Wdowa albo matrona efeska

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Stanisław Jabłonowski
Tytuł Wdowa albo matrona efeska
Rozdział Bajka o wdowie
Pochodzenie Biernata z Lublina Ezop
Redaktor Ignacy Chrzanowski
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały zbiór

Indeks stron

2. Wdowa albo matrona efeska.

Naprzód białą płeć przeprosić się godzi,
Boć się też pono Muza ma uwodzi.
O białychgłowach pisać się jej chciało,
Na końcu bajek i tę podać zdało,
Która, lubo złą wdowę wystwuje,
Jednak nie wszystkie wdowy cenzuruje.
Niechajże dobre za złe mi nie mają,
Ni, co jest złego, na się pociągają;
Złe zaś, że takiej, które są podobne,
Tak letkie w sercu, jak w twarzy nadobne,
Choć za przymówkę wezmą to do siebie,
Nie będę się im wymawiał w potrzebie.
W Efezie, mieście wieków starodawnych,
Greckich narodów, w dzieje wszelkie sławnych,
Żył pan, dostatni w honorach i młody,
Który miał żonę niezwykłej urody,
Do tego cnoty; a ta bywa matką
Miłości wzajem, o! jak to jest rzadko!
Młodzi i piękni, że sobie życzliwi
Byli, to nie dziw, a zatem szczęśliwi.
Ale to szczęście zła Parka przerwała,

Gdy iść do grobu mężowi kazała.
Umarł mąż młody, umarł mąż kochany,
A kto opisze wielkość żony rany?
Płacze, łzy, krzyki i śmiertelne mdłości,
Najmniejsze znaki były jej miłości;
To większa, im jest to na świecie rzadka,
Że się prawdziwie chciała zabić gładka,
A nie poduszki rogiem alba końcem,
Ale żelazem. A cóż jest pod słońcem
Równego? Jednak i krewni uważni
I przyjaciele, zbiegłszy się, poważni
Szaleć nie dali. Alboć nie szaleństwo,
Dla umarłegu ponosić męczeństwo?
Ledwo tę tedy wdowę nie związali,
Dzień i noc słudzy pilno wartowali.
Alić ma wdową w tej stroskanej mierze
Rezolucyą mężną przed się bierze:
Chlipając, mówi: „Darmo nie dajecie,
„Umrzeć mi, tego wżdy nie dokażecie;
„Umrę ja z głodu i za mężem pójdę
„I pożądanej za nim śmierci dojdę“.
Na to perswazye czynią jej daremnie,
Już drogę bierze przed się nietajemnie.
Moda ta była u dawnych poganów,
Że w polach swoich grzebywali panów;
Nad tymi groby wystawiali gmachy,
W marmurach pysznych pozłociste dachy.
W takim to grobie męża jej schowano,
Ale strapionej jej nie utrzymano.
Że do owego grabu pobieżała
I, nad nim płacząc, z glodu umrzeć chciała,
I dziewka poszła za nią aż do grobu;

Lecz, umrzeć nie chcąc, w żywności sposobu,
Jeść i pić wzięła prowiant do lochu;
I posilały się w smutkach po trochu.
Więc siedzą obie, ta nad mężem płacze,
A sługa podczas do niej słowem gdacze.
Wtenczas zaś prawie złodziej onego domu
(Nie przepuszczają kradzieża nikomu)
Został obieszon; a że on miał krewnych,
By nie urznięto go, przydano pewnych
Na straż żołnierzów; a ci pilnowali,
Żeby, ukradłszy ciała, nie schowali
Tego złodzieja. Aż szylwacha w nocy
Światło też grobu uderzyło w oczy.
Dziwna mu się zda, że się świeci w grobie,
Ciekawy, zajrzeć odważył się sobie,
Idzie i wchodzi: dwie niewiasty widzi,
Trupa w pośrzodku; lęka się i biédzi
Mniemał że wizya — ktoby się nie zdumiał?
Ktoby, że to sen, prawie nie rozumiał?
Ośmieliwszy się w tym widoku przecie,
Pyta się, co to, co za dziw na świecie.
Pani na niego smętna nie pojrzała,
Ale służbista wszystko powiedziała.
Dopiero śmielszy żołnierz owen powie:
„Ej, to ladaco grzechem wielkim zowię,
„Umierać żywym dla już umarłego:
„Na jednym dosyć umarłym jest złego“.
Notandum hoży był żołnierz i ładny,
Z tymi przymioty mówca jest układny;
Prędko niewieście taki perswaduje,
Który urodą nie z słów peroruje.
Naprzód się przysiadł ów orator luby

Do dziewki ślicznej, owej wiernej czuby;
Zjadł i napił się; a zagrzawszy głowy,
Jeszcze mu były udatniejsze mowy,
I tak dalece, że tej nocy cale
Wyperswadował życie wdowy, ale
Nie tylko życie, lecz życie dla siebie
Tak nagłe, (w nagłej tak bywa potrzebie)
Że i bez ślubu, nie czekając wiele,
W grobie przy ciele stało się wesele,
Straszna odmiana! Kupidyn przemienił
Ów grób w łożnicę, żołnierz się ożenił.
Tym czasem, kiedy nową żonę cieszył,
Krewny owego złodzieja pośpieszył
I urznął trupa, ukradł z szubienicy.
Kiedy wychodzi pan młody z łożnicy,
Widzi, że podrwił, nie wie, co z tym czynić,
Wie, że go będą sądy strasznie winić
I każą całe obiesić go pono.
Tedy powraca i radę z swą żoną
Prędko zabiera, szerzy się z swą stratą,
Dokłada, że go i obieszą za to,
Aż ta miłośna, wraz zapamiętała,
Tego, co umrzeć za którego chciała,
Nowemu swemu mężowi wydaje
I ciało męża obiesić mu daje,
Mówiąc: „Jużci on nie użyje pewnie,
„Choćbym płakała jeszcze dłużej rzewnie;
„Tyloć on wczasu, jak w grobie, zażyje
„Na szubienicy, a zaś ciało czyje,
„Nikt nie postrzeże. Weźże umarłego,
„A siebie chowaj już dla mnie zdrowego!“
Tak o jedną noc żołnierza poznała,

Za mąż szła., męża i obiesić dała.
Czy to jest prawda? Ja nie ręczę za to;
Ale upewnić pewnie mogę na to,
Że siła zmiennych jest i niestatecznych,
Ach! nie maszci i też łez i żalów wiecznych!

J. S. Jabłonowski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Stanisław Jabłonowski.