W stolicy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Arkadij Awierczenko
Tytuł W stolicy
Pochodzenie Opętana przez djabła
Wydawca Towarzystwo Księgarzy Polskich na Kresach
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Społeczna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. S.
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
A. AWERCZENKO.
W STOLICY.

W stolicy.
(Humoreska).
I

„...Kiedy przyjechałem do Petersburga — to kolejny porządek spraw moich, skrupulatnie wniesionych do notatnika, był taki:
1. Wziąć kurację masażową. Odnaleźć dobrą masażystkę.
2. Znaleźć gospodynię do prowadzenia gospodarstwa u mnie w Kryżopolu.
3. Odnaleźć odpowiednią modelkę do pozowania mi przy obrazie: „Dyana spotyka Endymiona“.
4. Zaprosić solidną lektorkę do czytania mi wieczorami; sam bowiem nie mogę, z powodu osłabienia wzroku.

II.

Wziąłem do rąk gazetę i wkrótce w dziale ogłoszeń odnalazłem wszystkie potrzebne mi profesje:
1. „Młoda doświadczona masarzystka. Masuje u siebie w domu, od godz. 3 do 7 wieczorem“. — To jedno.
2. „Przyjmę zarząd nad gospodarstwem domowem u samotnego pana. Zgodzę się także na wyjazd“. — To dwa.
3. Młoda, dobrze zbudowana modelka pozuje panom artystom od 1-ej do 9-ej“. — To trzy.
4 „Solidna, stateczna pani, chciałaby zostać lektorką u samotnego, młodego pana“. — To cztery.

III.

— To pani jest gospodynią zapytałem damę, która wyszła na moje spotkanie.
— Tak, to ja.
— I pani zgadza się na wyjazd?
— O, dokąd pan tylko zechce!
— A jakie warunki?
— Pensji miesięcznej 500 rubli. Pozatem, naturalnie, para ubrania co miesiąc i dodatki.
Milczałem.
— Czy pani rzeczywiście jest gospodynią? — Ma się rozumieć! wszakże czytał pan ogłoszenie!
— Hm. — Wie pani co? — rzekłem tonem poważnym. — Mojem zdaniem, brać dla zachowania oszczędności w gospodarstwie gosposię kosztującą mnie miesięcznie 1000 rb, przypomina mi to postąpienie pewnego jegomościa, który mając tysiąc rubli gotówki kupił za te tysiąc rubli kasę do przechowywania tego tysiąca rubli. Przyzna pani, że w ten sposób stał się on posiadaczem wspaniałej kasy do przechowywania pieniędzy, ale bez pieniędzy, któreby można było przechowywać w tej kasie. Żegnam.

IV.

Anonsująca się „solidna, stateczna dama“ istotnie, jak się pokazało, była solidną, stateczną damą — jeno ubraną nieco bez smaku, acz bogato.
— Ach, to pan! — rzekła, przyglądając mi się przez lornetkę — Tak tak. Pani mi się również podobasz. Jakie warunki?
— Sto rubli na miesiąc i setkę cygar. Lubię woń dobrych cygar.
— Czyż doprawdy pali pani cygara?!
— Nie, to pan będzie je palić!
— A pani co do tego, będę, czy nie będę ja palić?
— Jakto! Skoro je panu daję — to powinien je pan palić!
— Wyznam, że nie pojmuję... Dlaczego pani daje? A pozatem, sto rubli na miesiąc — to cena nieodpowiednia.
— Jak się panu podoba. Więcej płacić nie mogę!
— To jest otrzymywać.
— Nie, płacić.
— O — trzy — my — wać!
— Pła — cić
— Pani... mnie?
— Ja panu.
— Pani, która będzie moją lektorką ma mi jeszcze dopłacać pieniądze?!
— Ach, ty mój kociaku! zawołała, obejmując zwiędłą ręką moją szyję. — Ty mój malutki głuptasku... A ty dokąd uciekasz? No, dobrze czekajno! Sto dwadzieścia... Uciekł! A to głupi! O Boże, jakże dziś cenią się młodzi ludzie! Dalibóg przystąpić do nich nie można!...

V.

— Bardzo mi przyjemnie poznać panią. — skłoniłem się wysokiej dobrze zbudowanej modelce, w różowym peniuarze. — Będziemy wspólnie pracować na chwałę bogini Sztuki! Czuję, że pani będzie mi odpowiednią...
— Jeszczeby też! — zaśmiała się. — No, rozbierz się pan.
— Co? Ja mam się rozbierać? A to po co?
Miałem tak zdumioną twarz, że ze współczuciem spytała:
— A może pan nie tu trafił? Może pan adres pomylił?
— Jak się zdaje, jest tak, — westchnąłem z ulgą. Acha, rozumiem! Pani jest masażystką. A ja myślałem, że pani jest modelką. Omało, że nie poprosiłem panią rozebrać się...
— Ja właśnie jestem modelką.
— Coo?! I pani, modelka, proponuje malarzowi, aby się rozebrał?
— Alboż pan naprawdę.. malarz?
Uderzyła się rękami po bokach, siadła na podłogę i poczęła się dusić ze śmiechu...

VI.

Stałem się odtąd ostrożnym
— Więc to pani jest masażystką?
— Tak, ja
— Prawdziwą masażystką? Taką co to masuje? Nie żadną modelką?
— Rzecz prosta, że nie modelką. Jestem masarzystką.
Ryknąłem wściekły.
— Pani masażystką? Więc czego u djabła, rozbiera się pani, kiedy ja powinienem rozbierać się, ja, potrzebujący masażu, a nie pani?!
W oczach jej ujrzałem łzy.
— Widzę, — odparła smutna... — Rozumiem to dobrze... Ja się poprostu panu nie podobam...

VII

Wyszedłem od niej, wyrzuciwszy na bruk swój notatnik, potargawszy na strzępy gazetę z ogłoszeniami, poczem, kupiwszy bilet odjechałem do rodzinnego Kryżopola.
Wyjechałem... Wyjechałem zupełnie z tego przeklętego miasta, miasta naopak, gdzie gosposie rujnują samotnych mężczyzn, lektorki płacą słuchaczom za swą lekturę, modelki rozbierają malarzy, a masażystki same rozbierają się przed chorymi — — —




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arkadij Awierczenko i tłumacza: anonimowy.