To tylko grosz

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Nakwaska
Tytuł To tylko grosz
Pochodzenie Powieści dla dzieci
Wydawca Księgarnia Leopolda Michelsena
Data wyd. 1846
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Cały zbiór
Indeks stron
I.
TO TYLKO GROSZ!....
(ORYGINALNE.)

Bóg miłosierny ocenia,
Grosze w dukaty zamienia;
I jak rosę zsyła kwiatkom,
Dobroczynność daje dziatkom.
Jachowicz.

Pani Dobrzycka, bardzo rozsądna i bogobojna osoba, miała ślicznego synka, którego niezmiernie kochała. Że jednak — jak mówię — była rozsądną, wcale go nie psuła i żadnej nie mijała sposobnośći, ażeby go czegoś użytecznego nauczyć, albo napomnieć, jeżeli w czém chybił. Boleś jak się to i najgrzeezniejszym dzieciom trafia — czasami coś przeskrobał, nie nauczył się lekcyi, był roztrzepany i mało dbający o to, co posiadał. Mama nie raz łajać go musiała: to za splamienie sukienki, to za rozdartą książkę, to za zarzucanie ołówka lub pióra. Nie jednę dostał Boleś pokutę zate wszystkie uchybienia, ale się jednak nie poprawiał!... Bo też żadnego nie miał wyobrażenia o użytku pieniędzy. Napróżno mu mama naznaczyła małą pensyjkę, którą co niedziela pobierał, — napróżno poliniowała książeczkę do zapisywania wydatków z tej jego kassy. Boleś, albo zaraz za odebraniem pieniędzy kupił ciastek za wszystko co tylko posiadał, i te ciastka w ręku skruszył zanim je zjadł, albo rozdał; — lub zostawił pieniądze w kieszeni i te mu się gdzieś — jak mówił — podziały. Raz zadobył farby, które mu spółuczniowie rozebrali w szkole; — słowem, nic umiał Boleś zarządzić swém mieniem, i chcąc nie chcąc, musiała mu mama odjąć kassę. Już ją u siebie trzymała i zapisywała sama, czekając szezęśliwej chwili, w którejby syn przecież poznał co jest własność i jaki z niej ma zrobić użytek.
Dnia jednego, p. Dobrzycka liczyła pieniądze, — a służąca zdawała jej sprawę z jakiegoś sprawunku.
— Jeszcze mi się grosz od ciebie należy, powiedziała.
Nastka dobrze swą torebkę wytrząsnąwszy znalazła pieniądz i położyła go na biórku, przy którém p. Dobrzycka siedziała. Boleś, bawiący się w pokoju, tak sobie w duchu pomyślał: «Jak też mama może zadawać sobie pracę zapisywać wydadki, i tak ściśle rachować się ze służącemi? Oto Nastka grosz jej oddała, czy to warto dla grosza zastanowić się i chwilkę? Wiem, że mama nie skąpa, bo bardzo lubi ubogich i chętnie im daje jałmużnę; nie mogę więc pojąć dla czego tyle jej o ten grosz chodzi!»
Gdy on tak dumał, mama jakby zgadła co Bolesiowi w główce siedzi, powiedziała mu od niechccnia:
— Bolesiu, oto grosz reszty został mi z kupna, daję ci go, możesz z nim zrobić co ci się podoba.
Boleś mamę w rękę pocałował, bo był grzeczny chlopczyk, — ale do jej daru wcale wagi nie przywiązał. Wziął grosz, bawił się nim przez chwilę, — jako w godzinie wolnej od nauk, — rzucał, taczał, — zwyczajnie jak dziecię. W tém go coś innego zajęło, — ktoś zawołał; — on wybiegł i grosz zapomniany znowu się gdzieś podział, to jest przynajmniej dla Bolesia; — mama go na kobiercu podjęła i z westchnieniem schowała do synka sakiewki mówiąc do siebie: — «Jeszcze niepoprawiony!»
Czas był prześliczny, właśnie koniec wiosny; mama powiedziała wracającemu Bolesiowi:
— Chodź chłopczyku, dziś piątek, chcę być na Mszy świętej; — pójdziesz ze mną a potém też przejdziemy się po jarmarku, bo też to osiatni dzień dzisiaj, i już w wieczór budy przed szabasem pozdejmują, a ja mam niektóre drobne sprawunki do zrobienia.
Boleś wziął kapelusik, ledwie rękawiczki wyszukał; za co mu mama, dla swego zamiaru, już nic niemówiła; inaczej, pewnieby go zostawiła była w domu, za tę nową opieszałość.
Wyszli ulicą która prowadzi do fary. Boleś biegł wesoło przed mamą; w tém chłopiec niosący obwarzanki na kiju przeszedł koło nich spiewając: «Obwarzanków, — obwarzanków cztery za trzy grosze, smaczne, słone, wypieczone; u mnie kupić proszę.»
W istocie obwarzanki ślicznie wyglądały: były rumiane, swiéże, dość duże; — bardzo się Bolesiowi podobały!
— Mamo, zawołał, ja bym bardzo chętnie zjadł choć z jeden; do obiadu jeszcze daleko, a mamy dobrą po targu przechadzkę; niech mi mama kupi!
— Nie mam drobnych przy sobie, mój synku.... Ale dałam tobie grosz niedawno, możesz zań kupić obwarzanek, — pozwalam.
Boleś przypomniał w tej chwili grosz porzucony.
— Ach mamo, rzekł nieśmiało, kiedy mi się grosz gdzieś podział!
— Grosz nie ma nóg, Bolesiu, on sam od ciebie nie odszedł; a jeżeli się i potoczył, toś go przecież mógł podjąć.
— Ach, mamo! jam o nim wcale nie myślał, — wszak to tylko był grosz!
— Prawda, — ale teraz byłby obwarzanek!
Boleś uznał tę prawdę, odwrócił się za chłopcem, głośno swą piosnkę powtarzającym, i żal mu się zrobiło.
Poszli dalej. Pani Dobrzycka spojrzała na zegarek, i widząc że jeszcze zawczesnie na ostatnią Mszę świętą, na której być chciała, udała się z synkiem ku domom jarmarcznym. Zewsząd śliczne rzeczy oczom chłopczyka się przedstawiały! — A że się rozsądnym okazać pragnął, powiedział mamie:
— Ach! patrz droga mamo, jakby to dobrze było mieć ten ładny papier na list do Babuni! — Co kosztuje ta mała ćwiartka z widokiem Warszawy? zapytał kupca.
Grosz jeden, mój mały paniczu.
Boleś westchnął.
— A to ładne malowane pióro?
— Też grosz. I te trzy szyfry do tablicy Pan za grosz dostaniesz; kup sobie, wcale nie drogie a bardzo to potrzebne rzeczy dla chłopczyka.
Boleś się odwrócił nic nie mówiąc, — wiedział że prosić mamy byłoby próżną rzeczą, kiedy mama drobnych nie miała. Żal mu się za groszem zrobiło! — Wkrótce jednak nowe przedmioty rozerwały myśl jego.
— Mamo, mamo, znowu zawołał ciągnąc p. Dobrzyckę za płaszcz, jakie też ładne wiszą czerwone harasówki[1], takiej łokiec pięknieby się wydał spleciony w warkoczu naszej Nastki, pewnieby zadowoloną była.
Kramarka widząc, że dziecię ma ochotę na harasówkę, rzekła:
— Kup, mój drogi, — po groszu łokiec, i jeszcze ci dam dobrą miarę; — może do biczyka ci się przyda.
Westchnął Boleś, bo mu bardziej biczyk, niż Nastki warkocz był w sercu. — Ale cóż, grosza nie było!
Pani Dobrzycka weszła do sklepu kupować rzeczy potrzebnych do gospodarstwa. Boleś stał przed drzwiami, i tu i owdzie spoglądał. — Zbliżył się do niego chłopczyk z klatką w ręku:
— Czy nie kupi panicz ptaszka? ładny i da się łatwo ułaskawić, bo jeszcze młody; — można go nauczyć wodę ciągnąć, będzie jadł z ręki; — oddam go panu za jeden grosz.
— Mój Boże, pomyślał Boleś, co też to ładnych i użytecznych rzeczy można za grosz dostać, a jam o tém wcale nie myślał! — O, jak mi mama da coś pieniędzy, to już niemi kulać po podłodze nie będę, — wolę sobie co kupić!
— Oto mokrzyca, — ziele dla ptaszków, kup panicz wraz z wróbelkiem — krzyczała przekupka za oddalającym się Bolesiem — za grosz dam wiele; a może pan dla mamy kupi tę ładną wiązeczkę fijołków i konwalii? Już przechodzą, może już ostatnie tego lata; po groszu jedna.
Boleś westchnął głęboko, — wiedział bowiem, ile mama kwiaty lubi, a on tak mamę kochał! Tak byłby rad jej tę małą sprawić uciechę!
— Przeklęty grosz! zawołał pół głosem.
— Czy grosz winien? zapytała z uśmiechem mama.
Syn nic nie odpowiedział. — Poszli dalej.
Dzwon uderzył na Mszę świętą. Weszli do kościoła. Boleś bogobojnie ukląkł obok matki i modlił się z uwagą. Przy końcu nabożeństwa wyszło dwóch ludzi z tackami i brzękli niemi. Pani Dobrzycka dała złotówkę. — «Bóg zapłać stokrotnie,» powiedział kościelny i także przed Bolesiem poruszył tacką. Pożałował chłopczyna zgubionego grosza, — przykro jakoś mu się zrobiło, iż on nic nie położył.
Gdy wyszli z kościoła zapytał Boleś:
— Na co to mamo zbierają w kościele te pieniądze?
— Na światło, mój synu. — Kościół nasz nie jest dość dobrze uposażony; z tych składek zbierają się fundusze na kupno gromnic, które dużo kosztują; także i na inne przedmioty ku chwale Bożej służące.
— Ale mamo, ja widziałem że najwięcej tam po groszu ludzie rzucali.
— Prawda, synu, ale do grosza grosz, to będzie trzos; będą summy, kiedy się wiele razem zgromadzi osób, chociażby i po groszu dających. Jest teraz w świecie jedno towarzystwo pobożne, które ma za pierwszy cel wykupowanie miejsc świętych z rąk niewiernych. — Z pieniędzy, przez to towarzystwo zebranych, żywią się wszyscy katoliccy zakonnicy na wschodzie; — składka jednak jest bardzo małą: — grosz tylko na dwa dni wynosi!
— Czy też to podobna, moja mamo, żeby tyle a tyle rzeczy mieć za grosz na świecie?
— Za grosz jeden, nie wiele zrobić można; ale, jakem ci mówiła, iż, albo dokładając grosz do grosza, — albo gdy się znaczna ilość osób na jeden dobry uczynek zbierze, to i z tak małym nakładem wiele dokazać można. — Jedna cegła jest niczém, ale z wielu takich cegieł, najpiękniejsza się budowa wystawi. Doznałeś już dzisiaj, jak jest bolesnie zostawać bez grosza.
Tak rozmawiając wracali ku domowi; aż na rogu ulicy ujrzeli kobietę, — tak bladą i wychudłą, że ledwie obok niej siedzące dziecię możnaby porównać z jej nędzną postacią.
— Państwo miłosierne, błagała płaczącym głosem, dajcie na chléb dla tej biednej istoty, jeszcze dziś nic dziecię moje nie jadło; zlitujcie się, podarujcie mi choć grosz jeden!....
O teraz dopiero uczuł bolesnie chłopczyk brak swego tak pogardzonego pieniążka, — łzy w oczach mu się zakręciły. Ileż byłby rad zadosyć uczynić proźbie nieszczęśliwej matki! Wprawdzie pani Dobrzycka dała jej więcej, niż to co Boleś postradał, ale że miał bardzo dobre i czułe serduszko, żałował szczerze, że się nie przyłożył do datku i nie miał prawa do podziękowań biednej matki.
— Niech Bóg Panią błogosławi, niech i paniczowi da wszelkie dobro a oraz cnoty, o które dla niego, jako dobra matka, pewnie Opatrzności błagasz.
Boleś chciał powiedzieć kobiecie: «Proś Boga abym groszy nie gubił,» — ale się wstrzymał, pomyślawszy sobie: «Pewnie mi Bóg da tę łaskę, jeżeli się o nią także sam postaram, bo też to własna wina, żem tak nieuważny!
Wróciwszy do domu, Boleś ukląkł przed p. Dobrzycką i tak z płaczem jej powiedział:
— Mamo, czuję już teraz żywo mój zły nałóg i i roztrzepanie; doznałem dzisiaj wiele przykrości z powodu mej zguby; mamo kochana, bądź przekonaną że się poprawię i już nigdy tak niedbałym się nie okażę!
— Wierzę temu, mój Bolku, bo też miałeś dobrą naukę, — widzisz że i Kraków za grosz drogi kiedy go nie ma, tak mówi przysłowie, i że wiele temu cierpieć przychodzi, kto trwoniąc swe mienie pozbawia się najmilszej w życiu przyjemności: stać się użytecznym bliźnim swoim. Człowiek rządny tylko, mój synu, może sprawiedliwie być dobroczynnym, bo on wie, że to co posiada, jest jego własnością, i że krzywdą cudzą nie kupuje wdzięczności bliźnich. Broń cię Boże, abyś był dusigroszem, to jest abyś lubił pieniądze, jak niektóre potwory, dla ich samej ceny; lub gdybyś miał staĆ się łapi-groszem, ohydnym wyrzutkiem w społeczeństwie; ale nigdy nie przepomnij dzisiejszego poranku, i ileś razy miał zmartwienie dla braku jednego grosza! — Spodziewając się, że ci nauka posłuży, jutro zaraz sprobuję czyś się poprawił, dając ci do rąk twą tygodniową płacę; spodziewam się jednak, iż nie potrzebuję ponawiać ci mych napomnień. Znajdziesz w sakiewce ów grosz przez ciebie zarzucony, którym podjęła.
— O! mamo! ten grosz schowam na pamiątkę; a gdybym kiedykolwiek mógł znowu stać się nieuważnym, pokaż go tylko, moja mamo, a bez wątpienia się poprawię!
Dnia następnego był Boleś z mamą u Fary. Pensya jego — na trzy części rozdzielona: na tacce kościelnej grosz, w ręku biednej kobiety drugi, — a u mamy, wiązka fijołków na stoliku, się znalazły.






  1. Tasiemka wełniana.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Nakwaska.