Wino i haszysz/Dwoisty pokój
| <<< Dane tekstu >>> | |
| Autor | |
| Tytuł | Dwoisty pokój |
| Pochodzenie | Poemat o haszyszu Wino i haszysz |
| Wydawca | E. Wende i S-ka |
| Data wyd. | 1926 |
| Miejsce wyd. | Warszawa |
| Tłumacz | Bohdan Wydżga |
| Źródło | Skany na Commons |
| Inne | Pobierz jako: EPUB Cały zbiór |
| Indeks stron | |
Pokój podobny marzeniu — pokój istotnie uduchowiony, gdzie nieruchome powietrze zlekka napojone barwą różową i niebieską.
Tu dusza nurza się w lenistwa kąpieli, do której dolano zapachu żalu i pożądania. — Jest w tem coś ze zmroku, i z niebieskości. i z różowości — sen rozkoszy w czas zaćmienia.
Meble mają formy wydłużone, ścielące się i omdlałe. Meble zdają się marzyć: możnaby sądzić, że obdarzone są życiem lunatycznem, półsennem — jak świat roślinny i mineralny. Tkaniny mówią niemym językiem — jak kwiaty, jak niebiosa, jak zachodzące słońce.
Na ścianach żadnej ohydy artystycznej. – W stosunku do czystego marzenia — do nieanalizowanego wrażenia — sztuka zdecydowana, sztuka konkretna jest bluźnierstwem. Tutaj wszystko posiada cudowny umiar wyrazistości — poi słodkiem ukojeniem harmonji.
Ledwie wyczuwalna woń najwyszukańszego wyboru z przymieszką lekkiej wilgoci unosi się w tej atmosferze, w której myśl drzemiącą kołyszą wrażenia cieplarniane.
Muślin spływa obficie od okien i łoża — opada w śnieżnych kaskadach. Na łożu tem spoczywa Bóstwo — królowa marzeń. Ale jak się tu znalazła? Kto ją tu przywiódł? Jaka moc czarodziejska wprowadziła ją na ten tron marzeń i rozkoszy? Mniejsza o to! Jest — poznaję ją! Tak, to jej oczy, których płomień przenika mroki — te subtelne i okrutne gwiazdy prześwietlające; poznaję je po strasznej psotności. Przyciągają, biorą w jasyr — pożerają wzrok niebacznego, który w nie spojrzy. Badałem je często — te gwiazdy czarne, które narzucają duszy zaciekawienie i podziw.
Jakiemu przyjaznemu duchowi zawdzięczam, żem oto otoczon tajemnicą, milczeniem, spokojem i wonią? O, błogości niewzruszona! To co zwykle nazywamy życiem, nawet w jego najszczęśliwszych wylaniach jakże jest pospolite w porównaniu z tem czystem życiem, którego zaznaję w tej chwili i które smakuję minuta za minutą, sekunda za sekundą!
Nie, nie ma już minut, nie ma sekund! Czas zniknął; to Wieczność panuje – wieczność rozkoszy!...
Nagle uderzenie — przeraźliwe, ciężkie – rozległo się u drzwi, i jak w snach piekielnych — zdało mi się, żem otrzymał cios motyką w żołądek.
Zaczem weszła Zmora. — To komornik, który schodzi torturować mię w imieniu prawa; ohydna nałożnica, która przychodzi lamentować i złorzeczyć, dorzucając pospolitość swego istnienia do cierpień mojego — lub redakcyjny chłopiec do posyłek, dopominający się o dalszy ciąg rękopisu.
Rajski pokój, bóstwo, królowa marzeń — Sylfida. jak mówił wielki René — cały ten świat czarowny zniknął wraz z brutalnem uderzeniem Zmory.
Co za ohyda! Przypominam sobie — przypominam! Tak, ta nora, miejsce pobytu wiecznej nudy — należy do mnie. Oto idjotyczne meble — zapylone, pootrącane; kominek bez płomienia i żaru — zapluty; smutne szyby, na których deszcz poznaczył ślady w kurzu; rękopisy pokreślone, lub niepodokańczane; kalendarzyk, w którym ołówek poczynił złowróżbne znaki!
I owa woń z innego świata, którą upajałem się z udoskonaloną wrażliwością, została wyparta przez zadomowiony, skwaśniały zaduch, powstały ze związku dymu tytuniowego z jakąś wywołującą nudności stęchlizną. Oddycha się tu teraz zjełczałem opuszczeniem.
W całym tym ciasnym, a tak obmierzłym światku jeden jedyny zażyły przedmiot pociąga ku sobie — to flaszka laudanum; stara, straszna przyjaciółka — niestety, jak wszystkie przyjaciółki, szczodra na pieszczoty i zdrady.
Tak! Czas powrócił. — Czas panuje teraz samowładnie, a wraz z odrażającym tym starcem wrócił cały piekielny jego orszak — Wspomnień, Żalów, Spazmów, Trwóg, Udręczeń, Zmor, Gniewów i Newroz.
Teraz sekundy znaczą się dobitnie, solennie, i każda z nich, wyskakując z zegara, mówi: „Jestem Życie — ohydne, nieubłagane Życie!“
W życiu ludzkiem jest jedna tylko Sekunda, której danem jest obwieścić dobrą nowinę — dobrą nowinę, budzącą jednak w każdym niewytłumaczony lęk.
Tak — Czas króluje; objął on z powrotem swą brutalną władzę. Pobudza mię jak wołu podwójnym swym ościeniem: — He-ej! Rusz się, bydlę! Ociekaj potem, niewolniku! Żyj, potępieńcze!“