Wicehrabia de Bragelonne/Tom I/Rozdział XXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXII.
SPRAWY PAŃSTWA.

Kardynał, wchodząc do gabinetu, zastał hrabiego de La Fere, który, czekając, podziwiał obraz Rafaela, zawieszony nad kredensem, zastawionym złotemi naczyniami. Mazarini wszedł powoli, lekki i milczący jak cień, pilnie przypatrując się, jak zwykle, twarzy hrabiego, bo z fizjognomji mającego przemówić chciał zawsze odgadnąć, jaki będzie skutek rozmowy.
Zauważył też zaraz, iż Athos jest bardzo grzeczny, lecz grzecznością zimną, prawie wyniosłą, nie mającą w sobie nic z pokory dworaków.
Ubiór Athosa był czarny ze skromnemi srebrnemi haftami. Ale miał na sobie order ś-go Ducha, Podwiązki i Złotego runa, trzy ordery, tak znakomite, że tylko król lub aktor może je razem nosić.
Mazarini długo szukał w pamięci, nieco już nadwyrężonej, nazwiska tej lodowatej postaci, lecz napróżno, nie mógł go sobie przypomnieć.
— Dowiedziałem się, — rzekł wreszcie, — że przybył do mnie posłaniec z Anglji.
I usiadł, dając znak odejścia Bernouinowi i Briennowi, który, jako sekretarz, przygotowywał się do pisania.
— Tak jest, od Jego Królewskiej Mości, króla Anglji — odpowiedział poseł.
— Jak na Anglika, mówisz pan bardzo czysto po francusku, — rzekł z przymileniem Mazarini, przyglądając się ciągle przez palce Świętemu Duchowi, Podwiązce i Złotemu runu, a nadewszystko twarzy posłańca.
— Nie jestem anglikiem, lecz francuzem — odpowiedział Athos.
— To rzecz szczególna, król Anglji wybiera Francuzów na ambasadorów; dobra to wróżba... Jakże nazwisko pańskie?...
— Hrabia de La Fere, — odpowiedział Athos z lekkim ukłonem, niezgodnym ani z etykietą, ani z dumą wszechwładnego ministra.
Mazarini wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: nie znam tego nazwiska.
Nie widać było, ażeby to obraziło Athosa.
— Przybywasz pan, — mówił dalej Mazarini — ażeby donieść mi...
— Przybywam od Jego Królewskiej Mości króla Wielkiej Brytanji, ażeby donieść królowi Francji...
Mazarini zmarszczył brwi.
— Ażeby donieść królowi Francji, — powtórzył niezrażony Athos, — o szczęśliwym powrocie Jego Królewskiej Mości Karola II-go na tron jego przodków.
— Masz pan zapewne pełnomocnictwo?... — zapytał Mazarini opryskliwie.
— Mam — odpowiedział sucho Athos.
— Jeżeli tak, racz mi je pan pokazać.
Athos wyjął papier z aksamitnego, haftowanego woreczka, jaki nosił na piersiach, pod suknią.
Kardynał wyciągnął rękę.
— Wybacz Wasza Wysokość... — rzekł Athos.
Wyraz „wysokość“ z trudem przedarł się przez jego usta; zdawało się, że język mu się poplątał.
Potem dodał:
— Pismo to jest do króla.
— Ponieważ pan, jesteś francuzem, powinieneś więc wiedzieć, co znaczy pierwszy minister na dworze Francji.
— Był czas — odpowiedział Athos, — kiedy zastanawiałem się nad znaczeniem pierwszych ministrów, i już od wielu lat, skutkiem namysłu, utwierdziłem się w postanowieniu, że listu do króla nie oddam nikomu, tylko królowi.
— Kiedy tak — odpowiedział rozgniewany Mazarini, — nie zobaczysz pan ani ministra, ani króla.
Mazarini powstał.
Athos włożył depeszę do woreczka, skłonił się sztywno i postąpił kilka kroków ku drzwiom.
Ta zimna krew rozjątrzyła kardynała.
— Dziwne postępowanie dyplomatyczne!... — zawołał — czy żyjemy w czasach, kiedy Kromwell wyprawiał do nas siepaczy za swoich pełnomocników?... brakuje panu tylko kaszkietu na głowie i biblji za pasem.
— Panie — odpowiedział zimno Athos, — nie miałem nigdy takiej, jak Wasza Wysokość przyjemności, rozprawiać z Kromwellem, a jego pełnomocników tylko ze szpadą w ręku widziałem; nie wiem więc, jak się rozprawiali z pierwszymi ministrami. Co do króla Anglji, Karola II-go, wiem, że kiedy pisze do Jego Królewskiej Mości króla Ludwika XIV-go, to nie pisze do Jego Wysokości kardynała ministra, a w tem odróżnieniu nie widzę żadnej dyplomacji.
— O!... — zawołał Mazarini, podnosząc wychudłą głowę i uderzając ręką w pożółkłe czoło — teraz sobie przypominam!..
Athos spoglądał na niego zdziwiony.
— Tak, już wiem!... — mówił kardynał, przypatrując się ciągle hrabiemu; — tak, już wiem... poznałem pana, a! diavolo!... już się nie dziwię.
— Lecz ja dziwiłem się — rzekł Athos z uśmiechem, — że Wasza Wysokość, mając tak wyborną pamięć, nie poznałeś mnie.
— Zawsze uparty i zawsze kłótliwy... panie, panie... jakże cię nazywano?... zaraz... nazwisko rzeki... Potamos... nie... nazwisko wyspy... Naxos... nie, e per Jove, nazwisko góry... Athos!... otóż mam!... Cieszę się, że pana widzę i że nie jestem w Reull, gdzie musiałem się okupić panu i jego przeklętym spólnikom... Fronda!... jeszcze Fronda!... przeklęta Fronda jeszcze mi się czuć daje. A panie, dlaczego twoja uraza przeżyła moją?... Jeżeli kto może się żalić, to nie pan zapewne, bo wyszedłeś z tej sprawy nietylko cały, lecz nawet ze wstęgą Świętego Ducha na szyi.
— Panie kardynale, — odpowiedział Athos — racz mi przebaczyć, że pomijam wszelkie wspomnienia przeszłości i nie zastanowię się nad uwagami Waszej Wysokości. Mam do wypełnienia zlecenie... czy Wasza Wysokość raczy ułatwić mi dokonanie mojej misji?...
— Dziwię się — rzekł Mazarini uradowany, że go pamięć nie zdradziła, i gotowy do złośliwych docinków — dziwię się, panie Athos... że taki frondysta przyjął misję do Mazariniego, jak mówiono za dobrych czasów...
I zaczął się śmiać, pomimo dolegliwego kaszlu, który przerywał każdy wyraz i mowę zamieniał w ciągłe łkanie.
— Ja tylko do króla Francji przyjąłem misję, — odparł hrabia, lecz z mniejszą cierpkością, bo sądził, że dość już ma przewagi nad przeciwnikiem i że może okazać się łagodniejszym.
— Dziwny pan jesteś z takim uporem; widać, żeś się ocierał o purytanów. Znam lepiej od pana jego tajemnicę, i powinieneś był mieć wzgląd na człowieka starego i cierpiącego. Nie chcesz pan nic powiedzieć?... dobrze; nie chcesz mi pan powierzyć listu?... i na to się zgadzam; pójdź pan do mego pokoju, będziesz mówił z królem i przed królem... Lecz jeszcze jedno słowo: kto panu dał Złote runo?... Przypominam sobie, żeś pan miał Podwiązkę, ale o Złotem runie nic nie wiedziałem.
— Z powodu małżeństwa Jego Królewskiej Mości Ludwika XIV-go, Hiszpanja przysłała niedawno królowi Karolowi II-mu patent Złotego runa, z miejscem próżnem do zapisania nazwiska; Karol II-gi zaraz mi go oddał, wpisawszy moje nazwisko w próżne miejsce.
Mazarini powstał z krzesła, a wspierając się na ramieniu Bernouina, wchodził do alkowy w chwili, gdy właśnie zapowiadano w sali przybycie księcia Kondeusza, i istotnie książę Kondeusz, książę krwi, zwycięzca z pod Rocroy, Lens i Nordlingen, wszedł do kardynała, otoczony swoimi dworzanami, i już kłaniał się królowi, kiedy pierwszy minister odsunął firankę.
Athos spostrzegł Raula, ściskającego rękę hrabiego de Guiche, i z uśmiechem odpowiedział na jego ukłon, pełen uszanowania.
Spostrzegł także radość kardynała, kiedy tenże zobaczył przed sobą na stole ogromna kupę złota, które hrabia de Guiche wygrał dla niego od czasu, jak kardynał powierzył mu karty. Zapomniał więc o ambasadorze, poselstwie i księciu; wszystkie jego myśli zajęło złoto.
— Jakto!... — zawołał starzec — to wszystko... wygrane?...
Po chwili jednak przypomniał sobie, iż obiecał dopomóc Athosowi w spełnieniu polecenia.
Zwrócił się tedy do króla:
— Najjaśniejszy Panie, mam zaszczyt przedstawić Waszej Królewskiej Mości pana hrabiego de La Fere, ambasadora Jego Królewskiej Mości króla Wielkiej Brytanji. — Sprawy Państwa!... panowie — dodał, żegnając ręka osoby w salonie i wszyscy, z księciem Kondeuszem na czele, znikli za jednem poruszeniem Mazariniego.
Raul rzucił jeszcze jedno spojrzenie na hrabiego de La Fere i wyszedł za Kondeuszem.
Filip Andegaweński i królowa zdawali się naradzać, czy mają wyjść.
— Sprawy familijne — rzekł żywo Mazarini, zatrzymując ich na miejscach. — Ten pan przynosi królowi list, w którym Karol II-gi, przywrócony na tron, żąda związku między księciem bratem króla i księżniczką Henrietą, wnuczką Henryka IV-ego. Panie hrabio, racz złożyć królowi listy wierzytelne.
Athos osłupiał z zadziwienia. Jakim sposobem minister mógł wiedzieć o treści listu, którego nie czytał?...
Uroczyste milczenie zapanowało w pokoju kardynała. Przerywał je tylko głuchy brzęk złota, które Mazarini wychudłą i żółtą ręką zgarniał do szkatułki, kiedy król list czytał.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.