Tako rzecze Zaratustra/Rozmowa z królami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł Rozmowa z królami
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część czwarta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZMOWA Z KRÓLAMI

1

Zaratustra nie bawił jeszcze godziny w swych górach i lasach, gdy spostrzegł nagle dziwny pochód. Drogą, którą zejść właśnie zamierzał, wchodzili dwaj królowie, w korony i pasy purpurowe strojni, a barwni, jak ptaki flamingi: pędzili oni przed sobą objuczonego osła. „Czegóż chcą królowie w mem państwie?“ rzecze Zaratustra w zdumieniu do swego serca i ukrył się czemprędzej w zaroślu. Gdy jednak królowie zbliżyli się doń, rzekł półgłosem, jak ten, kto do samego siebie mówi: „Dziwne! Dziwne! Jakże to się godzi? Dwuch królów widzę — i jednego tylko osła!“
Wówczas zatrzymali się królowie, spojrzeli uśmiechnięci w tę stronę, z której głos dochodził, a potem sobie w oblicza. „Takie rzeczy myśli się wprawdzie i między nami, rzekł król po prawej, ale głośno nie wypowiada się tego“.
Zaś król po lewej wzruszył ramionami i odparł: „Będzie to zapewne jakiś pasterz kóz. Lub pustelnik, co zbyt długo przebywał pośród drzew i skał. Zupełny brak towarzystwa psuje bowiem również dobre obyczaje“.
„Dobre obyczaje? odparł niechętnie i gorzko drugi król: od czegóż to umykamy? Czyż nie od „dobrych obyczajów“? Od naszego „dobrego towarzystwa“?
Lepiej zaprawdę, pośród pustelników i kóz pasterzy przebywać, niźli pośród naszego wyzłoconego, fałszywego, blichtrowego motłochu, — aczkolwiek zwie się on „dobrem towarzystwem“,
— aczkolwiek „szlachtą“ się zwie. Wszak tam wszystko jest fałszywe i zgniłe, a przedewszystkiem krew, dzięki starym złym chorobom i jeszcze gorszym znachorom.
Najlepszym jeszcze i najmilszym jest mi dziś zdrowy chłop: gburny, chytry, uparty, i wytrzymały: to jest dziś najdostojniejszy gatunek ludzi.
Chłop jest dziś najlepszy: chłopstwo panami być powinno! Lecz tamto, to państwo motłochu, nie dam się już złudzić co do tego. Motłoch wszakże zwie się: mieszanina.
Mieszanina motłochu: w niej wszystko wskroś i społem jest zmieszane, święty i łotr, szlachetka i żyd, oraz wszelakie zwierzęta z arki Noego.
Dobre obyczaje! Wszystko w nas fałszywe i zgniłe. Nikt czcić już nie potrafi: temu właśnie uchodzimy wszak z drogi. To są mdłe, natrętne psy, one ozłacają liście palmowe.
I ten wstręt dławi mnie, że i my królowie staliśmy się fałszywi, obciążeni i strojni starym wyblakłym przepychem pradziadów, że jesteśmy jak numizmaty dla najgłupszych i najprzebieglejszych, oraz dla wszystkich, kto dziś szachrajstwem o władzę się trudni.
Nie jesteśmy pierwsi, — a musimy pierwszych znamionować: to oszustwo przyprawiło nas wreszcie o przesyt i wstręt.
Hołocie uszliśmy z drogi, wszystkim tym gardłaczom i bazgraczom, tym muchom pstrzącym, tej woni kramarskiej, tym pokurczom próżności, temu cuchnącemu oddechowi: pfe, żyć pośród hołoty,
pfe! pośród hołoty znamionować pierwszych! Och, wstręt! wstręt! wstręt! Cóż na nas, królach, zależy!“ —
„Twa stara niemoc opada cię, rzekł król po lewej, wstręt cię opada, biedny mój bracie. Lecz, wiesz przecie, ktoś tu nas podsłuchuje.“
Zaratustra, który na tę królów rozmowę oczy i uszy rozwierał, podniósł się czemprędzej ze swego ukrycia, wystąpił przed króli i rzekł:
„Ten, kto was podsłuchuje, kto rad was podsłuchuje, o królowie, zowie się Zaratustra.
Jam jest Zaratustra, który niegdyś nauczał: „I cóż po królach!“ Wybaczcież mi więc, uradowałem się, słysząc was mówiących do się: „I cóż po królach!“
Tu zaś moje jest państwo i moje władanie: czegóż w mojem państw że szukacie? A może znaleźliście po drodze to, czego ja szukam: mianowicie człowieka wyższego?“
Gdy królowie usłyszeli te słowa, uderzyli się w piersi i rzekli jednogłośnie: „Przejrzano nas!“
Mieczem tego słowa przebijasz serc naszych najgłębsze ciemnie. Odkryłeś niedolę naszą, gdyż patrz oto! wyruszyliśmy w drogę, aby znaleźć wyższego człowieka —
— człowieka, coby wyrastał ponad nas, którzy królami wszak jesteśmy. Do niego też wiedziemy tego osła. Albowiem człowiek najwyższy winien być najwyższym panem na ziemi.
Niemasz bo cięższego nieszczęścia w żadnej doli ludzkiej ponad to, gdy najpotężniejsi nie są zarazem pierwszymi. Wówczas wszystko staje się fałszywe, koszlawe i potworne.
A cóż dopiero gdy taki jest zgoła ostatnim i raczej bydlęciem, niż człowiekiem: wówczas motłoch rośnie i wyrasta w cenie, aż póki cnota motłochu nie rzecze: „patrz, ja wyłącznie jestem cnotą!“ —
Co słyszę? — odparł Zaratustra, jakaż mądrość pośród króli! Jestem zachwycony i, zaprawdę, chętka mnie już bierze, by rymy na to złożyć: —
— aczkolwiek nie będą to rymy dla wszystkich uszu przydatne. Zdawna oduczyłem się mieć wzgląd na długie uszy. Hejże więc! Słuchajcież!
(Tu stało się jednak, że osieł odezwał się nagle: oto rzekł dobitnie i ze złą wolą: Ta-ak!)
Niegdyś — zda się, w pierwszym Roku Pana —
Rzekła Sybilla, bez wina pijana:
„Teraz wszystko pójdzie wspak!
„Biada! biada! Nigdy świat nie zmarniał tak!
„Rzym dziewką, i dziewek zamtuzem się zdał,
„Rzymu Cezar bydlęciem, Bóg — żydem się stał!“

2

Na tych rymach Zaratustry paśli się królowie; zaczem król po prawej rzecze: „O, Zaratustro, jakżeśmy dobrze uczynili, wybrawszy się w drogę, aby ciebie ujrzeć!
Albowiem wrogowie twoi pokazali nam obraz twój w swojem zwierciadle: oto spojrzałeś ku nam maszkarą djabła szyderczego: tak iż przestraszyliśmy się ciebie.
Lecz na cóż się to zdało! Przypowieści swemi zapuszczałeś raz po raz żądła w uszy i serca nasze. Aż wreszcie rzekliśmy: cóż z tego, jak on wygląda!
Słyszeć go musimy, tego, co poucza: „winniście miłować pokój, jako środek ku nowym wojnom, zaś krótki pokój bardziej, niż długi!“
Nikt tak wojowniczych słów nie głosił: „cóż jest dobre? Dobrze jest mężnym być. Dobra to wojna uświęca każdą rzecz“.
O Zaratustro, ojców naszych krew zawrzała w ciałach naszych na te słowa: była to mowa wiosny do starych kadzi winnych.
Gdy miecze migotały, jak krwawo-plamiste węże, wonczas to ojcowie nasi życiu radzi bywali; każdego pokoju słońce zdawało im się mdłe, gnuśne, zaś długi pokój rodził srom.
Jakże wzdychali oni, ojcowie ci nasi, gdy oglądali na ścianach białolśniące wyschłe miecze! I jako miecze, tak krwi wonczas łaknęli. Bo krwi miecz łaknie i błyskami tej żądzy płonie“. — —
— Gdy królowie tak oto o szczęściu ojców swych mówili i gawędzili, opadła Zaratustrę chętka zadrwić z ich gorliwości: gdyż najoczywiściej byli to pokojowo usposobieni królowie o starych i wytwornych obliczach. Przemógł się jednak. „Dobrze więc! rzekł, tędy oto wiedzie droga do jaskini Zaratustry; zaś dniu temu na długi niechaj przyjdzie wieczór! Teraz wszakże wołanie na ratunek przynagla mnie, abym was opuścił.
Zaszczyci to jaskinię mą, gdy królowie w niej zasiądą i oczekiwać zechcą: wypadnie wam wszakże długo czekać!
Chociażby! I cóż z tego! Gdzież to dziś lepiej uczy się czekać, niż na dworze? Zaś królów ostatnia cnota, — czyż nie zwie się ona: potrafić czekać?“ —

Tako rzecze Zaratustra.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.