Wieczerza Pańska

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kasprowicz
Tytuł Wieczerza Pańska
Pochodzenie Mój świat
Pieśni na gęśliczkach i malowanki na szkle
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawn. „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WIECZERZA PAŃSKA
(MALOWANKA NA SZKLE)

„Ledwie się położyłeś,
A już się zrywasz“, tak powie,
„Czy nie widzicie, matulu?
Przyszli apostołowie!

Zapewne zgłodzeni z drogi
Pukają do naszych drzwierzy,
Pójdę im usługiwać
Przy apostolskiej wieczerzy“.

Weszli do izby i z ramion
Jęli zdejmować toboły
Ci święci, brodaci ludzie,
Te boże apostoły.

Jeden z nich z płachty wyjmuje
Świeże girlandy różane
I piękne kwiaty przybija
Drobnemi gwoździami na ścianę.

A inny znowu z swej torby
Wydobył rybę suszoną.
Widać, jak głód ich rozpala,
Bo strasznie im oczy płoną.

Znów inny kawałek „moskala“[1]
Na zgrzebnym położył obrusie:
„Masz, najedz się dzisiaj dosyta,
Kochany Panie Jezusie!“


Skromna to bardzo wieczerza,
Radość nie będzie zbyt wielka,
Bo wina stoi na stole
Zaledwie jedna butelka.

„Skąd oni ten drobiazg wzięli? —
Gromadziciele to marni —
Człek mądry daleko więcej
Z każdejby uniósł śpiżarni“.

Rozsiedli się, jako mogli,
Włochaci pielgrzymowie,
Jan Święty umieścił się zaraz
Przy Jezusowej głowie.

Pan Jezus się k’niemu przechylił
I, błogosławiąc wino,
Szepce mu cicho do ucha:
„A ino, mój druhu, a ino!“

„O ty, szczęśliwa godzino!
W tem towarzystwie dobranem,
Chciałbym przy Tobie, o Jezu,
Być także świętym Janem“.

Tuż obok z wielkiemi kluczami
Piotr święty się usadowił
I z wędką w drugiej ręce,
Jakby gdzieś ryby łowił.

A tu, na samym rogu, —
„O, temu połamię żebra!
Przykucnął niewierny Judasz
Z workiem marnego srebra.


„Przyjmijcie mnie k’sobie, ojcowie,
Sprawować się będę przykładnie,
I liczba się wasza nie zmieni,
Bo, juści, ten Judasz odpadnie.

Będę wam służył, jak mogę,
Do lasu biegł po jagody
I niejednego łososia
Z cudzej wyciągnę wody.

Bo przecież, mędrkuje dalej,
Różę ściągając z obrusa, —
„Warto być nawet złodziejem,
Gdy idzie o Pana Jezusa.

A zresztą świat się odmieni, —
I k’nam się wieść taka niesie, —
Iż żadnem nie będzie złodziejstwem
To, co jest w wodzie i w lesie.

Zabraknie tylko wina, —
Jest, ponoć, niezłe u Graja,[2]
Jeno na każdym kroku
Spotkać tam policaja.

A zresztą, o Panie miły,
O, przenajsłodszy Panie,
Ty sam się na nie zdobędziesz,
Jak w Galilejskiej Kanie!“







  1. Placek owsiany.
  2. Winiarnia w Nowym Targu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.