Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnice Paryża |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Mystères de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Po odejściu Pique-Vinaigra wszedł za kratę inny więzień, mający lat około trzydziestu, rudy, o twarzy pełnej, czerwonej, wesołej, niskiego wzrostu i bardzo otyły. Miał na sobie wygodny watowany surdut, futrzane pantofle, przy łańcuszku od zegarka wisiało mnóstwo pieczątek, na palcach nosił dosyć kosztowne pierścionki; był to pan Boulard, komornik; używał go zwykle pan Petit-Jean, o którym już wiemy, że go notarjusz Ferrand podstawiał na swojem miejscu, w interesach mniej uczciwych.
— Dzień dobry, mój panie Bourdin! — rzekł komornik do sługi sądowego; byłem pewny, że stawisz się na moje wezwanie.
— Jakżebym mógł nie stawić się, generale? — odpowiedział Bourdin, dając pół-żartem, pół serjo ten tytuł wojskowy człowiekowi, który go często używał do swoich posług.
— Rad widzę — mówił dalej Boulard — że nie odstępujesz mnie w nieszczęściu. Już zaczynałem wątpić o tobie, bo pisałem do ciebie przed trzema dniami, a nie pokazałeś się.
— Niepodobna mi było znaleźć chwili czasu. Obaj z Malicornem o mało nie zamęczyliśmy się, ścigając hrabiego Florestana de Saint-Remy. Czy wiesz? teraz służy mu już wyższy tytuł.
— Jakto? z hrabiego został może markizem?
— Nie, z oszusta został złodziejem.
— O! ba! — ścigają go za djamenty, które ściągnął jubilerowi. Lecz niech mi wolno będzie spytać, jakim u djabła sposobem pan się tu dostałeś?
— Hołota, kochanku, zgraja obdartusów utrzymuje, że ich ograbiłem na 60.000 franków, padali na mnie skargę o nadużycie zaufania.
— Więc jesteś oskarżony tylko o nadużycie zaufania, generale? Niewielka to historja, w najgorszym razie posiedzisz trzy miesiące w więzieniu i zapłacisz 25 franków kary.
— Nawet i te parę miesięcy odsiedzę w domu zdrowia, mam znajomego deputowanego, on mi to wyrobi. Ale pomówmy o interesie, dla którego cię wezwałem, idzie tu o kobietę — dodał Boulard z tajemniczą i dumną miną.
— Oho! więc to taka sprawka? jestem na usługi.
— Zastaję w stosunkach z młodą artystką teatru Folies Dramatiques, ona mnie bardzo kocha, ale jak wiesz, kogo nie widzą, o tym i zapomną, chciałbym tedy wiedzieć jak się prowadzi panna Aleksandryna.
— Dosyć, generale, polecenie do wykonania nie trudniejsze, jak wyśledzić i za kołnierz schwycić dłużnika. Ale może rozkażesz co więcej jeszcze?
— Bynajmniej, mam wszystkie wygody, osobny pokój dobrze ogrzany, kazałem sobie przynieść fotel z domu, jadam trzy razy na dzień, odpoczywam, spaceruję i śpię.
— Ale, generale, takiemu jak pan gastronomowi, kuchnia w więzieniu musi być nie do smaku?
— Alboż nie mam na tej samej ulicy sklepu pani Michonueau, gdzie wszystkiego dostanę? W porę o niej wspomniałem, zajdź też do niej proszę i powiedz, żeby mi przysłała pasztet i kosz wina.
— Zanotuję sobie.
— Zapisz za jednym razem, żeby mi z domu przysłali dwie puchowe poduszki.
— Wszystko będzie spełniane co do litery. Teraz jestem spokojny generale, co do twego stołu, ale, gdzie spacerujesz? czy razem z hołotą więzienną?
— Nie inaczej, a spacery są bardzo ożywione, wesołe. Ach, przyjacielu, co za bandyckie fizjognomie! szczególnie jeden, nazywają go Szkieletem.
— Zabawne imię!
— Tak jest chudy, że zupełnie zasługuje na swój przydomek, sama skóra i kości. Inni więźniowie drżą przed mim. Ja zaprzyjaźniłem się z nim odrazu, dawszy mu nieco cygar, teraz uczę się u niego złodziejskiej mowy.
— Ha! ha! wybornie! tu mój generał uczy się.
— Tak jest, słowem nie nudzę się wcale, bo nie jestem hardy, poufalę się z więźniami, nie tak jak tu jeden jegomość, nazywa się Germain, hołysz, nie ma nawet czem zapłacić za osobną stancję, a udaje dumnego, unika ich. Ba! ani uważał na mnie. Zresztą więźniowie i mnie nawet mają prawie za nic, obwiniony o nadużycie zaufania! to nędzota dla takich bandytów. Lecz jeszcze jedno, zajdź proszę do pana Badimat i przypomnij mu, że obiecał znaleźć mi dobrego adwokata, zapłacę porządnie, dam tysiąc franków.
— Bądź spokojny, generale, dziś jeszcze wszystkie twoje poruczenia wypełnię. Do widzenia.
Boulard wyszedł jedną stroną, Boulard drugą stroną.
Drzwi się otworzyły, wszedł Germain.
Rigolettę przedzielała od niego tylko krata.