W krainach wiecznego lodu/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Josef Kafka
Tytuł W krainach wiecznego lodu
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1907
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Julia Kietlińska-Rudzka
Tytuł orygin. V krajích věčného ledu
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
OPISY MALOWNICZE I PODRÓŻE.
IV.


J. KAFKA.

W KRAINACH WIECZNEGO LODU
z czeskiego przetłómaczyła
J. Kietlińska-Rudzka
WARSZAWA
NAKŁADEM I DRUKIEM M. ARCTA
1907








Rys. 1. Balonowa stacja Andréego na Szpicbergu.
Wycieczka do krajów nieznanych.

Mieszkańcy Europy nadzwyczaj wolno zapoznawali się z odległemi krajami kuli ziemskiej. Dopiero w ostatnich czterech stuleciach poznano zamorskie krainy Ameryki i Australji i przedsięwzięto szereg wypraw ku biegunom, dla dokładnego poznania tych okolic, które na północy i południu jakby zakończają naszą ziemię.
Wyprawy takie połączone są z ogromnym niebezpieczeństwem i trudnościami, ale pomimo to znaleźli się odważni żeglarze, co chcieli dotrzeć do samego bieguna. Wielu z tych śmiałków śmierć tam znalazło, niektórzy jednak powrócili szczęśliwie, przywożąc nowe wiadomości. Lecz dotąd, według najściślejszych obliczeń, pozostało jeszcze na północnym biegunie przeszło 5 a na południowym 21 miljonów kilometrów kwadratowych powierzchni ziemi zupełnie nieznanej, niedotkniętej stopą ludzką.
W tych krajach, nawet dzisiejszy człowiek, który jest tak doświadczony i posiada wszelkie potrzebne przyrządy, nie może pokonać przyrody; tamuje mu ona bowiem drogę olbrzymiemi górami, krami lodowemi tej wielkości, że wobec nich wszelkie maszyny do rozbijania lodu są wprost zabawką, a największe łodzie wyglądają, niby łupiny orzecha. A jednak był czas, kiedy można było dojść do bieguna północnego, bo nie zawsze był on pokryty śniegiem. Miało to miejsce wtedy, gdy i w naszych okolicach znacznie większe panowało ciepło. Żałować nam tylko należy, że wówczas nie istnieli jeszcze ludzie na ziemi.
A skądże możemy się o tym dowiedzieć? Bardzo prostym sposobem. Skorupa ziemska składa się z licznych skał i pokładów, leżących jedne na drugich, pokłady te są najpewniejszą księgą, z której odczytujemy wiadomości o prastarych dziejach ziemi, wypisane tam niezatartemi głoskami. Dziwne to pismo składa się z odcisków ziemi przeróżnych skamieniałości stworzeń, a szczególniej roślin wyginionych. Ono nam mówi, że w okolicach bieguna północnego, pokrytych obecnie do znacznej wysokości śniegiem i lodem, znajdowało się morze, cieplejsze od dzisiejszego, a ląd stały, wynurzony z tych wód morskich, pokryty był roślinnością okolic ciepłych. Na wyspie Islandji, która obecnie drzew nie posiada, a przez większą część roku zasypana jest śniegiem i pokryta lodem, rosły wtedy jawory, dęby południowe, platany i t. p. W Grenlandji, jeszcze bardziej na północ położonej, gdzie dziś nie dojrzysz ani krzaczka, wówczas wznosiły się olbrzymie drzewa, jakie teraz otaczają południowy brzeg wielkiej rzeki amerykańskiej Mississipi t. j. magnolje, platany i kasztany i t. d. Szpicberg, położony o 100 mil od bieguna północnego, posiadał ongi cyprysy, cedry, topole, olchy, brzozy, orzechy, lipy.
W okolicach bardziej jeszcze na północ wysuniętych, bo oddalonych o 60 mil od bieguna, utrzymywała się roślinność, wymagająca przecięciowo 8° ciepła, dzisiaj zaś panują tam 20 stopniowe mrozy. Szczątki tych wszystkich roślin znajdujemy pod olbrzymiemi lodami krain obecnie martwych.
Jakim sposobem ochłodziły się tak bardzo te krańce ziemi, że bujna ich roślinność zniknęła, a miejsce jej zajęły zaspy śniegu? Dlaczego podobne zmiany zaszły nietylko na biegunach, lecz i w naszych stronach, i to nie jednorazowo, a parokrotnie? Czemu po ciepłym okresie czasu następował zimny i kraje nasze pokrywały się lodem i śniegiem, jak dziś strony podbiegunowe; potym znów przyszedł okres cieplejszy i zmiany te powtórzyły się kolejno parę razy?


Rys. 2. Nordenskiöld.

Otóż tak to sobie tłómaczymy: Ciepło różnych okolic naszej ziemi zależy od tego, jak te okolice zwrócone są ku słońcu. Jeżeli promienie słońca padają na daną okolicę prostopadle — to grzeją silnie i tam panuje ciepło; jeśli zaś padają ukośnie, słabiej już grzeją i stąd zimno. Teraz ziemia tak jest położoną względem słońca, że okolice biegunowe stoją ukośnie do słońca, a więc jego promienie padają bardzo ukośnie, nawet i podczas lata, i dlategoto panują tam nieustanne mrozy. Co pewien czas ziemia przychyla się jednak swym biegunem północnym ku słońcu — wtedy to zaczyna być znacznie cieplej. Otóż takie przychylanie i odchylanie się bieguna od słońca powtarzały się nieraz i jeszcze będą się powtarzały.
Już Grecy starożytni przed narodzeniem Chrystusa mieli pojęcie o tym, że cały świat stary (Europa, Azja, Afryka) dokoła oblany jest morzem, jednak przez 1600 lat nikt nie posiadał rzeczywistych a dokładnych wiadomości o północnych brzegach Europy i Azji.
Pierwsze obszerniejsze wieści o krańcach Syberji pochodzą z XIII w. Przed tysiącem lat po raz pierwszy przepłynął z zachodniej strony północny przylądek odważny Norman Otheve z wyspy Helgoland.
Miał on potym wielu naśladowców, ale dopiero w XII w. rozpoczynają się liczne wyprawy północne, urządzane przez narody nadmorskie. Anglicy dotarli wówczas do ujścia rzeki Dźwiny, a Rosjanie znali Nową Ziemlię. Między późniejszemi wyprawami, podjętemi w celu poznania dalekiej północy, najsławniejszą jest wyprawa Franklina z 1845 r.; przepadła ona wprawdzie gdzieś w lodowcach, lecz ci, co szukali jej śladów, odkryli przejście północno-zachodnie do morza Lodowatego i przyczynili się do poznania krańców północnej Ameryki.


Rys. 3. Fridjof Nansen.

Austryjacka wyprawa Weyprechta i Payera w latach 1871—74, prócz odkrycia wysp, nazwanych przez nią ziemią Franciszka Józefa, przywiozła z sobą sumienne wyniki badań naukowych. Również w celu naukowym wyruszyła wyprawa angielska w 1875 r.; następnie była amerykańska, wreszcie w 1878 przedsięwziętą została wyprawa szweda Nordenskiölda (rys. 2) na okręcie Wega.
Najbliżej północnego bieguna znalazł się śmiały norwegczyk, który dotarł do miejsc nietkniętych stopą ludzką — był to Fridtjof Nansen (rys. 3).
Wypłynął on na statku »Fram«, a potym na saniach, w psy zaprzęgniętych, przedostał się o niecałe 60 mil do bieguna.


Rys. 4. Dr. S. A. Andrée.

Z nowszych wypraw słynną jest podróż Szweda Andréego (rys. 4). Budziła ona zajęcie i zaciekawienie całego niemal świata; Andrée bowiem chciał się dostać do bieguna balonem. O losach Andréego nic pewnego dotąd niewiadomo, należy jednak przypuszczać, że zginął. Inżynier Peary, amerykanin, który siedm lat spędził w krainie północnych lodów, udał się na sam biegun saniami. I inni jeszcze uczeni wyruszają wciąż w celach naukowych do owych odległych krańców.
Wielu też podróżników skierowało się ku biegunowi południowemu, dotychczas mniej zbadanemu.
Chcąc mieć dokładne pojęcie o tych tajemniczych stronach świata, o tych krańcach wieczystego lodu, trzeba przedewszystkim poznać własności śniegu i lodu.



Lód i śnieg. Nasza zima.

Panujące u nas mrozy, przy wielkich zaspach śniegu, dają nam wyobrażenie o tym, jak to wyglądają kraje, w których śnieg i lód nigdy nie topnieje — kraje wiecznego lodu.
Przypatrzmy się więc najpierw naszej zimie.
Pierwszym jej zwiastunem jest ochłodzenie się powietrza. Wtedy to każde stworzenie: zwierzęta, ptaki, rośliny nawet starają się przed nią ukryć. Rośliny przechowują swój sok w korzeniach, ziarnach, wogóle w częściach ukrytych, zabezpieczonych przed zimnem. Zwierzęta zmieniają swą letnią szatę na zimową, gromadzą w sobie tłuszcz, jaki doskonale je chroni od zimna; niektóre zbierają zapasy do dziupli i jam; inne w miejscach ustronnych pogrążają się w długi sen zimowy. Człowiek też przygotowuje się powoli do przebycia zimy.
Ot i wczoraj jeszcze padał deszcz rzęsisty a dziś ciepło opadło poniżej zera, i woda, która wczoraj kroplami spadała na ziemię, przemieniła się w maleńkie białe gwiazdki lodowe, zwane śniegiem. Pierwszy śnieg, pokrywający całe pola, tak niedawno pełne zieloności — wzbudza zawsze podziw. Biała zasłona zalega całą ziemię, odbijając od siebie ciepłe promienia słońca. Nastaje mróz.


Rys. 5. Lód rozsadza bomby artyleryjskie.

Woda w rzekach i stawach ochładza się coraz bardziej, gęstniejąc jednocześnie: przy 4 stopniach na ciepłomierzu Celsjusza dochodzi do największego zgęszczenia i najwyższej wagi. Zimna woda, jako cięższa od reszty wody, opada na dno, a lżejsza wypływa na wierzch i zaraz się ochładza. Dalsze ochładzanie się wody poniżej 4 st. odbywa się tylko na powierzchni, przez dalsze bowiem oziębianie woda znów rzednie i staje się lżejszą. W ten sposób najzimniejsza woda znajduje się na powierzchni — aż, gdy oziębi się poniżej 0 st.; wtedy utworzy się na niej skorupa lodowa. Przez ciągłe oziębianie skorupa ta wzmacnia się, grubieje, a tymczasem woda cięższa pod lodem i dalej pozostaje ciepłą.
Woda, przemieniająca się w lód, powiększa swą objętość (inne materje przy opadaniu ciepłoty, objętość swą zmniejszają). Skutkiem tego, naczynia, w których woda szczelnie jest zamkniętą, pękają. Robiono różne próby np. do zamkniętej z jednego końca lufy karabinowej nalano wody do pełna, drugi zaś koniec zamknięto gwintowanym korkiem stalowym i tę lufę wystawiano na działanie mrozu. W chwili zamarzania lufa pękła, a wzdłuż utworzonej szczeliny wystąpiło na zewnątrz tyleż lodu, ile się go nie zmieściło wewnątrz lufy. — Brano także puste bomby artyleryjskie, napełniano je wodą i mocno zaszpuntowawszy otwory, wystawiano je na mróz. Po pewnym czasie jedna bomba pękła, a przez szczelinę ukazał się na zewnątrz nadmiar lodu. Z drugiej bomby ciśnienie zamarzającej wody wyrzuciło szpunt, a z otworu wysunął się sopel lodu. W taki sam sposób można rozsadzić wielkie kule armatnie (rys. 5 i 6). Siła zamarzniętej wody nietylko rozbija naczynia, ale zrzuca korę z drzew, tynk ze ścian i t. p. Jesienna woda przedostawszy się do szczelin skał, zamarza tam i rozsadza te skały, czyniąc je dostępnemi zwietrzeniu i rozmyciu. Tym sposobem dzięki pracy lodu i wody, powstały oryginalne kształty skał, często przez nas podziwiane.


Rys. 6. Lód rozsadza wielkie kule armatnie.

Woda zmarznięta posiada jeszcze inne ciekawe właściwości. Lód raz utworzony, przy dalszym obniżaniu się ciepła, zmniejsza znów swą objętość, zachowując się podobnie, jak i inne stałe ciała; kiedy zaś ciepłota podnosi się — powiększa się zaraz i to bardziej od innych ciał. Lód podczas wielkiego mrozu staje się tak tęgim i twardym, że przy uderzaniu wydaje iskry, jak kamień.
Przy tajaniu lodu możemy zauważyć również pewne jego właściwości. Jeśli się temperatura podnosi — to lód najpierw się rozszerza, gdy zaś ciepło przejdzie granicę mrozu — lód taje i objętość jego zmniejsza się znowu. Lód więc zamarzły przy 20 st. zimna i przy ociepleniu się do 1 st. ciepła posiada ogromną siłę rozsadzania. Lód tający, do roztajenia, czyli, aby doszedł do 1 st. ciepła, potrzebuje siedemkroć więcej ciepła, niżeli woda do osiągnięcia tejże samej temperatury.
Tający lód ochładza bardzo otoczenie; ponieważ w przyrodzie ciepło stale się zmienia, więc też woda marznąca i lód podlegają wśród tych warunków ciągłym przemianom, tak, że to twarde a zmienne ciało ma jakby swój żywot.


Rys. 7. Lawina w Szwajcarji.

Śnieg, pokrywający pola, jest najlepszą dla ziemi wilgocią. Część jego po spadnięciu prędko zwykle ginie i wsiąka w grunt, reszta zaś taje później i powoli przedostaje się również do ziemi. Tam przechodzi do większej głębokości i zwilżywszy grunt, odświeża źródła naszych wód, zaopatrując je na okres suszy.
Śnieg, przy większym mrozie, przez ciśnienie, ubija się i staje się materją twardą i stałą. Dziatwa korzysta z tej własności śniegu i robi z niego budy, ulepia bałwany. W budce śniegowej jest względne ciepło, ponieważ gruba warstwa śniegu jest złym przewodnikiem ciepła. Dlatego to mieszkańcy krajów północnych mieszkają w takich budach.
Górale robią sobie obuwie z szerokiemi, wystającemi podeszwami, i niemi ugniatają śnieg, który przez ciśnienie skupia się i tworzy twardą, niewilgotną powierzchnię.


Rys. 8. Doświadczenie ze zlewaniem się lodu.

Gdy jednak śnieg nagromadzi się na stromych pochyłościach gór, tworzy ogromne i bardzo niebezpieczne bryły, zwane lawinami. One spadając, zabierają z sobą nowy śnieg (rys. 7), stają się większemi i tym łatwiej druzgoczą wszystko, co spotkają na drodze. Lawiny formują się na spadkach gór, wystawionych na działanie słońca, śnieg bowiem silnie ogrzany, taje, odrywa się od ziemi i spada na dół. Niejeden śmiałek, który według zwyczaju górali, chciał zjechać szybko ze szczytu góry — przypłacił swą śmiałość życiem, gdyż kra śniegu zarwała się pod nim, a lawina przygniotła go w dolinie.
Rolnicy witają z radością śnieg na polach, jako dobrą ochronę zasiewów przed silnemi mrozami i jako zapowiedź dostatecznej wilgoci na przyszłą wiosnę.
Skoro rzeka dobrze zamarznie, jakiż to ruch na niej! Mnóstwo ślizgającej młodzieży uwija się żwawo po lodzie, radując się z nowego źródła zabawy. Biedni robotnicy cieszą się, bo oto najmą ich do rąbania i zwożenia lodu.
Do krajania lodu używają nieraz pługów parowych.


Rys. 9. Kryształki śnieżne wielokrotnie powiększone.

W lodowniach pustych wszystkie szpary zatyka się najpierw drobnemi kawałeczkami lodu a następnie dopiero zapełnia się je lodem.
Złożony lód w krótkim czasie przedstawia jednolitą masę, jak gdyby zamarzł z płynącej wody dopiero w piwnicy. Pochodzi to z pewnej właściwości lodu z tak zwanego zlewania się. O tym można bardzo łatwo się przekonać: należy bryłę lodu położyć na 2 kawałki żelaza, leżące na brzegach stołków, przewiązać lód drutem, zakończonym ciężarkiem, ważącym 5 kg. Drut przerznie lód i upadnie na ziemię, lód jednak pozostanie na miejscu, prędko się zleje — i znów będzie bryłą jednolitą (rys. 8). Toż samo dzieje się w przyrodzie. Dwa kawały lodu, pod wpływem zewnętrznego ciepła, tają, jeśli zaś zbliżą się do siebie, to — powierzchnie tające dostaną się do środka bryły, gdzie ciepło jest mniejsze i przymarzają do siebie. Podobnie przymarza jedna kra do drugiej, przymarzają do siebie ściany skał lodowych, znajdujące się pod wpływem ciśnienia zewnętrznego.


Rys. 10. Kryształy lodowe na oknie.

Lód naturalny, zarówno jak sztuczny stanowi ważny artykuł w handlu. Z północnej Ameryki rozwozi się lód do odległych krajów gorącej strefy; południowa zaś Europa posiłkuje się lodem aż z Norwegji.

Śnieg świeżo spadły przedstawia się nam jako gwiazdki białe, zamarznięty — jako kryształki igiełkowate (rys. 9). Jakże pięknie, wspaniale wyglądają tworzące się na oknach przeróżne kryształki lodowe! Powstają one nader szybko. Pojedyńcze kryształki, utworzone na powierzchni szyby prostopadle, mają skłonność do spadnięcia na dół, dlatego każdy się pochyli i skrzywi, zanim przymarznie nadobre. Stąd też widzimy całe szeregi kryształków krzywych (rys. 10). Tylko podczas silnego mrozu kryształki nie zakrzywiają się, bo marzną szybko, więc prosto jeden za drugim. Najczęściej spotyka się kryształki lodowe w kształcie igieł i w wyjątkowych jeno wypadkach widziano sześciopromienne gwiazdki lodowe, podobne do śnieżnych. Pod wpływem ciepła i ciśnienia, skorupa lodowa wody pęka nieraz z głośnym dudnieniem i lód łamie się w ogromne kawały, które łączą się, skupiają w kry mniejsze lub większe. Te kry, jeśli tajenie lodu nie odbywa się nagle, odpływają spokojnie; przy szybkim jednak procesie puszczania lodów, tworzą się zatory, a wskutek nich powodzie.
Po odpłynięciu kry, na powierzchni wody unosi się cienki, nieczysty już lód, pomieszany z kamieniami i gliną. Jest to lód utworzony w niektórych rzekach na samym ich dnie.



Lodowce górskie i ich czynność.

Panująca u nas zima należy do umiarkowanych, gdyż mrozy przechodzące 25 st. są tylko wyjątkowemi. Jednak niedaleko nas znajdują się miejscowości, w których zima jest prawidłowo silną i trwa przez cały rok. Dla przekonania się o tym trzeba wejść na góry np. na Tatry, Alpy i inne góry. Tam, na szczytach zasłoniętych od ciepła, znajdujemy śnieg jeszcze w sierpniu, który nie taje do czasu nowego śniegu. Śniegi ogrzane słońcem topnieją tutaj dopiero w końcu maja i na początku czerwca. W wysokich górach wiosna razem z latem trwa od czerwca do sierpnia.


Rys. 11. Lodowiec w górach.

Jeśli staniemy na większych górach np. 2000 m. wysokości, jak w Alpach, znajdziemy tam miejsca pokryte wiecznym, nigdy nie tającym śniegiem. To są najbliższe nas kraje wiecznego lodu. Skąd się bierze ten lód?
Na wysokich szczytach górskich deszcz wcale się nie pojawia, ale zato spadają wprost zaspy śniegu. Śnieg ów przez ciągłe ciśnienie i chwilowe tajenie przemienia się w materję ziarnistą — wieczny śnieg — który pod wpływem zmiany temperatury dziennej i nocnej, i różnego stopnia ciśnienia, przeistacza się w zbitą masę lodową, tworzącą górskie lodowce (rys. 11).
Te zaspy wiecznego śniegu i lodu, na spadzistych powierzchniach gór ułożone, wskutek własnego ciężaru posuwają się wciąż nadół, niby ogromne martwe rzeki. Drogą tą dochodzą do cieplejszych warstw powietrza, które je ogrzewa. Tutaj z rozpuszczonego lodowca powstaje bystry, kryształowy potok górski. Jego bystrość zależy od atmosfery przy początku powstania: im tam cieplej, tym potok jest większy. Naturalnie zwiększa się on, jeśli po drodze jego biegu lodowce tają.
Wielka ilość wody i szybkość biegu potoków przyczynia się do tworzenia się głębokich łożysk, wspaniałych wodospadów i porohów. W miejscu, gdzie potok powstaje z lodowca, formuje się t. zw. lodowa brama, jedno z najpiękniejszych zjawisk w przyrodzie; nieraz przybiera ona kształty wprost pałacu lodowego, czarującego przepyszną grą kolorów.
Najciekawszym wynikiem czynności lodowców są wymóliska i t. d. olbrzymie garnki. Bystry prąd wody wygłębia w ogromnym odłamie skalnym początkowo tylko maleńki otwór, następnie zanosi doń kamyczki, piasek, które wskutek ciągłego wiru wody, obracają się wokoło, wydrążając dziurę coraz większą. W Czechach znajdują małe takie garnki, w Szwajcarji jednak, w Alpach, — występują w wielkiej ilości. W tak zwanym ogrodzie lodowym w Luzernie, jest ich przeszło 30; niektóre z nich mają kilka metrów w przecięciu, a głębokość ich dochodzi do 9½ metra.


Rys. 12. Wymóliska lodowe (garnki).
Nieraz lodowiec sam przez się pęka i z trzaskiem się rozpada. Wtedy w jego szczelinach nieopatrzni podróżni śmierć znajdują.

Rys. 13. Widok lodowca z morenami i stołami.

Lodowce zsuwające się do dolin pozostawiają wszędzie ślad swego przejścia (moreny). Dzięki własnemu ich ciężarowi przy posuwaniu się po szorstkim podkładzie skał, powstaje znaczne tarcie. Skutkiem czego odrywają się groty kamienne, kawały skał, unoszone następnie przez lodowce i występują przeróżne rysy na skałach. Jeśli na lodowiec spadnie wielki łom kamienny, zatrzymuje się na nim i uniemożebnia tajenie lodu, z czego właśnie powstaje t. zw. stół lodowcowy.
Szybkość posuwania się lodowców ku dolinom jest różna. Jedne przebywają przez rok 300 metrów, przeciętnie jednak przechodzą 40—100 rocznie, czyli 10—30 cm. na dobę, co równa się szybkości, z jaką posuwa się wskazówka zegarków kieszonkowych.
W Alpach lodowce zajmują przestrzeń 3500 kilometrów kwadratowych. Niektóre ze znanych dobrze lodowców mają od 8 do 23 kilometrów długości.



Kraje lodowe.

Na krańcach kuli ziemskiej, w górzystych położeniach przy t. zw. linji śnieżnej znajdują się tedy kraje wiecznego lodu. Linja śnieżna jest w tym miejscu, gdzie para wodna tylko już w postaci śniegu opada na ziemię. Ten wysoki punkt w zachodnich Alpach dosięga 2700 m, we wschodnich 2800 m. W miarę zbliżania się ku równikowi, linja śnieżna wyżej się podnosi. (Na Kaukazie znajduje się ona poza 3570—4300 m., w Azji w Himalajach za 4940 do 5670 m., w Afryce 5000, w południowej zaś Ameryce 4500—5620 m). Im bliżej biegunów, czyli północnych stron naszej ziemi, tym niżej opada ta linja śnieżna. W Islandji znajduje się na wysokości 936 m, na Szpicbergu 460 m., i tam już spotykamy krainy przez cały rok pokryte lodem, a lodowce sięgają aż do samych brzegów morza (rys. 15). Prócz takich lodowców, jakie bywają np. w Alpach, istnieje tam całkowite zalednienie t. zw. lód wewnętrzny. W Grenlandji np. znane są pola lodowe, obejmujące przestrzeń 30000 mil kwadratowych, skorupa zaś lodowa dochodzi do 1900 i 2000 m. grubości (rys. 14).


Rys. 14. Pola lodowe.

Gdzie tylko oko dosięże, nie dojrzysz nic więcej, jak tylko olbrzymie przestrzenie lodowe, śniegiem zasłane; to bezmierne pole oddzielone jest od morza wązkim pasmem ziemi, przysłoniętym również zwykłym śniegiem i cienkim lodem. Jeno gdzieniegdzie wychyla się «nunatak», jak zwą Eskimowie pojedyńcze odłamy skał, jedyne dowody, że pod tą masą śnieżną ukrywa się ziemia.
Posłuchajmy, co mówi Nordenskiöld o lodzie wewnętrznym, przez niego pilnie obserwowanym.
Pole lodowe poryte bywa jakby głębokiemi, bezdennemi szczelinami, między któremi zimowe burze rzucają kruche mosty ze śniegu. Zakrywają one tak doskonale całe przepaście, że można stać nad samym ich otworem, nie przypuszczając nawet, że się tam one znajdują. Ktoby nie przedsięwziął środków ostrożności, niezbędnych w podobnym wypadku t. j. nie połączył się za pomocą grubej liny ze swemi towarzyszami, puściwszy się przez ten śnieg puszysty, olśniewająco biały, miękki jak aksamit, lecz niepokryty najcieńszą nawet skorupą lodową — łatwoby przez jeden krok fałszywy znalazł śmierć w przepaściach. Kto zaś, zaopatrzywszy się we wszelkie środki bezpieczeństwa — wyprawi się przez one pola lodowe, z tym przekonaniem, że warstwa gładkiego, równego śniegu ułatwi dłuższą drogę — omyli się bardzo prędko. Dochodzi się bowiem do miejsc, gdzie lód poprzerywany jest wązkiemi korytami, po obu stronach których wznoszą się strome przepaście, dochodzące do 15 m. głębokości. Trudno się przez nie przedostać i trzeba przejść różne zakręty, by znaleźć się w tym punkcie, w którym głębiny napełnione są śniegiem, a tym samym możliwe do przejścia. W lecie, kiedy śnieg pokrywający lodową skorupę, roztaje — roztacza się przed nami jako grunt — lód brudny, niebieskawy, zaprószony szarym, gliniastym piaskiem. Piasek ów przynoszą tutaj z oddalonych wyżyn górskich silne wiatry. Szczegółowe badania wykazały, że w piasku tym znajdują się cząsteczki, pochodzące ze wszechświatowych przestrzeni, a obejmujące i ziarnka magnetycznego żelaza, jakie bywają w meteorach, czyli, że jest to piasek pochodzenia kosmicznego.
W tym piasku formuje się cieniutka warstwa roślin, najczęściej tak niepozornych, jak rzęsa.
I ta jednak mizerna roślinka odgrywa ważną bardzo rolę. Pomaga mianowicie słońcu w walce, jaką ono prowadzi z lodem przez całe lata i wieki, i przyczynia się do jego zwycięstwa. Ciemna glina i ciemne cząsteczki roślin pochłaniają ciepłe promienie słońca i zatrzymują je lepiej niż lód, tym więc przyczyniają się do szybszego tajenia lodu. Po roztopieniu się śniegu występuje mnóstwo nierówności, szczelin, które poprzednio pokryte były słabym mostem ze śniegu i przed oczyma podróżnych roztaczają się ze wszech stron czarne, bezdenne przepaście.
Na niektórych miejscach w lodzie widać drobne rozpadliny, z nich zaś wypływa niezliczona ilość strumieni, jakie po korytach lazurowego lodu płyną z taką obfitością wody, że tworzą się z nich istotne rzeki. Strumienie owe wpadają do jezior, leżących pośrodku dolin, w których spodnia warstwa wody najczęściej odpływa przez jaskinie lodowe. W innych znów miejscach spostrzegamy rzekę, co przebiła sobie otwór w pokryciu lodowym i znika w nim nagle z ogromnym hałasem i łoskotem. Niedaleko od tego punktu, z lodu wydostaje się słup wody, która, podobnie jak gorące gejzery w Islandji, wytryskuje wskutek potężnego prądu, w połączeniu z pęcherzykami powietrza. Wytryskuje ona w pewnych odstępach, a zawsze do znacznej wysokości. Nieraz słyszeć się daje grzmot, łoskot, jakby wystrzał armatni w środku masy lodowej. Wówczas to albo tworzy się nowa szczelina, albo oderwał się łom lodowca i wpadł do morza».


Rys. 15. Lodowiec zsuwający się w morze.

Im dalej się zapuszczamy w tych krainach, tym mniej spotykamy szczelin, i wydostajemy się na równą płaszczyznę, pokrytą wiecznym śniegiem. Jest on olśniewającej białości, tak, że nie chcąc narazić wzroku, nie można się nań patrzeć bez ciemnych okularów. Śnieg gromadzący się tutaj, wskutek ogromnego ciśnienia, przemienia się w lód, ciągle zaś przybywając, wypycha na bok spodnie warstwy lodu. Wypchnięty lód, napotkawszy na swej drodze odłamy skał, («nuntaki») rozbija się o nie na kry i wyszukuje sobie wolniejsze przejścia między górami i przez nie, ze znaczną szybkością (20 m. dziennie), wali się z hałasem, łamie, kruszy, i w postaci tysiąca odłamów kry wpada do morza (rys. 15).
Tak więc ze środka podbiegunowych krain przedostają się do morza kry lodowe, częściowo pochodzące z rozpadniętego lodu śródziemnego, częściowo z końców obsuwających się lodowców, jakie się w morzu rozpadają i tworzą potężne góry lodowe.

Mieszkańcy północy mówią, że lodowce przez to odłamywanie rozmnażają się; tym powiedzeniem chcą oni zaznaczyć, iż góry lodowe są ich odnogami. Góry lodowe wystają nad morzem niekiedy do 100 m, a ponieważ dziesiąta przeszło część ich wysokości zanurza się w wodzie, więc łatwo można sobie przedstawić, jak olbrzymiemi, być muszą te bałwany lodowe. Góry, mające objętości 16—28 miljonów metrów sześciennych nie należą bynajmniej do osobliwości, a znane są i góry o 27 miljonach metrów sześciennych.
Wspaniały, ale groźny zarazem przedstawia widok oderwanie się takiej ogromnej bryły od lodowca. Z przeraźliwym łoskotem rozpada się góra lodowa, a rozpryskujący się lód i wytryskująca woda sprawia wrażenie spadającej, ciemnej chmury. Odłamana góra zatacza w wodzie różne kręgi, by powrócić do równowagi, jednocześnie zaś ze wszystkich jej stron opadają śpiczaste końce, rozpryskując się przy upadku na niezliczoną ilość kawałów kry.


Rys. 16. Okręt uwięziony wśród odłamków kry.

Nie mielibyśmy dokładnego wyobrażenia o morzu lodowym, przepełnionym płynącemi górami, pochodzenia śródziemnego, gdybyśmy sobie nie przypomnieli, iż morza, podobnie jak inne wody, zamarzają w zimie i posiadają swoją własną krę.
Lód morski tworzy rozległe pola lodowe. Nieraz trwa on tylko jedną zimę i potym, jak na rzekach, łamie się, trze i płynie w kierunku prądów morskich, co stanowi trudną do przezwyciężenia przeszkodę w żegludze. Często jednak lód morski istnieje dłużej; wówczas podlega rozmaitym przemianom. Lecz potym, skoro i on się łamie, — pola lodowe i kry posuwają się w kierunku odwrotnym, pękają i znów się łączą, formując nowe pokrycie lodowe, które w postaci olbrzymich torosów stają się zgubą dla odważnych podróżnych, wybierających się w strony biegunowe.
Góry podbiegunowe opuszczają swą ojczyznę północną i wędrują na południe do północno-zachodniej części morza Atlantyckiego. Okręty, płynące między Europą i Ameryką, spotykają nieraz owe góry. Od bieguna południowego przychodzą one nieraz aż do przylądka Dobrej Nadziei.

Jak już wyżej zaznaczyłem, lód przy tajeniu spotrzebowuje wielką ilość ciepła, więc góry lodowe, tając w cieplejszych morzach, ochładzają silnie powietrze.
Jeśli podczas naszego lata zawieje wiatr z owych stron, to wówczas temperatura u nas spada gwałtownie jak to miało miejsce 1882 r.
Góry lodowe unoszą z własnej ojczyzny znaczną ilość kamieni, a często i ogromne odłamy pobrzeżnych skał i pozostawiają je tam, gdzie same roztają.



Życie w krajach lodowych.

Zimą życie zamiera. W krainach wiecznego lodu i śniegu życie nie może się rozwijać, zwłaszcza, jeśli go choć na chwilę nie wywoła życiodajna siła słońca. Na powierzchni lodowej, gdzie odrobina pyłu i piasku zatrzyma w sobie więcej ciepła — tam wyrasta zaledwie drobna rzęsa. Skoro zniknie śnieg i lód, a grunt przynajmniej chwilowo wystawiony jest na działanie słońca, wtedy potężna siła twórcza przyrody wnet rozbudza życie, życie wprawdzie krótkie, ale zdumiewające swą rozmaitością. Na powierzchni wysokich gór, wiosna z latem i jesienią następują szybko po sobie w przeciągu trzech najcieplejszych miesięcy w roku. W tym czasie bujna roślinność górska wschodzi, rozwija się, kwitnie i wydaje owoce. Na małej przestrzeni znajdujemy jednocześnie wiosenne sasanki, których pokrewne gatunki dawno już w dolinach przekwitły — obok lilji, co dopiero w pełni lata w kwiat się przystraja. Podobnie dzieje się w krajach wiecznego lodu; roślinność dochodzi tam do takich krańców północy, w których lato nie wystarcza, aby ta roślinność mogła wydać owoce, stąd jest niepłodna i rozmnaża się tylko za pomocą podziemnych korzeni, łodyg, wyrostków, cebulek.


Rys. 17. Roślinność krain podbiegunowych.

Zajmujące i dziwne są zmiany w rozwijaniu się i wzroście drzew. Drzewa tam karłowacieją, stają się coraz niższe i tylko siła i wielkość pni i korzeni mówi o ich znacznej starości. Gałęzie i pnie narażane na ciągłe burze i wiatry, koślawią się, wreszcie kształtne drzewa przemieniają się w nizkie krzaki (rys. 17). Ostatecznie zanika las, łąka, i tylko w miejscach bardziej na południe wysuniętych, rośnie nizka brzoza i wierzba, a jeszcze dalej widać jeno darninę, i to tam, gdzie więcej dochodzi promieni ciepłych i śnieg prędzej taje. Tu również rozwijają się różnobarwne kwiaty łomikamienia, niezapominajek, pryszczeńca. Na zielonej murawie często przegląda goła ziemia, co razem wzięte sprawia wrażenie zagonów starannie uprawionych.


Rys. 18. Tundra.
To jest jeszcze najprzyjemniejszy zakątek krain lodowych.

Przykre jednak uczucie wywołuje widok jednostajnych równin bagnistych, w lecie zielonych t. zw. tundry. Tundry stron południowych są moczarami, bagnami nieraz wprost bezdennemi; w północnych zaś pod powierzchnią ziemi płytką nawet, znajdujemy twardą skorupę lodu spodniego, nigdy nie tającą. Dlatego prawdziwe tundry zawsze bywają zimne; jeśli są suche — rozwijają się na nich porosty; wilgotniejsze pokrywa mech. Po takich tundrach, nawet w lecie można jeździć sankami, renami zaprzęgniętemi (rys. 19).
Porosty i mchy rosną obok siebie szerokiemi pasmami. Tundry, obfite w porosty są ulubionym pastwiskiem reniferów. Między mchem i porostem rosną małe krzaczki jeżyn, rododendron, czarne jagody, borówki, żórawiny i przeróżne wrzosy. Wszystkie te rośliny witane są radośnie przez zwierzęta tamtejsze. Na tundrach żywią się reny, a w północnej Ameryce i piżmowce, zarówno w zimie jak i w lecie, gdyż pod świeżo spadłym śniegiem porost dobrze się przechowuje. Przy ujściu rzeki syberyjskiej Jeniseju, w spodnich podkładach lodu znajdują się zamarznięte ciała zwierząt, teraz już nieistniejących, jak mamutów, olbrzymich słoni, nosorożców. Gwałtowne zmiany w klimacie nietylko źle wpłynęły tu na rośliny, których mnóstwo gatunków wyginęło zupełnie na północy, przechowując się zaledwie w południowych stronach — lecz i na zwierzęta. Ogromne ssawce długo bardzo walczyły ze zgubnemi dla siebie wpływami powietrza, wreszcie uległy im i całkiem wyginęły. Tysiące mamutów złożyło swe kości na północnym pobrzeżu Syberji, a dziś jeszcze w tamtejszych zatokach poławia się znaczna ilość kłów słoni.
W krainach lodowych świat zwierzęcy daleko bogaciej przedstawia się niż roślinny. Zwierzęta żyją w głębiach wód, na krach lodowych, skałach, w jaskiniach, na tundrach, zieleniejących w lecie.
Człowiek i zwierzę zahartowani są na wpływ mrozu, a zabezpieczają się przed nim ciepłym okryciem, szerścią, skórą, tłuszczem.


Rys. 19. Jazda renami.

Sam człowiek przystosował się do życia w najróżniejszych pasmach kuli ziemskiej. W krajach podrównikowych, pod wiecznie jasnym niebem ludzie żyją prawie w bezczynności, oczekując dojrzenia obfitych owoców, jakie im niemal same do rąk spadają. Inni znowu, jak nomadowie (koczujący), wędrują od jednej oazy do drugiej po rozległej, głodowej pustyni.


Rys. 20. Czukcze łowiący ryby w przerębli.

W umiarkowanych pasmach pojedyńcze jednostki i całe narody spędzają życie w gorączkowym ruchu i ciężkiej walce o byt. Hen, daleko na północy, ludzie zajmują się połowem ryb i myśliwstwem, żyją w pierwotnym jeszcze stanie. Koczowniczy Samojedzi rozsiedli się w ostatnich latach na Nowej Ziemli, w lecie zaś koczują po równinach Wajgaczu. Pozatym wszystkie prawie kraje lodowe starego świata są niezaludnione. Brzegi morza Lodowatego na lądzie europejskim, azjatyckim, amerykańskim, Islandja, Grenlandja, cieśnina Berynga zamieszkałe są przez plemiona żółte, czyli mongolskie. Do rzeczywistych Mongołów należy plemię fińskie do których, z obywateli północy zaliczają się Lapończycy, Ostiacy i Czukcze. Oddzielną gałęź stanowią Eskimowie.
Pod względem cywilizacji najwyżej stoją Lapończycy skandynawscy, a po nich Eskimowie grenlandcy. Jedni i drudzy są już chrześcijanami, chociaż pod względem religji są dość obojętni. Umieją czytać, niektórzy i pisać; nauczyli się posługiwać narzędziami rolniczemi, umieją sobie z kupionej tkaniny robić ubrania, używają broni, przyrządów żelaznych, przyzwyczaili się do spożywania chleba, cukru, picia kawy. Są oni jeszcze koczownikami i myśliwemi, lecz nie można już nazwać ich dzikiemi. Północno-amerykańscy Eskimowie dotąd są poganami. Ich podróże na południe, stosunki z łowcami wielorybów — wpływają na nich dodatnio. Najbliżsi im Czukcze, zamieszkujący krańce północno-zachodniej Azji, ludzie zahartowani, ale w pracy leniwi; dawniej naród bojowniczy — dziś są spokojni, bezradni, na kwestje religijne obojętni. Na najniższym stopniu cywilizacji stoją Samojedzi, zaludniający pobrzeże od morza Białego; liczba ich dochodzi tylko do 16000, po większej części są poganami, a zajmują się połowem ryb i myśliwstwem. W chacie Lapończyka, w namiocie Czukcza i Eskima — słowem wszędzie znajdujemy ogromne poczucie narodowe, połączone z hardością i pewnością o swej sile. Samojedzi nie posiadają tych cech, zatarła je bowiem niewola i ciągła obawa.


Rys. 21. Chata Lapończyków.

Jedynemi zwierzętami domowemi tych ludów, ich nierozłącznemi towarzyszami i pomocnikami są reny; pożywieniem zaś tych ludów są ryby i psy morskie.
Kraje lodowe obfitują w ptactwo. Do powiększania ich liczby przyczynia się panująca tam pustka, cisza. Naturalnie podczas tęgich mrozów na dalekiej północy panuje zupełna cisza, gdyż wówczas dzikie kaczki, kraski syberyjskie, nurogęsi przylatują do nas i częściowo tu zimują. Z nadejściem zaś lata ze wszech stron powraca ptactwo do osamotnionych, bezludnych krain, zakłada gniazda i słynne „Ptasie góry“ (rys. 22) na brzegach morza Lodowatego rozbrzmiewają świergotem tysięcy ptaków.


Rys. 22. Ptasie góry.

Tutaj, na urwiskach skał, przez fale morskie wyżłobionych, w jaskiniach, szczelinach, na stromych ścianach lodowych gór i krach — wszędzie gnieżdżą się te ptaki. Po morzu zaś pływają alki północne, nurki i t. p. Nad morzem, a zwłaszcza koło łodzi latają niezmordowanie mewy. Na małych wysepkach, wodą i lodem otoczonych, gdzie lisy nie mają przystępu — gnieżdżą się kaczki edredenowe (najwięcej ich przebywa na słynnych wyspach edredońskich na Szpicbergu i wysepce Prochowej). Na pobrzeżu, w wielkich gromadach żyją petrele lodowe; koło Nowej Ziemli kaczki lodowe; na Ziemi Gęsiej w znacznej ilości znajduje się najszlachetniejszy ptak północy — łabędź śpiewający; wśród urwisk kamiennych, rozerwanych skał rozlega się świergot sikory. Spotykamy się tutaj również z gatunkiem kuropatwy (Lagopus) obok której gnieździ się sowa śnieżna, nazwana przez myśliwych orłem śnieżnym. W zaludnionych krajach europejskich wielkie ssawce stają się coraz większą rzadkością, zato jest ich bardzo wiele w stronach bezludnych.
Wprawdzie i tam się zmniejsza ich liczba wskutek tego, że są one głównym pożywieniem mieszkańców krain sąsiednich. W XVII w. na samej Nowej Ziemli i Szpicbergu łowy dostarczyły pożywienia dla 30 tysięcy ludzi.
Dokąd tylko na północy sięga ląd — tam wszędzie żyje ren, stały towarzysz tamtejszych mieszkańców, rena zaś trzyma się rosomak, dający wyborne futro. Im dalej na północ, tym więcej niedźwiedzi polarnych, dochodzących do tej ogromnej wielkości, jaką się pysznił nieistniejący już dzisiaj niedźwiedź z jaskiń morawskich. Do tego towarzystwa należy lis lodowy, który wespół z renem, rosomakiem, wielką myszą ziemną, gromadnie wędrującą, i śnieżnym zającem stanowią pożyteczną zwierzynę tunder. Na południowych tundrach pojawiają się wilki, gronostaje, łasice wodne, lisy pospolite, niedźwiedzie, ziemne myszy i t. d.
Liczniejsze jednak są zwierzęta morskie, one zaledwie czasami wynurzają się na powierzchnię wód, a niekiedy ukazują się na pobrzeżu i na krach. Z pomiędzy nich najwspanialszym jest wieloryb, mianowicie wieloryb Grenlandzki. Wyprawy urządzane na nie przez 4 wieki przetrzebiły znacznie liczbę tych potworów morskich, wzbogacając zato wielu ludzi. Na połów wielorybów wyprawiają się w małych statkach, w silne maszynerje uzbrojonych, małych dla tego, by mogły się szybko posuwać naprzód i cofać w tył, w kierunku ruchów wieloryba. Dawniej rękami rzucano na wieloryba harpuny i przyciągano go do łodzi liną; dziś używają specjalnego działa harpunowego, umieszczonego na przedzie statku, na ruchomej podstawie. Obecnie na krańcach lodowych krajów więcej jest narwali i innych potworów morskich, niż wielorybów Grenlandzkich.
Dawniej w cieśninie Berynga istniały wieloryby koronne (Rhytnia). Nordenskjöld przywiózł ze swej wyprawy jeden szkielet podobnego stworzenia. Gdzie już wieloryby wyginęły, tam ważnym przedmiotem połowu, korzystnym ze względu na skórę, tłuszcz a nawet i mięso jest mors. Ale i jemu zagraża całkowita zguba.
Jedynie w cieśninie Berynga racjonalnie prowadzone są łowy na niedźwiedzie morskie: zabijają wyłącznie samce, a samiczki i młode w wyjątkowych tylko wypadkach. Rocznie pada ich 90—100 tysięcy sztuk!
Kraje północne najmniej posiadają owadów. Jest tam zaledwie trochę motyli, chrząszczy, szarańczy, parę much i os, pająków; robaki, w małej wogóle ilości, znajdują się pod kamieniami, w szczelinach i drzewach spróchniałych, gdzie też prędko giną.
Lecz bogato się przedstawiają twory morskie: przy każdym zarzuceniu sieci poławia się moc gwiazd morskich, meduz, jeżów morskich i t. p.
Obraz roślin, zwierząt i ptaków krain północnych, jaki się przed naszemi oczyma przewinął, nie jest bynajmniej ubogi i jednostajny — przeciwnie, wobec martwoty natury lodowej — przedstawia się wspaniale, nawet imponująco.



Epoka lodowa w Europie środkowej.

W wielu miejscach, gdzie niema żadnych lodowców, znajdujemy wyłomy skalne, kamienie nanoszone przez morze, co wymownie świadczy o tym, że dawnemi czasy i tutaj bywały lodowce.
W Czechach, w dolinach rzek, przepływających koło gór Olbrzymich i Lasu Czeskiego napotykamy też wyłomy skał, kamienie, jakby oszlifowane przez lodowce. Dowód to oczywisty, że w dawniejszych okresach i na niższych górach znajdowały się lodowce, które przez doliny posuwały się w głąb lądu. Jeziora w górach olbrzymich i Lesie Czeskim są również pozostałościami czynności lodowców.


Rys. 23. Malina nizka (Moruszka).
Rubus chamoemorus.

Wówczas musiało być widocznie chłodniej wogóle w naszych stronach, skoro lodowce mogły się utrzymać i na niższych górach. I rzeczywiście tak było, są bowiem i inne ślady tego, że morze Lodowate sięgało ongi do północnej strony gór Olbrzymich i pasmami przedostało się do Czech południowych. Lodowe góry przyniosły wówczas z dalekiej północy różne kamienie i pozostawiły je w tych okolicach w postaci nasypów. Góry owe rozniosły też ogromne odłamy kamienne po dolinie niemieckiej i rosyjskiej, nazywają je kamieniami wędrownemi.
Prócz tych dostatecznych już dowodów na to, że kraje nasze miały kiedyś swój okres lodowy i zostawały w bezpośrednim związku z morzem Lodowatym, mamy jeszcze i inne świadectwa w resztkach zwierząt i roślin krajów lodowych, jakie się do dziś dnia przechowały.
Zmiana klimatu w naszych stronach zniszczyła całe lasy bogatej roślinności, (z czego pozostały nam, jako spadek po nich ogromne pokłady szarego węgla); wpłynęła ona też zgubnie na zwierzęta z tej doby, a więc mamuty, nosorożce i in. Mamuty i nosorożce uciekały na wschód i tam ginęły, stąd znajdujemy ich szkielety w głębokich pokładach. Najwięcej ich powędrowało na Syberję, gdzie śmierć znalazły. Hijeny i lwy przeprowadziły się na południe. W ten też sposób wyginęły w Ameryce olbrzymie pancerniki i leniwce.

Do środkowej Europy przeniosły się zwierzęta północy: lisy polarne, zające, rosomaki, myszy, piżmowce i t. d.
Dziś jedynie na krańcach Ameryki spotykamy sybirskiego łosia i rena, który i u nas był zwierzęciem domowym człowieka przedwiekowego.
Podobnych przykładów ze świata roślinnego nie posiadamy wprawdzie, ale wiemy, że tundry nasze, zamieszkane przez wymienione zwierzęta, miały te same porosty, jakie posiadają dzisiejsze tundry krajów lodowych, resztki bowiem takich roślin napotyka się dotąd na niektórych powierzchniach górskich.
W Alpach, na wysokości 1600—2000 m. znajduje się porost, składający się częściowo z łąk, pokrytych bujnym, różnobarwnym kwieciem, częściowo z wilgotnych obszarów zarośniętych sitówką, turzycą, łomikamieniem, t. j. roślinami urodzajniejszych przestrzeni północnych krain. Owe rośliny nie tworzą już łąk, lecz wypukłe tarasy, w których się i przez zimę utrzymują. Różowy, nizki kwiat Dryas octopetala, rosnący na Alpach, znajduje się w Norwegji w postaci darnistych porostów, zwanych dryasową darnią. Skalnica (Saxifraga oppositifolia), pojawiająca się w śnieżnych jamach gór Olbrzymich, należy również do roślin lodowych. Tamże rośnie Malina nizka (Rubus chamoemorus), nieodłączny kwiat tundrów lodowych (rys. 23).



Wycieczka na Szpicberg.

Z zadziwieniem i niedowierzaniem spojrzą czytelnicy na ten nagłówek ostatniego rozdziału. Jakto? Wycieczka do krajów, do których wybierali się tylko wyjątkowo odważni i to z narażaniem życia? Ależ tak, tak! Jeśli, miły czytelniku, posiadasz dość dobrych chęci i środków — możesz przedsięwziąć wycieczkę na Szpicberg, a wrócisz z niej zdrów, zadowolony i bogatszy o nowe wrażenia i wiadomości.
Żyjemy w okresie sportu wycieczkowego, a posiadamy tyle rzeczy pomocniczych ku temu, że już nie dziwi nas wcale, gdy podczas wakacji wyjeżdżają do Anglji, Hiszpanji, Ameryki, a nawet i do Afryki — czemużby więc w upały wielkie nie można urządzić wycieczki na... Szpicberg?
Z opowiadań prof. Irusza, uczonego podróżnika czeskiego, który dwukrotnie zwiedził Szpicberg, podajemy parę szczegółów:
Szpicberg odkryty został w 1596 r., początkowo był on celem wielu wypraw Anglików i Holendrów. Ci ostatni założyli tutaj osadę Smeerenburg, gdzie Andrée zatrzymał się ze swym balonom. Wyspy same przez nikogo nie zostały zabrane. Szwecja wprawdzie pokusiła się oto, lecz natrafiła na opór Rosji i Norwegji. Tylko niektóre państwa postarały się o przystanie dla siebie.
Na początku ubiegłego stulecia, kiedy zysk z połowów zmniejszył się tam znacznie, wyprawy stały się rzadsze, zato częściej przybywali uczeni, z których jednak żaden nie dostał się w głąb tej ziemi. Jan Nordenskjöld przeszedł południową wyspę. Przed ośmiu laty kapitan Bade urządził prawidłowe wycieczki na Szpicberg; obecnie jeździ on w towarzystwie myśliwych w różne strony krain lodowych. Północno-niemiecki Lloyd wysyła corocznie jedną łódź dla połowów.
Fjord lodowy i jego przystań Adwent-Bay często bywają odwiedzane. Znajduje się tam hotel, co tydzień jest komunikacja z Hamerfestem, wychodzi gazeta, nawet sprzedają się karty pocztowe z miejscowemi widokami.
Okolicę tę, pokrytą lodem, śniegiem, pełną gór i odłamów lodowych — urozmaicają stare wzgórza, pagórki (o wierzchołkach granitowych), wysokie pokłady węglowe, poprzerzynane rysami, jakie wyrzeźbił lód i śnieg. Wschodni brzeg zatoki Wijde-Bay tworzy wzgórze pełne rys; zachodni zaś przepełniony jest gromadami ostrych pragór. Ciepło w lecie waha się tam między 2 a 3 stopniami. Ciepły prąd, przychodzący przez morze od brzegu środkowej Ameryki, powoduje często dni wilgotne, mgliste. Szczęśliwy jednak turysta w pełni światła może podziwiać słoneczną tęczę, tworzącą się w opadającym śniegu; może zachwycać się godnym podziwu zjawiskiem odbicia się słońca, kiedy to promienie jego lśnią się w igiełkach i kryształkach śniegu, które w czystym powietrzu, ponad powierzchnią ziemi unosi lekki wiatr. A może uda mu się nawet zobaczyć wspaniały obraz, jaki powstaje z połączenia działania magnetyzmu ziemskiego i elektryczności powietrza; t. j. zorzę północną. Wprawdzie na Szpicbergu nie widzi się całkowitej zorzy i nie zawsze się ona ukazuje, w każdym jednak razie można tam mieć o niej już niezłe pojęcie.
Przyrodnik może też powiększyć zbiory swego zielnika roślinami lodowego gruntu, które w lecie znajdują się tam w pokaźnej ilości.
Dla zaspokojenia ciekawości czytelnika dodajemy, że wycieczka na Szpicberg zajmuje 30 dni drogi, a podróż II-gą klasą nie kosztuje więcej niż 380 rub.
Życzymy szczęśliwej drogi tym, których ten opis zachęci do wycieczki w krainy lodu!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Josef Kafka i tłumacza: Julia Kietlińska-Rudzka.