[226]Ulalume.
Chmura niebo mroczyła surowa
I od liści powiędłych szedł szmer —
Od gałęzi powiędłych szedł szmer...
Była ciemna noc październikowa,
Najstraszniejsza z mego życia er...
Był to Aubr, który we mgle się chowa,
I wilgotny, pomroczny las Weir;
Aubr — jezioro, co w mroku się chowa,
I od wiedźm opętany las Weir...
Tam to niegdyś szeroką aleją
Śród cyprysów z swą duszą sierocą —
[227]
Ze swą Psyche błądziłem sierocą,
W dniach, gdy w sercu płomienie goreją,
Jak te ognie, co z wirem i mocą,
Jak te lawy, co wiecznie a z mocą
Aż na Yanik siarczyście się leją
Pod biegunów lodowych północą —
Aż na Yanik jęcząco się leją
Pod tych królestw lodowych północą.
Słowa myśl nam mroczyła surowa
I od marzeń zdrętwiałych szedł szmer —
I od wspomnień zdradzieckich szedł szmer:
Bom nie wiedział, że październikowa
Była noc — ach! najstraszniejsza z er,
Noc śród nocy najstraszniejszej z er —
Że to Aubr, który we mgle się chowa
(Choć-em błądził ongi śród tych sfer),
Aubr — jezioro, co w mroku się chowa,
I od wiedźm opętany las Weir.
A gdy noc opuszczała niebiosa,
Kompas gwiazd zapowiadał już ranek, —
Jako gwiazda, co wróży poranek,
Kres nam drogi rozjaśnia zukosa
Blade światło zza lasu firanek...
I cudowna, srebrzysta lśni kosa,
Róg podwójny — róg dawnych sielanek —
Dyamentowa Astarty lśni kosa,
Róg widomy, róg greckich sielanek.
[228]
„Ona — rzekłem — świetniejsza od Dyany,
Ona krąży po westchnień eterze,
Ona włada we wspomnień eterze,
Ona wie, że wciąż niewypłakany
Ból, gdzie rozpacz na twarzy łez strzeże, —
I nad gwiazd się uniosła rydwany,
By nam w niebie zgotować wieczerzę,
Letejskiego pokoju wieczerzę.
Uleciała nad złote rydwany,
Aby ziemskie oświecać rubieże!
Uleciała nad jasne rydwany,
Aby ziemskie weselić rubieże“.
Lecz uległa nieznanej mi sile,
Wzniósłszy palec do góry: „Nie wierzę! —
Tak mię Psyche mistycznie ostrzeże —
Słuchaj, smutnie tej gwieździe nie wierzę,
Ach, bladości jej dziwnie nie wierzę!
Śpiesz! zbyt długie zostajesz tu chwile.
Śpiesz — uchodźmy! Zaklinam cię szczerze.“
W bólu mówi i skrzydeł swych pierze
Spuszcza w dół, aż sunęły się w pyle,
W zgrozie mówi — i białe swe pierze
Spuszcza w dół, aż tarzały się w pyle,
Aż rozpacznie tarzały się w pyle.
„Siostro — rzekłem — to nic, urojenie!
Płyńmy, płyńmy w ten srebrny blask dalej,
W kryształowy ten blask idźmy dalej:
Sybilińskich to świateł natchnienie,
Co Nadzieją i Pięknem się pali —
Na błękicie tej nocy się pali...
[229]
Z wiarą idźmy w te jasne promienie,
Zaufajmy świetlanej tej fali.
Śmiało dążmy w te czyste promienie,
Szczęście ku nam wybłyśnie z tej fali,
Co na niebie, drżąc, jasno się pali...“
Tak mą Psyche cieszyłem nadzieją,
By ją wyrwać z ponurych tych dum.
I z ponurych wyrwałem ją dum —
I na kres szliśmy dalej aleją,
A na kresie alei był tum...
Jakiś napis na drzwiach nosił tum:
„Jakież głoski tu, siostro, jaśnieją,
Jaki napis na drzwiach nosi tum?“
Rzekła mi: „Ulalume — Ulalume —
To umarłej twej grób Ulalume!“
Jękła pierś ma żałobą surowa,
Jako liści powiędłych ten szmer,
Jak zeschniętych gałęzi ten szmer —
I krzyknąłem: „Ach, październikowa
Noc to była — najstraszniejsza z er,
W roku zeszłym, najstraszniejsza z er,
Kiedym błądził, błądził śród tych sfer —
I przyniosłem tu czerwiom na żer
Straszny ciężar — aż pęka mi głowa —
W noc śród nocy najstraszniejszej z er...
Jakiż demon wiódł mię do tych sfer?
Znam ja Aubr, który we mgle się chowa
I wilgotny, pomroczny las Weir —
Aubr — jezioro, co w mroku się chowa
I od wiedźm opętany las Weir!“