Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.
PIERWSZE ZMARTWIENIE RIGOLETTY.

Pokój jej lśnił się jak zawsze czystością, czwarta była na zegarku, ponieważ nie było zbyt zimno, dla oszczędności ogień nie palił się w piecu. Przez okno zaledwie widać było kawałek błękitu nieba z za dachów i kominów. Nagle zabłąkał się w to okno promień słońca i ozłocił przejrzystą szybę. Rigoletta siedziała właśnie przy oknie, profil jej odbijał się od ozłoconej szyby wybornie, a czarne włosy błyszczały, zaś pracowita ręka biegała z nadzwyczajną szybkością.
Obydwa kanarki trzepotały się niespokojnie i wbrew zwyczajowi wcale nie śpiewały, bo i Rigoletta nie śpiewała, a one nie śpiewały bez niej. Rigoletta dziś nie śpiewała, bo pierwszy raz w życiu miała zmartwienie.
Nim powiemy czytelnikowi, jakie było pierwsze zmartwienie Rigoletty, chcemy mu odjąć wszelką wątpliwość co do jej nieposzlakowanej cnoty.
Ona ani walczyła, ani rozmyślała, tylko pracowała, śmiała się i śpiewała. Prowadziła, się dobrze, jak sama mówiła, bo nie miała czasu. Nie miała czasu na kochanie, na romanse.
Wyjąwszy poważnego, prawego Germain, inni sąsiedzi Rigoletty brali z początku jej poufałość za bardzo znaczące zaloty, lecz potem ze zdziwieniem i żalem poznawali, że będą mieć z niej wesołą towarzyszkę do niedzielnych przechadzek, dobrą i usłużną sąsiadkę, ale nigdy kochankę.
Tylko Franciszek Germain nie budował żadnych nadziei na poufałości gryzetki; instynktem serca poznał odrazu cały wdzięk przyjaźni z tak lubą dziewczyną jak Rigoletta. Co musiało nastąpić, nastąpiło. Germain namiętnie zakochał się w sąsiadce, a nie śmiał jej mówić o swej miłości.
Teraz powiemy, dlaczego Rigoletta była smutna, i dlaczego ani ona, ani kanarki nie śpiewały.
Jej świeża twarz nieco zbladła; wielkie czarne oczy, zwykle wesołe, trochę się zamgliły; w rysach malowało się widoczne znużenie, bo prawie całą noc oka nie zmrużyła. Od czasu do czasu spoglądała na otwarty list, leżący przed nią na stole: list ten napisał do niej Germain:

„Z więzienia Conciergerie.
„Pani!

„Miejsce, skąd piszę, dowodzi jak jestem nieszczęśliwy. Uwięziony jako złodziej, winny w oczach wszystkich, śmiem jednak do pani pisać. Bo nie mogę znieść myśli, żebyś, i ty mnie uważała za nikczemnego zbrodniarza. Błagam cię, nie potępiaj mnie przed odczytaniem tego listu. Jeżeli i ty mnie odepchniesz, będzie to dla mnie ostatni cios. Wszystko szczerze opowiem. Od czasu, jakem się wyprowadził z ulicy Temple, wiedziałem od Ludwiki, że rodzina Morelów, która nas oboje tak bardzo obchodziła, w coraz większej pogrąża się nędzy. Niestety! litość dla tych biednych mnie zgubiła. Wczoraj do późna zajęty byłem u pana Ferrand pilną robotą. W pokoju, gdzie pracowałem, stoi biurko, i tam notarjusz zwykle chował skończone przeze mnie roboty. Tego wieczoru był ciągle niespokojny, skłopotany, nareszcie powiedział mi: — Nie odchodź, póki nie skończysz tych rachunków: potem je włóż do biurka; zostawiam ci klucz od niego. I wyszedł. Kiedym skończył pracę, otworzyłem szufladę biurka; bezwiednie spojrzałem na list leżący w niej, i mimowolnie przeczytałam nazwisko: Hieronim Morel. Widząc, że w liście mowa o tym nieszczęśliwym człowieku, przeczytałem cały i dowiedziałem się z treści, że Morel miał być na drugi dzień uwięziony za weksel na tysiąc trzysta franków, a to na żądanie pana Fernand, ukrywającego się w tym interesie pod imieniem podstawionej osoby.
„Oburzony, zasmucony, spostrzegłem złoto w otwartem pudełku: było w niem dwa tysiące franków. W tej chwili usłyszałem Ludwikę na schodach; nie zastanowiłem się nad tem, co robię, lecz korzystając ze sposobności, wziąłem tysiąc trzysta franków, wybiegłem do Ludwiki i oddałem jej pieniądze, mówiąc: Jutro rano mają uwięzić twego ojca za tysiąc trzysta franków; daję ci tę sumę na wykupienie ojca, lecz nie mów, że ją masz ode mnie. Pan Ferrand jest złym człowiekiem! Chęć moja była dobra, lecz czyn występny.
„Oddawna przed oszczędność zebrałem tysiąc pięćset franków i umieściłem u bankiera. Przed ośmiu dniami bankier uwiadomił mnie, że, jeżeli nie chcę na dłużej pieniędzy u niego zostawić, mogę je w każdej chwili odebrać. Miałem zatem więcej, niżelim brał u notarjusza, bo nazajutrz mogłem odebrać moje tysiąc pięćset franków; lecz kasjer bankiera dopiero w południe przychodził, a Morela miano uwięzić rano o wschodzie słońca, trzeba mu więc było dać pieniądze jak najwcześniej.
„Nieszczęście chciało, że bankier od dwóch dni bawił w domu wiejskim w Belleville, oczekiwałem niecierpliwie dnia, przybywam nakoniec do Bellleville wszystko się przeciw mnie sprzysięgło! przed chwilą bankier wyjechał do Paryża; wracam więc do miasta, odbieram pieniądze, biegnę do pana Ferrand, już wszystko odkryte! Lecz to jeszcze nie wszystko: notarjusz obwinia mnie o kradzież piętnastu tysięcy franków w biletach bankowych, które miały leżeć w tej samej szufladzie, gdzie było dwa tysiące franków w złocie. Niegodziwe, haniebne, podłe kłamstwo! Nie wypieram się, że wziąłem tysiąc trzysta franków, ale papierów nie widziałem nawet było tylko złoto.
„Ale czy mi uwierzysz? Niestety! wszakże i pan Ferrand powiedział mi, że kto mógł ukraść małą sumę, mógł ukraść i większą, że słowa moje nie zasługują na żadną wiarę. O, panno Rigoletto! jakżem ja nieszczęśliwy! Gdybyś wiedziała wśród jakich ludzi muszę pozostawać, aż do czasu wyroku! Wczoraj odesłano mnie tymczasowo do więzienia policyjnego.
„Co za twarze!! co za ubiory! Wszędzie oznaki występku i nędzy. Było tam ze czterdziestu do pięćdziesięciu więźniów: siedzieli, chodzili, leżeli na ławkach włóczęgi, złodzieje, mordercy, wszyscy przytrzymani zeszłej nocy, albo tegoż dnia. Kilku patrzało na mnie z zuchwałem szyderstwem, potem zaczęli pocichu między sobą mówić, jakimś szkaradnym, niezrozumiałym dla mnie językiem. Po chwili najzuchwalszy uderzył mnie po ramieniu i żądał pieniędzy na obchód mego przybycia. Dałem im nieco drobnych pieniędzy, żeby sobie kupić spokój, lecz nie poprzestali na tem; żądali więcej, odmówiłem. Wtedy otoczyli mnie z przekleństwem i groźbą; chcieli się rzucić na mnie, kiedy szczęściem na zgiełk ten wszedł strażnik; poskarżyłem się przed nim: kazał im oddać mi pieniądze i powiedział, że za małą opłatą mogę mieć osobną celę. Z wdzięcznością na to przystałem i zaraz wyszedłem, śród gróźb tych łotrów, bo mówili, że się jeszcze spotkamy i wtenczas nie ujdę żywy z rąk ich. Strażnik zaprowadził mnie do osobnej celi, tam spędziłem resztę nocy i stamtąd piszę dziś rano.
„Za kilka godzin przesłuchają mnie i odeślą do więzienia zwanego la Force; lękam się, że tam znowu spotkam kilku tych łotrów, z którymi wczoraj byłem razem. Panno Rigoletto, jedynej i ostatniej usługi oczekuję po twojej dawniejszej przyjaźni, jeżeli tylko teraz nie wstydzisz się tej przyjaźni.
„Prośba moja jest następująca: posyłam razem z tym listom kluczyk i parę słów do odźwiernego domu, w którym mieszkałem, przy bulwarze Saint-Denis, pod Nr. 11. Uwiadamiam go, że pani możesz rozrządzić jak ja sam, całą moją własnością i że powinien wykonać wszystkie pani rozkazy. Zaprowadzi cię do mego pokoju. Otwórz pani biurko kluczykem, znajdziesz tam w dużej kopercie różne papiery, o schowanie których proszę; między niemi jeden był do ciebie pisany, jak zobaczysz z adresu; inne były pisane o tobie, w czasach kiedy byłem bardzo szczęśliwy! Nie gniewaj się, nigdy ich czytać nie miałaś. Proszę wziąć także stamtąd nieco pieniędzy, które zostały, oraz woreczek atłasowy z czerwoną chusteczką; nosiłaś ją na ostatnich naszych przechadzkach i dostałem ją od ciebie, kiedym się wyprowadził z waszego domu. Proszę cię o pozwolenie pisania czasem do pani. Słodko jest przed przychylną osobą wylać dolegające smutki. Niestety! sam jestem na świecie! nikogo nie obchodzę, to osamotnienie już dawniej było mi przykre, a teraz! A jednak jestem uczciwym człowiekiem, sumiennie dać sobie mogę świadectwo, że nigdy nikomu nic złego nie zrobiłem; że zawsze, z niebezpieczeństwem życia nawet, unikałem złego, dowiesz się o tem z papierów, które proszę cię, przeczytaj. Ale kto mi uwierzy? Pana Ferranda cały świat szanuje, oddawna ma opinję cnotliwego męża, ma słuszność pod pewnym względom, i zgubi mnie. Poddaję się losowi, który mnie czeka! Jeżeli mi więc wierzysz, panno Rigoletto, nie wzgardzisz, ale użalisz się nade mną i pomyślisz czasem o szczerym przyjacielu; a jeżeli masz wiele, wiele litości, może będziesz natyle dobrą, że odwiedzisz mnie kiedy w niedzielę (ileż wspomnień to słowo budzi!) w więzieniu. Lecz, nie, nie, nie; ciebie zobaczyć w podobnem miejscu, nie śmiem. Jednakże pani tak jesteś dobra. Muszę kończyć, strażnik przyszedł mi oznajmić, że mnie wołają do sądu. Bądź zdrowa, panno Rigoletto, nie opuszczaj mnie, w tobie jednej, w tobie tylko jednej mam nadzieję!

Franciszek Germain“.
Dobre serce gryzetki głęboko wzruszyło się, gdy się dowiedziała o nieszczęściu, o którem nawet nie miała wyobrażenia. Od tej chwili uczuła dla Germaina coś więcej, niż dawniejszą przyjaźń; skoro się dowiedziała, że nieszczęśliwy, niewinnie oskarżony, jest w więzieniu, zapomniała o dawnych jego rywalach. Nie była to jeszcze miłość, lecz żywe, szczere przywiązanie, pełne litości i poświęcenia, uczucie całkiem nowe dla Rigoletty, tem więcej, że i smutek miał w niem udział.

Rudolf, zapukawszy do drzwi, wszedł do jej pokoju.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.