W matni (Urke-Nachalnik, 1938)/Rozdział VIa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke-Nachalnik
Tytuł W matni
Podtytuł Powieść sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo M. Fruchtmana
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI[1]

Pociąg pośpieszny z łoskotem zatoczył się na dworzec w Gdyni.
— Gdynia! — zawołał konduktor.
Stasiek Lipa powoli wstał z miejsca wagonu pierwszej klasy i wraz z córką Anielą szykował się do wyjścia.
Aniela zdjęła jedwabny płaszcz deszczowy z wieszaka, wzięła torebkę do ręki i wyszła z wagonu. Tragarz znosił dwie ciężkie walizki.
Stasiek Lipa zmienił swój wygląd nie do poznania. W eleganckim sportowym ubraniu angielskim i z zawieszonym na pasku aparatem fotograficznym raczej wyglądał na zagranicznego turystę. Wysoki, przystojny, nieco przygarbiony, o lekko siwiejącej czuprynie wzbudzał respekt. Tylko oko doświadczonego znawcy ludzi dostrzegłoby, że do jego bladej twarzy niebardzo odpowiadał przylepiony uśmieszek beztroski.
Również Aniela zmieniła się. Była jeszcze piękniejsza. Biały jedwabny kostium jakby był dobrany do majowej barwy jej pięknej twarzy. Jedynie oczy jej, rrzypominające błękit nieba, rozglądały się dokoła z niepokojem.
Stasiek Lipa wsiadł z Anielą do taksówki, polecając szoferowi w języku angielskim, by go zawiózł do wytwornego hotelu. Tragarz, któremu wręczył banknot dolarowy, kłaniał się Staśkowi Lipie niżej pasa.
W kilka minut później Stasiek Lipa z córką, zajęli w hotelu elegancki apartament, którego okna wychodziły na morze.
Ledwie drzwi zamknęły się w pokoju hotelowym, Aniela zawołała:
— Dokąd mnie uwozisz? Nie chcę jechać!...
— Poproszę cię, córko moja, abyś się zachowała trochę spokojniej. Ojciec cię nie uprowadzi! Nic złego ci nie grozi!
Stasiek Lipa wypowiedział te słowa z chłodem, stanowczo, skandując każdą sylabę. Prawa szczęka drgała przy tym nerwowo. Oczy jego pokryły się dziwnym błyskiem.
Aniela opadła bezsilnie na kozetkę, zakrywając twarz rękami. Płakała.
— Dlaczego płaczesz? — zbliżył się do niej Stasiek Lipa, nagle zmieniony. Ból ojcowski targał jego sercem.
Przez kilka chwil przyglądał się jej i, chociaż płacz jej sprawiał mu ból i cierpienie, postanowił za nic w świecie nie ustąpić z raz powziętej decyzji.
Stasiek Lipa wybierał się z córką zagranicę. Chciał w ten sposób raz na zawsze położyć kres jej nieszczęśliwej miłości. Zdawał sobie sprawę z tego, że i Aniela w duszy staczała boje ze swoim uczuciem, pragnąc zapomnienia. Obawiał się, by w decydującej chwili nie zabrakło jej odwagi i sił w walce z własnym uczuciem. To go właśnie skłoniło do natychmiastowego wyjazdu z Polski.
Zlikwidował swoje interesy. Nocny lokal przejął od niego Bajgełe, który tam usadowił „zimną kokotę“. Po incydencie z Liskiem zyskała ona na powadze. Liczono się z nią. Ale Bajgełe miał, oczywiście, w tym swoje wyrachowanie: „zimna kokota“ nadawała się do naciągania gości.
Suma, zadeponowana przez Staśka Lipę w pewnym banku angielskim, zapewniała mu egzystencję. Całą myślą był pochłonięty Anielą. O przestępstwach i „zarobkach“ wcale nie myślał. Przeciwnie, był zdecydowany na starość nawrócić się i odtąd prowadzić uczciwe życie.
Jeszcze jedna była przyczyna dla której Stasiek Lipa zdecydował się opuścić Polskę. Dowiedział się przypadkowo, że matka Anieli przebywa w Polsce i czyni rozpaczliwe starania w kierunku odnalezienia córki. Tego nie chciał dożyć, by „ona“ jeszcze mogła odzyskać swoje dziecko. Stasiek Lipa żywił do żony swej nienawiść i nienasycone uczucie zemsty gdyż złamała mu życie rodzinne...
Dwie osoby kochał Stasiek Lipa w swoim życiu: żonę i córkę. Po ucieczce żony jedyną pociechą w życiu była dlań córka. Teraz, gdy po tragicznym rozstaniu odzyskał córkę, zrozumiał, że bez niej żyć nie potrafi. Tylko ona, Aniela, zdolna jest podtrzymywać go w życiu. A teraz właśnie zapragnął żyć jak nigdy przed tym...
Całe życie upływało mu w ciągłej niepewności, w niepokoju, w strachu prześladowaniu przez policję i społeczeństwo. Życie jego było pasmem nieskończonych cierpień i udręki. Cierpiał głód, nędzę i chłód. Niejednokrotnie bity był i kopany na przesłuchaniach w policji carskiej. Małoż to razy wałęsał się w więzieniach? Gnany i ścigany, niby wściekły pies, uciekał z jednej meliny do drugiej, niejednokrotnie lękając się własnego cienia...
Nawet później, gdy już mógł samodzielnie zarobkować i nie był zmuszony uciekać się do łaski paserów, to jest, kiedy już nie brakło mu pieniędzy — nawet wówczas nie zaznał spokoju.
Stasiek Lipa wszystko zawdzięczał sobie. Nikt się nim nigdy nie zajmował. Wychowywał się jako okrągły sierota na ulicy, która nauczyła go sztuki życia. Ulica była jego wychowawcą, a więzienie — domem rodzicielskim. W tym uniwersytecie życia nauczył się później manier wytwornych i kilka obcych języków. Podczas nocy bezsennych o chłodzie i głodzie, pod mostem lub w przewodzie kanalizacyjnym, na schodach lub w piwnicy, gdzie wałęsał się jako bezdomne dziecko, uczył się sztuki życia.

Nie miał nikogo, ktoby mu zwrócił uwagę na niewłaściwość postępowania i wezwał do zmiany trybu życia. A później, gdy podrósł i zrozumiał, że kroczy złą drogą, pełną niebezpieczeństw, nie było już dlań odwrotu. Nie mógł się uwolnić od świata podziemnego, z którym się tak zrósł. Nawet po tym, jak już założył wytworny nocny lokal, nie stać go było na zupełne zerwanie ze światem podziemnym. Nie wiedział nawet dlaczego tak było...
Największym ciosem w życiu był dlań fakt, że jego córka Aniela zakochała się w złodzieju. Sam z zawodu przestępca. Stasiek Lipa odnosił się z nienawiścią do kolegów po fachu. Walczył o uczciwość i honor swej córki. Dałby sobie krew wytoczyć, niźli pozwolić dziecko swoje skrzywdzić.
W duchu przyznał, że życie w ten sposób zemściło się na nim: Aniela, która nie mniej od niego nienawidziła ludzi nocy, zakochała się w Klawym Janku, wyrzutku społeczeństwa...
— Krew złodziejska nie przebacza!.. — mawiał do siebie w zamroczeniu alkoholowym.
Miłość Anieli do Janka złamała Staśka Lipę i postarzała go. Najwięcej go bolało, że sam przyczynił się do zbliżenia córki do Janka. Trzymał dla swego egoizmu Anielę przy sobie i w ten sposób umożliwił jej poznanie Janka... Gdyby nadał przebywała zagranicą. byłoby do tego nie doszło..

Aniela, nie wiedząc nic o prawdziwym życiu Janka, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Było to wkrótce po jej powrocie z Niemiec, gdzie się wychowywała. Nie wiedziała jeszcze wówczas prawdy o swoim ojcu. Tu prawda spadła na nią, jak grom z jasnego nieba. W pierwszej chwili Ameia usiłowała popełnić samobójstwo. Łzy ojca wzruszyły ją. Pozostała przy boku ojca. Za ten egoizm drogo musiał płacić. Aniela jest zakochana po uszy...
Stasiek Lipa był przeciwnikiem miłości. Gdy miał lat trzydzieści zakochał się w córce mieszczańskiej, o dziesięć lat od niego młodszej. Stasiek Lipa tęsknił za ogniskiem rodzinnym. Po długich naleganiach dziewczyna wyszła za niego zamąż, wnosząc w dom tytułem posagu — teściową, która różniła potem małżonków...
W dziesięć miesięcy po ślubie na świat przyszła Aniela. Urodziła się we własnym czteropiętrowrym domu Staśka Lipy, który również mieszkał w Odesie. W rocznicę ślubu, żona Staśka, dowiedziawszy się przed tym od teściowej prawdę o mężu, porzuciła go, uciekając z hrabią, pułkownikiem rosyjskim.
Aniela wychowywała się odtąd we wzorowym internacie w Niemczech na koszt ojca. Od czasu do czasu Stasiek Lipa odwiedzał swoją córkę, co miało miejsce po dłuższym pobycie za kratami. Z więzienia zawsze kierował się na dworzec lub do portu, by udać się z wizytą do Anieli.
Pieniędzy nigdy mu nie brakło. Jego adwokat, do którego żywił całkowite zaufanie, zawsze miał w swym depozycie znaczną sumę pieniędzy „na wszelki wypadek“.... Gdy przebywał w więzieniu, jego adwokat, który miał swoją siedzibę w Paryżu, odwiedzał od czasu do czasu Anielę, przedstawiając się jej za wujka.
Teraz, udając się zagranicę, Stasiek Lipa oświadczył Anieli, że jadą z wizytą do wujka...
Aniela obecnie orientowała się, co to za wuj... Ale nie pytała ojca o szczegóły. Wszystko, co przyjmowała od ojca budziło w niej lęk, chociaż ufała ojcu. Był w jej oczach człowiekiem — zagadką. Pod presją ojca Aniela udała się w tę podróż w nieznane.
Po wyrzeczeniu się myśli o samobójstwie, Aniela postanowiła opuścić ojca. Chciała odszukać hrabinę, która gotowa była ją zatrudnić u siebie. Ojciec był nawet zadowolony z tego, że Aniela szuka zajęcia. Wierzył, że w ten sposób wybije sobie z głowy różne „fantazje“. Ale gdy Aniela opowiedziała ojcu o nowej posadzie u hrabiny, ten kazał jej natychmiast się spakować, by razem z nim wyjechać zagranicę.
I jeszcze jeden był powód, dla którego Stasiek Lipa musiał czym prędzej opuścić Polskę. Przypadkowo dowiedział się, że policja jest na jego tropie. Londyński Scottland Yard, po kilkuletnim poszukiwaniu wreszcie go wytropił i Staszek Lipa obawiał się, że go władze rosyjskie wydadzą w ręce Anglików. Na starość nie uśmiechał mu się pobyt w surowym więzieniu brytyjskim.
Przez długi czas Stasiek Lipa siedział w pokoju hotelowym w Gdyni, zatopiony w rozmyślaniach. Aniela zaś popłakiwała. Łzy — oto była jej odpowiedź na perswazje ojca, który usiłował wytłumaczyć córce, że źle postępuje.
Ojciec i córka to były dwa światy odrębne. Każdy z nich żył w swoim świecie uczuć i rozmyślań. Ale stan ojca zbliżył do niego córkę, która czyniła sobie w duchu wyrzuty, że z jej powodu cierpi. A głos sumienia nie mógł pokonać głosu serca, który przypominał jej o Janku i miłości do niego. Miłość do Janka wypierała z jej serca uczucie miłości do ojca.
Później oboje zeszli do restauracji hotelowej, gdzie Aniela swoją urodą ściągała powszechną uwagę, spojrzenia mężczyzn w stronę Anieli zatruwały duszę Staszka Lipy. Czym prędzej starał się spożyć posiłek i wrócić do numeru hotelowego. Następnie wyszedł na miasto, by załatwić formalności w biurze towarzystwa okrętowego, w którym zamówił dwa miejsca, by odbyć podróż morską. Stasiek nie zapomniał zamknąć pokoju na klucz przed wyjściem, wyjaśniając numerowemu, gdy się ten zdziwił, że pragnie, by córka się mogła lepiej wyspać...
Coprawda Stasiek Lipa nie był na tyle naiwny, by wiedzieć, że i w tym hotelu, jak zresztą w każdym wielkomiejskim hotelu luksusowym, są konfidenci i konfidentki, ale ufał, swojej reprezentatywnej postawie i mniemał, że nikt w nim nie dopatrzy się przestępcy...
Aniela nie mogła długo spać. Nerwy były zbyt nadszarpnięte, by mogła zażywać spokoju i wytchnienia. Gdy przebudziła się na skutek ohydnego snu, była zła na siebie z powodu miłości, która doprowadziła ją do tak opłakanego stanu psychicznego.
Leżała z otwartymi oczyma i zastanawiała się z niepokojem nad tym, dlaczego ojciec jeszcze nie wracał. Pokój hotelowy napełniał ją uczuciem niewytłumaczonego strachu.
Naraz rozległo się zgrzytanie klucza, przekręcanego w zamku. Drzwi się otworzyły.
Do pokoju wszedł Stasiek Lipa, zmęczony i zdenerwowany. Rzuciwszy kapelusz i płaszcz deszczowy na kanapę, zwalił się na fotel, ciężko sapiąc.
— Ojcze, co się siato? — krzyknęła Aniela przerażona.
Stasiek Lipa nie odpowiedział. Siedział sztywny, a twarz jego jakby zastygła w martwocie, oczy zaś, utkwione w suficie, znieruchomiały. Jedynie ramiona drgały nerwowo.
— Ojcze, ojcze!... Powiedz, co się stało? Co ci jest?
Stasiek Lipa ciężko westchnął. Jego twarz nabrała wyrazu życia. Oczy się rozpogodziły. Postawna figura nieco się wyprostowała.
Siadaj przy mnie — rzekł do Anieli tonem nawpół rozkazującym..
Aniela spełniła polecenie ojca. Dygotała cała, trzęsąc się, niby w febrze, aczkolwiek w pokoju było ciepło od promieni słonecznych.
— Czego chcesz, ojcze?
— Milcz! Milcz! — podniósł Stasiek Lipa pięście do góry.
Aniela odskoczyła na bok, jakby za chwilę miała rzucić się w stronę drzwi.
— Tu masz siedzieć! — syknął, niby żmija, a twarz jego przyoblekła się w maskę zbrodniarza tak, że Aniela utkwiła przerażone oczy w twarzy ojca. Bała się nawet krzyknąć...
— Ojcze! Ojcze!... Boję się...
— Kogo? — roześmiał się Stasiek Lipa.
Aniela miała teraz stuprocentową pewność, że jej ojciec postradał zmysły. Bezsilna, trwała w biernym oczekiwaniu tego, co miało nastąpić. Staczała ze sobą bój wewnętrzny, by nie wzywać pomocy. Na myśl o tym, że krzykiem może zdradzić własnego ojca, którego poszukuje teraz zapewne policja, rezygnowała z pomocy zzewnątrz. Czuła, że nie przeżyłaby tego, gdyby miano ojca na stare lata zakuć w kajdany.
— Kim jestem dla ciebie? — zapytał Stasiek Lipa a oczy jego skierowane były nie w stronę córki.
Aniela nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
— Gadaj! Kim jestem dla ciebie?
— Ojcze, nie rozumiem ciebie...
— Ojcze!.. Cha, cha, cha. Ja jestem twoim ojcem? — śmiał się na cale gardło — I ty, znaczy się jesteś moim dzieckiem?!...
Aniela nie orientowała się w tym, do czego ojciec zmierza, z przerażeniem zapytała:
— Ojcze drogi, co za myśli przychodzą ci do głowy?
— Tylko nie „ojcze“!...
Aniela przerażona zerwała się z miejsca i zaczęła się cofać plecami do drzwi. Stasiek Lipa zmienił się nie do poznania
Naraz runął, chwytając się obiema rękami za serce. Instynkt samozachowawczy nakazywał jej ucieczkę. Ale już po chwili miłość do ojca zwyciężyła. Wbiegła z powrotem do pokoju. Oczom jej przedstawił się straszliwy obraz. Stasiek Lipa, leżąc na ziemi, rzucał się w konwulsji, a z ust ciekła mu piana. Aniela chwyciła słuchawkę telefoniczną do ręki.

W tym momencie Stasiek Lipa przemocą wytrącił jej słuchawkę z rąk i z całych sił rzucił na łóżko.
Stasiek Lipa, nawpół oszalały, przekręcił klucz we drzwiach i jednym skokiem stał już przy łóżku. Aniela była prawie nieprzytomna.
— Więc kim jestem?
Aniela nie odpowiedziała. Wybuchnęła płaczem. I to poskutkowało. Stasiek Lipa opanował się. Niby golem wolnym niezgrabym krokiem potoczył się na drugi koniec pokoju i zwalił się na fotel...
W pokoju zaległa cisza, która napawała serca ojca i córki zgrozą.
I słoiice się skryło, jakby nie chciało być świadkiem ponurej tragedii między ojcem przestępcą a niewinną córką.
Nastrój w pokoju zmienił sję. Niesamowite wizje ogarnęły mieszkańców tego pokoju
Każdy człowiek miewa w życiu takie momenty, kiedy w ciągu krótkich chwil przeżywa na nowo minione lata, które ukazują się, jakby na ekranie. Nawet przyszłość naraz odsłania się przed nim i w jasnowidztwie nagłym człowiek z przerażeniem i obrzydzeniem spogląda na swe życie. W takich to chwilach myśli ludzkie biegną z gwałtowaną szybkością. Człowiek, który przeżywa takie chwile, uchodzi za „wariata“... W takim stanie teraz znajdowali się Stasiek Lipa i jego córka.
Stasiek Lipa zobaczył siebje teraz na barłogu pierwszej nocy w areszcie, kiedy wzięto go w obroty, jako „frajera“. A po tym — w więzieniu berlińskim „Tegel“, gdzie go powitano z szacunkiem jako osobistość w świecie przestępczym.
Przez dłuższy czas poszczęściło mu się, że wymykał się z rąk policji i nie oglądał murów więzienia.
Wszyscy, którzy rabują i kradną tak długo odnoszą korzyści w tym „zawodzie“, póki mogą z całą pewnością twierdzić, że „nie byli karani sądownie“. Ale ten, który już raz dostał się za kraty więzienne nie może się już wykręcić z więzienia. Kraty więzienne przyciągają ich do siebie niby siłą magnesu. I gdzieby nie przebywał, jakby nie kombinował na wolności — zawsze się tak skończy, że prędzej, czy później wpadnie do więzienia.
Staśkowi nie uśmiechała się „przeprowadzka“ do więzienia. Życzył sobie teraz raczej śmierci, niżby miał wpaść do „żywego grobu“, za jaki uważał więzienie.
Zawsze ciągnęło go do wygodnego, wytwornego życia. Był znany w wielu nocnych lokalach miast o sławie międzynarodowej, jak: Paryż, Londyn, Nowy Jork, Berlin, Szangchaj, Moskwa, Buenos Aires i innych. Nigdy nie siedział zbyt długo w jednym mieście. Rozbijał się sleepingami, zamieszkiwał luksusowe apartamenty w najlepszych hotelach, bawił w wyszukanych kurortach, jednym słowem, był „rajskiem ptakiem“ wśród ludzi nocy.
Cieszył się opinią „gwiazdora“ w świecie przestępczym. Ale nie tylko „góra“ tego światka obdarzała go zaszczytami, lecz i „dół“. Hojną dłonią udzielał pożyczek na kaucje lub na adwokata, gdy który z małych złodziejaszków lub włamywaczy znajdował się w biedzie. I dlatego go tak bolał fakt, że człowiek z tej samej sfery — Klawy Janek — usiłuje uprowadzić jego jedyną córkę. A teraz u schyłku życia — taki nowy cios! Wiadomość, którą teraz odebrał, wytrącała go z równowagi. Był złamany i zrozpaczony. Nie, z tym nie mógł się pogodzić!..
Raz po raz Stasiek Lipa podniósł wzrok na Anielę, jakby chciał przez bliższą obserwację ustalić coś, co go niepokoiło....
W pewnym momencie jego mózg przeszyła dziwna myśl, do której doszedł po dłuższym przyglądaniu się Anieli.. Tak, jakby ją po raz pierwszy zobaczył. Dostrzegł w jej twarzy rysów, których nigdy przed tym nie zauważył. Zbliżył się do niej i świdrował badawczym wzrokiem. Gwałtowne oburzenie opanowało jego umysł. Zbrodnicze myśli nurtowały jego mózg...
Stasiek Lipa umiał jednak opanowywać się, nawet, gdy ból jego był silniejszy od wytrzymałości jego nerwów. Postanowił do końca życia pozostać dżentelmenem wobec tej dziewczyny, która siedziała teraz na vis a vis niego, a która naraz wydała mu się zupełnie obca.
Na dnie duszy czuł, że więzy życia, które połączyły go z Anielą, są zbyt silne, aby je mógł kiedykolwiek przeciąć.
— A-nie-lo!... — wyjąkał, odwracając głowę, jakby wstydził się przed nią.
Aniela także była pogrążona w myślach i rozpamiętywaniu nad przeszłością. Ale na myśl by jej nie wpadło to, co tak wstrząsnęło Staśkiem Lipą. Była tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyła zmiany w wyrazje twarzy ojca. Głębokie westchnienie, które teraz wydarło się z piersi Staśka, wyrwało ją z zadumy.
— A-nie-lo!...
— Co, ojcze?
Słowo „ojciec“, które padło z jej ust, wywołało u Staśka Lipy ból, jakby mu wsadzono w żywe ciało ostrze noża. Postanowił, że będzie znosił ból po mę«ku.
— Ostatecznie, ona w niczym nie zawiniła! — pomyślał w duchu. — Dlaczegóż mielibyśmy się rozstać, jak wrogowie?
Przez chwilę milczał, po czym rzekł;
— Możesz już wracać do Warszawy.
— Co??? — Zerwała się Aniela z miejsca. — Coś powiedział, ojcze?
— Tylko nie nazywaj mnie „ojcem“... — odparł Stasiek Lipa z goryczą, patrząc w stronę podłogi.
— Nie rozumiem ciebie — rozglądała się Aniela bezradnie po pokoju. Zbliżyła się do ojca, by go ucałować w czoło, ale Stasiek Lipa odwrócił się od niej. Jej pocałunek jakby zawisł w powietrzu.
Po raz pierwszy wzbronił się przed pocałunkiem, który zawsze oddziaływał nań kojąco, njby balsam. Aniela była speszona, zdumiona, zaskoczona. Zrobiło się jej nieswojo. Jej nerwy były zbył nadszarpnięte, by mogła spokojnie reagawać na najmniejszy objaw. To też z jeszcze większym podnieceniem szukała w myśli wytłumaczenia nagłej zmiany psychicznej u ojca.
Pokój tonął w ciemnościach. Był wieczór. Aniela bała się pozostać z ojcem sama w ciemnym pokoju. Chciała przekręcić kontakt elektryczny, ale Stasiek Lipa nie pozwolił jej na to. Wolał wypowiedzieć te słowa, które cisnęły mu się na język, nie przy świetle, by nie mogła go widzieć.
— Anielo! — rzekł — Muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć!
Słowa te wypowiedziane były nieswoim głosem, tak, że na dźwięk głosu, Aniela zaczęła drżeć ze strachu. Przemogła w sobie lęk i, siląc się na spokój, odpowiedziała:
— Tatusiu, co się z tobą dziś dzieje? Mój Boże, co ci się stało? Strach mnie ogarnia na samo przypuszczenie, że mógłbyś postradać zmysły!..
— O, nie! Na razie jeszcze jestem przytomny i przy pełni władz umysłowych.. Czy tylko tak będzie. Siadaj przy mnie i słuchaj uważnie, co ci powiem. Proszę cię tylko, abyś się zbytnio nie smuciła po tym. Zresztą, nie wiem, czy nowina, którą ci zaraz zakomunikuję, przerazi cię lub zmartwi. Kto wie, może cię uszczęśliwi!..
— Mów, ojcze, mów.. Jestem tak zdenerwowana!
— Muszę ci coś wyznać, co legło mi ogromnym ciężarem na sercu...
Głos jego załamywał się od bólu i płaczu.
— To kraje moje serce... — ciągnął dalej Stasiek Lipa — Ból ustanie wraz z zakończeniem życia mego....
— Dziś udałem się na pocztę, by odebrać list Poste Restante — opowiadał Stasiek Lipa drżącym i podnieconym głosem. — I tam znalazłem list, który mi złamał resztę życia. Marzenia moje i dążenia rozwiały się w ciągu chwili. Tego nie przeżyję!... — zawołał naraz.
Krążył energicznym krokiem po pokoju.
— Zapal światło — odezwał się Stasiek Lipa, któremu duszno robiło się w ciemności.
— Mów, mów, nie męcz mnie dłużej — jęknęła Aniela, która intuicyjnie wyczuwała, że chwile te są dla niej przełomowe. — Ojcze, ja tego nie wytrzymam, ojcze!...
— Wiedz, że nie jestem odtąd twoim ojcem!...
Słowa te spadły na Anielę, jak grom z jasnego nieba. Oszołomiona stała kilka chwil, jakby nie wiedziała, co robić.
— Ojcze drogi!.. — rozkrzyczała się. — Nie jesteś przy zdrowych zmysłach!... Co za urojenie!. Któż jest moim ojcem, jeśli nie ty?

Stasiek Lipa wymachiwał przed siebie zaciśniętymi pięściami, jakby odgrażał się niewidzialnemu wrogowi. W głowie huczało. Pokój cały wirował przed oczyma. Gorycz miał w ustach. Chciał mówić, ale nie mógł. Dreszcze wstrząsały jego ciałem.
Aniela szlochała. Odnosiła wrażenie, jakby ją przemocą odrywano od pnia macierzystego. Krajano jej ciało żywcem.
— Ojcze, ojcze, co z tobą dzieje? — rozpaczała. — Mamy nie znam, teraz i ty chcesz sie mnie wyrzec, jako ojciec?...
— Nie płacz, nie rozpaczaj, nie tracisz zbyt wiele: ojca-złodzieja... Właściwie powinnaś się czuć szczęśliwa, że tak jest!
W pokoju zapanowała niesamowita atmosfera. Ojciec, którego kochała i wiedziała, że nie był zdolny do tego, by ją w czymkolwiek skrzywdzić, teraz przyjął postawę groźną.
Uczucie miłości ojcowskiej naraz ulotniło się. Stał przed nią wróg, żądny zemsty za doznaną zniewagę, za cudze grzechy...
— Powiedz mi nareszcie czego chcesz! — zawołała Aniela. — Serce mi już pęka!
Stasiek Lipa podszedł do niej, ujął jej głowę w swoje ręce, które mu się trzęsły i wpił się w jej twarz świdrującymi oczyma. Diabelski uśmiech wykrzywił jego usta. Z piersi Anieli wydarł się okrzyk przerażenia:
— Ojcze! Ojcze! Boję się!
— Milcz! Milcz! Bo...
Aniela wyrwała się z jego rąk i przywarła bliska obłędu do ściany. Rękami przysłoniła sobie twarz jakby się spodziewała uderzeń. Była teraz gotowa na najokropniejsze...
— Urodziłaś się bękartem! Nie było ci do twarzy z tym, żeś była córką złodzieja. Ale sądzę, że już było lepiej mieć ojca złodzieja, niż przyjść na świat jako bękart... Jesteś wolna! Możesz jechać, gdzie chcesz. Możesz poślubić Janka! Możesz zostać ulicznicą! Nie obchodzą mnie odtąd twoje koleje losu!
— Kłamiesz! — zawołała Aniela. — Knujesz jakiś kawał złodziejski!
— Cha-cha-cha! — roześmiał się Stasiek Lipa. — Sądziłem, że będziesz zadowolona, a tymczasem zarzucasz mi kłamstwo i podstęp.. Rozumiem cię: nie będziesz miała nikogo, ktoby się troszczył o ciebie i strzegł, abyś nie wpadła w sieci, które ze wszystkich stron nastawia się na tak urodziwą kobietę, jak ty.
— Kiedy dowiedziałeś się o tym?
— To nieważne. Teraz będę mógł swobodnie odetchnąć. Nie będę musiał myśleć o tobie. Wychowałem ciebie. Dbałem. Nawet, gdy przebywałem za kratami więziennymi, myślą i uczuciem byłem przy tobie. Ale teraz to wszystko minęło, jak sen...
Stasiek Lipa westchnął ciężko, po czym ciągnął dalej:
— Ale życie na mnie srogo się zemściło! Nawet szczęścia ojcowskiego poskąpiło mi! Nawet nie pozwolono mi umrzeć ze świadomością, że ta, którą przez całe życie ubóstwiałem, jest moją córką!... Zbyt wielki to honor dla mnie być ojcem tak pięknej i szlachetnej dziewczyny jak ty!...
— Ale chcę wiedzieć, kto cię poinformował o tym? — zapytała stanowczo Aniela. — Może i tak jest, że nie jestem twoją córką, ale zbyt wiele przebyliśmy w życiu razem, abyśmy mieli teraz rozejść się, jak wrogowie. Nie życzę ci przecież niczego złego. Przeciwnie, zaciągnęłam wobec ciebie wielki dług wdzięczności jako wobec człowieka, który mnie okazywał tyle dobrego!
Słowa te zrobiły swoje. Twarz Staśka Lipy rozpogodziła się:
— Chcesz wiedzieć wszystko? Poco denerwować się. To co ci powiedziałem jest faktem bezsprzecznym. Smutne, ale prawdziwe. I wszystkie moje nadzieje naraz się rozwiały. Czuję się teraz, jak zbyteczna szmata. Moja piosenka jest skończona dodał filozoficznie, a oczy pokryła wilgoć.
Aniela poczuła litość dla niego. Nie myślała teraz o sobie. Jak przedtem żałowała, że jej ojciec jest złodziejem, tak obecnie żałowała, że Stasiek Lipa nie jest już jej ojcem. Pół życia byłaby teraz gotowa oddać, gdyby mogła zdziałać, by to, co teraz usłyszała, okazało się nieprawdą. Postanowiła sama zbadać tę sprawę.
— Ale powiedz mi, co cię naprowadziło na myśl sprawdzenia, czy jesteś moim ojcem? Mnie się jakoś nie chce w to wierzyć. Jesteśmy jednej krwi i kości. Czyż mało jest podobieństwa między nami? Czyż zewnętrznie nie jesteśmy podobni do siebie? Czyż z pozorów zewnętrznych nie widać, że jestem twoim dzieckiem? Niejeden chyba ci mówił o tym. Zresztą, jesteś dość rozgarnięty, by samemu to stwierdzić. To źli ludzie chcieli cię unieszczęśliwić, wiedząc, jak bardzo mnie kochasz! Jestem twoim dzieckiem! — zawołała i objęła ojca, obsypując go gorącymi pocałunkami.
Stasiek Lipa, wzruszony odruchem Anieli, głaskał jej włosy, ale jednocześnie jakby ją odsuwał od siebie. Nie rozumiał dlaczego nie chciała się pogodzić z myślą, że nie on jest jej ojcem. Przeciwnie sądził, że to ją ucieszy. Jego myśli bjegly teraz w innym kierunku.
— Kto wie, może naprawdę prowadzą mnie na pasek? — pomyślał teraz w duchu. Zbyt dobrze znał ludzi podziemi, by był wolny od podejrzeń. Wszak w tych sferach plotka i oszczerstwo idzie w parze z „przyjaźnią“. Poczuł teraz do Anieli więcej sympatii, niż przedtem. Czuł się dumny, że walczy ona o to, że on jest jej ojcem, a nie kto inny.
Ale kto mógł wiedzieć o tym, czy Aniela jest „zarobiona“? Wszak przed nikim ze świata podziemnego nie zwierzał się ze swoich przeżyć osobistych.
List który otrzymał nie pochodził od ludzi nocy. Adwokat jego otrzymał polecenie od hrabiny, by pomógł jej w odnalezieniu córki.
W zadumie Stasiek Lipa wyjął z kieszeni list i kilkakrotnie go przeczytał, nie bacząc na to, że Aniela pochłaniała pismo oczyma. W pewnym momencie Aniela nie wytrzymała napięcia nerwowego i wyrwała ojcu pismo...
Litery i słowa wirowały przed jej oczyma. Stasiek Lipa nie spuszczał z niej oka. Śledził za zmianami na jej twarzy, chcąc w ten sposób odczytać jej myśli.
Aniela aczkolwiek kilkakrotnie przeczytała pismo, nie rozumiała o co chodzi. Jej myśli wybiegały daleko poza pokój hotelowy do nieznanej matki... Nie ulegało dla niej wątpliwości, że jej matka żyje.
Aniela odłożyła pismo. Jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Staśka Lipy.
— No, a teraz wierzysz w to?
— Nie! Nie! Nie wierzę! To chciano cię unieszczęśliwić, wiedząc, że mnie bardzo kochasz! — zawołała Aniela, tuląc się do ojca, jakby się obawiała, że ją opuści. Stasiek Lipa nie miał odwagi odtrącić jej od siebie.
Stasiek Lipa zabrał się do ponownego czytania listu. Badał każdą myśl, analizował każde zdanie. Może jednak doszuka się dowodu fałszu, kłamstwa, nieprawdy. Martwe litery niczego jednak nie zdradzały. I głosiły okrutną prawdę, nielitościwie niszcząc w nim resztki nadziei. Słowa te były pisane ręką jego adwokata, któremu nie miał powodu nie ufać.
List ten brzmiał:

„Drogi Panie!

Nowina, którą Panu teraz komunikuję, napewno uderzy w Niego, niby grom z jasnego nieba. Sądzę jednak że w życiu tyle Pana już spotkało, że i ten niespodziewany cios przeboleje z męską odwagą. Proszę sobie tego zbytnio nie brać, do serca. Czynię to z obowiązku:
Hrabina, o której tylko ja jeden wiem, że była pańską żoną, zwróciła się do mnie do Paryża, abym zażądał od Pana zwrotu córki. Zaufała mi, że Aniela nie jest bynajmniej Pańska córką. Jej ojcem jest tenże hrabia, z którym żyła jeszcze przed ucieczką od Pana.

Łączę pozdrowienia i życzę rychłego opanowania się.

Adwokat Fleur.“

Oboje Stasiek Lipa i Aniela, byli pod silnym wrażeniem tych słów. Pierwsza przerwała milczenie Aniela.
Ojcze, jestem przekonana, że mama moja tym razem mówi nieprawdę. Chce ona odnaleźć utracone dziecko. I dlatego zmyśliła taki powód. Powiedz mi, gdzie przebywa moja matka. Pragnę się z nią zetknąć i rozmówić.
— Ty z nią? Nigdy! Przenigdy! Ona nie dożyje tej chwili! Ode mnie nigdy się nie dowiesz, gdzie twoja matka przebywa. Takiej przyjemności jej nie sprawię! — oburzał się Stasiek Lipa.
— Ojcze drogi, najdroższy! — wybuchnęła Aniela spazmatycznym płaczem. — Wierzę święcie, że tylko ty jesteś moim ojcem. Ale dziecko ma prawo i do swojej matki! Powiedz mi, gdzie ona jest? Chcę ją zapytać dlaczego cię porzuciła? Chcę wszystko wiedzieć! Wszystko!
Stasiek Lipa zerwał się ze swego miejsca. Niespokojnie począł krążyć po pokoju. W jego oczach skrzyły się złe błyski, które przejmowały Anielę zgrozą.
— Zapomnij o twojej matce! Zapomnij! Póki ja żyję, nigdy nie spotkacie się! Odtąd będzie to moim wyłącznym celem w życiu. Nawet gdybym miał cię zamordować i gnić potem w celi więziennej, lub zawisnąć na szubienicy! Nie cofnę się przed niczym! Zapamiętaj to sobie!...

— Co ja zawiniłam w tym? — załamywała Aniela ręce. — Od siebie odpędzasz mnie, do matki mnie nie dopuszczasz. Dlaczego ja mam ponosić odpowiedzialność za to, że matka zawiniła wobec ciebie.. Dziwi mnie bardzo postępowanie twoje — człowieka, który tyle cierpiał z powodu różnych „sprawiedliwości“. Stosujesz tu karę wobec mnie, która najmniejszą popełniła winę..
Stasiek Lipa zastanawiając się nad słowami Anieli, naraz zawołał:
— Ach, co ze mnie za głupiec! Dopiero teraz połapałem się, jaki sens jest ukryty w tym liście!
Objął ją i serdecznie przytulił do siebie:
— Nigdy i nikomu nie oddam ciebie! Nikomu, słyszysz?
— Ale jeszcze nie rozumiem, jak to naraz i bez nowej podstawy, zmieniłeś swoje zdanie o treści listu?
— Teraz wszystko jest w najlepszym porządku! Dziecinko, nie martw się!
— Ale jednak pragnę wiedzieć, co się przyczyniło do tak gwałtownej zmiany.
— Matka twoja wpadła na trop mego adwokata. Zwróciła się do niego z prośbą o odnalezienie swojej córki. Umyślnie zaufała mu „tajemnicę“, że nie jesteś moją córką. Liczyła ona na to, że adwokat o tym mnie poinformuje. Prowokacja jej nie udała się. Jesteś moim dzieckiem. Moja krew!. — pokrywał jej twarz gorącymi pocałunkami.
Aniela przytuliła się do ojca, nie rozumiejąc sama dlaczego teraz czuła się także szczęśliwa. Ale świadomość przywiązania do niego była teraz o wiele głębsza, niż przedtem. Pojęła, że jest źrenicą w oku tego starego przestępcy.
Oboje zadowoleni udali się na wybrzeże morskie.




  1. Przypis własny Wikiźródeł W książce są dwa rozdziały o numerze VI.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Icek Boruch Farbarowicz.