Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Szósta/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Szósta
Rozdział Rozdział III.
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Szósta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

ROZDZIAŁ III.
O zatrudnieniach Świętego Ambrożego.

Jeszczem nie westchnął do ciebie, anim cię prosił, abyś mi przybył w pomoc, bo niespokojny mój umysł, szukaniem prawdy i jéj roztrząsaniem nieustannie był zajęty. A nawet i Ambrożego poważałem jako szczęśliwego człowieka według świata, widząc, że najpotężniejsze ziemskie mocarstwa wielce go szacują; jego bezżeństwo jedynie nader mi się uciążliwém wydawało. Ale jak mocną karmił się nadzieją, jaką walkę wytrzymać musiał przeciw pokusom swéj własnej wielkości, jakiéj w przeciwnościach doznawał pociechy, a w tajemnym głosie, który do niego w głębi serca przemawiał jakiego smaku roskoszy kosztował, gdy chléb słowa twojego rozwagą przeżuwał; anim tego wszystkiego domyślić się, ani doświadczyć mógł; nie wiedział on o moich wrzących niespokojnością uciskach, ni o głębokiéj przepaści mojego niebespieczeństwa, do któréj wpaść miałem. Nie mogłem go zapytać o com chciał i jakom chciał; do tego posłuchania mnie i rozmowy z nim, przeszkadzały mi liczne gromady ludu z ich sprawami, których słabościom on usługiwał. A jeżeli na jaką chwilę od niego odstąpili, wtedy albo ciało swoje potrzebnym pokarmem zasilał, albo umysł czytaniem ukrzepiał.
Kiedy czytał, oczy jego biegły po kartach, a myślą sensu donikał, głos i język jego spoczywał. Gdym niekiedy sam do niego przyszedł; bo każdemu był przystęp dozwolony, i nie było u niego zwyczajem opowiadać przychodnia; tak zawsze zastałem go cicho czytającego, nigdy zaś inaczéj. Usiadłem, a siedząc w długiem milczeniu (któżby ważył się przeszkodzić tak głęboko zamyślonemu), odszedłem domyślając się, że téj krótkiéj przewłoki czasu dla odpoczynku umordowanego swojego umysłu, od gwaru cudzych spraw sobie zostawionéj, obrócić nie chciał do czego innego. Chronił się zapewne głośnego czytania i z tego powodu, by w niektórych ciemnych i trudnych miejscach pisma, od uważnego słuchacza zapytany, nie był spowodowanym do zmarnowania czasu na wyjaśnieniach i dysputach, który dla siebie do odczytania i rozwagi dzieł przedsięwziętych przeznaczył; prócz tego, potrzeba zaoszczędzenia głosu, który taką pracy nawałą bardzo łatwo tępiał, mogła jeszcze być słuszną cichego czytania przyczyną. Jakikolwiek wreszcie był tego zwyczaju powód, dobry zapewne w takim mężu być musiał.
Nie mogłem przeto żadnym sposobem według mojego życzenia zapytać się świętéj wyroczni twojéj w sercu jego umieszczonéj, oprócz jakich krótkich zapytań, na które jedném słowem odpowiadał. Rozmiotanego mojego umysłu nawałności wymagały prawie całego dnia jego odpoczynku, w którymby mogły wylać się przed nim zupełnie, ale go nigdy takim nie znalazły. Nie zaniedbałem więc w każdą niedzielę słuchać jego nauki, w któréj do ludu słowa prawdy jasno wykładał; i coraz więcéj utwierdzałem się, że rozmotać można wszystkie węzły dowcipnych i wykrętnych potwarzy, których owi zwodziciele nasi przeciw Pismu bożemu nawikłali.
Ale i o tém się dowiedziałem, że luboś człowieka na twoje wyobrażenie utworzył, jednak duchowni synowie twoi, których łaska twoja na łonie jedności katolickiéj powtórnie odrodziła, stąd nie wnoszą, ani wierzą, jakobyś kształtem ciała ludzkiego był ograniczony, chociażem wtedy pojąć nie zdołał najlżejszego nawet cienia domysłu o duchownéj istocie; wszelako wstydziłem się z radością, żem przez tyle lat, nie przeciwko wierze katolickiéj, ale przeciw marzeniom moich cielesnych myśli bluźnił, a tém nierozważniéjszy i bezbożny: żem to już poważył się ganić, jako mistrz, czego jeszcze nie umiejąc, słuchać dopiéro byłem powinien jako uczeń. O ty najwyższy i najbliższy, najtajniejszy, a wszędzie obecny; Istoto z większych lub mniejszych części niezłożona, wszędzieś cały a na żadném miejscu cały zupełnie, nie jesteś odziany kształtem ciała, atoli na wyobrażenie twoje udziałałeś człowieka, który od głowy do nóg przestrzeń miejsca zajmuje.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.