Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki | |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich | |
Data wyd. | 1927 | |
Druk | Drukarnia Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich we Lwowie | |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa — Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB ![]() ![]() ![]() | |
| ||
Indeks stron |
Nierozerwalny związek łączy twórczość Władysława Reymonta z jego życiem. Mało który z pisarzy polskich wrósł tak głęboko w otaczającą go rzeczywistość, mało który chłonął ją z taką bezwzględną siłą i bezpośredniością. Autor „Chłopów“ czerpał pełnemi dłońmi z rwącego potoku dookolnego świata, a każdy etap jego życia krystalizował się w dziele sztuki. Dzieciństwo przebyte na wsi, tułaczka z wędrownym teatrem, lata spędzone na stacyjce kolejowej, wrażenia z podróży — wszystko to weszło w różnorodnej bujności i obfitości wydarzeń, postaci i epizodów do jego utworów. Każda postać Reymonta jest fizycznie dotykalna, każde opowiedziane zdarzenie artystyczną transpozycją widzianej i przeżytej przygody. Życie odzwierciedla się w twórczości Reymonta w całej swej realnej prawdzie, chwytane na gorącym uczynku wielokształtnych swoich objawów, obserwowane z bystrą spostrzegawczością i wchłaniane całą siłą artystycznej duszy.
Od pierwszych, młodocianych nowel, pisanych w gorączkowym porywie twardo rzucanych słów, aż do ostatnich utworów dojrzałego już talentu zaznacza się plastycznie droga życia Reymonta. Poczęte w chłopskiej chacie, życie to biegnie ciernistym szlakiem, załamuje się i zmienia niejednokrotnie, aby w ciężkiej i żmudnej walce zdobyć u schyłku dni rzetelnie zasłużony wieniec sławy — nagrodę Nobla. Wyczuwamy te walki i zmagania się Reymonta w jego utworach, śledzimy zmienne koleje jego życia, uplastycznione w szeregu zdarzeń i postaci, zagłębiamy się w świat jego cierpień i radości poprzez bujne i żywiołowe fale jego mocnych, jędrnych słów. Stąd indywidualność Reymonta, jakkolwiek nigdzie nie skoncentrowana, rozpościera się na wszystkie zjawiska i istoty, przesycając sobą nawskróś każde słowo, które wyszło z pod jego pióra.
Ten silnie zarysowujący się kontur życia Reymonta w jego utworach uzupełnia w wielkiej mierze skąpy materjał biograficzny. Mimo głośnego nazwiska i sławy, jaką zdobył nietylko wśród swoich, lecz również wśród obcych, żył Reymont w zaciszu, zdala od gwarnej areny literackiego świata. Nie znamy dokładnie stosunków, wśród których kształtowała się jego młodość, nie posiadamy bliższych szczegółów, dotyczących pierwszych lat jego twórczości, mało wiemy o jego wrażeniach, nastrojach, upodobaniach, które wpływały na krystalizowanie się jego świata uczuć i wyobraźni. Reymont nie pozostawił pamiętników ani listów, umożliwiających dokładne odtworzenie jego biografji. To, co o nim wiemy, zawdzięczamy wyłącznie luźnym zapiskom, rozmowom i wywiadom, rozsianym w różnych pismach polskich i zagranicznych, a przedewszystkiem najwięcej jego dłuższej, cennej autobiografji, zamieszczonej w liście jego do A. Wodzińskiego[2].
Władysław Stanisław Reymont urodził się dnia 7 maja 1868 roku we wsi Kobiele Wielkie, w powiecie noworadomskim, w ówczesnej gubernji piotrkowskiej, z ojca Józefa i matki Antoniny z Kupczyńskich[3]. O pierwszych latach swojego dzieciństwa, o domu i rodzinie opowiada Reymont barwnie i szeroko we wspomnianej wyżej autobiografji, przesłanej p. A. Wodzińskiemu. Oto co mówi autor „Chłopów”: „Urodziłem się w 1868 roku, coś 6 maja (jak stwierdza metryka — 7 maja) we wsi Kobiele Wielkie, powiat noworadomski, gub. piotrkowska, gdzie podówczas rodzina moja dzierżawiła folwarczek tak zwany poduchowny. Ale już w rok po mojem urodzeniu rodzice przeprowadzili się do osady Tuszyn, dwie mile od Łodzi. Rodzice moi byli zupełnie biedni, bo zeszli wkońcu na włókowe gospodarstwo. Dzieciństwo miałem dość smutne. Było nas dzieci dziewięcioro (siedem sióstr). Starszy brat poszedł do gimnazjum nim mogłem mieć świadomość. Chowałem się zatem wśród dziewcząt, zdala od łudzi, bo mieszkaliśmy pod miasteczkiem i nie wolno było pod najsurowszemi karami znać się i zadawać z dziećmi mieszczan, nawet najbliższych. W domu panowała odwiecznym zwyczajem pobożność głęboka i szczera i dyscyplina sroga. Ojciec żelazną ręką trzymał wszystkich; był nieubłagany dla naszych dziecięcych przewinień; więc też całe dziecięctwo miałem pełne obaw, strachów i dręczenia się i wyrywania i niepowstrzymanej ciekawości świata; a że nie można go było oglądać, stwarzało się go wyobraźnią, tem potężniej, że rzeczywistość, ówczesne moje otoczenie, całe życie pełne biedy, surowości i pracy było mi strasznie gorzkie. Ucieczką z niego było jedynie w zaczarowany świat książek. A miałem ich dosyć; odziedziczyliśmy małą bibljotekę po wuju; w tej utonąłem zupełnie. Juścić czytywać mogłem tylko ukradkiem, pod grozą kary, gdyż ojciec wzbraniał surowo. Ale pamiętam, jak niezapomniane wrażenie wywarły na mnie pierwsze książki. Mogłem mieć lat sześć najwięcej: starszy brat przyjechał na wakacje i przywiózł „Lillę Wenedę”. Zajrzałem do niej wieczorem i trafiłem na scenę Derwida. To mnie tak olśniło, że książkę zabrałem tajnie i poszedłem z nią spać, a w nocy wstałem pocichu. Noc była widna, księżycowa; wysunąłem się przez okno do ogrodu i tam, przy świetle księżycowem, przeczytałem ją jednym tchem, przeczytałem i wprost oszalałem. To był świat taki, o jakim marzyłem, jakiego pragnąłem, o jaki się modliłem, za jakim płakałem po nocach. Żyłem nim potem na jawie, szukałem i prawie znajdowałem. Później czytałem historyczne, których u nas było dosyć, więcej znacznie niż beletrystycznych. Samotnie żyłem, nie miałem przyjaciół. Dom nasz stał za miastem, przy opuszczonym cmentarzu i starym kościele, tuż pod olbrzymim parkiem odwiecznym, należącym do starostwa tuszyńskiego; park czarodziejski, co był dla mnie jedynie żywą miejscowością wpośród szarzyzny życia; park, pełen odwiecznych alei grabowych, stawów umarłych, gąszczów, przepaści zielonych. Nic więc dziwnego, że całe otoczenie podnosiło jeszcze mój nastrój. Ojciec mój był bardzo muzykalny i wszystkie dzieci musiały się uczyć na fortepianie; sam dawał lekcje. Nie nauczyłem się nigdy grać, bo ojciec bijał mocno za każdy fałsz. Ze strachem zawsze siadałem do fortepianu i z książką na nutach. Grałem nieskończenie godzinami gamy, czytając pośpiesznie.
Dzień się zaczynał modlitwą. Pamiętam dzisiaj jeszcze te szare, głuche ranki zimowe. Budził nas zawsze śpiew matki. Śpiewała w kuchni ze służbą pobożne pieśni. Ze śpiewami też zasypiałem. Byłem wtedy sam wielce i szczerze pobożny, miewałem widzenia. Rozczytywałem się w żywotach świętych Skargi, które umiałem prawie napamięć, a że wpisano mnie w tak zwany pasek bernardyński czy dominikański (chorowałem bardzo i matka ofiarowała mnie Bogu), pierwsze lata do sześciu chodziłem w sukienkach takowych. Był taki zwyczaj dawniej u nas, teraz, zdaje mi się, że zaniknął; ale dlatego od dzieciństwa byłem przekonany, że zostanę księdzem. Matka moja bardzo tego pragnęła. Tak przeżyłem, czytając zawsze i fantazjując, do jakiego siódmego roku, wtedy nastąpił przełom.
Pamiętam dobrze, dostałem Robinsona, dostałem Walter Scotta i znowu zwarjowałem, ale w inny już sposób.
W bliskości nas rozciągały się owe wielkie lasy starostwa tuszyńskiego, w których nadleśnym był mój wuj. Zacząłem uciekać do niego z domu, sprowadzano mnie znowu przemocą, bito, ale nie mogłem się powstrzymać, bo jakżeż! dzień cały mogłem siedzieć w lesie. Wuj miał chłopców trochę starszych ode mnie; co za wyprawy, co za bitwy, co za życie fantastyczne! Zrosłem się też z lasem na wieki, poznałem go i pokochałem całą duszą. A poznałem, jak tylko dziko wychowani chłopcy mogą znać i ptaki i zwierzęta i kwiaty i wszystkie tajemnice lasu.
W ósmym roku oddano mnie do szkół; chciałem tego, aby się tylko wyrwać z domu i iść w ten świat, zamknięty dla mnie na wszystkie ojcowskie zakazy... w szeroki świat! Pragnienie moje rosło codziennie niepowstrzymane: podsycało je wszystko — gazety, które potajemnie czytywałem (ojciec zamykał je przede mną), opowiadania brata gimnazisty, starszej siostry, która wyszła zamąż i mieszkała w Warszawie i takie cuda mówiła o życiu tamtem, o świecie, iż wypłakiwałem się nocami z żałości i rozpaczy, że muszę żyć tak szaro, źle, nudnie!
Zdawałem w następnym roku do wstępnej klasy, do łódzkiej szkoły — nie zdałem. Cała tragedja wstydu i żalu!
Za długoby było opowiadać, za wiele... dość, że zakochałem się po raz pierwszy mając coś z 9 lat. Zakochałem się w 26-letniej pannie X, a ukochałem z całą pasją. Jak sobie teraz przypominam, była to miłość na mój wiek nienormalna, bo ze wszystkiemi pętami męskiemi. Krwawo ją odpłakałem. Zacząłem pisać pierwszy wiersz na cześć ukochanej, a że w tym czasie czytywałem różne wojenne historje i wyprawy z siostrami, zacząłem je opisywać na wzór Cezarowych komentarzy, które miałem w tłumaczeniu i w których się zaczytywałem. A potem? Potem przyszły lata włóczęgi, przeganiania ze szkoły do szkoły, bo nigdzie nie mogłem wytrwać. Oddawano mnie do rzemiosła — nie wytrwałem, i do handlu — uciekłem, i znowu do szkoły — nie wytrzymałem.
Sześć lat jakieś przeszły; skończyło się na tem, że policją warszawską wyrzucili mnie z Warszawy i drogą administracyjną skierowali na rok siedzenia do rodziców. Miałem wtedy lat osiemnaście. Rodzice już mieszkali gdzie indziej. Kupili młyn z paru włókami ziemi przy samej drodze kolei W. W.[4] między stacjami Baby a Rokiciny. Mieli się już znacznie lepiej. Kilka sióstr było zamężnych. Brat starszy, że go wygnali z kijowskiego uniwersytetu, z 3-go roku medycyny, został aptekarzem. A ja byłem żywą raną rodziny; płakano, że jestem zmarnowany i zgubiony. Istotnie, sam nie wiedziałem, co robić ze sobą. Pisywałem wciąż wiersze; nie posyłałem ich nigdzie, wstydziłem się, bałem, aby nie odpowiedzieli: do kosza! Czułem, że zabiłbym się, gdyby mi tak odpisano. Miałem w tym czasie wszystko i nie miałem nic: rwałem się do wszystkiego i brzydło mi wszystko. A to przymusowe siedzenie na wsi, pod czujną, srogą i okrutną kontrolą ojca, zabijało mnie. Włóczyłem się tygodnie całe po polach, lasach i wodach! Wciąż pisałem wiersze. Uciekłem z domu do Warszawy. Złapano mnie i odstawiono zpowrotem. Byłem wprost nieszczęśliwy. Chciałem wtedy wstąpić do seminarjum. Ojciec nie chciał, nie dał pieniędzy, zaganiał do roboty, tyranizował. Co miałem robić? Miałem kolegę szkolnego w teatrze prowincjonalnym. Uciekłem z domu bez pieniędzy i przeszło dziesięć mil poleciałem do niego. Zaangażowali mnie do trupy! Nie byłem zbytnio olśniony ni towarzyszami, ni samą sztuką, ale mogłem żyć przynajmniej swobodnie. Zmieniłem nazwisko i powlokłem się z tym teatrem po kraju, po miasteczkach, po kątach zapadłych. Bieda żarła, ale ta swoboda, życie pełne niespodzianek, wzruszeń, fantastyczność, zaczęła mi się podobać. Talentu scenicznego nie miałem; grywałem wszystko. Coś przeszło rok włóczenia się z bandą. Znudziło to mnie wkońcu i wróciłem do domu. Nie zważano już nadal na mnie, bo stracono wszelką nadzieję, aby kiedyś stał się ze mnie porządny człowiek. Tyle mi tylko ojciec pomógł, iż wyrobił mi miejsce na kolei wiedeńskiej. Byłem przeszło rok, ale wkońcu znudziło mnie to wołowe życie, otoczenie, koledzy i cała ta maszynowość egzystencji. Poznałem się był z niejakim Puszow, spirytystą zawołanym i wyjechałem z nim do Niemiec, poświęcić się temu w zupełności. Stąd przeniosłem się do Wrocławia, tam bowiem był główny kościół spirytystów. Nie trzymałem jednak długo. Zbyt prędko spostrzegłem naiwność tej niby nauki i jej wyznawców. Puszow chciał mnie gwałtem zatrzymać i gonił za mną, aby zawrócić. Więc układamy między sobą, że wyjadę do Ameryki i tam wpośród Polonji rozszerzać będę doktrynę. Musiałem znowu zmykać pod wiatr. W Częstochowie natrafiłem na jakąś trupę teatralną, przystałem do niej, jak się mówi. Zmieniłem znowu nazwisko i powlokłem się w świat. I znowu także porzuciłem wszystko po niejakim czasie i powróciłem na kolej.
Wiele jeszcze zmieniłem miejsc, zawodów, aż wkońcu po raz trzeci powróciłem do służby kolejowej ostatniej. Ponieważ wciąż opuszczałem miejsce, dali mi posadę praktykanta kolejowego, z płacą najniższą i ulokowano na wsi pod Skierniewicami. Tam przesiedziałem dwa lata przeszło. Nie będę opisywał, com przeżył. Szkicuję tylko kontury zaledwie. Dość, że poczułem, że pomimo szamotań i usiłowań znalazłem się na samem dnie życia.
Wiersze pisać przestałem i poznałem, że Słowackiego nigdy nie prześcignę. Wziąłem się do prozy i rezultatem był tom „Spotkania“. Tam są moje pierwsze rzeczy, pisane na wsi, gdziem mieszkał tak długo razem z chłopami w jednym domku. Miałem się tam ożenić z córką mojego gospodarza i stale pozostać. Zresztą nie wiedziałem wcale, czy mam jaki talent. Pisywałem literalnie dla siebie. Przyjaciół nie miałem żadnych ani życzliwych. Nie byłem dobrym urzędnikiem, wyśmiewano się z mojej literatury. Władze radziły, abym sobie inne miejsce poszukał, odpowiedniejsze. Więc w rozpaczy, że będę musiał znowu iść na włóczęgę, zabrałem wszystkie utwory i posłałem za pośrednictwem znajomego, p. Z. Matuszewskiego, do oceny. Pół roku czekałem wprawdzie na odpowiedź, ale przyszła przychylna. Poczułem tedy siłę i zobaczyłem cel. „Głos“ ówczesny, pod redakcją J. K. Potockiego wydrukował moją „Śmierć“. Zacząłem w nim umieszczać korespondencje z prowincji; to pogorszyło jeszcze moją sytuację na kolei. Tem bardziej chciano się mnie pozbyć, a ja miałem dosyć już tej służby, tej nędzy, tych strasznych ludzi.
Nie wypowiem wprost, ile przecierpiałem. Dość, że w roku 1893, na jesieni, podziękowałem za miejsce i z kapitałem rubli 3 kop. 50 pojechałem do Warszawy zdobywać świat. Jużci, że po definitywnem opuszczeniu posady rodzina zerwała ze mną zupełnie. Byłem w jej mniemaniu zupełnie straconym człowiekiem, a dosięgnąłem dwudziestego szóstego roku życia. Nie dziwię się im“.
Na tem kończy Reymont swoje wspomnienia. W innych wywiadach i rozmowach podał niektóre ciekawe szczegóły z swojej młodości, o których tutaj nie wspomina. Kiedy był w szkołach, ksiądz uczył go łaciny na brewjarzu i bił fajką, gdy źle odczytywał tekst. Nosił się też Reymont przez jakiś czas z myślą wstąpienia do klasztoru OO. paulinów w Częstochowie, odbywał nawet nowicjat, ale po kilku miesiącach sprzykrzyło mu się życie klasztorne, tak obce jego pragnieniom i marzeniom. Bardzo ciekawe jest również, wśród jakich okoliczności musiał porzucić posadę praktykanta kolejowego. Oto raz, mając zdać sprawę z wypadku, który spowodował śmierć robotnika, napisał szczegółowe sprawozdanie. Osobiście był z tego wypracowania bardzo dumny, spotkał się jednak z wyraźną niechęcią swojej władzy przełożonej, która niedwuznacznie dała mu do zrozumienia, że żąda od niego urzędowych raportów, a nie utworów literackich. Na ten przełomowy moment w jego życiu wpłynęło coś jeszcze: namiętne rozczytywanie się w dziełach Sienkiewicza. Oto co opowiada o tem Zdzisław Dębicki: „Zamknięty w małym, nędznym pokoiku w jakimś zajeździe żydowskim w Skierniewicach czy innem miasteczku, spędził tam (Reymont) trzy dni sam na sam z „Trylogją”. Nie jadł, nie spał. Z prostego dzbana popijał tylko wodę i wchłaniał w siebie niepożyte piękno arcydzieła sienkiewiczowskiego, a z niem razem wchłaniał w siebie Polskę rycerską, wspaniałą, oszałamiającą, której nie znał, bo nie czytał przedtem żadnego dzieła historycznego[5], bo nie miał nawet najelementarniejszych wiadomości o przeszłości narodowej, bo w szkółce, do której uczęszczał jako chłopiec, uczył się tylko historji rosyjskiej, historji ujarzmienia własnego narodu. I stał się cud. Oczy jego przejrzały. Serce w jego piersi zabiło mocniej. Nędzna izdebka zaludniła się zjawami. Czwartego dnia rano, zamknąwszy ostatni tom „Pana Wołodyjowskiego“, zerwał się z łóżka, napisał na skrawku papieru podanie o dymisję, skwapliwie przyjętą przez naczelnika stacji, który uważał go za „niezdolnego do pisania raportów“ i w raportach tych niemiłosiernie kreślił i poprawiał jego styl — i z kilkoma rublami w kieszeni wyjechał do Warszawy, gdzie nie czekało go nic prócz nędzy i rozczarowania“. (Z. Dębicki: „Wł. St. Reymont”. Laureat Nobla, str. 25 — 26.)
Wśród szarego, jednostajnego życia na małej stacyjce począł Reymont spisywać pierwsze swoje wrażenia. Siedząc na plancie kolejowym lub w rowie, pod gołem niebem, w czasie doglądania robót przy torach i mostach, szkicował ołówkiem w notesie błąkające się w jego głowie zamysły i koncepcje, które ubierał następnie w formę utworu literackiego. W ten sposób powstały pierwsze nowele Reymonta. Najwcześniejszą z nich, pod tytułem „Wigilja Bożego Narodzenia”, napisaną w roku 1893, ogłosił w piśmie krakowskiem „Myśl“[6]. Następnie obrazek nowelistyczny „Suka“ zamieścił w warszawskiej „Prawdzie“ Aleksandra Świętochowskiego, zaś nowelę „Śmierć“ w warszawskim dzienniku „Głos“.
Mając trzy ruble uciułanego z pensji kolejowej kapitału, przybył Reymont do Warszawy. Postanowił oddać się trwale działalności literackiej. Czuł wzbierające w sobie siły, rozpierała go gorączka tworzenia. Karmił się nadzieją, że znajdzie upragniony spokój, skoro tylko rzuci w świat pierwsze płody swojego talentu. Ale zawiódł się srogo. Pierwszy pobyt w Warszawie (1893 do 1894) i pierwsze lata literackiego zawodu były dla Reymonta pełne bolesnych i ciężkich chwil. „Przyjechałem w listopadzie 1893 roku do Warszawy” — opowiada Reymont o sobie — „a dopiero w kwietniu następnego roku jadłem... pierwszy obiad. Takie to wówczas były stosunki“. W jednym wspólnym pokoiku, razem z murarzem, krawcem i szewcem, pędził Reymont twardy żywot literata. Bieda doskwierała mu gorzej niż jego współtowarzyszom. Uciekał z domu, nie mogąc znieść docinków i naigrawań się swoich „towarzyszy“, aby gdzieś w katedrze lub na ulicy szukać ciszy i ukojenia. I tam też, w cieniu i uroczystem milczeniu katedry, napisał jeden z swoich utworów.
Materjału do pierwszej drukowanej osobno książki dostarczyła mu pielgrzymka do Jasnej Góry, którą odbył za poradą redaktora warszawskiej „Prawdy“, Aleksandra Świętochowskiego. „Przed trzydziestu laty“ — opisuje tę chwilę Aleksander Świętochowski („Nad uczczonym grobem“ — „Tygodnik Ilustrowany“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926, str. 24) — „zjawił się w redakcji „Prawdy” skromny młodzieniec z rękopisem nowelki. Przeczytałem ją i dostrzegłem talent oryginalnego blasku. Przybyłemu nazajutrz oświadczyłem, że nietylko ją wydrukuję, ale usilnie zachęcam go do dalszej pracy. Z treści zaś jego powiastki zaczerpnąłem pobudkę do takiej rady:
— Czy jesteś pan wierzącym, czy niewierzącym, złącz się z jakąkolwiek kompanją idącą do Częstochowy i opisz nastrój jej uczuć.
Usłuchał i z tego powstała jego przepiękna „Pielgrzymka”. Szybko potem rozwinął wielkie skrzydła i począł wzbijać się coraz wyżej”.
„Pielgrzymka do Jasnej Góry“ ukazała się w druku w roku 1895 i była pierwszym większym utworem literackim młodego pisarza, wydanym oddzielnie. (Pierwotnie drukowana w „Tygodniku Ilustrowanym”.)
Z chwilą pojawienia się pierwszej książki wszedł Reymont w otoczenie ściśle literackie. Wybór kierunku przyszedł mu z łatwością, ponieważ od dzieciństwa przeważała w nim ideologja szczerego demokratyzmu i uwielbienie dla tężyzny i zdrowia, tkwiącego w ludzie. Najbardziej odpowiadał mu program warszawskiego „Głosu“ i skupionych koło niego wybitnych ludzi Marjana Bohusza, J. K. Potockiego i Jana Popławskiego. Z redakcją „Głosu” zawiązał więc Reymont przyjazne stosunki, znajdując w niej zachętę do dalszej wytrwałej pracy literackiej. Atmosfera „Głosu”, przesiąknięta silnie ideą ludowości, propagującej hasło „chłopa i ziemi”, wpłynęła w wysokiej mierze na urobienie się poglądów Reymonta i stała się podłożem jego programu myślowego. Na tem podłożu dojrzewał i rósł talent Reymonta. Nabrawszy rozpędu, rzuca teraz Reymont jedną powieść za drugą, jako owoce świadomej, artystycznej pracy. W roku 1896 wychodzi powieść „Komedjantka”, napisana w przeciągu sześciu tygodni. Pojawiła się zrazu w feljetonach „Kurjera Codziennego“, potem w wydaniu książkowem. W następnym roku wychodzą „Fermenty” jako dalszy ciąg „Komedjantki” i tom nowel „Spotkanie”.
Utwory te wyrobiły mu w świecie literackim poważne nazwisko. Talent jego spotężniał, skrystalizowała się forma artystyczna. Reymont poczuł w sobie rosnące siły i postanowił dać powieść, zakrojoną na szerszą miarę, wnikającą w trudny i aktualny problemat społeczno-narodowy ówczesnego życia Polski. Tematem tej powieści, której dał zapożyczony od Bourgeta[7] tytuł „Ziemia obiecana”, stała się Łódź. Bardzo sumiennie zbierał do niej Reymont przez pół roku materjał. „Wzorem Zoli” — pisze Jan Lorentowicz („Młoda Polska“ tom II, Reymont, str. 160) — „pojechał Reymont do Łodzi po „dokumenty ludzkie“, obserwował przez kilka miesięcy fizjognomje żydowskie i niemieckie, zebrał cały wagon drobnych, drobniutkich wiadomości, „typów”, plotek i ploteczek i ze zwykłym swym rozmachem wysypał wszystko w dwutomowej „Ziemi obiecanej”. Ukazała się ona w feljetonie warszawskiego „Kurjera Codziennego”, a pisał ją Reymont z feljetonu na feljeton. Pragnął w niej uwydatnić walkę między Polakami, Żydami i Niemcami, a szczególniej wyzysk polskich robotników przez obcych kapitalistów. Fabrykanci niemieccy uczuli się tą powieścią dotknięci i postanowili nie dopuścić do jej książkowego wydania. Gdy im się to nie udało, przekupili cenzurę rosyjską, która skreśliła 4.000 wierszy w wydaniu książkowem dzieła. W tej mocno obciętej objętości ukazała się „Ziemia obiecana” w roku 1898, wzbudzając wszędzie olbrzymie zainteresowanie.
Policja rosyjska kazała wówczas Reymontowi wyjechać zagranicę. Udał się do Francji, gdzie zamieszkał u emigranta dra Gierszyńskiego, powstańca z roku 1863, w Quarville w pobliżu Romilly-en-Beauce. Tam zapoznał się z powieścią Emila Zoli „Ziemia” (La terre), której akcja rozgrywa się właśnie w Romilly. Powieścią Zoli był oburzony, ponieważ nie odtwarzała zupełnie życia chłopów francuskich, których poznał na prowincji. Postanowił nawet sam napisać o nich powieść. I to było pierwszą pobudką do napisania polskich — „Chłopów”.
Rozpęd twórczy rósł w Reymoncie z siłą coraz potężniejszą, położenie materjalne polepszyło się, a wraz z tem obudziła się w nim nadzieja szybkiego urzeczywistnienia zamierzeń twórczych. O ile mu na to pozwalały pomyślniejsze konjunktury, wybierał się Reymont co pewien czas do Francji lub Włoch. Piękno ziemi włoskiej wywarło na nim głębokie wrażenie. Opisał je w swoich impresjach „Z ziemi włoskiej”, które drukował jako korespondencje w jednem z pism warszawskich. Przez jakiś czas bawił również w Anglji, gdzie mieszkał w jednym pokoju z byłym prezydentem Wojciechowskim. Tam poznał słynną medjumistkę i spirytystkę p. Bławatską, a echem tych wrażeń stała się jego późniejsza powieść „Wampir” (1912).
Zasilony wrażeniami i pokrzepiony na duchu rosnącą popularnością, wrócił Reymont do kraju i z całym bujnym zapałem zabrał się do pracy. Jakby jednym tchem urzeczywistnia wtedy swoje zamysły twórcze i rzuca na maszynę drukarską jeden utwór po drugim. W krótkim przeciągu czasu pojawia się na półkach księgarskich najpierw nowela „Lili”, przepiękna „żałosna idylla” (1899), oparta w zupełności na wspomnieniach z ciężkiej jego włóczęgi z wędrowną trupą teatralną, potem wspaniała opowieść chłopska „Sprawiedliwie” (1900), tworząca przygrywkę do późniejszej potężnej epopei „Chłopów”. Lata następne przynoszą cały szereg nowel i opowiadań, „Za późno” (1899), „W pierwszą noc” (1900), „Przed świtem” (1902), „Komurasaki” (1903) i „Z pamiętnika” (1903).
Nerwowa i szybka praca wyczerpała wątłe siły Reymonta. Sława jego rosła, ale zdrowie szwankowało. Nadobitek w roku 1902 wywiązała się wskutek wypadku kolejowego długotrwała choroba, która zmusiła Reymonta do przerwania wytężonej działalności pisarskiej. W owych czasach bez pracy i odpoczynku kiełkowała jednak w Reymoncie uporczywa, natrętna, nie dająca mu spokoju myśl napisania większej powieści, opartej na życiu chłopów. Przeczytana ongiś we Francji powieść Zoli obudziła w nim nienasycone pragnienie stworzenia prawdziwego, rzeczywistego obrazu życia wsi, z żywemi, istotnemi postaciami chłopów. Koncepcja utworu nie skrystalizowała się jednak odrazu w obecnej formie. Przechodziła kilka faz rozwoju, zanim pierwszy pomysł przybrał ostateczną postać. „Pierwotnie bowiem“ — opowiadał o tem Reymont jednemu z krytyków — „miałem zamiar napisać zwykły, chłopski romans. Opracowawszy plan, wykonałem go i z gotowym rękopisem udałem się w gościnę do Juljana Ochorowicza, który bawił podówczas w Wiśle. Przebywając na wsi, miałem sporo czasu, zabrałem się więc do odczytywania mojej powieści. Im dalej przerzucałem karty manuskryptu, tem silniej zarysowywała się mi nowa koncepcja, przerastająca pierwotny pomysł. Biłem się z myślami, co robić: czy wydać gotowy rękopis drukiem, a nowy utwór napisać z pominięciem tego, co dałem w jednotomowym romansie — czy też wchłonąć rzecz dawną, a napisać jednolitą, prostą powieść, obejmującą życie chłopa, pozostające w łączności z porami roku. Trudna była decyzja, ale wreszcie postanowiłem, aby uniknąć możliwych powtarzań, napisać od nowa wszystko. Gotowy tom padł tedy pastwą płomieni”. Pierwszą tę redakcję „Chłopów” wykończył Reymont w roku 1902 w Rzymie. Nowy pomysł zrealizował częściowo we Francji w ciągu zimy 1903-4. Gigantyczna ta praca zajęła mu cztery lata. Część pierwsza „Jesień” ukazała się w roku 1903 na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, „Zima” wyszła w roku 1904, „Wiosna” i „Lato” w latach późniejszych (1906 i 1909). Drugi tom zaczął w Paryżu, a skończył we Włoszech. Pracował nad dziełem z szalonym, entuzjastycznym wprost zapałem. Kończąc pierwszy tom opisem wesela Boryny i Jagny, pisał raz bez przerwy trzy dni i trzy noce, aby nie stracić natchnienia, a opis swój przeżywał tak silnie i bezpośrednio, że po skończeniu go leżał przez kilka dni chory.
Prócz potężnych „Chłopów”, które zajęły mu lwią część czasu i energji, zdołał Reymont wydać jeszcze w tym czasie kilka mniejszych cyklów opowiadań, jak: „Na krawędzi” (1907), „Burza” (1907) i szkic powieściowy „Marzyciel” (1910), odtwarzający minione dni jego twardej służby kolejowej. W tym samym roku (1910) pisze też swoje wrażenia „Z ziemi chełmskiej”, które narażają go na bardzo poważny konflikt z rosyjskiemi władzami. Z powodu poruszonych w tych opowiadaniach spraw narodowych wytoczono Reymontowi proces. I oto niezwykły wypadek ratuje go od surowego wyroku. Cyganka wywróżyła przewodniczącemu sądu, który prowadził jego sprawę, że umrze, jeśli skarze Reymonta. Przerażony przewodniczący przez trzy lata zwlekał z wydaniem wyroku. Wydawcę książki skazano tymczasem na dwa lata więzienia. Ale wkońcu nie można było dłużej zwlekać. I wtedy stała się rzecz niezwykła. Sąd wydaje wyrok uniewinniający Reymonta, ale w tym samym dniu przewodniczący sądu umiera...
Od twardej rzeczywistości swoich współczesnych opowiadań i powieści zwrócił się potem Reymont ku przeszłości i pokusił się o napisanie wielkiej trylogji historycznej. W latach 1913 — 1918 wydał trzytomowe dzieło pod tytułem „Rok 1794“ (I Ostatni Sejm Rzeczypospolitej, II Nil desperandum, III Insurekcja). Nad dziełem tem pracował Reymont z niebywałą cierpliwością i drobiazgową pilnością. „Widziałem go przy tej pracy — opowiada Zdzisław Dębicki („Wł. St. Reymont“, str. 31). „Widziałem go obłożonego stosem kalendarzy z wieku XVIII, pochodzących z jedynej tego rodzaju kolekcji Józefa Weyssenhofa, niestety dzisiaj już rozbitej, sprzedanej, wędrującej po antykwarniach. Czego szukał Reymont w tych kalendarzach? Oto rozglądał się przedewszystkiem w ogłoszeniach, w anonsach ówczesnych „kafehauzów”, sklepów, miejsc rozrywek. Notował nazwiska, adresy. W ten sposób wchodził w „realne“ życie ówczesnej Warszawy, odtwarzał, a gdzie nie mógł odtworzyć, tam odgadywał Warszawę z czasów Stanisława Augusta i Kilińskiego”. Jakby wiedziony przeczuciem zmartwychwstania Polski, tuż przed wojną światową zaczął pisać powieść o ostatnich latach niepodległej Polski, aby skończyć ją w pierwszych latach nowej niepodległości.
Wojna światowa nie przeszła w twórczości Reymonta bez śladu. Krwawy huragan, który przebiegł przez ziemie polskie, pozostawiając po sobie okropne ślady swej brutalnej i dzikiej stopy, wzbudził w Reymoncie czujną duszę człowieka i artysty. Przeżyte ponure swoje wrażenia zamknął w tomie nowel p. t. „Za frontem” (1919). W roku 1920 wybrał się Reymont w daleką podróż za ocean, do Ameryki[8]. Tam odwiedził kolonje polskie i przyjrzał się życiu chłopów polskich na obczyźnie. Owocem tej podróży była opowieść „Księżniczka“ (1923). Ogłosił ją potem Reymont w tomie p. t. „Osądzona“.
Odrodzona i niepodległa Polska nasunęła Reymontowi nowe, wielkie zagadnienia chwili, do których zwrócił się u schyłku swojego życia. Przeobrażenie, jakiemu uległa moralność świata po wojnie światowej, podyktowało mu baśń alegoryczną „Bunt“ (1924), wziętą z życia zwierzęcego. Powieść tę napisał Reymont w swoim majątku Kołaczkowie, w ziemi poznańskiej, który nabył po wojnie.
Zanim jednak śmierć zaskoczyła go nagle w pełni sił twórczych, dostąpił Reymont największego zaszczytu, jaki jest udziałem żyjącego pisarza. W listopadzie 1924 szwedzka Akademja przyznała mu nagrodę Nobla. W ten sposób, dzięki swej świetnej twórczości, objął po Sienkiewiczu wysoki urząd reprezentowania piśmiennictwa polskiego na arenie całego świata[9].
Niedługo cieszył się Reymont sławą, jaka go okryła. Podkopane wytężoną i gorączkową pracą wątłe jego ciało zapadało raz po raz w ciężką chorobę. Przeżycia i wzruszenia, jakich doznał wskutek otrzymania nagrody Nobla i złączone z tem uroczystości hołdu, jaki mu złożył naród w Wierzchosławicach, nadwerężyły doreszty jego zdrowie. Dla poratowania go wyjechał do Nicei, gdzie południowe słońce Rywjery wpłynęło ożywczo na jego chory organizm. Zaczął znowu snuć plany literackie, przygotowywać pomysły nowych utworów. Interesowały go żywo „wielkie zagadnienia epoki, przełom duchowy, odbywający się na całym globie, szukanie nowych dróg, problemat człowieka i zagadka przyszłości świata ludzkiego“ (Ixion: „Wywiad z Wł. St. Reymontem“ — „Wiadomości Literackie“ nr. 47 z dnia 23 listopada 1924). Szczególniej jednak zajął się kwestją upadku uczucia religijnego i współczesnego nihilizmu. Na ten temat napisał misterjum sceniczne, które zamierzał wystawić w którymś z teatrów polskich. Na tle tego samego zagadnienia napisał również powieść p. t. „Ostatni chrześcijanin“, która pozostała w jego spuściźnie.
W głowie roiło mu się od pomysłów i tematów. Pracował nerwowo, gorączkowo, przerzucając się do różnych dziedzin twórczości. W ostatnich miesiącach swego życia wykończył nawet scenarjusz do wielkiego filmu. Chciał go dać do zrobienia wytwórniom amerykańskim. Równocześnie opracowywał nowy cykl pod ogólnym tytułem „Z chłopskiego gniazda”, przedstawiający „życie chłopa polskiego na różnych terenach, w różnych środowiskach, a nawet w różnych częściach świata”. Cykl miał się dzielić na cztery tomy, tom pierwszy miał być zatytułowany „Na cudzej ziemi”, tom drugi „Ksiądz Jan”. (Ixion: „Wywiad z Wł. St. Reymontem“. — „Wiadomości Literackie“, nr. 48 z dnia 23 listopada 1924).
Los nie pozwolił mu na spełnienie tych wszystkich planów. Wróciwszy do Polski, zapadł znów ciężko na piersi. Choroba czyniła gwałtowne postępy. Pełen jeszcze sił twórczych i zamysłów na przyszłość, został przykuty do łoża, z którego już nie wstał. Śmierć przyszła cicho, lekko, spokojnie. W nocy dnia 5 grudnia 1925 zmarł Reymont w Warszawie na rękach swoich najbliższych.
Wielkie serce znakomitego pisarza przestało bić, a oczy, które tak gorąco i wnikliwie patrzyły w świat, zamknęły się na zawsze.
Reymont wyrósł i wychował się na wsi, wśród ludu polskiego, którego jedną z najistotniejszych cech jest silne poczucie rzeczywistości. Chłop polski, opierający swoje poglądy na prostej i trzeźwej prawdzie życia, jest urodzonym realistą, nie wychodzącym ponad realne, ziemskie wartości tego życia i nie wznoszącym się w krainę ideałów. Tę zasadniczą cechę chłopa polskiego nabył Reymont i ona też stała się podłożem jego twórczości, Podobnie bowiem jak chłop polski jest Reymont realistą, silnie związanym z prawdą życiową, z realizmem życia, chłonącym wszystkiemi zmysłami rzeczywistość w różnorodnych jej odmianach i zjawiskach. Stąd cała twórczość Reymonta, od pierwszych jej początków, skierowana jest ku życiu w nieskończonych jego formach, kształtach i postaciach i życie to rozlewa się w jego utworach z całą swą bujną i żywiołową bezpośredniością.
Jako urodzony realista wszedł więc Reymont do literatury i tu zetknął się z kierunkiem, który najsilniej odpowiadał jego indywidualności twórczej. Był nim naturalizm, który we Francji i w Polsce wchodził w nową fazę swego rozwoju. Hasło Zoli „rien que la verite“, rzucone w drugiej połowie XIX wieku, znalazło silny oddźwięk w literaturze europejskiej i stało się podstawą naturalistycznego poglądu na świat. Jednakowoż powieść naturalistyczna, oparta wyłącznie na obserwacji i analizie, na dokumentach, życia, nie utrzymała się w tej surowej i jednostronnej formie, do jakiej pragnął ją zacieśnić mistrz Zola (powieść eksperymentalna[10]). Okazało się, że bezwzględna przedmiotowość jest fikcją, a nauka nie potrafi zastąpić metafizyki. W samym naturalizmie zaczęły się pojawiać rysy, które świadczyły o rozbieżności poglądów na zadania i cele nowego kierunku. Sam Zola, jakkolwiek głosił niewzruszenie swoje zasady sztuki jako objawicielki tego, co jest w życiu ściśle prawdziwe i naturalne i co się da dowieść naukową metodą eksperymentalną, nie trzymał się ich w swojej twórczości, silnie przesiąkniętej zamaskowanym romantyzmem. Powieści jego, mające być dokumentami doświadczenia, odpowiadającemi faktom naukowym, były w istocie poematami, w których wybitną rolę odgrywała artystyczna wyobraźnia, a jego prawdy o życiu były potężną fantazją życia, a nie bezpośrednio oddaną rzeczywistością. Ogromne różnice w poglądzie na naturalizm, jakie się następnie ujawniły u zwolenników i uczniów Zoli, u Alfonsa Daudeta, Goncourtów i Guy de Maupassanta, wykazały jeszcze jaskrawiej słabość doktryny doświadczalnej naturalizmu.
Naturalizm doszedł więc w swoim krańcowym objektywizmie do absurdu i po roku 1880 upadł. Twórca jego, Zola, który chciał oprzeć powieść na zasadzie: „Dzieło sztuki jest częścią natury, widzianej przez pryzmat temperamentu”, ani się spostrzegł, gdy ten „temperament” (artystyczna indywidualność) zapanował nad całą jego twórczością, druzgocąc mozolnie wypracowaną teorję.
Nastąpiła reakcja i prawo indywidualności, wygnane przez Zolę z dziedziny sztuki, doszło zpowrotem do władzy. Pierwiastki subjektywne upomniały się o należne sobie miejsce, a na ruinach upadłego naturalizmu wywieszono sztandar „sztuki dla sztuki”. Pierwszymi wyznawcami tego hasła są naturaliści Edmund i Juljusz Goncourtowie, którzy stworzyli niezwykle artystyczny styl[11] i przyznali artyście większy udział w dziele sztuki. W Niemczech rozwinął się na głównej zasadzie naturalizmu, oddawania życia, naturalizm konsekwentny, którego twórcą i teoretykiem był Arno Holz, a szczytem Gerhardt Hauptmann[12].
Naturalizm nie upadł jednak całkowicie. Wysunąwszy raz zasadę powrotu do życia jako nieskończonego źródła twórczości, otworzył szerokie horyzonty dalszego swego rozwoju i nowych swoich form. W dalszej swej fazie został zasilony świeżemi odżywczemi elementami, które wpłynęły użyźniająco na więdnącą jego siłę. Silny zmysł obserwacyjny i czuła wrażliwość na zjawiska rzeczywistości, wykształcone w szkole naturalizmu Zoli, nauczyły impresjonistów patrzeć na naturę nie jak na szarą, jednolitą masę, ale jak na mozaikę barw, plam i tysiącznych odcieni, tworzących nieskończone gamy tonów i półtonów, świateł i cieni.
Przyczynił się do tego w wielkiej mierze impresjonizm, który wtargnął zwycięsko z malarstwa do literatury i pchnął umierający naturalizm na nowe tory rozwoju. Nowy ten kierunek, zapoczątkowany we Francji przez malarza Edwarda Maneta, przezwyciężył panujący dotychczas w malarstwie realizm i rozwinął się bujnie za jego uczniów i następców Toulouse-Lautreca, Claude Moneta, Pisarra, Cezanne’a i Besdarde’a. W przeciwieństwie do dotychczasowej metody mieszania barw na palecie i dawania gotowej syntezy, zastosował impresjonizm zasadnicze barwy pryzmatu w kreskach i punktach, połączone tylko z białym kolorem, pozostawiając syntezę ich oku widza. W ten sposób zdobyło malarstwo nowy środek artystycznej ekspresji o niezwykłej sile oddziaływania. Równocześnie doprowadził impresjonizm do świetnego rozwoju pejzaż, który dokonał rewolucji w dotychczasowym stosunku artysty do przyrody i wywarł przemożny wpływ na opis krajobrazu w literaturze.
Zasadnicze elementy impresjonizmu weszły do literatury, dając początek impresjonistycznym opisom malarskim. Opisy te oparte są na żywem poczuciu kolorystyki, na wrażliwem i szczerem odczuciu świata zewnętrznego we wszystkich jego odcieniach i półcieniach barw, tonów i wrażeń.
Te same fazy rozwojowe, jakkolwiek nie w tak szerokim zakresie, przeszedł naturalizm w Polsce. Szkoły naturalistycznej w ścisłem tego słowa znaczeniu w Polsce nie było. Wpływy Zoli i francuskiej powieści naturalistycznej wywołały w literaturze polskiej żywy odruch i dały kilku pisarzy, którzy w różny sposób reagują na ich hasła. Łączy ich wspólnem mianem naturalistów to samo dążenie do odtwarzania rzeczywistości, fotografowania środowisk, szukania prawdy życiowej w najniższych instynktach mas i jednostek ludzkich. Czystemu, objektywnemu naturalizmowi hołdują w swoich powieściach poczęści Adolf Dygasiński i Gabrjela Zapolska, pierwszy w gorącem obcowaniu z przyrodą, druga w błądzeniu po nizinach społecznych, zaś teoretycznie uzasadnia go Antoni Sygietyński (w studjum powieściowem „Wysadzony z siodła”, 1891).
Podobnie jak we Francji nastąpiła w Polsce reakcja przeciw naturalizmowi Zoli. Impresjonizmowi francuskiemu hołduje około roku 1890 cały szereg malarzy, jak Podkowiński, Pankiewicz, Gierymski, Delaveux, zapładniając zarazem ożywczym prądem literaturę. Niemniejszy wpływ wywiera impresjonistyczny wpływ Goncourtów i niemiecki naturalizm konsekwentny. Pod wpływem nowego kierunku zmienia swój styl Gabrjela Zapolska, zapładnia on również odżywczo twórczość Henryka Sienkiewicza. Zaostrza się w silnym stopniu poczucie kolorystyki, a opisy przyrody w utworach literackich nabierają siły, wyrazu i subtelnej wrażliwości na barwę. Styl malarstwa kolorystycznego wkracza triumfalnie do literatury polskiej. Zamiast realistycznej syntezy całości daje artysta impresjonistyczny plamy barwne, bezpośrednie i szczere wrażenia widzianej rzeczywistości we wszystkich jej różnorodnych odcieniach i nastrojach. W ten sposób obraz, odtworzony przez artystę, wywiera silne i świeże wrażenie, wywołując nowy efekt, nieznany dotąd w literaturze powieściowej, nastrój, który jest zasadniczym elementem liryki.
Naturalizm, wzbogacony przez impresjonizm i oparty silnie na zasadzie indywidualnego spostrzegania świata, wchodzi na nową drogę swego rozwoju. Jak dawniej jednak, istotą jego jest bezwzględne wyrażanie objektywnej prawdy, zgodnie z prawami natury, odtwarzanie rzeczywistości we wszelkich jej przejawach, wielkich środowisk, mechanizmu procesów życiowych i prawd fizjologicznych. Jak dawniej, dzieła naturalistów oparte są na dokumentach, na ścisłej i wiernej obserwacji i na dokładnej analizie.
Nową formę naturalizmu, zapłodnioną przez impresjonizm, znajdujemy w zarodku w utworach najwybitniejszych przedstawicieli powieści przed rokiem 1890, Gabrjeli Zapolskiej i Henryka Sienkiewicza. Ale pełny artystyczny wyraz znalazła ona dopiero w twórczości trzech młodych, żywiołowych talentów, które po roku 1890 pojawiły się na horyzoncie literatury polskiej: Stefana Żeromskiego, Wacława Sieroszewskiego i Władysława Reymonta. Wszyscy trzej wyszli wprawdzie z naturalistycznego poglądu na świat, ale drogi ich rozeszły się. Stefan Żeromski, którego twórczość jest nieustannem przenikaniem się form i motywów naturalistycznych z idealistycznemi względnie romantycznemi, przeszedł od początkowego naturalizmu do skrajnego idealizmu. Wacław Sieroszewski, twórca egzotycznej powieści polskiej, jakkolwiek wierny naturalizmowi, popłynął na szerokiej fali ideałów ogólno-ludzkich. Reymont wparł się szeroko w polską ziemię.
Reymont stanowi ostatni, najwyższy stopień w rozwoju naturalizmu polskiego. Złożyły się na to wrodzone zdolności i warunki, w których wyrósł i wykształcił swój talent. Wszystkie zasadnicze cechy naturalizmu impresjonistycznego znajdujemy w nim już w zaczątkach jego twórczości. Wypłynęły one z podstawowej jego zdolności, z niezwykle intensywnego poczucia rzeczywistości i ze szczerego do niej stosunku. To poczucie rzeczywistości, które postaciom jego i opisom nadaje kształt niemal fizycznie dotykalny, wykształciło się w nim w wysokim stopniu dzięki wrodzonym skłonnościom do szerokiego i bujnego ogarniania życia i wchłaniania go w siebie wszystkiemi zmysłami. Subtelny i wrażliwy zmysł spostrzegawczy i niezwykły dar pamięci wzrokowej uczynił go wnikliwym i czujnym obserwatorem wszystkich, nawet najdrobniejszych zjawisk rzeczywistości, a bystra intuicja psychologiczna i bogata wyobraźnia pozwoliły mu wnikać w dusze ludzkie i tworzyć barwne i pełne olbrzymiego rozmachu obrazy swoich wizyj artystycznych.
Z wrodzonemi temi zdolnościami, do których przyłączył się jeszcze namiętny entuzjazm dla piękna życia i bezgraniczna żądza poznania go, wyrósł Reymont na wsi polskiej, wśród nieposkromionego w swych porywach, szałach, bólach i namiętnościach twardego świata chłopów i bujnej, olśniewającej swojemi bogactwami przyrody. Wybitnie realistyczna jego fantazja reaguje bardzo silnie. Wchłania w siebie wszystko, co widzi: ludzi, zwyczaje i obyczaje, mowę, całe różnorodne bogactwo ziemi. Każdy zaobserwowany szczegół wsącza się w jego świeżą pamięć i utrwala jak na płycie fotograficznej, każde słowo bogaci raz na zawsze jego język. Dookolny świat chłopów i przyrody wrasta w niego, staje się nową komórką jego własnego organizmu. Przenika go swoją nieskończoną różnorodnością obrazów, wchłania w siebie jego osobowość. Tak stopiony w jedno i zrośnięty wszystkiemi pulsującemi krwią tętnami z światem, z którego wyrósł, rzuca się Reymont w wir wałki o prawo swobodnego wypowiedzenia się. Późniejsze wędrówki i koleje życia wzbogaciły jego subtelną pamięć nowemi wrażeniami, pomnażając motywy jego wyobraźni i zasilając jego zasób wiedzy o życiu, które chłonął z niezmierną ciekawością, praca nad sobą przyniosła mu wykształcenie literackie i dojrzałość artystyczną. Ale pierwsze, prawdziwe elementy, które dały podstawę jego twórczości i ukształtowały całą jego indywidualność, wyniósł z czystego źródła, z środowiska wsi polskiej, która dała mu pierwsze, niezatarte na całe życie wrażenia.
Reymont, podobnie jak Kasprowicz, był synem ziemi. Z soków tej ziemi wyrósł cały jego pęd twórczy, z ziemią tą związany był najserdeczniejszym związkiem krwi. Stosunek jego do środowiska, z którego wyrósł, stał się też najgłębszą podstawą jego twórczości. Był to stosunek nie literacki, jak u tylu innych pisarzy, ale istotny, bezpośredni. I na tem zasadza się znaczenie twórczości Reymonta dla literatury polskiej. Określa to bardzo trafnie Zygmunt Wasilewski: „Zapewne, gdyby Reymont przez szkoły i pracę wewnętrzną odbył skróconą drogę dziejów myśli tak intensywnie, jak Kasprowicz, mielibyśmy inne zjawiska twórcze. Ale w powieści, jako przejście do nowych form, potrzebny był Reymont ze swoją bezpośredniością, aby postawił na przełomie pomnik, wyobrażający, jak rzeczywiście wyglądało to, z czego poczęła się rodzić Polska odrodzona. Potrzeba było jego wejrzenia gołem okiem, gdy umysłom zamroczonym doktrynami, obcemi wzorami sztuki oraz nałogiem myślenia kategorjami dawnej poezji romantycznej, najtrudniej było ustalić sam fakt polskiego bytu, fakt rasy, jej żądzy życia” („Władysław Reymont“. — „Myśl Narodowa“, nr. 11 (50) z dnia 12 grudnia 1925).
Reymont nie wyrósł na literaturze, ale na owem bezpośredniem wchłanianiu otaczającego go życia, na czerpaniu wszystkich żywotnych soków z swego środowiska. „Plazma pisarska Reymonta“ — powiada Adam Grzymała Siedlecki — „wydaje mi się, nie na drukach i nie cudzej duchowości rosła, lecz na wżeraniu się w życie. Szkoła, podręczniki, bibljoteka, nie były bodaj nigdy istotną zawartością jego, jako chłopaka. Czytanką tego talentu było pole, koń, odpust, jarmark, dziwo mechanizmu w młynie, jakiś sąsiad ojcowy, jakiś dziad proszalny, jakieś zasłyszane słowo, jakaś niezrozumiała troska starszych w jakiejś sprawie życiowej“. („Wł. St. Reymont“. Przedmowa do zbiorowego wydania pism Reymonta. Str. 74 — 75). Nie wykształcił się, jak inni, na kulturze książkowej. W twórczości jego trudno się doszukać jakichś wyraźnych wpływów literackich polskich czy obcych. Powieści Sienkiewicza, Zoli i Bourgeta były dla niego tylko bodźcem i podnietą, nigdy wzorem. Twórczość jego wyrosła samorodnie, zapłodniła się sama. Chłop i ziemia, to była rzeczywistość, która wychowała Reymonta i była pierwszem istotnem źródłem jego twórczości.
Kiedy oczy Reymonta nasyciły się rzeczywistością, kiedy wyobraźnia jego, kłębiąca się od tłumu postaci, uczuła gwałtowną potrzebę wyrzucenia ich z siebie, kiedy wszystko, czem nasiąkł jego wrażliwy zmysł obserwacyjny, domagało się realizacji artystycznej, chwycił za pióro i zaczął pisać. „To samo życie” — powiada Adam Grzymała Siedlecki — „ta sama rzeczywistość, na której się urabiał jego mózg, krzyknęła mu, jak z krzaka gorejącego głos: „Mów o mnie!” I runęła na świat ta twórczość, ani chcąca wiedzieć o żadnej innej literaturze, wydobyta wprost z siebie, a cudem jakimś nie pędząca na manowce, ni też reformatorska, lecz wyłącznie klasyczna, w duchu polskich tradycyj poczęta”.
Chwilę powstania pierwszych swoich utworów opisał Reymont jednemu z krytyków. Był wtedy „praktykantem kolejowym z pensją dwunastu rubli na miesiąc”. Pilnował robót na plancie i dokonywał przytem prac, na których nie znał się wcale. „Wśród głodu i chłodu” — opowiadał Reymont — „siadałem w rowie i kiedy woda podmywała mosty, których budowy pilnowałem, pisałem sobie sub Jove crudo na kamieniu i murawie „Śmierć”, „Franka”, „Oko w oko”, „Zawieruchę”. Most jeden runął, a ja pojechałem szukać szczęścia literackiego W Warszawie...”
Pierwszy, gorączkowy rozpęd temperamentu sprawił, że utwory te pisane były w pośpiechu, w bezładnem pragnieniu wydobycia nawierzch wszystkiego, co domagało się ujęcia w jakąś szczerą i zwięzłą formę. Tą formą była początkowo nowela, która w miarę dojrzewania sił i rozrostu talentu nabrzmiewała do rozmiarów opowiadania i opowieści, aby wkońcu objąć szerokie i pełne ramy powieści. Szkice i opowiadania, powstałe w zaczątkowym rozmachu, noszą charakter surowych brył, w których lśnią gęsto złote żyłki epickiego talentu Reymonta. Znać w nich bezpośredniość odczucia życia, pulsu i ruchu dookolnego świata, pędów, zamiarów i haseł, które fermentowały na powierzchni i w głębi otaczającej go rzeczywistości. Materjał, którym rozporządzała wyobraźnia twórcza Reymonta w chwili pisania pierwszych utworów, był bardzo różnorodny i obfity, a składał się przedewszystkiem z wrażeń i obserwacyj zaczerpniętych z świata chłopskiego, aktorskiego i urzędniczego. Te trzy sfery, które Reymont poznał nietylko przez przebywanie w nich i obcowanie z niemi, ale szczególniej przez bezpośrednie zżycie się z niemi, odkryły mu wszystkie tajemnice swoich procesów życiowych, a artystyczna wyobraźnia jego, karmiąca się pożądliwie bujnością typów i stanów psychicznych, czerpała z nich jak z wiecznie bijącego źródła.
Przyszły autor „Chłopów” czuł się najpewniej wśród środowiska chłopskiego, które odczuwał wszystkiemi fibrami swojej organizacji twórczej. Kreślił więc szkice, wzięte wprost z tętniącego i pulsującego żywą i gorącą krwią organizmu wsi polskiej, z chałup i zagród chłopskich, zamykających w sobie niezmiernie bujny i ciekawy obszar ludzkich namiętności o pierwotnej, żywiołowej i brutalnej sile. I dlatego też w kierunku odtwarzania żywiołu chłopskiego w jego najbardziej krańcowych i charakterystycznych cechach wyładowuje się pierwszy zasób energji twórczej Reymonta.
Świat chłopski, który ukazuje nam Reymont w tych pierwszych swoich utworach, kreślonych przeważnie z bezwzględnym realizmem, jest twardy, surowy i bezwzględny. Rządzą w nim niepodzielnie silne namiętności, zdolne do szalonych porywów radości i gniewu, niskie i brutalne instynkty, skłonne do najokrutniejszych czynów. Silne natury, wytrzymałe na ból i nędzę, broniące do ostatka swojej ziemi i swego mienia, są niepowściągliwe w gniewie i nienawiści, gorące i czułe w miłości i litości. W noweli „Śmierć”, obnażającej brutalny instynkt okrucieństwa, żądzę posiadania ziemi i pieniędzy, zaciekła i chciwa chłopka Antkowa, spierająca się z swoją siostrą Tomkową o spadek, morgi i pieniądze, wyrzuca swojego śmiertelnie chorego ojca do chlewa, ponieważ zapisał majątek nie jej, ale siostrze. A gdy stary umiera w chlewie z zimna i głodu, zabiera mu schowane w szkaplerzu pieniądze, aby kupić upragnione morgi i nasycić się majątkiem, zdobytym po trupie ojca. Twarda i ponura to nowela, chłodna w swym objektywizmie, ale wierna i prawdziwa w charakterystyce typów chłopskich. Chłopak wiejski Witek w noweli „Suka“ obdarza tkliwą czułością nieszczęśliwą sukę, która z narażeniem życia ratuje swoje szczenięta, w przeciwieństwie do złej i bezlitosnej dziedziczki, która z zimną obojętnością zadręcza swoją córkę. Biedny chłop Wawrzon w noweli „W porębie” zapija się na śmierć i w gniewie grzmoci brutalnie wszystko dokoła, gdy musi opuścić chałupę i iść na zarobek, w obcy świat. Poczciwy Mateusz w noweli „W jesienną noc“ przygarnia z litości opuszczone dziecko biednej dziewczyny, Tomek Baran (w noweli pod tym samym tytułem) dla miłości swoich dzieci znosi trud i męki najcięższej pracy. Wpływowi tych natur chłopskich ulega w noweli „Szczęśliwi”, nawet samotnik półinteligent Kubicki który zaproszony przez chłopów Wawrzonów na wilję Bożego Narodzenia taką odczuwa dla nich wdzięczność, że bierze ich córkę Marysię za żonę.
Uczucie pełne tkliwości i żalu przejawia się w naturze młodego, popędliwego paroba Antka z opowieści „Sprawiedliwie”, która jest jakby prologiem późniejszych „Chłopów”. Antek, zapalczywy chłopak wiejski, przebija widłami rządcę za to, że zalecał się do jego narzeczonej. Dostawszy się do więzienia, tęskni do swobody i wsi rodzinnej i po wielu przejściach i ucieczce z więzienia dostaje się wkońcu ranny do domu, gdzie go ukrywa przez długi czas kochająca go nad życie matka. Myśli nawet o wyjeździe do Brazylji przy nadarzającej się sposobności, ale zdradzony musi uciekać z domu przed ścigającą go obławą. Widząc wkońcu, że się nie wymknie i nie uniknie pościgu, z zemsty puszcza wieś rodzinną z dymem. Rozwścieczeni chłopi, dostawszy go w swoje ręce, rzucają go w płomienie, a biedna matka, która broniła swego jedynego syna przed krzywdą ludzką, woła z rozpaczą, jakby w poczuciu gromadzkiej etyki: „Sprawiedliwie!”
Szeroki rozmach tej opowieści, bujne tło, kreślone silnemi, pełnemi barwami, prawda charakterów ludzi, soczyste opisy przyrody, a nadewszystko obraz gromady chłopskiej, solidarnej w poczuciu swej logiki życiowej — wszystko to zapowiada już niewątpliwie linję epickości Reymonta. Wyraźnie już zaznacza się tutaj dążność Reymonta do wysuwania na czoło zbiorowości, jako elementu dominującego swojemi niezłomnemi prawami i swoją niezwruszoną etyką nad porywami i prawami jednostki. Dążność ta znajdzie później swój pełny i jaskrawy wyraź w „Chłopach“.
W postaciach chłopskich Reymonta kłębi się mocarna jakaś siła, która nadaje im wyraz spiżowej posągowości. Każda z nich jest charakterystycznym typem, każda przedstawia inny odcień chłopskiej natury, każda ma swoje szczególne znamię. Wszystkie jednak należą do jednego plemienia i mają wspólne, charakterystyczne cechy, które tworzą z nich zwartą, silnemi więzami obyczajowości spojoną społeczność: zdolność do porywów i uczuć gromadzkich i głęboki zmysł sprawiedliwości.
Z chłopami związana jest u Reymonta nierozłącznie przyroda, która tworzy z nimi jeden wspólny świat. Siły tego świata przenikają się i uzupełniają wzajemnie, do tego stopnia, że trudno znaleźć rozdzielającą ich granicę. Groźny, brutalny i bezlitosny jest las zimowy w noweli „Zawierucha“, gdy pod całunem śniegu grzebie dwoje dzieci, tak bezlitosny i twardy, jak pijany ojciec, który ich w srogą zimę wysłał przez ten las do domu. Zaś gdy w noweli „W porębie” pijany Wawrzon odchodzi z swojej chałupy na wygnanie, przyroda napełnia się smutkiem, a stary dąb biada nad nim żałośnie jak człowiek.
Przyroda jest u Reymonta elementem równie czynnym jak człowiek i bierze udział we wszystkich wydarzeniach życia chłopskiego. Stąd wszystkie krajobrazy, rozsiane hojnie w nowelach Reymonta, są nietylko tłem rozgrywającej się akcji, ale współrzędnym z człowiekiem elementem jej rozwoju.
Nowele osnute na tle życia chłopskiego tworzą pierwsze studja, które są jakby szkicami, zapowiadającemi większą, jednolitą całość, odtwarzającą pełnię świata chłopskiego. Niespokojna, ruchliwa wyobraźnia Reymonta rzuca te luźne epizody, jakgdyby chciała się uwolnić od przytłaczającego nadmiaru wrażeń. Takim wielkim epizodem, zamykającym obfitą pełnię wrażeń, jest „Pielgrzymka do Jasnej Góry“. Pisał ją Reymont na podstawie notatek, zebranych z pieszej pielgrzymki, jaką odbył w tłumie pątników z różnych stron Polski. Po raz pierwszy ogarnia tu Reymont różnolity tłum, wnika w jego różnorodne nastroje i uczucia, podchwytuje słowa i gesty, kreśli galerję plastycznych typów, począwszy od szlachty zagonowej i chłopów, a skończywszy na prostych żydkach z Turczyna, zaopatrujących pielgrzymów w nowe buty. Sumiennie i drobiazgowo opisuje Reymont wszystkie etapy tej pielgrzymki poprzez głód, zmęczenie i niewygody do końcowego zapału i uniesienia religijnego na widok majaczejącej zdala Jasnej Góry. Wprowadza przytem mnóstwo obrazów rodzajowych i barwnych epizodów, bystro zaobserwowanych szczegółów i podsłuchanych rozmów, nie omijając niczego, co mu dawało możność zanotowania swoich wrażeń wzrokowych i słuchowych. Wszystko to przeplata spokojnemi, treściwemi opisami przyrody, służącemi jedynie do podmalowania tła, na którem rozgrywa się osobliwe, niezmiernie ciekawe widowisko wielkiej gromady ludzkiej, spragnionej cudu i przepojonej entuzjastyczną wiarą w potęgę boskiego objawienia. W tym różnorodnym tłumie ludzi spotykamy jędrne typy chłopskie, kreślone z realistyczną wiernością, dziwnie łączące nadziemskie swoje uniesienia z instynktami zwierzęcemi, i silne, zdrowe postacie o brutalnych żądzach, gubiących się w dreszczach uczuć, pełnych nieokreślonych nadziei i złudzeń.
Nie wystarczał jednak Reymontowi brutalny realizm życia chłopskiego. Równolegle z tematami, wziętemi z życia chłopów, daje Reymont studja psychologiczne, w których chodzi mu głównie o stworzenie artystycznych obrazków nastrojowych, ujmujących w sposób subjektywny pewne stany duszy w chwilach przełomowych. Jeden z nich, „Spotkanie”, o silnem zabarwieniu melodramatycznem, maluje tragedję serc dwu mężczyzn po stracie ukochanej kobiety, „Oko w oko“ symbolizuje odrodzenie przeżartego pesymizmem człowieka pod wpływem potężnego piękna przyrody, „Cień“ porusza modny wówczas temat walki o prawo do miłości wbrew konwencjonalnej etyce. We wszystkich tych obrazkach, będących odbiciem panujących wówczas w literaturze i społeczeństwie prądów i haseł, odbiega Reymont daleko od bezpośredniości i szczerości, a osiada na mieliźnie sztucznej nastrojowości. Jedynie potężne, szerokim gestem malarskim nakreślone opisy przyrody tworzą prawdziwy walor artystyczny tych opowiadań, zwłaszcza wspaniały obraz jesieni w „Spotkaniu” i niezrównany opis poranka majowego w „Cieniu”, pełen wnikliwie odczutej kolorystyki, która później zajaśnieje w „Chłopach” pełnym blaskiem. Czyni to niekiedy wrażenie, jakgdyby Reymont szukał w różnych tematach, zupełnie nieraz obcych jego temperamentowi, pretekstu do szerokich opisów przyrody.
Z świata chłopskiego przerzuca się Reymont z całą pasją w środowisko życia aktorskiego i urzędniczego, które poznał dokładnie w czasie swojej tułaczki z wędrownym teatrem prowincjonalnym. W noweli „Franek“ próbuje najpierw dać krótki szkic i odtworzyć kilka postaci i epizodów teatralnych, zanim przystąpi do napisania „Komedjantki” i „Fermentów”. Franek, to chłopak do posług w wędrownej trupie aktorskiej, cudowne dziecko, entuzjazmujące się teatrem i marzące o wystawieniu własnej sztuki. W wolnych chwilach, między spełnianiem różnych funkcyj, złączonych z wycieraniem wszystkich kątów w teatrze a obsługiwaniem pani dyrektorowej, pisze sztukę przerobioną z powieści Kraszewskiego „Ulana”. A gdy wkońcu po dniach męki, marzeń o świetnej przyszłości i gorączkowej pracy rękopis sztuki jest gotów, wykrada mu go przygodny złodziej. Jakkolwiek nawet w postaci Franka można się dopatrzeć z łatwością analogji z Jankiem Muzykantem Sienkiewicza (Lorentowicz), to jednak szereg z rozmachem nakreślonych scen z życia prowincjonalnego teatru zapowiada już nieomylnie przyszłego malarza plastycznych i szeroko zakrojonych obrazów w pierwszej powieści Reymonta „Komedjantce“.
Zarówno „Franek”, jak wszystkie nowele, powstałe w gorączce pierwszego rozpędu, przypominały swoim rozmachem i pełnią wrażeń i opisów, a zwłaszcza bogactwem i różnorodnością typów, jakby urywki wielkich powieści. Nadmiar sił twórczych, prężących się w Reymoncie, rozsadzał wątłe ramy szkiców i obrazków i rozlewał się szeroko poza brzegi. Nadawało to jego utworom cechę surowych brył, rzucanych w niepohamowanej żywiołowości tworzenia. Stąd skłonność do tonów silnych, do przesady w efektach dramatycznych, do wyolbrzymiania uczuć i przejaskrawiania postaci. Życie, pulsujące w pierwszych utworach Reymonta z nadmierną wybujałością, wyrażało się gwałtownemi środkami ekspresji, — albo krzykiem, brutalnością i skrajnym realizmem albo ponurym i potwornie rozpacznym pesymizmem, lubującym się w efektach melodramatycznych („Spotkanie”, „Zawierucha”, „Sprawiedliwie”). To młody talent Reymonta, dążący do bezwzględnego wypowiedzenia się, doszukiwał się siebie samego. Burzyły się w nim nieposkromione żądze uplastyczniania wrażeń, ogarniania bogactwa spostrzeżeń w ramy jednolitej całości, ale nie mógł stworzyć harmonji w układzie poszczególnych części. Budził się w nim talent epika, który dążył do szerokiego tchu, do ujmowania zjawisk życia zbiorowego w jego istotnych elementach. Tworzył więc mocne, wyraziste epizody, mocował się z sobą samym, przedzierał się przez bujną swą naturę do konsolidacji swojej indywidualności.
Drogą do tej konsolidacji i świadomości twórczej są powieści „Komedjantka“ i „Fermenty”. Stanowią one bowiem ostatni etap spontanicznej, żywiołowej twórczości Reymonta, w którym zwycięża potem epik, poddający się wymaganiom i prawidłom planowej i świadomej konstrukcji powieściowej. Obie te powieści tworzą właściwie dwie odrębne kompozycje, zarówno pod względem formy, jak pod względem odtwarzanego środowiska. W pierwszej, będącej mozaiką luźnych i nieskoordynowanych epizodów, odtworzył Reymont świat aktorski, w drugiej, bardziej harmonijnej i skupionej przedstawił środowisko drobnourzędnicze i chłopskie. Jedyną nicią, łączącą te dwie kompozycje w ramy jednej całości, jest postać głównej bohaterki, Janki Orłowskiej. Dzieje jej, tworzące właściwą fabułę obu powieści, są niejako kręgosłupem, dokoła którego rozrasta się samoistnie żyjący miąższ mnóstwa różnorodnych fenomenów, przytłaczający swoją nadmierną bujnością wątły jego organizm. Młoda dziewczyna, Janka Orłowska, córka skromnego naczelnika małej stacji w Bukowcu, żądna wrażeń i sławy aktorskiej, nie mogąc znieść dłużej despotyzmu swego ojca, który zmusza ją do cichego życia domowego, opuszcza dom rodzinny i jedzie do Warszawy, gdzie wstępuje do teatru ogródkowego. Tam spotyka ją jednak zawód i przykre rozczarowanie. W małym światku aktorskim panuje zawiść, podłość, oszczerstwo i kłamstwo. Intrygi kolegów i koleżanek i kabotynizm starego dyrektora Cabińskiego i jego żony zagradzają jej drogę do triumfów na scenie, a nieuczciwość jednego z aktorów, któremu się oddaje, wiedziona szczerem uczuciem, pozbawia ją złudzeń miłosnych i odziera z wiary w życie. Zrozpaczona postanawia popełnić samobójstwo. Zamyka się w chambres garnies i wypija truciznę.
W „Fermentach“ widzimy już Jankę zpowrotem w domu ojca w Bukowcu. Uratowana od śmierci, pędzi teraz apatyczne, monotonne życie wśród otoczenia urzędników stacji, okolicznych ziemian i chłopów. Szybko obudzą się w niej nuda i wstręt, zwłaszcza, że światek prowincjonalny wypomina jej ucieczkę z domu, występy w teatrze, romans z aktorem i samobójstwo. Kilkakrotnie usiłuje uciec z tego osamotnienia, potęgowanego jeszcze dziwnem zachowaniem się półobłąkanego ojca, wrócić do teatru, ale po nieudałych próbach i walkach ze sobą godzi się z swoim losem. Poślubia więc niekochanego mężczyznę, wzbogaconego chłopa, Grzesikiewicza, dręcząc go jednak przez długi czas obojętnością. Silnie fermentująca jej natura nie uspokaja się jeszcze. Błąka się po polach i łąkach i trawi całe dnie na bezczynnem i bezcelowem marzycielstwie. Jeszcze raz zrywa się w niej bunt, gdy spotyka bliskiego jej duchem człowieka, literata Głogowskiego, ale szybko opadają jej skrzydła i osiada na zawsze na mieliźnie filisterskiego życia.
Dzieje Janki i wszystkich osób, działających w „Komedjantce” i „Fermentach” odzwierciedlają nastrój społeczeństwa w opoce gwałtownych przeobrażeń społecznych i etycznych i są barwnem odbiciem prądów, jakie nurtowały literaturę (Przybyszewski, J. A. Kisielewski, Gabrjela Zapolska) i przenosiły się w życie sfer urzędniczo-mieszczańskich. Prądy te zaznaczały się silnym indywidualizmem, dążeniem do swobody i wolności osobistej, do nieskrępowanego wyżycia własnej osobowości, a zwracały się przeciw filisterstwu jako istotnemu źródłu pseudomoralności. Obie powieści dają więc w całości obraz walk i szamotania się w pętach atmosfery kłamstwa i obłudy dusz słabych, obdarzonych dużym temperamentem i wybitnemi zdolnościami, ale nie posiadających świadomości swoich celów. Fermentują one nieustannie, rwąc się do wyższych nieokreślonych światów, buntują się przeciw pospolitej rzeczywistości, protestują przeciw obłudzie i pseudomoralności, karmią się marzeniami o innej i nieprawdopodobnej przyszłości, chcąc zrzucić narzucone jarzmo płytkiego bytowania, ale nie mogąc przezwyciężyć piętrzących się, tysiącznych trudności, otoczone zewsząd murem przesądów, ciemnoty, nędzy i nieporozumień, rezygnują wkońcu z szerokich lotów i poddają się bezwładnie rzeczywistości.
Uosobieniem tych walk jest bohaterka powieści Janka, w której koncentrują się wszystkie bunty i załamania, ujawnione z plastyczną i jaskrawą siłą wyrazu. Posiada szalony temperament, który wybucha w niej żywiołowo, buntując się przeciw despotyzmowi napół obłąkanego ojca, obłudzie prowincjonalnego życia, przeciw „jarzmu wegetacji prowincjonalnej”. Gwałtowna jej natura wyzywa cały świat do walki o swoje prawo do szczęścia indywidualnego, do zaspokojenia swoich marzeń i pragnień. Ale nie umie tych pragnień określić, nie umie ich sobie uświadomić. Pragnie „czegoś, potężniej działającego na jej temperament, czegoś, coby ją porwało całą i na zawsze”, „chce mieć piękno — szczytnem, zło — choćby zbrodnią, czyn wszelki — tytanicznych rozmiarów”, ale słaba jej wola rozbija się o każdy ostry złom codziennego życia, a szalony jej temperament, prący ją do wielkich czynów, rozprzęga się w śmiesznych, drobnych atakach histerycznych, w jałowych, bezpłodnych „fermentach”, które po szałach gwałtownej burzy prowadzą do jeszcze bardziej pospolitej bezsilności.
W „Komedjantce” przedstawił Reymont walkę wewnętrzną Janki na tle świata aktorskiego. Wszystkie postacie aktorów, nakreślone z niezwykłą plastyką i bystrą spostrzegawczością, są ujawnieniem różnych kształtów i form, fermentujących w atmosferze pospolitego życia indywidualizmów. W każdym z aktorów objawia się niezaspokojone dążenie do zmiany życia, nadmierny rozrost namiętności, żądz i ambicyj, przerastających ich słabe siły i doprowadzających ich do dziwactw i warjactw. Dyrektor Cabiński, jego żona Cepa, Topolski, Stanisławski — to galerja ludzi o niepohamowanych, dzikich instynktach, megalomanów, kabotynów, nienawidzących się wzajemnie i staczających ze sobą zażarte walki o zaszczyty lub pieniądze. Są to przeważnie typy ludzi chorych na neurastenję lub histerję, niezdolnych do głębszych uczuć i myśli; zżartych kłamstwem, obłudą i cynizmem. Łączą ich jedynie ze sobą węzły wspólnych zainteresowań, upodobań i pragnień, wspólność niedoli i troski o byt materjalny, wszystko to, co im pozostało po utracie wielkich ideałów i niezaspokojonych dążeń. Są tak samo rozbitkami na powierzchni życia jak Janka, tylko zrezygnowali wcześniej z buntu i szybko poddali się szarej rzeczywistości.
W „Fermentach” rozgrywa się duchowy dramat Janki wśród otoczenia drobnourzędniczego i chłopskiego. I tu są typy wykolejeńców życiowych, których wielkie ideały ugrzęzły szybko w błocie codziennej pospolitości prowincjonalnego życia. Obłąkaniec stary Orłowski, Świerkowski, Staś Babiński, Zaleski, Witowski, to różne odmiany manjaków i dziwaków, skarlałych duchowo wśród zabójczej atmosfery prowincji, ponoszonych dziwacznemi odruchami chorobliwej brutalności i niepohamowanej namiętności. Ale są to ludzie z świata drobnourzędniczego, wegetujący na małej, prowincjonalnej stacyjce. Zdrowi są natomiast chłopi. U nich ferment przybiera wyraźne i zdecydowane kształty. Jeszcze w Głogowskim, chłopskim inteligencie ferment ten objawia się karykaturalnie w ostrej formie pozerstwa i megalomanji. Ale dodatni wpływ wywiera już na Andrzeju i wszystkich chłopach, którzy przyjmują kulturę, nie odrywając się gwałtownie od swojej sfery i nie gubiąc się w nieokreślonych marzeniach. Andrzej to człowiek silny i zdrowy, chłop prawdziwy, w którym drzemie rasowa pierwotność i zdolność do rzeczywistego, świadomego życia społecznego. Typy chłopów należą też w „Fermentach” do najlepiej zaobserwowanych i odczutych. Stary Grzesikiewicz, Józio Głąbiński, Janowa, są to natury szczere, prawdziwe, pełne życia i siły, najwierniej pochwycone i oddane. One też jedyne oparły się rozkładczemu działaniu fermentów i zbliżają się najsilniej do postaci o szerokim pokroju epicznym w późniejszych „Chłopach”.
Obok postaci chłopskich epickość zarysowuje się silnie w opisach przyrody. Rozsiane są hojnie i bogato w obu powieściach, szczególniej w ścisłej łączności z przeżyciami wewnętrznemi Janki. Charakteryzuje je spokój i umiar, w przeciwieństwie do przesadnie jaskrawych barw, jakiemi nakreślone są postacie ludzkie. Kiedy Reymont opisuje ludzi, zwłaszcza ze świata inteligencji, jest nerwowy i chaotyczny, niepowściągliwy w doborze słów, krańcowy w określaniu ich uczuć i myśli. Kiedy maluje przyrodę jest majestatycznie spokojny i zrównoważony, pewny każdego pociągnięcia, niezawodny w każdym szczególe. Komponuje obrazy niesłychanie wierne pod względem harmonji barw, plastyczne wzrokowo i pełne wzniosłego nastroju. Pogoda, majestatyczność i głębokie ukochanie natury stworzyły te przepyszne opisy wiosny i jesieni, jak też doskonały obraz lasu w „Fermentach”, zapowiadający nieomylnie przyszłego malarza przyrody w potężnym eposie.
Te dwie cechy epickiego talentu Reymonta, zdolność kreślenia galerji typów i charakterów oraz opisy przyrody, są najważniejszą zdobyczą okresu jego twórczości przed powstaniem „Chłopów”. Tworzył jeszcze wówczas żywiołowo, nie mogąc nagiąć swojej bogatej i szerokiej natury do prawideł harmonji i proporcji. Wszystkie jego pierwsze nowele i opowieści cechuje brak umiaru w układzie całości, epizodyczność, skłonność do przejaskrawiania barw i tonów, do wyolbrzymiania szczegółów, do przesady w efektach dramatycznych. To samo znajdujemy w „Komedjantce“ i „Fermentach“. Brak syntezy, skupienia tysiąca różnorodnych epizodów dokoła jednej osi, ujęcia ich w zwartą i harmonijną całość sprawia, że obie te powieści czynią wrażenie zbiorowiska barwnych fragmentów, ułożonych bez żadnego artystycznego celu i planu. Ta bujna, nieskoordynowana obfitość epizodów, związana jedynie postacią bohaterki, daje jednak ciekawy i bardzo oryginalny przekrój różnych powierzchni życia aktorskiego i drobnourzędniczego i tworzy razem czysto impresjonistyczny, barwny, ruchliwy obraz, zapełniony mnóstwem różnorodnych zdarzeń i postaci, bystro zaobserwowanych, kreślonych wyrazistemi konturami, zarówno w opisie zewnętrznym jak w psychologji stanu wewnętrznego, pochwyconych w ruchu, na gorącym uczynku, świeżych, mocnych wrażeń. Barwna migotliwość epizodów i szczegółów, wziętych bezpośrednio z życia i tworzących wielokolorową mozaikę, jest najszlachetniejszym tworem naturalizmu impresjonistycznego Reymonta, podobnie jak mocne ujęcie życia w wielokształtnych jego formach i przejawach, złączone w konstruktywną całość, jest wyrazem epickich zdolności Reymonta.
Pierwszy okres twórczości Reymonta, będący wypływem nadmiaru sił twórczych, pozostawał pod znakiem impresjonizmu, który najjaskrawiej wyraził się w bujności, w kalejdoskopowym sposobie przedstawienia jego objawów, w dynamizmie i nieprzebranem bogactwie barw i tonów. Impresjonizm rozsadza formę jego utworów, które wyglądają jak złomy surowych brył, wyrzuconych w porywie gwałtownego wybuchu temperamentu. Stąd nowele jego są jak urywki powieści, zaś powieści są jak luźnie złączone ze sobą nowele. Ale silnie już zarysowują się epickie zdolności Reymonta, które doprowadzą go powoli do poddania się rygorowi celowej konstrukcji i pozwolą później zwyciężyć naturalizmowi, opartemu na zasadach świadomego artyzmu.
Ogarniając w tym okresie całokształt jego twórczości, zauważymy, że opiera się ona silnie na entuzjastycznym i żywiołowym kulcie zbiorowości. Kult ten, pielęgnowany troskliwie od pierwszych już utworów, wykształcił Reymonta na epika w dobie, gdy triumfalny w literaturze indywidualizm postawił kult jednostki na niedosiężnej wyżynie apoteozy nadczłowieka. Samorodna siła talentu Reymonta sprawiła, że nie uległ on wpływowi nurtujących prądów, hołdujących indywidualizmowi, ale poszedł za szczerym głosem swojej natury i zajął odrębne, wyjątkowe stanowisko wśród współczesnych powieściopisarzy polskich.
Zbiorowość występuje na pierwszy plan we wszystkich większych jego dziełach tak silnie, że rozsadza przeważnie ramy utworów i rozlewa się szeroką, wartką falą poza zakreślone fabułą i akcją brzegi. Ludzie Reymonta, to nie są jednostki odosobnione, żyjące w zamkniętem kole własnych wrażeń i myśli, odgraniczone od otoczenia chińskim murem ściśle indywidualnych marzeń i tęsknot, ale organizmy, współżyjące twórczo z całem otaczającem je społeczeństwem, związane tysiącznemi pępowinami praw, zwyczajów, złączone fizycznie i duchowo z stanem, zawodem, klasą i plemieniem, do którego należą. Jednostka, reprezentująca swój stan, działa w bezpośrednim związku z życiem tego stanu, jest odzwierciedleniem jego pragnień i dążeń, wyrazem jego uczuć i myśli, ogniwem w żelaznym łańcuchu jego praw. Widzimy ją zawsze w tętnie życia zbiorowego, w wrzącym chaosie ogólnych spraw, w natężonym wysiłku zbiorowej woli. Z tą zbiorowością żyje ona w nierozerwalnej łączności, w podświadomej czy świadomej harmonji, a jeśli nawet spróbuje łączność tą zerwać, wraca zwyciężona i skruszona do koordynującego środowiska swojej gromady.
Poezję zbiorowości odczuwamy już wyraźnie w pierwszych nowelach Reymonta, w plastycznie zakreślonych typach chłopów, wyrażających duszę swego plemienia, w zbiorowych odruchach gromady chłopskiej, walczącej o swoje prawo do bytu. Takim mocnym obrazem plemienia chłopskiego jest opowieść „Sprawiedliwie”, cała przesiąknięta nawskroś filozofją etyczną chłopów. Rów¬ nie głębokiem wniknięciem w psychologję tłumu jest „Pielgrzymka do Jasnej Góry”, ukazująca różnolitą rzeszę ludzi w ich zbiorowych trudach i znojach, w spólnych uniesieniach religijnych wiodących ich ku jednemu wymarzonemu celowi. Widzimy, jak cel ten, ujrzenie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, łączy tę pstrą, z różnych temperamentów, sfer i stanów złożoną rzeszę, w jedną entuzjastyczną gromadę, poddaną koordynującej, sprzęgającej ją mocno potędze wiary.
W „Komedjantce” i „Fermentach”, w żałosnej idylli „Lili” wszyscy bohaterowie są przedstawicielami swojej sfery, która ponosi ich na swojej barwnej, ruchliwej powierzchni. Każda sfera tworzy swoją społeczność, do której jednostka bezpośrednio należy. W „Komedjantce” i „Lili” tą społecznością, rządzącą się swojemi prawami, narzucanemi brutalnie jednostkom, jest aktorstwo. W jego świecie żyje zwodniczym blaskiem rzesza ludzi, która nosi na czele wyryte niestarte piętno swego zawodu. Kto się tej zbiorowości poddać nie potrafi, tego odrzuca, łamiąc mu życie, jak Jance Orłowskiej, lub spychając na dno, jak subtelną dziewczynę Lili. W „Fermentach” i w „Marzycielu” osobny, własnemi granicami zamknięty świat stanowią kolejarze. Stary Orłowski i cały szereg urzędników i robotników kolejowych, to zwarta społeczność o swoistej etyce, o surowej obyczajowości stanowej, której musi się wkońcu poddać zwyciężona Janka Orłowska. Daremnie myśli o wydarciu się z tej społeczności nieuleczalny marzyciel, chorobliwy entuzjasta podróży po szerokim świecie, Józef Pełka, skromny kasjer kolejowy z powieści „Marzyciel“. Otaczający go świat stacyjki kolejowej, z właściwą swojemi klanowi obyczajowością i psychiką, wżarł się już w jego duszę tak głęboko, że gdy nawet ucieka wkońcu do Paryża, aby użyć bezkarnie wolności i zerwać z swoją gromadą, nieustępliwe prawo tej gromady wżera mu się w duszę jadem tęsknoty i ciska zwyciężonego pod koła pędzącego pociągu, jako symbolicznego mściciela swojej społeczności.
Przejawy tej zbiorowej siły, zespolonej w zorganizowaną społeczność warstwy, ukazuje Reymont zarówno w działaniu jednostek, jak w potężnych odruchach mas, tłumów, gromad. Do zobrazowania tych odruchów używa Reymont całego szeregu epizodów, jakgdyby różnych nachyleń i odchyleń, tonów i półtonów, cieni i półcieni. Ten impresjonistyczny sposób obrazowania był u Reymonta wypływem jego gorączkowej żądzy ogarnięcia jak największej ilości zjawisk, nasuwających się bez wyboru pod pióro bystrego spostrzegacza. Bogactwo i wspaniałość bujnego życia zbiorowego tak zachwycały Reymonta, że rzucał się naoślep w skłębione jego fale, biorąc wszystko, co wchłonęła jego wrażliwa pamięć. Pierwsze utwory jego, napęczniałe tą nadmierną bujnością epizodów, są jak różnobarwne mozaiki, grające gamą kolorów, ale gubiące się w chaosie bezładu i bezkształtu artystycznego. Dopiero w „Chłopach” osiągnął Reymont równowagę, ale przedtem dał się jeszcze raz ponieść rwącemu prądowi swej zachłannej ciekawości.
Szczytem tego nerwowego, pełnego zawziętej pasji ogarniania życia zbiorowego jest powieść „Ziemia obiecana“. Jest to jeden potężny obraz o niezliczonej mnogości epizodów, tworzących szeroko rozgałęzioną gęstwę barwnych plam. Wszedł w niej Reymont w środowisko polskiego przemysłu i handlu, w atmosferę gorączkowej pracy polskiego Manczesteru, do fabrycznego miasta Łodzi. Już w świetnie skonstruowanej noweli „Pewnego dnia” odtworzył skrawek życia wielkiej fabryki, porywającej w stalowe tryby swego mechanizmu duszę i wolę ludzką. Człowiekiem, którego cała istota ujarzmiona została przez maszynowość pracy świata fabrycznego, jest pan Pliszka, jeden z niezliczonych, szarych pracowników, wprzągnięty od dwudziestu lat w monotonne, miarowe, mechaniczne koło bezwolnie wykonywanych czynności. Fabryka pochłania wszystkie jego myśli i uczucia, przemieniając go na niewolnicze narzędzie maszyny, wytwarzającej z jego trudu i znoju pieniądze, na sprawnie i dokładnie funkcjonujące kółeczko, ślepo poddane jej woli. Pan Pliszka jest tak dalece zrośnięty z organizmem fabryki, że kiedy nawet budzi się w nim pewnego dnia tęsknota zobaczenia wsi i chęć porzucenia mechanicznej swojej pracy, na gwizd syreny fabrycznej wraca z drogi do swego warsztatu i staje znów na swojem stanowisku, przy swojej windzie.
W postaci pana Pliszki stworzył Reymont typ, uosabiający całą brutalną, bezwzględną, przygniatającą swoim mechanizmem atmosferę świata kapitału, ograniczając się do przedstawienia obrazu duszy jednostki. W „Ziemi obiecanej” ogarnął całe spiętrzone rojowisko ludzi, skupionych dokoła fabryk i pochłoniętych niezaspokojoną, wiecznie trawiącą ich żądzą zrobienia majątku. W tym natłoku ludzi, goniących do wspólnego celu i wciągniętych w piekielne kolisko wspólnych interesów, odtworzył Reymont różne sfery, począwszy od prostych robotników, spełniających funkcje automatów i wykonawców cudzej woli, aż do świadomych swoich celów, bogatych właścicieli fabryk. Sfery te tworzą oddzielne, ale w bezpośredniej swojej bliskości żyjące społeczności, poddane nieugiętym prawom świata fabrycznego, ujarzmiającego ich rozum i wolę. Przedstawicielami tych sfer są całe rodziny, polskie, niemieckie i żydowskie, które od szeregu lat toczą ze sobą zacięte walki o prawo bytu i rozwoju, o możność zdobycia upragnionych miljonów. Wśród tej wielkiej rzeszy rodzin, rozrastających się w pokolenia i tworzących społeczność łódzką, widnieją postacie najbardziej charakterystycznych jej przedstawicieli, reprezentujących najbardziej znamienne typy: królów przemysłowych, posiadających wielkie fabryki i nagromadzone wyzyskiem i oszczędnością kapitały, jak stary Bucholc, Müller i Mendelsohn, dorobkiewiczów, gromadzących dopiero pieniądze i wchodzących w wielki świat miljonerów, jak Zucker, Kessler i Endelmann, bezczelnych spekulantów, jak Grüspan i Wilczek, i młodych adeptów, stawiających dopiero pierwsze kroki, jak Borowiecki, Maks Baum i Moryc Welt. Dokoła gorączkowych zabiegów tych trzech reprezentantów przemysłu łódzkiego, a głównie Borowieckiego, skupia się cała akcja powieści. Ale zarówno miłosne przygody Borowieckiego z żonami miljonerów, jego miłość do narzeczonej Anki i ślub z bogatą Madą Müllerówną, jak dzieje Bauma i Moryca, są to większe tylko epizody w ogromnej całości, ogarniającej zbiorowe życie fabryczne Łodzi, walkę ras i ludzi o pieniądz, szaloną gonitwę rozpętanych namiętności, oślepionych blaskiem złota.
W walce tej, w której ścierają się egoizmy ludzkie z zażartą i bezlitosną zaciekłością, jednostki są jedynie słabemi wiórami, unoszonemi na potężnej fali ogólnej żądzy złota. Borowiecki, Moryc Welt i Baum, Bucholc i cała rzesza miljonerów, ich rodzin, inżynierów, urzędników fabrycznych i robotników, to nieskończona falanga straceńców, którzy ciągną do tej „ziemi obiecanej”, aby oddać jej „siły, młodość, zdrowie, wolność swoją, nadzieję i nędzę, mózgi i pracę, wiarę i marzenia“ wzamian za „bezużyteczne miljony” lub „głód i wysiłek”. Reymont spojrzał we wszystkie ukryte zakątki wielkiego rojowiska ludzkiego, z którego żarłoczny polip, błyskający oczyma setek fabryk, wysysa zdrowie młodości i krew życia. Obnażył wspaniałe wnętrza złoconych pałaców, zamieszkałych przez miljonerów i brudne izby robotników, walczących z nędzą o ostatni kęs chleba, pokazał wszystkie najbardziej tajne kryjówki Łodzi, rojące się od nienasyconych tłumów, żądnych życia i użycia, fabryki, parki, kabarety, kawiarnie, hotele i teatry. To wielokształtne pulsowanie wielkiego zbiorowiska, tętniące rozgwarem i hałasem codziennych targów o zyski, kipiące wrzawą namiętnych kłótni i swarów, gniewów i nienawiści, odtworzył Reymont z drobiazgową sumiennością, z zachłanną chciwością na każdy, najdrobniejszy przejaw. Nie potrafił jednak ująć rozhukanej orgji wrażeń w zwartą, mocno skonstruowaną i jednolicie zharmonizowaną całość, nie zdołał stworzyć syntezy. Dał chaotyczny obraz zbiorowiska, wprowadził galerję plastycznych typów, ale nie otworzył żadnej perspektywy, nie wzniósł całości do wyżyn potężnej wizji poetyckiej, jak to dopiero później uczynił w „Chłopach“. Brakło mu może koordynującej siły, na której podłożu wyrosła epopeja „Chłopi”: idei pracy.
W „Ziemi obiecanej” nie dojrzała jeszcze twórczość Reymonta do wykrzesania świadomej, afirmatywnej koncepcji, któraby górowała nad całością utworu i tworzyła jej ideowy kościec. Przeciwnie, myśl utworu biegnie ku posępnej negacji, ku ujawnieniu zła, jakie niesie życie tego zbiorowiska miejskiego, nie kierowanego ideą wspólnej pracy dla dobra wszystkich, nie związanego współtwórczą, celową organizacją, ale rozpętanego w bezpłodnym, destruktywnym egoizmie. Idei produktywnej, radosnej pracy dla dobra całej społeczności brakło w tym utworze Reymonta. Dlatego wieje z mego bezdenny, zabójczy pesymizm, dlatego prócz doskonale odtworzonych typów „lodzermenscha” z wszystkiemi ich charakterystycznemi cechami, nie daje on nic realnego i pozytywnego.
Chwytając nieustanną zmienność zjawisk i układając z nich jaskrawe plamy barwne, pogrążył się Reymont niemal zupełnie w treści przekształcającego się życia, w kalejdoskopowej różnorodności jego form i kształtów. Nie wysunął przeto w „Ziemi obiecanej” żadnej postaci na pierwszy plan, nie uczynił jej ideową osią powieści. Nawet Borowiecki, który zakrawa na bohatera, nie jest przedstawicielem żadnej idei, ale typem zwyczajnego „lodzermenscha”, przesiąkniętego nawskróś duchem sobkostwa, karjerowiczostwa i grubego materjalizmu. Na pierwszy plan wysuwa się więc zbiorowość, ogromna masa ludzi, oddanych molochowi fabrycznemu, który druzgoce ich i zniewala, zmieniając w ślepe narzędzia swej woli, jak owego pana Pliszkę z noweli „Pewnego dnia”. Ta olbrzymia społeczność, sprzągnięta jedną żądzą, żyje jak jeden organizm, pracujący wspólnemi siłami dla zaspokojenia głodu i żarłocznego apetytu fabrycznego miasta. Tę zbiorowość ludzką, uosobioną w Lodzi, przedstawia Reymont z bezpośrednią szczerością i plastyką, zastępując bogactwem i siłą opisów ideową koncepcję utworu.
Od pesymistycznej „Ziemi obiecanej” następuje w postawie Reymonta wobec zagadnień społecznych zbiorowości ludzkiej stanowczy zwrot. Przezwyciężeniem negatywnego stanowiska obserwatora, notującego swoje wrażenia, jest epopeja „Chłopi”, jako wyraz triumfującej idei pracy, sprzęgającej gromadę ludzką w świadomą swoich zadań i celów społeczność. Zrozumienie faktu, że masa ludzka, goniąca za majakami swoich indywidualnych celów, oderwanych od realnego podłoża nieugiętych praw kolektywnej pracy, musi dojść do zagłady i zatraty, podyktowało Reymontowi koncepcję zbiorowiska ludzkiego, zorganizowanego społecznie w imię wspólnej pracy, opartej na zasadach czynnego udziału każdej jednostki w zbiorowem napięciu energji i celowym wysiłku całej społeczności.
Narastająca nieustannie świadomość twórcza i dążność do ujęcia żywiołowej swej natury w karby planowej pracy konstruktywnej, opartej na mocnych zasadach estetyki, doprowadziły Reymonta do momentu przełomowego w jego dotychczasowej twórczości. Skupił się wewnętrznie i dojrzał. W pierwszych nowelach i opowieściach, w „Komedjantce” i „Fermentach”, hołdował jeszcze impresjonizmowi, pławiącemu się w zmiennej i ruchliwej orgji barw, postaci i epizodów, rozkoszował się ponoszącym go w różne strony temperamentem, sycił się nadmiarem energji i siły. Już w „Ziemi obiecanej“ usiłował poddać te rozbieżne i rozszalałe elementy jakiejś koordynującej je sile, ująć je w ramy jednolitego obrazu, dać syntezę życia wielkiego środowiska przemysłowego, Łodzi. Brakło mu jednak tej koordynującej siły — idei, nie przezwyciężył w sobie żywiołowego temperamentu, nie poddał się żelaznym prawom planowej konstrukcji.
Uczynił to dopiero w „Chłopach”. Proces przemiany wewnętrznej musiał trwać dłużej, zanim z Reymonta-impresjonisty wyrósł dojrzały i świadomy swych środków artystycznych Reymont, twórca epopei. Nie poszło to Reymontowi łatwo. Walczył z opornym duchem bezładu i braku miary, zanim go zwyciężył. Wiadomo, że pierwszy gotowy rękopis „Chłopów”, ów „chłopski romans”, podarł i rzucił w ogień. Nie skrystalizowały się w nim jeszcze wszystkie pierwiastki twórcze, nie poczuł się jeszcze prawdziwym epikiem.
Moment przemiany nastąpił dopiero wtedy, gdy Reymont uświadomił sobie konieczność oparcia swojej twórczości na trwałych podstawach przemyślanej i celowej koncepcji artystycznej, gdy nie wystarczyło mu świetne nawet odtwarzanie chaotycznej rzeczywistości, ale gdy zrozumiał, że w tej rzeczywistości trzeba się doszukiwać realnych, pozytywnych prawd. Tą prawdą, do której dążył, było „odbudowanie polskiej duszy ogólnej”, ujawnienie realnych wartości polskiego życia na całym jego obszarze.
W liście do A. Wodzińskiego (A. Wodziński: „Reymont o sobie”. „Kurjer Warszawski” nr 1 z dn. 1 stycznia 1926), pochodzącym z roku 1903, przedstawia Reymont plan swojej pracy twórczej w słowach następujących: „Sam uważam, że wszystko, com napisał do „Chłopów”, jest moim wstępem literackim. Są to rzeczy widziane, przyjdzie teraz czas na czute, a później na myślane. Jest to pierwsza faza, którą zamykam. Są to krzyki człowieka, próbującego słowem szukania dożyć, pozbywania się z siebie świata zewnętrznego. „Chłopami” rozpoczynam serję prac nowych. Chcę szukać duszy polskiej w jej istotnych, najgłębszych cechach, chcę ją wskrzesić i postawić na formie. Pragnę pokazać i unaocznić nasze życie, zrobić przekrój filozoficzny wszystkich warstw, pokładów narodu, odtworzyć całe misterjum życia polskiego, chcę z organizmów rozproszonych, tonów i ze strupów myśli i zaginionych obyczajów, z wrażeń z ziemi, ze wszystkiego, co nasze w swej najistotniejszej treści — odbudować polską duszę ogólną: polską, bo wiem, czuję i wierzę, że to dusza odrębna i moc cudna i wspaniała, co nie zginęła pod pokładami obcych napływów i wrogich osadów i naszej własnej wrogości. Chłopi są podstawą. Od ziemi zaczynam, aby później w kilkunastu powieściach, których mam plan gotowy, przejść cały obszar życia naszego“.
Reymont zakreślił sobie przeto balzakowski cykl polskiej „Komedji ludzkiej“[13], w której chciał dać syntezę współczesnego życia polskiego w jego najistotniejszych formach i objawach, we wszystkich uwarstwowieniach narodu. Zaczął od najniższej, podstawowej warstwy, od chłopów. Oni bowiem stanowią podwalinę narodowej budowy, są korzeniami, które karmią swojemi sokami szeroko rozgałęziony i wysoko strzelający pień kultury narodu. Cała pierwotność natury chłopskiej, odzwierciedlająca najistotniejsze i najprostsze cechy charakteru polskiego, wszystkie jego zalety i wady, stanowi podłoże, z którego wyrasta naród jako odrębny, własnem życiem żyjący organizm. Budując więc swoją syntezę życia polskiego, zaczął Reymont od źródła, z którego tryskają najbardziej żywotne siły narodu. To był istotny, głęboko pomyślany zaczątek, z którego urodzili się „Chłopi”. I jakkolwiek nawet pierwszym bodźcem do napisania „Chłopów“ była lektura powieści Emila Zoli „Ziemia“ (La terre), pod której wpływem powstał pierwszy, zniszczony przez Reymonta „romans chłopski, to jednak właściwa koncepcja epopei wiąże się bezwzględnie z powyższym planem wielkiego cyklu powieściowego.
Przystępując do realizacji „Chłopów“, miał Reymont za sobą szereg nowel i opowiadań z życia chłopskiego, będących jakby szkicami i epizodami próbnemi. Były to studja przygotowawcze. Nakreślił w nich Reymont całą galerję doskonałych typów i postaci, dał w nich różne odcienie i przekroje życia chłopskiego w dosadnych, jaskrawych, mocnych barwach. Znał wieś, fizyczne i duchowe życie chłopów, zrósł się z niem niemal organicznie. Materjał twórczy posiadł więc w zupełności. Chcąc jednak wznieść się od epizodów do szeroko zakrojonego dzieła eposowego, musiał przezwyciężyć w sobie dotychczasowy naturalizm i stworzyć w duszy wizję, któraby szarą rzeczywistość przeistoczyła w pieśń i z prostych, brutalnych chłopów zrobiła wielkoludów epopei.
Wizję tę stworzył Reymont w „Chłopach” dzięki ewolucji swego talentu i dojrzałości artystycznej, a przedewszystkiem dzięki doskonałemu ogarnięciu zbiorowego życia narodu, które mu pozwoliło na wzniesienie się do wyżyn epopei. Tylko bowiem bezpośrednie współżycie z narodem, wejście we wszystkie komórki jego zbiorowego organizmu, wyczucie bijącego tętna jego serca umożliwiło Reymontowi stworzenie nowoczesnej epopei, w czasach, gdy ten rodzaj literacki zanikł niemal zupełnie w literaturze. Bardzo trafnie powiada bowiem Zygmunt Wasilewski: „Eposu nie pisze się w pracowni z kronik, dla barwności malarskiej chwil przeżytych. Epos — to przeżycie tych chwil poety z narodem jako masą. Tak sposobił się do eposu swego Mickiewicz całem życiem swojem od ławy szkolnej do lat tułactwa. Nietylko kochał naród, ale go znał. Czasy szkolne Mickiewicza — to lata studjów nad Litwą we wszystkich sferach, którędy przenikał dreszcz epoki napoleońskiej i nadziei polskich na przyszłość. Epos — to coś więcej niż literatura; to oddanie się twórcy poecie zbiorowemu — Życiu”.
Reymont opracował szeroki plan, zakrojony na miarę potężnego dzieła, obejmującego całość życia chłopskiego w jego najistotniejszych, monumentalnych objawach. Na pierwszy plan wysunął zbiorowość jako bohatera powieści. Chłopi nie są jednostkami, ograniczającemi się do swoich indywidualnych porywów, ale przedstawicielami swojej warstwy, która zmusza ich do poddawania się prawom i zwyczajom zbiorowej obyczajowości. Bohaterem eposu są więc chłopi jako masa, związana silnemi więzami wspólnej, stanowej psychiki, a każdy chłop jest cząstką tej masy, żyjącej na zasadach wspólnych, odwiecznych praw swego plemienia. W imię tych praw walczy i cierpi jednostka, w imię ich ginie bezlitośnie jako ofiara złożona na stosie całopalenia dla wspólnego dobra.
Ten zasadniczy pierwiastek epiczny, który z masy czyni bohatera powieści a z każdej jednostki przedstawiciela swojej warstwy, tworzy z „Chłopów” całość organiczną, konsekwentnie i celowo zbudowaną, obmyślaną sumiennie według niezmiennych prawideł eposu. „Chłopi” dzielą się na cztery wielkie części, według czterech pór roku: jesień, zima, wiosna, lato. Podział ten, identyczny z podziałem powieści Zoli „Ziemia”, zamyka życie masy chłopskiej w syntetycznym obrazie jej gromadzkiego bytowania, związanego nierozerwalnie z życiem przyrody. Chłopi żyją bowiem jako gromada w organicznej łączności z ziemią, ich żywicielką, więc wszystkie zwyczaje swoje stosują do jej niezmiennych nakazów. Stopieni z ziemią i przyrodą w jeden organizm, pracują jak niewolnicy, poddani jego surowym i bezwzględnym prawom.
W ramach tych czterech pór roku opisuje Reymont życie chłopów w małej, ubogiej wsi Lipce. Wieś ta tworzy samodzielną, jednolitą całość, rządzącą się swojem własnem prawem obyczajowem, posiadającą swoją samoistną etykę, swój odrębny pogląd na świat. Wszyscy chłopi, zamieszkujący wieś, stanowią silnie zespoloną ze sobą społeczność, która obwarowana jest nawewnątrz i nazewnątrz ustawami swojego kodeksu, niewzruszonemi zasadami swojej etyki społecznej. Wieś jako organiczna całość, jako zbiorowość ludzi, związanych ze sobą żelaznemi zasadami swojej logiki, jest bohaterem epopei. Jednostka nie istnieje samodzielnie. Jest ona cząstką tej całości, sprzągniętą w nierozerwalny łańcuch gromady. Każdy z chłopów jest przytem typem, uosabiającym pewien zasób znamiennych rysów, wyrażających psychikę ogółu.
Najbardziej znamiennym rysem tej psychiki chłopskiej jest niesłychanie silne przywiązanie do ziemi. Góruje ono nad całem uczuciowem i refleksyjnem życiem gromady, jest źródłem wszystkich najdrobniejszych nawet jej odruchów. Z niego rośnie jej siła i potęga, z niego wyradza się cała twórcza jej energja. Ono też jest tą karzącą dłonią, która spada na zuchwałych śmiałków, chcących wyłamać się z pod jej bezwzględnej władzy. Silniejsze jest nawet niż miłość dwojga zakochanych i szczęście osobiste.
W tej miłości i niewolniczej uległości względem ziemi objawia się cała pierwotna siła i niepożyta energja gromady chłopskiej. Cały rok jej prac złączony jest niepodzielnie z troską o ziemię, cały jej wysiłek skierowany jest ku jej potrzebom, cała jej radość jest owocem jej głębokiego ukochania. Od jesieni aż do lata zabiega nieustannie gromada o ziemię, oddając jej wszystek trud swojej myśli i cały znój swojej ciężkiej fizycznej pracy. W przejawach tej gromadzkiej pracy dla ziemi uzewnętrznia się też z najwyższą wyrazistością wielka poezja epopei Reymonta.
Tej koordynującej sile miłości ziemi, która jest źródłem społecznego życia gromady i krwią jej organizmu przeciwstawia Reymont miłość płciową, pożerającą serca ogniem rozszalałej namiętności i wnoszącą w spokojny świat unormowanej pracy zarzewie pożogi. Z konfliktu tych dwu potężnych uczuć rodzi się dramat, który stanowi główną treść epopei i jak burza przelatuje nad głowami chłopskiej gromady, porywając z sobą krwawe ofiary zamętu.
Pożogę namiętności roznieca w spokojnych Lipcach najpiękniejsza dziewczyna wsi, chłopska Helena homerowska, Jagna, „piękna, biała na gembie a urodna kiej jałowica”. Zalecają się do niej wszyscy parobcy, ale nazabój kocha się w niej Antek, syn najbogatszego gospodarza, Macieja Boryny, młody chłop o stalowych muskułach, który żarty miłością do niej, zaniedbuje się w pracy i zapomina o swojej żonie, Hance. Miłość porywa Antka i Jagnę w ramiona żywiołowej namiętności, która spala im ciała i dusze i trawi piekielnym ogniem niezaspokojonej żądzy. W szale tym, który chłonie z dziką zajadłością pierwotne ich natury, nie ustają nawet wtedy, gdy Jagna zostaje żoną Macieja Boryny i macochą Antka. Fala namiętności i żądzy porywa w swój wir najtęższych ludzi wsi i zaślepia ich w oszałamiającym szale walki. Syn staje przeciw ojcu, ojciec poprzysięga krwawą zemstę synowi, chłop walczy z chłopem z dziką furją i zajadłością. Posiew zła rozszerza się jak niszczycielski ogień, porywając w swoje odmęty coraz inne ofiary. Z miłości do Jagny stacza Antek krwawą walkę z Mateuszem, zagryza się z ojcem, podburzając przeciw sobie całą wieś. Namiętność do Jagny chwyta potem w zdradzieckie sieci statecznego wójta, doprowadzając go do zguby, a wkońcu rozpłomienia niszczycielski ogień w sercu młodego kleryka Jasia. Rozpętany żywioł miłości sieje w gromadzie niepokój i nieład, rozsprzęga jedność, nadszczerbia silny organizm gromadzkiej społeczności. Ale przychodzi chwila odwetu. Przeciw rozsprzężającej sile namiętności powstaje zgwałcone uczucie gromadzkiej etyki społecznej, która w imię niewzruszonych swych praw, broniących odwiecznych zasad swej obyczajowości, wypędza Jagnę ze wsi i przywraca gromadzie poczucie sprawiedliwej siły i energji życia.
W dramacie, który się rozgrywa na tle gromadzkiego życia chłopów w Lipcach, jest Jagna uosobieniem destruktywnej siły namiętności, która, dążąc ślepo ku swojemu przeznaczeniu, stacza zaciętą walkę z niezłomną potęgą zachowawczą zbiorowego organizmu, pragnącego utrzymać swoje chłopskie istnienie na rodowej ziemi. Pojawia się zawsze w całej pełni swej kuszącej piękności, podniecając zmysły najtęższych i najdzielniejszych mężczyzn wsi: Macieja i Antka Boryny, Mateusza, wójta i Jasia. Piękność jej, rzucająca zgubny czar na umysły męskie, niszczy zdrowe energje i sprowadza je na bezdroża. Potężna i żywiołowa jest jej miłość do Antka, która przeistacza się w piekielny szał żądzy, nie znającej dna ani granic. W tym ogniu rozkiełznanej raz namiętności spala się jak wiór cała jej istota. Kiedy więc pożar jej zmysłów grozi rozpętaniem jeszcze większych burz, zwraca się przeciw niej bezlitosne prawo gromady. średniowieczna scena wyświecenia jej ze wsi na wozie z gnojem jest symbolem zwycięstwa ładu i harmonji pracy nad elementem chaosu, anarchji i bezładu. A ukoronowaniem tego zwycięstwa jest chwila, gdy Antek Boryna poddaje się karzącemu gniewowi gromady i miast bronić swojej kochanki przed zemstą rozwścieczonych bab, udaje się spokojnie do pracy na roli.
O ile postać Jagny jest usymbolizowaniem żywiołowego elementu, rozsadzającego zwarte ramy chłopskiej społeczności i będącego zaprzeczeniem niezłomnych praw gromadzkiego jej życia, to wszystkie inne postacie są bezwzględnem ich potwierdzeniem. Wszystkie one są bowiem typami o wybitnych, znamiennych rysach, odzwierciedlających wszystkie odcienie wad i zalet chłopskiej, pierwotnej natury. Jak bohaterzy epopei homerowskiej, walczą oni z światem zewnętrznym i wewnętrznym, łamiąc wśród największych wysiłków i trudów napotykane na swojej drodze zapory. W ich zaciekłej nieustępliwości i twardej, nieubłaganej zaciętości, nie cofającej się nawet przed śmiercią, jest bohaterska wielkość i nadludzka siła. Typem patrjarchy, o rysach prawdziwego chłopa, jest Maciej Boryna, zamożny i stateczny gospodarz, przewodzący swoim rozumem całej wsi, bezwzględny i surowy w rodzinie, dumny z swojej pracy i majątku, uosabiający rozum i siłę chłopską. Z racji swego majątku i wieku przewodzi całej gromadzie i prowadzi ją do walki z każdym wrogiem, sąsiadem czy dworem, dybiącym na dobro wsi. Poczucie siły i powagi każe mu sięgnąć po najpiękniejszą dziewczynę wsi, honor i dzielność rzucają go do zaciętej walki o bór. Nawet w wspaniałej śmierci, gdy w malignie idzie przez pola i sieje, objawia się majestat i powaga chłopskiego gospodarza. Uosobieniem junactwa, zapalczywości, odwagi i dzielności jest Antek, który ulega początkowo demonicznej namiętności, rozpętanej w nim przez Jagnę, i staje się wraz z nią krzewicielem anarchji, ale potem pokonuje w sobie buntowniczego ducha i poddaje się prawom gromady, obejmując po śmierci ojca rozkazodawczy urząd jej przewódcy i orędownika. Hanka — to typ kobiety gospodarnej, oddanej niezmordowanej pracy w domu i na roli, miękkiej i uległej wobec przeznaczeń losu, ale twardej i nieustępliwej w swej zapamiętałej walce o ziemię i o swą miłość do Antka. Wcieleniem przewrotności jest kowal, szwagier Antka, i Jagustynka, która mści się na drugich „za własną poniewierkę i krzywdę”. W galerji innych typów, reprezentujących chłopską gromadę Lipiec, znajdujemy postać Rocha, mądrego nauczyciela i apostoła religijności, który obrazowemi opowieściami i przypowieściami prowadzi chłopów ku poetyckim wyżynom marzenia i nadziemskości, darząc ich radami i życzliwemi słowami i niosąc wszędzie lampkę oliwną pokoju. Porównać go można do homerowego kapłana Kalchasa. Jest to bowiem typ ludowego kapłana, który w przeciwieństwie do proboszcza lipeckiego stanowi uosobienie rasowego polotu duszy chłopskiej. Wajdelotą chłopskim jest Jambroż, który we wszystkich chwilach uroczystych opowiada chłopom różne historje ze świata, poważne i ucieszne, gdy Agata, bezdomna żebraczka, wracająca nieustannie z długich wędrówek do rodzinnej wsi, jak ptak do swojego gniazda, aby umrzeć na rodzonej ziemi, to wcielenie chłopskiej tęsknoty do własnej zagrody i ukochanej ziemi. Chłopską miłość do przyrody i zwierząt, płynącą z łagodności i dobroci, uosabiają postacie młodego wyrostka Witka i najemnego wyrobnika Kuby.
Dokoła tych naczelnych postaci grupuje się w „Chłopach” szereg pomniejszych figur, wyrażających pewne charakterystyczne cechy natury chłopskiej, jak rzucająca czary matka Jagny, stara Dominikowa, zaciekła plotkarka Kozłowa, chłopski polityk Grzela, wsiowy Don Juan Mateusz, półinteligentny syn organistów, młody kleryk Jasio.
Za temi postaciami stoi szary, pospolity tłum rodów, tych Gulbasów, Pryczków, Płoszków, Balcerków, Gołębiów, Kłębów, gospodarzy, gospodyń, parobków i dziewczyn, które występują zawsze gromadnie, jako jednolita rzesza zwartej, silnej całości, kierowanej we wszystkich ważnych chwilach wolą swoich przewódców.
Życie tej szarej gromady, stanowiącej żywy, krwią tętniący, zrośnięty w jedno ciało organizm, przedstawia Reymont w typowych objawach całorocznej jej pracy na roli i w domu, przy kopaniu kartofli, sprzęcie kapusty, dojeniu krów, przędzeniu lnu, orce, zasiewach i żniwach lub w obrzędach, uroczystościach i publicznych sprawach, w sądzie, w kościele, na odpuście i jarmarku, na Zaduszkach, przy poborze wojskowym, obchodzie wigilijnym, kolędzie, w Wielkim Tygodniu, przy święconem, w zatargach z sąsiadami i dworem, przy chrzcinach i na weselu, na zabawach w karczmie i w ważnych naradach nad sprawami gminy. W tych wszystkich czynnościach, poddanych regulującemu je rytmowi pracy, zamknął Reymont w zwartych syntetycznych obrazach pełnię i całkowitość życia gromady chłopskiej. Każdy z tych obrazów określa plastycznie jakiś znamienny rys ogółu, uwydatnia jakąś zasadniczą jego cechę. W ten sposób daje Reymont wyrazistą psychologję duszy chłopskiej.
Dusza ta jest siedliskiem wybitnych wad, ale zarazem imponujących zalet, które czynią ją odporną na wszystkie zewnętrzne i wewnętrzne zamachy, dążące do rozbicia jej plemiennej siły i rasowej pierwotności. U podstaw jej leży niezmożona energja życia, wyładowująca się w kierunku bezgranicznego, z szałem namiętności graniczącego ukochania ziemi i przyrody, w dążności do posiadania jej i wytrwania na niej nietylko do śmierci, ale po najdalsze pokolenia. Z energją i zaciekłem ukochaniem ziemi łączy się poczucie godności jako pana i gospodarza tej ziemi, duma i ambicja, która uznaje wyłączność i samowystarczalność swoich praw, zwyczajów i obyczajów, nabywanych i przekazywanych z pokolenia w pokolenie, i idea społecznej jedności, fizycznej i duchowej łączności z gromadą, jako jedyną celową organizacją, zapewniającą byt i szczęście na ziemi. Dusza ta posiada również swoje wady, jak brutalność, bezwzględność, dziką i nieubłaganą zaciekłość, egoistyczną zachłanność i przewrotność, ale współdziałają one z zaletami w wzorowej harmonji i nie naruszają nigdy równowagi.
Obok syntezy życia chłopskiego, ujawnionej z głęboką prawdą psychologiczną, daje Reymont w „Chłopach“ syntetyczny obraz nierozerwalnie związanego z ludźmi życia przyrody. Łączność chłopów z przyrodą jest niemal organiczna. Wszystkie wspaniałe opisy czterech pór roku, jesieni, zimy, wiosny i lata, wszystkie planowo rozłożone krajobrazy oddane są w bezpośrednim związku z duchową i fizyczną pracą chłopów. W opisach ludzi posługuje się Reymont metaforami wziętemi z przyrody, w opisach żywiołów przyrody używa personifikacji. A więc stara żebraczka Agata „widziała się, jako ta wierzba przydrożna, pokrzywiona, spróchniała, co się to już ledwie tli i domiera w piachach”, a gdy szła, „podnosiła do słońca twarz szarą i wyschłą, jako te plony zeszłoroczne“ („Chłopi“, tom III, str. 4). Albo miłość Antka i Jagny: „Jako te soki, żywiące skryto pod ziemią, budzą się o wiośnie każdej, rozprężają się nieśmiertelną żądzą, prą do się przez zwały świata, z krańców ziemi płyną... tak ci oni parli do siebie przez długie tęsknice, przez dnie udręki, przez szare, długie, puste dnie, aż się odnaleźli i z jednakim niezmożonym krzykiem padali sobie w ramiona, zwierając się tak potężnie, jako te sosny, gdy je burza wyrwie i zdruzgotane rzuci na siebie, że obejmują się rozpacznie...”(„Chłopi”, tom II, str. 261 — 262). Albo chłopi, którzy czekają w borze: „Stojali więc cierpliwie a cicho, kiej ten bór zbity w gęstwę i zasłuchany w głosy, jakie z niego idą i w te bełkoty strug, co gdziesik między korzeniami płyną...” („Chłopi”, tom II, str. 324). Odwrotnie zaś w opisach przyrody: „Dzień był posępny jak to patrzenie chorego, co, ledwie oczy rozewrze i coś niecoś rozpozna i znowu pada w mrok chorobny” („Chłopi“, tom II, str. 305), „las marł z jękiem, drzewa padały jako te chłopy w boju ściśnięte” („Chłopi“, tom II, str. 330), „kwietniowy dzień dźwigał się leniwie z legowisk mroków i mgieł, jako ten parob, któren legł spracowany, a nie wywczasowawszy się docna, zrywać się ano musi nadedniem, by wnetki imać się pługa i do orki się brać“ („Chłopi“, tom III, str. 1), „pola niezaorane, nieobsiane, nieobrobione leżały niby paroby zdrowe i krzepkie, przeciągające się jeno na słońcu”, a „na rżyskach wynosiły się smukłe dziewanny i łopiany, kiej te kumy podufałe zasiadały szeroko” („Chłopi“, tom III, str. 211). W tem równomiernem ustosunkowaniu przyrody do ludzi osiągnął Reymont pełną doskonałość stylu, który w „Chłopach” jest wyrazem równowagi, spokoju i umiaru artystycznego, ujawnionego w zwartej konstrukcji całości, opartej na jednolitej wizji poetyckiej.
Elementem najbardziej zasadniczym stylu „Chłopów” jest język. Jest on czynnikiem, nadającym całej wspaniałej budowie epopei właściwy charakter chłopski. Język to jest bogaty, barwny, niezwykle sumiennie opracowany, oparty na umiejętnem połączeniu języka literackiego z mieszaniną kilku gwar ludowych o przeważającym elemencie gwary mazursko-łowickiej (Wiktor Doda: „Władysław St. Reymont“ str. 46). Giętki i elastyczny, posiada wybitną właściwość plastycznego i realnego odtwarzania zarówno mowy chłopskiej jak wszystkich zjawisk przyrody. Bogactwo i barwność swoją okazuje zaś szczególniej w opisach obrzędów i zwyczajów ludowych, jak np. wesela Boryny, zabawy w karczmie, nabożeństwa w kościele i t. p. Nie posiada przytem żadnego pierwowzoru. Jest samodzielny i oryginalny. Wszystkie wysiłki literatów przed Reymontem, aby posiąść tajemnicę języka chłopskiego, rozbijały się o nieprzebyty mur rasowej jego odrębności i surowej pierwotności. Reymont zdołał w „Chłopach” opanować go w całej jego rdzennie chłopskiej prostocie i bezpośredniości.
Epickość „Chłopów” cechuje prócz zdolności tworzenia typów i personifikacji elementów przyrody także skłonność do patosu i symboliczny charakter obrazów. Dając syntezę życia chłopów i przyrody, wznosi się Reymont do wyżyn poezji, do „świadomej przemiany rzeczywistości w hymn” (Adam Grzymała Siedlecki: „Władysław Reymont“. Przedmowa do zbiorowego wydania pism Reymonta. Str. 21). W ten sposób, nie odrywając się od podłoża realizmu, stwarza Reymont nawskroś nowoczesną, w najszlachetniejszym stylu skonstruowaną epopeję. Patos, jako środek epickiej ekspresji „Chłopów”, wycisnął wybitnie silne piętno na ich stylu i naraził Reymonta na zarzut, że „stylizuje chłopa”, że „nie odczuwa moralnej powagi pracy wiejskiej”, lecz że „traktuje ją wyłącznie estetycznie” (Stanisław Brzozowski: „Współczesna powieść polska“, str. 105). Zarzut ten wynika z niedopatrzenia piedestału, na którym Reymont stawia swoje dzieło. Bo artystyczne wymagania „Chłopów”, wymagania stylu i kompozycji, pozostają w zupełnej harmonji z ich realną prawdą epicką i wcale nie górują nad nią w tej mierze, aby artyzm był jedynym ich walorem.
Zebrawszy wszystkie pierwiastki epickości „Chłopów”, daje Adam Grzymała Siedlecki następującą zwięzłą ich charakterystykę: „Figury ludzkie, postawione z klasycznym objektywizmem i z klasyczną wyrazistością, a przepojone nerwowym temperamentem, ogarnięte nowoczesnem tempem życia. Ścisłość obserwacji, bystrość i to przenikanie w głąb duchowości do szczegółów uczucia i zakamarków emocji, które zna dopiero literatura XIX wieku, a poprzez tę analityczność — płynąca fala spólna, fala wiążąca te cząsteczki dociekliwości w całość monumentalną, w wyniosłość wprost patetyczną. Zgiełkliwość psychiczna w ludziach, w bohaterach, a dorycki spokój, obrzędowość solenna w kompozycji; ziemska prawda w charakterach, a idealizm, poezja u stropu idei, konkretność konturów w każdej z poszczególnych figur, a szerokość i spoistość tej szerokości, powiązanie jednostek w ród wspólny, stan, plemię, naród. Oto jest ta nowoczesna epopeja, ten nowy rodzaj, to odkrycie artystyczne, które literaturze europejskiej dał Reymont jako owoc skończony w „Chłopach”, a które przygotował, zbierał od początku swojej twórczości do „Ziemi obiecanej” (Adam Grzymała Siedlecki: „Władysław Reymont”. Studjum. Przedmowa do zbiorowego wydania pism Reymonta, str. 25—26).
Niektórzy krytycy wymieniają jeszcze jeden pierwiastek epicki „Chłopów”, nadający im niezwykle ważne dla ich koncepcji ideowej znaczenie: symboliczny charakter postaci i obrazów. Bardzo wiele krytyków polskich i zagranicznych (szczególnie niemieckich) uważa za symboliczną niemal każdą postać „Chłopów” , wiele widzi np. w Jagnie „symbol kobiety wogóle” (Czesław Jankowski: „Chłopi“ Reymonta i krytyka niemiecka. Str. 11). Inni natomiast dopatrują się symbolu jedynie w poszczególnych obrazach. Jedni biorą za punkt wyjścia moment śmierci Boryny, gdy sieje ziemię jako ziarno, i uważają go za naczelne zagadnienie epopei: „rdzeń pojęcia chłopa jako siewcy ludzkości” (Wilhelm Feldman: Współczesna literatura polska. Wyd. VIII. Str. 138). To znowu w obrazach buntu widzą „rozpęd dla wydobycia wiary chłopskiej w ład i sprawiedliwość“ (ibid). Inni znowu widzą symbol religijny w scenie wypędzenia Jagny ze wsi, które „następuje pośrednio na skutek jej grzesznej miłości do mającego zostać księdzem i noszącego już sutannę syna organisty”, i stwierdzają w epopei „religijny ład”, uznając jej nieprzemijającą wielkość głównie dlatego, że „przepojona jest potężnym duchem katolicyzmu” (Anatol Stern: Władysław Reymont „Wiadomości Literackie , nr. 50 (102), str. 1). Dla niektórych krytyków ta sama scena ma znaczenie mitologiczne, a Jagna urasta do miary symbolu, już nie poetyckiego tylko, ale mitologicznego (Jagna, pierworodna córa Chaosu jako pramacierz Ziemia, jako matka Rea, Gaja, Kybela i Afrodis) (Jan Nepomucen Miller: „Zaraza w Grenadzie“. Str. 126), lub znaczenie kosmiczne jako symbol „stosunku człowieka do świata“[14].
Wychodząc z symbolizmu niektórych przełomowych dla powieści obrazów, określają też krytycy „Chłopów“ jako epopeję, ugruntowaną na zasadzie pewnej ogólnej idei. Jedni uważają ją za epopeję energji narodowej i plemiennej żywiołowości polskiej (Adam Grzymała Siedlecki, Antoni Potocki) lub energji pierwotnej (Stanisław Miłaszewski: Głos energji pierwotnej u Reymonta. „Tygodnik Ilustrowany“ nr. 2 z dnia 9/1 1926, str. 26), drudzy za epopeję życia (Leon Pomirowski), inni wreszcie za powieść o życiu polskiego chłopa (Jan August Kisielewski, Jan Lorentowicz) lub epopeję pracy (Jan Nepomucen Miller) i chrześcijańską epopeję pracy (Anatol Stern). Podobnie również niektórzy krytycy niemieccy dopatrują się w „Chłopach” ogólnej idei i uważają ich za „epopeję chłopstwa polskiego“ lub też za „epopeję całego narodu polskiego”, a nawet za symbol „siejącej, pracującej i zbierającej plony ludzkości” (Czesław Jankowski: „Chłopi” Reymonta i krytyka niemiecka. Str. 11 i 21).
Wszystkie te koncepcje wyrażają jedynie różne bogate elementy, które skupia w sobie epopeja Reymonta. Opierając się bowiem silnie na gruncie doskonale zaobserwowanej rzeczywistości, wznosi się ona w sferę poezji, dając wspaniałą, jednolitą wizję poetycką, wychodzącą poza ciasne ramy zwyczajnej powieści realistycznej, malującej pewien zakątek życia polskiego, ale sięgającą do szerokich horyzontów zagadnień ogólnoludzkich. „Chłopi“ są bowiem obrazem gromady ludzkiej, żyjącej w warunkach pierwotnych, kierującej się prymitywnemi, nieugiętemi zasadami etycznemi i praktyczną filozofją życiową i uznającej za najwyższy cel życia jego początek i koniec, szczęście i przezwyciężenie bólu: pracę na własnej ziemi. W tem też pojęciu „Chłopi” mają znaczenie ogólno-ludzkie i dzięki tej ogólnie wyrażonej idei zdobyły Reymontowi nagrodę Nobla.
W literaturze polskiej „Chłopi” Reymonta są uwieńczeniem wszystkich wysiłków pisarzy polskich, którzy usiłowali dotrzeć do głębin instynktu chłopskiego. Wysiłki te datują się jeszcze od XVI wieku, kiedy po raz pierwszy wprowadzono chłopa do literatury, następnie zaś biegną przez twórczość Szymonowicza, Frycza-Modrzewskiego, Jezierskiego, Brodzińskiego, Mickiewicza, Zaleskiego, Krasińskiego, Lenartowicza, aby znaleźć pełniejszy i bogatszy wyraz w powieściach i nowelach Sienkiewicza, Orzeszkowej, Dygasińskiego, Prusa i w wierszowanej epopei chłopskiej Marji Konopnickiej „Pan Balcer w Brazylji“[15]. Głęboko wżyła się w wieś polską i moralny świat chłopski Eliza Orzeszkowa, szczególniej w „Chamie”, zbliżył się bardzo do psychologji chłopa Prus w swojej „Placówce”, ale dał tylko analizę jednostkową. Dopiero Reymont stworzył w „Chłopach” syntezę, ukazując chłopa polskiego w całej jego rasowej sile i potędze, we wszystkich zawartych w nim potencjonalnie realnych wartościach i ukrytych możliwościach na przyszłość. W ten sposób literatura polska otrzymała w „Chłopach“ nietylko dzieło niezwykłej harmonji i jednolitej konstrukcji artystycznej, ale epopeję chłopa polskiego, jako warstwy przyszłej pracy i kultury narodu i człowieczeństwa.
Ani „Chłopi” Balzaka, „Ziemia” Zoli, ani „Przeklęta ziemia” Blasko Ibaneza, „Chłopi” Hardy′ego i rosyjskie powieści chłopskie Gorkija, Tołstoja, Dostojewskiego, Gonczarowa i Karonina nie wznoszą się do szczytu tak pełnego i bogatego obrazu chłopa, nie wnikają tak głęboko w jego psychologję i życie jak epopeja Reymonta. Jedna może powieść Knuta Hamsuna „Błogosławieństwo ziemi” mierzyć się może siłą wyczucia i głębią wniknięcia w życie chłopskie, a przewyższa ją rozległością chyba sześciotomowa epopeja chłopska norweskiego pisarza Olafa Duuna „Juvikinger”. Wyrazem podziwu dla epopei Reymonta i zadokumentowaniem jej wysokiej wartości artystycznej było przyznanie Reymontowi nagrody Nobla właśnie za „Chłopów” i opinja zagranicznej krytyki literackiej, uznająca „Chłopów“ za arcydzieło literatury powszechnej.
Ruchliwa, wiecznie czynna i nieustannie chłonąca życie natura artystyczna Reymonta nie zadowolniała się jedynie tworzeniem wielkich koncepcyj powieściowych, odtwarzających psychologję zbiorowisk ludzkich, ale poddawała się chętnie wrażeniom i nastrojom chwili, sięgając do różnych tematów nieraz krańcowo od siebie odległych.
W ten sposób między jednem a drugiem większem dziełem, między „Komedjantką“ a „Ziemią obiecaną“, „Chłopami“ a „Buntem“, pisał Reymont szkice, nowele i powieści, w których kreślił w żywy i bezpośredni sposób obrazy, wzięte wprost z rzeczywistości bieżącej chwili lub opracowywał nasuwające się mu zagadnienia i tematy literackie i filozoficzne. Tych nowel i obrazków zebrało się w ciągu twórczości literackiej Reymonta pełnych kilka tomów. Różnorodność ich tła i tematów świadczy wymownie o ogromnej żywotności talentu Reymonta, który ustosunkowywał się twórczo do każdego ważniejszego zdarzenia swojego życia.
Z pilnego obserwowania codziennego życia chłopów powstały więc obrazki, jak: „W jesienną noc“, „W porębie“ i „Legenda wigilijna“, ujmujące w żywy i plastyczny sposób charakterystyczne i typowe cechy natury chłopskiej, jej ścisłe i nierozłączne współżycie z przyrodą, słowem wszystko to, co znalazło swój pełny i doskonały wyraz w „Chłopach”.
Owocem włóczęgi po świecie i wrażeń odniesionych z podróży do Włoch i Francji są żywe i barwne opowiadania, jak pełna humoru i dowcipu nowela „Z pmiętnika“, opisująca w formie pamiętnika podróż trojga głupich i trywjalnych osób, ojca, matki i córki, do Włoch, jak opis wiosny włoskiej i polskiej w noweli „Dwie wiosny”, malujący z całym przepychem soczystych barw wspaniałość i piękno polskiej przyrody wiosennej, jak trzy obrazki „Burza“, „Tęsknota“ i „Ostatni“, będące bezpośredniem odbiciem jego wrażeń z pobytu w nadmorskiej Bretanji. Opisy przyrody zajmują w nich naczelne miejsce, kreślone barwami i tonami o intensywnej sile odczucia, o wnikliwej zdolności ogarniania wszystkich ukrytych tajemnic jej piękna. W trzech ostatnich obrazkach z Bretanji opisuje Reymont morze, odtwarzając potęgę i wielkość tego rozwydrzonego żywiołu z taką samą niepospolitą plastyką jak senne krajobrazy zacisznej wsi polskiej. Zajmuje go wszędzie ruch, gra barw i kolorów, orgja tonów i gestów. Echem wrażeń podróżnych jest też nowela „W palarni opjum“, przedstawiająca fantastyczne sny palacza opjum, obrazek „Los Toros“, osnuty na tle walki byków w Hiszpanji, i dłuższy pamiętnik podróży do Włoch „Z wrażeń włoskich“, notujący przygodne impresje z wszystkich etapów drogi od Padwy do słonecznego Neapolu.
Obok wrażeń z podróży znajdujemy wśród drobnych opowiadań Reymonta utwory, powstałe pod chwilowym wpływem różnych modnych prądów i stylów literackich, jak nowelki „W głębiach“, „Przy robocie“, „Sielanka“, „W porębie“, „Przed świtem“, poruszające jaskrawe tematy sielankowej miłości i tragicznej śmierci w sposób szablonowy, potrącający silnie o melodramat. Należą one bezsprzecznie do najsłabszych w twórczości Reymonta. Do tych wytworów zmiennej chwili należy również stylizowana „żałosna idylla o pękniętem porcelanowem sercu japońskiem“ p. t. „Komurasaki“, powstała niewątpliwie w nastroju panującego podówczas modernizmu. Natomiast opowiadanie „Pewnego dnia“, pisane również przygodnie, posiada silniejsze akcenty dramatyczne i wiąże się z całokształtem indywidualności twórczej Reymonta.
Bezpośredniem odbiciem chwili są nowele osnute na tle wstrząsających duszą narodu wypadków politycznych, zaznaczających się krwawym stygmatem w jego dziejach. Góruje w nich nadewszystko uczucie, rozpłomienione silnemi wzruszeniami i podsuwające twórczej wyobraźni poetyckie wizje epokowych wydarzeń. Bohaterski czyn marynarzy japońskich, dobrowolnie zatapiających swoje okręty przy Porcie Artura, znalazł swój poetycki wyraz w noweli p. t. „Ave patria“, zaś pamiętne dni listopadowe 1905 roku, przygnębiające swoim ponurym tragizmem, w pamiętniku „Z konstytucyjnych dni“. Maluje w nim Reymont nastrój Warszawy w ciągu bolesnego tygodnia, zaś w noweli „Cmentarzysko“ opisuje grozę rewolucyjnych dni w Łodzi i posępną wizję zamkniętej i opustoszałej wskutek strejku fabryki. Echem rewolucji 1905 roku jest również nowela „Na krawędzi“ i opowiadanie „Czekam“, odzwierciedlające w plastyczny i żywy sposób nastrój niespokojnego i trwożliwego oczekiwania rewizji, atmosfery aresztowań nocnych i gorączkowego lęku przed gwałtem i uciskiem.
Na tle ostatniej wojny osnuty jest cykl opowiadań „Za frontem“. Są to plastyczne obrazki, o silnej ekspresji dramatycznej i wybitnej jędrności stylu, malujące różne epizody wojenne: wstrząsającą scenę ostrzeliwania kościoła w czasie mszy i potężny akt wiary rozmodlonego ludu, wynoszącego wraz z kapłanem, wśród huku pękających w kościele granatów, Najświętszy Sakrament („I wynieśli“) — wzniosły obraz niezłomnej wytrwałości i ukochania rodzinnej ziemi („Orka“) — bohaterską duszę chłopa, Michała Kozła, który w szczytnem poczuciu twardego obowiązku orze swoje pole wśród gradu kul i umiera, trzymając w dłoni zaciśnięte do siewu ziarno, i bezgraniczny tragizm wypędzonej z rodzinnego gruntu jego rodziny, zmuszonej do uchodzenia przed widmem wojny („Za frontem“) — pełną grozy dolę opuszczonego psa chłopskiego, który wraca do zgliszcz swojej chałupy, szukając w niej schronienia, a znajduje tylko wygłodniałe zwierzę ludzkie, czyhające na jego mięso („Dola“). Wszystkie te epizody malowane są z naturalistyczną dosadnością w bezpośredniem oddaniu rzeczywistości, z przekonywającą wyrazistością w ujmowaniu objawów niepokonanej, twardej woli człowieka w walce z niszczycielskim żywiołem wojny, w ukazywaniu zwycięskiego ducha organizacji i pracy ludzkiej, triumfującego nad straszliwą anarchją i rozsprzężeniem wojny .
Z siłą plastyki tych nowel mierzyć się może chyba jeszcze jeden cykl wrażeń, wydobytych z odmętów tragicznych przeżyć narodu: „Z ziemi chełmskiej”. Zawiera on bolesny i ponury obraz martyrologji unitów chełmskich, zmuszanych gwałtem przez rząd carski do przyjmowania znienawidzonej wiary prawosławnej. Jeden z krytyków wskazuje słusznie głęboko uczuciowy, niemal „ewangeliczny” ton tej książki i pisze o niej: „Ta książka jest może najtrwalszym pomnikiem, jaki wystawił sobie Reymont w duszy zbiorowej narodu, bo siłą i napięciem zawartego w sobie uczucia, bo pełnym wyrazem instynktu narodowego przewyższa ona inne dzieła znakomitego pisarza“ (Zdzisław Dębicki: Wł. St. Reymont, laureat Nobla. Warszawa 1925, str. 23).
Przejściowe, pod naporem chwilowego nastroju wytworzone zainteresowanie się zagadnieniami okultyzmu i tajemnic zaświata zrodziło powieść „Wampir“. Odbiega ona daleko od całej twórczości Reymonta zarówno egzotycznością swojego tematu, jak fantastycznością dziedziny, do której sięga jego wyobraźnia. Poraz pierwszy bowiem i jedyny zagłębił się Reymont w atmosferę cudowności, kreśląc historję literata, Zenona, opętanego suggestywną siłą przez kobietę-wampira, piękną Daisy, uczennicę fakirów indyjskich, i przeżywającego fantastyczne chwile wędrówek w cudowne światy nierzeczywistości i snu na jawie i tajemnicze fenomeny rozdwojenia osobowości.
Dziełem przelotnych wrażeń są dwie dłuższe opowieści „Księżniczka“ i „Osądzona“. Pierwsza powstała pod wpływem podróży Reymonta do Ameryki i zetknięcia się z chłopską emigracją polską. Treścią jej są dzieje obudzania się instynktu i sentymentu polskiego w osiadłej od lat w Chicago młodej Polce. W drugiej czerpie znów Reymont temat z tragicznej ziemi chełmskiej, rysując postać bohaterskiej chłopki, przeżywającej męczeński dramat duszy pod wpływem doznanych cierpień i katuszy.
Z utworami, powstałemi pod wpływem nastrojów chwili, łączy się wkońcu także baśń „Bunt“, chronologicznie ostatnia książka Reymonta. Jest ona wyrazem jego ustosunkowania się do rewolucji bolszewickiej, której skrajnie wywrotowe hasła obudziły jego zawsze czujny i wrażliwy zmysł społeczny.
„Bunt“ jest to alegorja, zaczerpnięta z świata zwierzęcego. Królewski pies Rex (imię alegoryczne), bity bezlitośnie, wypędzony z dworu i szczuty niemiłosiernie przez dziedziczkę, buntuje się przeciw ludziom. Zaufanymi jego przyjaciółmi i towarzyszami są: chłopak Niemowa, wyrosły wśród dworskiego bydła, i wilk Kulas. W imię haseł wolności, równości i szczęścia ogólnego porywa za sobą cały świat zwierzęcy i na czele nieprzeliczonych rzesz dwunogich i czworonogich istot wyrusza w bój o święte prawa. Stacza więc najpierw zwycięską walkę z ciemiężycielami ludźmi, a potem, wsłuchany w czarodziejską opowieść żórawi o ziemi obiecanej „gdzieś za górami i rzekami”, o tej ziemi mlekiem i miodem płynącej, gdzie kwitnie wolność i niezakłócone szczęście, wiedzie tysiączne rzesze baranów, krów, koni, wilków, lisów, całe stada kur, kaczek, gęsi, wieprzów i łasic ku wymarzonym celom. I idą te stada i gromady, prowadzone przez Rexa, przez pola i lasy, góry i doliny, grożąc zalewem wszystkiego, co stanie na ich drodze. Ale w tej długiej i ciernistej drodze, najeżonej trudnościami, opada ciągnące rzesze coraz silniejsze zwątpienie, a w duszy Rexa budzi się podświadomie tęsknota do człowieka, którego mózg myślał za nich. Trud, znój, głód i zmęczenie dziesiątkują falangi wiernych i wsączają w nie zwolna jad niezadowolenia i rezygnacji. Ziemia obiecana daleko, a siły zbuntowanych zwierząt na wyczerpaniu. Tylko Rex, wsłuchany w pieśń żórawi, zwiastujących bliski cel, zwalcza w sobie i w innych ducha zwątpienia. Kiedy jednak cel jest już niemal osiągnięty, gdy mają przekroczyć ostatnią górę, gromada buntuje się przeciw swojemu wodzowi, rozszarpuje w oszalałym gniewie Rexa, a widząc w napotkanym przypadkowo gorylu uosobienie człowieka, składa mu hołd poddańczy, jako swemu panu i władcy.
Reymont, odczuwający bardzo żywo wszystkie odruchy zbiorowości, dał w swojej alegorji obraz ludzkości współczesnej, wyzbywającej się tradycji i ustalonego porządku, aby drogą gwałtownego przewrotu dojść do wymarzonych ideałów „wolności, równości i szczęścia wszystkich“. Źródłem powstania tej alegorji jest bezsprzecznie krwawa rewolucja bolszewicka. W „Buncie“ zawarł Reymont namiętny protest przeciw spychaniu ludzkości do stanu zwierzęcego bytowania, do tworzenia zbiorowości, nie poddanej żadnym wyższym celom, zasklepionej w egoistycznem używaniu dóbr ziemskich, w skrajnym, barbarzyńskim, ateistycznym materjalizmie. W zbiorowości, której piewcą był zawsze Reymont, widział on ideał zorganizowanej pracy, opartej na dążeniu do osiągnięcia najwznioślejszych zasad religijnych i etycznych. Stworzony przez rewolucję bolszewicką ustrój sowiecki wydał się Reymontowi powrotem do natury, do zupełnego upadku wszystkich moralnych zasad, stanowiących ideał zorganizowanej pracy ludzkiej. Stąd za przenośnię użył świata zwierzęcego, chcąc tem samem uwydatnić i podkreślić jego podobieństwo, jako surowego, brutalnego i bezkrytycznego elementu, do współczesnej ludzkości. Jest też w alegorji Reymonta gorzka ironja, nietylko w zobrazowaniu tego „owczego pędu“ omamionej rewolucyjnemi hasłami ludzkości, biegnącej naoślep do utopijnej krainy szczęścia, ale także w symbolicznej postaci goryla, mającego zastąpić jej ideał Boga[16].
Alegorja Reymonta jest więc przeciwstawieniem się współczesnym dążeniom ludzkości, propagowanym przez bolszewizm, i wynika z głębokiego przemyślenia ideologji ludzkiej zbiorowości, partej tęsknotą do rewolucji w imię ogólno-społecznych haseł i wracających do rzeczywistości twórczego współżycia na gruncie zorganizowanej pracy i twardych, nieugiętych zasad etycznych uspołecznionej gromady.
„Bunt“ stanowi wybitny zwrot w twórczości Reymonta. Z wnikliwego obserwatora życia zmienia się twórca „Chłopów“ w fantastę, tworzącego baśniowy świat siłą czysto intelektualnej wyobraźni. Rzut tej wyobraźni nie wytrzymuje jednak próby. Obraz buntu, oderwany od rzeczywistości, nie posiada siły wyrazu ani epickiej ekspresji dramatycznej. Jedynie w odczuciu świata przyrody, w odtwarzaniu zwierzęcych postaci i ich naturalnych instynktów, jest Reymont niezawodnym mistrzem i czystej krwi epikiem.
Nie zawodzi również Reymonta w „Buncie”, jak we wszystkich większych utworach, dar doskonałego wnikania w psychologję zbiorowości. Z rozmachem opisuje wszystkie odruchy wielkiej masy zwierzęcej, najdrobniejsze przejawy jej wspólnego poddawania się sugestji pięknych słów i rewolucyjnych haseł. Uplastycznia też wyraziście i barwnie każdy zbiorowy akt woli i energji gromady zwierzęcej, każdy stadłowy poryw jej ślepej, brutalnej, żywiołowej siły.
W większości tych nowel, obrazków i powieści, pisanych pod bezpośredniem wrażeniem przeżywanych wypadków i wydarzeń politycznych, należących już dzisiaj do historji, znać usilną dążność Reymonta do uchwycenia zbiorowej duszy narodu w jej żywotnej ekspansji uczuciowej i moralnej, do wydobycia wszystkich niezniszczalnych i wiecznie trwałych pierwiastków jej niezłomnej woli wytrwania, żelaznej odporności, życiotwórczej energji i zdrowej siły społecznej, opartej na poczuciu twardego obowiązku poddawania się prawom organizacji i pracy.
Chwila dzisiejsza nie wystarczyła jednak Reymontowi. Doszukując się źródeł zbiorowej energji narodu, postanowił sięgnąć w przeszłość i dać przekrój duszy polskiej w czasie najtragiczniejszego jej przełomu, w epoce rozbiorów Polski i upadku Państwa Polskiego. Po raz pierwszy przymknął oczy na rzeczywistość widzianą i zagłębił się wyobraźnią w rzeczy minione, osnute poetyckim nimbem legendy. Napisał trylogję historyczną „Rok 1794”.
Przystępując do pisania tej powieści, ważył się Reymont na krok bardzo śmiały. Raz, że powieść historyczna, mająca w Polsce świetnych przedstawicieli, doszła w swoim wspaniałym rozwoju do szczytu rozkwitu w mistrzowskich dziełach Henryka Sienkiewicza i Stefana Żeromskiego, po drugie, że Reymont, tkwiący wszystkiemi nerwami swojego talentu w rzeczywistości, w powieści współczesnej, wchodził w zupełnie sobie obcą dziedzinę twórczości. Przytem potężny temat, zamykający w sobie okres czasu, stanowiący epokowy przełom w dziejach Polski, nasuwał ogromne trudności. Wymagał bowiem nietylko dokładnego przygotowania historycznego, ale wnikliwego wczucia się w psychologję narodu, w ogrom tych wszystkich skomplikowanych przyczyn, tkwiących na dnie dziejowej tragedji, które stały się bezpośredniem źródłem faktów.
Z natury talentu Reymonta wynikało, że dążył on do szerokiego ogarniania całości i skupił całą swoją uwagę na malowaniu barwnych, żywych, plastycznych scen zbiorowych, oddających ogólny nastrój chwili. Dlatego też nie poszedł drogą Sienkiewicza i nie użył historji za tło dla wysnucia zajmującej fabuły z kilku fikcyjnymi bohaterami, ale odtworzył wiernie fakty dziejowe w ich pragmatycznym związku, kładąc silny nacisk na polityczno-dyplomatyczną stronę opisywanego momentu dziejowego. Dążność ta zaważyła na charakterze trylogji, odbiegającej daleko od romantycznej powieści historycznej i tworzącej swoim objektywizmem i drobiazgowym, szczegółowym, niemal fotograficznym sposobem traktowania tematu nowy typ realistycznej powieści historycznej.
Trylogja Reymonta obejmuje szerokie malowidło wszystkich brzemiennych w dziejową doniosłość wydarzeń, jakie się rozegrały w Polsce od sejmu grodzieńskiego w roku 1793, na którym podpisano drugi rozbiór Polski, aż do zupełnego wypędzenia Moskali z Warszawy w dniu świąt Wielkanocnych 1794 roku. Akcja pierwszego tomu, zatytułowanego „Ostatni Sejm Rzeczypospolitej“, skupia się dokoła doniosłych i niesłychanie tragicznych obrad sejmu w Grodnie, w 1793 roku. Na jego arenie rozgrywają się zaciekłe walki o całość Rzeczypospolitej, którą sfora zaprzedanych Rosji magnatów oddać chce na powtórne rozdarcie. Bohaterami smutnego dramatu są posłowie na sejm z bezwolnym królem Stanisławem Augustem na czele i stojący poza nimi spiritus movens całej zdradzieckiej akcji, rosyjski ambasador imperatorowej Katarzyny, Sievers. Zaprzedańcy carowej, Ożarowscy, Pułascy, Kossakowscy, Ankwiczowie, Zabiełłowie, Tyszkiewiczowie, Bielińscy, Muszyńscy, to straszna galerja przesuwających się przed nami zdrajców i jurgieltników, pracujących skwapliwie w sejmie i poza sejmem nad zgubą Rzeczypospolitej. Niecne ich intrygi są ośrodkiem rozmów na wspaniałych balach na cześć „Semiramidy Północy”, carowej Katarzyny, na wystawnych przyjęciach u ambasadora Sieversa, w buduarach i salonach magnatów i ich kochanek, na ulicy i w koszarach wojskowych. Sieć zdrady, przeciw której walczy zaciekle garstka uczciwych patrjotów, rozciąga się na wszystkie zakamarki bujnego życia w Grodnie. Aż przychodzi decydująca chwila, „milczący sejm“, na którym mimo opozycji cnotliwych, jak Skrzydłowski, Skarzyński, Mikorski, Krasnodębski, Kimbar, Karski, Gosławski, pod groźbą Sybiru, armat i bagnetów uchwalono drugi rozbiór Polski. W drugim tomie, zatytułowanym „Nil desperandum“, akcja zaczyna się początkowo we wsi, następnie w Warszawie. U szerokich warstw narodu, począwszy od uczciwych i prawych magnatów aż do mieszczan i ludu, budzi się zdrowy odruch przeciw haniebnej robocie zdradzieckich sojuszników carowej. W tajemnicy tworzą się związki i sprzysiężenia, które pod formą loży wolnomularskiej i konfederacyj przygotowują się do dzieła zbrojnego powstania. Gotuje się ten nastrój w całej Warszawie, na ulicy, w warsztatach rzemieślników, w teatrach, salonach i pałacach bogatych mieszczan, szlachty i magnatów. Zuchwalstwo ambasadora rosyjskiego Igelströma, gospodarzącego coraz brutalniej w Warszawie, pod okiem króla i rządu Rzeczypospolitej, dolewa oliwy do ognia. Spiskowcy łączą się ze sobą, rozpościerają sieć tajnej organizacji na całą Rzeczpospolitą. Na horyzoncie zjawia się tajemnie szeptane imię Tadeusza Kościuszki. Wkońcu nadchodzi straszna noc. Igelström aresztuje najgorliwszych patrjotów i wywozi kibitkami na Sybir. Godzina działania uderza. Generał Madaliński rusza na Warszawę. Tom trzeci, zatytułowany „Insurekcja“, tworzy potężny epilog tego wielkiego historycznego czynu. Jesteśmy świadkami aktywnego udziału w walce wyzwoleńczej chłopów polskich, którzy po raz pierwszy stają w szeregach wolnych obywateli jako współtwórczy czynnik odrodzenia ojczyzny. Akcja tej części trylogji, będąca wynikiem zbiorowej woli wszystkich warstw społeczeństwa, skupia się dokoła trzech wielkich aktów wyzwolenia: uwolnienia Krakowa, bitwy pod Racławicami i wypędzenia Moskali z Warszawy.
W ramach tych wypadków historycznych dał Reymont własną wizję narodu, wydobywającego z najgłębszych pokładów swojej istoty ukryte, wiecznie trwałe pierwiastki swojej siły i energji. Wizję tę oparł jednak na trwałej podstawie faktów historycznych, zachowując w należytych rozmiarach stosunek fikcji do prawdy. W opisie wszystkich wypadków, zarówno głównych jak podrzędnych, dbał Reymont o bezwzględną ścisłość historyczną, czerpiąc materjał z notatek, pamiętników i dokumentów i podając je w artystycznej parafrazie. Nie naruszył też nigdzie równowagi między działaniem osób wymyślonych a postaciami historycznemi. Wprawdzie bohater jego powieści, porucznik Zaręba, wysuwa się wszędzie na pierwszy plan, nie odgrywa on jednak nigdzie roli decydującej, lecz jest jedynie rzecznikiem uczuć i myśli autora. Wszystkie postacie historyczne, jak król Stanisław August, zdradzieccy posłowie Ankwicz, Kossakowski, Ożarowski i inni, dworzanin króla Boscamp, ambasadorowie Sievers i Igelström, naczelnik Tadeusz Kościuszko, szewc Kiliński i wszystkie inne osobistości znane z historji, są osobami, biorącemi bezpośredni udział w powieści. Ścisłość historyczną posunął Reymont do tego stopnia, że w przeciwieństwie do innych powieściopisarzy historycznych, a szczególniej Sienkiewicza, ukrócił działalność osób fikcyjnych na rzecz postaci historycznych. Przygody zmyślonego bohatera, Sewera Zaręby, jego romans z piękną szambelanową Izą, miłość do zawadjackiej panny Cesi, epizodyczne sceny przygód jego przyjaciela Woyny i panny Radzimińskiej, dwóch zuchowatych chłopców, Staszka i Kacpra, i wszystkich skupionych dokoła nich osób, usuwają się na plan drugi wobec dominującej przewagi wydarzeń i osób historycznych. I zachodzi tu niemal odwrotny stosunek, jak w powieści Sienkiewicza: sceny i osoby wymyślone są tłem dla wydarzeń i postaci historycznych. Ale stosunek ten, proporcjonalnie zachowany, nie psuje nigdzie artystycznej harmonji powieści.
Nie zacieśnił się też Reymont do jednej warstwy narodu, do jednego kompleksu objawów jego życia, ale uwzględnił równomiernie wszystkie czynniki i elementy, tworzące zbiorową duszę społeczeństwa, dając wyczerpujący obraz jego życia we wszystkich odcieniach i rozgałęzieniach. Z racji swej dążności do wydobycia najaw najtęższych sił w narodzie wyznacza naturalnie poważne miejsce warstwie chłopskiej, widząc w niej zdrowe zarodki przyszłej potęgi narodu. Obok bohatera Zaręby, będącego przedstawicielem nieskażonego zgnilizną i rozkładem moralnym odłamu szlachty, stawia Reymont trzech innych bohaterów, wyzwolonego chłopa, jego ordynansa, Kacpra i nieustraszonych parobków Staszka i Maciusia. Oni są wyrazicielami budzącej się z bezczynności i niewoli społecznej warstwy chłopskiej, która organizm narodu zasila nową energją i żywotną siłą. Nie działają oni jeszcze pod wpływem świadomej woli, kierując się raczej nieomylnym instynktem chłopskiego rozumu, podświadomemi odruchami zdrowej moralnie natury. Oddani duszą i ciałem sprawie wyzwolenia narodu, biorą czynny udział we wszystkich głównych działaniach. Za nimi zaś stoi olbrzymia społeczność chłopska, która pojawia się po raz pierwszy w zorganizowanej i aktywnej postaci na polach bitew pod Racławicami i na ulicach Warszawy. Przed nią otwiera się droga do wolności nietylko politycznej, ale także społecznej, muszą ją jednak wywalczyć krwawym znojem w bojach o niepodległość ojczyzny.
Mimo usilnej tendencji, aby warstwie chłopskiej wyznaczyć w powieści miejsce uprzywilejowane, jako najzdrowszemu czynnikowi narodowemu, dbałość o harmonję artystyczną dzieła nakazała Reymontowi zachować odpowiednią proporcję w rozkładzie wszystkich warstw reprezentujących naród. Chłopi wchodzą więc do powieści równie epizodycznie, jak magnaci, szlachta, wojsko i mieszczanie, jakkolwiek rzucone jest na nich najsilniejsze światło.
Dążeniem Reymonta było uchwycenie w trylogji zbiorowego wysiłku narodu, całości duszy polskiej, aby wydobyć najaw wszystkie tkwiące w niej możliwości i trwałe zadatki przyszłego odrodzenia. Pisząc „Rok 1794”, sięgnął Reymont poza opisywaną epokę w bliższą mu teraźniejszość. Jego wizja historyczna była tylko odskocznią dla myśli, doszukującej się trwałych podstaw pod gmach budującej się przyszłości. „Bo w trylogji historycznej Reymonta” — powiada Adam Szelągowski — „nie jest przedstawiony tylko rok 1794, lecz cała historja późniejsza stuletnia aż do dni dzisiejszych. Jest to zatem epos, którego bohaterem jest cały Naród polski. I dlatego wiele trzeba czasu, ażeby był zrozumiany i wchłonięty” (Adam Szelągowski: Artyzm historyczny Reymonta. „Tygodnik Ilustrowany“, nr. 2 z 9 stycznia 1926, str. 28).
Ogarnianie wszystkich elementów, składających się na opisywaną chwilę historyczną, jako wypadkową zbiorowego wysiłku narodu, wyryło też swoje charakterystyczne znamię na kompozycji i formie zewnętrznej powieści. Reymont usuwa fabułę na plan drugi, mało troszczy się o psychologję zarówno postaci fikcyjnych jak historycznych, lecz z drobiazgową ścisłością odtwarza psychologję masy. Stąd powieść jego pozbawiona jest niemal zupełnie czynnika romansowego, opartego na postaciach fikcyjnych, tak charakterystycznego w romantycznych powieściach historycznych Sienkiewicza i Żeromskiego, jak też pierwiastka wyłącznie historycznego z silnie nakreślonemi postaciami historycznemi. Powieść Reymonta daje szerokie, bogate tło obyczajowe, na którem rozgrywa się dramat zbiorowej woli narodu. Ośrodkiem akcji jest zawsze zbiorowość, tłum, gromada ludzka, a nie jednostka. Ruchy mas, celowe i zorganizowane lub odruchowe i podświadome wysiłki rzesz, tworzą właściwy element powieści. Reymont jako poeta zbiorowości objawia tu znowu wybitną zdolność ujmowania różnorodnego i wielokształtnego oblicza gromady ludzkiej. Nie rozprasza się jednak, jak w „Fermentach“ lub „Ziemi obiecanej”, ale dąży nieustannie do syntezy i zwartości. Niezliczone drobne sceny, tworzące mozaikową, nieraz barokową obfitość realistycznie oddanych szczegółów, wiążą się w piękną i organiczną całość. Jego opisy batalistyczne, odtworzone z zadziwiającą plastyką, skupione są zawsze dokoła aktów zbiorowych, a opisy natury tworzą barwne plamy na jednolitym obrazie ruchu i działania.
„Wierzę w nieprzerwane następstwo ludzkich objawów“ — powiada zaciekły obserwator życia Emil Zola — „w nieskończoną galerję obrazów życia i żałuję, że nie mogę zawsze żyć, aby przyglądać się wiecznemu widowisku w tysiącu różnych aktów. Jestem człowiekiem ciekawym“. To samo mógłby powiedzieć o sobie Reymont, którego ciekawość życia była wprost nienasycona, a wypływała z swoistej struktury jego talentu. Cała organizacja twórcza Reymonta nastawiona była w kierunku bezpośredniego, szybkiego i trwałego wchłaniania życia i przetwarzania go na wartości artystyczne. Proces ten odbywał się u niego przy pomocy wrodzonych zdolności, które działały w nim z nienaganną sprawnością.
Jedną z najznamienniejszych cech talentu Reymonta jest jego wyjątkowa zdolność patrzenia, postrzegania i zapamiętywania rzeczy postrzeżonych, genjalny dar obserwacji i pamięci wzrokowej. W tym kierunku stanowił autor „Chłopów” fenomenalne, wyjątkowe zjawisko. Postacie i sytuacje, zaobserwowane przez niego w życiu, przechodziły w nieskazitelnej formie do jego utworów. Dzięki temu też są one tak niesłychanie plastyczne i wyraziste i sprawiają wrażenie fizycznej uchwytności. Każdy ruch, każdy gest, każdy przejaw ich stanu duchowego oddany jest z rzetelnie świeżą bezpośredniością, jakby utrwalony w chwili poczęcia. Różnolity, bogaty, barwny świat, jaki przedstawiają utwory Reymonta, zapełniony jest tysiącem postaci i setkami momentów, a wszystkie one żyją prawdziwem, własnem, specyficznie charakterystycznem i wiernem życiem. Pamięć wzrokowa Reymonta utrwaliła je raz na zawsze na siatkówce oka i oddała je w tem samem nasileniu barw, różnorodności odcieni i mnogości linij i tonów, jak je widziała w życiu. W utworach swoich przedstawia Reymont całą, olbrzymią galerję typów, bądźto z jednego środowiska, bądź też z różnych sfer i stref. Każdy typ, przedstawiony przez niego, posiada swoją wyraźną, niemal namacalnie plastyczną fizjognomję, odróżniającą go jaskrawię od wszystkich, nawet bardzo podobnych i silnie zbliżonych. Na obserwację Reymonta składa się bowiem nietylko kompleks charakterystycznych cech zewnętrznych, ale również cały złożony świat ich uczuć i myśli, obraz ich wnętrza, wyrażony zapomocą gestów i ruchów. W ten sposób drogą opisu zewnętrznego przedstawia Reymont najbardziej skomplikowany świat duchowy, drogą niepokalanie bezpośrednich i wiernych obrazów zmysłowych dociera do duszy człowieka i przyrody. Oko jest dla Reymonta soczewką, w której skupia się i utrwala całość zjawisk fizycznych i duchowych obserwowanego i analizowanego przez niego przedmiotu.
O ile bystra obserwacja wzrokowa pozwala mu poznawać i utrwalać w pamięci kompleks zjawisk zmysłowo uchwytnych, o tyle druga, niemniej wybitna zdolność pozwala mu wnikać w duszę ludzką i ogarniać ją w najdrobniejszych nawet objawach. Jest nią intuicja psychologiczna. Dociera ona tam, dokąd nie potrafi dotrzeć najbystrzejsza nawet obserwacja wzrokowa. Reymont jest równie wnikliwym psychologiem, jak bacznym obserwatorem. Wyczuwa doskonale każde drgnienie duszy, chwyta najdrobniejsze jej odruchy. Do głębi tej duszy nie wdziera się Reymont żmudną metodą analityczną, ale prostą drogą notowania bezwiednych odruchów i poruszeń duszy, porywów serca i zmysłów, gry instynktów ludzkich. Nie wdaje się więc nigdy w analizę introspekcyjną, nie szuka motywów dalszych, nie przybierających kształtów dotykalnych, dostępnych zmysłowemu badaniu, ale wnika w psychologję swych postaci bezpośrednio, bądź na podstawie obserwacji zewnętrznej, bądź przy pomocy wrodzonej intuicji. W ten sposób odkrywa i stwarza wielkie namiętności, szalone żądze i uniesienia, w ten sposób utrwala najdrobniejsze poruszenia, nawet podświadome stany duszy. Ta intuicyjna zdolność wnikania w dusze ludzkie pozwala Reymontowi na stwarzanie nietylko całej galerji postaci ludzkich o najróżnorodniejszych fizjognomjach psychicznych, o plastycznych i wyrazistych rysach, ale również na budowanie wielkich, spiżowych charakterów swoich głównych bohaterów.
Reymont jest więc psychologiem-obserwatorem, który, opierając się twardo na ziemi, zbiera fakty duchowe i przedstawia je w formie już gotowej, zmienionej w czyn, ruch lub namiętność.
Ze zdolnością obserwacji wzrokowej i zapamiętywania rzeczy postrzeżonych łączy się ściśle trzeci potężny element talentu Reymonta — wyobraźnia. Reymont jest twórcą całego szeregu wspaniałych, zadziwiających bujną wyobraźnią obrazów, brawurowych, pełnych żywiołowego rozmachu scen i wysoce artystycznych wizyj. Wyobraźnia jego, działająca z niewyczerpaną siłą i płodnością, wyrzuca te obrazy i wizje bez wytchnienia i wypoczynku, przesuwając je przed naszemi oczyma z taką szybkością, jak w kinematografie. Świadczy to o łatwości, z jaką wyobraźnia ta pracuje.
Wyobraźnia Reymonta, oparta na zdolności wchłaniania wrażeń drogą obserwacji wzrokowej i pamięci wzrokowej, skierowana jest zasadniczo ku spostrzeżeniom zmysłowym. Świat zewnętrzny był źródłem, z którego czerpał „zmysłowem okiem“ poety wrażenia przedewszystkiem wzrokowe i słuchowe. Szalona jego pamięć chwytała ten świat zewnętrzny wszechstronnie, w całej ruchliwej i zmiennej jego pełni barw i kształtów. Z zasobów tej pamięci korzystała jego wyobraźnia. Zasadniczą cechą tej wyobraźni jest olbrzymie poczucie barwy. Reymont jest wielkim kolorystą-malarzem, o gruntownem zrozumieniu barwności natury, o doskonałem odczuciu harmonji światła i barwy. Rozróżnia dokładnie wzajemne stosunki barw, rozpraszanie i przenikanie światła, pamięta świetnie nasilenie światła, jego tony, półtony i odcienie. Jego opisy przyrody oparte są na szczerej i wiernej prawdzie, na ścisłej obserwacji rzeczywistości, jak również są wytworem zawsze czynnej i gotowej wyobraźni. Bogata i szeroka jest przytem jego skala barw[17], które umie dobierać z wielkim umiarem, zachowując wszędzie proporcję i harmonję. Kolorystyka jego, nawskroś impresjonistyczna, jest doskonałem połączeniem logiki rozkładu światła i harmonji koloru.
Drugą charakterystyczną cechą wyobraźni Reymonta jest bezpośrednie łączenie człowieka z przyrodą. W metaforach używa Reymont na określenie czynności lub kształtów przyrody — czynności i kształtów człowieka — i naodwrót. Ten nierozerwalny związek przyrody i człowieka we wszystkich jego opisach i porównaniach jest miarą potężnego nasilenia wyobraźni Reymonta wrażeniami, odniesionemi z bezpośredniego zżycia się z przyrodą, z głębokiego odczucia jej sił, działających zarówno w całym wszechświecie jak w małym makrokosmie, zwanym człowiekiem.
Niektórzy krytycy (Zdzisław Dębicki, Adam Grzymała Siedlecki) wskazują inną jeszcze cechę wyobraźni Reymonta: skłonność do wyolbrzymiania, i uważają ją za „pozostałość z wędrówki teatralnej, z przejęcia się repertuarem romantyczno-dramatycznym, który młodych adeptów popycha do patosu lub przesadnej deklamacji” (Jan Lorentowicz). Reymont wyolbrzymia gesty i ruchy swoich bohaterów, przedstawia ich uczucia ze zdwojoną siłą, używa bardzo mocnych słów na określenie rzeczy nikłych, uwypukla nadmiernie drobne szczegóły ze szkodą innych, tworząc w ten sposób epizody o nienaturalnej wielkości i zatracając konieczną proporcję kształtów. Tak samo w powiększony, przesadnie wyolbrzymiony sposób przedstawia życie przyrody, jakby chcąc mu nadać jak najbardziej plastyczne i wyraziste kontury.
Wyobraźnia Reymonta jest niesłychanie płodna i bujna i tworzy z żywiołowym rozmachem nieskończony szereg barwnych obrazów, brawurowych, pełnych życia scen i wysoce artystycznych wizyj. W powieściach Reymonta obrazy te przesuwają się z niezwykłą szybkością jak w kalejdoskopie. Bogactwo i różnorodność motywów jest miarą ogromnego natężenia jego wyobraźni, która działa zawsze jakby w nadmiarze swoich niewyczerpanych sił.
Z wybitnemi zdolnościami Reymonta łączy się ściśle jego język, jako podstawowy element w strukturze jego talentu i odpowiedni wykładnik jego wyobraźni. Niepospolita wrażliwość zmysłowa pozwala Reymontowi na nieograniczone wchłanianie nietylko barw, ale również dźwięków. Pamięć dźwiękową podobnie jak wzrokową posiada Reymont doskonałą. W jego opisach pierwiastki dźwiękowe zajmują obok barw naczelne miejsce, szczególniej gdy przemawia swoim bogatym językiem przyroda. Podobnie w charakterystyce postaci posługuje się Reymont nie opisem, ale dialogiem. Zna wybornie różne charakterystyczne odmiany mowy i każda jego postać mówi swoim odrębnym językiem, podsłuchanym z życia. Stąd język Reymonta posiada niezwykle szeroką i bogatą skalę dźwięków, jest giętki i elastyczny, jędrny i soczysty. Jest przytem klasycznie czysty, wypływający wprost ze źródeł życia, nieskażony żadną kulturą literacką. Słowo Reymonta jest bowiem zawsze barwne, dosadne, wyrwane bezpośrednio z żywej gwary, przesycone nawskroś tężyzną i siłą wiecznie zmiennego obrazu opisywanej rzeczywistości. Zrodzony samorodnie, związany niemal fizycznie z podłożem rzeczywistości, z którego wyrósł, jest język Reymonta potężnym współczynnikiem jego twórczego talentu i dobitnym wyrazem jego indywidualnej samoistności.
1. Pielgrzymka do Jasnej Góry, wrażenia i obrazy. Warszawa 1895, str. 132 in 8° (wyd. Gebethnera i Wolffa).
2. Komedjantka, powieść. Warszawa 1896. Str. 1+455 in 8° (wyd. Gebethnera i Wolffa).
3. Fermenty, powieść. 2 tomy. Warszawa 1897. Str. 345+329 in 8° (wyd. Gebethnera i Wolffa).
4. Spotkanie. (Cień. — Oko w oko. — Franek. — Suka. — Szczęśliwi. — Śmierć. — Zawierucha. — Tomek Baran. — Z wrażeń włoskich.) Szkice i obrazki. Warszawa 1897 in 8°, str. 367, (wyd. S. Orgelbranda).
5. Sprawiedliwie, szkic powieściowy z przedmową Jeske Choińskiego. Warszawa 1899, in 8°, str. 367 (wyd. „Bibljoteki Dzieł Wyborowych“).
6. Lili, żałosna idylla. Warszawa 1899 in 16°, str. 298 (wyd. „Biblj. Ilustrowanej“).
7. Ziemia obiecana, powieść. 2 tomy. Warszawa 1899 in 8°, str. 441+410 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
8. W jesienną noc. Warszawa 1900, in 8°, str. 149 (wyd. „Gazety Polskiej“).
9. Chłopi, część I (wyłącznie dla prenumeratorów „Tygodnika Ilustrowanego“). Kraków 1902, in 8°, str. 347.
10. Przed świtem (Pewnego dnia — Sprawiedliwie). Nowele. Warszawa 1902 in 8°, str. 253 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
11. Komurasaki, żałosna historja o pękniętem sercu japońskiem. Warszawa 1903, in 4°, str. 21 (wyd. „Chimery“).
12. Z pamiętnika. (W jesienną noc. — W porębie. — Przy robocie. — Wenus. — Legenda wigilijna. — O zmierzchu. — W głębiach. — Dwie wiosny.) Nowele. Warszawa 1903, in 8°, str. 248, (wyd. Gebethnera i Wolffa).
13. Chłopi. Powieść współczesna. I. Jesień. II. Zima. Warszawa 1904, in 8°, str. 347+348 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
14. Chłopi. Powieść współczesna. Tom III. Wiosna. Warszawa 1906, in 8°, str. 480 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
15. Burza. (Ave Patria. — Tęsknota. — W palarni opjum. — Sielanka. — Los Toros. — Ostatnia.) Nowele. Warszawa 1907, in 8°, str. 228 (wyd. S. Orgelbranda).
16. Na krawędzi. (Z konstytucyjnych dni. — Sąd. — Cmentarzysko. — Zabiłem. — Czekam.) Opowiadania. Warszawa 1907, in 8°, str. 261 (nakł. Gebethnera i Wolffa).
17. Chłopi, powieść współczesna, IV. Lato. Warszawa 1909, in 8°, str. 394 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
18. Z ziemi chełmskiej. Wrażenia i notatki. Warszawa 1910, in 8°, str. 253 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
19. Marzyciel. Szkic powieściowy. Warszawa 1910, in 8°, str. 315, (wyd. Gebethnera i Wolffa).
20. Wampir. Powieść. Warszawa 1911, in 8° str. 327 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
21. Rok 1794. Ostatni Sejm Rzeczypospolitej. Powieść historyczna. Warszawa 1913, in 8°, str. 468 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
22. Rok 1794. Nil desperandum. Powieść historyczna. Warszawa 1916, in 8°, str. 477 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
23. Rok 1794. Insurekcja. Powieść historyczna. Warszawa 1918, in 8°, str. 441 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
24. Za frontem. (Na Niemca. — Pęknięty dzwon. — Orka. — Wołanie. — I wynieśli. — Echa. — Skazaniec nr. 437.) Nowele. Warszawa 1919 in 8°, str. 241 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
25. Osądzona (Księżniczka). Dwie opowieści. Warszawa 1923, in 8°, str. 240 (wyd. Gebethnera i Wolffa).
26. Bunt. Baśń. Warszawa 1924, in 8°, str. 200 (wyd. Gebethnera i Wolfa).
27. Legenda. Z 5 drzeworytami Wł. Skoczylasa. Warszawa 1924, str. 36 i 4 nl. (wyd. „Bibljoteki Polskiej“).
28. Przysięga. Warszawa 1924, str. 191 i 1 nl., (wyd. „Bibljoteki Dzieł Wyborowych“).
Pisma. Wydanie zbiorowe zupełne. Ze wstępem Adama Grzymały Siedleckiego i portretem autora. Tom I. Sprawiedliwie. Nowele. Tom II — V. Chłopi. Powieść współczesna. Tom VI — VII. Ziemia obiecana. Powieść współczesna. Tom VIII. Na zagonie. Nowele chłopskie. Tom IX. Komedjantka. Tom X — XI. Fermenty. Tom XII. Rok 1794. Ostatni Sejm Rzeczypospolitej. Powieść historyczna. Tom XIII. Rok 1794. Nil desperandum. Powieść historyczna. Tom XIV. Rok 1794. Insurekcja. Powieść historyczna. Tom XV. Wampir. Powieść. Tom XVI. Ave Patria. Nowele. Tom XVII. Marzyciel. Tom XVIII. Z ziemi polskiej i włoskiej. Tom XIX. W głębiach. Nowele. Tom XX. Na krawędzi. Nowele. (Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolffa.) (Dalsze tomy w druku.)
1. Venus (nowela). Przekład panny Ellen Wester. W antologji „Det unga Polen“. Stockholm 1901.
2. 'Heliga Varginnor („Święte wilczyce“). Przełożył Alfred Jensen. („Polsk Bulletin“.) Stockholm, nr. 1, marzec 1918.
3. Bönderna (Chłopi). Hösten (Jesień), str. 303+l nlb. Vintern (Zima), str. 328. — Varen (Wiosna), str. 401+3 nlb. — Sommaren (Lato), str. 355+1 nlb. Przekład panny Ellen Wester. Stockholm 1920 — 1924. (Wyd. Alberta Bonniera Bokförlagsaktiebolag. Serja „Moderna Romaner“.)
1. L’Apostolat du knout en Pologne. (Z ziemi chełmskiej.) Przekład Piotra Cazin. Paris 1912, in 8°, str. XIV+225 (wyd. Perrin et Cie).
2. Justice. Traduit du polonais par Paul Cazin et André Jacquet. Str. 215+9 nlb. Paris 1925. Librairie Picart.
3. Les paysans. I. L’automne. Roman traduit du polonais avec l’autorisation du l’auteur par Franek L. Schoell, agrégé de l’Université. Paris 1925. Payot. Corbeil. Imp. Crété. 8° (19X12), str. 371+13 nlb.
II. L’hiver. Société d’Imprimerie d’Amvilly — Annemasse (Haute — Savoie) 8° (19X12) s. 400. III. Le printemps. Payot, Paris 1926. (185X120), str. 467. IV. L’été. Roman traduit du polonais avec l’autorisation de l’auteur par Franck L. Schoell, agrégé de l’Université. Paris, Payot. Imprim. Groll-Radenez, 1926. 8° (188X120), str. 389+3 nlb).
4. Lili. „Revue de Deux Mondes“, lipiec-sierpień 1926.
1. Die polnischen Bauern. (Chłopi.) Przekład Jeana Paula d’Ardeschacha (Jana Kaczkowskiego). Jena 1912—1916, 4 tomy, in 8°, str. XXXII+321+351+439+363 (wyd. E Diederichsa).
2. Lodz. Das gelobte Land. (Ziemia obiecana.) Monachjum 1916, in 8°, str. 525 (wyd. G. Müllera).
3. Der Wampir. (Wampir.) Przekład Leona Richtera. Monachjum 1916, in 8°, str. 318 (wyd. A. Langena).
4. Der letzte polnische Reichstag. (Ostatni Sejm Rzeczypospolitej.) Przekład J. P. d’Ardeschacha (Jana Kaczkowskiego). Monachjum 1917, in 8°, str. 529 (wyd. G. Müllera).
5. Im chelmer Land. (Z ziemi chełmskiej.) Przekład J. P. d’Ardeschacha (Jana Kaczkowskiego). Berlin 1918. In 8°, str. VIII+165 (wyd. O. Dreyera).
6. Polnische Bauernnovellen. (Polskie nowele chłopskie.) Przekład J. P. d’Ardeschacha (Jana Kaczkowskiego). Monachjum 1919, str. 387, (wyd. Georga Müllera — „Polnische Bibliothek“, 3 Abt. 4 Bd.).
1. The comediante (Komedjantka.) London (wyd. G. P. Putnam Sons).
2. The peasants (Chłopi). A Tale of our Times in four volumes. (Autumn, Winter, Spring, Summer.) Przekład Michała H. Dziewickiego, lektora języka angielskiego w uniwersytecie krakowskim. New York 1924. Tom 1. Jesień. Str. 261, in 8° (wyd. Alfreda A. Knopfa).
3. The peasants.' Summer. From the polish of... New York MCMXXV (1925). Alfred A. Knopf. Set up. Eloctrotyped and Printed by the Vail-Ballon Press. Inc., Binghamton N. Y, 8° (20x14) s. 6 nlb+287+3 nlb.
1. Mużiki (Chłopi). Sowremiennaja powiest’. Przekład W. Chodasiewicza. Gos. I. M. 1919.
2. 1794. Przekład E. Zahorskiego. (Gołos Minuwszawo) 1924—1925.
3. Gde prawda. Powest. Predist. Tomasza Dombala. Moskwa. Izd. wo „Ogonek“ Mospoligraf. Tipo-lit. szkoły F. Z. U. im. Barszczewskoho 1925, 8° str. 24.
4. Gorod pobedił. Rasskaz. Moskwa 1926. Izd-wo W. C. S. P. S. tip. R. J. O. W. C. S. P. S. str. 32.(18X14).(Trud i Borba w Oczerkach i Rasskazach).
1. Zaslibená země. (Ziemia obiecana.) Powieść. Przekład dr. B. Prusika. Praga 1903, in 8°, str. 831.
2. Komediantka. Roman, z polštiny přeložil dr. Bořivoj Prusik. Díl I, str. 428. Díl II, str. od 423 do 976. V Praze. Nakł. S. Beaufort. Knihtiskarna. (1912.)
3. Urir. (Wampir.) Przekład J. Rozvody, Rokycany 1914.
4. Chlopi. (Chłopi.) Polšti sedláci. Przekład K. O. Rypačeka. Praga 1920.
5. Za frontu. (Za frontem.) Przekład J. Rypačeka. Plzeň 1921.
6. Ze země Chelmonské. Dojmy a zaznamy. Přeložil Otto F. Babler Olomouc. Nákladem R. Promberga. Tiskl B. Knechtl a spol. 1924. 8°, str. 88. (Moravsko slezská kronika r. XXII sv. IV — V.)
7. Koledna goska. Legenda chłopska w języku czeskim. Polet. God II. Nr. 11.
8. Rok 1794. Posledni snem republiky. Spisy. Svorek I. Historycky roman. Přeložil Stanislaw Minarîk. Praha. Nahl. Stanislaw Minarîk. Typ. Ed. Leschingera. 1925, 8° str. 402+2 nlb.
9. Rok 1794. Nil desperandum. Svorek II. Praha. Nahl. i druk j. w. 1926, str. 412+2 nlb.
10. Rok 1794. Povstani. Svorek III. Praha. Nahl. i druk j. w. 1926, str. 382+2 nlb.
11. Lili. Svorek VIII. Praha. Nahl. i druk j. w. 1926, str. 248+4 nlb.
12. Vzpoůra. Svorek IX. Pohadka. Praha. Nahl. i druk j. w. 1926. 8° str. 174+2 nlb.
1. El casamiento de Maciej Boryna. (Skrót pierwszego tomu „Chłopów“.) Przekład prof. C. Pereyra, wstęp Tadeusza Peipera. Madryt 1920. (Wyd. „Atenae“, w serji „Biblioteca de autores extranjeros“).
2. Cuentislas, Los grandes polacos. Version directa del polaco de M. Paszkiewicz y B. Jarnes. Contiene: Josef Weyssenhoff. En la tormenta; Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Mosen Pedro; Władysław St. Reymont, El juramento. A retagnardia y El Sacramento. Obra laureada con premio colectivo. Madrid. (S. a.) Imp. de la Biblioteca „Patria“. (1925) 8°, str. 139. (Biblioteca „Patria“ de Obras premiadas. Tomo CCXLI.)
1. Mużyky. Suczasna powist’. Awtoryzowanyj perekład z polskoko M. Pawłyka. Lwiw 1909. Nakł. red. „Diła“. Z „Narodnoji Drukarni“, uł. Lindoho 9. I. Osiń. Str. 280. II. Zyma. Str. 295. III. Wesna. Str. 360. IV. Lito. Str. 309 (1909 — 1910).
1. É giusto. Romanzo. Traduzione dal polacco e introduzione di Ettore Lo Gatto. Roma. Casa editrice Alberto Stock. 1925. 8°, str. 164. (Przekład „Sprawiedliwie“, wstęp jest przedrukiem artykułu z Europa Orientale z pocz. 1925 r.)
2. A taglio dei boschi, racconto. La Fiera Letteraria Anno 1, Nr. 1. 13 decembre 1925.
1. Pojeren. (Chłopi). T. I. Jesień. T. II. Zima. T. III. Wiosna. T. IV. Lato. Tłumaczył z polskiego ze skróceniami N. Blumenthal Warszawa. Wyd. „Nobel“ 1926. T. I str. 97, T. II str. 84, T. III str. 72, T. IV str. 77.
1. Jan Sten: Dusze współczesne. Wrażenia literackie. Lwów 1902. (Wyd. Polskiego Towarzystwa Naukowego.) Władysław Reymont. Str. 17 — 24.
2. Antoni Mazanowski: Młoda Polska w powieści, liryce i dramacie. Kraków 1902. Str. 33 — 52. (Nasi naturaliści: Wł. St. Reymont.)
3. Marja Krzymuska: Studja literackie. Warszawa 1903. (Skład główny w księgarni Stefana Dembego.) Władysław Reymont. (Komedjantka, Fermenty, Ziemia obiecana, Szkice i obrazki.) Str. 83 — 111.
4. Władysław Jabłonowski: Rozprawy i wrażenia literackie. Lwów 1903. (Wyd. księgarni E. Wende i Sp.) Mistrzowskie dzieło. (Wł. St. Reymont „Chłopi“. Powieść współczesna). Str. 371 — 380.
5. Antoni Potocki: Szkice i wrażenia literackie. Lwów 1903. (Wyd. Towarzystwa Wydawniczego.) 1. Szkice. Wł. St. Reymont. Str. 42 — 51. 2. Wrażenia. O „Ziemi obiecanej“ Reymonta. Str. 215-234.
6. Ignacy Matuszewski: Twórczość i twórcy. Studja i szkice estetyczno-literackie. Władysław Reymont (ewolucja talentu). Komedjantka. — Fermenty. — Spotkanie. — Pielgrzymka do Jasnej Góry. — Przemysł w powieści („Ziemia obiecana“). — Pewnego dnia i Sprawiedliwie. Warszawa 1904. (Wyd. Gebethnera i Wolffa.) Str. 177 — 202.
7. Stanisław Brzozowski: Współczesna powieść polska. Stanisławów 1906. Wł. St. Reymont. Str. 136 — 142.
8. Jan August Kisielewski: Życie dramatu. Lwów 1907. (Wyd. Towarzystwa Wydawniczego.) Wł. St. Reymonta „Chłopi“ (część III. Wiosna.). Str. 196 — 206.
9. Jan Lorentowicz: Młoda Polska. Tom II. Stanisław Przybyszewski i Wł. St. Reymont. Warszawa 1909. (Wyd. Księgarni St. Sadowskiego). Str. 103 — 207.
10. K. Nitsch: Mowa ludu polskiego. Kraków 1911. Str. 152 n. (O języku Reymonta.)
11. Czesław Jankowski: „Chłopi“ Reymonta i krytyka niemiecka. Przyczynek do dziejów literatury naszej na obczyźnie. Warszawa 1914. Str. 24.
12. Zdzisław Dębicki: Wł. St. Reymont. Laureat Nobla. Z portretem Wł. St. Reymonta. Warszawa 1925. (Wyd. Gebethnera i Wolffa.) Str. 35. (Krótka charakterystyka twórczości Reymonta.)
13. Wiktor Doda: Władysław Stanisław Reymont. Sylwetka literacka. Tarnów 1925. (Wyd. Księgarni Zygmunta Jelenia.) Str. 48. (Rys życia i charakterystyka podstawowych elementów talentu Reymonta.)
14. Adam Grzymała Siedlecki: Wł. St. Reymont. Studjum. Wstęp do zbiorowego wydania dzieł Reymonta. Warszawa. (Wyd. Gebethnera i Wolffa.) Str. 82.
15. Stanisław Bieśniewicz: Władysława St. Reymonta: Nil desperandum. Powieść historyczna. Druga część trylogji „Rok 1794“. Opracował... Tarnów nakł. i druk Zygmunta Jelenia. 1925. 8°, str. 47+1 nlb. (Bibljoteka Krytyczna Arcydzieł Literatury Polskiej nr. 36).
16. B. — S. E.: Chłopi Wł. St. Reymonta. (Geneza. — Treść. — Charakterystyka osób. — Tematy.) Opracował... Warszawa. Wyd. „Pomoc Szkolna“. Druk J. Hurwicza. 1925. 8°, str. 111+1 nlb. (Charakterystyki literackie nr. 16).
17. B. — S. E.: Rok 1794. (Ostatni Sejm Rzptej) Wł. St. Reymonta. Tło historyczne, geneza, charakterystyka postaci oraz treść utworu. Warszawa. Wyd. „Pomoc Szkolna“. Druk „Oświata“, 1925, 8°, str. 47+1 nlb.
18. Jan Nepomucen Miller: Zaraza w Grenadzie. Rzecz o stosunku nowej sztuki do romantyzmu i modernizmu w Polsce. Warszawa 1926. (Wyd. księgarni F. Hoesicka.) Rozdział 5. Ku uniwersalizmowi: Reymont. Str. 120 — 131.
19. Stanisław Pieńkowski: Maski życia. Warszawa 1926. (Meduza dziejów — Dwie prawdy). Str. 37—51. (O trylogji „Rok 1794“).
20. Adolf Nowaczyński: Góry z piasku. — Reymont a second Sienkiewicz. Str. 204—7.
21. Mieczysław Zgórzewski: „Chłopi“ Wł. Reymonta. (Chłopi jako powieść narodowa, Reymont jako patrjota.) Studjum krytycznoliterackie. Na podstawie źródłowych danych, co o Reymoncie dotychczas napisano: własnych badań autora niniejszego studjum, przez tegoż dla użytku szkolnego opracowane. Warszawa. Druk W. Pokrzywińskiego 1926. 8°, (142X98). str. 47+l nlb.
22. E. B. — S.: „Chłopi“ Wł. St. Reymonta. Opracował... Warszawa. Nakł. Wyd. „Pomoc szkolna“. Druk Sikory i Mylnera 1926. 8°, str. 111+1 nlb.
1. Madame Bovet: La terre et la femme. „Revue de Paris“ z dnia 1 i 15maja i l i 15 czerwca 1911.
2. Maurycy Muret: Contemporains étrangers. Lausanne 1914. Str. 1-44.
3. Ellen Key: De polska bönderna. Stockholm 1917, Księga „Polonica“. Str. 103.
4. Fryderyk Book: Essayer och kritiker. Tom IV. Stockholm 1918.
5. Z. L. Zaleski: Les deux aspects du roman polonais — Żeromski et Reymont. („Mercure de France“ z 1/X 1920.) Str. 35-63.
6. Frank L. Schoell: Les paysans de Ladislas Reymont. Paris 1925. Belles Lettres. Str. 56+6 nlb.
7. Jean Lorentowicz: Ladislas Reymont. (Essai sur son oeuvre.) Varsovie 1925. Str. 51.
8. Leonard Kociemski: L. S. Reymont. Roma. A. F. Formiggini. Str. 56+1, 32°, 1925.
9. P. Cazin: Pour le cercueil de Ladislas Reymont. „Revue catolique des idées et des faits“, Octobre 1925.
10. M. dell’Isola: Ladislas Reymont. „Bilychnis“ 1926.
11. Dr. Damiani: Due grandi prosatori polacchi: Żeromski e Reymont. „La Cultura“ 1926.
12. Frank Wollman prof. dr.: Żeromski a Reymont. (K slovanskému indyvidualismu). Bratislawa 1926, 8°, str. 31+1 nlb.
13. Roman Dyboski: Żeromski and Reymont. „The Slavonic Reviev“ vol. IV. Nr. 12. March 1926.
14. Paulin Daude: „Romanciers et conteurs étrangers: Ladislas Reymont“. Divers. La Libraire, 31 Mars 1926. Nr. 249.
15. H. Grappin: Ladislas Reymont (biogr.). „Larousse mensuel illustre“. Mars 1926.
16. Boleslas Srocki: Ladislas Reymont. „L’Est Européen. 6-me Année. Nr. 1. Fevrier 1926.
17. Svitil — Karnik: „Pod peruti bilého orla“. (Zbiór artykułów o Polsce m. in. o Kochanowskim, Mickiewiczu, Krasińskim, Sienkiewiczu, Reymoncie i Żeromskim).
1. Z. Wasilewski: O „Pielgrzymce do Jasnej Góry“. Wisła 1895.
2. Ignacy Matuszewski: Chłopi. „Tygod. Ilustrowany“. 1904. Nr.49 i 50.
3. Krzeczkowski: Reymonta „Chłopi“. „Krytyka“ 1904.
4. Henryk Galle: Prace i dnie ludu polskiego w „Chłopach“ Reymonta. „Bibljoteka Warszawska“ 1904.
5. Włast: Wł. St. Reymont. Chłopi. Jesień — Zima. „Chimera“ 1905. (Z. IX, str. 495—500.)
6. Antoni Mazanowski: „Chłopi“ Reymonta. „Przegląd Powszechny“ r. 1909.
7. W. Ambroziewicz: Z powodu „Chłopów“ Reymonta. (W obronie duszy chłopskiej.) „Przegląd Krytyki“. 1910. Nr. 20.
8. A. Strzelecki: Chłopi. „Sfinks“ 1910.
9. R. Bergel: Nieznana karta w twórczości Reymonta. Polonia 134. (O dramacie „Przegrana“.) „Museion“ 1911.
10. Ign. Matuszewski: Rok 1794. „Książka“ 1914.
11. J. Mańkowska: „Ziemia“ Zoli a „Chłopi“ Reymonta. „Pamiętnik Literacki“ 1917.
12. E. Klich i J. Rozwadowski: Reymontowe „bych roztrwonili, pociągnęli“ etc. „Język Polski“ 1922. VII. 3. Str. 83-86.
13. St. Lam: Laureat Nobla Wł. St. Reymont i kilka jego zwierzeń. „Naokoło Świata“ 1924. Nr. 8. Str. 6—23.
14. Ixion: Władysław St. Reymont laureatem Nobla. „Wiadomości Literackie“, nr. 47 z dnia 23 listopada 1924. Str. 1.
15. Adam Grzymała Siedlecki: Ś. p. Wł. St. Reymont. „Tygod. Ilustr.“ nr. 50 z dnia 12 grudnia 1925. Str. 992.
16. Wł. Zawistowski: Władysław St. Reymont — pisarz i człowiek. „Tygod. Ilustr.“ nr. 50 z dnia 12 grudnia 1925 str. 993-994.
17. R. Zawiliński: O języku Reymonta. „Nowa Reforma“ z dnia 15 sierpnia 1925.
18. Jan Nepomucen Miller: Reymont jako poeta pracy. „Wiadomości Literackie“, nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 1.
19. Kornel Makuszyński: Lew u siebie w jaskini. „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 2.
20. Leon Pomirowski: Na marginesie twórczości Reymonta. „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 4. (O pierwiastku kosmicznym „Chłopów“ Reymonta.)
21. Emil Breiter: Nowa powieść Reymonta. („Bunt“.) „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 4.
22. Nh. i Jm.: Ostatnie wydawnictwa Reymontowskie. („Legenda“ — „Pęknięty dzwon“ — „Przysięga“) „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 4.
23. Rf.: Zagranica o Reymoncie. „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (59) z dnia 15 lutego 1925. Str. 5.
24. Anatol Stern: Władysław Reymont. „Wiadomości Literackie“ nr. 50 (102) z dnia 13 grudnia 1925. (O chrystjanizmie „Chłopów“.)
25. Jam: O Reymoncie. (Przegląd prasy.) „Wiadomości Literackie“ nr. 50 (102) z dnia 13 grudnia 1925. Str. 4.
26. Stanisław Wędkiewicz: Dokoła literackiej nagrody Nobla z roku 1924. I. Nagroda literacka Nobla. II. Reymont laureatem Nobla. („Chłopi“ Reymonta w Szwecji.) „Przegląd Współczesny“, wrzesień 1925, nr. 41, str. 334—392.
27. C-Ski: Gdzie stała kolebka Wł. Reymonta. „Kurjer Warsz.“ nr. 358—361. grudzień 1925. (Szczegóły biograficzne).
28. Jan Nepomucen Miller: Ku czci Władysława Reymonta. (Przemówienie na akademji żałobnej.) „Wiadomości Literackie“, nr. 1 (105) z dnia 3 stycznia 1925. Str. 3.
29. Frederic Lefebre: Une heure avec Ladislas Reymont. „Les Nouvelles Litteraires“, Paris, mai 1925, nr. 134. (Szczegóły biograficzne.)
30. Zygmunt Wasilewski: Władysław Reymont. „Myśl Narodowa“, nr. 11 (50) z dnia 12 grudnia 1925. Str. 161—163.
31. Józef Birkenmajer: „Że taki wielki posąg — z jednej bryły...“ (O życiu i twórczości Reymonta słów parę ) „Myśl Narodowa“, nr. 11 (50) z dnia 12 grudnia 1925. Str. 163—165.
32. Adolf Nowaczyński: Ostatnie dzieło Reymonta. „Myśl Narodowa“, nr. 11 (50) z dnia 12 grudnia 1925. Str. 165—167. (O „Buncie“ Reymonta).
33. Aleksander Świętochowski: Nad uczonym grobem. „Tygod. Ilustr.“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 24—25.
34. Stanisław Miłaszewski: Głos energji pierwotnej u Reymonta. „Tygodnik Ilustrowany“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 26.
35. Adam Szelągowski: Artyzm historyczny Reymonta. „Tygod. Ilustr.“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 26—28.
36. Feliks Gwiżdż: Nie przypowieść to... „Tygod. Ilustr.“ nr. 2. z dnia 9 stycznia 1926. Str. 29.
37. Kornel Makuszyński: W Kołaczkowie Pana Reymontowym. „Tygod. Ilustr.“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 32—38.
38. Zdzisław Dębicki: Reymont w Ameryce. „Tygod. Ilustr.“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 34—38.
39. Piotr Choynowski: Dusza Reymonta. „Tygod. Ilustr.“ nr. 2 z dnia 9 stycznia 1926. Str. 38.
40. A. Wodziński: Reymont o sobie. („Kurjer Warszawski“, nr. 1, styczeń 1926.) (Autobiografja Reymonta).
41. Stefan Kołaczkowski: Kilka uwago Reymoncie. (O „Komedjantce“ i „Fermentach“) „Przegl. Wsp.“, Kraków, luty 1926. Nr. 46.
42. Paweł Cazin: O Reymoncie. „Wiadomości Literackie“ nr. 7 (111) luty 1926. (Szczegóły biograficzne.)
43. Józef Kallenbach: Reymont a Żeromski. „Przegląd Współczesny“, Kraków, luty 1926. Nr. 46.
44. Z. Dreier ks.: Metryka Wł. St. Reymonta. „Warszawianka“ 1926. Nr. 3.
45. Adam Grzymała Siedlecki: Ze wspomnień o Reymoncie. „Gazeta Bydgoska“. Nr. 1. 1926.
46. Z. Falkowski: Ostatnie utwory Reymonta. Dodatek Lit. do Dziennika Willeńskiego 12.
47. Z. Falkowski: Artyzm Reymonta. Dodatek Lit. do Dziennika Wileń. 13.
48. Z. Falkowski: Reymont jako kolorysta. Dodatek Lit. do Dziennika Wileń. 14.
49. St. Papée: Żeromski i Reymont. (Próba paraleli cech i znaczenia). Przyjaciel Szkoły. Str. 163—171.
50. Leon Płoszewski: Twórczość Reymonta. „Ziemia“. Dwutygodnik krajoznawczy ilustrowany. R. 1926. Nr. 2 z dn. 15 stycznia.
51. Jarosław Iwaszkiewicz: „Un douloureux anniversaire. Stefan Żeromski et Władysław Reymont. „Pologne litteraire“ nr. 2. Varsovie, 15 novemhre 1926.
- ↑ Wszystkim, którzy w ciągu pisania tej pracy udzielili mi cennych wskazówek, a w szczególności prof. dr. Ryszardowi Skulskiemu, składam na tem miejscu najserdeczniejsze podziękowania. K. B.
- ↑ A. Wodziński: Reymont o sobie. (Autobiografja twórcy „Chłopów“). — „Kurjer Warszawski“ nr. 1 z dnia 1 stycznia 1926 r.
- ↑ Bliższe szczegóły dotyczące wsi i okoliczności, wśród których urodził się Reymont, zamieszcza C-ski w artykule „Gdzie stała kolebka Wł. St. Reymonta“ („Kurjer Warszawski“ nr. 358 — 61 z dnia 24 grudnia 1925 r, ). Autor tego artykułu zamieszcza odpis metryki chrztu Reymonta, z której wynika, że ojciec Reymonta nosił nazwisko Reymentą.
- ↑ Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej.
- ↑ Dębicki ma na myśli większe monografje historyczne.
- ↑ Autor artykułu C-ski („Gdzie stała kolebka Wł. St. Reymonta“) twierdzi, że pierwszym utworem Reymonta była nowela p. t. „Obrazek syberyjski“, wydrukowana w r. 1893 w „Myśli“.
- ↑ Paweł Bourget (ur. w r. 1852), wybitny francuski powieściopisarz, mistrz powieści psychologicznej i uczeń Zoli, napisał między innemi powieść „La terre promise“ (1892).
- ↑ Podróż tę opisuje szczegółowo Zdzisław Dębicki w artykule „Reymont w Ameryce“. „Tygodnik Ilustrowany“ nr. 2 z 9 stycznia 1926. Wł.
- ↑ Stanisław Windakiewicz: Dokoła literackiej nagrody Nobla z roku 1924. „Przegląd Warszawski“ nr. 41, wrzesień 1925.
- ↑ Zola żądał, aby powieść opierała się na naukowej metodzie eksperymentalnej, poznając determinizm zjawisk i szukając praw takich, jak system filozoficzny, zaprzeczający wpływowi osobistemu na dziedziczność i wpływ środowiska. „Powieść eksperymentalna“ — powiada Zola — „jest następstwem rozwoju naukowego wieku. Ona kontynuuje i uzupełnia fizjologję, która sama opiera się na chemji i fizyce. Stawia ona za przedmiot badania, w miejsce człowieka abstrakcyjnego i metafizycznego — człowieka naturalnego, podległego prawom chemiczno-fizycznym i determinowanego przez wpływ środowiska. Słowem, jest to literatura naszego wieku naukowego, podobnie jak literatura klasyczna i romantyczna odpowiadała wiekowi scholastyki i teologji“ (E. Zola: Le roman experimental. Paris 1880. Str. 22).
- ↑ Impresjonistyczny styl Goncourtów odrzucał wszelkie gramatyczne prawidła i niewzruszoność budowy zdań i dążył do oddania każdego odcienia subtelnych uczuć, jak również nieuchwytnego zapachu, otaczającego jak tajemnica ludzi i rzeczy.
- ↑ Konsekwentny naturalizm opierał się na zasadzie, że artysta jako odtwórca rzeczywistości jest człowiekiem, którego wszystkie zmysły czyhają, aby oddać najdrobniejsze ruchy, odgłosy, odcienie i zmiany obrazu zapomocą codziennej mowy ludzkiej. Mowa ta jest mową przyrody, prawdziwą, niefałszowaną, oddającą najistotniej rzeczywiste, najtajniejsze oblicze człowieka i przyrody.
- ↑ Antoni Potocki: „Polska literatura współczesna“. Część II. Kult jednostki. 1890 — 1910. Str. 63. Potocki dopatruje się w twórczości Reymonta dążenia do powiązania wszystkich powieści w jakąś organiczną całość, podobnie jak to uczynił Balzak w „Komedji ludzkiej“; przeprowadza przytem trafną analogję między Balzakiem a Reymontem.
- ↑ Leon Pomirowski: Na marginesie twórczości Reymonta. „Wiadomości Literackie“ nr 7 (59), str. 4: „Czyż napół barbarzyńskie w uczuciach i czynach życie Antka lub Maćka Borynów“ — pisze p. Pomirowski — „i ich stosunek do ziemi i Jagny nie uwydatnia symbolicznego wprost charakteru życia człowieka na łonie przyrody? Związek z ziemią chłopa polskiego przedstawiony tu jest w sposób kosmiczny. Całokształt i świat!“
- ↑ Treściwy pogląd na literaturą polską mówiącą o chłopie daje Adam Grzymała Siedlecki we wstąpię do zbiorowych pism Reymonta (Wł. Reymont. Str. 52 — 63).
- ↑ Jest to niejako aluzja do naukowej teorji Darwina, wynoszonej do wyżyn kultu religijnego.
- ↑ Statystykę barw w noweli Reymonta „Burza“ opracował W. Doda w swej książce „Wł. St. Reymont“ (str. 40 — 45).
