Wizye przyszłości/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Wizye przyszłości
Podtytuł O wpływie rozwoju wiedzy i mechaniki na życie i myśl ludzką
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1904
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Kleczyński
Tytuł orygin. Anticipations
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ІV
Życie jednostek w społeczeństwie przyszłości.

Możemy już teraz wniknąć bliżej w ten wir opisanych powyżej klas, z których przypuszczalnie składać się będzie społeczeństwo przyszłości, a zarazem określić stanowisko i sposób życia jednostek około roku 2000.
Przedewszystkiem zajmiemy się rozwojem klasy, której przyszłość przedstawia się teraz w najwyraźniejszych konturach. Nie jest nią klasa kapitalistów, ów tłum, staczający się w otchłań, owi spekulanci, którzy rozwijać się będą tysiącznemi drogami stosownie do tysiąca zmiennych wpływów zewnętrznych. Z pewną dokładnością dopiero da się przewidzieć los najbardziej wyrazistej części społeczeństwa, obejmującej ludzi nauki, a szczególniej poświęcającej się zawodowi lekarskiemu i mechanice. Oni to udoskonalą metody badań; dzięki im przesiąkać będą stopniowo w tłumy pewne sposoby patrzenia na rzeczy i myślenia. Możemy nawet, jak sądzę, stworzyć sobie pojęcie o domach, w których po pewnym czasie zamieszkiwać będzie znaczna część jednostek tej klasy.
Sam fakt, że ktoś jest np. inżynierem lub lekarzem, wskazuje, że musiał otrzymać wykształcenie w określonym kierunku; zaznajomi się on w ogólnych zarysach z naukowem wytłomaczeniem świata i nabędzie pozytywnych i praktycznych poglądów. Jeżeli jego sposób myślenia nie okaże się ani praktycznym, ani pozytywnym, to postara się on porzucić swój zawód i obierze inny, bardziej odpowiadający jego zdolnościom. Skłonność do wykonywania czynności, z jego zawodem związanych, będzie prawie że koniecznym wynikiem jakiegoś imperatywu kategorycznego — poza wszelkiemi wierzeniami teologicznemi, które będzie mógł posiadać — gdyż gdyby do danego zawodu nie pchał go jedynie ów nakaz wewnętrzny, to życie otworzyłoby mu wiele innych, daleko bardziej pociągających widoków. Jego zapatrywania religijne, jakiekolwiekby one były, będą się opierały na systemacie teologicznym, który będzie musiał być w zgodzie z jego pojęciami naukowemi; porywy uczuciowe lub skierowane w dziedzinę mistycyzmu będą musiały być podporządkowane rozumowi — lub zupełnie nie istnieć. Będzie to człowiek nieskazitelnej moralności, stojący na straży swojego sumienia, a przytem żyjący życiem uporządkowanem: inaczej nie potrafiłby poświęcić najlepszych cząstek swojej energii myśleniu i pracy, czyli nie byłby dobrym inżynierem lub lekarzem. Jeżeli zmysły mają odgrywać jaką rolę u ludzi tej klasy — a to jest punkt, którego przestudyowanie zostawiamy na później — to stanie się to bez żadnego wyrafinowania, które wywołuje uczucie lub mistycyzm: każdy z nich się ożeni, ponieważ wierzyć będzie wraz ze świętym Pawłem, że „lepiej jest ożenić się, niż spłonąć”. Będzie to z jego strony ustępstwo na rzecz ciała, aby utrzymać się przy dobrem zdrowiu i wogóle w dobrych warunkach życia. Mając umysł bardzo zajęty, nie będzie on mógł poświęcać czasu żonie o charakterze niespokojnym i hałaśliwym; ponieważ przypuszczamy, że praca jego da mu zdrowie i szczęście, możemy go sobie wyobrazić w związku z kobietą zdrową, inteligentną i wierną, matką jego trojga lub czworga dzieci, gospodynią w jego domu, a technicznie równie zdolną, jak mąż, który zgodzi się, jak się zdaje, być ojcem kilkorga dzieci, ponieważ jego naukowe podstawy myślenia każą mu patrzeć na życie, jako na walkę o istnienie: wskutek czego dojdzie do przekonania, że życie bezpłodne, bezpotomne, chociaż wydaje się tak wygodnem, jest w gruncie rzeczy niepowodzeniem i perwersyą. Posiadanie potomka stanie się dlań punktem honoru.
Podobne małżeństwa dbać będą zapewne w ubiorach o przyzwoitość i wygodę; ani on, ani ona nie wysilą się zapewne na ustanawianie mód — jak to łatwo zrozumieć — ale postarają się o umiarkowanie ich fantazyi, o unikanie kontrastów krzyczących barw i dziwacznych fasonów. Mało uczęszczać będą na przechadzki i przedstawienia teatralne; zadowolą swoje drugorzędne zachcenia (głównym ich celem będzie oczywiście zawód, któremu się oddadzą) przez czytanie dzieł prozą, w których wyobraźnia nie gra zbyt wielkiej roli, przez podróże i wycieczki, oraz przez słuchanie muzyki, jak najmniej działającej na zmysły. Będą oni brali z pewnością żywy udział w sprawach publicznych. W gospodarstwie ich nie będzie — według wszelkiego prawdopodobieństwa — wcale służby, a to dla dwóch zrozumiałych powodów: po pierwsze, ponieważ nie będą jej potrzebować; po drugie, ponieważ gdyby jej nawet potrzebowali, to nie mieliby na to środków. Służba potrzebną jest w małem gospodarstwie współczesnem po części po to, aby wyrównać braki pani domu, ale głównie, aby podołać niedogodnościom mieszkania. Ale większość służby bywa niezbędną poprostu do wykonywania grubych robót, których wymaga idyotyczność naszych współczesnych sposobów budowania i których unikną logiczniej wznoszone domy przyszłości.
Czynności domowe, takie, jak zamiatanie i ścieranie kurzu, zmniejszyłyby się znacznie, gdyby wszędzie wprowadzono ogrzewanie centralne, wskutek czego po domach nie odbywałyby się takie olbrzymie manipulacye z węglem, główną przyczyną pyłu i zanieczyszczeń. Zdrowe sposoby wentylacyi również zmniejszyłyby ilość pyłu w mieszkaniach. W przyszłości powietrze wnikać będzie do pokoju przez rury, umieszczone w ścianach, gdzie będzie oczyszczanem, ogrzewanem i uwalnianem od pyłu; następnie prosty mechanizm je wyprowadzi inną drogą. Jeżeli dodamy, że zamiast, aby podłoga ze ścianą stykać się miała pod kątem prostym, co sprzyja gromadzeniu się kurzu, w przyszłych domach kanty owe będą zaokrąglone w tych miejscach, to przyjdziemy do przekonania, że po tem wszystkiem praca zamiatania stanie się już bardzo lekką.
Obecnie już zanikają dwa przykre zajęcia codzienne. W przyszłych domach nie będzie trzeba zupełnie czyścić lamp, bo będzie oświetlenie centralne, ani też czyścić butów, gdyż ludzie rozsądni zrozumieją wreszcie, że najlepiej jest nosić takie obuwie, które można przyprowadzić do porządku przez proste, szybkie obtarcie.
Weźmy teraz sypialnię. Obok każdego pokoju sypialnego będzie łazienka, którą każda dobrze wychowana i rozumna osoba będzie starała się po rannem użyciu pozostawić w porządku. Nie pozostanie więc w domu nic innego do roboty, jak posłać łóżka, a to nie wymaga więcej niż pięciu minut czasu.
Mycie naczyń stołowych i wogóle usługa przy jedzeniu pochłania obecnie wiele nieużytecznej pracy. Każdy talerz osobno trzeba czyścić, myć i obcierać. Tymczasem wystarczyłoby pogrążyć wszystkie te naczynia razem na kilka minut w odpowiednim rozczynie czyszczącym, i poczekać, aż ciecz spłynie całkowicie i wyschnie. Та sama manipulacya byłaby możliwą i dziś przy myciu szyb, gdyby nadmiernie prosta konstrukcya naszych okien nie zmuszała do żmudnego ich szorowania ścierkami. Służąca zapewnia mnie, że całe to szorowanie potrzebne jest do osuszenia szyby. Zdaje się to być ogólnem mniemaniem, według mnie — błędnem. Prawda, że woda nie jest sama przez się płynem oczyszczającym, któryby rozpuszczał nieczystości, a zresztą w teraźniejszych warunkach potrzebaby jej zużyć zbyt wiele; dlatego więc, jeżeli nie obetrzemy umytego okna, woda wyschnie miejscami, a nieczystości, które zawiera, osiądą na szybie plamami. Ale woda, zawierająca odpowiedni rozczyn, mogłaby ściekać przez jakiś czas po oknie z małych otworków w rurce, umieszczonej bezpośrednio nad szybami i spływać do rynienki, znajdującej się pod oknem; potem nastąpiłoby w podobny sposób przepłukanie wodą czystą — i w ten sposób całe mycie okien możnaby sprowadzić do otwierania i zamykania kranu.
Pozostaje kuchnia. Kuchnia dzisiejsza wraz z wszystkiemi swojemi akcesoryami to rzecz poważna i skomplikowana: węgiel, popiół, okropne, czarne i parzące dłoń narzędzia, cały ten idyotyczny proceder, brak praktycznych przyrządów, niemożność rozsądnego użycia całego tego arsenału. Wyobrażamy sobie zwykle kucharza przy pracy z twarzą rozognioną, obnażonemi i osmolonemi rękoma. Ale mały, czysty piecyk, ogrzewany elektrycznością i zaopatrzony w termometry, przy temperaturach, które w każdej chwili dadzą się skontrolować, stworzyłby z pracy kuchennej miłą rozrywkę lub wprost zabawę nawet dla pań starszych lub słabowitych. To mi nasuwa myśl — jako drobny szczegół dodatkowy do mojego poprzedniego szkicu krajobrazu przyszłości — że na przyszłych domach nie będzie kominów, z wyjątkiem rur, odprowadzających zapachy kuchenne. Dach możnaby więc z przyjemnością dołączyć do przestrzeni uprawnych i upiększonych ogrodami, kwiatami.
Nie wiem, ile czasu upłynie, zanim się spełni to wszystko. Gdyby jaki filantrop zechciał wybudować szereg domów, w których możnaby wypróbować owe sposoby zaoszczędzenia pracy rąk po mieszkaniach, mogłoby to niewątpliwie mieć doniosłe następstwa dla postępu w dziedzinie komfortu domowego. Ale kaprysy filantropów nie podążają nigdy w tak praktycznych kierunkach — a jeżeliby nawet, to i tak filantrop okazałby się zapewne zbyt słabym dla pochlebstw, aby nie paść ofiarą jakiegoś przedsiębiorcy z profesyi, a wtedy drażliwą byłaby rzeczą wszelka krytyka (której rzadko kiedy udaje się być zarazem i skuteczną i grzeczną). Wiele wody upłynie, zanim rozważna inicyatywa przedsiębiorczego budowniczego urzeczywistni niektóre z tych projektów, których możliwość stwierdziliśmy teoretycznie. Jednakże z pewnością można powiedzieć, że lud mechaników i lekarzy najprędzej skorzysta z tych ulepszeń.
Przyszła gospodyni takiego idealnego domu odczuwać będzie pewnego rodzaju wstręt do wyręczania się służbą w swoich obowiązkach, a przytem trudno jej będzie znaleźć służącą. Służba dawniejsza i dobra służba dzisiejsza — to zawsze dzieci ludzi, którzy również pochodzili i pochodzą ze służby lub też z klas roboczych, stanowiących podstawę piramidy społecznej — żywioł (do ostatnich czasów) niezbędny i dumny ze swojej niezbędności. Maszyny rozwaliły tę podstawę i rozsypały jej okruchy; tradycya z godnością przyjmowanej niższości znajduje się w okresie zupełnego zanikania. Nawet warstwa ludzi nieubłaganie skazanych na zagładę nie dostarczy już dziewczyn owego dawnego typu. Służąca przyszłości, jeżeli zdarzy się, że ta klasa społeczna ocaleje w jakim zakątku, będzie to osoba, uczuwająca niesprawiedliwość socyalną swojego położenia. Dla osób średniej zamożności nie będzie w przyszłości innego wyjścia, jak zamieszkać w domu o automatycznych urządzeniach i pomagać sobie bywaniem po restauracyach.
Prawie napewno można przewidywać — dla przyczyn wyłożonych w drugim rozdziale książki niniejszej — że dom podobny leżeć będzie daleko od środka miasta, na tle miłego krajobrazu. Przypuszczam też, że kobieta, któraby była gospodynią takiego domu, a przytem matką, nie czułaby się w nim zupełnie dobrze bez otaczającego ogródka. A ponieważ trudno będzie w owych czasach o służbę, ogród ten będzie mniej pracowicie uporządkowany, niż dzisiejsze: nie będzie np. ani sztucznych gajów, ani kwater kwiatów, ani dobrze wystrzyżonych trawników.
Do takiego typu mieszkań podąży, o ile się zdaje, ludność pracująca i wykształcona naukowo. Przypatrzmy się teraz bliżej kierunkowi, jaki obierze rozwój innego z czterech głównych żywiołów przyszłego społeczeństwa — klasy niezależnych bogaczów, którzy, rozproszeni zapewne po całym organizmie społecznym — grupami lub pojedyńczo — wszędzie widzialni, używać będą swobody bezprzykładnej w dziejach świata. Będą to ludzie o typie prawie że biegunowo różnym od klasy wykształconej i pracującej, a wpływ ich na losy tej grupy jednostek zdolniejszych i w gruncie rzeczy potężniejszych, tylko chwilowo mniej zamożnych, będzie bardzo znacznym dzięki sile atrakcyjnej ich bogactw niezmiernych. Pracownik będzie się zawsze musiał oszczędzać i wieść życie oparte na surowych zasadach, akcyonaryusza zaś nadmiar czasu i bogactw pchać będzie do wystawnego życia i rozluźnienia obyczajów.
Akcyonaryusze będą stroną, która, dając pieniądze, wpłynie na wygląd zewnętrzny państwa — będą oni jego dekoratorami, estetami.
Domy ich mienić się będą bogactwem barw, imponować wspaniałością budowy. Witraży i różnych innych ornamentów będzie w nich mnóstwo. Zamożna ta klasa zużytkuje z pewnością pracę większości artystów, dekoratorów oraz różnych ludzi, uprawiających artystycznie swoje rzemiosła. Zapanuje ona nad światem sztuki i — możemy to śmiało powiedzieć — wpłynie na nią w pewnych kierunkach. Naprzykład, stojąc poza czynnościami ogółu, większość tych niezależnych bogaczów skłoni się niezawodnie ku stylom archaicznym i przepychowi, co wyda się im główną treścią sztuki; umysły światłe, kształcone na arcydziełach przeszłości, zapoznając potrzeby współczesne, będą miały skłonność do wszelkiej przesady, pielęgnując sztukę jako coś przydanego do życia, zamiast uważać ją jako rzecz nieodłączną od rzeczywistości. Możemy być prawie pewni, że niewielu z nich potrafi zrozumieć, że most żelazny lub nawet lokomotywę można zbudować artystycznie. Z drugiej strony, możemy przewidywać nadzwyczajne wzmożenie się owych stylów pretensyonalnych i kosztownych, które z powodzeniem wprowadzili William Morris i jego sojusznicy.
Te same przesłanki wpłyną na ich ubiory. Należy przewidywać w tej klasie bez określonych zajęć wielką rozmaitość w tym względzie i gonienie za efektownemi nowościami. Kobiety wybiorą z dziejów przeszłości najbardziej olśniewające stroje; mężczyźni lubować się będą dawnymi kostyumami myśliwskimi, dworskimi, malowniczymi strojami narodowymi; najdawniejsze mody rozszerzać się będą epidemicznie…
Kapitaliści zagarną, zakupią dla siebie wszystkie talenty architektoniczne, jakie tylko się pojawią. Jeżeli kto ma do wyboru: albo budować proste, tanie, mechanicznie do potrzeb życia przystosowane domki dla ludzi, którzy niewiele zapłacą, albo też tworzyć pałace w jakim dawnym, malowniczym stylu, a jeszcze lepiej we własnym, który szybko się przyjmie — to łatwo przewidzieć, gdzie go pociągnie życie. W ten sposób każdy nowy styl, każde ulepszenie techniczne przypadnie w udziale przedewszystkiem domom kapitalistów, które dopiero na małą skalę zaczną naśladować budowniczowie domków dla klasy średnio zamożnej.
W podobny sposób kapitaliści zagarną dla siebie wszystko, co pojawi się najlepszego w sztuce dekoracyjnej i stosowanej, a i w wielu innych dziedzinach, chociaż nie w równej mierze.
Jednem z głównych właśnie zadań tej książki jest wyświetlenie siły atrakcyjnej klas posiadających wobec klas ludzi pracy, oraz — z drugiej strony — zbadanie, jak głębokim będzie wpływ nauki i mechaniki na umysły bogaczów. Kapitaliści, wodząc rej w tylu dziedzinach społecznego życia, postarają się niewątpliwie o wyszukanie sobie kobiet najbardziej pociągających, które mogłyby w innych warunkach dać podstawę istnienia rodzinom poważnym, rozumnym i przeważnie szczęśliwym, a w ten sposób wiele z nich nie będzie mogło stać się matkami odradzającej się ludzkości w jej najlepszej cząstce. Olbrzymie masy bogactw w przyszłych społeczeństwach wywrą głęboki wpływ na sposób myślenia całej płci niewieściej — i to jest właśnie zasadniczy rys, najtrafniejsze określenie znaczenia przyszłych klas, niezależnych majątkowo.
W teraźniejszym społeczeństwie stanowisko mężczyzny w zaraniu życia zależy w zupełności od jego pochodzenia i wykształcenia, a późniejsze jego losy są wynikiem ciężkich i żmudnych wysiłków. Na los kobiety — przeciwnie — w najwyższym stopniu wpływają okoliczności. Uczucia mężczyzny, choćby błądziły po manowcach, mogą w rezultacie nie wpłynąć zupełnie na jego karyerę, dla kobiet zaś przedmiot ich uczuć to rzecz nieskończenie ważniejsza, a wszelka zmiana w tym względzie oznacza dla nich rozpoczęcie nowego istnienia. Przeciętnie biorąc, kobieta, będąc jeszcze niezamężną, żyje w zależności od człowieka, którego jeszcze nie zna, a dopóki on się nie zjawi, przygotowuje się do życia omackiem, żyjąc bez celu… A potem znów w każdej chwili śmierć, wtargnąwszy do jej domu, może zniszczyć wszystkie jej zabiegi do utrwalenia pozycyi socyalnej lub też — wzbogacić niespodziewanie.
Trudno zrozumieć, dlaczego wymagamy od młodej dziewczyny, u której egoizm i bezgraniczna ambicya są czemś równie naturalnem, jak piękność i wesołość, aby odmawiała sobie marzeń o bogactwie, które są złocistemi ramami jej niepewnej przyszłości. Jakże wymagać, aby wyrzekłszy się wszelkich chimerycznych myśli, przygotowała się tylko do obowiązków ubogiego gospodarstwa i kuchni bez usługi? Powieści i przedstawienia teatralne, które szczególniej lubi ona czytać i widzieć obecnie, a, jak sądzę, będzie lubiła zawsze, mają zwykle za bohaterów ludzi bogatych i niezależnych, których też będzie chciała naśladować w życiu — o ile tylko na to pozwolą środki materyalne jej męża. Nawet jeśliby los lub uczucie rzuciło ją w objęcia jednego z tych pracowników inteligentnych, stanowiących podstawę społeczeństwa, to i wtedy zapewne nie porzuci marzeń o wielkich dostatkach, chyba że znajdzie dozgonnego towarzysza o wyjątkowej przewadze umysłowej. Jeżeli to będzie kobieta głupia, podobne pojęcia jej staną się — po wylaniu morza łez, po rozwianiu się dymów pierwszych odurzeń miłosnych — przyczyną rozłąki, a energicznego i świadomego swych celów człowieka sprowadzą napowrót na drogę, wytkniętą mu przez jego powołanie. Ale im kobieta będzie sprytniejsza, a przytem — do pewnego stopnia — o pewniejszym i lepszym charakterze, tem panowanie jej nad mężem stanie się subtelniejszem i bardziej stanowczem. A wtedy łatwo jej będzie go skłonić do awanturniczego robienia pieniędzy i urzeczywistnienia jej marzeń o życiu wykwintnem. Kołyska, która odgrywała tak ważną rolę w życiu małżeństwa, opisanego poprzednio, tu już będzie niewątpliwie zbyteczną, — „ponieważ trzeba żyć” — to znaczy mieć nietylko przyjemne zajęcia, ale też wiele czasu na próżnowanie.
Wszystko to — w razie, jeżeli kobieta pozostanie wierną i kochającą małżonką — skłoni męża do wysilenia całej inteligencyi w kierunku zysków i do oddawania żonie najlepszych swoich godzin, wolnych od zajęć.
Drugi ten rodzaj małżeństw będzie prawdopodobnie typowym dla dzielnic miejskich. Związków podobnych nie zobaczymy już w oddzielnych domkach otoczonych ogrodami, ale w apartamentach w środkowej części stolicy lub jej centrach drugorzędnych. Umeblowanie ich mieszkań będzie stosowało się do mody w świecie bogatych; literatura, która tam znajdzie popyt, będą to podniecające i zajmujące powieści i romanse; pokoje upiększać będzie mnóstwo eleganckich gracików. Nie będzie tam ani kuchni, ani sług, ani pokoju dla dzieci. Domy podobne pojawią się w największej liczbie wśród klas, których celem będzie wzbogacenie się w działaniach politycznych lub handlowych, albo też wśród artystów i literatów, wśród ludzi, których dziećmi są ich dzieła. W ten sposób w tej części społeczeństwa za jakie lat pięćdziesiąt dom, pełen dzieci, stawać się będzie, rzecz prosta, coraz większą rzadkością.
Oto są dwa rodzaje małżeństw, których prawdopodobnie najwięcej napotkamy w przyszłości. Ale znajdą się tam i inne. Chociaż w tak wielu wypadkach nie ujrzymy dzieci w domach małżeństw wyżej opisanych, nie znaczy to bynajmniej, aby nie miały one potomków. Z pewnością wielu ojców nie potrafi skłonić matek swoich dzieci do rozciągnięcia opieki nad niemi w pierwszych latach życia. Do pewnego wieku często wychowywać się one będą po specyalnych pensyonatach, prawie nakształt sierot, karmione smoczkami, pod opieką nianiek. Zresztą praktykuje się to nieraz już dzisiaj, np. w Anglii, gdzie po miastach portowych istnieje wiele szkół przygotowawczych, przeznaczonych nietylko na kształcenie, ale też na pierwiastkowe wychowanie cokolwiek już podrosłych dzieci — coś nakształt dodatkowych ognisk domowych. Kierowniczkami takich zakładów są najczęściej kobiety niezamożne, które stają się dla wielu rodzin jakby „matkami pomocniczemi” — przeważnie kobiety o charakterach wyjątkowych i dużej inteligencyi.
W przedmiocie tym istnieje wiele jeszcze możliwości do zbadania. Nie możemy pominąć tutaj czynników, które podkopują instytucyę monogamii i wpływają na tworzenie się najróżniejszych związków w ilości daleko większej, niżby to można przypuścić. Stałe małżeństwo oparte na monogamii — to instytucya, która istnieje obecnie siłą inercyi i przyzwyczajenia oraz dzięki pewnym uczuciom i praktycznym zapatrywaniom, które zapewne ulegną poważnym zmianom wobec nowego rodzaju stosunków pomiędzy mężem a żoną, stosunków, spowodowanych obecnie coraz częstszem pojawianiem się rodzin bezdzietnych.
Praktyczną podstawą istnienia monogamii jest trwałość, jaką daje rodzinie; trwałość ta zapewnia po większej części dzieciom systematyczne wykształcenie i uczuciową atmosferę. Rodzina, oparta na monogamii, była niewątpliwie spoidłem społecznem i czynnikiem cywilizacyjnym w okresie, który poprzedził epokę maszyn. Nie trzeba jednak zapominać, że tak dla żony jak dla męża nierozerwalny związek monogamiczny wymaga pewnych poświęceń. Instytucya ta zjawia się w historyi dość późno i nie daje się przystosować w całości ani do psychologii, ani fizyologii żadnej istoty ludzkiej — z wyjątkiem niewielkiej ilości niezwykłych jednostek płci obojga. Ale przyznać trzeba, że monogamia dawała jednocześnie nagrodę, która wydawała się dostateczną w cywilizacyi bardziej spokojnej, szczególniej rolniczej: był nią ogromny rozwój uczuć rodzinnych, a szczególniej ukochania dzieci. Wspólnym celem stawała się wtedy praca nad ich przyszłością.
Ale jakżeby to się dało zastosować do małżeństw bezdzietnych i zmiennych, których pojawienie się w znacznej ilości przypuściliśmy, opisując drugi rodzaj związków?
Czyż ostoi się teraźniejsze poczucie bezgranicznej świętości nierozerwalnego związku małżeńskiego, skoro małżeństwo nie będzie już ściśle związanem z wychowaniem potomka, lub z wzajemną sympatyą i współdziałaniem małżonków we wspólnych celach? Czy kobieta czarująca, bezdzietna, która nie robi nic, a ma wysokie wyobrażenie o swoich prawach osobistych i z przyjemnością wydaje dochody męża, dogadzając własnym fantazyom — a takie spotykamy coraz częściej — czy będzie ona otaczana nadal czcią, należną małżonce, matce i współpracowniczce, korzystając z przywilejów tego stanowiska — tak, jak dzisiaj? I, w szczególności, czy pozostanie nieprzebytą owa otchłań, którą wytworzyły obyczaje pomiędzy taką kobietą a niezamężną, związaną z mężczyzną podobnymi węzłami i dokonywającą czynności identycznych? Powiew miłosierdzia przepływa nad światem. Niebezpieczeństwo, płynące dla kobiety z teoryi równej swobody płci, jest dosyć widocznem; ale czyż znajdzie się w roku 1950 człowiek, któryby rzucił kamieniem na dziewczynę-matkę, broniącą praw swoich? Coraz częściej w szeroko rozwijających się dzielnicach miejskich ludzie porzucać i zmieniać będą domowe ogniska, i to nawet wtedy, jeżeli to pociągać będzie dla nich pewne przykre następstwa towarzyskie i potępiający wyrok społeczeństwa.
Na korzyść zmian w prawach małżeństwa i rozwodu niemało wpłynie okoliczność, która skomplikuje w wysokim stopniu stan rzeczy. Dawniej było możliwem podtrzymywanie w każdem z państw, rządzonych — przynajmniej w praktyce — samodzielnie, różnych przeczących sobie nawzajem systemów moralnych; ale wraz z ustawicznemi ulepszeniami w sposobach komunikacyi i podróżowania pomiędzy różnemi prawami moralnemi nastąpią starcia coraz ostrzejsze. Już dzisiaj wynikają z tego powodu nieporozumienia. Naprzykład: mężczyzna lub kobieta, ofiara jakiegoś nieszczęścia w małżeństwie, wzięła rozwód w Stanach Zjednoczonych, wstąpiła jak najlegalniej w świecie w nowy związek zgodnie z prawami miejscowemi — a jednocześnie może być ona uważaną we Francyi lub Anglii za osobę, która popełniła bigamię i przestępstwo kryminalne. Dziecko może być zupełnie legalnem w Danii lub Australii, a będzie bękartem pod inną szerokością geograficzną. Są to dopiero pierwsze oznaki wstrząśnień daleko poważniejszych. Prawie każde wielkie mocarstwo europejskie, rozszerzając granice swoich państw kolonialnych, zagarnia pod swoją władzę mnóstwo narodów niechrześcijańskich, których nawracanie na wiarę chrześcijańską postępuje bardzo powoli, lub nie udaje się wcale. Otóż narody owe nie zawsze tkwić będą w granicach swoich państw. Ich książęta i bogacze niedługo powiększą zapewne masę kapitalistów europejskich, Europejczycy zaś rozgoszczą się w niemałej liczbie wśród tubylców — i oto za pomocą związków płci rozpocznie się wzajemne oddziaływanie na siebie ras, przyjmowanie „obyczajów miejscowych”, pomieszanie różnych zasad moralności. Mężowie stanu znajdą się w kłopotliwem położeniu, będąc zmuszonymi albo do rozszerzenia praw rozwodowych, do uwzględniania wymagań rasowych i religijnych, i możliwie uprawnionych zdrad małżeńskich — albo też będą musieli spokojnie patrzeć na pojawienie się klasy ludzi, którzy, mając szacunek dla siebie, nie będą go mieli dla praw i opinii społeczeństwa. Czy przesłanki moralne ulegną zmianom same przez się, czy dzięki poparciu prawa i sprawiedliwości, to postaci rzeczy nie zmienia. Owo rozluźnienie zasad moralnych nastąpi niewątpliwie w znacznej mierze dzięki postępowaniu niezależnych kapitalistów, klasy, która, jak to już zaznaczyliśmy, będzie używała niewidzianej nigdzie przedtem swobody działania.
Człowiek, istota tak niedoskonała i nieobliczalna, podległa namiętnościom tak nieprzewidzianym, o wyobraźni tak słabej, kierowanej inteligencyą tak często zawodną, otrzymuje nieograniczoną swobodę tylko pod groźbą niezliczonych niebezpieczeństw. Już w drugiem lub trzeciem pokoleniu, dla ludzi, którzy sprzedali możność kontrolowania i kierowania wzrostem bogactw społeczeństwa, aby być wolnymi, wolnymi od trosk, pracy, odpowiedzialności, i wymagań podyktowanych przez miejscowe obyczaje — wolność taka będzie znaczyła to samo, co przestępstwo, uleganie namiętnościom dla czczych przyjemności. Dość przypomnieć skutki bezgranicznej władzy i swobody w historyi rzymskich imperatorów.
Zbliżamy się do epoki, w której z powodu owego przewidywanego pomieszania zasad moralnych nacisk opinii publicznej w tej kwestyi znacznie zwolnieje, gdy religia nie będzie już przemawiała do wszystkich serc jednakowo, a kiedy będzie można poprostu łatwo uciec od surowych nagan sąsiadów, zmieniając miejsce pobytu. Dawniej, kiedy stolicą zwyrodnienia moralnego bywały dwory, zaraźliwość złego przykładu nie przekraczała granic owych dworów. Ale w przyszłości, każdy bogaty próżniak, należący do najbardziej wpływowej, licznej i szeroko wszędzie porozpraszanej klasy społecznej, odgrywać będzie do pewnego stopnia rolę dawnych dworów.
Jednakże wzrost ogólnego wykształcenia sprawi, że znajomość kodeksu prawnego będzie dostępną szerokim masom, a dzięki temu odpowiedzialność sądowa owych bogaczy może stać się równą odpowiedzialności każdego innego człowieka, a nie tak połowiczną lub… żadną, jak to bywało z „wielkimi” tego świata. Dlatego też absurdem byłoby przypuszczenie, aby nietylko zasady moralności miały stać się zmiennemi i niepewnemi, ale też wszelkie występki i deprawacye miały uchodzić bezkarnie.
Nie zanosi się na to, aby w niedalekiej przyszłości pojawił się człowiek, któryby narzucił społeczeństwom jakiś nowy, zupełnie odmienny kodeks moralny. Zasady pozostaną zapewne nominalnie te same, ale w praktyce będą one coraz częściej poniewierane i zastępowane przez przyjmujące się inne zasady zwyczajowe. Tak jak obecnie nie można mieć nadziei na jednozgodność w zapatrywaniach religijnych, tak samo w przyszłości można oczekiwać podobnego kompromisu, takiej cichej zgody z nowemi zasadami w kwestyach moralności w małżeństwie. Ale taki rozłam pomiędzy zasadami moralnemi a ich stosowaniem nie oznacza jeszcze bynajmniej ogólnego zepsucia — tak jak oddzielenie Kościoła od Państwa nie oznacza ogólnej niewiary. Znaczy to poprostu, że zamiast jednej, ogólnej moralności będzie wiele jej zasad indywidualnie pojmowanych. Każdy człowiek w tym względzie będzie sobie samemu nauczycielem. Będą zapewne przesłanki, na które zgodzi się każdy umysł, ale bliższe i częstsze stosunki łączyć będą tylko tych ludzi, którzy doszli do jednakowych wyników w kwestyi obyczajności. Innemi słowy, nastąpi pewne ugrupowanie, pewna segregacya moralna. Coś podobnego zaczyna się zapewne odbywać już dzisiaj. Ludzie zbierać się będą w małych grupach w podobny sposób, w podobnych związkach żyjących rodzin, a dzięki ulepszeniom w środkach komunikacyi, zwyciężeniu na świecie przestrzeni i tworzeniu się dzielnic, w których mieszkać będą ludzie podobnych zajęć — o czem mówiliśmy w pierwszych rozdziałach książki — z łatwością wytworzą się dzielnice o indywidualnym charakterze pod każdym względem. Każda z takich dzielnic będzie miała swoją własną odrębną kulturę, odrębne ideały, literaturę, ubiór, obyczaje, a może nawet mieszkańców jej wyróżniać będzie jakiś charakterystyczny wyraz twarzy. Wszystko to wpłynie w sposób szczególniej korzystny na swobodę i oryginalność myśli, choć może jej zarazem odebrać na pewien czas uniwersalność. Świat, o którym mówimy obecnie, długi czas nie będzie miał żadnego ogólnego, wspólnego ideału — a to pomimo łatwości, z jaką każdy nowy sposób myślenia będzie mógł przeniknąć we wszystkie zakątki świata. Życie ma już obecnie charakter zmienny, niepewny i jakby tylko doświadczalny. W końcu wieku XX będzie to stanowiło jeden z zasadniczych rysów historyi socyalnej: wielkie ruchliwe masy ludu przelewające się z miejsca na miejsce, grupy tworzące się, rozpadające i znowu się zbierające, wielkie tłumy istot, które szukają dróg swoich.
Życie dzisiejsze nie dlatego jest tak szarem, smutnem i bezbarwnem, żeby nie miało treści wewnętrznej, ale dlatego, że każda z nielicznych jednostek o bogatszym charakterze znika w bezładnej mieszaninie współczesnego świata. Ale wkrótce już jednostki o pokrewnych, wybitniejszych cechach zaczną się tu i owdzie gromadzić, nabiorą żywszych barw i odcieni, kultura ich zarysuje się w wyraźniejszych konturach, sposób myślenia i życia ich nabierze oryginalności, aż wreszcie może stąd powstać w jednej z dzielnic jaka myśl nowa, ściśle określona, która zapanuje nad innemi, pokrewnemi, narzuci im swoje wierzenia i zmusi do złączenia się w nową, silną klasę społeczną.
W zasadniczej kulturze ludzi pracujących, inżynierów, lekarzy, uczonych i t. р., znajdzie się coraz więcej wspólnych rysów, a zarazem różnić się ona będzie coraz bardziej od kultury tłumów mniej oddanych pracy i od klas dawniejszych. W nauce znajdą ci ludzie nowi sposób do zrozumienia prawdziwych zalet życia, a zarazem nabiorą pogardy dla występku. Nie można przewidzieć, co oni zmienią, a co pozostawią z dzisiejszych zasad moralnych, jeżeli za lat sto wystąpią jako zupełnie wyraźna i potężna cząstka społeczeństwa. Stworzą oni napewno naród moralny, stworzą literaturę, odpowiadającą ich potrzebom, przemyślą i zbadają mnóstwo zagadnień; jasnem będzie dla nich to, co nam się wydaje mętnem i zawikłanem, wystąpią z całą energią tam, gdzie my wahamy się i okazujemy słabość. Zajmą oni okolice, sprzyjające rozwojowi przemysłu, zdrowe, oddalone od moczarów, niszczących zdrowie. Najlepsza cząstka bogaczów ciężyć będzie ku tym ogniskom pracy, kultury i życia… Jeżeli jaka wielka katastrofa żywiołowa nie zniszczy wszystkiego, co człowiek stworzył na ziemi, wielkie te grupy mężczyzn zdolnych i wykształconych kobiet, pod wpływem sił, które zbadaliśmy dotychczas, staną się niewątpliwie żywiołem, który w końcu wypłynie z chaosu czasów przyszłych.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Herbert George Wells i tłumacza: Jan Kleczyński.