Wesele (Wyspiański)/Akt I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Wesele
Podtytuł Akt I
Wydawca nakład autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DEKORACYA:

Noc Listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem pół-błękitu obejmująca i sprzęty i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przezedrzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i, przygłuszający wszystką nutę, jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki...,
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę,... wirujący dookoła, w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko, przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; — za oknem ciemno, mrok, — za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze, poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu prosie drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przytem na izbie biórko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biórkiem fotografia matejkowskiego Wernyhory i litograficzne odbicie matejkowskich Racławic. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącemi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowemi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem.
Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie w koralach i koronie polskiej Królowej, z dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło.
Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.


RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM.

SCENA 1. CZEPIEC, DZIENNIKARZ.
CZEPIEC
Cóż tam panie w polityce?
Chińczyki trzymają się mocno!
DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu,
mam przez cały dzień dosyć Chińczyków
CZEPIEC
Pan polityk!
DZIENNIKARZ

otóż właśnie polityków

mam dość, po uszy, dzień cały
CZEPIEC
kiedy to ciekawe sprawy
DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy; —
wiecie choć, gdzie Chiny leżą
CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy
DZIENNIKARZ

A po co — ?

CZEPIEC
Sami się do światu garniemy
DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki
CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna
DZIENNIKARZ
ale tu wieś spokojna, —
niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna
CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu,
Pon nos obśmiwajom w duchu. —
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich jak my był Głowacki.
A jak myślę, że panowie
duza by już mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!


SCENA 2. DZIENNIKARZ, ZOSIA.
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek:
jak zesiądzie z konika, jest smutny,
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny
DZIENNIKARZ
to nie komplement, to czuję
i tego bynajmniej nie tłumię
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować kiedy uczucie
a kiedy salonowa zabawka, —
ale w tym razie
DZIENNIKARZ
to sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła
ZOSIA
Prawda? tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka,
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek
DZIENNIKARZ
A obrazek malowny, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne
ZOSIA
widzę, znawca osobliwy
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa
ZOSIA
że pan jak Lohengrin śpiewa
nademną, jak nad łabędziem,
że my dla siebie nie będziem
i pocóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
oto tak, tak z rozlewności
towarzyskiej.


SCENA 3.
RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA
ach cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
co serdeńko?
HANECZKA
tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my
RADCZYNI
Może który z panów zechce
ZOSIA
z nikim z panów tańczyć nie chce
RADCZYNI
potańcujcie trochę same
ZOSIA
mybyśmy chciały z drużbami,
z tymi, co pawiemi piórami
zamiatają pułap izby
RADCZYNI
poszłybyście tam do ciżby
HANECZKA
to tak miło, miło w ścisku
RADCZYNI
Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni ztąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku
to nie dla was
ZOSIA
My wrócimy zaraz
RADCZYNI
Cóżeś ty tak dziś wesoła
odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła
HANECZKA
Ciotusieńka zła okropnie,
zła okrótnie, — a przelotnie, —
zaraz buzie pocałuję
RADCZYNI
Hanka zawsze swego dopnie, —
niech się panna wytańcuje


SCENA 4. RADCZYNI, KLIMINA.
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu
RADCZYNI
Pochwalony, — gospodyni
KLIMINA
tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
po wójcie wdowa
RADCZYNI
Radczyni
jestem z Krakowa
KLIMINA
macie syna
RADCZYNI
tańcuje tam,
KLIMINA
niech się bawi;
som ta dziwki, niech nie stoją
RADCZYNI
jakoś mu nie idzie skoro,
bo się ino pogapuje
KLIMINA
panowie dziwek się boją;
zaraz która co przyniesie,
ino roz sie przetańcuje
RADCZYNI
wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie
KLIMINA
myślałam, pomówię z matusią,
toby wnuczka kołysała
RADCZYNI
a toście wy skora kumosiu;
ledwo że w koło spojrzała,
jużby mi synów swatała
KLIMINA
hej, josie bawiła wprzódzi,
terozbym lo inszych chciała.
Coraz więcej potrza ludzi.
Żeniłabym, wydawała!


SCENA 5. ZOSIA, KASPER.
ZOSIA
drużba tańczy, proszę ze mną
KASPER
panienka obcesem wpada
ZOSIA
a w kółeczko
KASPER
do okoła.
Panienka se ta wesoła.
Ano Kaśka będzie rada,
jak przestoi
ZOSIA
Kaśka, jaka?
KASPER
ano ta, co w kącie taka
ZOSIA
druchna?
KASPER
juści, druchna pirso,
co mi ją na żone rają
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła
KASPER
panienka się nie zgniwają,
że ją lepiej gabne w pasie,
ano Kaśka w sobie syrso
ZOSIA
pewno drużba kocha Kasie
KASPER
Panienka se ta wesoła
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła


SCENA 6. HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
Jakby Jasiek chciał tańcować,
tobym z Jaśkiem tańcowała
JASIEK
a mogę sie ofiarować,
by ino panienka chciała
HANECZKA
Proszę, proszę, chwilkę w koło,
jak wesoło, to wesoło.
Jasiek dzisiaj pierwszy drużba
JASIEK
najmilso mi tako służba

SCENA 7. RADCZYNI, KLIMINA.
RADCZYNI
cóżta gosposiu na roli,
czyście sobie już posiali
KLIMINA
tym ta casem sie nie siwo
RADCZYNI
a mieliście dobre żniwo
KLIMINA
Dzięka Bogu, tak ta bywo
RADCZYNI
jak złe żniwo, to was boli,
żeście się napracowali
KLIMINA
zawszeć sie co przecie zgarnie
RADCZYNI
dobrze sobie wyglądacie
KLIMINA
i pani ta tyz nie marnie
RADCZYNI
jeszcze się widzicie młoda
KLIMINA
jak po Marcinie jagoda
RADCZYNI
może jeszcze się wydacie
KLIMINA
a cóz sie ta tak pytacie


SCENA 8.
KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
Proszę nas niezapominać
KSIĄDZ
Są i tacy co mną gardzą,
żem jest ze wsi, bom jest z chłopa.
Patrzą koso, — zbędą prędko,
a tu mi na sercu lentko.
Sami swoi, polska szopa
i ja z chłopa i wy z chłopa
PAN MŁODY
ksiądz dobrodziej już niebawem
będzie nosić pelerynkę
KSIĄDZ
może i należy mi się;
lecz pewnego nic nie wi się.
Inni także robią ślinkę;
może sprawię pelerynkę, —
PAN MŁODY
może z konsystorza przecie
popatrzą okiem łaskawem,
życzę bardzo
PANNA MŁODA
choć co dadzą;
ino te ciarachy tworde,
trzaby stoć i walić w morde
PAN MŁODY
moja duszko, tu sie mówi
o kościelnej dostojności,
którą mają przyznać Jegomości
PANNA MŁODA
jo myślała, że co inne
KSIĄDZ
naiwne to i niewinne


SCENA 9.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
cięgiem ino radbyś godać.
Jakie to kochanie bedzie
PAN MŁODY
a ty wolisz całowanie, —
będziesz kochać a powiedz-że
PANNA MŁODA
Przeciem ci już wygodała.
Przecież ci mnie nikt nie wydrze
PAN MŁODY
serce do kochania radsze;
Toś już moja! Radość, szczęście;
nie myślałem, że tak wiele
PANNA MŁODA
ano chciałeś, masz wesele
PAN MŁODY
ach, nie patrzę, jak całuję;
nie całuję, kiedy patrzę,
a lica masz coraz gładsze
PANNA MŁODA
A krew sie tak resumuje
PAN MŁODY
Pocałujże, jeszcze, jeszcze,
niechże tobą się napieszczę:
usta, oczy, czoło, wieniec
PANNA MŁODA
takiś ta nienasyceniec
PAN MŁODY
nigdy syty, nigdy zadość;
taka to już dla mnie radość;
całowałbym cię bez końca
PANNA MŁODA
a to męcąco robota;
nie dziwota, nie dziwota,
żeś tak zbladnoł, taki wrzący
PAN MŁODY
nie chwalący, nie chwalący,
spokoju mi nie dawały
PANNA MŁODA
abo chciałeś
PAN MŁODY
same chciały
PANNA MŁODA
Cóz-ta za śkaradne śtuki
PAN MŁODY
myśmy takie samouki;
kochałem się po różnemu
a ciebie chcę po swojemu,
po naszemu,
PANNA MŁODA
a no z duszy,
jak ci dobrze, niech ta bedzie
PAN MŁODY
teraz ci mnie nic nie zwiedzie.
Takem pragnął, zboża, słońca...
PANNA MŁODA
Mos wesele! — podź do tońca!


SCENA 10. POETA, MARYNA.
POETA
Żeby mi tak rzekła która,
sercem już dysponująca,
tak po prostu, no chcę ciebie,
jak jaka wiejska dziewczyna
MARYNA
to niby ja ta dziewczyna,
ja oświadczyć się mająca?
Skądże taka pewna mina?
POETA
wcale insze miałem plany,
jeźlim plany miał w ogóle, —
chciałem coś powiedzieć czule,
chciałem zapukać w serduszko,
coś usłyszeć, coś podsłuchać:
jak się to tam musi ruchać,
jak się to tam musi palić
MARYNA
muszę panu się pożalić,
w serduszku nie napalone;
jak kto weźmie mnie za żone,
będzie sobie ciepło chwalić;
muszę panu się pożalić:
choć zimno, można się sparzyć
POETA
Amor mógłby gospodarzyć
MARYNA
Amor ślepy, może zdradzić
POETA
Amor: duch skrzydlaty, gończy
MARYNA
Pretensyi do skrzydeł wiele
POETA
więc się na pretensyach kończy
MARYNA
a nie kończy się w kościele.
POETA
byłby to już Amor w klatce
MARYNA
lis w pułapce
POETA
motyl w siatce
MARYNA
Paź królowej na usługach
POETA
ślub po zapłaconych długach.
Miłość nęci rozmaita
MARYNA
a to z nami kwita
POETA
kwita, —
nie myślałem, że coś świta,
pani prawie obrażona
MARYNA
Czegoż to pan jeszcze szuka
POETA
że nie poszła w las nauka
MARYNA
któż się uczył?
POETA
tak wzajemnie:
ja od pani, pani ze mnie
MARYNA
a na cóż mnie tej nauki?
POETA
Na nic
MARYNA
więc?
POETA
sztuka dla sztuki
MARYNA
zawrót głowy, wielka chwała;
niech pan sztuki płata różne,
bylebym ja spokój miała
POETA
rozmowa z panienką młodą,
jak ją zwykle młodzi wiodą
w takim stylu skrzydełkowym,
rozmowa z panną upartą
o miłości, o Amorze,
o kochaniu, co w tym, owym
z nagła się przejawić może; —
szepty z panną czarującą
przez pół seryo, przez pół drwiąco, —
zawsze jeszcze studyum warto
MARYNA
przez pół drwiąco, przez pół seryo
bawi się pan galanteryą
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Coś jak liryzm struna brzękła;
ja o pana się przelękła,
że ta strzała niespodziana
może trafić, ale pana.
Słucham co to za wymowa
POETA
Słowa, słowa, słowa, słowa
MARYNA
ale gdzieta, ale gdzieta
POETA
bawię panią galanteryą
przez pół drwiąco, przez pół seryo;
stąd się styl osobny stwarza:
nikt nikogo nie dosięga,
nikt nikogo nie obraża, —
na łokcie różowa wstęga, —
nie prowadzi do ołtarza —
tajemnicą jest kobieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta


SCENA 11.
KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
KSIĄDZ
zwracam się do panny młody,
pijąc do pana młodego
PANNA MŁODA
cóz takiego, cóz takiego,
KSIĄDZ
może, hm, po pewnym czasie,
bo to człowiek jest człowiekiem,
ot przykładem tylu ludzi, —
bo to człowiek jest człowiekiem,
usiada się tylko z wiekiem
PANNA MŁODA
niby jak to kwaśne mliko
KSIĄDZ
wyście młodzi, wyście młodzi,
choć się dzisiaj wszystko godzi,
przyjdzie czas, co was ochłodzi
PAN MŁODY
Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi,
niech nie trudzi się dobrodziej,
wdał się Pan Bóg już w tę sprawę
i ten wszystko załagodzi;
byliśmy rano w kościele,
braliśmy ślub u ołtarza
KSIĄDZ
no, ale to tak się zdarza;
ogromnie przypadków wiele
i przypomnieć pożytecznie
PAN MŁODY
Podziękujże za obawę
PANNA MŁODA
Zdarłabym jej łeb, jak krosna
PAN MŁODY
a kocha, bo jest zazdrosna
KSIĄDZ
ach, kolorowa bajecznie!


SCENA 12.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PAN MŁODY
Kochasz ty mnie
PANNA MŁODA
moze, moze, —
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
bo mi serce wali młotem,
bo mi w głowie huczy, szumi,...
moja Jaguś, toś ty moja
PANNA MŁODA
twoja, jak trza, juści twoja;
bo cóż cie ta znów tak dumi,
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
a ty z twoim sercem złotem
nie zgadniesz dziewczyno-żono,
jak mi serce wali młotem,
jak cie widzę z tą koroną,
z tą koroną świecidełek,
w tym rozmaitym gorsecie,
jak lalkę dobytą z pudełek
w Sukiennicach, w gabilotce:
zapaseczka, gors, spódnica,
warkocze we wstążek splotce;
że to moje, że to własne,
że tak światłem gorą lica
PANNA MŁODA
buciki mom troche ciasne
PAN MŁODY
a to zezuj, moja złota
PANNA MŁODA
ze sewcem tako robota
PAN MŁODY
tańcuj boso
PANNA MŁODA
panna młodo?!
Cóz ta znowu, to nimozno
PAN MŁODY
co się męczyć? w jakim celu?
PANNA MŁODA
trza być w butach na weselu


SCENA 13. KSIĄDZ, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
któż komu czego zabroni
KSIĄDZ
zależy za czem kto goni
PAN MŁODY
tak cudzego pilnujecie
KSIĄDZ
nie każdy ma jedno na świecie
a każdy ma swoje osobne,
co go trzyma, — a te drobne
rzeczki, małe, niepozorne
składają się na jedną wielką rzecz
PAN MŁODY
ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. —
Szczęście każdy ma przed nosem
a jak ma, to trzeba brać, —
trzeba iść za serdecznym głosem
i nic pozwolić się kpać
KSIĄDZ
no mój panie,
nie każdemu jednakie wołanie.
A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie.


SCENA 14. RADCZYNI, MARYNA.
RADCZYNI
A panny już bez pamięci,
widzę, hulają
MARYNA
do smaku
jak mnie Czepiec chwycił w pół,
jak zawinął i obleciał w kółko,
tom w oczach zobaczyła gwiazdy,
jakby jakieś napowietrzne jazdy,
kręcące się zawrotem kół
RADCZYNI
pot oblewa całe czółko;
możesz się zaziębić wnet
MARYNA
a tak — teraz to sobie myślę:
co insze złoto, a co insze miedź
RADCZYNI
nie pleć, spocznij, cicho siedź
MARYNA
a myśl moja het, het, het....


SCENA 15. MARYNA, POETA.
POETA
Elektryczność z oczu bije
MARYNA
zgrzałam się przy tańcowaniu
POETA
Pani marzy o kochaniu, —
co tam pani serce czyje
MARYNA
Może pańskie serce zatem, — —
POETA
Umie pani strzelać batem — —?
MARYNA
Jakto, co to, — tak przez kogo?
POETA
Tak w powietrze, a szeroko
MARYNA
Co tam panu serce czyje; —
a umie pan kopnąć nogą — —?
POETA
tak przez kogo
MARYNA
Nie tak srogo, —
tak w powietrze, a wysoko
POETA
Na, co, po co
MARYNA
dla niczego
POETA
to nic złego
MARYNA
I nic z tego
POETA
to zagadka
MARYNA
Sfinx
POETA
Meduza.
MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza;
tak, jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale
POETA
Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Psyche to najczulej pieści. —
O tem, gdzie kto śpi wysoko,
pani wie coś z głuchych wieści;
nie dosięgło jeszcze oko.
MARYNA
Rozumiem coś z wielką biedą;
nie dosięgło jeszcze oko,
nie zawlokłam się na turnie;
tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
Bałamuctwa w wielkim stylu,
które już przeżyło tylu,
różni więksi, mniejsi, nizcy;
wszystko bardzo wyjątkowe,
bardzo dziwne, bardzo nowe,
tylko że tak robią wszyscy
POETA
Słucham, co to za wymowa
MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta,
to uczucia tak się garną;
szkoda, żeby szły na marno
MARYNA
pan poeta, pan poeta;
pan myśli, że ja zajęta
POETA
widzę, że pani pamięta,
jaka komu etykieta
przylepiona i przypięta
MARYNA
Szkoda, żeby szły na marno
te uczucia, co się garną:
Pan poeta, pan poeta
POETA
otóż to, to etykieta


SCENA 16. ZOSIA, HANECZKA.
ZOSIA
Chciałabym kochać, ale bardzo,
ale tak bardzo, bardzo, mocno
HANECZKA
to ta muzyka gra tak skoczno
i pewno serce tobie skacze.
Jeszcze się dosyć, dość napłacze,
nim go kochanie ułagodzi.
Pociesz się serce, pociesz miła,
jeszcze niejedna łza, mogiła
od tej miłości ciebie grodzi
ZOSIA
że to tak losy szczęściem gardzą,
że tak nie sypią szczęściem w oczy,
tylko tak zaraz błyski gasną,
ledwo się w oczach świt roztoczy
HANECZKA
musi przyjść wprzódy cierpień koło;
przejść musi wprzódy, nędzę, bole,
a potem kiedyś będzie wesoło,
jak ci ból serce dość nakole
ZOSIA
ja gdybym była losów panią,
naprzykład taką, wiesz: Fortuną,
tobym odarła złote runo,
żeby dać wszystko ludziom tanio;
żeby się tak nie umęczali,
w takiem gonieniu ciężkiem, długiem:
każden jak więzień za swym pługiem;
żeby się syto nakochali,
żeby się wszystko im kręciło:
jakby się złote nitki wiło
HANECZKA
A tu są takie Parki stare,
co nożycami tną przędziwo
ZOSIA
A chyba to za jaką karę
Miłość jest taką nieszczęśliwą.
Za czyjąż winę, czyjąż karę
rwać chcą przędziwo Parki stare,...
Ach tak bym chciała, kochać bardzo
HANECZKA
musisz się wprzódy dość naszlochać,
napłakać, zbeczeć, razy wiele,
aże postawią cię w kościele
a potem sobie możesz kochać
ZOSIA
Ach, tem uczucia moje gardzą, —
nie to, nie jeszcze miałam w myśli:
chciałabym, żeby się kto zjawił,
ktoby mi nagle się spodobał,
żebym się jemu też udała
i byśmy równo na to przyśli.
Widzisz, takiegobym kochała
i to tak bardzo, bardzo, bardzo
HANECZKA
Ach, tem uczucia moje gardzą;
przecie trza wprzódy wypróbować,
trza coś przecierpieć, coś przeboleć,
żeby módz miłość uszanować
ZOSIA
już ja tam swoje będę woleć.


SCENA 17. PAN MŁODY, ŻYD.

PAN MŁODY.

Przyszedł Mosiek na wesele
ŻYD
Nu ja tu przyszedł nieśmiele
PAN MŁODY
no, jesteśmy przyjaciele
ŻYD
no, tylko, że my jesteśmy
tacy przyjaciele, co się nie lubią
PAN MŁODY
a tak, jak są tacy, co skubią,
to i są tacy, co się boczą
ŻYD
niech się boczą, a jak oni potrzebują,
to ich u mnie jest bardzo wiele
PAN MŁODY
w zastawie
ŻYD
no, to tak, jak w kieszeni; —
pan dzisiaj w kolorach się mieni;
pan to przecie jutro zruci
PAN MŁODY
Narodowy chłopski strój
ŻYD
no, pan się narodowo bałamuci,
panu wolno, — a to ładny krój, —
to już było.
PAN MŁODY
no, to jeszcze wróci
ŻYD
jak będzie każdy patrzeć przed nos swój,
może co z tego będzie na inkszy raz
PAN MŁODY
oto właśnie teraz taki czas
ŻYD
No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas
PAN MŁODY
Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuje
ŻYD
no, już ja wiem od mojej córki,
że pan młody muzykę czuje
PAN MŁODY
pragnąłem widzieć pannę Rachele
ŻYD
Ona przyjdzie sama tu;
mówiła, że zamiast snu
woli widok panów i wesele, —
wykształcona
PAN MŁODY
nawet wierze
ŻYD
mówi, że ją muzyka bierze,
za mąż jej nie biorą jeszcze;
może ją przy poczcie umieszcze;
moja córka, to kobita,
a jest panna modern całkiem,
jak gwiazda.
PAN MŁODY
więc satelita
ŻYD
jakie tylko książki są, to czyta
a i ciasto gniecie wałkiem,
była w Wiedniu na operze,
w domu sama sobie pierze, —
no, zna cały Przybyszewski
a włosy nosi w półkole,
jak włoscy w obrazach anieli
ala,
PAN MŁODY
a là Botticelli
ŻYD
żeby pan był przecie kiedy
chciał z nią gadać
PAN MŁODY
chciałem, chciałem
raz byłem, to nie zastałem
ŻYD
ona lubi te poety;
ona nawet chłopy lubi;
ona chłopom kredyt daje,
to mi się aż serce kraje,
bo to rzecz drażniąca wielce
i nieraz jestem w rozterce:
tu interes — a tu serce. —
Po co się pan z chłopką żeni,
są panny inteligentne
POETA
one mnie się wydają przeciętne.
Kocham te z Botticellego,
lecz nie chcę zapychać niemi
każdej piędzi naszej ziemi


SCENA 18. PAN MŁODY, ŻYD, RACHEL.
RACHEL
Ach, bon soir
ŻYD
moja córka
RACHEL
jedna mnie tu zwiodła chmurka,
jedna mgła, opary nocy;
ta chałupa rozświecona,
zdaleka, jak arka w powodzi,
błoto naokoło, potopy,
hukają pijane chłopy;
ta chałupa rozświecona,
grająca muzyką w noc ciemną,
wydała mi się arcyprzyjemną,
jako arka, nakształt czarów łodzi,
i przyszłam, — — tate pozwoli
ŻYD
no, niech sobie Rachel poswywoli,
no, pan się mną żydem brzydzi
a ją to pan musi uszanować:
ona się ojca nie wstydzi
PAN MŁODY
przyszła pani z nami potańcować;
jeśli pani szuka parki,
przygarniemy ją w noc ciemną.
Tam są tańce, — tam są grajki
a tu zastaw gospodarski


SCENA 19. PAN MŁODY, RACHEL.
RACHEL
ensemble, jak z feerji, z bajki,
ach ta chata rozśpiewana,
jakby w niej słowiki dźwięczą
i te stroje ukąpane tęczą.
PAN MŁODY
ma pani słuszność, ćmy brzęczą
najwięcej wokoło świec;
gdzie błyska, muszą się zbiedz
RACHEL
zlatują się w dobrej wierze,
na oślep, serdecznie, szczerze;
nie domyślają się wcale,
że ich tam czeka ogarek,
co im będzie skrzydła piec
PAN MŁODY
na skrzydłach pani tu przyszła
RACHEL
na skrzydłach myśl moja zwisła:
szłam przez błoto po kolana
od karczmy aż tu do dworu; —
ach ta chata rozśpiewana,
ta roztańczona gromada,
zobaczy pan, proszę pana,
że się do poezyi nada,
jak pan trochę zmieni, doda
PAN MŁODY
Tak to czuję, tak to słyszę:
i ten spokój, i tę ciszę,
sady, strzechy, łąki, gaje,
orki, żniwa, słoty, maje.
Żyłem dotąd w takiej cieśni,
pośród murów szarej pleśni:
wszystko było szare, stare
a tu naraz wszystko młode,
znalazłem żywą urodę,
więc wdecham to życie młode;
teraz patrzę się i patrzę
w ten lud krasy, kolorowy,
taki rzeźki, taki zdrowy, —
choćby szorstki, choć surowy.
Wszystko dawne coraz bladsze,
ja to czuję, ja to słyszę,
kiedyś wszystko to napiszę;
teraz tak w powietrzu wiszę
w tej urodzie, w tem weselu;
lecę, jak mnie konie niosą, —
od miesiąca chodzę boso,
odrazu się czuję zdrowo
chadzam boso, z gołą głową;
pod spód więcej nic nie wdziewam,
odrazu się lepiej miewam.

SCENA 20.
PAN MŁODY, RACHEL, POETA.
POETA
Panna młoda jakieś słówko
ma do ciebie
PAN MŁODY
rzucam damę,
muszę służyć mojej pani
RACHEL
Może słóweczko z wymówką,
bo coś na mnie kiwa główką
POETA
takie tam drobnostki same


SCENA 21. RACHEL, POETA.
RACHEL
A pan mi zostawia siebie
POETA
pani mnie interesuje
RACHEL
ja się patrzę i miarkuję
POETA
tak od pierwszego spojrzenia
RACHEL
ach myśli pan, tak zniechcenia
POETA
trzask gromu
RACHEL
spudłować można
POETA
Otóż panienko wielmożna:
miłość, Amor, strzała złota
RACHEL
Amor, Amor, bóg bożyszcze
rzuca się na pastwę oślep
i woła:
i zapalę i zniszczę
POETA
Bellerofon leci oklep.
Pani poezyą przesiąkła;
Ledwo słówek parę brząkła
Muza pani, — a już błyski
RACHEL
pan sądzi, że koniec bliski;
że mnie porwie Amor-bożek
POETA
oto od stóp główy do nożek
Galatea
RACHEL
co, ja nimfa?
Tosamo mi właśnie powtarza
pewien koncypient jurysta
POETA
więc go pani zaniedbuje,
że to człowiek pracy
RACHEL
limfa:
to jest taki, jak się zdarza
zbyt często, co tylko powtarza,
co kto drugi gdzie umieści
w poezyi albo w powieści;
nie indywidualista
POETA
Pani żąda z pierwszej ręki
RACHEL
jak od kwiatów, od jabłoni,
od chmur, słońca, żabek, gadu,
jak od kwitnącego sadu; —
cała ta poezya co goni
w powietrzu, którą wichr miata,
która co dnia świeża wzlata,
z wszystkiego fosforyzuje, — —
pan to pisze, ja to czuję,
więc
POETA
i czegóż pani życzy
RACHEL
miodu, rozkoszy, słodyczy
miłości, roznamiętnienia
i szczęścia
POETA
a miłość wolna?...
RACHEL
Ach marzyłam o tem zawsze
POETA
a gdyby tak szczęście łaskawsze
pożaliło się jej biedy
RACHEL
przestałabym marzyć wtedy


SCENA 22. RADCZYNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Jak się żenić, to się żenić
RADCZYNI
komu dzwonią lat południe,
niech się spieszy użyć wczasu
PAN MŁODY
tak się pić chce przy źródełku;
ożenić się w tem pragnieniu,
to tak, jakby w uniesieniu....
RADCZYNI
w równe nogi wskoczyć w studnie
PAN MŁODY
nie utonę, nie utonę
RADCZYNI
topi się, kto bierze żonę
PAN MŁODY
Niech się stopi, niech się spali,
byle ładnie grajcy grali,
byle grali na wesele.
Jak się tak muzyka miele,
jak na żarnach, hula, dzwończy,
niech se huka, stuka, puka,
pląsa, bije, przybasuje,
piska skrzypiec struną cienką,
tak podskocznie, tak mileńko;
niech się miele jak młyn wodny
w noc miesięczną, w czas pogodny;
szumiejąca, niech się snuje
a niech w dźwiękach się nie kończy,
choćby usnąć w tańcowaniu
przy mieleniu, przy hukaniu,
w zapomnieniu, w kołysaniu;
światy czarów, — czar za światem! —
jestem wtedy wszystkim bratem
i wszystko jest moim swatem
w tém weselu, w tej radości:
Bóg mi gości pozazdrości.
Granie miłe, spanie miłe,
życie było zbyt zawiłe,
miło snami uciec z życia,
sen, muzyka, granie, bajka, —
zakupiłbym sobie grajka, —
spać, bo życie zbyt zawiłe,
trzaby mieć ogromną siłę,
siłę jakąś tytaniczną,
żeby być czemś na tej wadze,
gdzie się wszystko niańczy w bladze, —
to już tak po uszy sięga,
Los: fatyga, czas: mitręga.
Spać, muzyka, granie, bajka,
zakupiłbym sobie grajka,
to mi się do duszy nada
RADCZYNI
Ach, pan gada, gada, gada

SCENA 23. PAN MŁODY, POETA.
PAN MŁODY
Jakże ci tu na weselu
POETA
zdaje mi się, żem pan młody
PAN MŁODY
a mnie się widzi, że patrzę
na piękno i szczęście cudze,
że nie moje, to, co moje
POETA
to są takie niepokoje —
a co mnie tam szczęście moje
czy nie moje, a bierz licho
PAN MŁODY
tylko cicho, tylko cicho,
bo jak najdziesz twoje,
to tak jakbyś nalazł nutę
POETA
Wiersze?
PAN MŁODY
wrażenia, wrażenia najszczersze,
śpiewnik serdeczny, kantyczki,
całość w książce, komplet serca
i te wszystkie spotkania najpiersze,
i te wszystkie rozmowy u pola,
i w ogródku i we dworze,
w sieni, na przysionku, w komorze,
aż do ślubu, aże do kobierca:
komplet serca
POETA
to ciekawe,
że, co my rozumiemy przez prozę,
przetapia się na dźwięk, rymy
i że potem z tego idą dymy
po całej literaturze
PAN MŁODY
zupełnie tak jak w naturze:
kwiat w swoim zapachu się lotni
i przychodzą różni markotni
tesame wąchać róże
POETA
a gdyby tak ustroić się w róże
i wejść na ogromny stos
drzewa
i pokazać: jak śpiewa
człowiek, co w różach na czole
umiera
PAN MŁODY
trzebaby lutni Homera
POETA
A Los, a Atmosfera,
a ogień, a płomieni góra,
a czarna obłoków chmura,
coby się ze stosu wzbiła
PAN MŁODY
Śmierć!?
POETA
A to byłaby Siła!


SCENA 24. POETA, GOSPODARZ.
POETA
taki mi się snuje dramat
groźny, szumny, posuwisty,
jak polonez, gdzieś z kazamat,
jęk i zgrzyt, i wichrów świsty. —
Możę przy tem wichrów graniu, — —
O jakiemś wielkim kochaniu.
Bohater w zbrojej, skalisty,
ktoś, jakoby złom granitu,
rycerz z czoła, ktoś ze szczytu
w grze uczucia, chłop »qui amat«,
przytem historya wesoła
a ogromnie przez to smutna
GOSPODARZ
to tak w każdym z nas coś woła:
jakaś historya wesoła
a ogromnie przez to smutna
POETA
A wszystko bajka wierutna.
Wyraźnie się w oczy wciska,
zbroją świeci, zbroją łyska
postać dawna, coraz bliska,
dawny rycerz w pełnej zbroi,
co niczego się nie lęka,
chyba widma zbrodni swojej
a serce mu z bolów pęka
a on z takiem sercem w zbroi
zaklęty u źródła stoi
i do mętów studni patrzy
i przegląda się we studni
a gdy wody czerpnie ręką,
to mu woda się zabrudni
a pragnienie zdroju męką,
więc mętów czerpa ze studni;
u źródła, jakby zaklęty:
taki jakiś polski święty
GOSPODARZ
dramatyczne, bardzo pięknie, —
u nas wszystko dramatyczne,
w wielkiej skali, niebotyczne, —
a jak taki heros jęknie,
to po całej Polsce jęczy,
to po wszystkich borach szumi,
to po wszystkich górach brzęczy,
ale kto tam to zrozumi,
POETA
dramatyczny, rycerz błędny,
ale pan, pan pierwszorzędny:
w zamczysku sam osmętniały
a zamek opustoszały
i ten lud nasz taki prosty
u stóp zamku, u stóp dworu
i ten pan, pełen poloru
i ten lud prosty rubaszny
i ten hart rycerski, śmiały
i gniew boski gromki, straszny
GOSPODARZ
tak się w każdym z nas coś burzy,
na taką się burzę zbiera,
tak w nas ciska piorunami,
dziwnemi wre postaciami
dawnym strojem, dawnym krojem
a ze sercem zawsze swojem;
to dawność tak z nami walczy.
Coraz pamięć się zaciera, — — —
tak się w każdym z nas coś zbiera
POETA
Duch się w każdym poniewiera,
że czasami dech zapiera;
takby gdzieś het gnało, gnało,
takby się nam serce śmiało
do ogromnych wielkich rzeczy
a tu pospolitość skrzeczy
a tu pospolitość tłoczy,
włazi w usta, w uszy, oczy;
duch się w każdym poniewiera
i chciałby się wydrzeć, skoczyć,
ręce po pas w krwi ubroczyć,
ramię rozpostrzeć szeroko,
wielkie skrzydła porozwijać,
lecieć, a nie dać się mijać;
a tu pospolitość niska
włazi w usta, ucho, oko; — —
daleko, co było z bliska, —
serce zaryte głęboko,
gdzieś pod czwartą głębną skibą,
że swego serca nie dostać.
GOSPODARZ
Tak się orze, tak się zwala
rok w rok, w każdem pokoleniu:
raz w raz dusza się odsłania,
raz w raz wielkość się wyłania
i raz w raz grąży się w cieniu.
Raz w raz wstaje wielka postać,
że ino jej skrzydeł dostać,
rok w rok w każdem pokoleniu,
i raz wraz przepada, gaśnie,
jakby czas jej przepaść właśnie; —
Każden ogień swój zapala,
każden swoją świętość święci...
POETA
My jesteśmy jak przeklęci,
że nas mara, dziwo nęci,
wytwór tęsknej wyobraźni
serce bierze, zmysły draźni,
że nam oczy zaszły mgłami;
pieścimy się jeno snami
a to, co tu nas otacza,
zdolność nasza przeinacza:
w oczach naszych chłop urasta
do potęgi króla Piasta
GOSPODARZ
A bo chłop i ma coś z Piasta,
coś z tych królów Piastów, — wiele!
— już lat dziesięć pośród siedzę,
sąsiadujemy o miedze,
kiedy sieje, orze, miele,
taka godność, takie wzięcie;
co czyni, to czyni święcie;
godność, rozwaga, pojęcie.
A jak modli się w kościele,
taka godność, to przejęcie;
bardzo wiele, wiele z Piasta;
chłop potęgą jest i basta.


SCENA 25.
POETA, GOSPODARZ, CZEPIEC, OJCIEC.
CZEPIEC
Szczęść wam Boże
OJCIEC
pochwalony
GOSPODARZ
pochwalony, ojcze, kumie, —
tyle gości od Krakowa
OJCIEC
a bo lo nich to rzecz nowa,
co jest lo nos rzeczą starą,
inszom sie ta rzondzom wiarą,
przypatrujom sie, jak czarom.
GOSPODARZ
A to dla nich nowe rzeczy,
to ich z ospałości leczy
CZEPIEC
pan brat, — z miasta, — do nas znowu;
jak się panu na wsi widzi
POETA
jak u siebie za pazuchą
CZEPIEC
tu ta ładniej, tam to brzydzij;
z miastowymi to dziś krucho;
ino na wsi jesce dusa,
co się z fantazyją rusa
GOSPODARZ
gdyby wam tak...
CZEPIEC
nie powtórzyć; —
jakby kiedy, co, do czego,
myśmy, — wi sie, nie od tego; —
ino ktoby nas chcioł użyć, —
kosy wissom nad boiskiem
OJCIEC
toście zawdy mocny pyskiem
CZEPIEC
ino sie napatrzcie pięści,
niechno ino kaj-gdzie świsnę,
to słychać jak w ziobrach chrzęści
GOSPODARZ
jak z tym żydem
CZEPIEC
tego zyda,
było, jak go hukne w pysk, —
juzem myśloł, że sie stocył,
on sie tylko krwiom zamrocył
a nie upod, bo był ścisk
a to było przy wyborze,
w sali w tym sokolskim dworze: —
po co sie bestyjo darła
a to tak z całygo garła; —
było, jak go hukne w pysk,
myślołem juz, że sie stocył,
on sie ino krwiom zamrocył,
a nie upod, bo był ścisk.
GOSPODARZ
Toście Ptaka wybierali?
CZEPIEC
A kiedy ptak, niechta leci
POETA
macie ta skrzydlate ptaki?
CZEPIEC
Ptok ptakowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna, —
pon jest taki, a ja taki;
jakby przyszło co, do czego,
wisz pon, to my tu gotowi,
my som swoi, my som zdrowi.
POETA
pokłońcie się byle komu,
poszukajcie króla Piasta.
CZEPIEC
Pan mi razy dwa nie powi,
bo jo orze gront i basta,
znom, co kruk, a co pędraki,
bo jo orze grunt i basta.
GOSPODARZ
brat mój wiele podróżuje
CZEPIEC
Szkoda, że pon nie lubuje,
u nas wschodzi pikne żyto,
pon pszenice odlazuje;
pojon by sie pon z kobitą,
swoja rola, swoja wola,
swoje trocha, dobre i to.
POETA
mnie to tak coś gna po świecie
CZEPIEC
kaj ta znów
OJCIEC
nie rozumiecie;
panu trza powietrza dużo
POETA
jestem sobie pan, żórawiec;
zlatam, jak sie ma na lato;
buduje se gniazdo z róż,
ciułam słomę z waszych strzech,
przysiadam na kalenice,
rozpatruję okolice:
daleko, czy blisko burz. —
Rośnie wtedy wszystko u mnie,
jak na próchnie, jak na trumnie,
pełno wszelakiego ziela,
które słońca żar aż spopiela, —
przytem ta ogromna skala:
jak w cmentarzu Ruisdala.
A jak mnie kto w serce rani,
ostrz się tępy w biedrze złomi,
tego ani leczyć, ani
ustrzedz się i zażyć hartu;
człowiek się na ból łakomi,
że ból swój, że to są swoi, — — —
ucieka wtedy za morze.
Jak tak sercem co zatarga,
to ostanie w sercu skarga;
chce mieć wtedy szumne łoże
fal, gdzie szuka snu w głębinie,
snu w topieli, gnać w przestworze!
Taki grot się ze mną włóczy;
myślę, że ten ból jest siłą
CZEPIEC
weź pan sobie żonę z prosta
duza scęścia, małe kosta.
GOSPODARZ
Cie, cie, cie, panie starosta
wybyście ino swatali
CZEPIEC
Jo chce, by sie ludzie brali,
zeby sie jako garnęli,
zeby sie tak w kupe wzięli,
toby sie przecie nie dali
GOSPODARZ
A to sie wam chwali, chwali
OJCIEC
czegóż wy tak prosto z mosta
na panaście nastawali, —
pon pedzieli, że żórawiec.
POETA
Ptak powrotny
CZEPIEC
Pon latawiec!


SCENA 26. OJCIEC, DZIAD.
DZIAD
Patrzcie kumie, patrzcie kumie,
jak sie wam to przydarzyło
OJCIEC
Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze;
ani mi sie o tem śniło
DZIAD
piekne pany, szumne pany
i cóż wy na to mówicie,
że to niby różne stany
OJCIEC
co tam po kim szukać stanu.
Ot spodobała się panu.
Jednakowo wszyscy ludzie.
Ot pany się nudzą sami,
to sie pieknie bawiom z nami
DZIAD
Bawiom, bawiom, moiściewy
a toć były dawniej gniewy;
nawet była krew, rzezańce
i splamiła krew sukmany
OJCIEC
byli ta tacy pohańce.
Jo nic nie wiem, jestem czysty.
To tam pewnie swoje robi
Czart i ogień wiekuisty.
Nie wódź nas na pokuszenie
Panie Jezusie najsłodszy...
Wyście znali
DZIAD
byłeś młodszy
a ja bywał blisko, bywał,
widziałem, patrzały oczy,
jak topniał śnieg i krew spłukiwał
a potem Widziadło kroczy,
wielką czarną chustą wieje
i Śmierć sieje...
OJCIEC
strasno podobno cholera
DZIAD
tylo sta luda zabiera; —
padali jak bąki rażone,
byle ka, pod płot, na gnoju,
OJCIEC
wieczyste odpocznienie
DZIAD
hań kreślicie krzyż daremno!
Na czołach, jakby znaczone
plamy czarne i plamy czerwone. —
Dopust Boski — i rzeź dopust.
Odbywało się w czas zapust
OJCIEC
ot wy, dziadu, jakby kruk,
włóczycie się przy weselu
DZIAD
hej, hej, stary przyjacielu,
będzie pan twój wnuk.


SCENA 27. DZIAD, ŻYD.
DZIAD
Tu tańcują, tam hulają
ŻYD
w karczmie trza podmiatać izbę,
kręcicie się tu po weselu.
DZIAD
Lepiej się im tańczy w błocie,
tu wcale nie zamiatają, —
akurat żyd o nich dbo.
ŻYD
Co godocie, co godocie,
córka wam robotę do,
nie kręćcie się tu, tam służba.
DZIAD
Mosiek ta tyz tu nie drużba,
ŻYD
ja, tom tu po interesie,
DZIAD
ciągnąć do swojego szynkwasu.
ŻYD
Z weselem tyle hałasu,
że wszystko się gniecie tu.
DZIAD
On z miasta pan, ona chłopka,
z miasta het poprzyjezdzali,
z chłopami się przywitali
jak się patrzy,
ŻYD
taka szopka,
bo to nie kosztuje nic,
potańcować sobie raz:
jeden Sas, a drugi w las.


SCENA 28. ŻYD, KSIĄDZ.
KSIĄDZ
ano, panie arendarzu,
jutro!
ŻYD
termin, ja to wim
KSIĄDZ
A Mosiek jest akuratny,
to dlatego trzymam z nim.
ŻYD
Co do czego żyd jest nieprzydatny,
to do takich rzeczy z groszem
zawsze się przyda.
KSIĄDZ
Po chłopach jednaka biéda;
nic nie sprzedam z pustym koszem
ŻYD
biere, płacę
KSIĄDZ
daje, biere
ŻYD
moje, twoje
KSIĄDZ
twoje, moje,
chłopską biédą nie obstoje.
ŻYD
Patrz dobrodzij, co się dzieje,
przy stołach się chłopy biją,
Czepiec Maćka gruchnoł w łeb.
KSIĄDZ
Maciek ta ma mocną głowe,
ŻYD
może mu i nic nie zrobił,
może rozbił na połowe.
KSIĄDZ
A niech się ta chłopy biją,
to Mosiek w nich wódkę leje,
żyd, chłop, wódka, stare dzieje.
ŻYD
A sprzedaję, bo mam sklep; —
Czepiec jutro ma mnie płacić,
to dziś w koło bije w pysk,
KSIĄDZ
na chłopach się chcesz bogacić,
drzesz podwójny zysk.
ŻYD
Chce dobrodzij na nich stracić,
karczmę oddam,
KSIĄDZ
jeszcze czas,
ŻYD
czas to pieniądz,
KSIĄDZ
dług rzecz święta,
jutro termin,
ŻYD
żyd pamięta,
KSIĄDZ
pomów z Czepcem,
ŻYD
chamy piją,
ktoby zadarł z tą bestyją.


SCENA 29. ŻYD, KSIĄDZ, CZEPIEC.
CZEPIEC
O mnie mowa, — jestem ci jo,
KSIĄDZ
panie Czepiec, znów coś było!
CZEPIEC
Obmył sie juz, nic nie bedzie,
szyćko przeńdzie, wylicy-sie.
KSIĄDZ
A Wam to cosi patrzysie
za te bitki, zwady, kłótnie,
CZEPIEC
zawzięty jestem okrótnie,
po co mi sie pies sprzeciwio.
ŻYD
Panie Czepiec, wyście winni,
wyście zapłacić powinni
za mój konic.
CZEPIEC
ty psie-ścirwo,
konic twój? łżesz! z nas się żywią,
ssają naszą krew, — grosz łudzą,
nasze szyćko świństwem brudzą.
KSIĄDZ
Panie Czepiec macie dług,
CZEPIEC
nawet konic nie był wart
te trzy kopki, raił czart,
nie dam nic.
KSIĄDZ (do żyda)
pozwijcie sądem
CZEPIEC (do Księdza)
ciewy, ciewy, z kiepskim rządem,
toć to z waszej łaski ino
Mosiek w karczmie sie rozpiro.
KSIĄDZ
A bo wy nie chcecie płacić,
CZEPIEC
bo drzecie skóre aż miło.
ŻYD
Prawda jest, za duży czynsz,
spuści z czynszu ksiądz dobrodzij.
CZEPIEC (wskazując Żyda)
A, bo trzeba drzyć takiego,
KSIĄDZ
jaka taksa słuszna, muszę.
ŻYD (wskazując Czepca)
Nie dam księdzu, aż zapłaci
swój dług!
KSIĄDZ (do Czepca)
płaćcie dług!!
CZEPIEC
Cy kaci,
to któż moich groszy złodzij,
czy żyd jucha, cy dobrodzij?!
KSIĄDZ
wódka, —
ŻYD
weź skąd chcesz!
CZEPIEC
psie dusze!!
Niech jegomość sie nie gniewa,
ale takim w gorącości,
żebym, psiakrew, potłukł kości,
nawet rodzonemu bratu.


SCENA 30. PAN MŁODY, GOSPODARZ.
PAN MŁODY
Jak się kłócą, jak się łają!
GOSPODARZ
ha! temperamenta grają!
Temperament gra, zwycięża;
tylko im przystawić oręża,
zapalni jak sucha słoma;
tylko im zabłysnąć nożem
a zapomną o Imieniu Bożem, —
taki rok czterdziesty szósty, —
przecież to chłop polski także
PAN MŁODY
a jakże to okropne, jakże
GOSPODARZ
Do dziś chwalą sobie te zapusty
PAN MŁODY
znam to tylko z opowiadań,
ale strzegę się tych badań,
bo mi trują myśl o polskiej wsi:
to byli jacyś psi,
co wody oddechem zatruli
a krew im przyrosła do koszuli.
Patrzę się na chłopów dziś....
GOSPODARZ
To co było może przyjś —
PAN MŁODY
myśmy wszystko zapomnieli:
mego dziadka piłą rżnęli...
Myśmy wszystko zapomnieli
GOSPODARZ
mego ojca gdzieś zadźgali,
gdzieś zatłukli, spopychali;
kijakami, motykami,
krwawiącego przez lód gnali...
Myśmy wszystko zapomnieli
PAN MŁODY
Jak sie to zmieniają ludzie,
jak sie wszystko dziwnie plecie;
myśmy wszystko zapomnieli:
o tych mękach, nędzach, brudzie;
stroimy sie w pawie pióra
GOSPODARZ
at odmienia nas natura;
wiara, co jest jeszcze w ludzie,
że coś z tego przecie będzie;
rok w rok idziem po kolędzie
i szukamy i patrzymy:
czy co kiedy z tego będzie.
Ot odmienia nas natura:
wicher, co nad łanem wionie;
drżenie, gdzieś aż w ziemi łonie; —
par, który się wsiąka, wdycha,
że się tak w tych zbożach tonie;
chocia gleba może licha,
nie trza ustępować z drogi:
były bogi, będą bogi;
wiara jeszcze jakaś w ludzie
PAN MŁODY
jak się wszystko dziwnie plecie
GOSPODARZ
jak się wszystko plecie dziwno.


SCENA 31. GOSPODARZ, KSIĄDZ.
GOSPODARZ
Ksiądz dobrodziej chce się spieszyć,
chce odjechać, zaraz konie....
KSIĄDZ
bardzo mile czas tu schodzi;
tak sie w swoim gruncie brodzi;
ciekawi ci państwo młodzi
GOSPODARZ
ciekawe, wszystko ciekawe.
Strzemiennego!
KSIĄDZ
strzemiennego!
GOSPODARZ
Kurdesz!!
KSIĄDZ
coś staropolskiego — —
GOSPODARZ
kurdesz nad kurdeszami!!!


SCENA 32. HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
A, dziękuję Jaśku,
JASIEK
dobrze?
HANECZKA
dobrze, dobrze, — później jeszcze,
JASIEK
Ja bo się panienką pieszcze,
jak jakim świętym obrazkiem,
jak pisanką, malowanką
HANECZKA
Jeszcze będę tańczyć z Jaśkiem


SCENA 33. KASPER, JASIEK.
KASPER
Jasiek, drużba, słuchaj bratku,
co ci powiem na ostatku,
zgadnij co —
JASIEK
nie wiem co,
KASPER
że te panny, to nos chcom
JASIEK
może, jo tak myśle som.
Kasper, drużba, słuchaj bratku:
co co powiem na ostatku;
zgadnij co
KASPER
nie wiem, no?
JASIEK
że tak one ino kpiom.
KASPER
co ta o to, druchny som,
jesceśmy nie ladajacy.
JASIEK, KASPER
albośmy to jacy, tacy.
.........


SCENA 34. JASIEK.
JASIEK

 I Zdobyłem se pawich piór,
nastroiłem pawich piór:
pawie pióra ładne,
pawie pióra kradne:
postawie se pański dwór


II Zdobęde se pański dwór,
wywleke se złoty wór:
złoty wór wysypie
ludziskom przed ślipie:
nakupie se pawich piór.


SCENA 35. PAN MŁODY, RADCZYNI.
PAN MŁODY
jaki taki, niech se szczeka.
Czy dziwota, czy dziwota:
zamiast wody, że chcę mleka;
że nie gonię, kto ucieka;
na konkury lat nie trwonię,
jak ci, co lat kwarantanne
czekają, nim zgarną panne
RADCZYNI
mego zdania to nie zmienia
PAN MŁODY
punkt widzenia, kąt widzenia.
O ten kredens, o tę szafę
rozbiją się, jak o rafę
i najbardziej zakochani; —
znałem takich, prosze pani,
pięć lat byli zaręczeni, —
naraz szafa wszystko zmieni
RADCZYNI
mego zdania to nie zmienia.


SCENA 36. POETA, RACHEL.
POETA
pani się kiedy zakocha
w chłopie
RACHEL
pan może wywróży.
Mam do chłopców pociąg duży,
lecz być musi ładny chłopiec.
Powrót, powrót do natury
POETA
nie tak trudno tego dociec:
nie trafia się inszy który;
skarżył się już pani ociec
na ten literacki ton
RACHEL
na wszystko dla mnie pozwala;
nawet sobie mnie zachwala.
Interesujące, co?,
wyzysk, handel, ja i on
POETA
wszystko się w poezyi topi
u pani, ojciec i chłopi
RACHEL
ogromnie dużo wierszy czytałam
POETA
pisała pani kiedy?
RACHEL
nie chciałam.
Gust ten właśnie wielki miałam,
żeby nie pisać, — lichą formą się brzydzę;
ale za to, kędy spojrzę, to widzę
poezję żywą zaklętą,
tę świętą
i tym jestem szczęśliwa:
że święta i dla mnie żywa
POETA
ze świętymi pani przestaje;
za pan brat z różami w ogrodzie;
za pan brat z obłokami
a ku swojej wygodzie
chce pani za pan brat z poetami
RACHEL
Ach, pan ciągle mnie łaje, —
cała ta przyroda tajemna
przestała mi być ciemna
POETA
choć oko wykol, noc na dworze, —
to pannie serce żądzą gorze
i wolałaby gdzie w komorze
nie sama
RACHEL
przyszłam na chwilę,
gdzie ta chata rozśpiewana,
przybiegłam jak ćmy, jak motyle,
co biegą, — gdzie zapalona
lampa, — ale odejdę w pokorze
do dom
i będę sobie wyobrażać pana
zdaleka
a jak będę zakochana
przyślę panu list i klucz
POETA
A włócz się poezjo, włócz,
od komory, do komory,
od ogrodu róż
do sadu tych śpiących drzew:
widać je tu z okienka;
więc, jak pójdzie panienka
a muśnie jej szal który krzew,
to jej tęsknota i żal
udzieli się przyciętej słomie
a z krzaka smutek i cień
udzieli się nieświadomie
panience
RACHEL
a tak, a tak
POETA
a jak się drużba przydarzy,
serduszko się drużbą pocieszy
i zgrzeszy
RACHEL
a tak, a tak:
przez ogród pójdę, przez sad
a pan niech tu w oknie stoi
POETA
ujrzę panią rad,
błądzącą przez mroczny sad,
niby zakochaną i błędną,
pół dziewicą, pół aniołem,
pochyloną nad chochołem,
jakby z obrazu Bern-dżonsa, —
gdy ja będę w cieple stać
RACHEL
no, nie trza się o mnie bać;
nie przeziębi najgorszy mróz,
jeźli kto ma zapach róż;
owiną go w słomę zbóż,
a na wiosnę go odwiążą
i sam odkwitnie.
POETA
to szczytnie; —
ach pani się trochę dąsa
RACHEL
patrz pan różę na ogrodzie
owitą w chochoł ze słomy;
przed tą pałubą słomianą
poskarżę się mej poezyi;
wyznam, jakich się herezyi
nasłuchałam;
jak się jęto kąsać, gryźć
mnie, com przyszła zakochana! —
Zmówię chochoł, każę przyść
do izb, na wesele, tu, —
może uwierzycie mu,
że prawda, co mówi Rachela
POETA
pani na imię Rachela
RACHEL
czy to postać rzeczy zmienia?
POETA
Ach, pani się zarumienia; —
cieszę się pani imieniem, —
sproś pani jakich chcesz gości, —
imię pani tak liryczne
RACHEL
prawda, śliczne, — —
a teraz proszę Miłości
wysłuchać, —
Chcę poetyczności
dla was i chcę ją rozdmuchać;
zaproście tu na Wesele
wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy,
pioruny, brzęczenia, śpiewy,
POETA
i chochoła!
RACHEL
już pan wierzy?!
Już to pana zajęło:
słoma, zwiędła róża, noc,
ta nadprzyrodzona Moc
POETA
może być weselna feta
na wielką skalę!
RACHEL
A! teraz pana pochwalę.
Adje, — ta jedyna chwilka, —
pan mnie zajął, pan teraz poeta
POETA
otula się panna w szal, —
więc już adje? —
RACHEL
Nie dorosłam do wielkich skal;
bawię się
Pour passer le temps tylko

SCENA 37. POETA, PANNA MŁODA.
POETA
panno młoda myślę sobie,
że, co zechcesz, to się stanie:
miłość płonie z lic,
PANNA MŁODA
jako, — jo nie umiem nic;
niby na moje zawołanie
POETA
na prośbę i rozkaz twój:
żeś to dzisiaj panna młoda,
jak jaśminy, jak jagoda
PANNA MŁODA
i o cóż się to rozchodzi,
że pon tylo się spodziwo
po mnie
POETA
ty dzisiaj jesteś szczęśliwą
panno młoda, — zaproś gości
tych, którym gdzie złe wciórności
dopiekają, — którym źle, —
których bieda, Piekło dręczy,
których duch się strachem męczy
a do wyzwoleństwa się rwie
PANNA MŁODA
i pocóż te z Piekła duchy
POETA
niechaj przyjdą na podsłuchy,
na Wesele, gdzie muzyka
PANNA MŁODA
a to mi pon zabił ćwika;
kaz się tylo luda zmieści
POETA
muzyka ich chwilę popieści;
duch taki chwilę przystanie
a potem jako dym znika
PANNA MŁODA
pon cosi trzy po trzy bają;
może się inksi poznają
o co chodzi, — ot mój mąż


SCENA 38.
POETA, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
POETA
Ach! pan młody! — ty pan młody!
słuchaj, przecie ty poeta
i ty dzisiaj sprawiasz Gody
PAN MŁODY
ja szczęśliwy, do gospody
sprosiłbym tu cały świat:
takim rad, takim rad
POETA
zaproś-że tego chochoła;
tam za oknem skrył się w sad
PAN MŁODY
cha, cha, cha, — cha, cha, cha,
przyjdź chochole
na Wesele,
zapraszam cię ja, pan młody,
wraz na gody
do gospody
PANNA MŁODA
jest na tyle jeść i pić,
możesz sobie z nami kpić
PAN MŁODY
dla nas samych dość za wiele;
przyjdź chochole
na Wesele
PANNA MŁODA
przyjdze, przyjdze, jak mos wole
POETA
Cha, cha, cha
PANNA MŁODA
cha, cha, cha!
Skoro północ zacznie bić,
do nas tu na izbę przydź
PAN MŁODY
Cha, cha, cha,
POETA
cha, cha, cha
PANNA MŁODA
cy on nos tyz posłucha,
bo to głucho psiajucha
PAN MŁODY
sprowadź jeszcze kogo chcesz,
ciesz się z nami,
ciesz Godami
PANNA MŁODA
ciesz się, ciesz
PAN MŁODY
cha, cha, cha,
czy on nas też posłucha









Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.