Wiewiórka (Pawlikowska-Jasnorzewska, 1933)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Tytuł Wiewiórka
Pochodzenie Śpiąca załoga
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WIEWIÓRKA


Drzewny pajacyk. Florek, wiewiórka,
O oczach włocha, a brzuchu turka,
O uszach djabła, ruchach warjata,
Komik, filozof i akrobata,
Zasiadał, biorąc w szybkie obroty
Orzech buczyny — trójkącik złoty,
Ząb słonecznika — orzech laskowy
Lub włoski — większy od jego głowy —
I jadł, nadęty, pełen przesady,
Wyglądem swoim dając mi radę,
By w każdą czynność — choćby w jedzenie,
Kłaść przekonanie, zapał, natchnienie.
Krząkając, trenem szastając rudym,
Chodził w trop za mną. Nie znał obłudy.
Gryzł, lecz żartami. Wciąż pełen pieczy
I obliczenia, by nie skaleczyć.
Bo nie powinien drasnąć przyjaciel.
O, przyjaciele! Czy uważacie?
Serduszko jego wesołe, skore,
Dla wszystkich innych serc było wzorem,
Jakby mówiło: i cóż za sztuka
Tak równo stukać, tak pięknie pukać?

Florek był światły. Czy zjadł chininę,
Czy pił atrament — wiedział co czyni,
Bo biały proszek z kory pochodzi,
A galas z dębem atrament zrodził.
Co do orzechów — chytry jak kupiec!
Puste poznawał już po skorupie.
To mi na głowie z uporem siedział,
Loki rozrzucał i burzył przedział,
To mnie obiegał, prędko, radośnie,
Jak zwykł przebiegać po dębie, sośnie,
Dając mi znowu lekcję zabawy:
Jak serce leczyć, od smutku zbawić
I całym sobą szaleć w rozpędzie,
Bez troski o to, co dalej będzie.
Skakał — (patrzałam, co znów rozbije?)
Poczem mnie długo całował w szyję,
Przyjmując wzajem moje pieszczoty:
Usta na oczach wypukłych, złotych...
A pyszczka jego dar przyjacielski
Był upojeniem rajskiem, anielskiem,
Szczęściem wzbronionem, o świecie! wiedz to,
Za mięsożerstwo i za łowiectwo,
Aż raz — w godzinie złej, urzeczonej —
Drzwi zgniotły kłębek rudo-czerwony.
Już się wiewiórka po ziemi wlecze,
Zmoczona z krzyża wytrysłym mleczem,
A piękny ogon, płomyk borowy,
Uwiądł, tragicznej pełen wymowy.
Z oczami w moich — drżąca ze zgrozy,
Bez księdza, modlitw i bez narkozy

Daje mi lekcję dumy milczenia,
Gdy przyjdzie płacić długi istnienia.
I bierze — obca wszelkiej pociesze —
Z zimnych rąk śmierci — twardy orzeszek...







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.