Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom V/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom V
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Ustęp z Piotra Pamiętnika 24 listopada. — „Wstałem o ósmej... przeczytałem rozdział Ewangielji... wziąłem udział w posiedzeniu (według rady Bazdejewa, Piotr Wrócił był nazad do loży petersburgskiej i należał do jednego z komitetów)... objad jadłem u siebie. Hrabina ma gości, którzy są mi antypatyczni. Jadłem i piłem umiarkowanie. Po obiedzie przepisałem na dwie ręce dokumenta braciom potrzebne. Wieczorem zszedłem na dół do hrabiny. Opowiedziałem pewną anegdotę o panu B. Spostrzegłem się, ale niestety za późno, po wybuchach śmiechu, któremi przyjęto moje opowiadanie, że źle uczyniłem, rzucając im go na pastwę.
„Kładnę się spać szczęśliwy i spokojny. Panie wszechpotężny dopomóż mi, abym nie zboczył nigdy z dróg Twoich!“
27 listopada. — „Wstałem późno, wylegiwując się długo i leniwie na łóżku.. Panie, ratuj mnie!... Czytałem Ewangielją, ale bez należytego skupienia. Brat Urussów przyszedł pomówić ze mną o nicościach świata tego i o planie cara, co do nowych reform. Chciałem je zganić, przypomniałem sobie jednak jeszcze dość wcześnie nasze przepisy i napomnienia Dobrodzieja. Prawdziwy masson, choćby nawet był w rządzie czynnym członkiem, powinien pozostać wobec wszystkiego widzem zupełnie biernym, to bowiem w niczem jego nie dotyczy. Mój język to wróg najcięższy mego ducha Bracia, V... G... zi O... odwidzili mnie również, aby rozmówić się wsprawie przyjęcia nowego adepta. Zaczęli potem tłumaczyć znaczenie siedmiu słupów w świątyni, siedmiu schodów do niej prowadzących, siedmiu umiejętności, siedmiu cnót, siedmiu grzechów głównych, i siedmiu darów Ducha św. Brat O. ma wymowę porywającą. Dziś wieczór przyjęto nowego adepta. Sala świeżo urządzona, przyczyniła się wielce swoją wspaniałością, do piękności całego obrzędu. Przyjęto Borysa Trubeckiego. Jam go wprowadzał. Nagabywały mnie dziwne uczucia, gdyśmy znaleźli się sam na sam, i nie mogłem wstrzymać się od złych myśli. Posądzałem go, a nawet oskarżałem w duchu, że przystępuje do naszego stowarzyszenia, jedynie w tym celu, aby wyeksploatować na swoją największą korzyść wpływy, jakie mają nasi bracia we wszystkich sferach społeczeństwa. Pytał mnie raz po raz, czy N... i S... należą do naszej loży? (Na co nie umiałem mu odpowiedzieć.) Badałem go uważnie. Zdaje mi się że nie potrafi wzbudzić w sobie prawdziwej czci dla naszych wzniosłych celów. Nadto go świat zajmuje, nadto przywiązany do jego błyskotek, aby pożądać szczerze wewnętrznego oczyszczenia i udoskonalenia. Sądzę że się nie mylę, gdy go posądzam o brak szczerości. Spostrzegłem na jego ustach uśmiech szyderski, gdym mu wykładał nasze przepisy. Znalazłszy się z nim sam na sam w ciemnościach świątyni, byłbym go najchętniej przebił ostrzem, którem dotykałem się jego piersi obnażonej. Nie umiałem być zapewne dość wymownym, i nie potrafiłem przekonać o słuszności moich powątpiewaniach i posądzań, braci i Wielebnego. Niech mną raczy kierować, Wielki Budowniczy wszech świata, i niech mnie wyprowadzi łaskawie z labiryntu kłamstw i oszukaństwa!“
3 grudnia. — „Zbudziłem się bardzo późno... Ewangielją czytałem nader chłodno. Wyszedłszy z pokoju sypjalnego, zacząłem chodzić po wielkiej sali... Nie byłem w stanie zebrać myśli rozpierzchłych. Wpadł do mnie Borys i naopowiadał mi mnóstwo historji najrozmaitszych. Jego obecność rozdrażniała mnie najokropniej. Zacząłem mu się sprzeciwiać. Zrypostował trochę żywo, a ja nagadałem mu rzeczy niestworzonych, niemiłych i grubiańskich po prostu. Umilkł, ja zaś upamiętałem się po niewczasie, jak postąpiłem z nim niesłusznie. Nie mogę nigdy powstrzymać się wobec niego. Winna temu moja wygórowana miłość własna. Mam się za istotę o wiele wyższą i doskonalszą od niego, a to źle i bardzo nie dobrze! On jest o wiele wybaczliwszym i wyrozumialszym na moje słabostki. Ja zaś pogardzam nim po prostu. Daj to o Boże, abym będąc z nim razem, poznał i odczuł głęboko całą moją niegodność, i żebym pokonał moją popędliwość, która nie może nigdy zrodzić dobrych owoców!“
7 grudnia. — „Widziałem we śnie Dobrodzieja. Ukazał mi się z twarzą dziwnym blaskiem jaśniejącą. Dziś właśnie odebrałem list od niego, w którym rozpisuje się szeroko i długo o powinnościach małżeńskich. Panie, Panie przybądź mi na pomoc! Zginę w mojej przewrotności i zepsuciu, jeżeli Ty mnie opuścisz!“






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.