Trzydzieści morgów/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Kosiakiewicz
Tytuł Trzydzieści morgów
Wydawca Wydawnictwo imienia Mieczysława Brzezińskiego
Data wyd. 1912
Druk F. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Zaczęło się teraz dla Bartka życie pełne zgryzot i niepokoju. Niemiłą mu się stała ta ziemia, którą posiadł, gdy przypomniał sobie życie przeszłe, gdy pomyślał: „tam dusza starego Tomasza wie o oszukaństwie z testamentem“.
I Jagna także nie była taka rada w duszy, jak z początku.
Niepokoiła ją ta smutna ciągle mina Bartka, który przed nią nie chciał powiedzieć, co za robak gryzie jego serce. Jagna domyślała się, co to był za robak. I ją gryzło zmartwienie, ale nie o to, że grzech popełniła, lecz żyła ona w ciągłym strachu, czy się oszustwo nie wyda.
Wkrótce przekonała się bowiem, że z chytrym Niemcem nie da sobie rady. Przypiął on się do dobytku, niby cielę do cycka, ssał pieniądze bez miary i litości.
Przepił on był wszystko, co dostał, pracy nie lubił tak okrutnie, jak okrutnie lubił wódkę, więc też gdy zbrakło pieniędzy, szedł po nie wprost do Jagny.
Kobieta chciała z początku odczepić się od niego. Ale Niemiec teraz gadał, że należy mu się połowa całego dobytku, piętnaście morgów, bo tylko z jego łaski ma Bartek i Jagna ten grunt i chałupę.
Przychodził więc często w odwiedziny do Jagny i zawsze uniósł, jeżeli nie co gotowizny, to choć ćwierć jakiego zboża na plecach, które karczmarz przyjmował bardzo chętnie.
Z początku było we wsi cicho, ale potem ludzie zwrócili uwagę na częste stosunki Aplasa z domem Bartkowym.
Spostrzegli, że jak rok długi, Niemiec ani na jeden dzień do pracy się nie wynajął, a niema dnia, żeby do karczmy nie wstąpił i wódki sobie pożałował.
Zaczęli więc to tłomaczyć sobie tem, że Jagna z Aplasem znają się bliżej.
I chodziła ta plotka po wsi od baby do baby, od chałupy do chałupy, aż wreszcie pewnego razu jakiś chłop pijany w kłótni powiedział wprost w oczy Bartkowi, co gadają o jego żonie i rudym Niemcu.
Chłop zakipiał cały.
Uwierzył temu odrazu, nie domiarkowawszy się powodu.
W strasznym gniewie przyleciał do chałupy i wprost kułaki zaciśnięte przystawił do oczu żony.
— Co ci to! co ci to! — zawołała przelękniona Jagna.
A gdy powiedział Bartek, o co mu chodzi, zaczęła się śmiać.
Bartek stanął zadziwiony.
Już ją miał bić, ileby wlazło, i spodziewał się, że ona będzie, albo krzyczeć, że to nieprawda, co gadają, albo zaklinać się lub płakać, a ta się śmieje.
— Oj! ty głupi! głupi! — powiedziała mu wreszcie.
Bartek do reszty zgłupiał.
— A co rzekł po chwili. — Może się zaprzesz?
— Kto ci to powiedział? — zapytała.
— Ludzie.
— Oj, ty, baranie! I tyś zaraz dał temu wiarę.
— Może to nieprawda? Może nie chodzi tu Aplas, może mu nie dajesz pieniędzy i zboża.
— A to ty nie wiesz, za co mu daję?
Bartka odrazu ominęła złość i w głowę jego weszło zrozumienie, że ludzie dlatego pozór nadają taki, iż nie wiedzą rzeczywistej przyczyny, co jest między Jagną a Niemcem.
Od tej chwili patrzał na Aplasa, jak pies na kota.
Wiedział, że po wsi trzęsie się plotka o nim i jego żonie, a nie mógł Niemcowi zabronić przychodzenia do Jagny, bo bał się, aby w złości nie wygadał prawdy, czem chytre Niemczysko ciągle groziło.
Od tego czasu jeszcze markotniejsze wiódł życie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Kosiakiewicz.