Tajemnice Paryża/Tom I/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.
PIENIĄDZE LUB ŻYCIE.

Bakałarz i Puhaczka, mimo gwałtownego wiatru i ulewnego deszczu, zaczajeni w sieni naprzeciw szynkowni, usłyszeli jak Szuryner wyszedł i udał się w stronę, gdzie był stary dom; lecz wkrótce wiatr i deszcz zagłuszył odgłos jego ciężkich kroków. Tom i Sara również wyszli i udali się w przeciwną stronę.
— Dobrze, — szepnął Bakałarz do Puhaczki, — przygotuj witrjoł i baczność! — Pozdejmujmy trzewiki, żeby nie usłyszeli naszych kroków, — ozwała się Puhaczka.
Obmierzła para zdjęła obuwie. Chociaż więc szli tuż za Tomem i Sarą, stąpania ich nie było słychać;
— Szczęściem fiakr na nas czeka, — rzekł Tom.
Nagle się zatrzymał.
— Omyliłem się, trzeba było iść na lewo; musimy minąć rozwalony dom, nim dojdziemy do fiakra.
Bakałarz i Puhaczka rzucili się do bramy.
— Tem lepiej, niech idą w rudery, — rzekł Bakałarz.
Tom i Sara zbliżyli się rozwalonego domu, którego piwnice tworzyły przepaść wzdłuż ulicy. Bakałarz rzucił się jak tygrys, pochwycił Toma za gardło i zawołał:
— Oddaj pieniądze, albo cię stracę do tej jamy! — I popchnąwszy go wtył, zatrzymał nad piwnicą, drugą zaś ręką ścisnął jak w kleszczach rękę Sary. Nim się obrócił. Puhaczka obdarła go. Sara z zimną krwią przemówiła do Toma:
— Oddaj im pieniądze. — A zwracając się do Bakałarza, dodała: — Nie wołamy pomocy, nie róbcie nam nic złego.
Puhaczka, przetrząsnąwszy kieszenie swych ofiar, rzekła do Sary: — Pokaż ręce, może masz pierścionki. Ani jednego... co za nędza!
Tom z zimną krwią, która go ani na chwilę nie odstąpiła, rzekł do Bakałarza:
— Mam w pugilaresie ważne papiery, nic ci z nich nie przyjdzie; odnieś mi je jutro, a dam ci 25 luidorów.
— Aha! żebyś mnie przytrzymał. Gadaj zdrów...
— Zaraz, zaraz, — zawołała Puhaczka: — jeżeli chce, można się ułożyć. Wiesz, gdzie jest Saint-Denis i Saint-Ouen?
— Wiem.
— Otóż przyjdź jutro rano sam jeden z pieniędzmi na równinę przed Saint-Ouen; ja tam będę z pugilaresem.
— Ale on cię każe schwytać.
— Nie bój się; mam jedno oko, ale dobre, jeżeli kogokolwiek z nim zobaczę, zje djabła nim mnie złapie.
Sara, jakby uderzona nagłą myślą, zapytała bandyty.
— Chcesz zarobić dużo pieniędzy?
— Zapewne.
— Widziałeś w szynku, gdzieśmy byli, człowieka, po którego przyszedł węglarz?
— Byłbym go uczęstował, ale mnie przewrócił na stół i uciekł. Jeżeli o niego chodzi, dajcie mi tysiąc franków, a zabiję go.
— Saro!... — zawołał Tom przelękniony.
— Nie idzie tu o zabicie, nędzniku! — rzekła Sara. — Przyjdź jutro do Saint-Denis, będzie tam mój towarzysz sam jeden i powie ci, co trzeba zrobić, a jeśli ci się uda, to nie tysiąc, ale dwa tysiące franków dostaniesz.
— Moja żona tam będzie; powiecie jej, co zrobić.
— A więc jutro o pierwszej.
Bakałarz z Puhaczką szybko się oddalili.
— Piekło nam nastręczyło tego bandytę, może nam usłużyć, — rzekła Sara.
— Ja się boję, — rzekł Tom.
— A ja mam nadzieję...
Pospieszyli ku kościołowi Najświętszej Panny.
Szuryner, ukryty w ruderach, był świadkiem tej sceny... Dowiedziawszy się o zamiarach Sary i Bakałarza względem Rudolfa, chciał go jakoś ostrzec... Ale jakim sposobem? Rozmyślając, machinalnie poszedł za Tomem i Sarą, a widząc, że wsiadają do fiakra, siadł ztyłu. O godzinie pierwszej fiakr zatrzymał się na bulwarze Obserwatorjum. Tom i Sara zniknęli w ciemnej uliczce.
Noc była nadzwyczaj ciemna, Szuryner nie mógł rozpoznać miejsca; z przebiegłością więc dzikiego Indjanina dobył noża, szeroko zaciął drzewo, przy którem się powóz zatrzymał i wrócił do swego mieszkania.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.