Poprzez ugorne, szare pola I łany ściernisk niezorare Wlecze się ciężko ludzka Dola...
Idzie, kalecząc świeżą ranę —
Upiorne lice kryje w chustę
I wzrokiem męki patrzy w puste,
Odłogiem śpiące, żyzne pola...
Jakież to czasy niesłychane: Cmentarz na niwie... Tam zasieków Wlecze się straszna człecza przędza... Wieś w pogorzeli... czernią zgliszcza Mokre od łez wylanych ścieków... Z gruzów majaczy tępa Nędza — — Żali Zatraty czas się ziszcza?...
Na żertwę idzie Śmierć znużenie
Pomor zajadle ją popycha
A tam przy progu już Głód czyha
— Przebóg! kto one widma żenie?...
— „Chleba naszego daj nam, Panie“... — Gdzieś się w piwnicy modli dziecię... Nagle się wstrząsa cisza głucha Okrzyk się wyrwał z piersi matki, Że Bóg dzieciny nie wysłucha...