Wróble świegoty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Ejsmond
Tytuł Wróble świegoty
Pochodzenie Bajki
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1927
Druk Zakł. Druk. F. Wyszyńskiego i S-ki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wróble świegoty


MOTTO:
Wróbelki straszny czynią gwar
(Dziecięca piosenka).



Był pewien gród,
w którym wróbli gwarny ród
tworzył powszechną opinję...

Wróblom z tego powodu zarzutów nie czynię,
gdyż to gadatliwe
ptactwo,
pozatem, że plotki lubi,
gubi
szkodliwe
robactwo...
Ztąd można mu darować, jeśli nie umyślnie
spożyje czasem marną
wiśnię,
lub zje niechcący ziarno...
Lecz to nie powód jeszcze,
by każde słowo wróbla było wieszcze!
Wróbel, gwar straszny czyniąc, jest okrutny krytyk
ma dla wszystkich jakiś przytyk,
a przytem — bestja — polityk...



*

Nadchodzi maj,
miłości miesiąc słodki...
Wróblom w to graj!
O Wiośnie szerzą plotki:
ćwierkają świegocą od rana do wieczora
iż Wiosna musi mieć — adoratora...

„Moja pani!... Panowie moi!
W dzisiejszych czasach
nikt za swoje pieniądze tak się nie wystroi!
A te kosztowne kwiaty po polach i lasach
— mój panie! moja pani! —
Czy to teraz produkt tani?“


*

Świeci słońce — wszystkich cieszy —
z wyjątkiem wróblowej rzeszy...
„Słońce rozrzutnością grzeszy“
wołają gniewnie. — „W oszczędności dobie
zadużo pozwala sobie!
Bezczelnie chce by je chwalić
za to, że rozprasza cień!...
Słyszane rzeczy: tyle światła palić
i to jeszcze — w dzień!“


*
.

Płynie Rzeka... „Rzeka? co nam
wróblom
z jej nurtów wilgotnych,
chłodnych?
To niepotrzebny resort ad personam
ptaków błotnych
i wodnych!
Kaczka, kulik, siewka?
Przestarzała śpiewka!
To tylko skarb obarcza!
Zbędne posady!
Trzeba mieć jakieś zasady;
wróbel wystarcza“...


*

Albo te Chmury podniebne,
czyż to, u licha, potrzebne?
Pędzi to bezcelowo całkiem — niebem czarnem —
po wichrze. —
Gdybyż za te pieniądze pobudować spichrze
z ziarnem!
Polityka rozumna:
dla wróbli pełne gumna.
Uzdrowienia drogi:
— stogi
Ale biurowe różne gryzipiórki
wolą, psia krew, chmurki!“


*

„Wogóle Niebo — inny krzykacz woła —
rzecz zbędna zgoła!“
„Rzecz szkodliwa!“ — brzmię dokoła
okrzyki.
„Niebo? W niebie czyhają na nas drapieżniki!“
Niebo? A czyśmy to skowronki, które
głupie w miejscu nie usiedzą
i wzlatują z ckliwemi piosenkami w górę
nad miedzą? —
czyśmy orły, przeżyte dawno „majestaty“,
co ulatały w błękit — po co? — djabli wiedzą —
jak warjaty?...“
„Niebo? Gdy brak nam pomocy —
i głód zagląda do gniazd —
ileż się tam na niebie marnuje co nocy
złotych ziaren gwiazd!“


*

I tak dalej, i tak dalej,
nasi wróbelkowie mili
szczebiotali, oczerniali,
plotkowali i bruździli
„między innemi“
niebiosów szlakom,
rodzinnej ziemi,

gwiazdom i słońcu
i w końcu
wszystkim ptakom...


*

A ziemia rodzinna,
miła,
jak żadna inna,
ziarnem ich złotem karmiła...

A Niebo ojczyste,
czyste,
jak żadne inne,
lało na nich promienie słońca dobroczynne...

I uśmiechał się Poranek złoty,
choć miał w oczach łzy srebrzystej rosy:
„Czemu tych wróbli swarliwe świegoty
tak oczerniają naszą ziemię i niebiosy?“




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Ejsmond.