taki ten Wojtek. — U was, w okolicy
Czy też przychodzą tacy urlopnicy?

∗                    ∗

Oj Wojtku, Wojtku, głupi, Wojtkowaty,
Bym był twym ojcem, wsypałbym ci baty,
Żebym ci rozum napędził do głowy,
Byś nie paskudził twojej polskiej mowy!



JAK WAWRZYN UPROSIŁ PANA
JEZUSA O MIĘSO NA ŚWIĘTA.

Stary Wawrzyn po wieczerzy
Rozebrawszy się z odzieży,
Legł na łóżku, fajkę doi,
I tak myśli w głowie swojej.

Chwała Panu Jezusowi,
Kończą się postne żałości,
Już się zcnęło człowiekowi,
Wnet ogryzę coś od kości.

Michałowej chora krowa,
Masarze je za nią stówkę
Dawali jak była zdrowa,
Miała by była gotówkę!

Baba krowy nie sprzedała,
Mleka potrzeb dzieciom była,
Ej, żeby ją też dobiła,
Tanie mięso wieś by miała!


Niech ją ta Pan Jezus skarze,
Ze to babsko krowy dorżnie —
Tak Wawrzyn życząc Barbarze,
Wzdychał głęboko, pobożnie...

Ja bym jej sam z życzliwości,
Krowę dobił i obłupił,
Na święta przy sposobności,
Za bądź co pół zadka kupił.

Tak to Wawrzyn myślał grzesznie,
Tak życzył biednej kobiecie,
Sąsiadce, a potem we śnie
Śnił, że łupił już dobicie.

Kiedy tak śni w nocnej porze,
Rumor, hurkot, ryk bydlęcy
Powstał w Wawrzyna oborze,
Wzmagając się coraz więcej!

Zerwał się z snu, a z nim razem
Wawrzynowa służba, dzieci,
Wziął świeczkę co przed obrazem
Świeci i do stajni leci.

Jeden z Wawrzynowych koni
Zerwał nową uździenicę,
Po oborze wierzga, goni,
Między krowy, jałowice.

— Ażeby cię piorun trzasnął!
Klnie Wawrzyn i konia ćwiczy,

A koń zadem jak nie prasnął!
Złamał nogę jałowicy.

Wdowie krowa ozdrowiała,
U Wawrzyna na święcenie
Cała wioska mięso brała —
Spełnił Bóg jego życzenie.



STAŚ.

Staś miał roczek, już miał dąsy,
Ojciec bawił, darł mu wąsy,
A ojciec się cieszył z tego,
Że ma Stasia tak mocnego.

Zdarł sukienkę w strzępy, dzióry,
Płacze, niepewny swej skóry,
Mama cieszy go i bawi,
Że nową piękniejszą mu sprawi.

Stasio rozbił fajkę taty,
Płacze, że dostanie baty.
Mama pieści, cieszy mową,
Tata kupi fajkę nową.

Zepsuł zegar Stasio mały,
Płacze, że dostanie wały.
Rodzice się zlitowali,
I szkodę mu darowali.

Stasio podarł bibileje,
Płacze, że go mama zbije,

Tata pieści, przestań lament,
Kupię ci nowy testament.

Stasio wybił szybę w oknie,
I przed karą we łzach moknie.
Mama pieści go i bawi,
Mówiąc, okniasz szybę wprawi.

Stasio bardzo brzydko skłamał,
Tata rózgę już ułamał,
Ale jego mama miła,
Zawsze Stasia obroniła.

Stasio skradł jajko z pod kury,
Płacze, niepewny swej skóry.
Nie bij matka, rzecze tata,
Staś młody, więc figle płata...

I tak dalej i tak dalej,
Nigdy Stasia nie karali.
I wyrosł na Stanisława,
Ale smutna jego sława!

Dzisiaj Stasio jest łajdakiem,
I próżniakiem i pijakiem.
Tak jest, gdy się zbytnio pieści,
Bierzcie przykład z tej powieści!



BALLADA JAKICH WIELE.

Cemu mie ty Maryś
Nie kochos, nie lubis?
Oj, bedzies płakała,
Jak mnie nie polubis.

Jo jes zuch parobek,
Prościutki jak świcka,
A ty pono wolis
Garbatego Wicka?

Jak Maryś wezmies ślub
Z Wickiem przed ołtarzem,
Za moje kochanie
Poniezus cie skarze!

— Jo Wicka nie kochom,
Bo brzydki, garbaty,
Ojcowie mie kcą dać,
Że bardzo bogaty.

Mnie Maryś nie kochos,
Zem biedny sirota?

— Kochom, do ciebie me
Serce i ochota.

∗                    ∗

Matusia nie dali,
Tatuś zakazali,
I biedną Marysię
Za Wicka wydali...

Przed ślubem, po ślubie
Marysieńka becy,
Co poźry na Wicka,
Na garbate plecy.

Becy Marysieńka,
Za Jasinkiem wzdycha,
Jak kwiatek złamany
Więdnieje, usycha,..

Dzwonią dzwony, dzwonią,
Niosą trumnę z chaty,
Sprawił ci jej Wicek
Pogrzeb przebogaty!...

Dzwonią, dzwonią dzwony,
Śpiewa ksiądz w żałobie,
Płacze Jasiek, płacze,
Na Marysi grobie.



STARY I NOWY ROK.

STARY ROK.

Stary rok leży
Śmiertelnie chory,
Nie pomogą mu
Żadne doktory,
Żadne mikstury,
Maści i leki,
Choćby zjadł wszystkie
Świata apteki!
Przy schyłku życia
Ostatniej doby,
Zeszły się w niego
Wszystkie choroby.
Ma zapalenia
Kilka gatunków,
Reumatyczne
Łamanie członków,
Galopujące,
Groźne suchoty,
Podagra, astma,
Poty, wymioty.

Tyfus plamisty,
Febra, cholera,
Różne katary
I etcetera,
Stokilkadziesiąt
Różnych chorości,
Które go dręczą
W schyłku starości.
Przy jego łożu,
Wdzięcznej urody,
Leży w kolebce
Nowy Rok młody.
Stary, gdy koniec
Już blizki czuje,
Taki testament
Mu przekazuje:
„Jeszcze się żaden
Rok nie urodził,
Coby był wszystkim
Ludziom dogodził,
Chociażbyś zrobił
Dziadów hrabiami,
A wyposażył
Hrabiów torbami,
Podzielił wszystko
Jak chce Daszyński,
Zrobił byś głupstwo
I nieład świński.
Byś organistom
Dał plebanije,
Księżom organy
I harmonije,

A zakonnikom
Celibat zmienił,
Nic byś na lepsze
Tem nie przemienił.
Choćbyś chciał wszystkich
Chorych uleczyć,
Będą ci zdrowi,
Kląć i złorzeczyć...
Choćbyś dał ludziom
Tak dobre czasy,
Żeby grodzili
Płoty z kiełbasy,
I toby jeszcze
Na nic się zdało,
Ludziom by było
Źle i za mało...
A więc testament
I dobrą radę
Weźmi odemnie;
Idź moim śladem,
Rób jak się tobie
Podoba, zdaje.
Jednemu gęś daj,
Drugiemu jaje.
Jednemu miliard,
A zaś helera
Daj dla tysięcy...
I etcetera.
Tak samo jak ja
Rządzić się musisz,
Jednych urodzisz,
Drugich zadusisz.

Mądry niech łupi
Skórę z głupiego,
Doktor korzysta
Znowu z chorego.
A ksiądz jegomość
I organista
Niechaj korzysta...
Krótko mówiący,
Daj takie czasy,
Jakie w narodzie
Stronnictwa klasy,
Jakie starania,
Praca i wiara,
Jaka wytrwałość,
Jak się kto stara.
Czasem rozporządź
I losem ślepym,
Jednym ananas,
Drugiem dwie rzeczy.
Jednym daj liczby,
A drugim zera...
Już się wieczności
Brama otwiera,
Kończe już, idę
Na Boże sądy,
Tobie oddaję
Nad światem rządy!



NOWE LATO.

Nowe lato, Nowy Rok!
Sylwestrowa rodzi noc,
Wstawał Bracie, otwórz wzrok,
Zbudź uśpioną w tobie moc!...

Nowe lato, Nowy Rok!
Z mroków nocy świta dzień,
Staw w nim pewny w przyszłość krok,
Pełen nowych życia drgień.

Nowe lato, Nowy Rok!
Idź wśród takich życia dróg,
Któremi by szedł twój krok,
Gdzie Ojczyzna, Wiara, Bóg.

Nowe lato, Nowy Rok!
Pośród jego gromów, burz,
Idź z nadzieją, śląc twój wzrok,
Gdzie świtanie jasnych zórz...

Nowe lato, Nowy Rok!
Porzuć brzemię starych wad,

U starego roku zwłok,
Niech zaginie po nich ślad!...

Nowe lato, Nowy Rok!
Rzucaj bujnych czynów siew...
A na przyszły Nowy Rok,
Będzie ziarno zamiast plew!...



ŚWIĘTA.

NOC BOŻEGO NARODZENIA.

Noc... wtem otwarły się nieba gwiaździste...
Pod lazurowem niebiosów sklepieniem,
Gwiazd miliardem haftowanem złotem,
Ziemia snem twardem, owładnięta dyszy.

Noc... ludzkość ziemi śpiąca snem znużenia,
Co w śnie i jawie patrzyła w niebiosy...
Na ziemskie niwy, łaknąc niebios rosy,
Przez tysiąc lecie czekała zbawienia.

Noc... wtem otwarły się nieba gwiaździste...
Chóry aniołów odkupienia dzieło
Głoszą: „Gloria in excelsis Deo“!
Bóg się narodził z Panienki Przeczystej!

O, święta nocy! twa niebieska zorza,
Gwiazda promienna, co wiodła trzech króli,

Do Syna Boga i Jego Matuli,
Oświeć nam ciemne życiowe rozdroża...

O, święta nocy! w Boże Narodzenie,
Światło niebiańskie niech na ludność spłynie,
Jak na pasterzy w Betleem krainie,
Gwiazdy trzech króli rzuć na lud promienie!

Niech lud twój polski, zbudzony tą zorzą,
W gwiazdę trzech króli patrząc zachwycony,
Idzie w jasności Bożej odrodzony...
Żadne Herody... ziemskie go nie zmożą!



HOŁD PASTERZY.

O Boskie Dziecię,
Niebiański kwiecie,
Twoje pastuszki
Ubogie służki,
Pierwsi Cię na ziemi witamy!
A żeś ubogi,
Jezu nasz drogi,
Ze serc ofiary,
Ubogie dary
Pierwsi niż króle, składamy...

Jezu, Twe Bóstwo,
Nasze ubóstwo,
Tak ukochało,
Że zapłakało
Na całej ziemi, z ubogiemi...
W nedzyś się zrodził,
Byś nam osłodził,
Byt nasz ostatni,
Stał się nam bratni....
Złączył łzy Boskie z naszemi...


O, niepojęty!
Między bydlęty
Leżący w żłobie,
W ludzkiej osobie,
Stwórco nasz, królu, Panie, Boże!
My, twoje służki,
Proste pastuszki,
Prosim biedacy,
Błogosław pracy,
I trzodom naszym na ugorze.



LULAJŻE JEZUNIU.

Lulaj Dziecineczko,
Jezu maleńki.
Uśpiony piosneczką,
Twojej Mateńki.

Zamknijże oczęta,
Boże pacholę,
Na ziemskich padołów,
Łzawą niedolę...

Zamknijże płaczące
Boskie usteczka;
Łezki Ci gorące
Otrze Mateczka.

Bo w ciele Dzieciątka
Boskie istnienie,
Za wątłe... ludzkości,
Zjednać zbawienie...

Uśpijże serduszko,
Pełne miłości.

Pragnące zbawienia
Całej ludzkości.

Bo jeszcze daleko,
Synaczku Boży,
Że się dla ludzkości
Całej otworzy...

Na ziemską niedolę,
Zamknij Twe uszko,
Bo by Ci od żalu
Pękło serduszko...

A gdy Cię Matula
Do snu ulula,
Wyrośniesz w cierniowej,
Koronie na Króla...!



GLORYA!

Glorya!
Marya,
Przeczysta
Dziewica,
Zrodziła,
Powiła,
Niebiosów
Dziedzica.

Anieli
Weseli,
Zwiastują
Dziecinę,
Pasterze
W ofierze
Niosą Jej
Daninę.

Czem chata,
Bogata,
Składają
Z ochotą.

Swe dusze
Pastusze
Z serdeczną
Prostotą.

Śpiewają,
I grają,
W fujarki
Skrzypeczki,
Dzieciątku,
Bożątku,
Wesołe
Piosneczki.

Więc społem
Okołem
Z pastuszki
Onemi,
Śpiewajmy
Hołd dajmy,
Sercami
Czystemi.



ZAWISŁ NA KRZYŻU.

Zawisł na krzyżu, Bóg w okrutnej męce,
Morderców serca kamienno-zwierzęce —
Męczarnia Jego cieszy...
Zawisł na krzyżu — Król w ciernia koronie,
Ból, Boska miłość, gorze w Jego łonie,
Dla swych morderców rzeszy...

Zawisł na krzyżu, rozciągnął ramiona,
Pragnie, by ludzkość przyciągnąć do łona,
Raj jej dać ziemski... i niebiosa.
Zawisł na krzyżu — Król w ciernia koronie,
We krwi szkarłacie na krzyżowym tronie,
By zbawić... ludzkość — Barabasza...




CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ

Runęły straże, rażone piorunem
Boskiej potęgi, majestatu chwały,
A nad otwartym śmierci, grobu łonem,
Siadł złotoskrzydły anioł życia biały.

Zadrżały serca morderców kamienne
I bogobójstwem poplamione ręce,
Słońce z swym Stwórcą powstało promienne,
Co smutkiem ciemne płakało przy męce...

Zagrała ludzkość hymnem zmartwychwstania,
Że powstał z grobu Bóg-człowiek miłości,
Który przez mękę swą ukrzyżowania
I śmierć tchnął życie w grobowe ciemności...

Gdy przyjdzie „on dzień“... otworzą swe łona
Martwe grobowce, snem śmierci drzemiące,
Powstaną prochy, duchem pałające,
Życia ich wieczność będzie nieskończona...

∗                    ∗

Czcząc Twoje, Chryste, z grobu zmartwychwstanie,
„Przed Twe ołtarze zanosim błaganie“,
Oto Ojczyzna nasza droga, święta,
Na trzech męczeńskich krzyżach rozciągnięta,

W pętach niewoli, przez wrogów shańbiona,
Duszę jej polską wróg wydziera z łona!...
...Zlituj się Boże nad Ojczyzny męką,
Wróć wolność Boską Zmartwychwstania ręką!




W MAJU.

W złocistej zorzy, w majowym ranku,
Zeszła na ziemię postać Maryi.
W śnieżystej szacie, na głowie w wianku
Z wonnych, przeczyście białych lilii.

Po szmaragdowych kobiercach płynie,
Pod jej stopkami, ścielą się kwiaty,
Świętej Panience, niech Monarchowie.
Całują rąbek śnieżystej szaty.

Cała przyroda, co żyje, rośnie,
Na ziemi wodach i atmosferze
Na cześć Maryi śpiewa miłośnie,
Hołd antyfonny, niesie w ofierze.

Ojczyzna nasza ze czci Maryi,
Królowej swojej, od wieków słynie,
Gdy maj zawita, w kwiatów gloryi,
Cała się zmienia, w Jej czci świątynie.

Przed Jej ołtarze, polne figury,
Polnemi kwiaty przyozdobione,

Wieczorną ciszą brzmią ludu chóry,
Ave Marya! „Pod Twą obronę“.

O, Pani, Pani! O, Pani nasza!
Królowo nasza, w Polskiej koronie,
Błagamy Ciebie, Twa dziatwa lasza,
Zasiada na wolnym Ojczyźnie tronie.

O, Pani, Pani! Nasza królowo!
Proś syna swego, by nam niewoli
Skrócił pokutę — a Jego słowo
Ojczyznę naszą z kajdan wyzwoli.



DROBIAZGI.

WIANEK SIEROTY.

Choćby mi dano trzy miliony
Za mój wianeczek z rutki zielonej,
Nie wezmą mi cię, biednej sierocie,
Wianeczku z ruty, za żadne krocie!

Wianku ruciany biednej sieroty,
Uwił mi ciebie aniołek złoty,
Pobłogosławił Pan Jezus w niebie,
Za nic na świecie nie oddam ciebie!

Wianku ruciany na mojej skroni,
Święta Panienka ciebie obroni,
Biali anieli z Jezusem Panem
Wezmą sierotę w wianku rucianym!

Wianeczku z ruty! W twojej ozdobie
Złożą sierotę w głębokim grobie,
Na mej mogile wiosną i latem
Będziesz mi kwitnął lilii kwiatem...



JEŻELI MASZ DOBRĄ ŻONĘ

Jeżeli masz dobrą żonę,
To ją bracie kochaj, całuj.
Słodkich pieszczot jej nie żałuj,
Ale z miarą! szanuj onę.

Mów jej Kasiu, Marysieńko,
(Jak ją chrzcili tam w kościele)
Nie tylko w święta, niedziele...
Mów tak do niej zawdziusieńko.

Bo są tacy mężulkowie.
Gdy im w pracy ciężko, słabo,
Źli do żony mówią: babo!
To obraza w takim słowie!

Wiedz, że żona to nie święta,
Czasem zbłądzi. Za pokutę
Pogniewał się na minutę,
Płacze?.. zcałuj z łez oczęta,

Gdy gniew w sercu ci rozgorze,
Pochamuj się męża statkiem,

Nie uderzaj ani kwiatkiem
Twojej żony — broń cię Boże!

Miła... słodka... pieścidełko...
Pił z jej ustek słodkie miody,
Chociaż czasem, wśród przygody
Jako pszczółka, ma żądełko...

Gdy ci wtedy w poprzek stanie,
Zbierze cię siódma pasya,
Chociaż twoja jest racya,
Wspomnij sobie ślubowanie!

I kochanie spowszednieje,
Wszak nie zawsze stonko świeci,
Czasem burza w dom przyleci,
Niech z nich miłość się wyleje.

Jeżeli masz dobrą żonę,
Bądźże bracie sprawiedliwy,
Boś bracie bardziej szczęśliwy,
Byś miał królewską koronę!...



OJ, TE STARE BABY!

„Jest to cnota nad cnotami,
Trzymać język za zębami“.
Powtarzajcie to przysłowie
Swoim kobietkom, mężowie,
Wtedy gdy są jeszcze młode,
Ząbki zdobią ich urodę:
Lecz kiedy się zestarzeją
Zęby z gęby się podzieją,
Toć języka nie utrzyma
Za zębami, bo ich niema.
Więc mąż niech się nie dziwuje,
Gdy językiem wciąż pytluje.



NĘDZNICY-NĘDZARZE.

Teraźniejszej ludzkości na ziemskim obszarze
Dwa są główne gatunki:
„Nędznicy-nędzarze“
Nędznicy bez uczucia, bez cienia ludzkości,
Którzy ssą krew nędzarzy i soki z ich kości...
Nędzarze padający od pracy pokotem,
By jednego nędznika ozłocili złotem...



MIŁE LENIA POCZĄTKI!

Miłe lenia początki, lecz koniec żałosny...
Wygrzewał się Jacenty w słońcu podczas wiosny.
Przyszło lato, Jacenty, leżał sobie w cieniu.
Przyszła zima, odmroził ręce, nogi, słuchy,
Przyszła zima, odmroził ręce, nogi, słuchy,
Chcąc zarobić kawałek chleba — chociaż suchy.



DROŻYZNA.

Drożyzna! drożyzna!
Wszyscy narzekają,
I źródła drożyzny,
Na darmo szukają.

Ja nad tą drożyzną
Pół dnia rozmyślałem,
I źródło drożyzny
Tak wywnioskowałem.

Popatrzcie na ludzi,
Ile ich przy pracy?
Toż przeszło połowa
To sami próżniacy!


Więc aby wyżywić,

Każdy mi to przyzna,
Tyle darmozjadów,
Musi być drożyzna!



DO CHŁOPSKICH PIEŚNIARZY.

Hej, Bracia rówieśni
Po pługu i pieśni,
Siermiężni siół polskich bardowie,
Jak ptacy o wiośnie,
Śpiewamy rozgłośnie,
Echo nam serc bratnich odpowie...

Hej, Bracia pieśniarze,
Serdeczni żniwiarze...
Wśród trudu, wśród nocy i znoju
Niech nasza pieśń płynie,
Po polskiej krainie,
Budzi brać, do życia... do boju!



Chociaż my ta nie uczeni,
Nie z kultury i matury,
Jednak nasza piosnka dzwoni,
Jak skowrończa, ponad chmury...

Chociaż my ta są prostacy,
A dłoń czarna i zgrubiała,
Pierś zgorzała znojem pracy,
Lecz w niej piosnka czuła, biała...

Chociaż my ta są prostacy,
Czasem braknie chleba, soli,
Jednak byśmy z naszych braci,
Wzięli na się, co ich boli...

Chociaż my ta Bracie-druhu!
Z antenatów herb, siermięga,
Twardzi w pracy, twardzi w duchu.
I przyszłości w nas potęga...

Choć my tacy, lecz szczęśliwi.
Dumni z naszej, chłopskiej dłoni.
Co Ojczyznę „broni, żywi“.
I piosenkę w świat uroni...



ZAKOŃCZENIE.

Ja jestem dziecię natury,
Jak ten słowik szaro-pióry,
Z którym razem w noc majową,
Śpiewam piosnkę sielankową.

Ja jestem dziecię natury,
Moja dusza nie z kultury.
Mych piosnek kompozytorem,
Wietrzyk co gra, szumiąc borem...

Mem natchnieniem słonko Boże,
Ranne i wieczorne zorze.
Pastuszych fujarek granie,
I Ojczyzny mej kochanie.



ŻYWOT MÓJ.

Ciche łzy,
Łzawe sny.
Blady śmiech...
Biały grzech...
Czasem czar
Złudzeń mar...
Duszy głód...
Praca trud.
Znoju zdrój...
Oto cały
Żywot mój!...



Gdy w wolnych chwilach wezmę skrzypeczki,
Gram sobie na nich różne piosneczki:
Najprzód te dawne, z dni mych zarania,
Z młodzieńczych marzeń, snów i kochania,
Które grywałem tak sielsko-śpiewnie
Mojej Magdusi, serca królewnie...

Potem gram piosnki one tułacze,
W których tęsknota „do swoich“ płacze,
Jak gdym się tułał „za chlebem“ w świecie,
Tęskniąc, jak tęskni za matką dziecię,
Do mej ojczyzny, rodzinnej chatki,
Mojej kochanki, sióstr, braci, matki...

Znów gram radosne, wesołe piosnki,
Jakżem z tułaczki wracał do wioski,
Z pracą rąk moich, srebrem bogaty,
Zawitał w progi rodzinnej chaty,
W otwarte swoich dla mnie ramiona,
I mej kochanki, co tak stęskniona.

I znów piosenki płyną serdeczne
Z mego wesela... skoczne, taneczne,

Które śpiewali moi drużbowie
Mnie i Magdusi z wiankiem na głowie,
Gdy do kościoła przez ślubowanie
Szliśmy się złączyć w wieczne kochanie.

Gdy tak wygrałem przeszłe me życie,
Patrze! mój synek, kochane dziecię
Na dwóch drewienkach, niby w skrzypeczki,
Jak tatuś jego, też gra piosneczki,
Na ten mi widok łzy z oczu płyną,
Bo mych skrzypeczek piosnki nie zginą...

Gdy mi skrzypeczki wypadną z dłoni,
Zamilknie piosnka, co z serca dzwoni,
Tobie, kochane ty dziecię mole,
Zostawię lube skrzypeczki swoje,
Choć mnie wyniosą, między mogiły,
Moje skrzypeczki, wciąż będą żyły...



Z polskiej wam wioski kreślę obrazki:
Zielone łany, słoneczne blaski,
Kwieciste łany, ptasze śpiewanki,
Miesięczne noce, złote poranki.

Jak się wieśniacy znoją przy pracy,
W doli, niedoli żyją prostacy...
Jakie zabawy, piosenki, granie,
Dola, niedola, miłość, kochanie...

Jaka swawola, błędy, ich grzechy,
Jak nieraz płaczą słomiane strzechy,
Złocą się w słonku, jako w chat progi
Zawita czasem szczęście, raj błogi...

Jak silne, w pracy zgrubiałe, dłonie,
Jaki znicz życia tleje im w łonie,
Który gdy w jasny promień rozgorze,
Błysną wolności Ojczyzny zorze.

Z ojczystej niwy, gdzie wioski chaty,
Niosą wam zbożne kłosy i kwiaty,
Osty — kąkole... zebrane w snopek
Jantek z Bugaja — poeta chłopek.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Kucharczyk.