Wschód słońca (Kościelski)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

WSCHÓD SŁOŃCA.

Jakieś się nabożeństwo w górach uroczyste
Gotuje, szmery biegną ciche po przez wrzosy
Jodła z mgły nocnej czesze rozplecione kosy
I wyłania wierzchołek nad opary mgliste.

Noc pierzcha, świtu błyski pełzają faliste
Po szczytach, uciszając nocnych świerszczów głosy,
Mchy i trawy się myją w szklanych kroplach rosy,
By do chramu przyrody wejść świątecznie czyste.

Cud się zbliża: zwiastują go promienne gońce,
Giewont zarzucił śnieżny welon na ramiona
I złocistą monstrancyę ujął w jego końce,


I zwraca się do ludu, tuląc ją do łona;
Z monstrancyi błyska hostya ognista czerwona:
Słowo stało się ciałem, ave, ave — słońce!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Kościelski.