Wędrówka ziemska artysty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Wędrówka ziemska artysty
Pochodzenie Z obcego Parnasu
Wydawca Księgarnia A. Gruszeckiego
Data wyd. 1886
Druk Bracia Jeżyńscy
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Budziński
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Wędrówka ziemska artysty.

Dramat w dwóch aktach.



Akt I.
(Przed wschodem słońca.)

Artysta (ustawia na stalugach portret otyłéj, szkaradnéj, pełnéj pretensyi kobiety; lecz za pierwszem pociągnięciem pędzla zdejmuje go).
Ta twarz szkaradna pędzel mi wytrąca.

(stawia obraz na boku).

Mamże porzucić ten poranek boski,
Gdy spoczywają przedmioty méj troski,
Me drogie dzieci, żona kochająca.

(zbliża się do okna)

Jutrznio! twym blaskiem ziemia się ożywia,
Serce młodzieńczém czuciem się roztkliwia,
I łzą cię błogą wita oko moje.

(stawia na stalugach obraz Venus Uranii [1] naturalnéj wielkości).
Bogini moja! Gdy przed tobą stoję,
Pierwsza młodości radość mnie przenika.
Twój kształt niebiański tulę na me łono
Siłą uczucia, jakby narzeczoną.
Tyś moją wszędzie, gdzie pędzel cię tyka;
Nie! jam jest twoim, bo ja żyję tobą,
Piękność piękności, ty świata królowo!
I za monetę oddać cię zdawkową!
W mieszkaniu głupca będziesz ścian ozdobą,
Któremu nie żal dać lichą zapłatę,
Byle przed okiem mieć cacka pstrokate.

(spoglądając na sąsiedni pokój).

O! będzież dziatwa ma uradowana,
Gdy się odemnie przeniesiesz w dom pana,
Za opłaceniem do mych rąk daniny:
Dostaną chleba zgłodniałe dzieciny!
Ty mię opuścisz! Nie! on cię mieć będzie;
Lecz, zdroju życia! on cię nie posiędzie!
Pociecho moja! kiedy w tobie tonę,
Lubą rozkoszą zmysły upojone!

(słychać krzyk dziecka)

Aj! aj!


Artysta

Mój Boże!

Żona artysty (obudziwszy się).
To już i dzień biały!
Nie spisz?... Mój mężu rozpal ze dwie szczapki,
I przystaw wodę w ten garnuszek mały,
Bo muszę dziecku przygotować papki.

Artysta (zatrzymując się na chwilę przed obrazem).
Moja bogini!

Starszy syn artysty (wyskakuje z łóżka i przybiega boso).
Może pomódz tacie?


Artysta

To przynieś drzewa lub wiórków, co macie.



Akt II.



Artysta

Ktoś do drzwi stuka, zobaczno tam Franio!


Syn (odchodzi i wkrótce wraca).

To ten pan, ojcze, z tą otyłą panią!

Artysta (stawiając ów ohydny portret na stalugach).

Udam, że niby robię to ladaco.


Żona

Skończno go tylko, to dobrze zapłacą.


Artysta

A przecież robię!
(wchodzi pan z żoną)


Pan

To nam się udało!


Pani

Dzisiaj mi jakoś niedobrze się spało.


Żona malarza

Pani tak zawsze prześlicznie wygląda.


Pan

Ten obrazek w kąciku widziéć mi się żąda.


Artysta

Pan się zakurzy.
(do pani)
Niechaj pani siada!


Pan

Lecz naprzód dobrze ją pojąć wypada:
Bo choć to nieźle, ale niech pan wierzy,
Że podobieństwem w oczy nie uderzy.


Artysta (do siebie)

Właśnie téż na to już się dawno silę,

Pan (biorąc w rękę jakiś obraz w kącie stojący).
To pański portret jeśli się nie mylę?


Artysta

Lat temu dziesięć! byłem wtedy młody!


Pan

Dosyć podobny.


Pani (rzuciwszy okiem na obraz).

Jak dwie krople wody!


Pan

Tak!... dziś ma zmarszczki, twarz więcej zarasta.


Żona artysty (z koszykiem w ręku, do artysty po cichu).
Daj mi pieniędzy, muszę iść do miasta.


Artysta

Niéma!


Żona

To dziatwa z głodu poumiera!


Artysta

Ha!


Pan (zbliżając się do stalug)

Teraz to lepsza jest pańska maniera.


Artysta

Tak, naturalnie, bo coś znaczy wprawa.


Pan

Brawo! to trafił te na nosku garby!
Trza tylko oczom dodać żywszéj farwy


Artysta (do siebie)

Ten człek nieznośny żółcią mię napawa!

Muza (niewidzialna dla innych zbliża się do artysty).
Cóżto? już wątpić zaczynasz me dziecię?
Każdy ma jarzmo, dzwigać je nie snadno!
Kiedy ci płaci, mniejsza że — szkaradną!
Niech sobie stary trzy po trzy ci plecie!
Będziesz się cieszyć w wytchnienia godzinie
Dziełem, co z pędzla twojego wypłynie.
Kiedy się człowiek ciężkim trudem zmęczy,
Tém się mu miléj spoczynek uwdzięczy.
Niebo szlachetnie używać nie broni,
Gdy kto za życia uciechami goni;
Lecz czyż to szczęście twéj duszy potrzebą?
Nie! tyś ukochał świat sztuki i niebo!






  1. Venus Urania (Afrodyta) – bogini idealnéj duchowej miłości; przeciwnie Venus Vulgivaga (Pandemos) była bóstwem zmysłowego uczucia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Stanisław Budziński.