Tytan

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Tytan
Pochodzenie Poezye IV, cykl Wiersze różne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1900
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
TYTAN
Pani Maryi Konopnickiej
w dowód czci i hołdu

Tytan wstał rano. Las, co od świetlistych ros drży
W rannym wietrze: woń świeżą posłał mu do nozdrzy;
Pod nogą czuł drgającą życiem ziemi bryłę,
I uczuł w sobie żądzę, uczuł moc i siłę,
Jaką czuł Czas, gdy z woli wszechwładnego Losu,
Bogów, gwiazdy i ludzi utworzył z Chaosu.

Życie nad nim otwarte trzymało ramiona,
Jak dziewczyna, pragnieniem miłosnem zwalczona.
Wzniósł głowę: oko jego, jak orzeł przegania —
Odetchnął, pierś rozprężył: zda się — niebo wchłania.

Las się od ros świetlistych srebrzył, drżąc na wietrze
I zwisały oliwne gałązki ku ziemi,
Świecąc tłustym owocem i liśćmi lśniącemi.
Zbudziły się narcyzy, pereł szronu bledsze,
I wonny gaj różany, gdzie czerwone kwiaty
Spojrzały w niebo. Gwiazdy, jasne nieba róże,
Gasły jedne po drugich, a na chmur purpurze
Rósł złoty kielich słońca.
Wówczas Tytan w światy,
Co się nad nim niezmierne przetaczały cicho,

Rzucił głos, płomieniami nabrzmiały i pychą:
»O Słońce! Niezrównaną mocą płodną płonne,
Ogień twój, żądzę twoją ja mam w moich żyłach,
Tytan, wykołysany na powietrznych siłach,
U podnóża Olimpu przez wichry przegonne.
Uścisku białych Najad, białych Nimf mnie mało!
Chcę, aby w mych ramionach ciało rzeki drżało,
Jak ciało białych Najad, jak Nimf białych ciało!
Z ust róży, z róż tysiąca, chcę ustami memi
Pić rozkosz, a pod oliw gałęźmi tłustemi
Leżąc, czekać, aż rosa z nich na skroń mi spłynie,
Jak łza szczęścia, rozkoszą wydarta dziewczynie.
Piersi łąk objąć pragnę, biodra gór, co szczytem
Wieńczą się umajeniem śniegów srebrnolitem,
Jak lilijową koroną. Niech wicher, co w szale
Pożarem dusi palmy i w wir spiętrza fale
Oceanu, że tonie flota przerażona,
Otoczy mnie, okręci, jak białe ramiona,
Gorące tak jak ogień i szybkie, jak piorun!
Deszcz promienisty, bujny, z jasnych chmur, złotorun,
Którym się rozwiewają, szalejąc, niebiosy,
Niech mi na barki moje upadnie, jak włosy,
Włosy długie, jedwabne, pozłociste, lśniące,
A płomień, żar, pęd ognia ty daj z siebie, Słońce!

Niech mi jeziora szemrzą o wieczornej porze
Te szepty ciche, słodkie, co zmieniają łoże

W eteryczną wędrówkę po niebios przestrzeni,
Jakby świat był z bzów wonnych dziany i z promieni.
Niech mnie morze kołysze na falistem łonie,
Niech wznoszę się, opadam, kiedy wzrok mój tonie
W oczach gwiazd, co nade mną błyszczą się tak złote,
Jak źrenice Oread, zawiedzionych w grotę,
Gdy pierś mą z piersią swoją pragną na wiek skować,
A szał miłosny dłoń mą skłania je całować.
W objęcia me, jak tabun rozhukanych koni
W nurt rzeki w czas spiekoty, aż zawre i bryźnie,
Pędź Naturo! Istoty niech się nasze bliźnie
Spłyną w jeden wir boski, w jedną Moc, od której
Zadrży Ossa i szczyt się Pelionu pokłoni
I Cyklopów potworne zatrzęsą się mury!
Upojony mnie godnem szczęściem, oczy moje
Wzniosę, kędy Olimpu są złote podwoje.
Tam chodzą jasne bogi, bóstwa niepożyte,
Tam Zeus piorunem groźny, biała Afrodyte,
Tam Juno, co się pawiem krasnopiórym wieńczy,
Hebe o bursztynowym włosie, oczach z tęczy
I ta, co nigdy zmazy nie znała, ni grzechu,
Psyche, z kwiatów zapachem i barwą w uśmiechu.
Tam Ares z włócznią dartą z leśnego jaworu,
Tam Apollo z kołczanem, bóg śpiewu i moru,
I Dyana, łowczyni, co dzirytem śmiele

Dziki o kłach błyszczących w czarnej puszczy ściele —
Tam pójdę!... Między bogi!... Pięścią mą wywalę
Bramę kutą i w jasne wejdę nieba sale!
Życie bogów zdobędę! Krew w piersiach mi huczy —
Niech będę tak jak oni! Niech na włos mój kruczy
Upadnie liść laurowy, a pod nogi moje
Biją ofiarnych dymów wonne, gęste zwoje!
Chcę bóstwo zdobyć! W uścisk gdy ujmę naturę,
Cóż więcej zdobyć mogę?! Będzież co w przestworze
Jeszcze dumy mej godne? Wyższe nad mą żądzę?
Olimpu mi na ściężaj rozpękną wrzeciądze,
Jak psy, Zeusa pioruny powiążę w obroże,
Sam, jak piorun wpadając w rozpostartą chmurę!
Chcę władać! Gdy ramiona me prężę, to zda się,
Ty sam drżysz na swym wozie stukołowym Czasie,
Bym za szprychy chwyciwszy gdzieś u nieba ścieku,
Wozu twego nie zdzierżył i nie wstrzymał wieku,
Albo zgoła twój rydwan strącając w otchłanie,
Dał światu cichą wieczność, wiekuiste trwanie!
Żaden z bogów tej myśli powziąć się nie ważył...«

Tak wołał, a ząb mu się świecił i wzrok żarzył
I Najady zbudzone świtaniem i głosem,
Patrzały z wiklin wodnych, otulone włosem,
Gdzie się srebrzyły listki i skąd się ku ziemi

Staczał szron kropelkami w słońcu świecącemi.
Toż Fauny, nim swe trzody popędzą ku wodzie,
Dziwią się bohaterskiej sile i urodzie
Tytana, co jak dębczak wyrosły na łące,
Stał, podobny do boga. Zaś Nimfy pragnące
I nigdy nie dość syte miłosnej pustoty,
Rozczesywały muszlą włos miękki i złoty,
Aby podnieść swą piękność i powab pieszczony,
Błyszcząc różowem ciałem przez złote zasłony.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.