Tristan II (Sułkowska, 1917)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Sułkowska
Tytuł Tristan II
Podtytuł Wiersze ulotne i fragmenta
Data wyd. 1917
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
TRISTAN II.
WIERSZE ULOTNE
I FRAGMENTA



KRAKÓW 1917
Kraków. — Druk W. L. Anczyca i Spółki.
TRISTAN II.
DRAMAT W TRZECH CZĘŚCIACH
DRAMATU CZĘŚĆ PIERWSZA.
MIŁOŚĆ.

Krajobraz nad brzegiem morza, wczesnym rankiem dnia pogodnego. Morze jasne, mgła prześwietlona słońcem otula dolne części skał nadmorskich. Wśród skał pnie się kabłąkowata ścieżka »en dos d’âne«. Na przełęczy stoi Tristan II. Izolda wychodzi ścieżką z mgły na przełęcz; na widok i słowa Tristana zatrzymuje się.

TRISTAN II.

Kto jesteś Ty?
Z porannej mgły
Wypływasz w brzask...
Słoneczne skry
W Twych włosach lśnią,
W Twych oczach blask.


A postać Twa
Jak dziki kwiat
Od rosy lśni...
Kto jesteś Ty?

Widziałem Cię
W pogodną noc
Poświaty...
Gdy księżyc już,
Ze srebrnych kruż,
Lał światło mdłe
Na Twoją brew
I szaty.

Widziałem Cię
W burzliwy dzień,
Gdy z trzaskiem skier,
Z łomotem drzew,
Z nawałem chmur
Zły wicher dął.
Twój rumak piął.
W Twych oczach skry,
W Twych oczach grot.
Spokojna dłoń,
Spokojny głos.

A potem w lot,
Choć wicher dął,
Choć piorun klął
Twój dziki koń
Rwał pustką błoń
Posłusznie.

I dzisiaj znów
Z mych wschodzisz snów,
Jak wiosny wieść,
Jak świata treść
Promienna.
Kto jesteś Ty?
Twe imię znam:
Izoldą chrzcę
Bo Tristan jam
Jest drugi.


IZOLDA

Kto jesteś Ty?


TRISTAN II.

Z dalekich włość
Jam zawsze gość,
Bo Tristan jam
Jest drugi.


Kraj cudny znam…
Powiodę Cię
Nad głupstwa ćmę
W zaklęty świat…
O daj się wieść Izoldo!


IZOLDA (z przerażeniem i rozpaczą)

Nie mogę, nie,
Ja nie znam Cię!


TRISTAN II.

Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
To nie jest Czar,
To nie jest Dar
Miłości.
Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
To nie jest Tajń
Światłości.

Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
To nie jest Moc
Rządząca.

Moc, którą czci
Brzask rannych zórz
Zwierciadło mórz
I pełń i nów
Miesiąca.

Moc, której prąd
Kieruje bieg
Strumieni gwiazd,
Kometów ścieg
Przez pustek kir;
I mgławic wir
Śrubowy.

Moc, która tchnie
W stworzenia pył,
W robaczki mdłe,
Mądrości cud
I siłę sił:
Troskę, by żył
Potomek.

Moc, która dmie
Przez złudzeń mgłę,

Jak zimny wichr
I deszczem iskr
Na wieszczów skroń
Opada.
By dali żer
Światu co drwi:
Swych myśli szmer,
Tętno swej krwi.

Moc, która jest
Jak świtów cud,
Jak strumień z gór,
Jak rytm bez słów,
Jak ognia chrzest.
I rodzi z krwi,
Z wiedzy i z łez:
Zdobywców ród,
Proroków chór
I świętych huf.

Jeżeli wiesz,
Rozumem mierz:
To nie jest bój
Półbogów.

Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
To nie jest Kierz
Płonący.

Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
Nie pójdziesz gdzie
Golgota.
Jeżeli znasz,
Jeżeli wiesz,
To nie jest Pieśń
Żywota.

(Bierze w dłonie twarz Izoldy i patrząc jej w oczy)

Jeśli mnie znasz,
To odwróć twarz
I idź i gardź
I czekaj aż
Z dalekich włość
Przybędzie gość
Nieznany.
Czy ty mnie znasz?


IZOLDA (patrząc mu w oczy)

Nie, nie znam Cię!

(uwalnia się, lecz nie odchodzi).

TRISTAN II. (radośnie obejmując ją)

Izoldo, stój!
W półbogów bój
Cię wwiodę!


IZOLDA (mówi to ze spuszczonemi oczyma i składając ręce jak do modlitwy)

Nie godnam biec
Śladem Twych stóp;
Nie godnam rzec:
Niech stanie się
Co Pan mój chce.
Tristanie wiedź.


TRISTAN II. (bierze znowu jej twarz w dłonie i patrzy jej w oczy)

O cudna głąb
Pokory!…
Gdzie tajnie tli,
Niechcący lśni
Skra, która drwi
Z Rycerza.

Zwyciężę ja,
Lecz iskra ta

Faluje, mży...
Jak otęcz szkli,
Wygasa, lśni,
Jak powiew drży.
Umyka rąk,
Jak rosa łąk;
Jak ranny brzask,
Jak pereł blask,
Jak strumień żyw,
Jak pieśni spływ…

Zwyciężę ja;
Lecz iskra ta
Zanika, drga,
Barw tęczą gra,
Prześwieca kurz
I spływa już
W dni nowych brzask,
W chwalebny blask
Zwycięstwa.

Zwyciężę ja;
Lecz tajna skra
W głębinie tli,
Wygasa, lśni,

Niewinnie drwi
Z Rycerza.

(Opamiętując się)

Chodź, sfinksie mój!
W półbogów bój
Cię wiodę.

(Kurtyna).
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ »MIŁOŚCI«.




DRAMATU CZĘŚĆ DRUGA.
MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ

Komnata w starym zamku, u szczytu dachu. Okno i drzwi B na balkon z żelazną kratą, uwieszony na wysokiej ścianie; z balkonu rozległy widok na okolicę; jest po zachodzie słońca; drugie drzwi A w głębi komnaty.

GŁOS IZOLDY (za A)

Czy klucz ten znasz?
Czy sobie dasz
Z nim radę?


TRISTAN II. (otwierając A)

Patrz, stare drzwi
I stary klucz,
Na zamku rdza
Jak plama krwi.


IZOLDA

Dziwne zwiedzamy komnaty

(rozgląda się i idzie do okna)

Róże się cisną do kraty,
W szkarłacie mrą…


TRISTAN II. (w zamyśleniu)

Pył, pleśń i kurz
I zapach róż...

(Idzie do okna)

U okien krat
Pajączek tka
Śmiertelną sieć...

(Milczenie, patrzy przez okno)

Zamiera świat...

(Po chwili)

Nie! zorza drga.
Leć, słońce, leć!...

(Wychodzą po chwili na balkon).
(Patrzą, milczenie).


TRISTAN II.

Izoldo patrz:
Mrok płynie już;

W pozłocie zórz,
W poblasku chwał,
Widziadeł chram
Wygasa.

Podaj mi dłoń:
Śmiertelna toń
Od martwych skał,
Od ciemnych bram
Przypływa.

Nicości lęk,
Jak fali plusk,
Jak piasku szmer,
Jak niemy jęk,
Pierś ludzką mdłą
Przeszywa.

Izoldo czuj:
Pęd ziemi już
W słoneczny kurz,
W słoneczny trop,
Pod nowy strop
Ją niesie.


Izoldo wierz:
Wygasa cud,
Potęga dnia
Omdlewa;
Gdzieś świta wschód,
Południa żar
Się zlewa.

Izoldo ślij
Twych oczu strzał
W niebiański mrok,
W bezdenny świat…
Tysiące lat
Nie wzniosą ciał,
Gdzie teraz wzrok
Spoczywa.

Niech rzuci brzeg,
Niech płynie wzrok
W niebiański mrok,
W strumienia bieg
Bez kresu.

Izoldo klęcz:
Z mgławicy tęcz,

Jak pieśni mit,
Powstaje byt
I ginie.

Gdzie krwawy blask,
Tam świata brzask,
Z mgieł zimnych szat,
Wytryska.

Gdzie siny błysk,
Tam stary świat,
O lodów ścisk,
Rozpryska.

Izoldo wstań:
Już płynie wzrok
W niebiański mrok
I wyspy gwiazd
Wymija.

I płynie hen,
W Wieczności sen,
W tajemny śpiew,
W rytmiczny zlew
Fal życia i fal śmierci.


(Milczenie — potem zwracają się ku sobie i patrzą na siebie długo jak zaczarowani).



(Tristan II. i Izolda wchodzą do pokoju z balkonu. Tristan II. zapala latarnię ręczną, stojącą w rogu — rozglądają się. W czasie ich rozmowy księżyc wschodzi i po jakimś czasie jedno pasmo promieni zakrada się do komnaty).

IZOLDA

Patrz w ściany wnęk:
Za siatką krat
Spowite w kurz
Słoiki.
Bierz kluczy pęk;
To z dawnych lat
Zwietrzałe już
Apteki.

(Tristan II. otwiera szafkę zagłębioną w niszę ściany. Izolda bierze jeden zapylony słoik do ręki).

IZOLDA

Ciekawa rzecz;
To nie jest lek?
To lapis.

(Podaje słoik lapisowy Tristanowi II.).

Czy widzisz tak?
Tu śmierci znak
I napis.


(Czyta):

»Niech się napije, który się nie boi;
»Niechaj przód drugą duszą się upoi;
»Niech mnie rozsączy w puhar kryształowy
»I zmiesza ze mną sok winogradowy,
»Nie skąpiąc łyżką setnego obrotu.
»Kto mnie zażyje nie zazna powrotu:
»Ja krew i ciało rozkładam zgnilizną,
»Śmiertelną jestem i przednią trucizną«.


TRISTAN II.

Zabawny lek,
Ten śmierci stek
Zwietrzały.

(Rozgląda się po portretach wiszących na ścianach):

Któż pił ten płyn?

(latarnią oświetlając portret pięknej damy w koronkach, o długiej, okrutnej ręce):

Twój biedny syn?
A może raz

Twój wypił paź
Truciznę?

(Spuszcza latarnię).
(Tristan II. namyśla się i odczytuje półgłosem receptę):

»Niech mnie wypije, który się nie boi,
»Niechaj przód drugą duszą się upoi... «

(potem żartobliwie):

Warunki są…

(Rozgląda się).

Puhary lśnią
W miesiącu.

(Idzie do szkieł rozbłyskujących teraz w księżycowym świetle na kominku).

O, patrz na szkło:
Wszak puhar to
Swobody.
Będziemy śnić,
Truciznę pić
Na końcu.

(Po chwili wahania):

Zwróć ku mnie twarz;
Czy wolę masz
Przygody?


IZOLDA

Żadnej nie boję się szkody.
To tylko żart;
Drwię z dawnych kart
Alchemii…


TRISTAN II.

Więc jeden skok,
Ja winny sok
Przyniosę.

(Wybiega. Izolda stoi zamyślona i lekko się uśmiecha).
(Tristan II. wraca z omszałą butelką, roztwiera lapisowy słoik).

To dziwna maść!
To tylko garść
Jest ziemi.

(rozciera proszek w puharze, mieszając z winem).

To dziwny miąż:
Gdy kręcić wciąż
Napęcza.


IZOLDA

Jak złota skra,
Jak krwawa rdza
Rozbłyska.


TRISTAN II.

Jak rubin tli,
Jak szmaragd lśni,
Jak tęcza.


IZOLDA

Jak opal gra,
Jak perła drga,
Rozpryska.


TRISTAN II.

To śliczne jest!
I zwracam cześć
Alchemii.


IZOLDA (bierze puhar, patrzy przez szkło na błyszczący napój i mówi poważnie):

Cudowna pleśń!...
Niech z ludzkich cieśń
Nas zbawi.


TRISTAN II. (staje jak wryty, blednie, — z wahaniem):

Izoldo, wszak
To tylko żart,

Ten śmierci znak…
Czyż nie drwisz z kart
Alchemii?


IZOLDA (oddaje puhar Tristanowi II.)

To może żart,
A może wart
Jest próby.


TRISTAN II. (jak wyżej)

Izoldo, słysz,
Ty może śnisz
Sen zguby?


IZOLDA (jak przez sen, przypominając, patrzy się w Tristana)

U ciasnych bram,
W bezkreśnej rzeki wstąpię wody;
Chcę płynąć tam,
Gdzie płynął wzrok:
W niebiański mrok,
W tajemny śpiew,
W rytmiczny zlew
Fal życia i fal śmierci.


TRISTAN II. (wpatrzony w nią)

Twych źrenic noc
Dwu pieśni moc
Kołysze.

(odwraca głowę i spuszcza twarz ku ziemi}

Przyjąłem zew — —
Tajemny śpiew
Znów słyszę…

(Z nagłem postanowieniem)

Zwróć ku mnie twarz:
Czy wolę masz
Przygody?


IZOLDA

Wysokiej ja pragnę przygody:
Śmiertelnej z rąk Twych pragnę wody.


TRISTAN II. (wznosząc puhar między sobą a Izoldą)

Jak martwy szczęt,
Kaźń ludzkich pęt
Niech padnie.
Żywotów cieśń
Niech nasza pieśń
Odgadnie!

Przyjm z moich rąk
Śmiertelny lek
Trujący krew,
Eliksyr mąk.
Słyszałem śpiew
Wieczystych ech,
Przyjmuję zew —

(Podaje jej puhar kryształowy).
(Izolda w milczeniu pije z puhara do połowy — patrząc w oczy Tristana II. — podaje go Tristanowi II., który tak samo, do dna go wychyla — patrzą na siebie bardzo długo — potem wyciągają ku sobie objęcia).

(Kurtyna).

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ »MIŁOŚCI I ŚMIERCI«.



DRAMATU CZĘŚĆ TRZECIA.
WIGILIA.

W innej części zamku — po północy — Tristan II. siedzi schylony w fotelu, z głową ukrytą w dłoniach - w drugim końcu pokoju Izolda stoi i patrzy przez okno otwarte, opierając się lekko na ręku.

TRISTAN II. (podnosząc się nieco)

Izoldo, Izoldo, Izoldo!
Przeklęty jestem, przeklęty.

(Izolda zbliża się do Tristana i pozostaje przy nim).
(Milczenie).

TRISTAN II.

Marzyłem cudnie nieskończonym szlakiem
I dusza moja w pieśniarskim zachwycie
Leciała chyżo w wszechświatowe życie...
Zatom Kaina piętnowany znakiem.

I cóż, że gdzieś tam w nieskończonym bycie
Dwie fale równe siłą, wzrostem, pędem,
Wciąż się ścierają równoległym rzędem?
Ciebie nie ujrzę o porannym świcie…

(Zakrywa twarz rękoma — — Milczenie)

Bo zwykle ludzie, gdy ich fala niesie
Życia lub śmierci patrzą tylko żłobu;
Jak martwi płyną na życia bezkresie,
Łudzą się życiem zstępując do grobu.

Lecz jeśli komu od życia zarania
Braćmi są ludzie i ptaki i głazy,
Jeżeli w świecie nie zmienne obrazy,
Lecz przedmiot widzi swego ukochania,
Jeżeli patrzy w głębie lazurowe,
Jeśli miłości zdroje kryształowe
Pogodnem czołem on tylko osłania,
To kiedy stanie na żywota szczycie,
W potędze pieśni i miłości świcie,
Śmierci zapragnie, aby posiąść życie.

Marzyłem cudnie w nieskończonym bycie,
Że kiedy w nicość spłynie nasza zorza,
Zabłyśnie znowu jako iskra boża
Na nieskończonym, bezdennym błękicie…

Na wiecznej wadze przesunie się życie,
Gdy muśnie o nią nasza śmierć skrzydlata.
I cóż, choć wzejdzie nowy cud dla świata?
Ciebie nie ujrzę o porannym świcie…

(Milczenie).

IZOLDA

Daremnie chcesz
Rozpaczą truć
Nas zwodną.

Tristanie wierz:
Twarz ku mnie zwróć
Pogodną.


TRISTAN II.

O nie, Izoldo, bo jestem przeklęty.
Przebiła wiedzy i natchnień godzina,
Gdy myśl leciała, jak chyże okręty,
W bezmiar bezgrzeszny, tajemny i święty...
Ale »bez portu było żeglowanie«[1]

Wszechświata pisze nie człowiek równanie.
Wir myśli porwał, jak rozbite szczęty,

W otchłani pustej straszliwe odmęty...
Czekam: trucizna w krew moją się wrzyna,
Czekam, aż zamrze kwiat przezemnie ścięty.

(Wraca do pozy pierwszej:· w miarę jak Izolda mówi odchyla ręce i siedząc wyprostowany wpatruje się w Izoldę).

IZOLDA

Przyjęłam zew:
Jam z Twoich rąk
Eliksyr mąk
Trujący krew
Spełniła.

Lecz z ust Twych czar
Jam śmierci lek
I boski czar
Wypiła.

I z oczu Twych,
Do oczu mych,
Jak tęcza tęcz,
Jak łuna łun,
Żywota Tajń
Zstąpiła.


I moją krew
W słoneczny żar,
W promienny prąd,
W świetlaną moc
Zmieniła.

Dmie boży wiew,
Przez państwo mar,
Od śmierci tam,
W bezkresie.

Wiosenny grzmot —
Mych skrzydeł lot —
Do niebios bram
Mnie niesie.

Radosny prąd,
Jak dym i swąd,
Zwiał Czasu mit
W nizinę.

Jak ostry grot,
Mój śmiały lot
Przecina byt
I płynę.


Płomienny bieg…
Piorunów ścieg
Wyprzedzę.
Aniołów rot
Prześcignę lot
I wiedzę.

Do świateł mórz,
Do zorzy zórz,
W Żywota Pełń
Wstępuję.

I patrzę w wir
Gwieździstych smug,
Słonecznych strug
I mlecznych dróg,
W mgławice.

Jak twórcza skra
Świeci i drga,
Dźwigając świat
Z nicości.

Jak płynie w dal,
Harmonią fal,
Przeczysty prąd
Radości.


I płonę już
Od świateł mórz,
Od zorzy zórz
ŻYWOTA.

(Milczenie).
TRISTAN II.

Błogosławione Twe dziecięce usta,
Błogosławione jasne Twoje skronie
I źrenic Twoich głębia promienista.

Błogosławiona zanim mnie pochłonie
Otchłań obłędna, oślizła i pusta...
Bądź błogosławion mój krysztalny dzwonie.

Jak kiedy człowiek znużony opadnie
W sen śmierci blizki (nie w ten sen skrzydlaty,
Lecz w sen, co żywych w trumnę z głazów kładnie)

Muzykę słyszy: zrazu tylko brzęki
Więzienia jego mury rozkołyszą
A potem w przestrzeń wkradnie się prąd miękki,


Fale powietrza i grają i słyszą;
Ton brzmi osobno; harmonijne dźwięki
Tuż przy nim dzwonią jakby srebrną ciszą.

(Tristan II. z głową w tył przechyloną słucha. — Milczenie. — Izolda klęka przy nim — Tristan II. kładzie rękę na jej głowie).
TRISTAN II.

Już wkrótce noc
Mych źrenic moc
Pochłonie.

Izoldo wiesz:
Wygasa cud;
Potęga dnia
Omdlewa.
Gdzieś świta wschód,
Południa żar
Się zlewa.

(Po chwili)

Już stygnie krew
I marznie dech,
Wygasa skra...

(Milczenie — zamyka oczy)

Śmiertelna mgła...

(Szepce)

Do rytmu ech,
Już słyszę śpiew
Fal życia i fal śmierci…

(Ledwo dosłyszalnym szeptem)

Izoldo, żyj!

(TRISTAN II. gaśnie).
(Milczenie. — Po dłuższym czasie)
IZOLDA

Dmie boży wiew
Przez państwo mar
Od śmierci tam
W bezkresie.

(Patrzy zapatrzona w jeden punkt)

Mych źrenic moc
Już wkrótce noc
Rozniesie.
Już świta wschód
I wzrostem fal
Nadpływa ...
Już wschodzi Cud
I FALA fal
Jest ŻYWA!


Wiosenny grzmot —
Fal żywych lot —
W ciasnotę bram
Uderza.

Jak młotów raz,
W śmiertelny głaz
Zamierza.

Pękł głaz u wrót
I stał się Cud
I cisza.

TRISTANIE ŻYJ!

(Tristan II. budzi się).
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ •WIGILII«.



FINAŁ.
IZOLDA

Błogosławiony, czyja trumna pusta,
Błogosławiony, który przeszedł progi,
I nowych blasków otchłań promienista.


TRISTAN II.

Błogosławiona, która naszła drogi;
Błogosławione jej posłuszne usta
I światów nowych bezkreśne rozłogi,

Które huk bitew ślą w nizinne strony,
O które słońce złote łuny krwawi,
Gdzie milkną wszystkie kryształowe dzwony.


IZOLDA

Błogosławiony jest Rycerz Żywota,
Błogosławione krwawe jego skronie.
Błogosławione są tajemne wrota.


TRISTAN II.

Błogosławiona iskra, która płonie.
Błogosławiona jest Bytu istota
I wody żywej nieprzebrane tonie.



KONIEC »TRISTANA II.«


WIERSZE ULOTNE
I FRAGMENTA
FRAGMENT
Z NIENAZWANEGO POEMATU.

FRAGMENT Z PIEŚNI I.
II.

................
................
...Wiem gdy wzrok oprę o Tatr granit pewny,
Żem wcale nie jest Słowianin rozlewny;
Nad mętną jedność przekładam różnicę:


III.

Dobra i złego, natchnienia, pokusy,
Jutra od wczoraj, i dwu listków w lesie...
A gdy myśl ostrzę o Tatr jasne brusy,
Różnicę rzeczy zaznaczam w okresie,
Nizinnych równań nie zdurzą mnie czary.


IV.

Nie uśpi ducha głos doliny sennej,
Że świat jest zawsze jednaki i płaski,
Że byt w przestrzeni i czasie niezmienny
I zieje nudą z poza złudzeń maski
I że odwieczne powracają mary.


V.

Bom już od dziecka patrzał na zrąb skały,
Którą dźwignęły siły buntownicze,
Gdy ziemię twórcze rozpierały szały,
Gdy duch wbrew ciału rzeźbił jej oblicze
I wzniósł ku słońcu dumny profil chwały!


VI.

Otchłanie światła, w chmurne zwątpień noce,
Nieciły czasem myśli-błyskawice,
Że duch wciąż tworzy poziomu różnicę
I nowy zsyła potok żywej mocy,
Gdy ziemi w błękit podnosi granicę.


VII.

Poznałem później, że prąd ducha rwący
Porywa sobą wszelki byt żywiący

I walczyć każe wiotkiej roślinności,
Za życie świata, za wieczną odnowę,
By świat nie skarlał w równaniach nicości.


VIII.

Poznałem później, że człowiek rozumny
Nie może w spadku pozostawić trumny;
Nim płomień życia spali ciało zdrowe,
Zbudować musi nowości kolumny
I cisnąć z góry czynów ogień żrący!


IX.

Lecz kto na szczycie nie spali się żartwą,
Kto twórcą nie jest, daremnie się trudzi
Uśmiechem stroić bryłę losu martwą:
Szałem się zmysłów lub rozrywek łudzi,
Aż w noc odpłynie smutnej śmierci tratwą.


X.

W dziecku myśl taka nie była świadoma:
Sierota mały, wychowan z starszyzną
Cierpką, posępną, nie wyszedłem doma,
Gdzie dnie się kładły popiołu szarzyzną
Na taflę bytu cichą, nieruchomą...


XI.

Dworzec nasz nizki, ledwo zdał się białym,
Pod dachów wielkich okapem zczerniałym;
W okna patrzały wygięte w kabłąki
Jabłonie stare; jednym skokiem śmiałym,
Byłem w konarach i biegłem na łąki.


XII.

Biegłem jak zając na ranną wyprawę,
Z brylantów mokrą otrząsałem trawę;
Migały mi się, rumiane od świtu,
Tatry wysokie, lub niebo łaskawe,
Nieskończoności otchłań i błękitu.


XIII.

Jesienią biegłem na wzgórki jałowe,
Pławiąc się w zwojach mgieł srebrzystej przędzy;
Po ślizkich stokach pędziłem co prędzej,
Przez ostre skale i upłazki płowe,
Na szczyt, gdzie słońce pieściło mi głowę,


XIV.

Mgłę siwą dołem, a górą złocistą,
Przerosły Tatry: wyspa z skał i z śniegu,

Mierząca w otchłań bladą i świetlistą.
Mgła wypełniała dolinę do brzegu
Gorców lesistych modrego szeregu.


XV.

Patrzyłem długo na mgieł płynne ruchy,
Rozkołysane przez wiatru podmuchy,
Aż je rozegnał powiew wichru ścigły
I poszły konać, srebrzyste i drżące,
W rowach, kotlinach, na rzeczce i łące.


XVI.

Pędziły potem niebem światła duchy,
Fale promieni złote i gorące;
Błyszczały wsparte o jałowca igły
Mdłe pajęczyny, jak promień zastygły
W opalach rosy i srebrnej koronce.


XVII.

A gdy mnie słońca muskały pieszczoty,
Biegłem na pomoc od skry do promienia,
Rzucałem trawom złoto i klejnoty,
Barwiłem rosy w tęczy zamierzenia...
Myśląc, że słońca jestem królewiczem;


XVIII.

Lub chociaż z jasnych duchów pokolenia,
Że ziemia ciemnem wzywa mnie obliczem,
Bym leciał ku niej świateł rannych smugą...
Szeptałem klęcząc, świętych przysiąg roty:
»Że świata będę i panem i sługą«.


KONIEC I. PIEŚNI I FRAGMENTU.


Sierpień 1913.



KU NIEŚMIERTELNOSCI.

Herkules młody, na ścieżek rozstaju,
Zapytał się mężnej Cnoty:
»Do nieśmiertelnych, wskaż mi drogę, kraju,
»W słoneczne wiedź mnie żywoty«.

Rzekła bogini: »Bohaterze młody,
»Idź przez śmiertelne mgławice,
»Szukaj cierpliwie, nie pij żadnej wody,
»Aż tajną znajdziesz krynicę.

»W cieniu drzew świętych i w żądz wszelkich głuszy,
»Tryska krynica przeczysta:
»Jasne jej wody biją w Twojej duszy,
»To struga życia wieczysta.

»Pij wodę czystą Twojego natchnienia:
»Boskie usłyszysz chorały;

»W promienną wolę Twój byt się przemienia
»I lecą czynów Twych strzały.

»Gdy Cię nasycą Twojej prawdy wody,
»Ku słońcu pójdziesz z pośpiechem,
»Będziesz chwalebny i wieczyście młody
»I śmierć odeprzesz uśmiechem.

»Wiewem Ci zwycięstw każdy wichr szeleści
»Żar krzepi, rzeźwi ulewa;
»I dzwon poranny imię Twoje wieści,
»Burza do wtóru Ci śpiewa.

»Nie zaćmią nawet krwi i łez opary
»Twojego jasnego wzroku;
»Na mrokach piszą czynów Twych ofiary
»Nadzieję lepszego roku.

»Żywy posiadłeś zagadkę żywota
»I depcesz po własnym skonie:
»Jedna do śmierci i życia ochota
»Wieńczy już młode Twe skronie«.


Wrzesień 1914.



ZERWANY SZNUR.
BALLADA.
Rycerzowi bez skazy.

Przyszłeś jak wid
Możliwych dni,
Niebyłych dni.
I widzę Cię,
Przez dziwną mgłę...
Bo lekki sen
Słonecznych dni
Faluje, mży...
Jak wiotka mgła,
Jak ranna ćma,
Przez krótki czas
Owija nas,
W subtelną nić
Pamięci.

I wizya łąk,
Krysztalnych strug,

Wyniosłych gór,
Dalekich dróg,
Jak pereł sznur
Zawisa.
Jak ranna mgła
Barw tęczą gra,
Nasz pereł sznur
Świeci i drży,
Jakby przez łzy
Padały skry…
Lecz co to jest?
Pobladła twarz…
Sznur pereł nasz
Zerwany!

Nie pomnę już,
Czyj tępy nóż,
Czyj ciężki giest,
Porwał na szmat,
Wonny jak kwiat,
Sznur pereł i
Opali.

Ktoś mówił raz:
»Nie jesteś paź;

»Nie szukaj księżniczek
Z bajki.
»Błędne księżniczki, rusałki,
»Koszałki, wszystko, opałki;
»To tylko lśni,
»To tylko mży.
»Skarby rusałek są zwodne,
»A panny bardziej dorodne«.

Nie pomnę już,
Czyj tępy nóż,
Czyj ciężki giest,
Porwał na szmat,
Wonny jak kwiat
Sznur pereł i
Opali.

Rusałki czekać nie mogą,
Bo ciągle płyną na fali…
Na żywej płyną przeźroczy,
A fala bystro się toczy.
Pod falą błyszczą kamyczki…
Dumne są także księżniczki
I pierwsze mówić nie zdolą;
A kiedy jadą swą drogą,

Omijać z daleka wolą
Zamki, gdzie więzią rycerzy,
Gdzie się księżniczkom nie wierzy.

Lecz Rycerz dawniej misternie,
Od róży odłączał ciernie.
Nawlekał zręcznie kamyczki
Dla błędnej swojej księżniczki;
Leciutkie kował okowy:
Niech wiąże sznurek perłowy!

Co mnie dziś jest?
Dziwny mój giest…
Z minionych dni,
Coś mi się śni,
Coś z poza chmur…
»Zerwałam sznur
»Z perełek i ze stali;
»Sznur nosi szkła,
»W mych oczach mgła
»I widzę źle;
»Więc prośbę ślę:
»Zawiąż łańcuszek, proszę,
»Na którym szkiełka swe noszę«.


Pobladła twarz:
»To nie sznur nasz,
»To tylko szych«.
»O sznurek nie chodzi wcale!
»Wygasły perły, opale...
»Rusałka płynie na fali....
»Zawiąż łańcuszek ze stali.
»Co Tobie jest?
»To tylko giest,
»Z minionych dni...
»Coś mi się śni,
»Coś z poza chmur…«

Wziął Rycerz sznur,
Zawiązał łańcuch ze stali.

Już sznurek nie jest zerwany,
Lecz dziwnie jakoś zmotany;
Nosić go wcale nie mogę.
Sznur nosi szkła,
W mych oczach mgła,
Więc jakoż wyjdę na drogę?

Patrzymy bezradni oboje;
I ja rozmotać się boję:

Rozplątać sznurka nie może
W kim dusza wspomnieniem chorze;
Gdy coś się mży
I ręka drży,
A dawna ćma,
Jak ranna mgła,
Przez krótki czas,
Omota nas
W subtelną nić
Pamięci.
Patrzymy jak biedne dzieci;
Z boku odezwał się trzeci:
»Mnie daj łańcuszek, księżniczko,
»Bo ja go wprawnie, nawyczką,
»Rozerwę snadnie,
»Rozmotam składnie,
»Proś czego chcesz,
»Potrafię, wiesz«.

Rozplątał łańcuch ze stali.
Rusałka płynie na fali.




JUŻ DAL BŁĘKITNA...

Już dal błękitna w podróż mnie nie woła,
Lub morze słone, lub brzegi Sekwanny,
Lub kraje piękne albo wiedzy szkoła,
Odkąd tej wiosny stał się cud poranny.

Jak dłonią zdarta mądrego anioła
Opadła z ziemi szarzyzny powłoka;
Otchłań się życia rozwarła głęboka
I suche różdżki zakwitły dokoła.

I w nurt spoglądam twórczego strumienia,
Co soki pędzi w drzew dumne konary,
Herosa postać dobywa z kamienia

I ziarno wszelkie obudzi z uśpienia...
I po cóż jechać? świat się zmienił stary:
Wszędzie pić mogę z wiecznie pełnej czary.


S…... Maj 1913.



TA KTÓREJ NIE ZNACIE...

Przez salę przeszła zamglona,
Gasząc swą piękność dziewiczą,
Jakby ją w obłok Junona
Skryła przed czcią napastniczą.

Patrzę: to leśna Dryada,
Rzuciła źródła, paprocie...
I drobną swą rączką bada,
Czy nie zgubiła w przelocie
Czapeczki, którą Aryele
W leśnej podały jej grocie,
Ażeby chodziła śmiele,
Przed ludzkim wzrokiem ukryta...
Wtem cudny uśmiech wykwita,
Jak róża jutrzenki blada,
W całem wiośnianem jej ciele:

Poznała leśna Dryada,
Że patrzy na nią w prostocie

Ktoś komu szepcą Aryele.


K….. Wrzesień 1916.



Z RÓŻNYCH FRONTÓW —
PRZY KOMINKU.

Tyrteusz także pono był kulawy,
Gdy mężną Spartę zagrzewał do sławy:
Tak tusząc winnym, gdy poniosłem szkodę
Napisać odę.

Lecz dziś zaiste łatwiej pisać treny:
Wojna szaleje od Wisły do Aisny,
Nadzieja jeszcze pokoju nie świta,
Przyszłość zakryta.

Na ziemiach Polski wszelki byt spokojny
Od głodu cierpi, od ognia i wojny;
Los brać na braci ciska w zawieruchę,
Jak liście suche.

I toczyliśmy smutne dziś rozmowy,
Na ogień patrząc złoty i różowy,

Pytając, jakie nurt dziejów głęboki
Niesie wyroki?

Czy wielkiej wojny i zniszczenia fala
Pleśń naszą zmywa i grób nasz odwala?
Czy polskiej pracy i przeszłości szczęty
Chłoną odmęty?

Czy pług wojenny tak nasz kraj przeorze,
Że zeń wykwitnie jedno polskie zboże?
Czy przyszłość tylko pętlicę zacieśni,
Zginiemy wcześniej?…

I w ciszy wszystkie pytania zastygły...
W polu gdzieś szalał wichr mroźny i ścigły,
Noc obtuliła chmurne nieboskłony,
W ciemne zasłony.

W sklepienia złomach czaiły się cienie;
W kominku złote pląsały płomienie
I jedna taka iskierka różowa
Kreśliła słowa:

»Próżno się umysł wysila człowieczy:
»Tajnego biegu nie odgadnie rzeczy.

»Próżno wzlatują, nad potopu fale,
Myśli i żale.

»Jest czas dla siejby, jest czas kłosobrania,
»Jest czas wesela, jest czas dla płakania;
»Jest czas budować, jest czas burzyć miasta,
Rzekł Eklezyasta« .

...Gdy brzask oświeci świat pusty i nowy,
Wspomnimy może ten wieczór zimowy;
Więc proszę przyjąć, dziś w zmierzch wigilijny
Wiersz elegijny.


P…... 18. II. 1915.



MELANCHOLIA.

Czasem mi dziwna i można pokusa
Na oczy palce kładzie ociężałe,
Wzrok wewnątrz zwraca i patrzeć przymusza
W żywota mego zwierciadło zmartwiałe.

I ciemny anioł tchnieniem swem porusza
Łez i zawodów morze skamieniałe;
Pożądań gwoździem znów przebita dusza
Ogląda dawne mary zmartwychwstałe.

Już blask nadziei czoła im nie wieńczy,
Lecz dziwna ku nim wiedzie mnie tęsknota
I nieśmiertelne jak dusza cierpienie…

Gdy krew mą piją marzeń moich cienie,
Jasnego ducha słyszę głos młodzieńczy:
»O nie patrz w głębię, gdy nią burza miota!«


S….... Styczeń 1914.



W ALBUMIE.
(POD OBICIEM Z »CYKLU TROJAŃSKIEGO«).

… Już walczą długo, pokruszyli dzidy;
Gniewny Achilles, syn morskiej Tetydy,
Z góry w Hektora tęgim mieczem wali ..
Już losy zwycięstw przechylone w szali
I wielki Hektor, cny Troi obrońca,
Wie, że nie ujrzy porannego słońca,
Że psom zwycięzca rzuci jego ciało,
Że Iljon spłonie, Andromachę białą
Achajczyk jakiś w dal powlecze smutną,
By wodę niosła i tkała mu płótno…
................
I pytam, patrząc w brukselskie obicie,
Czy dzień dzisiejszy, jak bezkształtne głazy,
Zawiera epos, które w pięknym micie,
W przyszłości wstanie, jak posąg bez skazy,
W poezyi blaskach odkryje i streści
Nadzieje, klęski, walki i boleści?

Jaki duch lotny zatoczy swe kręgi
Nad starym światem, który dzisiaj ginie,
Pokaże wszystkie walczące potęgi
Na ziemi, w niebie i w morza głębinie,
Wędrówki ludów, mordy i pożary,
Od gór Kaukazu po słone obszary?

Ludzkości przyszłej duch ten wytłomaczy,
O jaką dzisiaj świat walczy Helenę,
Jakiej królowej składa plon oraczy,
Gruzy i zgliszcza, krwi i życia cenę?
I czy jak Greków Pani go obdarzy
Mocą wcielania nadludzkich miraży?

A potem rzuci duch ten szczodrobliwie
Wawrzyny wszystkim, co w boju polegli:
I tym, co Troję zdobyli szczęśliwie,
I tym, co mężnie Troi swojej strzegli.
Potem opowie, jak krętemi szlaki
Ulisses wracał do skalnej Itaki.


P…... 15. IV. 1915.



KARAREIDA.
ŻART EPICZNY I PRZEDWOJENNY.

ARGUMENT.

Wyprawę moją nad brzeg Bohu wody,
W podolskie łany i cieniste jary,
Pieszo i łodzią i autem przygody,
Uczty, pochodnie, fety i fanfary
I dni błękitnych świąteczne pogody
Na wyspie, skałach, w ogrodach Karary
Spiszę — — łaskawe niech mnie natchną gwiazdy,
Cieszące nocne podróżnych wyjazdy.


INWOKACYA.

Cna Mnemozyno, świętych Muz macierzy,
Gdy wszystko płynie wiecznej prądem rzeki,
Czas miastoburca zniszczenia swe szerzy,
Ty roztoczyłaś skrzydła Twej opieki!

Przeszłość salwujesz od czasu rubieży;
Lecz sercom dajesz, nie mózgom Twe leki,
Bo to co miłe, nie to czego trzeba,
Wspomnieniem wznosisz w empiryjskie nieba.

Bądź mnie łaskawą! a jeżeli bluźnię,
Sądząc, że rozum pamięcią nie włada,
Zapędź mnie kiedyś w erudytów kuźnię,
Niech mi szpargały noc oświeca blada!
Dziś dyletantem niechaj chodzę luźnie,
Może półboga spotkam koniokrada
I mimo zmiennych wypadków zasłony,
Gaj Twój nad czasem znajdę zawieszony!



PIEŚŃ I.

Nad Boh niech dzisiaj wiozą mnie Pegazy:
Noc będzie ciepła i miodem pachnąca;
Na łąki niechaj srebrne ściele gazy
Seledynowa poświata miesiąca.
W dąbrowie ujrzę czarowne obrazy,
Przedemną wzrośnie step czasem bez końca
I może zoczę, przy cwale rumaków,
Lance błyszczące wśród ciemnych sumaków.


II.

Bo takie były letniej nocy wdzięki,
Kiedy jechałam skądś tam do Karary;
W ciszy się dzwonków kołysały brzęki,
Wozu co jechał przez puste obszary.
Żab słysząc żechot lub puszczyka jęki,
Poezyę piłam jakby z pełnej czary
I myśli słałam w lipową ulicę,
W nowego kraju cudną tajemnicę.


III.

Potem miasteczka błysły mi bazary:
Otwarte ściany świeciły różowo,
Na słupach wschodnie wisiały towary,
A wkoło dziwną szwargocący mową,
Snuli się ludzie, niby piekła mary...
Już kupić chciałam lampę kryształową,
Ale skoczywszy na jakimś wyboju,
Z poetycznego wypadłam nastroju.


IV.

Lecz jak trwać można w przyziemnym humorze,
Gdy tysiąc szmerów pustki rozpowiada,

Że już w paprociach bogi tańczą hoże?
Step skrzydeł dwoje przed duszą rozkłada,
A serca drżące i tajemne morze
Światłość księżyca ciągnie k'sobie blada?
Więc myśli czujne a jakoby senne,
Pomknęły w szlaki nikłe i promienne.


V.

Aż nas zatrzymał mur z kamienia lity.
Księżyc nad bramą bielił smukłe wazy,
O cień drzew wsparte i nieba błękity.
Zanim dzwon stróża zabrzęczał trzy razy,
Już sunęliśmy przez traw aksamity,
Do drzew i kwiatów cienistej oazy
I do świecącej wśród dębów arkady,
Pałacu jasnej, śmigłej kolumnady.


VI.

Ledwo podróżne otrząsnęłam pyły,
Wieczerzę dali na sali sklepionej.
Płomień latarni oświetlał ją miły.
Maryny[2] strojnej w perły i robrony,

Z pod łuku sklepień oczy mnie śledziły;
I chociaż w inne zwróciłam się strony,
Zdawało mi się, że caryca blada
Nieufnie patrzy i coś we mnie bada.


VII.

Wnet pod przewodem poszłam Pani agi,
Na wysrebrzone miesiącem terasy.
Drzew, skał i kwiatów księżyc uczył magii,
W parku się niosły szumy i hałasy
Bohu, co ciska na porohów wagi
Pieniące prądy i wód wściekłych masy.
Słuchając rzeki, staliśmy w milczeniu,
Ponad urwiskiem, w lip i dębów cieniu.


VIII.

Nadbrzeżną ścieżką chodziliśmy długo;
Księżyc zaglądał przez gałęzi kraty,
Na ciemnych głębiach kołysał się smugą,
Aż prąd ją porwał na pian śnieżne płaty
I plwał na głazy rozwścieczoną strugą.
Tu ktoś przypomniał, jak dawnemi laty,
Karara Turków była wilajetem,
A bazyliańska świątynia... meczetem.


IX.

Od stepu zwrotkę ostatnią przywiało
Smutnego epos; idziemy od rzeki,
Wzdłuż murów drogą szeroką i białą
Od murów dzienne promienieją spieki;
Boh toczy w dole krzywę swoją śmiałą
I płynie srebrem w widnokrąg daleki...
My przez kararską wracamy korniszę
W pałacu senną, popółnocną ciszę.


X.

Rano ................
..................
..................
Słońce mnie budzi i niebo przeczyste
I w towarzystwie pośpieszam jamnika,
Przez strome ścieżki i stoki urwiste,
Nad Boh, gdzie słońce blaski sieje szczodre,
Na fale dźwięczne, pieniące i modre.


XI.

Hymn uroczysty Bohu i miesiąca,
Już na akordy rozplótł rozmaite
Blask różnofarbny i wesoły słońca.
Na wzgórzach stroi chaty strzechą kryte,

Na cerkwiach błyszczy sieć promieni drżąca;
Powietrze całe zda się złotolite
I czujnem uchem, o porze porannej,
W ryku wód słyszę głos kapeli szklannej.


XII.

Boh jest przed parkiem jak lustro pogodne,
Aż spłynie skrętem w jaru strome ściany,
Skały łożyska w sploty chwyci wodne,
Zryczy wód grzmotem, oplwa mętem piany;
Chwilę w głębinie zbiera siły prądne,
Na progi pada wściekłością pijany...
Przeleci gniewny; głazy za nim warczą;
Z dala się śmieje chytrą, złotą tarczą.


XIII.

A gdy tak pędzi z wściekłością i w szale,
W tyle srebrzyste grają mu fanfary,
Ruchliwe, drobne, poniechane fale.
Kraj skał nadbrzeżnych oblegają szary;
Cisną się, tłoczą, wpierają zuchwale:
I nie wiem czyli trzciny i szuwary
Kołyszą lęki czy ranne wietrzyki,
Gdy woda wdziera w wysepek przesmyki.


XIV.

Właśnie prom wyspy opuszczając brzegi,
Przypływał ku mnie toń prując głębiny
I prządł za sobą płynne, złote ściegi,
Chłopcy rytmicznie przesuwali liny;
Prom niósł wprzęgnięte do małej telegi
Osiołki gniade wiozące jarzyny.
Więc mi się wyspa marzyła szczęśliwa,
Gdzie są pasieki, sady i warzywa.


XV.

Błądzę urwiskiem przez ścieżyny kręte...
Złociste centki pieszczą leśne mroki
I mchów aksamit i głazy zaklęte.
Pod drzew namiotem sen zawisł głęboki...
Takie pogańskie gaje były święte,
Gdzie czczono węże i zielone smoki.
Nagle zawyło... Męstwem serce zbroję
I szukam smoka, lecz znajduję Gioję.


XVI.

Gioja to czarna pomorska wilczyca;
Jak jedwab miękka, mieści się na dłoni;
Prym jej piękności oddała stolica.
Gdy obcych ujrzy albo zaprząg koni,

Miota jej ciałem gniewu nawałnica:
Jak Cerber szczeka w daremnej pogoni,
Świat niepokoi: na nerwy jest chora,
Lub jako piękność do kaprysów skora.


XVII.

Więc pani Gioji uspokaja Gioję;
Lecz wilk przy źródle zawarł ze mną zgodę:
W calową czeluść sączą się tam zdroje.
Wilk chce się napić, lecz by poniósł szkodę,
Utonął snadnie; przeto palce moje
W studzience zwilżam i daję mu wodę.
Wilk milczy, poznał, że i przykrych gości
Pomoc jest cenną, gdy pragnie lub pości.


XVIII.

Wysokopienne grabów wiodę ściany
W ogród, co blaskiem wszystkich barw się mieni,
Kwitnący śniegiem, iskrą wyzłacany;
Gdzie wszystkich kwiatów lata i jesieni,
Dyszące wonią kołyszą się łany,
W złotym potopie gorących promieni;
A nad rozkwitłą i pachnącą tęczą,
Roje owadów muzykalnie brzęczą.


XIX.

Takim był pierwszy mój w Kararze ranek,
Błękitem, słońcem, rosą malowany;
I tak dni miłych rozpoczął się wianek,
Na nić pogody złotą nanizany;
Dziś  rozprysł  w  czasie  jak  lot  kraśnych  baniek,
Które w przestworu powietrznego ściany
Śle małe dziecko; lecz któż z czasu toni
Zaczerpnie wody i zawrze ją w dłoni?


Październik 1913


KONIEC FRAGMENTU »KARAREIDY«.



ŚPIEW ARYELA Z »BURZY«.
(FULL FATHOM FIVE THY FATHER LIES).
TŁOMACZENIE.

W piątej topieli ojciec śni;
Kość w koralowy rośnie pręt;
Blask oczu jego w perłach lśni:
Nie zginie z niego jeden szczęt,
Lecz go przetworzy morski spływ
W jakiś bogaty, cudny dziw.
Nimfy mu dzwonią śmierci ton:
Ding-don.
Słysz, teraz słyszę, — ding-dong, dzwon.


Na Hali Królowej 22. X. 1913.



SAMOCHODEM.

Szybujmy w przestrzeń, przez góry, doliny,
Gdzie strugi jasne płyną wśród wikliny,
Czeremcha pachnie, gdzie sad śniegiem kwitnie,
Gdzie dal przedmioty otula błękitnie;
Gdzie brzegi lasów złocone kaczańcem...
Lećmy, aż myśli upoję się tańcem.
Szybujmy chyżo, tam rzepaku łany
Ruń przewijają pasem szczerozłotem,
W przysiółkach białe tryskają fontanny
Jabłoni kwietnych nad chruścianym płotem.
Każde z drzew gaju inne w barwy cieniu;
Nie mówcie, proszę, i lećmy w milczeniu;
Niechaj samochód tylko cicho brzęczy,
Bo w łuk jedziemy różnobarwnej tęczy…
................
Szybujmy w przestrzeń: tam gdzie sosny sine,
O stropy niebios oparły się mgliste,

Gdzie klasztór biały wzniósł ponad dolinę,
Mur starożytny i wieże strzeliste...
Lecimy z słońcem: wędrowne obłoki
Drgającą centką jasne znaczą stoki;
Brylantem świecą krople dżdżu na błoniach...
Szybujmy prędzej, czując wiatr na skroniach,
Aż chyżo bieżąc w szybkości zawrotnej,
Ciało mdłe stopię w mojej myśli lotnej!


1. V. 1913.



NA GROBIE SAMOBÓJCY.

Świat się spopielił śmiertelną szarugą;
Kochać nie mogę, używaniem gardzę,
Czynić nie warto. W monotonnej skardze
Zastygło serce. Kto wie na jak długo?

Może na zawsze, może wieczność całą,
Gdy w trawie legnę z przestrzelonem sercem,
Gdy w ziem i wodę obróci się ciało,
Rozpaczać będę pod łąki kobiercem…

Atomy ciężkie mojej nudnej psyche,
Wcielą się zwolna w one trawki liche
I tam gdzie legnę już się siew nie ruszy.

Z piekieł najgorsze, piekło moje ciche:
W ziarnach bezpłodnych, zamiast w jednej duszy,
Nic mnie nie wyrwie z martwej, ciemnej głuszy.


1913.



Z PRĄDEM RZEKI.

I cóż że płynąc wciąż nowym korytem
Nie zdołam wstrzymać rwącego strumienia?
Most złoty rzucę ponad nędznym bytem
I pójdę patrzeć w miraże wspomnienia.

Gdy zechcę zmroki wymaluję świtem,
Powietrzne miasta zbuduję z marzenia,
Albo mocniejsze zamki niż z kamienia;
Nasycę oczy zgasłym już błękitem.

Aż znów purpurą odzieją się piaski
I wiatr pomyślny czoło mi ochłodzi;
Miraże zaćmią nowych cudów blaski,

Objawień nowych spłyną na mnie łaski.
Niech rzeka płynie; bo i cóż mi szkodzi,
Że nigdzie chyżej nie zatrzymam łodzi?


Październik 1913.



ADIEU.

Quand à l’ombre fraîche des voûtes palatines,
Vous me lisiez Goethe, le Faust, les Elégies.
Les parfums des roses, de l’herbe, des glycines,
Et du jour, et du lieu la limpide magie,

La poussière sacrée de l’auguste colline,
La fête du soleil sur la ruine immense,
Votre timbre grave, votre douce présence,
Versaient à mon âme, l’illusion divine.

Et ainsi que les mystes aux èleusiennes fêtes,
Je voyais Galatée, ses nymphes, ses tritons,
Dans l’azur insondable, en renversant ma tête…

Soudain je tressaillis: dépassant l’horizon,
Galatée m’invitait à ses courses inquiètes
Sur l’inconnu amer, et à fuir sans raison.


Rome.



AUX DIEUX DOMESTIQUES…

Aux dieux domestiques j’ai donné sans liesse
Les fleurs merveilleuses, que je n’ai point cueilli,
Et des sentiers nouveaux l’ardeur et l’allé-gresse,
L’espoir infini.

De mon âme inquiète l’essor voyageur
Vers l’ombre de la nuit et vers l’or des matins;
Des pays inconnus les parfums, les couleurs,
Le blé et le vin.

Aux dieux domestiques j’ai donné les mirages
Des claires fontaines et des cites de rêve;
J’ai donné les souffles qui vers d’autres rivages
Dirigent sans trêve.


A ces dieux j’ai donné, et sans parcimonie,
Les déserts de sables et l’horizon avide,
Des vaisseaux disparus les sillons infinis
Sur la mer placide.

Sans joie, sans colère aux dieux domestiques
J’ai donné l’avenir et son charmant mystère,
Des amis inconnus le sourire mystique,
Les fronts de lumière.

J’ai donné l’or du Rhin et les brumes de Thulé,
Le rhytme de mes pas, mon allégresse intime...
Mais des dieux maussades j’entends les voix mêlées:
»Paye enfin ta dime!«


S….... 19. I. 1914.



A PROPOS D'UNE FRESQUE.

Un jour dame Beauté rit et pleine de zèle,
D’une fleur caressa son attelage frêle.
Tandis que l’emportaient en leur gracieux essor,
Ses colombes dans le ciel, tout de roses et d’or,
La reine très-douce, planant sur les cités,
Rêvait et dirigeait le haut vol argenté.

Et comme le matin et la blonde clarté
Exaltaient son âme de grande charité,
Elle dit: »Comme l’air et le soleil et l’onde,
»De ma pure essence je bénirai le monde;
»Loin de mon temple blanc, de l’encens, de mes stéles
»J’irai les mains pleines de mes dons immortels«.

Ainsi dit, ainsi fait; et la reine pensive
Renvoya l’équipage et mit pied sur la rive.
Elle marchait solitaire; aux portes d’une cité,
Pleine de commerce, de lucre, de gaîté
Une femme mendiait; sur une pierre assise,
Pas vieille, peut-être, et les cheveux à la bise.

Et la reine frémit, car la bouche édentée
Effaçait les courbes de pure volupté,
Et l’oeil morne, éteint, aurait pu translucide
Brûrler de la flamme, vivante mais limpide;
Et le corps sans grâce, sans âge, rebuté
Tendait les guenilles d’un élan de beauté.

La reine recula, connaissant qu’aux barrières
Veillait à toute heure l’insatiable Misère;
La reine recula, de ses dons rougissant,
Ses mains refermées, son âme fléchissant...
Mais dejà revenaient les colombes fidèles:
La reine s’envola vers l’encens et les stèles.


S….... Février 1914.






  1. Mikołaj Sęp Szarzyński: Rytmy.
  2. Mniszchównej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Maria Sułkowska.