Wyroki ławicy sandeckiej 1652—1684/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Wyroki ławicy sandeckiej 1652—1684
Podtytuł Karta z dziejów dawnego sądownictwa prawa magdeburskiego w Polsce
Pochodzenie Przegląd prawa i administracyi 1917
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Jakubowskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.
Szereg Wyroków Sądowych[1].

Videte iudices, quid faciatis: non enim hominis exercetis iudicium, sed Domini: et quodcunque iudicaveritis, in vos redundabit. (II Paralip. XIX, 6).
Powyższy tekst z Pisma św. przytoczono na czele księgi wójtowskiej ławniczej sandeckiej z roku 1579. Dowodzi on jasno, że ówcześni sędziowie kierowali się pobudkami bojaźni Bożej, zanim ogłosili ostateczny wyrok surowej sprawiedliwości według prawa magdeburskiego, jakiem rządziło się mnóstwo miast w dawnej Polsce[2]. Zaznaczali też wyraźnie w wyrokach swoich sądowych, że ten lub ów winowajca „zapomniał bojaźni Bożej i miłości bliźniego“, „wystąpił przeciwko Boskim i ludzkim prawom“ etc. — „przeto żeby się świętej sprawiedliwości zadosyć stało, a inni podobnych warowali się zbrodni“, „ażeby tego rodzaju zbrodnie nie uchodziły bezkarnie i żeby drudzy nie odważali się na nie“ etc. Poniżej chronologicznie zestawione fakta więcej powiedzą o tem. Przykłady bowiem daleko lepiej wyjaśniają rzecz, niż długa naukowa teorya: Longa via per praecepta, brevis per exempla. Bądź co bądź przedstawiają one pewną wartość ze względu na historyę i miejscowe stosunki.


∗                         ∗

1. Jan Jedleński z Kunic pod Dobczycami, wsi podówczas opactwa Kanoników Regularnych Lateraneńskich u Bożego Ciała na Kazimierzu w Krakowie, nie wesoło przepędzał swą młodość. Nauka nie szła mu jakoś do głowy, opuścił więc przedwcześnie szkołę. Służył potem przez dwa lata we dworze u pana Trzecieskiego, poległego w bitwie z Kozakami pod Zbarażem (1649), a rok jeden był w służbie u pana Bieńkowskiego. Szukając szczęścia po szerokim świecie, zaciągnął się pod chorągiew ochotniczą kapitana Aleksandra Liska, która według jego własnego zeznania najeżdżała wsi i zabierała bydło ludziom, ale i ten rodzaj życia sprzykrzył sobie niebawem. Ani służba dworska, ani wojskowa nie przypadała mu widocznie do smaku. Przez czas jakiś wałęsał się po Podgórzu sandeckiem i w Czchowie nad Dunajcem, wreszcie dał się bez trudności wciągnąć do szajki złodziejskiej. Zabawiając się tem lekkiem rzemiosłem, ukradł w Tęgoborzy[3] parę cisawych koni jaśnie wielmożnemu panu Aleksandrowi hr. na Wiśniczu Lubomirskiemu, koniuszemu wielkiemu koronnemu. Już zamyślał sprzedać dobrze swą nieprawnie nabytą zdobycz panu Kozłowskiemu w Ropie, tymczasem po drodze wstąpił do karczmy w Stróżach niżnych, gdzie po trudach pokrzepiał się z bratem swoim gorzałką. To właśnie zdradziło i udaremniło jego dalsze zamiary. Mocno pijanego wraz z końmi odesłano do sołtysa w Białej. Stąd odstawiono go naprzód do dworu w Grybowie, a potem do Nowego Sącza, gdzie wpadł w ręce sprawiedliwości: ławicy sandeckiej.
Sąd gajny potrzebny, na ratuszu zebrany, przesłuchawszy świadka Błażeja Michałka ze Świdnika, zawyrokował 30. lipca 1652: Ponieważ Jan Jedleński, jak udowodniono, nie zważał ani na przykazania Boskie, ani się lękał surowości kar ludzkich o kradzieżach ustanowionych, przeto mocą niniejszego dekretu, przez wójta i siedmiu ławników wydanego, skazanym jest na powieszenie na miejscu zwykłem tracenia[4].
2. Dnia 23. stycznia 1653, z polecenia urzędu radzieckiego, wyprowadzono z więzienia ratusznego Tymka Płocha z Boguszy, oskarżonego przez niewiernego żyda Marka, i z powodu rozboju stawiono przed sądem ławniczym. Badany pilnie i przesłuchiwany, dobrowolnie zeznał, że ich siedmiu napadło na pana Stanisława Rogalskiego[5] w karczmie w Kamionce, poczem udali się do Nawojowej, gdzie powalili na ziemię żydów i ogołocili ich z mienia. Instygator urzędu radzieckiego przedstawił i prosił świetnej ławicy, ażeby oddano go na tortury dla lepszego wyjaśnienia prawdy. Sąd wójtowski ławniczy, rozważywszy Tymka Płocha dobrowolne zeznania, dla lepszego jeszcze zbadania prawdy, kazał go podać na męczarnie oprawcy. Trzy razy na torturach rozciągany i trzy razy ogniem przypiekany, zeznał, że wspólnicy jego: Stefan Prokopczak trzymał pana Rogalskiego, a Iwan Łazarczyk krzesał ogień nad jego głową. Nakoniec na żądanie instygatora wyprowadzono też z więzienia ratusznego: Jarosza Płoszka i Fedora, syna sołtysa w Boguszy, wspólników tejże zbrodni, którzy na torturach to samo wyśpiewali.
Z dobrowolnego zeznania okazuje się, że ci opryszkowie, tak w Kamionce jak i w Nawojowej, zagrabili rozmaite rzeczy, jako to: pieniądze, korale, perły, łyżkę srebrną, kubek, dwa portugały[6], muszkiet[7]; prócz tego kawałki muchairu[8] tureckiego, sukna białego, płótna, jedwabiu, cukier, gwoździki kramne, mydło, ubrania i inne jeszcze rzeczy; łupami tymi dzielili się w lesie Boguszy.
Tymczasem wyrok sądowy odłożono do 31. stycznia 1653. W tym to dniu sąd wójtowski ławniczy, zważywszy wszystko należycie, że Tymko Płoch, zapomniawszy bojaźni Bożej i miłości bliźniego, ani obawiając się surowości prawa, śmiał napadać w nocy na różne miejsca i osoby: przeto, ażeby inni strzegli się podobnych zbrodni, rozkazał ćwiertować Tymka Płocha na cztery części. Dwóch zaś wspólników jego: Jarosza Płoszka i Fedora, sąd wielki gajny wyłożony skazał 10. lutego 1653 naprzód na ćwiertowanie na cztery części, a następnie na ścięcie pod szubienicą za murami miasta[9].
3. Jednego ze wspólników tegoż rozboju: Woroszczaka z Boguszy, pojmał i odstawił do Sącza szlachetny Jakob Sokalski, sługa pana rotmistrza Krzysztofa Cikowskiego[10] z Zimnawódki (na północ od Bobowej), dopiero we środę przed Bożem Ciałem (26. maja 1655). Stawiony i pytany przed sądem, Woroszczak dobrowolnie zeznał, że brał udział w napadzie na Stanisława Rogalskiego i żydów w Nawojowej, bo go do tego namówił Iwan Łazarczyk. Skazany zato na ścięcie pod szubienicą na miejscu tracenia, 31. maja 1655[11].
4. Szymon Szymoła ze Słupia, zbójca z bandy hetmana Hrycia z pod Bardyowa, napadł na szlachetnego Sebastyana z Rozkowian Zboraya, wiozącego wino z ojczystych stron (od Koszyc na Węgrzech) do Nowego Sącza. Pan Zboray poznał go później w Nowym Sączu[12] i odstawił ujętego do urzędu radzieckiego 14. czerwca 1654. Oddany sądowi wójtowskiemu Szymoła, zeznał, że ich było 14 w tej kompanii[13], co rozbijali na Beskidzie nad Roztokami. Na żądanie sławetnego Andrzeja Adamowicza, instygatora urzędu radzieckiego, wzięty na tortury, dwa razy był rozciągany i ogniem przypiekany, lecz gdy po drugiem rozciąganiu zemdlał, odłożono męczenie na następny dzień. W poniedziałek przed św. Janem Chrzcicielem (22. czerwca 1654) zapadł na niego ostateczny wyrok: Podług prawa, wydanego przeciwko publicznym rozbójnikom i gwałcicielom spokoju publicznego, ma być ćwiertowany na cztery części przez kata na miejscu zwykłem tracenia, mocą niniejszego dekretu[14].
5. Jakób Koziarczyk, niegdyś sługa pana Wiernka z Witowic[15], popełniał poprzednio różne kradzieże u swego pana. W dzień Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia 1654), zakradłszy się do kościoła kollegiackiego św. Małgorzaty w Nowym Sączu, pobrał srebra zawieszone na obrazie Matki Boskiej Różańcowej: tabliczki, serca, koronę, perły i inne drogie ofiary. Znaleziono je później przechowane u matki jego, Zofii Koziarczykowej, i u Marcina Czeleja w Małejwsi, tuż pod Nowym Sączem za mostem na Dunajcu. Sąd gajny potrzebny, na ratuszu sandeckim z wójta i siedmiu ławników złożony, wydał 10. maja 1655 na obwinionego następujący wyrok: Jakób Koziarczyk, jako jawny złodziej i świętokradca, skazany jest na spalenie na stosie drew, „manifestus fur et sacrilegus in rogo lignorum seu strue igne comburatur“. W księdze miejskiej „Percepta et Distributa 1646—1658“ zanotowano o tem: „Exekutorowi od tracenia złoczyńcy, co obraz Różańcowy odarł, 6 złp.“
Młodszy brat jego, Paweł Koziarczyk, miał także głową nałożyć za udział w zbrodni, ale orędownictwo niektórych litościwych osób, szlacheckich i duchownych, spowodowało ulgę. Odebrał tylko 30 rózg pod pręgierzem. Marcin Czelej odebrał ich 40, a matka Zofia Koziarczykowa zato, że synowskie kradzieże przechowywała, a tem samem do dalszej zbrodni dawała pochop, musiała wytrzymać chłosty 15 rózg, i to na miejscu tracenia, aby wiedziała, że się przyczyniła do hańby i śmierci swego dziecka[16].
6. Floryan Siemichowski, szlachcic aryański, przyjął wprawdzie chrzest[17] w Bruśniku 1652, mimo to wcale katolikiem nie był, a skoro tylko Szwedzi z początkiem października 1655, pod dowództwem Jerzego Forgwella, wkroczyli do Nowego Sącza, pospieszył czemprędzej złożyć przysięgę wiernego poddaństwa Karolowi Gustawowi, królowi szwedzkiemu, a zarazem przyjął służbę pachołka u majora Liktyna. Strapieni ludzie, z obawy przed rabunkiem szwedzkim[18], ukrywali swoje ruchomości i kosztowniejsze rzeczy, gdzie tylko mogli. W Nowym Sączu najodpowiedniejszem i najbardziej bezpiecznem miejscem po temu zdawały się być groby sklepione pod obszernym kollegiackim kościołem św. Małgorzaty. Pani Zofia Stanowa, wdowa po Jerzym z Nowotańca Stano, staroście grodowym sandeckim (1627—1637), po wspólnej naradzie z Janem Boczkowskim, podstarościm sandeckim, kazała spakować swoje kosztowności i oddała je do przechowania ks. Janowi Witaliszowskiemu, kustoszowi kollegiaty. Nocą przeniesiono skrzynie do kościoła, gdzie odebrał je Marcin Nikburowicz, dzwonnik, poczem ukryto je gdzieś w kościele, ale nikt nie wiedział, gdzie i jakim sposobem.
Ale wiarołomny i przebiegły Siemichowski, dowiedział się 6. grudnia 1655, że w grobach kollegiaty mają być ukryte skarby pani Stanowej i pana Boczkowskiego. Natychmiast doniósł o tem panu swemu Liktynowi, ten zaś podpułkownikowi Steinowi[19]. Zaraz też major Liktyn wziął kilkunastu pachołków szwedzkich i wraz z Siemichowskim udali się do kollegiaty. Zawołali dzwonnika Nikburowicza, kazali sobie otworzyć i weszli do grobów pod kaplicą św. Jakóba. Trumny zamożnych mieszczan stały tu obok siebie. Naprzód Wawrzyńca Sławińskiego kupca. Druga i trzecia były trumny żon niegdyś aptekarza, Szymona Wolskiego. Czwarta była Popkównej, córki niegdyś szafarza miejskiego. Siemichowski zaglądał do różnych skórzanych tłumoków, otwierał kolejno dno trumien i kopał je nogą. Na palcu jednego umarłego znalazł pierścień i zdjął, chciał tak samo drugi pierścień zdjąć i urwał innemu umarłemu palec. A gdy go zato potem księża gromili ostro: „Zły człowiecze, niedawnoś zabił człeka, uciekłeś do kościoła i kościół cię zachował. Teraz nachodzisz kościół i łupisz, nie pamiętasz na Pana Boga“, odrzekł na to Siemichowski zuchwale: „Nie chcę ja być zdrajcą, przysięgałem na wierność królowi szwedzkiemu i nie chcę go zdradzać“. W wielkim kapłańskim grobie, z wierzchu dwóch trumien oderwał blaszki napisowe, a widząc, że są cynowe, wyrzucił je na wierzch. Były to epitaphia księży: Bartłomieja Fuzyoryusza[20] († 1637) i Stanisława Rozmusowicza († 1645), pracowitych sług Bożych niegdyś kościoła tego, uśpionych snem wiecznym. Świadkami tego przerażającego widowiska byli i zeznali potem przed urzędem radzieckim: Wawrzyniec Szydłowski, rajca miejski, Marcin Nikburowicz, dzwonnik, Sebastyan Rozborowicz, grubarz i Mateusz Treliński, przedmieszczanin.
Po wypędzeniu Szwedów z Nowego Sącza w dzień św. Łucyi 13. grudnia 1655, pod wodzą Felicyana Kochowskiego[21] i Krzysztofa Wąsowicza, nastały w mieście spokojniejsze chwile. Panowie rajcy, podziękowawszy P. Bogu za ocalenie wiernego miasta i załatwiwszy jeszcze inne najpilniejsze gospodarcze sprawy, zwrócili całą uwagę swoją na zbrodnię Siemichowskiego, pochwyconego w czasie porażki szwedzkiej. Rada miejska stosownie do przepisów prawnych, zbrodniczą sprawę Siemichowskiego odesłała do sądu wójtowskiego. Pomimo nadchodzących świąt Bożego Narodzenia i feryj sądowych, zasiadł bezzwłocznie wójt z ławnikami na gajny sąd wielki wyłożony. Sławetny Jakób Świechowicz, instygator radzieckiego urzędu, stanął przed wielkim sądem, żaląc się na Floryana Siemichowskiego, z powodu złupienia grobów w kollegiacie i następowania na mienie ludzkie. W końcu prosił, aby mu sąd dozwolił świadków dostawić i kolejno przesłuchać. Przypuszczeni świadkowie, podniósłszy do góry prawej ręki palce, zeznawali i świadczyli kolejno: uczciwy Sebastyan Rozborowicz, grubarz, Mateusz Treliński, przedmieszczanin, Marcin Nikburowicz, dzwonnik, i sławetny Wawrzyniec Szydłowski, rajca i lunar[22] sandecki.
Prześwietna ławica zapytała Siemichowskiego, kto mu był do tego powodem? Kto był uczestnikiem? A gdy nie chciał nic wyjaśnić, więc stosownie do kodeksu prawa magdeburskiego oddano go oprawcy do męczarni. Począł go męczyć, lecz nic nie wyjawił. We środę po św. Tomaszu Apostole (22. grudnia 1655) zapadł na niego następujący wyrok:
Ponieważ z przesłuchania świadków jasno udowodniono, że Floryan Siemichowski już dawniej niezmiernie występne wiodąc życie: zbrodnię stanu nie tak z ostatniej potrzeby, jak z czystej złości popełnił; także mężobójstwa był się dopuścił, a w ostatnich czasach chytrze i podstępnie, przeciw prawu narodów i pobożności chrześcijańskiej, grobów wiernych katolików w kościele kollegiackim dobywał i do tego występku nawodził; nawet zwłoki w grobach i trumnach obdzierał i blachy napisowe na trumnach przybite poodrywał; wreszcie na mienie i dobra, tak szlacheckie jak i innych osób, wroga naprowadził, czem przeciw Boskim i ludzkim prawom wystąpił. Przeto wymienionego Floryana Siemichowskiego, chociaż za tak wielkie zbrodnie na większe kary zasłużył, jednak za przyczyną wielu szlachetnych osób, wielki zagajony sąd wójtowski ławniczy sandecki, ucięciem głowy na środku rynku pod katuszą skarać postanowił, mocą niniejszego dekretu[23].
Pogrzebany za murami miasta na miejscu tracenia, obok poległych Szwedów, którym tak wiernie służył. Burmistrz zaś, Jan Marcowicz, zapisał w księdze wydatków miejskich: „Exekutorowi od exekucyi Siemichowskiego, co zrabował groby u fary i nawodził Szwedów, 3 złp.“[24].





  1. W dawnym języku polskim XIV, XV a nawet XVI wieku orzeczenia sądu ławniczego magdeburskiego nazywano ortyle (Urtel, Urteil). Zob. Emil Kałużniacki: Die polnische Recension der Magdeburger Urtheile und die einschlägigen deutschen, lateinischen und czechischen Sammlungen. Wien 1885.
  2. Ks. Mikołaj Zalaszowski, archidyakon poznański, wydał: „Ius Regni Poloniae. Posnaniae 1700—1702, 2 tomy in fol. Pokazuje się z niego, że nie samo tylko prawo magdeburskie, ale także prawo polskie surowo karało winowajców za różne przestępstwa. To samo widzimy w dziele ks. Teodora Ostrowskiego, Schol. Piarum: Prawo cywilne albo szczególne narodu polskiego. Warszawa 1784, 2 tomy. Prawo jednak polskie nie wchodzi w zakres niniejszej pracy; studyum zaś porównawcze między prawem polskiem a magdeburskiem na tem miejscu i w tejże materyi, wcale nie odpowiada naszemu założeniu i jest zbyteczną rzeczą.
  3. Tęgoborza należała do Aleksandra Lubomirskiego, od niego kupił ją 1652 Jędrzej Morsztyn, stolnik sandomierski.
  4. Acta Scabinalia Neosandecensia T. 64, str. 1—7. Wszystkie dalsze cytaty stronic odnoszą się do tego tomu.
  5. Stan. Rogalski przedtem organista i rajca sandecki 1629—1641, dzierżawił podówczas w Kamionce wielkiej karczmę należącą do księdza kustosza kollegiaty sandeckiej. Skądinąd wiadomo, że ks. Grzegorz Pakosławski, kustosz kollegaty, kupił w r. 1554 sołtystwo w Kamionce dla kustodyi sandeckiej za 62 grzywny od jakiegoś Marcina.
  6. Portugał, moneta złota wartości 10 dukatów.
  7. Dawna strzelba, podobna do karabina.
  8. Muchair, tkanina gruba, rodzaj sukna lub kamlotu tkanego z koziej sierści.
  9. Str. 7—14.
  10. Stary i dzielny wojak hetmana Stanisława Żółkiewskiego jeszcze pod Cecorą 1620, gdzie poniżej kolana ugodzony tatarską strzałą, całe życie chromał i często dla leków w Bieczu przebywał.
  11. Str. 52—54.
  12. Pojmany Szymoła zeznawał przed urzędem ławniczym: „Kiedy pana Zboraya w dzień obierali inni towarzysze, ja byłem na warcie. Odszedłem od rozbójników dlatego, żem się nie chciał tym bawić chlebem i tu przyszedłem tym gościńcem do miasta, bo mi tędy była droga“.
  13. Wymienieni są wszyscy w aktach ławniczych. Pochodzili z okolic górskich: polskich i węgierskich, a należeli przeważnie do bandy herszta Hrycia z pod Bardyowa.
  14. Str. 15—28.
  15. Wiernkowie w XVI i XVII wieku byli dziedzicami Łososiny i Witowic. W Witowicach mieli zameczek w stylu włoskiego renesansu z wysoką kwadratową wieżą, zbudowany w r. 1626 przez dzielnego wojownika Jana Wiernka z Łososiny; przetrwał on w stanie mieszkalnym aż do roku 1818.
  16. Str. 47—51.
  17. W najeździe na Bruśnik 1652, kiedy to pana Adama Rożna zabito, brał udział także Florek Siemichowski. Pochwycił go przytem dzwonnik w Bruśniku, Walenty Tuchowski, i byłby niezawodnie przypłacił życiem, ale przebiegły Florek oświadczył się z gotowością przyjęcia chrztu i to go na razie uratowało od śmierci.
  18. O rabunkach szwedzkich w Sandeckiem, świadczą dawne zapiski. Tak n. p. w księdze Bractwa św. Anny w Starym Sączu (1622—1775) zanotowano lakonicznie pod rokiem 1656: Ceteram pecuniam Sueci cum Polonis haereticis ac Iudaeis hostiliter templum invadentibus in vig lia S. Bartholomaei Apostoli, cum thesauro ecclesiae, apparamentis confraternitatis rapuerunt, cistam conquassatam vacuam relinquentes. Na innem znów miejscu o wielkim kielichu i ornacie krótko zapisano: Szwedzi go wzięli 1656. — Z dalszych zapisków w tejże księdze dowiadujemy się, że Katarzyna Lubieniecka, ksieni Benedyktynek w Staniątkach, schroniła się przed Szwedami do dworu w Barcicach, wraz z dwiema zakonnicami: Barbarą Bocheńską i Anną Lubieniecką. Eufrozyna zaś Stanisławska, ksieni Klarysek krakowskich u św. Andrzeja, znalazła przytułek we dworze starosandeckim, razem z dwiema zakonnicami: Anną Bogucką i Aleksandrą Zamoyską.
  19. Wymieniony Stein dał się dobrze miastu we znaki. Kazał sobie przynosić na zamek lane woskowe świece, posyłano mu je prawie codziennie. W księdze wydatków miejskich z r. 1655 znajduję o tem zapisek 24 razy. Zwykle tam stoi: „Za świece lane Steinowi na ten czas komendantowi na miejscu Forgella“, albo „za dwie świece lane do grodu oberszterowi“. Distributa fol. 203—205.
  20. Przedtem długoletni kustosz kollegiaty sandeckiej. Trwałą po nim pamiątką jest kościół w Kamionce wielkiej murowany 1630.
  21. Electi Novo Sądecio Sueci opera vel maxime Feliciani Kochowski patrui mei, qui tum peditatum Navoioviensem ductabat. Wespazyan Kochowski: Annales Polon. Climacter II. p. 105. Cracoviae 1688.
  22. Lunarzy (Lohnherr), czyli dwaj gospodarze miejscy doglądali robót publicznych, jako to: naprawy murów fortecznych, bram i baszt miejskich, prócz tego mostów i wodociągów. Do nich także należało doglądanie wag i miar, wreszcie dozór nad kupnem i sprzedażą, tak na targu jako i u rzemieślników. (Hist. Now. Sącza. T. II, str. 65)
  23. Iudicium expositum necessario bannitum legitime celebratum feria IV in crastino festi S. Thomae Apostoli A. D. 1655... Ideo eundem memoratum Florianum Siemichowski, licet quidem maiores pro tantis poenas promeruerit, ad intercessionem nihilominus multarum nobilium personarum, Iudicium praesens Advocatiale et Scabinale Sandecense bannitum expositum capite plectendum esse in medio Circuli sub katusza debere adinvenit. Str. 41—46.
  24. Distributa anno 1655 fol. 207.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.