Walki w obronie granic/Porażka lekkiej grupy VII korpusu niemieckiego pod wsią Broniną dnia 9 września

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor red. i wybór Alojzy Horak
Tytuł Walki w obronie granic
1 — 9 września
Podtytuł Kampania wrześniowa w oświetleniu niemieckim
Wydawca Wojsk. Biuro Prop. i Ośw.
Data wyd. 1941
Druk Thomas Nelson and Sons Ltd.
Miejsce wyd. Londyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PORAŻKA LEKKIEJ GRUPY VII KORPUSU
NIEMIECKIEGO POD WSIĄ BRONINĄ
DNIA 9 WRZEŚNIA.
»Wir zogen gegen Polen« — Str. 19-23.

6 września wieczór VII korpus niemiecki w Miechowie otrzymał rozkaz wydzielenia z korpusu lekkiej grupy i pchnięcia jej dla opanowania mostów przez Wisłę w Szczucinie, na północ od Tarnowa. 7 września o świtaniu oddział wyruszył w składzie: piechota załadowana na samochodach ciężarowych, kompania karabinów maszynowych, dwie zmotoryzowane kompanie pionierów, batalion obrony przeciwpancernej, dwa samochody pancerne rozpoznawcze i jedna zmotoryzowana ciężka haubica polowa.
Szpicę tworzyły samochody pancerne i działka przeciwpancerne. W pobliżu mostu spotkał kolumnę polski ogień, zmuszając ją do rozwinięcia się i regularnego natarcia. Polacy bronią się zręcznie i wytrwale, jest już zmrok. Na wale nadwiślańskim zakwitają ognie wylotowe polskich karabinów na kształt sznuru ognistych pereł. Dopiero o pełnym zmroku udaje się Niemcom opanować wał. Upiornie czarny i wielki zarysowuje się wysoki most na tle ostatnich zórz na niebie. Straż tylna nieprzyjaciela wycofuje się po nim. W ślad za nią rzucają się niemieccy pionierzy, pędząc co tchu, aby zdobyć most nienaruszony. Wita ich polski ogień. Po tym rozlega się donośny rozkaz z polskiego brzegu, a po nim ogłuszający huk, trzask, pękanie wiązadeł i rozlatywanie się belek w drzazgi. Czerń nocy ustępuje na moment płomieniowi. Nad Wisłą wybucha wulkan. Belki i ludzie wylatują w powietrze w kłębach dymu i płomieni. To Polacy wysadzili most elektrycznym zapałem. Wtem grzmot eksplozji, druga połowa mostu wylatuje w powietrze.

Tak most pod Szczucinem stał się grobem niemieckich pionierów.


W ten sposób lekka grupa pod Szczucinem została zatrzymana, bez możności nawiązania łączności z siłami niemieckimi, na południe od Wisły. Ponieważ wysforowała się na 120 km. na polskie tyły, położenie jej staje się z godziny na godzinę niebezpieczniejsze. Meldunek po meldunku wysyła do dowództwa korpusu, że silny nieprzyjaciel, cofający się z południa-zachodu ku północy, zagraża skrzydłu oddziału. Benzyna wyczerpuje się i są trudności w zaopatrzeniu w żywność. To też Niemcy z radością witają radiowy rozkaz dowództwa, wycofania się przez Stopnicę do Pińczowa, zajętego 8 września. O godz. 1 w nocy 9 września, szybka grupa rozpoczyna odwrót. Ludzie są śmiertelnie znużeni, lecz budzi ich przerażenie. Terkocą karabiny maszynowe, błyskają i detonują granaty ręczne, działka przeciwpancerne szczekają wśród nocy. W ciemnościach ledwo rozróżniają przed sobą jakąś wieś. To Bronina, z prawa i z lewa błyskają ognie wylotowe. Niemcy dostali się w diabelski kocioł. Trzeba zeskoczyć z samochodów i przebijać się, gdyż Polacy wychodzą półksiężycem z Broniny po obu stronach szosy. Dzięki ogniowi haubicy 15 cm., która zajęła pozycję na szosie, udało się Niemcom przebić.
W międzyczasie jednak straż przednia lekkiej grupy wpuszczona przez Polaków bez walki do wsi, została tam zniszczona.
W dalszej drodze lekka grupa wjechała w dolinę otoczoną wzgórzami. Tu zagwizdały granaty polskiej artylerii, rozpryskując się przed kolumną, a ogień ciężkich karabinów maszynowych zmusił Niemców do ponownego opuszczenia samochodów. Liczba ich jednak już bardzo zmalała. Próbują nacierać, pod osłoną ognia karabinów maszynowych, wtedy wybucha piekielny ogień nieprzyjacielski. Granaty przelatują nad naszymi głowami i pękają wśród samochodów. Ze wszystkich stron młócą karabiny maszynowe, działka przeciwpancerne. Ogień staje się coraz silniejszy. Niemcy chcą wskoczyć na samochody i uciekać.
Na miłość Boską teraz dostał nasz samochód ciężarowy i to w dodatku załadowany materiałami wybuchowymi i minami. Już pali się drugi z kolei wóz, już wylatuje w powietrze. Jedna eksplozja ściga drugą i znowu dwa samochody eksplodowały.
Samochody diabli wzięli, nie mamy już wozów, a ogień szaleje wciąż. Teraz musimy się przebijać na piechotę, przez głęboki rów. Tu dostajemy ogień karabinu maszynowego z flanki. Wycofujemy się na bok. Zaczyna szarzeć. Wtem narywamy się na spieszony szwadron kawalerii, stojący w pogotowiu. Odskakujemy jak błyskawica i przesuwamy się jeszcze bardziej na lewo. Tu dopiero siedzimy w pułapce. Na prawo szwadron, na lewo bateria na stanowisku. Czołgamy się w krzaki. Napotykamy zarośnięty stawek, spowity w ranne opary. Prędko w trzciny. 11 godzin tkwimy po piersi w wodzie, ale to nas uratowało.
Inne kompanie lekkiej grupy zostały zatrzymane w samej wsi Bromina, Dostają ogień ze skrzydeł i w plecy. Ginie dowódca lekkiej grupy. Wciąż i wciąż wzmaga się polski ogień. Polskie karabiny maszynowe terkoczą z prawa i z tyłu. Polacy próbują również od południa otoczyć oddział. Radiogram za radiogramem idzie do dywizji o ratunek. Amunicja kończy się. Położenie zaczyna być rozpaczliwe. Nowy dowódca grupy decyduje próbę przebijania się z kolumną na południe od Krakowa.
Nareszcie wiadomość — dywizja niemiecka śpieszy na pomoc. Dochodzi już do Buska, walcząc z zajmującymi to miasteczko Polakami. Już słychać zgiełk bitewny od zachodu. Na to Polacy wycofują się, a resztki lekkiej grupy zostają w ostatnim momencie ocalone.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Alojzy Horak.