Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnice Paryża |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Mystères de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Czytelnik zna już szynk pod Zakrwawianem Sercem, w fosie na Polach Elizejskich. Mieszkańcy wyspy jeszcze tam nie przybyli.
Od czasu wyjazdu szarlatana Bradamanti z macochą pani d‘Harville do Normandji, Kulas wrócił do ojca. Teraz stał przed domem, żeby dać znać ojcu o nadejściu Marcjalów, to Czerwony Janek miał właśnie tajemną rozmowę z agentem policji Narcyzem Borel, z którym zabraliśmy krótką znajomość na początku tej powieści, kiedy w Cite, w szynku pad Białym Królikiem, schwytał dwóch zbrodniarzy, oskarżonych o zabójstwo.
Borel był to mężczyzna lat czterdziestu; silny, krępy, rumiany, z wzrokiem przenikliwym, twarz miał zupełnie ogoloną, ponieważ, że często musiał się rozmaicie przebierać dla chwytania zbrodniarzy.
Ten tedy agent żywą prowadził rozmowę z Czerwonym Jankiem.
— Tak jest — mówił do szynkarza — obwiniają cię, że z obu stron korzystasz: dzielisz się kradzieżą z bandą niebezpiecznych łotrów i dajesz fałszywe o nich wiadomości policji. Strzeż się, Janku; jeżeli się to wyda, będziesz ukarany bez żadnej litości.
— Wiem niestety, że mnie oskarżają i to mnie boli — odpowiedział szynkarz, udając zmartwienie. — Ale spodziewam się, że dziś przecie oddadzą mi sprawiedliwość i poznają się ma mojej dobrej i szczerej chęci.
— Zobaczymy! zobaczymy!
— Jakże można mi nie ufać? któż, jeżeli nie ja, naprowadził pana na Ambrożego Marcjala, jednego z najniebezpieczniejszych zbrodniarzy w Paryżu?
— To wszystko dobrze, ale Ambroży był uprzedzony, że go mają schwytać i gdybym nie był przyszedł wcześniej, niżeliś mi powiedział, byłby umknął.
— Panie Borel, może sądzisz, że ja uprzedziłem?
— Wiem tyle, że rozbójnik strzelił do mnie z pistoletu, lecz na szczęście zranił mi tylko rękę.
— Cóż robić, panie Borel! Nieporozumienie!
— Ba! to nazywasz nieporozumieniem?
— Nie inaczej, bo łotr chciał zapewne w głowę ugodzić.
— Czy w rękę, czy w głowę, nie o to mi idzie.
— Ale panie Borel! co za rozkosz. Naprzykład kiedy kto taki zręczny, odważny jak pan, śledzi oddawna bandę zbrodniarzy i nakoniec, przy pomocy uniżonego sługi Czerwonego Janka, zwabi ich w pułapkę, skąd żaden nie umknie. A przytem jest to niemała zasługa dla kraju — dodał szynkarz poważnie.
— Gadaj co chcesz, mój Janku. Codzień obiecujesz naprowadzić nas na bandę i nigdy nie dotrzymujesz obietnicy.
— A jeżeli dziś dotrzymam, jeżeli dziś pomogę panu dostać Barbillona, Mikołaja, jego matkę, siostrę i Puhaczkę?czy jeszcze nie będziesz mi wierzył?
— Niezawodnie, ale pewnie ty sam ich namawiałeś do dzisiejszej zbrodni?
— Nie, na honor! Puhaczka sama zamierzyła zwabić tu meklerkę Mathieu, dowiedziawszy się od mego syna, że More1, szlifierz z ulicy Temple, obrabia dla niej prawdziwe, nie zaś fałszywe kamienie i że pani Mathieu ma często przy sobie brylanty za znaczne sumy. Zgodziłem się na to, pod warunkiem, że do interesu przypuszczeni będą Marcjalowie, i Barbillon, żeby odrazu całą bandę panu wydać.
— A Bakałarz, ten niebezpieczny zbrodzień, tak silny, co zawsze bywał razem z Puhaczką? Czy nie masz żadnych wiadomości o nim?
— Żadnych — odpowiedział śmiało Czerwony Janek, mający słuszną przyczynę do kłamstwa, gdyż wtedy Bakałarz był zamknięty u niego w piwnicy.
— Zarzucają ci, żeś zatarł jego ślad.
— Zawsze wyrzuty, same wyrzuty, panie Borel.
— To jeszcze nie wszystko: powiadają, że ma ulicy Temple pod numerem 17 mieszka jakaś Buret, co pożycza na fanty i przechowuje twoje kradzieże.
— I cóż ja zrobię? czy ja ludziom gęby zawiążę? Teraz zaś spiesz się pan i przygotuj wszystko: banda za chwilę niewątpliwie przyjdzie.
— Dobrze, idę postawić moich ludzi, tylko pamiętaj, żeby dziś znowu nie spełzło na niczem.
Tu gwizdanie, znak umówiony, przerwało rozmowę. Czerwony Janek zbliżył się do okna, aby zobaczyć, kto nadchodzi.
— Patrz, już idzie Puhaczka. Czy teraz będziesz mi pan wierzył?
— To już coś, ale jeszcze nie wszystko, zobaczymy.
I Borel wyszedł bocznemi drzwiami.